- Co ja ci mówiłem? - zapytał, a raczej krzyknął na mnie. Popatrzyłam na klientów stojących wokół nas, a ci przyglądali się nam jak jakimś idiotom kłócącym się o coś w ogóle nieistotnego.
- Nie tutaj. - powiedziałam. Popatrzyłam tylko na Ve, która chyba zabijała mnie wzrokiem. Pamiętałam, że Liam się jej podoba, bo nieraz mi to powtarzała. Ale teraz nie było czasu na myślenie o tym. - Chodź. - nakazałam mu.
Zaprowadziłam go na zaplecze, a wtedy chłopak przystąpił do ataku na mnie.
- Czy ty zwariowałaś? Co ja ci mówiłem? Miałaś się od niego trzymać z daleka. - powiedział wymachując rękoma.
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam krzyżując ręce na ramionach.
- O Louisa i wasze dzisiejsze spotkanie. - wyjaśnił kładąc dłonie na biodrach.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam poirytowana.
- Nie ważne skąd ja o tym wiem. Ważne, żebyś się z nim nie spotkała. - powiedział.
- Co takiego? To nie twój interes. - odkrzyknęłam. Tego już było za dużo. To nie jego interes i nie powinien się w to wtrącać.
- Emma, posłuchaj mnie...
- Nie! To ty posłuchaj. Spotkam się z nim, bo musi mi wyjaśnić pewne rzeczy, a potem zapewne rozejdziemy się i już nigdy więcej się nie spotkamy. - przerwałam mu.
- Nie znasz Louisa tak dobrze jak ja. On ci nie odpuści mimo, że powie iż tak będzie. - wyjaśnił.
- Nie wierzę ci. - odpowiedziałam z poważną miną i tupiąc lekko jedną nogą o podłogę.
- Dobra, nie chcesz wierzyć to nie. Tylko żebyś potem nie wpadła w paranoję, że Louis nie daje ci spokoju. - powiedział ostrzegawczo i zniknął za drzwiami zaplecza.
Nie wiem co Liam miał na myśli mówiąc takie rzeczy. Może i Louis jest jakiś nawiedzony, że tak powiem, ale myślę że jak sobie wszystko wyjaśnimy to chłopak przestanie mnie nachodzić, śledzić i inne rzeczy tego typu. A potem ja będę się czuć dobrze w swoim mieszkaniu, pracy i nawet gdy wyjdę z domu.
Zostaje jeszcze sprawa z moją ciotką. Czego ona ode mnie chce. Mogę się domyślać, że pieniędzy, ale to tylko takie moje przypuszczenia.
Bo w sumie, gdy dokładniej się nad tym zastanowić przychodzi mi tylko jeden pomysł do głowy - kasa.
No bo co innego?
Nigdy jej na mnie nie zależało. Nawet, gdy przeżywałam ogromną depresję, po śmierci rodziców. Ona nawet nie zapytała się czy mi pomóc, czy może zaprowadzić mnie do jakiegoś specjalisty. Potrafiła tylko wymagać ode mnie rzeczy, które były nie do wykonania dla siedemnastoletniej dziewczyny.
Odkąd tylko pamiętam, nienawidziła mnie. Potrafiła nawet wyzywać mnie od najgorszych. Ale wymagać to zawsze wymagała, a gdy czegoś nie zrobiłam, bo po prostu nie umiałam - biła mnie. I to bardzo mocno.
Pamiętam okropny ból przeszywający moje ciało. I krzyk. Oj tak. Krzyk, to było coś co pamiętam najbardziej. Do dzisiaj mam po tym uraz i blizny na plecach od uderzeń pasem.
Wzdrygnełąm się na tę myśl. Po tym co ta okropna kobieta mi wyrządziła, ja mam jej pomóc. Inaczej zapewne nie przychodziłaby do mnie, gdyby nie potrzebowała mojego wsparcia finansowego.
Ale ja jej nie pomogę. Nie ma takiej możliwości, nie po tym co przeżyłam w jej domu.
- Em, potrzebujemy cię na sali. - oznjamiła Ve wchodząc na zaplecze i szybko wyszła. Co to było?
Z niechęcią wstałam z kanapy i weszłam na salę.
Klientów to przybywało, to ubywało. A cała nasza trójka pracowała jak osy w ulu. Nie było chwili, aby spokojnie odetchnąć. Cały czas tylko bieganie i usługiwanie klientom. Czy ja kiedyś mówiłam, że lubię swoją pracę? Tak? To zmieniam zdanie. Nienawidzę takich dni, gdy mam dużo na głowie, a pracy jest coraz więcej, akurat wtedy.
Nim się obejrzałam, a była już 13.30, czyli czas mojej zmiany się kończył. Druga zmiana zastąpiła nas na naszych pozycjach, a ja, Ve i Tom mogliśmy w końcu zejść z sali i odpocząć na tyłach kawiarni.
Wchodząc na zaplecze czułam, że nastawienie Ve do mnie diametralnie się zmieniło. Dziewczyna utrzymywała między nami dystans. Nie odezwała się ani słowem do mnie, a zazwyczaj zasypywała mnie gradem pytań dotyczących tego, co będę robić po pracy i tak dalej. A dziś? Cisza.
Podeszłam więc do niej, gdy stała przy swojej metalowej szafce i pakowała rzeczy do torebki.
- Gniewasz się na mnie? - zapytałam bez żadnego owijania w bawełnę. Popatrzyła tylko na mnie i zaśmiała się ironicznie.
- A jak myślisz? - trzasnęła drzwiczkami szafki i ruszyła w stronę wyjścia.
- No nie wiem, może mi to wyjaśnisz? - zapytałam, gdy byłyśmy już na zewnątrz. Odwróciła się do mnie twarzą, z której mogłam dokładnie wyczytać gniew, złość i irytację na moją osobę.
- Wiesz co? Czasem wydaje mi się, że jesteś taka tępa, gdy wyskakujesz z tymi swoimi pytaniami. - zagięła mnie. Nie wiedziałam, że ona tak mnie postrzega. Choć w tym momencie pewnie mówi to w złości, a jutro będzie mnie za to przepraszać.
- Chodzi mi o Liama. - wyjaśniła widząc moją skwaszoną minę. - Wiedziałaś, że mi się podoba. Wiedziałaś, że...
- To nie tak jak myślisz. - kręcąc głową wtrąciłam się jej w zdanie.
- To niby jak? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i robisz mi takie świństwo. - powiedziała prawie ze łzami w oczach.
- Ve, przecież wiesz, że nigdy czegoś takiego bym ci nie zrobiła. Za bardzo cię kocham, aby tak cię skrzywdzić. - uśmiechnęłam się do niej lekko, ale dziewczyna nie nabrała się na mój uśmiech.
- To w takim razie o co mu chodziło? Bo był nieźle wkurzony na ciebie, gdy wpadł do kawiarni.
Popatrzyłam w jej wielkie, czarne oczy i już wiedziałam że przepadłam. Musiałam jej wyjaśnić o co chodzi z Liamem, bo inaczej koniec naszej przyjaźni. A Ve jest jedyną osobą w tym mieście, której ufam. Ale zaraz, ona jest jedyną osobą którą tutaj mam. Więc nie widzę przeszkód, aby jej o niczym nie mówić.
Nabrałam dużo powietrza w płuca i zaczęłam.
- Liam przyszedł mnie ostrzec przed Tajemniczym. - wyjaśniłam, a jej szczęka otworzyła się szeroko ze zdziwienia, gdy powoli i dokładnie wyjaśniałam jej o co w tym wszystkim chodzi.
Jej twarz co chwila zmieniała się z zaskoczonej, poprzez wkurzoną, a na końcu sama nie wiedziałam co mogę z niej wyczytać, bo patrzyła na mnie wzrokiem bez wyrazu.
- Wow. - wydusiła tylko z siebie. - Teraz cię rozumiem i już wiem dlaczego byłaś taka poddenerwowana i nieobecna przez ostatnie dni. Trzeba było mi powiedzieć o tym wszystkim, zawsze bym ci pomogła. - powiedziała uspokajająco klepiąc mnie po ramieniu.
- Dziękuje Ve. - odpowiedziałam jej i spoglądając na zegarek przytwierdzony do nadgarstka dodałam. - , a Ale teraz muszę już lecieć, bo się śpieszę. - żegnając się z nią całusem w policzek wsiadłam na rower i kierowałam się w stronę parku.
Nie powiedziałam jej o moim dzisiejszym spotkaniu z Louisem. Nie chciałam jej denerwować, a wiedziałam jakie wyrobiła sobie zdanie o chłopaku, po mojej opowieści.
Przez całą drogę spod kawiarni do centrum parku rozglądałam się czy może ciotki gdzieś tu nie ma.
Nie zauważyłam jej charakterystycznej fryzury i wiecznie niezadowolonej miny.
Jak ta kobieta potrafiła mnie denerwować. Ale co ja mogłam na to poradzić? Byłam samotnym, zagubionym i opuszczonym dzieckiem, więc co miałam robić? Żyłam tak jak mogłam, w takich warunkach na jakie mi pozwolono. Chociaż nie wiem czy mały pokoik z malutkim okienkiem na strychu można było zaliczyć do dobrych warunków, w jakich człowiek powinien mieszkać.
Ale cóż było minęło. Teraz mam dobrze płatną pracę, co prawda malutkie mieszkanko, ale jest ono wystarczające dla mnie, studiuję. Więc czego chcieć więcej? Miłości, krzyknęła jakaś nieznajoma część mnie, ale szybko ja od siebie odepchnęłam. Dla mnie dobrze jest tak jak jest i na razie nie zamierzam niczego zmieniać, a bynajmniej w tych sprawach.
Nim się spostrzegłam byłam już na miejscu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie kilka dni temu zostałam brutalnie poturbowana przez ogromnego psa o imieniu Bob.
Zeszłam z roweru i zaczęłam się rozglądać dookoła siebie.
Ale nikogo nie było.
Louisa nie było.
Nie przyszedł.
Spojrzałam na zegarek, może to ja jestem za wcześnie. Ale nie, nawet jestem spóźniona jakieś siedem minut. Nie wierzę, że on to znowu zrobił. Jak nie uciekł, to się w ogóle nie zjawił.
Czy on sobie ze mnie jaja robi? To jest naprawdę już śmieszne. Ja nie powiedziałam nic o spotkaniu przyjaciółce, bo bałam się jak zareaguje, a on po prostu sobie nie przychodzi.
Czy to jest normalnie? Chociaż tak zastanawiając się nad tym, to on jest nienormalny, więc odpowiedź jest prosta.
- On nie przyjdzie. - jakiś głos, od niedawna znajomy mi głos odezwał się za mną. Aż podskoczyłam z zaskoczenia.
- Liam. - szepnęłam łapiąc się za serce, gdy moim oczom ukazał się wysoki brunet.
- On nie przyjdzie. - oznajmił po raz drugi.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie przyjdzie? - zapytałam dochodząc do siebie po tym nagłym wybuchu ze strony chłopaka.
- Powiedziałem mu, że ty nie przyjdziesz bo się go boisz i on zrezygnował. - wyjaśnił.
- CO? - wykrzyknęłam. - Jak mogłeś? - zapytałam uderzając go w ramię tak mocno, jak tylko potrafiłam i na jak mocno mnie było stać.
- Mówiłem ci, żebyś się z nim nie spotykała ale ty mnie nie posłuchałaś. - wycedził przez zęby ostatnie słowa swojej wypowiedzi. - Więc powiedziałem mu, aby się z tobą nie spotkał, bo panicznie się go boisz. - dodał uśmiechając się z wyższością.
- A czy ktoś cię o to prosił? - zapytałam z rosnącą we mnie irytacją.
- To dla twojego dobra. - powiedział przekonująco.
- A mogę sama zadecydować co jest dla mnie dobre, a co nie? - zapytałam, a moja irytacja już sięgała zenitu.
Nie odpowiedział. Nic już nie powiedział. Zamilkł.
I dobrze, bo nie miałam ochoty dalej go słuchać.
Wsiadłam tylko na rower i wkurzona pojechałam do domu.
Nie mogłam uwierzyć, że Liam to zrobił. Że skłamał swojemu koledze, że nie dopuścił mnie do niego abym mogła z nim na spokojnie pogadać. Że znowu wtrącił się w moje życie. Znowu!
Dojechałam do domu, po drodze wstępując jeszcze do sklepu. Nie miałam nic w lodówce, dosłownie.
Z ciężkimi torbami wyszłam na piętro. Rower zostawiłam na dole, może nikt mi go nie zwinie, gdy ja będę w mieszkaniu.
Rozpakowałam zakupy na blacie i zabrałam się za przygotowywanie sobie obiadu.
Mimo, że w ciągu dnia nic nie jadłam to teraz też nie byłam za bardzo głodna.
Jeszcze to moje omdlenie w pracy. I mina Ve, gdy się ocknęłam. Do końca życia tego nie zapomnę. To się nazywa przyjaźń, gdy druga osoba się o ciebie martwi.
Ve jest dla mnie najważniejsza, bo została mi tylko ona.
Wieczorem, gdy zjadałam podgrzewany w mikrofalówce obiad, bo ostatecznie zasnęłam na kanapie w salonie oglądając stary film na DVD, niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Śpiąca wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi.
W białej bluzeczce na ramiączkach i skąpych szortach otworzyłam drzwi, za którymi stał...
- Nie tutaj. - powiedziałam. Popatrzyłam tylko na Ve, która chyba zabijała mnie wzrokiem. Pamiętałam, że Liam się jej podoba, bo nieraz mi to powtarzała. Ale teraz nie było czasu na myślenie o tym. - Chodź. - nakazałam mu.
Zaprowadziłam go na zaplecze, a wtedy chłopak przystąpił do ataku na mnie.
- Czy ty zwariowałaś? Co ja ci mówiłem? Miałaś się od niego trzymać z daleka. - powiedział wymachując rękoma.
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam krzyżując ręce na ramionach.
- O Louisa i wasze dzisiejsze spotkanie. - wyjaśnił kładąc dłonie na biodrach.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam poirytowana.
- Nie ważne skąd ja o tym wiem. Ważne, żebyś się z nim nie spotkała. - powiedział.
- Co takiego? To nie twój interes. - odkrzyknęłam. Tego już było za dużo. To nie jego interes i nie powinien się w to wtrącać.
- Emma, posłuchaj mnie...
- Nie! To ty posłuchaj. Spotkam się z nim, bo musi mi wyjaśnić pewne rzeczy, a potem zapewne rozejdziemy się i już nigdy więcej się nie spotkamy. - przerwałam mu.
- Nie znasz Louisa tak dobrze jak ja. On ci nie odpuści mimo, że powie iż tak będzie. - wyjaśnił.
- Nie wierzę ci. - odpowiedziałam z poważną miną i tupiąc lekko jedną nogą o podłogę.
- Dobra, nie chcesz wierzyć to nie. Tylko żebyś potem nie wpadła w paranoję, że Louis nie daje ci spokoju. - powiedział ostrzegawczo i zniknął za drzwiami zaplecza.
Nie wiem co Liam miał na myśli mówiąc takie rzeczy. Może i Louis jest jakiś nawiedzony, że tak powiem, ale myślę że jak sobie wszystko wyjaśnimy to chłopak przestanie mnie nachodzić, śledzić i inne rzeczy tego typu. A potem ja będę się czuć dobrze w swoim mieszkaniu, pracy i nawet gdy wyjdę z domu.
Zostaje jeszcze sprawa z moją ciotką. Czego ona ode mnie chce. Mogę się domyślać, że pieniędzy, ale to tylko takie moje przypuszczenia.
Bo w sumie, gdy dokładniej się nad tym zastanowić przychodzi mi tylko jeden pomysł do głowy - kasa.
No bo co innego?
Nigdy jej na mnie nie zależało. Nawet, gdy przeżywałam ogromną depresję, po śmierci rodziców. Ona nawet nie zapytała się czy mi pomóc, czy może zaprowadzić mnie do jakiegoś specjalisty. Potrafiła tylko wymagać ode mnie rzeczy, które były nie do wykonania dla siedemnastoletniej dziewczyny.
Odkąd tylko pamiętam, nienawidziła mnie. Potrafiła nawet wyzywać mnie od najgorszych. Ale wymagać to zawsze wymagała, a gdy czegoś nie zrobiłam, bo po prostu nie umiałam - biła mnie. I to bardzo mocno.
Pamiętam okropny ból przeszywający moje ciało. I krzyk. Oj tak. Krzyk, to było coś co pamiętam najbardziej. Do dzisiaj mam po tym uraz i blizny na plecach od uderzeń pasem.
Wzdrygnełąm się na tę myśl. Po tym co ta okropna kobieta mi wyrządziła, ja mam jej pomóc. Inaczej zapewne nie przychodziłaby do mnie, gdyby nie potrzebowała mojego wsparcia finansowego.
Ale ja jej nie pomogę. Nie ma takiej możliwości, nie po tym co przeżyłam w jej domu.
- Em, potrzebujemy cię na sali. - oznjamiła Ve wchodząc na zaplecze i szybko wyszła. Co to było?
Z niechęcią wstałam z kanapy i weszłam na salę.
Klientów to przybywało, to ubywało. A cała nasza trójka pracowała jak osy w ulu. Nie było chwili, aby spokojnie odetchnąć. Cały czas tylko bieganie i usługiwanie klientom. Czy ja kiedyś mówiłam, że lubię swoją pracę? Tak? To zmieniam zdanie. Nienawidzę takich dni, gdy mam dużo na głowie, a pracy jest coraz więcej, akurat wtedy.
Nim się obejrzałam, a była już 13.30, czyli czas mojej zmiany się kończył. Druga zmiana zastąpiła nas na naszych pozycjach, a ja, Ve i Tom mogliśmy w końcu zejść z sali i odpocząć na tyłach kawiarni.
Wchodząc na zaplecze czułam, że nastawienie Ve do mnie diametralnie się zmieniło. Dziewczyna utrzymywała między nami dystans. Nie odezwała się ani słowem do mnie, a zazwyczaj zasypywała mnie gradem pytań dotyczących tego, co będę robić po pracy i tak dalej. A dziś? Cisza.
Podeszłam więc do niej, gdy stała przy swojej metalowej szafce i pakowała rzeczy do torebki.
- Gniewasz się na mnie? - zapytałam bez żadnego owijania w bawełnę. Popatrzyła tylko na mnie i zaśmiała się ironicznie.
- A jak myślisz? - trzasnęła drzwiczkami szafki i ruszyła w stronę wyjścia.
- No nie wiem, może mi to wyjaśnisz? - zapytałam, gdy byłyśmy już na zewnątrz. Odwróciła się do mnie twarzą, z której mogłam dokładnie wyczytać gniew, złość i irytację na moją osobę.
- Wiesz co? Czasem wydaje mi się, że jesteś taka tępa, gdy wyskakujesz z tymi swoimi pytaniami. - zagięła mnie. Nie wiedziałam, że ona tak mnie postrzega. Choć w tym momencie pewnie mówi to w złości, a jutro będzie mnie za to przepraszać.
- Chodzi mi o Liama. - wyjaśniła widząc moją skwaszoną minę. - Wiedziałaś, że mi się podoba. Wiedziałaś, że...
- To nie tak jak myślisz. - kręcąc głową wtrąciłam się jej w zdanie.
- To niby jak? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i robisz mi takie świństwo. - powiedziała prawie ze łzami w oczach.
- Ve, przecież wiesz, że nigdy czegoś takiego bym ci nie zrobiła. Za bardzo cię kocham, aby tak cię skrzywdzić. - uśmiechnęłam się do niej lekko, ale dziewczyna nie nabrała się na mój uśmiech.
- To w takim razie o co mu chodziło? Bo był nieźle wkurzony na ciebie, gdy wpadł do kawiarni.
Popatrzyłam w jej wielkie, czarne oczy i już wiedziałam że przepadłam. Musiałam jej wyjaśnić o co chodzi z Liamem, bo inaczej koniec naszej przyjaźni. A Ve jest jedyną osobą w tym mieście, której ufam. Ale zaraz, ona jest jedyną osobą którą tutaj mam. Więc nie widzę przeszkód, aby jej o niczym nie mówić.
Nabrałam dużo powietrza w płuca i zaczęłam.
- Liam przyszedł mnie ostrzec przed Tajemniczym. - wyjaśniłam, a jej szczęka otworzyła się szeroko ze zdziwienia, gdy powoli i dokładnie wyjaśniałam jej o co w tym wszystkim chodzi.
Jej twarz co chwila zmieniała się z zaskoczonej, poprzez wkurzoną, a na końcu sama nie wiedziałam co mogę z niej wyczytać, bo patrzyła na mnie wzrokiem bez wyrazu.
- Wow. - wydusiła tylko z siebie. - Teraz cię rozumiem i już wiem dlaczego byłaś taka poddenerwowana i nieobecna przez ostatnie dni. Trzeba było mi powiedzieć o tym wszystkim, zawsze bym ci pomogła. - powiedziała uspokajająco klepiąc mnie po ramieniu.
- Dziękuje Ve. - odpowiedziałam jej i spoglądając na zegarek przytwierdzony do nadgarstka dodałam. - , a Ale teraz muszę już lecieć, bo się śpieszę. - żegnając się z nią całusem w policzek wsiadłam na rower i kierowałam się w stronę parku.
Nie powiedziałam jej o moim dzisiejszym spotkaniu z Louisem. Nie chciałam jej denerwować, a wiedziałam jakie wyrobiła sobie zdanie o chłopaku, po mojej opowieści.
Przez całą drogę spod kawiarni do centrum parku rozglądałam się czy może ciotki gdzieś tu nie ma.
Nie zauważyłam jej charakterystycznej fryzury i wiecznie niezadowolonej miny.
Jak ta kobieta potrafiła mnie denerwować. Ale co ja mogłam na to poradzić? Byłam samotnym, zagubionym i opuszczonym dzieckiem, więc co miałam robić? Żyłam tak jak mogłam, w takich warunkach na jakie mi pozwolono. Chociaż nie wiem czy mały pokoik z malutkim okienkiem na strychu można było zaliczyć do dobrych warunków, w jakich człowiek powinien mieszkać.
Ale cóż było minęło. Teraz mam dobrze płatną pracę, co prawda malutkie mieszkanko, ale jest ono wystarczające dla mnie, studiuję. Więc czego chcieć więcej? Miłości, krzyknęła jakaś nieznajoma część mnie, ale szybko ja od siebie odepchnęłam. Dla mnie dobrze jest tak jak jest i na razie nie zamierzam niczego zmieniać, a bynajmniej w tych sprawach.
Nim się spostrzegłam byłam już na miejscu. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie kilka dni temu zostałam brutalnie poturbowana przez ogromnego psa o imieniu Bob.
Zeszłam z roweru i zaczęłam się rozglądać dookoła siebie.
Ale nikogo nie było.
Louisa nie było.
Nie przyszedł.
Spojrzałam na zegarek, może to ja jestem za wcześnie. Ale nie, nawet jestem spóźniona jakieś siedem minut. Nie wierzę, że on to znowu zrobił. Jak nie uciekł, to się w ogóle nie zjawił.
Czy on sobie ze mnie jaja robi? To jest naprawdę już śmieszne. Ja nie powiedziałam nic o spotkaniu przyjaciółce, bo bałam się jak zareaguje, a on po prostu sobie nie przychodzi.
Czy to jest normalnie? Chociaż tak zastanawiając się nad tym, to on jest nienormalny, więc odpowiedź jest prosta.
- On nie przyjdzie. - jakiś głos, od niedawna znajomy mi głos odezwał się za mną. Aż podskoczyłam z zaskoczenia.
- Liam. - szepnęłam łapiąc się za serce, gdy moim oczom ukazał się wysoki brunet.
- On nie przyjdzie. - oznajmił po raz drugi.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie przyjdzie? - zapytałam dochodząc do siebie po tym nagłym wybuchu ze strony chłopaka.
- Powiedziałem mu, że ty nie przyjdziesz bo się go boisz i on zrezygnował. - wyjaśnił.
- CO? - wykrzyknęłam. - Jak mogłeś? - zapytałam uderzając go w ramię tak mocno, jak tylko potrafiłam i na jak mocno mnie było stać.
- Mówiłem ci, żebyś się z nim nie spotykała ale ty mnie nie posłuchałaś. - wycedził przez zęby ostatnie słowa swojej wypowiedzi. - Więc powiedziałem mu, aby się z tobą nie spotkał, bo panicznie się go boisz. - dodał uśmiechając się z wyższością.
- A czy ktoś cię o to prosił? - zapytałam z rosnącą we mnie irytacją.
- To dla twojego dobra. - powiedział przekonująco.
- A mogę sama zadecydować co jest dla mnie dobre, a co nie? - zapytałam, a moja irytacja już sięgała zenitu.
Nie odpowiedział. Nic już nie powiedział. Zamilkł.
I dobrze, bo nie miałam ochoty dalej go słuchać.
Wsiadłam tylko na rower i wkurzona pojechałam do domu.
Nie mogłam uwierzyć, że Liam to zrobił. Że skłamał swojemu koledze, że nie dopuścił mnie do niego abym mogła z nim na spokojnie pogadać. Że znowu wtrącił się w moje życie. Znowu!
Dojechałam do domu, po drodze wstępując jeszcze do sklepu. Nie miałam nic w lodówce, dosłownie.
Z ciężkimi torbami wyszłam na piętro. Rower zostawiłam na dole, może nikt mi go nie zwinie, gdy ja będę w mieszkaniu.
Rozpakowałam zakupy na blacie i zabrałam się za przygotowywanie sobie obiadu.
Mimo, że w ciągu dnia nic nie jadłam to teraz też nie byłam za bardzo głodna.
Jeszcze to moje omdlenie w pracy. I mina Ve, gdy się ocknęłam. Do końca życia tego nie zapomnę. To się nazywa przyjaźń, gdy druga osoba się o ciebie martwi.
Ve jest dla mnie najważniejsza, bo została mi tylko ona.
Wieczorem, gdy zjadałam podgrzewany w mikrofalówce obiad, bo ostatecznie zasnęłam na kanapie w salonie oglądając stary film na DVD, niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Śpiąca wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi.
W białej bluzeczce na ramiączkach i skąpych szortach otworzyłam drzwi, za którymi stał...
_________________________________________________________________________________
NIESPODZIANKA!!!
Wiecie co?
Możecie nazwać mnie nienormalną, ale dziś dostałam przypływu tak ogromnej weny, że postanowiłam coś napisać.
I tak zasiadłam do komputera około dwie godziny temu i wyszło takie coś.
Mam nadzieję, że się spodoba i że nie zabijecie mnie za to, że znów skończyłam w takim momencie (Ola schowaj wszelkiego rodzaju sztućce :))
Dzięki za komentarze pod ostatnim rozdziałem, jesteście super motywacją dla mnie i oby tak dalej.
No nie no znowu w takim momencie ! Jesteś okrutna hahahaha ale Cię kocham xD czekam na next <3 xx L.
OdpowiedzUsuńJezu znowu !!! Ale super że to pisała, czekam na next :)
OdpowiedzUsuńTak więc myślałam, że w końcu dowiem się co jej Lou powie, ale niestety nie.
OdpowiedzUsuńJak Ola ma schować sztućce to ja mogę je wyciągnąć? :D
W sumie mam widelec pod ręką (niestety taki mały do ciasta) i myślę, że się nada ;)
haha,
chyba Liam zaczyna mnie denerwować!
Tak więc czekam do następnego.
Rose x
Hej, gratuluje, Twój blog został nominowany do Liebster Blog Award przez http://charm-fanfiction.blogspot.com/ Więcej szczegółów znajdziesz w poście na blogu :)
OdpowiedzUsuńRoksana xx
Sztućce do szafy, szafa na klucz, klucz zjedzony żeby nie kusiło. To opowiadanie jest takie świetne, że chce się czytać dalej. Myślę, że zła ciotka ma więcej wspólnego z tą sytuacją, ale mogę się mylić. Czekam na nexxxta i mam nadzieję, że w NASTĘPNYM rozdziale sytuacja się rozwiąże ;)
OdpowiedzUsuńOla
Genialny rozdział :) :)
OdpowiedzUsuń