Perspektywa Louisa
Przez całą drogę
do domu moich rodziców Emma nie odezwała się do mnie, ani jednym
słowem. Byłem święcie przekonany, że się na mnie gniewa. Ale
też bałem się, że się do mnie w ogóle nie odezwie. Chyba
przesadziłem z tym, aby jej nie mówić o moim pomyśle.
Ale to moja
mama wpadła na to i zadzwoniła do mnie wczoraj rano, aby zapytać
co sądzę na ten temat. Zgodziłem się od razu.
Wiedziałem, że
chcę pojechać do rodziców i chcę zabrać ze sobą Em. Tyle, że
tym razem nie na kilka godzin, a na noc i wrócimy w niedzielę
wieczór.
Dziś mają być mi dziadkowie. Wiem, że Emma jest zła na
mnie za to, ale chciałem aby się wyciszyła, zrelaksowała i
pomyślała o czymś przyjemniejszym niż kłamstwa, śmierć czy
strach, którego ostatnio w naszym życiu nie brakuje.
- Gniewasz się na
mnie? - zapytałem.
- Nie no co ty. Jak
mogłabym się na ciebie gniewać. - odpowiedziała sarkastycznie.
- Czyli się
gniewasz. - kiwnąłem głową.
- No co ty geniuszu.
- powiedziała przewracając oczami. - W ogóle jak mogłeś
zaplanować to beze mnie? Jak mogłeś nie zapytać się mnie o
zdanie? A może ja miałam inne plany na ten weekend? Może chciałam
pojechać do Ve? Albo do rodziców na cmentarz? - słyszałem wyrzuty
w jej głosie i pretensje skierowane w moją stronę.
- Dzwoniłem do Ve, a
ona była bardziej niż chętna abyś wyjechała ze mną na weekend.
- powiedziałam.
- Co? Jak mogłeś
Louis? - wykrzyknęła.
- Przestań się
drzeć na mnie. Nic nie zrobiłem, chciałem tylko abyś była
szczęśliwa i w końcu się wyluzowała.- powiedziałem. - Ale jak
widzę moje starania poszły na marne. - dodałem smutno.
- Nie chodzi o to,
że się nie cieszę czy nie doceniam twoich starań. Po prostu
zaskoczyłeś mnie nie mówiąc mi o tym. Wtedy mogłabym się jakoś
przygotować psychicznie, a nie tak jak teraz że jestem rzucona na
głęboką wodę i nie wiem co mam o tym myśleć.
- Nie myśl.
Rozluźnij się i zacznij uśmiechać, bo już jesteśmy pod domem.
- powiedziałem skręcając na podjazd prowadzący do domu rodziców.
Tutaj się
wychowałem, tutaj spędzałem każdą wolną chwile. I to tutaj po
raz pierwszy przyznałem się sam przed sobą, że zakochałem się
na zabój w Emmie. Myślę, że miałem ogromne szczęście
spotykając ją w parku. Co prawda to Bob ruszył za nią, a ja nie
mając wyboru musiałem pobiec za nim. I tak się zaczęło.
Nachodzenie dziewczyny, śledzenie jej, obserwowanie każdego jej
kroku. Aż to stało się moją obsesją. Co nie powiem, ale
zwichrowało mi trochę psychikę, ale cieszę się że Em jest teraz
przy mnie i że mogę dać jej szczęście i że ona również mi je
daje.
- Może wrócę
na piechotę do domu? - zapytała, a ja tylko fuknąłem na jej głupią
propozycję. Wysiadłem z samochodu i wypuściłem zadowolonego Boba
z tylnego siedzenia.
- Przestań, dobra?
Jestem przy tobie i zawsze cie obronię, gdy moja babcia będzie
chciała cię za przytulać na śmierć. - uśmiechnąłem się i
pomogłem wyjść Emmie z samochodu. Nie powiem, ale podobała mi się
jej spódnica. Podkreślała jej idealną talię i wszystkie
krągłości. Aż miałem ochotę zedrzeć z niej ubranie, aby tylko
podziwiać jej piękne ciało, ale wiem że ona nie jest jeszcze na
to gotowa. Wiem to, bo dała mi do zrozumienia dosadnie dziś rano w
łazience że nie ma ochoty abym oglądał ją, gdy jest naga. Mam
nadzieję, że to kiedyś się zmieni i dziewczyna w końcu
przekona się do tego, że jest piękna i będzie to pokazywać na
zewnątrz, a nie zachowywać tylko dla siebie.
- Chyba zaraz
zwymiotuję. - powiedziała, gdy zbliżaliśmy się w stronę drzwi
wejściowych.
- Nic ci się nie
stanie. Jestem zaraz przy tobie, tak? - zapytałem, a blada jak
ściana Em pokiwała głową.
- Jasna sprawa. -
odpowiedziała przełykając nerwowo ślinę, gdy otworzyłem drzwi.
Pierwsze co
dostrzegliśmy zaraz po przekroczeniu progu domu to zapach unoszący
się po pomieszczeniu. Ślinka mi pociekła, a brzuch Emmy zaburczał.
Popatrzyłem na
nią, gdy ta się uśmiechała nerwowo po czym szepnęła.
- No co? Głodna
jestem. - wzruszyła tylko nerwowo ramionami, a ja zaśmiałem się
głośno czym przyciągnąłem uwagę mojej babuni, która gdy tylko
mnie usłyszała zaczęła wydzierać się na cały głos.
- Lou! Czy mój Lou
tu jest?! - próbowałem zlokalizować źródło największego
hałasu, ale im bardziej próbowałem tym nic z tego nie wyszło. Aż
do momentu, w którym ją ujrzałem wychodzącą z kuchni. Ubrana
była w zieloną sukienkę w kwiaty do samej ziemi. Siwe włosy
ułożone były w podobnego koka, który miała dziś Emma.
- Dzień dobru Babuniu. - przywitałem się z nią po czym ucałowałem jej chudy i
pomarszczony policzek.
- A kogóż my tu
mamy. To pewnie ta Emma, o której twoja mama od rana mówi. -
powiedziała babcia patrząc na dziewczynę, która uśmiechała się
do niej przyjaźnie.
- Dzień dobry. -
przywitała się z nią.
- Jestem Eve Tomlinson, babcia
tego szalenie przystojnego młodzieńca. - przedstawiła się jej, a Em
odwzajemniła się mówiąc jak ma na imię i tak dalej.
- Myślę, że reszta
rodziny też chce się z nami przywitać. - powiedziałem odciągając Emmę od mojej babci, która zaczęła już ją przytulać.
Wiedziałem, że tak będzie. Że babunia będzie chciała ją wyściskać przez wszystkie czasy i nie da jej spokoju poprzez opowieści
i różne historyjki z mojego dzieciństwa. Będę musiał pilnować Emmę i babcię, a
w szczególności tą drugą, zanim opowie jej jakąś historię z mojego
życia, a ja spalę się ze wstydu.
- Louis, Emma. -
moja mama zajęczała stojąc w kuchni, gdy tylko nas zobaczyła.
Wytarła mokre ręce w fartuszek wiszący na jej biodrach i podeszła do nas.
Obściskiwanie część druga, pomyślałem.
- Dzień dobry. Miło
znów panią widzieć. - powiedziała Em przyjaźnie ściskając moją
mamę.
- Ja też się
cieszę widząc cie tutaj ponownie. - odpowiedziała jej moja rodzicielka przytulając dziewczynę do siebie i patrząc podejrzanie w moją
stronę.
- Chodźmy do
jadalni zaraz podamy obiad. - mama powiedziała na odchodnym i
poszła w stronę kuchni, a następnie do jadalni.
- Nie jest tak źle,
prawda? - zapytałem Emmę, która cała trzęsła się z nerwów.
Miałem tylko nadzieję, że znów nie będzie wymiotować.
- Wszystko dobrze?
- zapytałem, gdy złapała mnie za ramię podtrzymując się go.
- Jasne, tylko zawróciło mi się w głowie. Muszę na chwilę usiąść. -
poinformowała mnie.
- Oczywiście. -
zgodziłem się przytrzymując ją w pasie i prowadząc do salonu,
gdzie posadziłem ją na kanapie.
- Przyniosę ci
wody. - powiedziałem, a Emma pokiwała tylko głową zgadzając się
i oparła głowę o zagłówek kanapy i zamknęła oczy.
Pobiegłem szybko do
kuchni. Zastałem w niej moją mamę rozmawiającą z babcią. Mówiły
szeptem stojąc do mnie plecami, co było naprawdę podejrzane.
- I właśnie tak to
teraz wygląda. - szepnęła mama do babci.
- Czyli on się z
nią spotyka, bo chce zapomnieć o tamtej dziewczynie? - zapytała
babcia, a mama tylko pokiwała głową.
- Jay ja czegoś
tutaj nie rozumiem. Dlaczego Lou nie mógł znaleźć sobie innej
dziewczyny? Jakiejś bogatszej, która wniosłaby do tego związku
jakieś korzyści. A tak to spotyka się z jakąś biedną studentką.
Ani to ładne, ani mądre, a chuda jak patyk. Czy on nie ma oczu? -
co to miało być? Babcia z mamą obgadywały Emmę na moich oczach.
Myślałem, że ją polubiły. Ale jak to mówią nadzieja matką
głupich. Nie wierzyłem własnym uszom, a może ja się
przesłyszałem? Może o innym Louisie mówiły?
- A do tego Louis
jest w nią wpatrzony jak w obrazek. - skomentowała moja mama, a ja
cały się spiąłem. - Tylko patrzeć, aż go okradnie albo
sprowadzi na złą drogę. - dodała, a ja już nie wytrzymałem i
powiedziałem.
- Jak już
skończycie obgadywać moją dziewczynę może zajmiecie się
robieniem obiadu? Bo to wam lepiej wychodzi. - nalałem do szklanki
wodę dla Emmy nie patrząc na obie kobiety, które jeszcze pięć
minut temu były jedynymi z najważniejszych w moim życiu. Odwróciłem
się za siebie chcąc wyjść z pomieszczenia i wtedy ją zobaczyłem.
Stała naprzeciwko mnie z oczami pełnymi łez, które spływały po
jej policzkach. Jej dolna warga drżała, a po chwili jej oczy się
zamknęły i runęła na ziemię.
Perspektywa Emmy
- Przyniosę ci
wody. - powiedział Louis, a ja pokiwałam tylko głową zgadzając
się i oparłam głowę o zagłówek kanapy zamykając oczy.
Słyszałam tylko
jak wbiega po małych schodkach na korytarz, a następnie do kuchni.
Nie wiem co mi się
stało, że po raz kolejny dzisiejszego dnia zasłabłam. Może to przez
ten stres i to że nie jadłam nic na śniadanie? Całkiem możliwe.
Cieszę się, że
jeden z egzaminów mam już za sobą. Jeszcze tylko dwa i będę mieć
wymarzone wakacje o których myślę od kilku miesięcy. Może Louisowi
uda się dostać urlop, a wtedy pojedziemy w jakieś ciepłe kraje? Kto
wie?
Po kilku minutach
patrzenia w sufit zastanawiałam się gdzie jest chłopak. Przecież
nalanie wody do szklanki nie zajmuje, aż tylu minut prawda? To tylko
kilka sekund.
Wstałam więc z
kanapy i poprawiając spódnicę ruszyłam w stronę kuchni. Musiałam
podtrzymać się ściany, bo zakręciło mi się w głowie. To pewnie
przez to, że tak szybko wstałam z niskiej kanapy. Pokręciłam tylko
głową, a gdy kręcenie ustało ruszyłam w stronę kuchni. Ale coś
mnie zaniepokoiło, gdy zauważyłam Louisa stojącego w progu
wysokich drzwi i napinającego mięśnie.
Zdenerwował się, tylko nie
wiem czym. Ale gdy usłyszałam strzępek rozmowy pani Tomlinson z
jej teściową już wiedziałam co tak bardzo zdenerwowało chłopaka.
- Jay ja czegoś
tutaj nie rozumiem. Dlaczego Lou nie mógł znaleźć sobie innej
dziewczyny? Jakiejś bogatszej, która wniosłaby do tego związku
jakieś korzyści. a tak to spotyka się z jakąś biedną studentką.
Ani to ładne, ani mądre, a chuda jak patyk. Czy on nie ma oczu?
Czy one mówią o
mnie? Co ja im takiego zrobiłam, że muszą tak źle o mnie mówić?
Ja się tylko zakochałam, a to przecież nie jest żadna zbrodnia. I nie
powinnam być teraz za to potępiana i nienawidzona. Myślałam, że
mama Louisa mnie lubi. Jego babcia również. Po tym jak mnie
przywitała, jak mnie tuliła, jak patrzyła na mnie radosnymi
oczami. Ale jednak się pomyliłam.
- A do tego Louis
jest w nią wpatrzony jak w obrazek. - skomentowała pani Jay, a Louis
cały się spiął. - Tylko patrzeć, aż go okradnie albo sprowadzi
na złą drogę. - dodała, a wtedy głos zabrał Louis. Słyszałam
po jego tonie jaki był zły, tylko czekać aż wybuchnie.
- Jak już
skończycie obgadywać moją dziewczynę może zajmiecie się
robieniem obiadu? Bo to wam lepiej wychodzi. - powiedział po czym
podszedł do stołu w kuchni, na którym stał dzbanek wodą i nalał do szklanki wodę. Nawet nie popatrzył na obie kobiety. Odwrócił
się za siebie chcąc wyjść z pomieszczenia i wtedy nasze oczy się
spotkały. Staliśmy naprzeciwko siebie nie wiedząc co powiedzieć,
ani jak się zachować. Moje oczy były pełne łez, dolna warga
drżała, a po chwili poczułam się strasznie słabo i upadłam na
ziemie. Ostatnim co słyszałam był krzyk Louisa.
- Emma!
Obudziłam się nie
wiedząc gdzie jestem. Byłam w jakimś pokoju. Którego ściany były granatowe, a meble w jasnym brązie. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, a po lewej drzwi balkonowe. Łóżko, na którym aktualnie leżałam stało na środku pomieszczenia. Było ogromne, podobne do tego które Louis ma u siebie w apartamencie.
Za oknem zrobiło się
już ciemno, a krople deszczy uderzały o szybę. Wnętrze pomieszczenia oświetlała jedynie lampka
stojąca na szafce nocnej obok łóżka. Odwróciłam głowę w stronę okna i ujrzałam Louisa stojącego przy drzwiach prowadzących pewnie
na balkon i trzymającego coś między palcami. Zbliżył dłoń do
ust, a po chwili zobaczyłam biały dym. On palił?
- Loui? - mój głos
wydawał się bardzo słaby, ale na szczęście chłopak mnie
usłyszał. I gasząc papierosa w popielniczce stojącej na parapecie
podszedł do mnie. Usiadł na łóżku, a jego twarz wyrażała
wszystkie emocje, które bałam się dziś zobaczyć. Zmartwienie
połączone ze smutkiem.
- Jak się czujesz?
- zapytał łapiąc moją dłoń i lekko ją ściskając.
- Lepiej. Co się
stało? - popatrzyłam najpierw na nasze złączone dłonie, a potem
w jego niebieskie oczy, które były zaczerwienione. Płakał? Nie
wydaje mi się.
- Zemdlałaś. -
wyjaśnił, a wtedy do mnie dotarło dlaczego.
Przez głowę
przelatywały mi strzępki rozmowy prowadzącej między panią Jay, a jej teściową.
Gardło zacisnęło mi się i nie mogłam nic powiedzieć.
Załkałam tylko cicho, a gdy Louis to zauważył wspiął się na
łóżko i przytulił mnie mocno do siebie. Moczyłam mu koszulkę
która przesączona była dymem papierosowym, a on głaskał mnie po
plecach w pocieszającym geście.
- Tak bardzo cię
przepraszam. - zajęczał. Też płakał? Odsunęłam się od niego
i zobaczyłam, że faktycznie chłopak się rozpłakał.
- Loui, nie płacz.
- powiedziałam ocierając jego łzy z policzków. Wtulił twarz w
moją dłoń.
- Ty też nie płacz.
- pociągnął nosem. - Ten weekend miał inaczej
wyglądać. Mieliśmy zjeść razem obiad, a wieczór zrobić sobie
grilla. Mieliśmy się śmiać, cieszyć swoim towarzystwem, gadać o
głupotach. A tymczasem moja mama i babcia zrobiły taką głupotę,
że nie umiem tego zrozumieć. - wychlipał przytulając się do mnie.
- Takie jest życie.
Nie muszą mnie lubić, przecież ja nawet nie jestem fajna. Spójrz
na mnie. - odsunął się ode mnie i ocierając łzy z policzków
przyjrzał mi się uważnie.
- Dla mnie jesteś
idealna. - skomentował przybliżając się do mnie i złożył
szybkiego całusa na moim nosie.
- Kocham cię. -
szepnęłam z ustami przy jego wargach.
- Koch... - nie
dokończył, ponieważ głośne pukanie do drzwi nam przerwało.
- Mogę wejść? -
zapytała mama Louisa, a ja miałam ochotę wyjść z łóżka i
trzasnąć jej drzwiami prosto w twarz. Ale tego naturalnie nie
zrobię, bo przecież mam szacunek do starszych od siebie osób, mimo
że one mnie nie tolerują.
- Nie. -
odpowiedział Louis, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowanym
wzrokiem. Wiem, że był zły na swoją rodzicielkę, ale ja chciałam
aby kobieta wyjaśniła mi dlaczego aż tak bardzo mnie nie lubi.
- Proszę. -
odpowiedziałam cicho, a Louis spiorunował mnie wzrokiem. Pani Jay
weszła do środka i usiadła na krześle stojącym przy biurku, nad
którym wisiała tablica korkowa ze zdjęciami Louisa z siostrami
oraz bilety z meczów piłki nożnej. Wygląda na to, że to jest pokój
Louisa.
- Chciałam cie
bardzo przeprosić. Wiem, że pewnie pomyślałaś sobie, że cię
nie toleruję czy nie lubię, ale tak nie jest. - zaczęła, ale
donośny głos Louisa jej przerwał na co popatrzyła na niego
zabijając go wzrokiem.
- Ale tak to
wyglądało i teraz nie udawaj dobrej kobiety i nie przepraszaj Emmy, bo to i tak nic nie da. Słyszała twoją rozmowę z babcią i myślę,
że całkiem zmieniła o tobie zdanie. - powiedział zaskakując mnie
tym, jaki potrafi być wredny wobec własnej matki.
Ale z jednej
strony się mu nie dziwię. Wkurzył się na nią, za to że mnie
obgadywały i gadały o mnie źle, a z drugiej strony też bym pewnie
tak zareagowała, gdyby moja mama mówiła o Louisie coś takiego.
- Przeprosiłam tak?
- pani Jay była poirytowana samym faktem, że Louis tutaj siedzi
i patrzy na nią jakby zaraz miał się na nią rzucić i zrobić jej
coś złego.
- Twoje przeprosiny
mamy gdzieś trzeba było wcześniej pomyśleć zanim coś takiego
powiedziałaś! Wiesz jak ja się czuję? Wiesz co ja przeżywam? -
pytał łamiącym się głosem, a z moich oczu poleciały łzy które
szybko otarłam aby nikt ich nie zauważył, ale nie umknęło to
uwadze Louisa który natychmiast do mnie podszedł i przytulił mocno do
siebie.
- Widzisz co
narobiłaś? - zapytał matkę, a ja cicho łkałam w jego koszulkę.
- Przepraszam. -
powiedziała łapiąc mnie za dłoń, ale wyrwałam ją od niej. Nie
chciałam aby mnie dotykała, tego byłoby już za wiele. Naprawdę
uważałam ją za kogoś z kim znajdę wspólny język, ale po
dzisiejszym dniu naprawdę zmieniam zdanie na temat tej kobiety.
Rozdrażniło mnie to, że jej teściowa, a babcia Louisa na początku
wydawała mi się miłą i starsza osobą, a gdy przyszło co do
czego to gadała na mnie za moimi plecami jaka ja to jestem zła i
tak dalej. To się naprawdę w głowie nie mieści jacy ludzie
potrafią być złośliwi i nie traktować kogoś poważnie.
- Nie powinniśmy w
ogóle tu przyjeżdżać. Mogliśmy spędzić weekend w moim
mieszkaniu, albo chociaż wyjechać gdzieś dalej poza miasto, ale nie
ja musiałem uprzeć się abyśmy tutaj przyjechali. - zaczął, głaskając mnie po plecach. - Gdybym
wiedział, że tak to wszystko się potoczy zawróciłbym i nigdy
więcej tutaj nie przyjechał. - ostatnie słowa Louis wycedził
przez zęby. Wtuliłam się jeszcze bardziej w niego, chcąc aby
schował mnie przed całym nienawistnym i złym światem.
- Przepraszam was
oboje. Naprawdę nie chciałam aby to tak wyszło. Gdybym widziała,
że słuchacie tej rozmowy nigdy w życiu nie skierowałabym jej w tą
stronę. - powiedziała pani Jay ledwo słyszalnym głosem, przez
wstrzymywane łzy.
- Chodź Em,
zbierajmy się stąd. - Louis ignorując słowa swojej matki jak i ją
samą odsunął się ode mnie i pomógł mi wyjść z łózka.
Zauważyłam, że mam na sobie jedną z jego koszulek i krótkie
spodenki do spania.
- Nie jedźcie w
taką pogodę. To samobójstwo wychodzić z domu w czasie burzy. -
powiedziała pani Jay wstając pośpiesznie z łóżka. Faktycznie
nie zauważyłam, że na zewnątrz pada, aż świata nie było widać.
- Samobójstwem była
moja decyzja o przyjechaniu tutaj. - odpowiedział jej Louis pakując nasze rzeczy do torby.
- Daj spokój Louis.
Zostańcie chociaż na noc, a rano wrócicie do Londynu. - poprosiła
jego mama patrząc na mnie, ale ja odwróciłam wzrok. Nie mogłam
patrzeć jej w oczy, nie po tym co powiedziała o mnie.
- Emma? - zwróciła
się do mnie podchodząc coraz to bliżej. Zrobiłam krok w tył, a
gdy kobieta to zobaczyła zmarszczka na jej twarzy pogłębiła się,
co by oznaczało że zmartwiła się tym, iż odsunęłam się od
niej.
- Chodź Emma. -
nakazał Louis łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc w stronę drzwi.
Uświadomiłam sobie, że ja się w ogóle nie odezwałam ani słowem
przez cały okres trwania tej rozmowy, gdy pani Jay weszła do pokoju.
- Zostańmy. - w
końcu powiedziałam ciągnąc Louisa za rękę, aby odwrócił się
do mnie.
- Co? - zapytał.
- Zostańmy. Nie
chcę wracać do domu, gdy na zewnątrz panuje taka ulewa. - wyjaśniłam.
Louis popatrzył na
mnie, a potem przeniósł wzrok na swoją mamę. Ja również
odwróciłam się, aby na nią spojrzeć i zauważyłam, ze jej policzki
są całe mokre od łez.
Uśmiechnęła się
do mnie, ale ja nie odwzajemniłam tego wymuszonego uśmiechu. Myślę,
że robiła to specjalnie, aby nas tylko tutaj zatrzymać. I chyba jej
się to udało, bo patrząc na Louisa wydaje mi się, że chłopak się
zgodzi abyśmy zostali na jedną noc.
- Dobra. - Louis
skapitulował odkładając torbę na poprzednie miejsce.
- Dzięki Bogu. -
szepnęła pani Jay do siebie, p o czym dodała. - Zejdziecie na dół?
Kolacja na was czeka. Możecie zjeść w pokoju jeśli chcecie, albo
w kuchni, nikogo nie ma.
- Z chęcią. -
odpowiedziałam, a pani Jay klasnęła w ręce i wyszła z pokoju
zostawiając nas samych.
- Jesteś głodna? -
zapytał Louis gdy uklęknęłam przy torbie w poszukiwaniu jakichś
dłuższych spodni i innej koszulki.
- Trochę. -
odpowiedziałam wyciągając dżinsy i czarną koszulkę, które Louis
wcześniej zapakował. - A ty? - zapytałam ściągając z siebie bluzkę chłopaka i rzucając ją na łóżko.
- Też. - słyszałam
jak się uśmiecha. Tylko nie wiedziałam co było tego powodem. Czy
to, że stałam odwrócona tyłem do niego, czy to że przyznał się
iż również jest głodny.
- Z czego się
śmiejesz? - zapytałam siadając na skraju łóżka i ściągając z
siebie spodenki, a następnie zakładając dżinsy.
- Po prostu
zastanawiam się kiedy przestaniesz się mnie wstydzić. - wyjaśnił
i nagle znalazł się za mną kładąc nogi po obu stronach moich
bioder i obejmując mnie ramionami na wysokości klatki piersiowej.
- Nie wiem, ale
całkiem możliwe że nigdy. - powiedziałam przekomarzając się z
nim.
- Hmm. - zajęczał
z ustami przy moim uchu, po czym zaczął ssać miejsce pod nim.
- Myślę, że
kolacja może poczekać. - szepnął wprost do mojego ucha. I nagle
objął mnie ramionami w talii i przemieścił się na środek łóżka.
Ja ze spodniami wiszącymi w kolanach i z koszulką podwiniętą pod
same piersi, a on w pełni ubrany i uśmiechnięty. Jak to jest
możliwe, że chłopak który przed chwilą był taki zły i pełen
nienawiści do swojej mamy, nagle stał się radosny, pełen życia i
… zakochany? Tak! Zakochany we mnie. Jak to jest możliwe? Myślę,
że nawet naukowcy nie umieliby rozwikłać zagadki jaką jest Louis
Tomlinson.
Brunet zaczął
kąsać skórę na moim brzuchu, a ja wydałam z siebie pisk.
Popatrzył na mnie, a gdy nasze oczy się spotkały puścił mi oczko.
Zaśmiałam się głośno z tego jakże uroczego gestu.
- Louis co ty
właściwie zamierzasz zrobić? - zapytałam, gdy całował skórę
mojego brzucha, a rękoma próbował ściągnąć ze mnie spodnie.
- Cicho, bo psujesz
cały romantyzm. - powiedział między muśnięciami.
- Jaki romantyzm? -
zapytałam próbując udawać oburzenie, ale w głębi duszy śmiałam
się bardzo głośno.
Chłopak uniósł
głowę i spojrzał na mnie, a światło pochodzące małej lampki
nocnej stojącej na szafce obok łóżka. oświetlało jego twarz.
W
jego oczach widziałam miłość którą mnie darzył. Wiem jak on
patrzy na mnie.
Niektóry mówią, że jak chłopak patrzy ta na
dziewczynę to oznacza że kocha ją nad życie. I tak mi się zdaje że
i w naszym przypadku i tak jest. Czasem nie potrafimy się dogadać, to
prawda, ale próbujemy naprowadzać siebie i jakoś dajemy radę.
Myślę, że jeszcze dużo nauki przed nami i dużo musimy się o
sobie dowiedzieć, ale na to przyjdzie czas.
- Chyba nie chcesz
abyśmy, no wiesz. - wskazałam raz na mnie, raz na niego chcąc
przekazać mu to co miałam na myśli, a chodziło mi dokładnie o
współżycie.
- Eee tak naprawdę
to...
- Nie, ty nie mówisz
poważnie Louis. Po tym co dziś przeszliśmy ty chcesz abyśmy... -
nie dokończyłam, bo chłopak mi przerwał moją wypowiedź
pocałunkiem.
- Nie zamykaj mi ust, gdy coś mówię. - oderwałam się od niego jęcząc wprost w jego
usta.
- Przestań
zachowywać się jakbyś pozjadała wszystkie rozumy i rozluźnij
się. - odpowiedział pieszcząc dłońmi moje nagie udo.
- Przestań.
Mieliśmy iść na dół zjeść kolację, a ty robisz coś zupełnie
innego. Wstydź się Louis. - powiedziałam odpychając go z siebie i
wstając z łóżka. Założyłam na siebie spodnie i związując
włosy w kucyk ruszyłam w stronę drzwi.
- Zaczekaj na mnie.
- powiedział dołączając do mnie, po czym złapał mnie za rękę.
Ale wyrwałam ją, ponieważ byłam zła na niego za to jak chciał spożytkować nasz wspólny czas.
Wyszliśmy z pokoju,
a ja od razu ruszyłam w prawą stronę, ale dłoń Louis łapiąca
mnie w porę za ramię odwróciła w swoją stronę i przyciągnęła
do siebie.
- Co? - zapytałam z
wyrzutem patrząc na jego rozbawioną twarz. Dobrze, że on nie jest
zły za to że tak go potraktowałam w pokoju.
Wiadomo, że musi
minąć mnóstwo czasu, aż zdecyduję się z nim przespać.
- Tutaj. - wskazał
na schody za sobą. Czemu ja ich wcześniej nie zauważyłam?
Wyrwałam
ramię z jego uścisku i ruszyłam schodami w dół. Kuchnię bardzo
łatwo znalazłam.
Tak jak wcześniej
mówiła pani Jay nikogo w niej nie było, za co byłam wdzięczna.
Nie chciałam spotkać teraz kogoś z ich rodziny i tłumaczyć się.
Właściwie ja nie musiałam się z niczego tłumaczyć, bo ja nic
takiego nie zrobiłam.
Chłopak wchodząc
za mną zapalił światło, które znajdował się nad blatem
kuchennym i usiadł przy stole, na którym leżało kilka talerzy z
różnymi smakołykami. Aż mi ślinka pociekła.
- Siadaj i jedz. - nakazał wskazując na krzesło stojące obok niego, ale ja
postanowiłam usiąść na krześle stojącym daleko od niego, a
mianowicie po drugiej stronie stołu.
Louis tylko fuknął
i wstał, po czym podszedł do mnie i jednym ruchem uniósł krzesło razem ze mną w górę i ustawił je obok siebie.
Zdezorientowana tym
co właśnie się stało siedziałam i patrzyłam na niego jak
zajmuje swoje poprzednie miejsce po czym nakłada sobie na talerz
mnóstwo jedzenia.
- Jedz. -
powiedział wskazując na talerze stojące przed nami, ale ja nie mogłam
skupić się na tym co on zrobił. Uniósł mnie, razem z krzesłem
i przeniósł.
- Wow. - w końcu
wydusiłam z siebie. Byłam pod wrażeniem, że on jest taki silny.
Louis tylko zaśmiał
się i zaczął jeść swój posiłek. Aby załagodzić fakt, że
odtrąciłam go kilkanaście minut wcześniej nachyliłam się i
cmoknęłam go w policzek. Chłopak jeszcze bardziej się uśmiechnął
i kątem oka spojrzał na mnie.
- Kocham cię. -
wypowiedział to pewnym tonem, a ja uśmiechnęłam się do niego
przyjaźnie i odpowiedziałam mu tym samym.
_____________________________________________________________________________
Heeeeej!
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział, bo mi nie przypadł do gustu.
Jestem ciekawa Waszych reakcji na zachowanie mamy Louisa i jego babci.
Myślę, że następny pojawi się albo jutro albo pojutrze.
To zależy od tego czy znajdę czas na dokończenie go.
Więc (mam nadzieję) do jutra :)
Wow tego się nie spodziewałam , matka louisa się dziwnie zachowała .
OdpowiedzUsuńRozdział jest GENIALNY !!! :)
Rozdział super, nie sądziłam że mama Lou może byc taka nie miła :( ale cóż takie życie. Czekam na next :) xx L.
OdpowiedzUsuńczekam na next :) rozdział mnie zaskoczył
OdpowiedzUsuńJejku, ale jazda, prawdziwa bomba z mamą i babcią Lou, który jest taki kochany; cudownie piszesz, życzę dalszej weny :)
OdpowiedzUsuńFałszywa mama Lou :( rozczarowałam się tobą mamuska..
OdpowiedzUsuńDlaczego rozdzial ci nie przypadl do gustu ? Jak dla mnie jest wlasnie tak inny taki fajny. Wiele emocji jest w nim i tak.. poprostu fajnie :)