Jasne światło wypełniające mój mały pokoik oświetliło moją twarz, dzięki czemu się obudziłam.
Na podłodze obok łóżka wymacałam niedbale leżący telefon, aby sprawdzić która może być godzina.
Zdziwiłam się, że dochodziła ósma.
W pracy mam być dopiero przed dziesiątą, więc mam jeszcze mnóstwo czasu.
W ciągu tygodnia pracuję w małej kawiarni Caffe Nero w centrum Londynu.
Podoba mi się ta praca. Nie dość że mam świetnych współpracowników, to jeszcze życzliwych pracodawców.
Odkąd przeprowadziłam się do Londynu, zaraz po śmierci moich rodziców, którzy zginęli w wypadku samochodowych, niespełna trzy lata temu. Mieszkam sama.
Na początku zamieszkałam z ciocią - siostrą mojej mamy. Było ciężko, naprawdę ciężko. Ciotka nigdy mnie nie lubiła i gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, wyprowadziłam się od niej i wynajęłam małe mieszkanko niedaleko Hyde Parku. Pieniądze, które rodzice dla mnie zostawili, jako jedynej córce starczyły na wynajem mieszkania i opłacenie rachunków z góry, za kilka miesięcy.
Później znalazłam pracę i mam za co je opłacać i o nie dbać.
Moje mieszkanie jest małe, ale idealne dla mnie. W końcu mieszkam sama, więc czego chcieć więcej? Mam kuchnię, mały salonik z telewizorem i kilkoma meblami, łazienkę oraz sypialnię z dużym podwójnym łóżkiem, które uwielbiam.
Jeśli chodzi o pracę to pracuję od poniedziałku do piątku, a w weekendy studiuję na uczelni która jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania.
Dojeżdżam tam metrem, które praktycznie zatrzymuje się obok uczelni, a jadę niecałe dziesięć minut.
Komuś mogłoby się wydawać, że mam ciężko w życiu, ale ja się cieszę. Lubię jak coś się u mnie dzieje, bo nie myślę wtedy o głupotach, a moja głowa jest pełna pozytywnych myśli.
Codziennie rano staram się uśmiechać, wiem że jest ciężko bo przecież jestem sama, ale mam wspaniałych znajomych z pracy, którzy potrafią poprawić mi humor, gdy tylko ich zobaczę.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się na nim. Kości dały o sobie znać, a mięśnie strasznie zabolały.
chyba wczoraj przesadziłam z treningiem na rowerze.
Rower to mój chłopak, mogłabym śmiało rzec. Nie odstępuję go na krok. Jeżdżę nim wszędzie. To do pracy, to na zakupy, to na jakieś wycieczki.
Zaścieliłam ładnie swoje łóżko i szurając nogami oraz zabierając z fotela, przygotowane wczoraj wieczorem ubrania, ruszyłam do łazienki.
Moja łazienka jest naprawdę malutka, z resztą jak całe mieszkanie. Znajduje się w niej prysznic, który stoi w prawym, najbardziej oddalonym od drzwi rogu. Po jego przeciwnej stronie znajduje się toaleta, a obok niej umywalka. Natomiast naprzeciwko umywalki, nad którą wisi biała szafka, stoi pralka.
Płytki są jasno niebieskie, co dodaje jeszcze większego uroku temu przytulnemu pomieszczeniu.
Rozebrałam się i szybko weszłam pod prysznic. Mam niedużo czasu, aby zacząć swoją zmianę. Na szczęście jutro już sobota, więc jadę na uczelnię i tam odeśpię wszystkie zarwane poranki i pracowanie do późna. No dobra, żartuję. Będę uważnie słuchać profesorów i notować wszystko w moim notesie, Przynajmniej będę się starać.
Umyłam włosy i resztę ciała, po czym wyszłam spod prysznica. Ubrałam na siebie czarne spodnie i białą koszulkę.
Wysuszyłam włosy, które stały mi po tym we wszystkie strony świata. Próbowałam je jakoś ujarzmić, ale nie dało się z tym nic zrobić, wiec najlepszą opcją było związanie ich w wysokiego kucyka, z którego wypadało kilka pasemek.
Nałożyłam jeszcze trochę makijażu, składającego się z czarnej kreski i tuszu do rzęs.
Nigdy nie byłam fanką malowania się, ale gdy zaczęłam to nie mogłam przestać. To się chyba nazywa uzależnienie.
W kuchni wypiłam szybką kawę i porwałam wczorajszego tosta i już mnie nie było. Bałam się, że spóźnię się do pracy, a przecież czeka mnie droga i to w dodatku rowerem, więc potrzebuję więcej czasu na dotarcie do miejsca pracy.
Zamykając drzwi i pięć razy sprawdzając czy aby wszystko mam i czy drzwi są na pewno zamknięte zbiegłam schodami na dół.
Wyjęłam ze swojej skrytki rower i zarzucając ramiączka plecaka na barki zasiadłam na moim pojeździe i ruszyłam w stronę kawiarni.
Wyjechałam na ścieżkę przed blokiem, a wiosenne słoneczko zaświeciło mi w oczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam szybciej w stronę parku.
Uwielbiam to uczucie, gdy jadę na rowerze. Czuć wiatr we włosach i niesamowitą wolność, to jest to!
Mogę wszędzie szybko zajechać, nie muszę stać w korkach i denerwować się, że gdzieś nie zdążę. Gorzej gdy pada deszcz, ale ja jestem człowiekiem który niczego się nie boi, więc dla mnie deszcz wcale nie jest taki straszny.
Boję się tylko jednej rzeczy, a mianowicie...
- Cholera! - jakiś męski i donośny głos krzyknął w moją stronę. A dalej to się samo potoczyło. Wjechałam w ogromne krzaki w parku, przez który codziennie przejeżdżałam.
- Co zrobiłeś?! - zapytałam z wyrzutem w głosie wychodząc z pomiędzy kolczastych krzaków i wyjmując rower. Postawiłam go na pod nóżce i zaczęłam otrzepywać spodnie z kolców. W pewnym momencie zobaczyłam dziurę.
- To moje nowe spodnie. - wskazałam na niewielką, ale jednak, dziurę w nowo co kupionych spodniach. Podniosłam głowę i wtedy zamarłam. Stał przede mną wysoki brunet z niebieskimi, jak morze oczami, aż zaparło mi dech w piersiach. Mnie - osobie której buzia się nie zamykała. Ale to był jedyny raz kiedy tak się stało.
- Przepraszam. - powiedział delikatnym głosem patrząc mi prosto w oczy. - Przepraszam cię, naprawdę. Próbowałem go trzymać, ale gdy tylko widzi rower wariuje i biegnie w jego stronę. - dodał wskazując na olbrzymiego psa. Nie mam pojęcia jaka to była rasa, ale gdy tylko go zobaczyłam aż mnie cofnęło.
- Nie, bój się go. Nie gryzie. - zaśmiał się brunet, a ja popatrzyłam na niego z miną mówiącą: "Serio?"
- Taa, każdy tak mówi, a potem ląduje w szpitalu z powodu zagryzienia przez psa. - odpowiedziałam przewracając oczami. Odwróciłam się za siebie i trzymając rower zaczęłam oddalać się od mojego "napastnika" i jego pana.
- Zaczekaj! - krzyknął chłopak, ale ja nawet nie odwróciłam się. Szłam dalej prowadząc rower. Miałam niedaleko do kawiarni, a rower nie nadawał się do jazdy. Trzeba będzie chyba wycentrować przednie koło.
- Poczekaj. - był coraz bliżej, a ja przyśpieszyłam kroku. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie dość, że zostałam zaatakowana przez takie bydle, to jeszcze mam rozdarte spodnie i, popatrzyłam w dół na swoje odzienie, całą brązową bluzkę. Po prostu świetnie!
- Ej! Zaczekaj! - Czego on ode mnie chce? Stanęłam w miejscu i gwałtownie odwróciłam się za siebie. Brunet biegł, a obok niego szedł pies. Przewróciłam znowu oczami.
- Czego ode mnie chcesz? Śpieszę się do pracy. - warknęłam, a chłopaka cofnęło w tył. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
- Chciałem tylko przeprosić. - znowu. - I zapytać czy mogę jakoś, może zapłacić za szkody jakie narobił Bob? - Bob? A kto to do cholery jest? Ach tak, to pies. Popatrzyłam w dół na niego. Teraz siedział spokojnie przy nodze swojego pana z pyskiem otwartym i rozglądał się dookoła. Naprawdę dziwne stworzenia z tego Boba.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedziałam nieco milej.
- Ale naprawdę mogę ci dać jakieś pieniądze, czy coś - zaproponował, a ja kręcąc głową i marszcząc brwi westchnęłam głośno.
- Już mówiłam, nie trzeba. A teraz przepraszam, ale śpieszę się do pracy. - odwróciłam się i pchając rower ruszyłam w stronę kawiarni.
- A mogę postawić ci kawę? - nie dawał za wygraną. Odwróciłam się za siebie i lekko uśmiechnęłam. Zobaczyłam, że chłopak również się uśmiecha wystawiając swoje śnieżnobiałe zęby. Wyglądał tak ładnie, nawet jeśli w kącikach jego oczu, dostrzegłam lekkie zmarszczki.
- Piłam już kawę, ale dziękuję za propozycję. - odpowiedziałam.
- Szkoda. - mruknął raczej sam do siebie niż do mnie.
Wzruszając ramionami ruszyłam dalej przed siebie. Niestety mój spokojny jakże spacer znowu przerwał chłopak wołając mnie, ale było w tym coś dziwnego bo był dość blisko mnie. I nim się zorientowałam co się dzieje szedł tuż obok mnie.
- Przeprosiłeś mnie, więc czego jeszcze chcesz? Naprawdę śpieszę się do pracy, a ty nie ułatwiasz mi dotarcia tam. - warknęłam wychodząc z parku i stając za chwilę przed przejściem dla pieszych i czekając, aż światło zmieni się na zielone.
- Przepro...
- Daruj sobie. - uniosłam dłoń w górę nakazując mu zamilknąć. Światło w końcu zmieniło się na zielone, wiec mogłam bezpiecznie przejść na drugą stronę, a mój "prześladowca" oczywiście poszedł za mną.
- Musisz mnie śledzić? - zapytałam nawet na niego nie patrząc, ale czułam na sobie jego gorący wzrok.
- Ja cie nie śledzę. Z Bobem odprowadzamy cię tylko do pracy, abyś bezpiecznie dotarła na miejsce. - wyjaśnił, a ja po raz trzeci dzisiejszego dnia przewróciłam oczami.
- Nie trzeba jestem dorosła i potrafię sobie poradzić, naprawdę. - odpowiedziałam zapewniając go, że tak naprawdę jest. Od dwóch lat żyję sama, bez niczyjej pomocy i dobrze mi z tym. I nie potrzebuję niańki, aby pilnowała każdy mój ruch.
Mój towarzysz, którzy bardzo mnie irytował przez całą drogę do kawiarni, nie odzywał się dopóki nie doszliśmy na miejsce. Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi na zaplecze, gdzie wstęp mają tylko i wyłącznie pracownicy tego miejsca.
- Dzięki za odprowadzenie. - bąknęłam parkując rower na specjalnym stojaku dla nich i zapinając łańcuch wokół przedniego koła.
- Nie ma za co, myślę że Bob czuje się lepiej z tym że mógł jakoś się odwdzięczyć za ten nieszczęsny wypadek. - odpowiedział wskazując palcem na swojego psa.
- Naprawdę, nic się nie stało. - odpowiedziałam, a w głowie pojawiła mi się myśl mówiąca: Jak to nic? A nowe spodnie? A rower?
- Jeszcze raz przepraszamy i miłej zmiany w kawiarni. - życzył mi na koniec i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie.
Już chciałam wchodzić na zaplecze, gdy zawołał za mną.
- Jak masz na imię?
- Emma.
- Bardzo ładnie. - uśmiechnął się i zniknął a zakrętem.
- A ty jak masz na imię? - zapytałam cicho, ale niestety nie dostałam odpowiedzi. Ale coś mi się zdaje, że za niedługo dowiem się jak chłopak ma na imię.
***
Minęły dopiero cztery godziny mojej zmiany, a ja już miałam dość.
Cały czas moje myśli nawiedzał brunet z niebieskimi oczami. Pani Jones, moja przełożona i jednocześnie współpracownik, musiała mnie co chwila sprowadzać na ziemię.
Sama siebie nie poznawałam, co się ze mną działo? Odtwarzałam jego obraz w głowie chyba z milion razy i za każdym razem na moich ustach pojawiał się ogromny uśmiech. Sama nie wiedziałam dlaczego, aż tak bardzo to przeżywam. Przecież nie wpłynęło to aż tak bardzo na mnie, ale po chwili w mojej głowie zawitała myśl: "Jasne, to dlaczego ktoś ciągle sprowadza cię na ziemię?".
Ja jestem faktycznie jakaś nienormalna. Chłopak zniszczył mi tak dobrze zaczynający się,poranek. A do tego rozdarł spodnie i zepsuł mój ukochany rower.
Nie, nie mogę o nim myśleć. W ogóle to dlaczego ja to robię? Nie wiem.
Postanowiłam, że do końca mojej zmiany będę się mieć na baczności i będę pilnować, aby nie myśleć o nim.
Niebieskie oczy, śnieżnobiały uśmiech, brązowa czupryna...
- Em? - głos Veroniki, mojej koleżanki z pracy wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Znowu.
Była ona w moim wieku i razem studiowałyśmy na tej samej uczelni, tyle że na innych kierunkach.
- Co jest? - zapytałam.
- Dlaczego w twoich spodniach jest dziura? - zapytała wskazując palcem na moje kolano, na którym widniała większa dziura niż widziałam ją rano, zaraz po wypadku.
- Miałam mały wypadek rano, jak jechałam do pracy. - odpowiedziałam dotykając dziurki i wzdychając głośno.
- Co? Wypadek? - wykrzyknęła gwałtownie wstając w ławki stojącej na zapleczu, gdzie aktualnie siedziałyśmy, ponieważ miałyśmy kilkunastominutową przerwę.
- Nic mi się nie stało. Po prostu jakiś chłopak z psem we mnie weszli i tyle. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech.
- Hmm chłopak? - zapytała mrugając okiem, a ja pokręciłam głową.
- Daj spokój Ve, było minęło. - odpowiedziałam sięgając po kubek z kawą i upijając łyk.
- Ładny chociaż? - dopytywała, a ja miałam ochotę wstać i wyjść z kantorka.
- Nie wiem, nie przyglądałam się. - ale oczy to miał ładne, dodałam sobie w myślach.
- Co? Jakiś koleś cię poturbował, a ty nawet na niego nie spojrzałaś? - zapytała z wyrzutem. - Ja to bym od razu umówiła się z nim na kawę. - dodała puszczając mi oczko.
- Ty to ty, Ve. A ja to ja. Wiesz, że ja nie potrafię tak. - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół i bawiąc się już pustym kubkiem. - Poza tym, nie on mnie poturbował, jak to powiedziałaś, a jego pies Bob. - sprostowałam, a dziewczyna chwilę później wybuchnęła śmiechem.
- Bob? Kto wymyśla takie dziwne imiona dla psa? - zapytała nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Przecież to ładne imię.
- Ale nie dla psa. - ledwo wypowiedziała to zdanie.
- Czepiasz się. - wywróciłam oczami wstając z ławki i poprawiając swój czerwony fartuszek.
- A jak ten tajemniczy nieznajomy ma na imię? - zapytała dotykając mojego ramienia, gdy myłam swój kubek.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami kładąc go na suszarkę i wycierając dłonie w ścierkę.
- Co? Jak to nie wiesz? - zapytała głośniej niż zwykle.
- Nie przedstawił się, a ja zapomniałam zapytać z nerwów. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie pomyślałam nawet o tym, aby zapytać się go o jego imię.
- Em, Em, Em, co to z tobą będzie? - zaśmiała się i wyszła na salę. Ruszyłam za nią, ale gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od "Pokoju pracowników" jak to nazywa pani Jones wmurowało mnie w ziemię.
Naprzeciwko kasy, a do tego w moim sektorze do obsługiwania klientów, siedział on. I to nie sam. Z jakimiś czterema chłopakami. Żywo o czymś rozmawiali, bo każdy był pochłonięty tym co inni mają do powiedzenia.
- Ve? - zapytałam podchodząc do dziewczyny, która aktualnie robiła cappuccino, dla jednej klientki. Stała tyłem do klientów, dlatego mogłyśmy swobodnie pogadać także nikt tego nie widział.
- Ve, błagam pomóż mi. - poprosiłam, gdy dziewczyna robiła piankę na kawie.
- Co jest? - zapytała, uważając aby przypadkiem nie wylać kawy z kubka.
- On tu jest. - wyjaśniłam cicho.
- Kto? - zapytała odwracając się do klientki i wręczając jej plastikowy kubek i kasując ją.
- On, ten nieznajomy, tajemniczy chłopak. - mruknęłam odwracając się tyłem do jego stolika, aby przypadkiem mnie nie zauważył i nie podszedł w naszą stronę.
- Gdzie?- zapytała wkładając banknot do kasy i po chwili zaczęła rozglądać się po sali.
- Tam. - wskazałam głową w ich stronę. - W moim sektorze. - dodałam ciszej.
- Przystojny. - mruknęła kiwając głową. - Mówiłaś, że jest brunetem?
- No. - potwierdziłam.
- Ładny, naprawdę. I te brązowe oczy. - rozmarzyła się na widok chłopaka. Ale zaraz. Przecież nieznajomy miał niebieskie oczy. O co jej chodzi? Odwróciłam się o dostrzegłam, że tajemniczy chłopak jest odwrócony do nas tyłem, a naprzeciwko niego siedzi również brunet, ale z bardzo krótkimi włosami.
- To nie on, wariatko. Ten, o którym ci mówiłam siedzi do nas tyłem. Ten z postawionymi w górę włosami. - wyjaśniłam, a dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia i powiedziała.
- Naprawdę ładny, myślę że powinnaś iść i wziąć od nich zamówienie.
- A możesz pójść za mnie? - poprosiłam patrząc na nią błagalnym wzrokiem, ale Ve zaśmiała się tylko i zniknęła na zapleczu.
Ale z niej przyjaciółka, pomyślałam. Trudno będę musiała stawić temu czoła. Sama.
Wziąwszy głęboki oddech zabrałam spod kasy notes oraz ołówek. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę stolika.
- Witamy w kawiarni Caffe Nero, czym mogę służyć? - zapytałam profesjonalnym i nie zdradzającym niczego głosem. Denerwowałam się, i to jak!
- Dzień dobry miłej i przepięknej kelnerce. - odpowiedział mi jeden z chłopaków. Jak się domyślam to był chyba farbowany blondyn, ale reki nie damo sobie uciąć, że tak jest.
Uśmiechnęłam się do niego i ponowiłam swoje pytanie.
- Czy mogę służyć? - trzymając ołówek w górze czekałam, aż któryś z nich się w końcu odezwie, a nie będą patrzeć na mnie jak na obiekt zainteresowania.
- Poproszę kawę bezkofeinową. - w końcu odezwał się brunet z burzą loków na głowie. Miał duże, zielone oczy, w których widziałam jakąś iskierkę szaleństwa. Tak, mogłabym śmiało stwierdzić że chłopak lubił broić.
- Bezkofeinową? - zapytał chłopak z czarnymi włosami jak smoła i postawionymi w dziwnego irokeza, przynajmniej dla mnie, bo widziałam coś takiego pierwszy raz na oczy.
- Co w tym złego? Nie lubię kofeiny. - powiedział Loczek, a ja cicho się zaśmiałam, ale chwilę później powróciłam do profesjonalnego wyrazu twarzy.
- Coś jeszcze? - zapytałam wcześniej zapisując wybór chłopaka w notesie.
- Ja poproszę ciastko czekoladowe, a do tego kakao. - powiedział farbowany blondyn, a ja sobie zapisałam jego wybór. Podniosłam głowę i czekając, aż reszta coś zamówi obserwowałam każdego z osobna. Po mojej prawej stornie siedział właśnie ten tajemniczy chłopak. Nie odezwał się jeszcze ani jednym słowem, obserwował tylko swoich towarzyszy, ale na mnie w ogóle nie spojrzał. Zrobiło mi się smutno z tego powodu, bo myślałam że może jakoś do mnie zagada i może zażartuje z porannego wypadku, ale nic z tego. Trudno, pomyślałam. chyba odpycham od siebie ludzi.
Obok niego, w półokrągłym boksie, siedział Loczek, Blondi, drugi brunet i dziwny irokez.
- A ja poproszę czarną kawę bez cukru. - odezwał się ten brunet, którego Veronica pomyliła z tajemniczym nieznajomym.
- Ja to samo co blondi. - wtrącił czarnuszek, gdy zapisywałam sobie w notesie wszystko.
- A ja chciałbym twój numer. - w końcu przemówił tajemniczy, a jego głos wypełnił moje uszy rozlewając się po nich aksamitem. Aż mnie ciarki przeszły.
Zauważyłam, że reszta chłopaków zaśmiała się głośno z komentarza bruneta, a ten oparty o oparcie siedzenia jedną rękę miał położoną na swoim kolanie, a palcem drugiej masował dolną wargę, czym rozpraszał mnie i to bardzo.
- Obawiam się, że nie mamy tego w karcie. - odpowiedziałam profesjonalnym głosem wypranym z emocji. Nie wytrącisz mnie z równowagi, oj nie.
- Zadziorna jest. - skomentował moją wypowiedź Loczek, a ja spiorunowałam go wzrokiem, ale obawiam się iż chłopak tego nie widział. Szkoda.
- Dobra, to w takim razie poproszę adres twojego mieszkania. - powiedział po czym rozbawiony przeniósł na mnie swój wzrok i trzymając język między zębami przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- O co ci chodzi? - zapytałam. Tego już było za dużo. Chłopak na za dużo sobie pozwala. - Nie dość, że mnie poturbowałeś rano to jeszcze rozdarłeś nowe spodnie, na które odkładałam dwa miesiące, aby sobie je w końcu kupić.- powiedziałam, a wyraz twarzy chłopaka diametralnie się zmienił, a ja nie ustępowałam, kontynuowałam dalej. - Za to ty nie musisz się tym zamartwiać, pewnie masz wszystko czego tylko pragniesz. Bogaci rodzice? A może dobrze płatna praca, w której cóż nie musisz nic pewnie robić. Zapewne siedzisz sobie wygodnie w ogromnym fotelu i rozkazujesz innym aby pracowali za ciebie. Zgadłam? - zapytałam, a chłopakowi opadła szczęka. Chyba nie spodziewał się takiego wybuchu z mojej strony.
- Podać coś panu, czy nie? - zapytałam znowu i czekałam, aż chłopak się odezwie. Ale pokręcił tylko głową ze zrezygnowaniem i spuścił ją w dół.
- Zaraz przyniosę państwa zamówienia. - zwróciłam się do reszty chłopaków siedzących w boksie i odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę lady.
Po drodze zebrałam jeszcze kilka zamówień z mojego sektora i ruszyłam w stronę lady. Przy reszcie klientów starałam się uśmiechać, ale w mojej głowie wciąż siedział obraz wyśmiewającego mnie chłopaka. Dlaczego, to akurat na mnie musiało trafić? Dlaczego ja mam takiego pecha?
Po moim policzku poleciała łezka, ale szybkim ruchem dłoni pozbyłam się jej. Nie potrzebowałam płakać, za dużo się już w życiu napłakałam. wystarczy. A na pewno nie będę tego robić przez jednego i zadufanego w sobie chłopaczka z bogatej rodziny.
Rano wydawało mi się, że chłopak jest naprawdę miłym i fajnym facetem, a okazuje się że prawda jest całkiem inna. Może to jego towarzystwo tak na niego wpływa? Może chciał pokazać, przy kolegach jaki to on nie jest i tak dalej. Zapewne chciał pokazać im, że jest twardym gościem, a nie takim co cacka się z głupią laską i przeprasza ją po kilka razy pod rząd.
Nie patrząc ani w stronę tamtego, nieszczęsnego boksu i Veroniki, która była bardziej niż zainteresowana tym co się przed chwilą wydarzyło, skoncentrowałam się na robieniu zamówień.
Na dużej tacy położyłam wszystkie zamówienia i zabierając ze sobą jak najwięcej odwagi ruszyłam w ich stronę.
- Proszę, to państwa zamówienia. - powiedziałam kładąc przed każdym z nich ich wybory.
Gdy skończyłam uśmiechnęłam się nieszczerze i już chciałam się odwrócić, gdy tajemniczy chłopak złapał mnie za nadgarstek. A przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Popatrzyłam najpierw na moją rękę, a dopiero później na jego twarz. W oczach chłopaka zauważyłam coś w rodzaju bólu? Sama nie wiem co to było, nigdy nie byłam dobra w odczytywaniu uczuć u innych.
- Przepraszam. - szepnął wstając. Górował nade mną wzrostem, jakoś rano tego nie zauważyłam.
- Słyszałam to już kilka razy dzisiaj, więc daruj sobie, dobra? - wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę kasy.
Nie minęły dwie sekundy, a chłopak znów złapał mnie za nadgarstek i odwrócił przodem do siebie.
- Emma, ja naprawdę przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - powiedział ze skruchą w głosie.
- Wiesz co ja nie wiem czy ty teraz to mówisz, bo zrobiło ci się głupio, czy znowu udajesz. - powiedziałam wściekle wyrywając rękę z jego ciasnego uścisku i przechodząc za ladę.
- Nie udaję, naprawdę. - powiedział kładąc dłoń po lewej stronie swojej klatki piersiowej.
- Przepraszam, ale jestem pracy. Muszę jakoś zarabiać na życie. - powiedziałam nawet na niego nie patrząc. Zajęta byłam układaniem szklanek pod ladą.
Gdy podniosłam głowę nieznajomego już nie było, a zauważyłam że i ich boks jest pusty. Musieli już wyjść. Widocznie to zajęcie nieźle mnie wciągnęło, skoro przegapiłam jak wychodzą. Dla mnie i lepiej.
Wyszłam zza lady i podeszłam do ich siedziska. Pod jednym z kubków był duży napiwek dla mnie. Aż otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Włożyłam pieniądze do kieszonki fartuszka i zaczęłam zbierać brudne naczynia ze stołu.
Gdy już miałam odchodzić, zauważyłam coś dziwnego. Mianowicie białą, zwiniętą serwetkę leżącą na siedzeniu nieznajomego bruneta, na której na wierzchu widniało moje imię.
Podniosłam ją i rozejrzawszy się po kawiarni zauważyłam że jestem tylko ja i Veronica, która myła stoliki w swojej części kawiarni. Bujała się w rytm muzyki płynącej w jej słuchawkach. Nie zauważyła mnie, gdy stałam sama nieco dalej od niej i zastanawiałam się co jest napisane na tej serwetce.
Ostrożnie i trzęsącymi się palcami rozprostowałam "liścik".
I teraz nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Na podłodze obok łóżka wymacałam niedbale leżący telefon, aby sprawdzić która może być godzina.
Zdziwiłam się, że dochodziła ósma.
W pracy mam być dopiero przed dziesiątą, więc mam jeszcze mnóstwo czasu.
W ciągu tygodnia pracuję w małej kawiarni Caffe Nero w centrum Londynu.
Podoba mi się ta praca. Nie dość że mam świetnych współpracowników, to jeszcze życzliwych pracodawców.
Odkąd przeprowadziłam się do Londynu, zaraz po śmierci moich rodziców, którzy zginęli w wypadku samochodowych, niespełna trzy lata temu. Mieszkam sama.
Na początku zamieszkałam z ciocią - siostrą mojej mamy. Było ciężko, naprawdę ciężko. Ciotka nigdy mnie nie lubiła i gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, wyprowadziłam się od niej i wynajęłam małe mieszkanko niedaleko Hyde Parku. Pieniądze, które rodzice dla mnie zostawili, jako jedynej córce starczyły na wynajem mieszkania i opłacenie rachunków z góry, za kilka miesięcy.
Później znalazłam pracę i mam za co je opłacać i o nie dbać.
Moje mieszkanie jest małe, ale idealne dla mnie. W końcu mieszkam sama, więc czego chcieć więcej? Mam kuchnię, mały salonik z telewizorem i kilkoma meblami, łazienkę oraz sypialnię z dużym podwójnym łóżkiem, które uwielbiam.
Jeśli chodzi o pracę to pracuję od poniedziałku do piątku, a w weekendy studiuję na uczelni która jest oddalona od mojego miejsca zamieszkania.
Dojeżdżam tam metrem, które praktycznie zatrzymuje się obok uczelni, a jadę niecałe dziesięć minut.
Komuś mogłoby się wydawać, że mam ciężko w życiu, ale ja się cieszę. Lubię jak coś się u mnie dzieje, bo nie myślę wtedy o głupotach, a moja głowa jest pełna pozytywnych myśli.
Codziennie rano staram się uśmiechać, wiem że jest ciężko bo przecież jestem sama, ale mam wspaniałych znajomych z pracy, którzy potrafią poprawić mi humor, gdy tylko ich zobaczę.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się na nim. Kości dały o sobie znać, a mięśnie strasznie zabolały.
chyba wczoraj przesadziłam z treningiem na rowerze.
Rower to mój chłopak, mogłabym śmiało rzec. Nie odstępuję go na krok. Jeżdżę nim wszędzie. To do pracy, to na zakupy, to na jakieś wycieczki.
Zaścieliłam ładnie swoje łóżko i szurając nogami oraz zabierając z fotela, przygotowane wczoraj wieczorem ubrania, ruszyłam do łazienki.
Moja łazienka jest naprawdę malutka, z resztą jak całe mieszkanie. Znajduje się w niej prysznic, który stoi w prawym, najbardziej oddalonym od drzwi rogu. Po jego przeciwnej stronie znajduje się toaleta, a obok niej umywalka. Natomiast naprzeciwko umywalki, nad którą wisi biała szafka, stoi pralka.
Płytki są jasno niebieskie, co dodaje jeszcze większego uroku temu przytulnemu pomieszczeniu.
Rozebrałam się i szybko weszłam pod prysznic. Mam niedużo czasu, aby zacząć swoją zmianę. Na szczęście jutro już sobota, więc jadę na uczelnię i tam odeśpię wszystkie zarwane poranki i pracowanie do późna. No dobra, żartuję. Będę uważnie słuchać profesorów i notować wszystko w moim notesie, Przynajmniej będę się starać.
Umyłam włosy i resztę ciała, po czym wyszłam spod prysznica. Ubrałam na siebie czarne spodnie i białą koszulkę.
Wysuszyłam włosy, które stały mi po tym we wszystkie strony świata. Próbowałam je jakoś ujarzmić, ale nie dało się z tym nic zrobić, wiec najlepszą opcją było związanie ich w wysokiego kucyka, z którego wypadało kilka pasemek.
Nałożyłam jeszcze trochę makijażu, składającego się z czarnej kreski i tuszu do rzęs.
Nigdy nie byłam fanką malowania się, ale gdy zaczęłam to nie mogłam przestać. To się chyba nazywa uzależnienie.
W kuchni wypiłam szybką kawę i porwałam wczorajszego tosta i już mnie nie było. Bałam się, że spóźnię się do pracy, a przecież czeka mnie droga i to w dodatku rowerem, więc potrzebuję więcej czasu na dotarcie do miejsca pracy.
Zamykając drzwi i pięć razy sprawdzając czy aby wszystko mam i czy drzwi są na pewno zamknięte zbiegłam schodami na dół.
Wyjęłam ze swojej skrytki rower i zarzucając ramiączka plecaka na barki zasiadłam na moim pojeździe i ruszyłam w stronę kawiarni.
Wyjechałam na ścieżkę przed blokiem, a wiosenne słoneczko zaświeciło mi w oczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam szybciej w stronę parku.
Uwielbiam to uczucie, gdy jadę na rowerze. Czuć wiatr we włosach i niesamowitą wolność, to jest to!
Mogę wszędzie szybko zajechać, nie muszę stać w korkach i denerwować się, że gdzieś nie zdążę. Gorzej gdy pada deszcz, ale ja jestem człowiekiem który niczego się nie boi, więc dla mnie deszcz wcale nie jest taki straszny.
Boję się tylko jednej rzeczy, a mianowicie...
- Cholera! - jakiś męski i donośny głos krzyknął w moją stronę. A dalej to się samo potoczyło. Wjechałam w ogromne krzaki w parku, przez który codziennie przejeżdżałam.
- Co zrobiłeś?! - zapytałam z wyrzutem w głosie wychodząc z pomiędzy kolczastych krzaków i wyjmując rower. Postawiłam go na pod nóżce i zaczęłam otrzepywać spodnie z kolców. W pewnym momencie zobaczyłam dziurę.
- To moje nowe spodnie. - wskazałam na niewielką, ale jednak, dziurę w nowo co kupionych spodniach. Podniosłam głowę i wtedy zamarłam. Stał przede mną wysoki brunet z niebieskimi, jak morze oczami, aż zaparło mi dech w piersiach. Mnie - osobie której buzia się nie zamykała. Ale to był jedyny raz kiedy tak się stało.
- Przepraszam. - powiedział delikatnym głosem patrząc mi prosto w oczy. - Przepraszam cię, naprawdę. Próbowałem go trzymać, ale gdy tylko widzi rower wariuje i biegnie w jego stronę. - dodał wskazując na olbrzymiego psa. Nie mam pojęcia jaka to była rasa, ale gdy tylko go zobaczyłam aż mnie cofnęło.
- Nie, bój się go. Nie gryzie. - zaśmiał się brunet, a ja popatrzyłam na niego z miną mówiącą: "Serio?"
- Taa, każdy tak mówi, a potem ląduje w szpitalu z powodu zagryzienia przez psa. - odpowiedziałam przewracając oczami. Odwróciłam się za siebie i trzymając rower zaczęłam oddalać się od mojego "napastnika" i jego pana.
- Zaczekaj! - krzyknął chłopak, ale ja nawet nie odwróciłam się. Szłam dalej prowadząc rower. Miałam niedaleko do kawiarni, a rower nie nadawał się do jazdy. Trzeba będzie chyba wycentrować przednie koło.
- Poczekaj. - był coraz bliżej, a ja przyśpieszyłam kroku. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie dość, że zostałam zaatakowana przez takie bydle, to jeszcze mam rozdarte spodnie i, popatrzyłam w dół na swoje odzienie, całą brązową bluzkę. Po prostu świetnie!
- Ej! Zaczekaj! - Czego on ode mnie chce? Stanęłam w miejscu i gwałtownie odwróciłam się za siebie. Brunet biegł, a obok niego szedł pies. Przewróciłam znowu oczami.
- Czego ode mnie chcesz? Śpieszę się do pracy. - warknęłam, a chłopaka cofnęło w tył. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony.
- Chciałem tylko przeprosić. - znowu. - I zapytać czy mogę jakoś, może zapłacić za szkody jakie narobił Bob? - Bob? A kto to do cholery jest? Ach tak, to pies. Popatrzyłam w dół na niego. Teraz siedział spokojnie przy nodze swojego pana z pyskiem otwartym i rozglądał się dookoła. Naprawdę dziwne stworzenia z tego Boba.
- Nie, nie trzeba. - odpowiedziałam nieco milej.
- Ale naprawdę mogę ci dać jakieś pieniądze, czy coś - zaproponował, a ja kręcąc głową i marszcząc brwi westchnęłam głośno.
- Już mówiłam, nie trzeba. A teraz przepraszam, ale śpieszę się do pracy. - odwróciłam się i pchając rower ruszyłam w stronę kawiarni.
- A mogę postawić ci kawę? - nie dawał za wygraną. Odwróciłam się za siebie i lekko uśmiechnęłam. Zobaczyłam, że chłopak również się uśmiecha wystawiając swoje śnieżnobiałe zęby. Wyglądał tak ładnie, nawet jeśli w kącikach jego oczu, dostrzegłam lekkie zmarszczki.
- Piłam już kawę, ale dziękuję za propozycję. - odpowiedziałam.
- Szkoda. - mruknął raczej sam do siebie niż do mnie.
Wzruszając ramionami ruszyłam dalej przed siebie. Niestety mój spokojny jakże spacer znowu przerwał chłopak wołając mnie, ale było w tym coś dziwnego bo był dość blisko mnie. I nim się zorientowałam co się dzieje szedł tuż obok mnie.
- Przeprosiłeś mnie, więc czego jeszcze chcesz? Naprawdę śpieszę się do pracy, a ty nie ułatwiasz mi dotarcia tam. - warknęłam wychodząc z parku i stając za chwilę przed przejściem dla pieszych i czekając, aż światło zmieni się na zielone.
- Przepro...
- Daruj sobie. - uniosłam dłoń w górę nakazując mu zamilknąć. Światło w końcu zmieniło się na zielone, wiec mogłam bezpiecznie przejść na drugą stronę, a mój "prześladowca" oczywiście poszedł za mną.
- Musisz mnie śledzić? - zapytałam nawet na niego nie patrząc, ale czułam na sobie jego gorący wzrok.
- Ja cie nie śledzę. Z Bobem odprowadzamy cię tylko do pracy, abyś bezpiecznie dotarła na miejsce. - wyjaśnił, a ja po raz trzeci dzisiejszego dnia przewróciłam oczami.
- Nie trzeba jestem dorosła i potrafię sobie poradzić, naprawdę. - odpowiedziałam zapewniając go, że tak naprawdę jest. Od dwóch lat żyję sama, bez niczyjej pomocy i dobrze mi z tym. I nie potrzebuję niańki, aby pilnowała każdy mój ruch.
Mój towarzysz, którzy bardzo mnie irytował przez całą drogę do kawiarni, nie odzywał się dopóki nie doszliśmy na miejsce. Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi na zaplecze, gdzie wstęp mają tylko i wyłącznie pracownicy tego miejsca.
- Dzięki za odprowadzenie. - bąknęłam parkując rower na specjalnym stojaku dla nich i zapinając łańcuch wokół przedniego koła.
- Nie ma za co, myślę że Bob czuje się lepiej z tym że mógł jakoś się odwdzięczyć za ten nieszczęsny wypadek. - odpowiedział wskazując palcem na swojego psa.
- Naprawdę, nic się nie stało. - odpowiedziałam, a w głowie pojawiła mi się myśl mówiąca: Jak to nic? A nowe spodnie? A rower?
- Jeszcze raz przepraszamy i miłej zmiany w kawiarni. - życzył mi na koniec i odwracając się na pięcie ruszył przed siebie.
Już chciałam wchodzić na zaplecze, gdy zawołał za mną.
- Jak masz na imię?
- Emma.
- Bardzo ładnie. - uśmiechnął się i zniknął a zakrętem.
- A ty jak masz na imię? - zapytałam cicho, ale niestety nie dostałam odpowiedzi. Ale coś mi się zdaje, że za niedługo dowiem się jak chłopak ma na imię.
***
Minęły dopiero cztery godziny mojej zmiany, a ja już miałam dość.
Cały czas moje myśli nawiedzał brunet z niebieskimi oczami. Pani Jones, moja przełożona i jednocześnie współpracownik, musiała mnie co chwila sprowadzać na ziemię.
Sama siebie nie poznawałam, co się ze mną działo? Odtwarzałam jego obraz w głowie chyba z milion razy i za każdym razem na moich ustach pojawiał się ogromny uśmiech. Sama nie wiedziałam dlaczego, aż tak bardzo to przeżywam. Przecież nie wpłynęło to aż tak bardzo na mnie, ale po chwili w mojej głowie zawitała myśl: "Jasne, to dlaczego ktoś ciągle sprowadza cię na ziemię?".
Ja jestem faktycznie jakaś nienormalna. Chłopak zniszczył mi tak dobrze zaczynający się,poranek. A do tego rozdarł spodnie i zepsuł mój ukochany rower.
Nie, nie mogę o nim myśleć. W ogóle to dlaczego ja to robię? Nie wiem.
Postanowiłam, że do końca mojej zmiany będę się mieć na baczności i będę pilnować, aby nie myśleć o nim.
Niebieskie oczy, śnieżnobiały uśmiech, brązowa czupryna...
- Em? - głos Veroniki, mojej koleżanki z pracy wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Znowu.
Była ona w moim wieku i razem studiowałyśmy na tej samej uczelni, tyle że na innych kierunkach.
- Co jest? - zapytałam.
- Dlaczego w twoich spodniach jest dziura? - zapytała wskazując palcem na moje kolano, na którym widniała większa dziura niż widziałam ją rano, zaraz po wypadku.
- Miałam mały wypadek rano, jak jechałam do pracy. - odpowiedziałam dotykając dziurki i wzdychając głośno.
- Co? Wypadek? - wykrzyknęła gwałtownie wstając w ławki stojącej na zapleczu, gdzie aktualnie siedziałyśmy, ponieważ miałyśmy kilkunastominutową przerwę.
- Nic mi się nie stało. Po prostu jakiś chłopak z psem we mnie weszli i tyle. - odpowiedziałam siląc się na uśmiech.
- Hmm chłopak? - zapytała mrugając okiem, a ja pokręciłam głową.
- Daj spokój Ve, było minęło. - odpowiedziałam sięgając po kubek z kawą i upijając łyk.
- Ładny chociaż? - dopytywała, a ja miałam ochotę wstać i wyjść z kantorka.
- Nie wiem, nie przyglądałam się. - ale oczy to miał ładne, dodałam sobie w myślach.
- Co? Jakiś koleś cię poturbował, a ty nawet na niego nie spojrzałaś? - zapytała z wyrzutem. - Ja to bym od razu umówiła się z nim na kawę. - dodała puszczając mi oczko.
- Ty to ty, Ve. A ja to ja. Wiesz, że ja nie potrafię tak. - odpowiedziałam spuszczając głowę w dół i bawiąc się już pustym kubkiem. - Poza tym, nie on mnie poturbował, jak to powiedziałaś, a jego pies Bob. - sprostowałam, a dziewczyna chwilę później wybuchnęła śmiechem.
- Bob? Kto wymyśla takie dziwne imiona dla psa? - zapytała nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Przecież to ładne imię.
- Ale nie dla psa. - ledwo wypowiedziała to zdanie.
- Czepiasz się. - wywróciłam oczami wstając z ławki i poprawiając swój czerwony fartuszek.
- A jak ten tajemniczy nieznajomy ma na imię? - zapytała dotykając mojego ramienia, gdy myłam swój kubek.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami kładąc go na suszarkę i wycierając dłonie w ścierkę.
- Co? Jak to nie wiesz? - zapytała głośniej niż zwykle.
- Nie przedstawił się, a ja zapomniałam zapytać z nerwów. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie pomyślałam nawet o tym, aby zapytać się go o jego imię.
- Em, Em, Em, co to z tobą będzie? - zaśmiała się i wyszła na salę. Ruszyłam za nią, ale gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od "Pokoju pracowników" jak to nazywa pani Jones wmurowało mnie w ziemię.
Naprzeciwko kasy, a do tego w moim sektorze do obsługiwania klientów, siedział on. I to nie sam. Z jakimiś czterema chłopakami. Żywo o czymś rozmawiali, bo każdy był pochłonięty tym co inni mają do powiedzenia.
- Ve? - zapytałam podchodząc do dziewczyny, która aktualnie robiła cappuccino, dla jednej klientki. Stała tyłem do klientów, dlatego mogłyśmy swobodnie pogadać także nikt tego nie widział.
- Ve, błagam pomóż mi. - poprosiłam, gdy dziewczyna robiła piankę na kawie.
- Co jest? - zapytała, uważając aby przypadkiem nie wylać kawy z kubka.
- On tu jest. - wyjaśniłam cicho.
- Kto? - zapytała odwracając się do klientki i wręczając jej plastikowy kubek i kasując ją.
- On, ten nieznajomy, tajemniczy chłopak. - mruknęłam odwracając się tyłem do jego stolika, aby przypadkiem mnie nie zauważył i nie podszedł w naszą stronę.
- Gdzie?- zapytała wkładając banknot do kasy i po chwili zaczęła rozglądać się po sali.
- Tam. - wskazałam głową w ich stronę. - W moim sektorze. - dodałam ciszej.
- Przystojny. - mruknęła kiwając głową. - Mówiłaś, że jest brunetem?
- No. - potwierdziłam.
- Ładny, naprawdę. I te brązowe oczy. - rozmarzyła się na widok chłopaka. Ale zaraz. Przecież nieznajomy miał niebieskie oczy. O co jej chodzi? Odwróciłam się o dostrzegłam, że tajemniczy chłopak jest odwrócony do nas tyłem, a naprzeciwko niego siedzi również brunet, ale z bardzo krótkimi włosami.
- To nie on, wariatko. Ten, o którym ci mówiłam siedzi do nas tyłem. Ten z postawionymi w górę włosami. - wyjaśniłam, a dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia i powiedziała.
- Naprawdę ładny, myślę że powinnaś iść i wziąć od nich zamówienie.
- A możesz pójść za mnie? - poprosiłam patrząc na nią błagalnym wzrokiem, ale Ve zaśmiała się tylko i zniknęła na zapleczu.
Ale z niej przyjaciółka, pomyślałam. Trudno będę musiała stawić temu czoła. Sama.
Wziąwszy głęboki oddech zabrałam spod kasy notes oraz ołówek. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę stolika.
- Witamy w kawiarni Caffe Nero, czym mogę służyć? - zapytałam profesjonalnym i nie zdradzającym niczego głosem. Denerwowałam się, i to jak!
- Dzień dobry miłej i przepięknej kelnerce. - odpowiedział mi jeden z chłopaków. Jak się domyślam to był chyba farbowany blondyn, ale reki nie damo sobie uciąć, że tak jest.
Uśmiechnęłam się do niego i ponowiłam swoje pytanie.
- Czy mogę służyć? - trzymając ołówek w górze czekałam, aż któryś z nich się w końcu odezwie, a nie będą patrzeć na mnie jak na obiekt zainteresowania.
- Poproszę kawę bezkofeinową. - w końcu odezwał się brunet z burzą loków na głowie. Miał duże, zielone oczy, w których widziałam jakąś iskierkę szaleństwa. Tak, mogłabym śmiało stwierdzić że chłopak lubił broić.
- Bezkofeinową? - zapytał chłopak z czarnymi włosami jak smoła i postawionymi w dziwnego irokeza, przynajmniej dla mnie, bo widziałam coś takiego pierwszy raz na oczy.
- Co w tym złego? Nie lubię kofeiny. - powiedział Loczek, a ja cicho się zaśmiałam, ale chwilę później powróciłam do profesjonalnego wyrazu twarzy.
- Coś jeszcze? - zapytałam wcześniej zapisując wybór chłopaka w notesie.
- Ja poproszę ciastko czekoladowe, a do tego kakao. - powiedział farbowany blondyn, a ja sobie zapisałam jego wybór. Podniosłam głowę i czekając, aż reszta coś zamówi obserwowałam każdego z osobna. Po mojej prawej stornie siedział właśnie ten tajemniczy chłopak. Nie odezwał się jeszcze ani jednym słowem, obserwował tylko swoich towarzyszy, ale na mnie w ogóle nie spojrzał. Zrobiło mi się smutno z tego powodu, bo myślałam że może jakoś do mnie zagada i może zażartuje z porannego wypadku, ale nic z tego. Trudno, pomyślałam. chyba odpycham od siebie ludzi.
Obok niego, w półokrągłym boksie, siedział Loczek, Blondi, drugi brunet i dziwny irokez.
- A ja poproszę czarną kawę bez cukru. - odezwał się ten brunet, którego Veronica pomyliła z tajemniczym nieznajomym.
- Ja to samo co blondi. - wtrącił czarnuszek, gdy zapisywałam sobie w notesie wszystko.
- A ja chciałbym twój numer. - w końcu przemówił tajemniczy, a jego głos wypełnił moje uszy rozlewając się po nich aksamitem. Aż mnie ciarki przeszły.
Zauważyłam, że reszta chłopaków zaśmiała się głośno z komentarza bruneta, a ten oparty o oparcie siedzenia jedną rękę miał położoną na swoim kolanie, a palcem drugiej masował dolną wargę, czym rozpraszał mnie i to bardzo.
- Obawiam się, że nie mamy tego w karcie. - odpowiedziałam profesjonalnym głosem wypranym z emocji. Nie wytrącisz mnie z równowagi, oj nie.
- Zadziorna jest. - skomentował moją wypowiedź Loczek, a ja spiorunowałam go wzrokiem, ale obawiam się iż chłopak tego nie widział. Szkoda.
- Dobra, to w takim razie poproszę adres twojego mieszkania. - powiedział po czym rozbawiony przeniósł na mnie swój wzrok i trzymając język między zębami przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- O co ci chodzi? - zapytałam. Tego już było za dużo. Chłopak na za dużo sobie pozwala. - Nie dość, że mnie poturbowałeś rano to jeszcze rozdarłeś nowe spodnie, na które odkładałam dwa miesiące, aby sobie je w końcu kupić.- powiedziałam, a wyraz twarzy chłopaka diametralnie się zmienił, a ja nie ustępowałam, kontynuowałam dalej. - Za to ty nie musisz się tym zamartwiać, pewnie masz wszystko czego tylko pragniesz. Bogaci rodzice? A może dobrze płatna praca, w której cóż nie musisz nic pewnie robić. Zapewne siedzisz sobie wygodnie w ogromnym fotelu i rozkazujesz innym aby pracowali za ciebie. Zgadłam? - zapytałam, a chłopakowi opadła szczęka. Chyba nie spodziewał się takiego wybuchu z mojej strony.
- Podać coś panu, czy nie? - zapytałam znowu i czekałam, aż chłopak się odezwie. Ale pokręcił tylko głową ze zrezygnowaniem i spuścił ją w dół.
- Zaraz przyniosę państwa zamówienia. - zwróciłam się do reszty chłopaków siedzących w boksie i odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę lady.
Po drodze zebrałam jeszcze kilka zamówień z mojego sektora i ruszyłam w stronę lady. Przy reszcie klientów starałam się uśmiechać, ale w mojej głowie wciąż siedział obraz wyśmiewającego mnie chłopaka. Dlaczego, to akurat na mnie musiało trafić? Dlaczego ja mam takiego pecha?
Po moim policzku poleciała łezka, ale szybkim ruchem dłoni pozbyłam się jej. Nie potrzebowałam płakać, za dużo się już w życiu napłakałam. wystarczy. A na pewno nie będę tego robić przez jednego i zadufanego w sobie chłopaczka z bogatej rodziny.
Rano wydawało mi się, że chłopak jest naprawdę miłym i fajnym facetem, a okazuje się że prawda jest całkiem inna. Może to jego towarzystwo tak na niego wpływa? Może chciał pokazać, przy kolegach jaki to on nie jest i tak dalej. Zapewne chciał pokazać im, że jest twardym gościem, a nie takim co cacka się z głupią laską i przeprasza ją po kilka razy pod rząd.
Nie patrząc ani w stronę tamtego, nieszczęsnego boksu i Veroniki, która była bardziej niż zainteresowana tym co się przed chwilą wydarzyło, skoncentrowałam się na robieniu zamówień.
Na dużej tacy położyłam wszystkie zamówienia i zabierając ze sobą jak najwięcej odwagi ruszyłam w ich stronę.
- Proszę, to państwa zamówienia. - powiedziałam kładąc przed każdym z nich ich wybory.
Gdy skończyłam uśmiechnęłam się nieszczerze i już chciałam się odwrócić, gdy tajemniczy chłopak złapał mnie za nadgarstek. A przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Popatrzyłam najpierw na moją rękę, a dopiero później na jego twarz. W oczach chłopaka zauważyłam coś w rodzaju bólu? Sama nie wiem co to było, nigdy nie byłam dobra w odczytywaniu uczuć u innych.
- Przepraszam. - szepnął wstając. Górował nade mną wzrostem, jakoś rano tego nie zauważyłam.
- Słyszałam to już kilka razy dzisiaj, więc daruj sobie, dobra? - wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę kasy.
Nie minęły dwie sekundy, a chłopak znów złapał mnie za nadgarstek i odwrócił przodem do siebie.
- Emma, ja naprawdę przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - powiedział ze skruchą w głosie.
- Wiesz co ja nie wiem czy ty teraz to mówisz, bo zrobiło ci się głupio, czy znowu udajesz. - powiedziałam wściekle wyrywając rękę z jego ciasnego uścisku i przechodząc za ladę.
- Nie udaję, naprawdę. - powiedział kładąc dłoń po lewej stronie swojej klatki piersiowej.
- Przepraszam, ale jestem pracy. Muszę jakoś zarabiać na życie. - powiedziałam nawet na niego nie patrząc. Zajęta byłam układaniem szklanek pod ladą.
Gdy podniosłam głowę nieznajomego już nie było, a zauważyłam że i ich boks jest pusty. Musieli już wyjść. Widocznie to zajęcie nieźle mnie wciągnęło, skoro przegapiłam jak wychodzą. Dla mnie i lepiej.
Wyszłam zza lady i podeszłam do ich siedziska. Pod jednym z kubków był duży napiwek dla mnie. Aż otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Włożyłam pieniądze do kieszonki fartuszka i zaczęłam zbierać brudne naczynia ze stołu.
Gdy już miałam odchodzić, zauważyłam coś dziwnego. Mianowicie białą, zwiniętą serwetkę leżącą na siedzeniu nieznajomego bruneta, na której na wierzchu widniało moje imię.
Podniosłam ją i rozejrzawszy się po kawiarni zauważyłam że jestem tylko ja i Veronica, która myła stoliki w swojej części kawiarni. Bujała się w rytm muzyki płynącej w jej słuchawkach. Nie zauważyła mnie, gdy stałam sama nieco dalej od niej i zastanawiałam się co jest napisane na tej serwetce.
Ostrożnie i trzęsącymi się palcami rozprostowałam "liścik".
Przepraszam, po raz kolejny.
Zadzwoń, jeśli będziesz chciała pogadać.
566-743-980
Louis xx
I teraz nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
_______________________________________________________________________
Heeeeeej!!!
Oto pierwszy rozdział na moim nowym blogu.
Mam nadzieję, że się spodoba i dacie znać co o nim sądzicie.
Jestem ciekawa Waszych reakcji, jak i teorii na temat tego co będzie dalej :)
Błagam dajcie mi jakiś znak, że jesteście tutaj ze mną.
Jak macie jakieś pytania to mój ASK: www.ask.fm/nutellaenutella lub TWITTER: www.twitter.com/nutellaenutella
Jeśli ktoś z Was chciałby być informowany o nowych rozdziałach na tt, zapraszam TUUU
Informuję również na asku, więc jeśli wolicie taką opcję, to nie ma problemu :)
I proszę jeszcze raz dajcie znak, że jesteście tutaj ze mną!
Do następnego, postaram się aby był szybciej :)
Jest i 1 rozdział. Zapowiada sir naprawde niesamowicie :) Em pokazała na co ją stać :) Brawo !
OdpowiedzUsuńHej, hej! :))
OdpowiedzUsuńMi rozdział podoba się baaaaardzo! Naprawdę, są i moemnty smieszne i takie trochę mniej ;)
Przy tych:
- A ja chciałbym twój numer. - w końcu przemówił tajemniczy,
- Dobra, to w takim razie poproszę adres twojego mieszkania.
Zaczęłam się tak szczerzyć, a jak mój tato przyszedł do pokoju to popatrzył się na mnie z miną mówiącą tylko wtf?
Tak więc nie wiem co mam więcej napisać, więc życzę duuuużo weny i niech moc będzie z tobą! ;)
Do następnego.
Rose x
Obiecałam że dzisiaj przeczytam i napiszę komentarz tak wiec oto jestem. Super się zaczyna ta historia :) Jestem ciekawa Twoich dalszych pomysłów na to opowiadanie :D xx L.
OdpowiedzUsuń