Koniecznie włączcie sobie tą piosenkę w trakcie czytania:
Wirujące płatki
śniegu spadały z nieba. Przyozdabiały zielony trawnik przed domem,
a niektóre lądowały na moich czarnych rękawiczkach.
Cieszyłam
się jak dziecko widząc biały puszek unoszący się w powietrzu.
Opierałam się o barierkę stojąc na werandzie. Obserwowałam jak
mój synek próbuje ulepić małe kulki ze śniegu, ale coś mu się
to nie udaje. Śmiałam się w duchu widząc jego poczynania.
Kolorowe, zapewne przemoknięte już rękawiczki na jego malutkich
rączkach próbowały zrobić porządną kulkę, ale nie udało mu się
to.
- Louis! - zawołałam
głośno, aby chłopiec mnie usłyszał. Odwrócił małą głowkę
przyozdobioną czapką i popatrzył na mnie błyszczącymi
oczkami.
Uśmiechnął się
widząc mnie, pomachał mi przez moment, a następnie wrócił do
swoich prób ulepienia kulek.
Zeszłam powoli po
schodkach i ruszyłam w jego kierunku. Ciążowy brzuch uniemożliwiał
mi szybsze ruchy i różne czynności. Na przykład chciałabym uklęknąć obok
Louisa, ale nie dałabym rady. Dlatego stanęłam nad nim i przypatrywałam
się jego poczynaniom.
- Mamusiu pomożesz
mi? - zapytał mały patrząc na mnie. Przyjrzałam mu się uważnie.
Czerwone policzki od zimna, ciemne oczka i ten zadarty nosek, dokładnie taki sam jaki ma jego ojciec.
- Pokaż co tam
masz. - powiedziałam wyciągając do niego obie dłonie.
Mały wstał na obie
nogi i położył na moich rękach kupkę rozpadającego
się śniegu. Może i niektórzy, a w szczególnosci mój syn,
uznaliby to za kulkę śnieżną, ale ja zdecydowanie się z tym nie
zgodziłam.
- Oj Louis, Louis. -
pokręciłam głową z uśmiechem na ustach. - Nie tak się robi
kulki ze śniegu. Jak cię uczył tata? - zapytałam Pokazałam
malcowi jak prawidłowo lepić małe, ale wytrzymałe kuleczki.
- Popatrz. -
wskazałam podbródkiem na swoje dłonie. - Musisz mocno ugniatać
śnieg, aby ci się nie rozleciał. O tak, widzisz? - pokazałam
małemu jak dokładnie należy je formować.
A gdy zrobiłam
jedną, to aż podskoczył z radości.
- Widzisz? To nie
takie trudne. - uśmiechnęłam się oddając Louisowi śnieżkę.
- Dziękuję
mamusiu. - powiedział przytulając się do mnie.
- Nie ma za co
skarbie, a teraz chodźmy do domu bo zaraz zamarzniemy. - oznajmiłam
pocierając małe dłonie synka.
- Nieee jeszcze
chwilę. - zajęczał patrząc na mnie błagającym wzrokiem.
- Jak tata wróci z
pracy to pójdziecie jeszcze na chwilę, dobra? - zaproponowałam
modląc się w myślach, żeby Louis się zgodził. A z tym było
trudno, bo za każdym razem gdy coś nie szło po jego myśli to się
wściekał.
Po chwili
zastanowienia zgodził się, a ja aż radowałam się w środku że
nie muszę własnego dziecka siłą zaciągać do domu.
***
Po obiedzie Louis
bawił się w swoim pokoju, a ja odpoczywałam na kanapie w salonie.
Czytałam właśnie bardzo dobry kryminał, a jak chciałam
przewrócić kartkę na następną stronę, to z pomiędzy kartek wypadła biała koperta zaadresowana do mnie.
Łzy pojawiły się
w moich oczach przypominając mi jak po raz pierwszy czytałam
koślawe pismo Louisa.
A było to zaraz po
jego pogrzebie. Pamiętam jak siedziałam w domu mojej cioci,
przykryta kocem i cała zapłakana.
Rodzice Louisa, jego
siostry, przyjaciele. Wszyscy którzy znali Louisa zgromadzili się
dziś na cmentarzu niedaleko Londynu, aby pożegnać chłopaka.
Wszyscy zamyśleni, smutni, pogrążeni w żałobie, opłakujący jego
śmierć. A pomiędzy nimi ja. Rozdarta od środka, młoda dziewczyna,
która właśnie utraciła połowę swojego świata. Jakaś część
jej umarła i już nigdy nie wróci. To Louis, to Louis odszedł i już nigdy do mnie nie wróci.
Rozejrzałam się po
wszystkich stojących obok mnie osobach. Niektórych widziałam po raz
pierwszy w życiu, inni byli mi bardzo dobrze znani. Wszyscy tutaj
znajdujący się ludzie znali Louisa, wiedzieli jakim był on
wspaniałym człowiekiem. Jaki potrafił być uczciwy, jak potrafił
zapewnić bezpieczeństwo i sobie i innym. Ale tylko ja wiedziałam
jaki był w środku, jak zachowywał się gdy był poza firmą, jak się
śmiał, jak małe zmarszczki pojawiały się wokół jego oczu, gdy
się uśmiechał. Tylko ja. A teraz jego już nie ma i już nie
wróci. Wiedziałam, że nadejdzie kiedyś taki dzień w którym albo
on będzie żegnał mnie, albo ja jego. Ale nie pomyślałabym, że
to nadejdzie tak szybko. Że Louis umrze kilka miesięcy po tym jak
się pobierzemy, że spędzę z nim tylko pół roku w szczęśliwym
małżeństwie, po czym on zniknie i zostaną po nim tylko
wspomnienia.
Gdyby ktoś mi
powiedział, że tak skończy się nasza historia nie uwierzyłabym mu.
A prawdopodobnie wyśmiałabym go i powiedziała, że gada głupoty.
Ksiądz mówi coś o
przebaczaniu, ale ja go wcale nie słucham. Patrzę tylko na brązową
trumnę leżącą naprzeciwko mnie i nie mogę przestać wyobrażać
sobie w niej Louisa. Czarny garnitur, czarny krawat, ubrany cały na czarno.
Takiego go zapamiętam. Bladego jak ściana z zamkniętymi powiekami,
bez tego błysku w oczach, w tych cholernie przeszywających mnie
niebieskich tęczówkach.
Załkałam cicho. Ve stojąca obok mnie złapała mnie za dłoń dostarczając
dzięki temu wsparcia. Drugą dłoń złapała moja ciocia. Obie
stały obok mnie dodając mi odwagi, abym dała radę przez to
przejść.
Dla każdego śmierć
bliskich jest trudna. Niektórzy tydzień po śmierci tej osoby
potrafią się pozbierać, innym potrzeba na to roku. Mi będzie
potrzeba dużo czasu, aby wrócić do normalności. Już nic nie
będzie takie samo jak przedtem, pomyślałam sobie. Łkałam cicho,
a gorące łzy spływały mi po policzkach. Nie były oznaką tego,
że jestem słaba, bo nie potrafię sobie poradzić z jego śmiercią.
Raczej były oznaką tego, że bardzo za nim tęsknie i już nigdy
go nie zobaczę. Z jednej strony cieszyłam się, że umarł. Bo
przynajmniej nie męczył się już z chorobą. A z drugiej strony
nie mogłam znieść, że ktoś mi go odebrał. Pod koniec swoich dni
Louis nie tracił swojego zapału i użerania się ze mną. Potrafił
kłócić się, oczywiście w żartach, ze mną o wszystko.
Wiedziałam, że chciał abym pamiętała go takiego właśnie jak
wtedy. Uśmiechniętego, żartującego, śmiejącego się ze mnie.
Znałam go bardzo dobrze, wiedziałam że nabija się ze mnie nawet
wtedy.
Leżał w szpitalu
dwa miesiące zanim przyszedł jego koniec. Do końca byłam z nim.
Szpital znałam jak własną kieszeń, niektórych pacjentów
również. Starałam się jak mogłam, aby te ostatnie dni dla niego
nie były smutne, ale ja raczej nie musiałam nic robić, bo to on
sam aranżował żarciki.
Pamiętam jak kiedyś,
gdy z samego rana do niego przyszłam zaczął opowiadać mi jakiś
żart.
Nie skończył.
To był właśnie ten dzień, w którym niebo
nade mną się załamało i od tamtej pory jest ciemne.
- Emmo pragniesz coś
powiedzieć zanim pożegnamy Louisa? - zapytał mnie ksiądz.
Popatrzyłam na wszystkich po kolei. Rodzice Louisa stali po mojej
lewej stronie. Płakali, oboje, dziewczynki to samo. Przyjaciele
Louisa, każdy z nich stał ze spuszczoną głową, ale mimo tego
widziałam ich załzawione oczy.
- Oczywiście. -
odpowiedziałam. Puściłam dłonie cioci i Ve po czym wyszłam przed
szereg.
Odwróciłam się do
nich przodem i oddychając głęboko zaczęłam mówić.
- Louis był
wspaniałym człowiekiem. Do końca swoich dni potrafił utrzymać
swój zabawny nastrój. Potrafił się uśmiechać, gdy było bardzo
źle, gdy go bardzo bolało. Wiem, że robił to dla mnie, ponieważ
nie chciał pokazać jak bardzo cierpi. Ale ja to widziałam, nie
musiał nic przede mną ukrywać. Znałam go bardzo dobrze i
wiedziałam kiedy jest źle, a kiedy nie. - przerwałam na chwilę
nabierając w płuca jeszcze więcej powietrza. - Wiem, że większość
z was nie znała go tak dobrze jak ja. - popatrzyłam na ludzi
stojących przede mną. - Chcę tylko powiedzieć, że Louis był, a
raczej jest i zawsze będzie w naszych sercach, bo był wspaniałym człowiekiem. I mimo tego, że już go nie ma ciałem
wśród nas, zawsze zostanie duchem tutaj. - wskazałam na lewą
stronę swojej latki piersiowej. Spojrzałam na rodzinę Louisa.
Każdy wpatrywał się we mnie smutnymi oczami, ale jednocześnie
dziękował za to że podjęłam się, tego by coś powiedzieć.
Wróciłam na swoje
miejsce i obserwowałam jak trumna z ciałem Louisa znika z moich
oczu opadając coraz dalej w dół grobu.
Już nie płakałam.
Nie miałam już łez. Cieszyłam się tylko z tego, że spotkałam
go w tym parku jadąc do pracy. Cieszyłam się, że to on na mnie
wpadł. Że potem nie zrezygnował i walczył o mnie i dla mnie. Dla
mnie nie przegrał z chorobą, a wygrał. Bo on zawsze był i będzie
moim bohaterem.
Po uroczustości
wróciłam razem z Ronem i ciocią do ich domu. Mieszkałam tam odkąd
Louis trafił do szpitala. Jakoś nie mogłam się przemóc, aby wrócić
do naszego domu. Za bardzo przypominał mi on o Louisie.
- Em, zrobić ci coś
do jedzenia? - zapytała ciocia z troską wymalowaną na twarzy.
Widziałam po zmarszczce między jej brwiami jak się o mnie
zamartwia.
- Nie ciociu
dziękuję. - potarłam jej ramię. - Pójdę się położyć. -
dodałam po chwili i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na
górę. Ale zanim tam dotarłam ciocia mnie zawołała.
- Poczekaj. Liam dał
mi to, bym tobie przekazała. - ciocia wyciągnęła z torebki białą
kopertę, po czym wręczyła ją mnie. Zdziwiłam się co takiego w
niej może być i dlaczego to Liam dał ją cioci.
- Liam nie zdążył ci go dać, dlatego poprosił mnie o przekazanie. - wyjaśniła.
Kiwnęłam tylko
głową i zabierając list ze sobą do pokoju ruszyłam schodami na
górę.
Zaraz po zamknięciu
drzwi zapaliłam lampkę nocną stojącą na stoliku obok łóżka.
Ściągnęłam buty i usiadłam pośród poduszek na środku łóżka przykrywając się kocem. Skrzyżowałam nogi w kolanach i trzymając kopertę w dłoniach
zastanawiałam się czy powinnam ją teraz otworzyć. Wiedziałam, że to
list od Louisa. Bałam się tylko jednego, że rozpłaczę się na
tyle że nie będę mogła dokończyć go czytać.
Po chwili jednak
rozerwałam kopertę i wyjęłam z niej białą kartkę.
Rozłożyłam ją na
moich kolanach i oddychając głęboko zaczęłam czytać.
Kochana Em,
jeżeli czytasz ten
list to oznacza tylko jedno że mnie już nie ma wśród żywych.
Wiem jak bardzo we mnie wierzyłaś, wiem też że do końca miałaś
nadzieję na to że ja jednak wyzdrowieję. Otóż ja czułem, że
zbliża się mój koniec.Dlatego postanowiłem napisać dla Ciebie ten
list. Wiesz, że nie jestem dobrym pisarzem. Zawsze wolałem mówić
to co do Ciebie czuje, bo wiem że wyglądałoby to na bardziej
szczere niż napisane na kartce. Ale uznałem, że mówiąc mogę
czegoś zapomnieć Ci powiedzieć, a jeśli spiszę to na kartce na
pewno nie zapomnę.
Więc od czego by tu
zacząće. Może na początku powiem, że cię kocham. Tak, kocham
cię najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę. Zawsze będę z
Tobą mimo że nie będziesz mnie widzieć. Nawet teraz cię
obserwuję, gdy czytasz ten list. Nic się nie zmieniłaś, nadal
jesteś piękna, nawet zapłakana i smutna.
Pamiętasz jak
mówiłem, że będę cię kochał do końca świata i o jeden dzień
dłużej? Kłamałem, zawsze będę cię kochał, mimo że nie ma
mnie już wśród żywych. Chciałem żebyś wiedziała niektóre
rzeczy nigdy się nie zmienią. Na przykład to, że chcę abyś była szczęśliwa. Wiem, że wydaje ci się
że teraz to niemożliwe, ale za niedługo cały smutek cię opuści
i spojrzysz na świat z całkiem innej perspektywy. Mam tylko jedną
prośbę i obiecaj mi, ze ją spełnisz. Bądź szczęśliwa. Proszę
znajdź sobie kogoś kto pokocha cię równie mocno jak ja ciebie i
będziesz mogła z nim spędzić resztę życia. Nie będę
zazdrosny, jak to miałem w zwyczaju. Będę szczęśliwy widząc ciebie
uśmiechniętą i nie myślącą o smutku i przykrych rzeczach.
Błagam Cię Em,
bądź szczęśliwa, tylko o to jedno cię proszę.
Twój na zawsze,
Louis
- Oczywiście Lou,
będę szczęśliwa. Obiecuję. - szepnęłam w przestrzeń tuląc do
siebie list. Zamknęłam na chwilę oczy i nagle poczułam jakby jakiś
podmuch wiatru zawiał w moją stronę.
Popatrzyłam w
stronę drzwi – zamknięte. To samo z oknami. Uśmiechnęłam się
tylko do siebie wiedząc jedno.
- Do zobaczenia
Louis. - szepnęłam w przestrzeń zdając sobie sprawę, że to Louis
mnie odwiedził.
***
Łzy spływały po
moich policzkach, gdy po raz kolejny przypomniałam sobie tamten dzień.
Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Spełniłam prośbę Louisa, wyszłam za mąż za człowieka który mnie naprawdę kocha.
Rzecz jasna ja jego również. Mam z nim dwójkę dzieci –
pięcioletniego Louisa, a za trzy miesiące przyjdzie na świat nasza
córka – Lily.
Przeprowadziliśmy się
krótko po ślubie, sześć lat temu, do Manchesteru. Przejęłam od
pani Jones kawiarnię w tym pięknym mieście i stałam się
kierowniczką. Po jakimś czasie kobieta przepisała na mnie lokal i od
tamtej pory jestem jej jedynym właścicielem.
Jeżeli chodzi o
moich przyjaciół i rodzinę, to Ve z Liamem wyjechali do Stanów
Zjednoczonych, chłopak dostał bardzo dobrą propozycję pracy w
dużej firmie zajmującej się finansami. A Ve jest aktualnie w ciązy
z bliźniakami. Rozmawiamy często przez internet ze sobą, można
śmiało powiedzieć, że utrzymujemy ze sobą stały kontakt.
Harry z Ash
mieszkają w centrum Londynu. Chłopak został aktorem, skończył
londyńską szkołę aktorską i razem z Ash prowadzą teatr, w którym
uczą młodych, ambitnych ludzi aktorstwa. Adoptowali słodką
dziewczynkę o imieniu Susan, która jest oczkiem w głowie
Harry'ego.
Zayn i Perrie
pobrali się rok po śmierci Louisa. Okazało się, że dziewczyna
jest w ciąży. Ślub był kameralny, tylko dla rodziny i przyjaciół.
Teraz mieszkają pod Londynem, kupili wielki piękny dom i są
szczęśliwi.
Niall jak to Niall,
w końcu znalazł tę jedną jedyną. Narazie nie planują niczego
konkretnego. Żyją razem, są obrzydliwie szczęśliwi.
A co u cioci Mary?
Trzyma się świetnie, wygrała z rakiem. Teraz pomaga innym uporać
się z chorobą i idzie jej to świetnie. Postanowiła założyć
fundację wspierającą ludzi z rakiem imieniem Louisa Tomlinsona.
Po śmierci chłopaka sprzedałam nasz dom. Wiedziałam, że nie będę
mogła w nim mieszkać sama, bo za bardzo by mi o nim przypominał.
Dlatego wystawiłam go na sprzedaż, a pieniądze oddałam na
fundację cioci, aby kobieta miała od czego zacząć. Myślę, że
Louis by się nie pogniewał, a nawet były ze mnie dumny za podjęcie
takiej decyzji.
Jestem z nimi
wszystkimi w stałym kontakcie. Korespondujemy ze sobą, wysyłamy
sobie kartki na święta. Cieszę się, że nie zapomneiliśmy o
sobie, że dalej się przyjaźnimy, a śmierć Louisa nic nie zmieniła
między nami, ani to że mieszkamy teraz w innych miastach, czy
krajach.
Cieszę się, że
każdemu z nas życie poukładało się tak jak się poukładało. Że
każdy jest szczęśliwy, że nie obawia się co przyniesie
przyszłość.
- Tata przyjechał!
- wykrzyknął Louis zbiegając ze schodów. Szybko schowałam list do
koperty, a później do książki.
Wiedziałam, ze będzie on bezpieczny
akurat tam, bo mój mąż nie lubi czytać kryminałów.
Powoli i ostrożnie
wstałam z kanapy. Louis stał już przed drzwiami i czekał na
swojego tatę, który parkował samochód na podjeździe.
- Tatuś.- mały aż
skakał z radości widząc jak Eric wchodzi do domu. Ściągnał buty
i od razu po wejściu wziął w swoje ramiona małego. Młody, aż
wydał z siebie pisk gdy Eric zaczął podrzucać go do góry.
Śmiałam się
widząc ich takich szczęśliwych i uśmiechniętych. Louis był cały
czerwony od śmiechu, a na ustach Erica zagościł ogromny uśmiech od
ucha do ucha.
Są tacy do siebie
podobni, te same dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechają, ten
sam błysk w oczach gdy coś im się spodoba, te same gesty dłońmi
gdy coś robią, mają nawet takie same nosy i kolor włosów. Louis
to całkowite odbicie Erica, za czasów gdy był mały.
- Jak się ma dziś
moja rodzinka? - zapytał Eric, gdy już przestał „torturować”
małego Louisa.
- Wspaniale. -
odpowiedział mu z entuzjazmem młody i wszyscy zaczęliśmy się
śmiać.
- A jak moja córka?
- zapytał wypuszczając z ramion już kręcącego się syna.
- Bardzo dobrze,
daje o sobie dziś znać. - odpowiedziałam, gdy Eric położył dłoń
na moim brzuchu, a mała Lily zaczęła się poruszać. Chyba wyczuła
że tatuś wrócił i czas się z nim przywitać, pomyślałam.
- A jak w pracy? -
zapytałam gdy cała nasza czwórka znalazła się w kuchni.
Eric nalewał sobie
jeszcze ciepłej zupy do talerza, a my z Louisem siedzieliśmy
przy stole. Chłopiec rysował coś na białej kartce papieru, a ja
obserwowałam jak mój mąż z gracją porusza się po kuchni. Nic
się nie zmienił od tych sześciu lat. Nadal jego oczy są tak bardzo
hipnotyzujące jak za pierwszym razem, gdy go spotkałam.
Po chwili usiadł
obok mnie i zaczął jeść obiad.
- Chciałbym już
święta, bo mógłbym w końcu odpocząć i nacieszyć się wami. -
oznajmił chwytając mnie za dłoń.
- Jeszcze tylko dwa
tygodnie tatuś. - oznajmił Louis nie patrząc na nas. Skupiony był
na swoim rysunku.
- Widzisz tyko dwa
tygodnie. - zaśmiałam się cicho wzruszając ramionami.
- Pojedziemy do
cioci Mary, prawda? - zapytałam, aby potwierdzić nasze plany na
najbliższe święta.
- Oczywiście, tak
jak ustaliliśmy wcześniej. - odpowiedział marszcząc brwi.
Widziałam po nim, że coś nie gra.
- Coś nie tak?
- zapytałam, gdy puścił moją dłoń i poszedł dolać sobie zupy.
Westchnął tylko
głęboko stojąc odwrócony do mnie plecami.
- Będziesz chciała
odwiedzić rodziców Louisa? - zapytał dalej stojąc odwrócony do
mnie tyłem.
- Chyba tak, a czemu
pytasz?
- Tak dla pewności.
- wrócił do stołu. Nie odezwał się już do mnie ani słowem.
Dlatego postanowilam poobserwować mojego synka jak skrobie coś na
kartce papieru.
- Em, nie gniewaj
się na mnie. - powiedział, gdy wieczorem zasiedliśmy przed
telewizorem. Louis spał już od godziny wymęczony zabawą ze swoim
tatą na śniegu.
- Nie gniewam. Po
prostu nie wiem dlaczego tak dziwnie reagujesz, gdy wspominamy
Louisa. - wyjaśniłam przeskakując bez celu po kanałach w
telewizorze.
- Po prostu jest mi
źle z tym, że za każdym razem gdy powiemy coś na jego temat ty
zamykasz się w sobie i nie chcesz ze mną porozmawiać. - wyjaśnił
kładąc dłoń na moim udzie.
- To nie o to
chodzi, że ja nie chcę z tobą porozmawiać. Po prostu to dla mnie
zbyt bolesne, aby o nim z tobą rozmawiać. Nie chcę tego robić,
jest dobrze tak jak jest i proszę nie zmieniajmy tego. - poprosiłam
kładąc swoją dłoń na jego.
- Ale proszę
pamiętaj, że zawsze jestem obok i jeśli będziesz chciała porozmawiać, albo się wyżalić zawsze jestem do twojej dyspozycji,
dobrze?
Kiwnęłam tylko
głową i ułożyłam ją na jego ramieniu. Eric objął mnie i
przytulił do siebie. Przejął pilot od telewizora i przeskakiwał po
kanałach dopóki nie znalazł interesującego nas filmu.
Uwielbiałam takie
dni, gdy siedzieliśmy razem w ciemnym pokoju i przytuleni do siebie
patrzyliśmy w ekran telewizora.
Louis w liście
prosił bym była szczęśliwa, żebym znalazła sobie mężczyznę
który da mi szczęście. Eric właśnie mi je dał. Ofiarował mi dwa
najważniejsze w moim życiu szczęścia. Jedno śpi na górze,
drugie również śpi spokojnie w moim brzuchu.
Jest tak jak
chciałeś Louis. Jestem szczęśliwa, bo wiem że ty również
jesteś szczęśliwy i opiekujesz się nami każdego dnia. I za to ci
dziękuję. Powiedziałam to do siebie w myślach wiedząc na sto
procent, że tak właśnie jest. Że Louis gdzieś tam u góry patrzy
na nas i cieszy się, że znalazłam swoje szczęśliwe zakończenie i
że podjęłam to ryzyko aby być szczęśliwą.
A to wszystko dzięki
niemu, dzięki chłopakowi z niebieskimi oczami, który wtargnął w
moje życie i zawsze będzie w nim jedną z najważniejszych osób.
KONIEC
________________________________________________________________
No to teraz już mogę płakać :")
Skończyłam właśnie swoje drugie opowiadanie w ciągu 1,5 roku.
Chciałam Wam podziękować za to, że byliście ze mną w tym okresie.
Wszystkim!
Chciałam również przeprosić za to, że rozdziały nie pojawiały się często, a tylko raz w tygodniu w ostatnim miesiącu.
Przepraszam również za to, że czasem byłam nie miła dla Was, że wymuszałam komentarze, że groziłam że usunę bloga. Ale to wszystko przez to, że ja tak czasem mam. Mam dziwne dni, gdy wszystko mnie irytuje. Dlatego przepraszam.
Pragnę jeszcze podziękować wszystkim za to, że byliście tutaj ze mną.
Może i nie wszyscy się udzielali w postaci komentarzy, ale dziękuję Wam że po prostu tutaj wchodziliście i czytaliście moje wypociny.
Co do samego epilogu.
To przyznam szczerze, że od jego połowy płakałam.
A gdy go poprawiałam łzy leciały mi ciurkiem po policzkach.
Nigdy w siebie nie wierzyłam, możecie mi uwierzyć. Ale odkąd zaczęłam pisać moje pierwsze opowiadanie stałam się pewniejsza siebie i swojego zdania.
Zmieniłam się i to na lepsze, a wszystko dzięki One Direction :)
Jak kiedyś ich spotkam podziękuję im za to!
Na koniec powiem jeszcze tyle, że nigdy bym się nie spodziewała że dotrę tak daleko. Szczerze przyznam, że jak byłam w połowie tego opowiadania miałam moment załamania. Chciałam usunąć blog, nie pisać już w ogóle. Ale pomyślałam sobie: dlaczego mam to robić, skoro przynosi mi to ogromną radość. I zostałam tutaj i chyba było warto :)
Jeszcze raz Wam dziękuję za wszystkie słowa mnie dopingujące i dające kopa w tyłek i wiarę w siebie.
Mam już pomysł na następny blog, więc jeśli będziecie chcieli jeszcze poczytać coś mojego to zapraszam tutaj po nowym roku.
Pojawi się notka z adresem bloga.
Nie chciałabym stracić z Wami kontaktu, więc jeśli ktoś chciałby ze mną pogadać, tak po prostu, na luzie nawet, zapraszam na aska bądź twittera :)
Nie lubię się żegnać, ale jak na razie muszę.
Do zobaczenia w przyszłym roku :)
I wesołych świąt i udanego, szalonego sylwestra :)
Dziękuję, że pisałaś te opowiadanie i za to, że wytrwałaś do końca. Popłakałam się, cały czas miałam nadzieję, że Louis przeżyje. :(
OdpowiedzUsuńNo kurczaczki, a jednak skończyłaś śmiercią! Czym Ci nasz Louiś kochany zawinił? Czekam na następne opowiadanie. Ale fajnie, że w epilogu dzieciaki umieściłaś i że młody ma takie fajowskie imię :)
OdpowiedzUsuńOla
Szkoda że Em jednak nie jest z Lou cały czas miałam nadzieje że oni będą ze sobą ale i tak ten blog jest świetny i nie mogę doczekać sie następnego <3
OdpowiedzUsuńSuper epilog , super ff . Szkoda że się już skończyło . :) :')
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie i zawsze będę Twoja wierną czytelniczką; wszystkiego dobrego w Nowym Roku; ściskam mocno i czekam na kolejne nieziemskie opowiadanie o 1D :) <3
OdpowiedzUsuńTen blog jest świetny. Końcówka okropnie smutna, ale realistyczna. Czytałam twój inny blog o Jo. Również świetny. Tak się złożyło że czytam ostatni rozdział w nocy i okropnie płacze. Jakbyś mogla odpisacac na jedno pytanie: piszesz jeszcze inne blogi o Lou?
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że mój blog, a raczej blogi przypadły Ci do gustu :)
UsuńCo do Twojego pytania, to jak do tej pory napisałam tylko te dwa opowiadania o Lou.
Jestem w trakcie tworzenia trzeciego ff, więc można się do spodziewać albo zaraz po nowym roku, albo gdzieś w połowie stycznia. O wszystkim jeszcze napiszę osobną notkę na blogach.
Nie wiem czy będzie ono o Lou, bo ostatnio mam skłonności do innego członka 1D. Ale to wszystko wyjdzie jak opublikuję pierwszy rozdział nowego ff :)
Na początek muszę przeprosić cię, że nie czytałam tego opowiadania ciągle tylko miałam dość długą przerwę, a później nie mogłam dojść do momentu żeby czytać na bieżąco :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi to wybaczysz :)
Opowiadanie było cudowne! Tak jak twoje poprzednie i z pewnością kolejne też takie będzie :)
Nie wiem co mam jeszcze na koniec napisać..
Musisz wiedzieć, że jestem z tobą zawsze i trzymam kciuki, żeby wena cie nigdy nie opuściła!
Do napisania przy nowym opowiadaniu lub na asku :D
O jaaa
OdpowiedzUsuńTo jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam <3 :) dziekuje ci za nie w całości i ściskam! :) :*