Razem z Louisem pokonywaliśmy poranne korki w Londynie, gdzie o
tej porze dnia to jest jakąś kpiną.
Z resztą w tym mieście o jakiejkolwiek godzinie jest korek, więc wszyscy są do tego przyzwyczajeni.
- Nie zdążę po ciebie dziś przyjechać. - powiedział Louis skręcając i wjeżdżając na parking za kawiarnią.
- Szkoda, ale mam przecież rower więc jakoś dam sobie radę. - odpowiedziałam uśmiechając się, gdy zauważyłam jego smutną minę. Chciałam mu dać do zrozumienia, że wszystko jest dobrze i nie musi się mną martwić, bo przecież jestem już duża i potrafię sobie poradzić.
- Nie, nie będziesz jeździć rowerem po mieście, gdy jakiś idiota poluje na ciebie. - powiedział surowym tonem, aż się wzdrygnęłam.
- Nie przesadzasz? - zapytałam spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.
Rozumiem, że się o mnie martwił, ale czasem czułam się jakby był moim ojcem i zabraniał mi dosłownie wszystkiego.
- Nie, nie przesadzam. Jeden z ochroniarzy zawiezie cię do domu.
- A co jak ja nie chcę po pracy jechać do domu? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
- A niby gdzie indziej masz zamiar pojechać? - popatrzył na mnie wkurzony przeczesując włosy.
- Nie wiem, na przykład do sklepu?
- Po co?
- Po jajco. Boże Louis o co ci chodzi? Jestem dorosła, potrafię o siebie zadbać, dam sobie radę. Przez trzy lata musiałam radzić sobie sama i wiesz co? Przeżyłam. - wyjaśniłam chwytając klamkę od drzwi i już chciałam je otworzyć, gdy ciepła dłoń chłopaka dotknęła mojego ramienia ściskając je za mocno.
Popatrzyłam najpierw na swoje ramię, a później na twarz Louisa, która aż poczerwieniała ze złości. Ścisnął mocniej moje ramię, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz..
- Louis t.. to boli. - szepnęłam wskazując wzrokiem na moje ramię. Chłopak dopiero po chwili puścił mnie, a ja odsunęłam się jak najdalej od niego, bo nie wiedziałam co może mi jeszcze zrobić. Wiedziałam, że nie wyrządzi mi krzywdy, ale chyba się myliłam co pokazał jego atak na mnie.
- Em zaczekaj! Cholera Emma! - krzyczał za mną, ale ja nie mogłam na niego patrzeć. Ramię całe mnie piekło od jego mocnego uścisku.
- Emma.- dobiegł do mnie chwycił mnie za drugie ramię, ale się mu wyrwałam.
- Spieprzaj. - odszczeknęłam ciągnąc ciężkie drzwi prowadzące na tyły kawiarni.
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Słyszysz? Przepraszam. - stanęłam z jedną ręka na klamce od drzwi, a drugą załapałam się za głowę.
- Przepraszasz tak? Teraz? Trzeba było przemyśleć wcześniej zanim to zrobiłeś. A teraz masz jeszcze czelność za mną biec i mnie do jasnej cholery przepraszać? Myślisz, że powiesz głupie przepraszam, a ja ci wybaczę? To boli Louis to tak strasznie boli. Nie chodzi mi o ból fizyczny, bo z nim dam sobie radę, ale o psychiczny. Myślisz, że zabraniając mi czegokolwiek poczujesz się lepiej? Myślisz, że ja wykonam wszystkie twoje rozkazy? Mylisz się, nie jestem twoją zabawką i nie możesz ze mną robić tego co tylko ci się spodoba, rozumiesz? - odwróciłam się do tyłu. Twarz Louisa pokazywała, że chłopak naprawdę zrozumiał moje słowa. Potakiwał tylko głową, a gdy chciał się do mnie zbliżyć ostrzegłam.
- Nie zbliżaj się do mnie Tomlinson. - na co zatrzymał się w pół kroku.
- Emma, ja rozumiem że jestem rozdrażniona całą tą sytuacją, ale zrozum też mnie. Zależy mi na tobie i chcę zapewnić ci bezpieczeństwo. - wyjaśnił, a ja zaśmiałam się cicho z jego słów.
- Rozdrażniona? Jestem rozdrażniona? Jestem kurwa zła, na ciebie idioto! - wykrzyknęłam waląc pięścią w metalowe drzwi za mną.
Louis aż cały zesztywniał słysząc moje ostre słowa.
- I przestań mi mówić, że ci na mnie zależy dobrze? Bo gdyby tak było nie sprawiłbyś mi bólu! - wykrzyknęłam.
- Przestań. Żałuję tego dobra? - podniósł ręce w obronnym geście.
- Ve miała rację.- szepnęłam do siebie spuszczając głowę w dół.
- Co? Jaką racje? - zapytał wytrącony moją wypowiedzią.
- Że mnie skrzywdzisz, prędzej czy później i teraz to zrobiłeś. - powiedziałam unosząc załzawione oczy na niego. Ale w Louisie coś się zmieniło, gdy usłyszał moje słowa. Coś jakby jakiś magiczny przełącznik zmienił jego zachowanie. Jego postawa zmieniła się z zatroskanej i proszącej mnie o wybaczenie na zbyt wyczuloną, jakby wiedział o czymś o czym ja nie wiem.
- Co ci jeszcze powiedziała? - zapytał przez zaciśnięte zęby, zgiął dłonie w pięści, aż mu kostki pobielały.
- Nic więcej. Nie chciałam jej słuchać, bo i tak bym jej nie uwierzyła. - ale teraz widząc twoje zachowanie mogłam jej posłuchać, dodałam sobie w myślach.
Odsunęłam się jak najdalej od niego, także moje plecy płasko przylegały do zimnych, stalowych drzwi. Przełknęłam głośno ślinę widząc złość wymalowaną na twarzy chłopaka. Teraz naprawdę się go bałam. Jego dzisiejsza postawa różniła się od wczorajszej, gdy był taki słodki i miły dla mnie. Gdy przytulał mnie do siebie na kanapie, gdy oglądaliśmy mecz. Gdy wykłócał się ze swoimi przyjaciółmi o wyniki meczu i gdy na koniec dnia, gdy zasypiałam przy jego boku złożył czuły pocałunek na moim czole.
Nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie uciekać, co powiedzieć. Bałam się, cholernie się bałam tego chłopaka. Zakochiwałam się w nim powoli, ale widząc jaki jest teraz to chciałam mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że pogadamy jak dorośli ludzie i wszystko sobie wyjaśnimy. Ale zrezygnowałam, bo zdawałam sobie sprawę, że cokolwiek powiem wywoła to u niego taką samą reakcję - zdenerwuje się jeszcze bardziej.
- Nie idziesz dziś do racy. - zakomunikował wyciągając telefon z kieszeni marynarki i wystukał jakiś numer, po czym urządzenie przyłożył do ucha.
- Idę. - postawiłam się mu. Nie będzie mi mówił co mam robić, ani czy pracować czy nie.
- Nie, nie idziesz. - zwrócił się do mnie, a następnie do słuchawki. - Liam, masz w tej chwili zabrać stąd Emme. Tak do apartamentu. Jesteśmy na tyłach kawiarni. Dobra, czekam. - włożył telefon z powrotem do kieszeni i pociągnął mnie za ramię.
- Louis, ja chcę iść do pracy. Muszę pracować. Puść mnie, to boli. - załkałam cicho, gdy trzymał mnie za to samo ramię co przed chwilą, gdy chwycił mnie w samochodzie.
Momentalnie je wypuścił ze swojego uścisku patrząc na mnie wzrokiem pełnym bólu i udręki.
- Liam weź Emmę. - nakazał chłopakowi mnie zabrać, a sam wsiadł do samochodu i odjechał.
Co się właściwie teraz stało?
- Chodź. - Liam znalazł się przy mnie tak szybko. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, a na jego twarzy malował się smutek.
Ile ten chłopak musi wiedzieć, na temat tego co Louis robi, czym się zajmuje i przede wszystkim o jego czarnych sprawkach. Chciałabym go o coś zapytać, ale głos uwiązł mi w gardle i nie miałam nawet siły poruszać ustami. Jestem wykończona.
***
Nie pamiętam jak znalazłam się u Louisa w domu. Nie pamiętam jak dojechaliśmy na miejsce, jak znalazłam się w łóżku, jakim cudem wyszłam po tych ogromnych schodach i jak zasnęłam.
Czułam jak głowa całą mi pulsowała od nadmiaru wydarzeń.
Za oknem słońce chowało się za horyzontem, a jedynym światłem w pokoju była włączona lampka stojąca na stoliku nocnym obok łóżka.
Moje oczy podążyły w jej stronę, a za chwilę padły na osobnika siedzącego w dużym fotelu przy łóżku.
- Louis. - wydusiłam z siebie przecierając zmęczone oczy, mając nadzieję że źle widzę.
- Hej. - odszepnął kładąc coś na podłodze przy nogach fotela i wstając, a następnie usiadł na brzegu łóżka. Odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam, plecami dotykając ramy łóżka. Nie chciałam aby mnie dotykał, ani był blisko mnie. Bałam się go, nie wiedziałam co może mi jeszcze zrobić.
- Nie bój się. - szepnął wspinając się na łóżko.
- Odsuń się. - rozkazałam mu, a on klęknął na środku łóżka, naprzeciwko mnie i nie ruszył się z miejsca.
- Emma posłuchaj, to co stało się w samochodzie i przed kawiarnią nie powinno się wydarzyć. Ja naprawdę żałuję, że zadałem ci ból. Chciałbym to jakoś naprawić.
- Ale nie możesz. - zapłakałam głośno ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, coś mi się stało. Nie chciałem tego zrobić słyszysz mnie? - zapytał chwytając mój nadgarstek w swoją rękę i odciągając go od mojej twarzy. Wyszarpałam mu się chowając dłonie pod kołdrą.
- Emma... - wyjęczał przeczesując włosy placami. W jego oddechu było coś dziwnego, jakby ... alkohol?
- Piłeś? - zapytałam.
- Dwie, małe szklaneczki whisky. - wyjaśnił kładąc swoje dłonie na kolanach.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie skrzywdziłeś? Nie pozwoliłeś mi iść do pracy, bo coś ci odbiło. Nakrzyczałeś na mnie, gdy ja mówiłam do ciebie jak do normalnego człowieka. a następnie wściekłeś się na mnie za to, że Ve mi coś powiedziała. Przy czym nic mi nie wyjawiła, bo ja tego nie chciałam, a ty od razu się na mnie wkurzasz i ... - nagle słowa już nie chciały wypływać z moich ust, bo zostały złączone z wargami Louisa.
- Przestań! - krzyknęłam odpychając go od siebie. - Myślisz, że mnie pocałujesz i wszystko będzie tak jak wcześniej? Mylisz się! Masz mi to teraz wszystko wyjaśnić! - krzyknęłam na niego schodząc z łóżka. Zauważyłam, że miałam na sobie białą, luźną koszulkę Louisa oraz majtki i stanik. Czy ja się sama przebrałam? A może Liam. O mój boże!!!
- Ładna koszulka. - skomentował mój ubiór z uśmieszkiem na ustach, gdy ja tak stałam jak słup nie mogąc się ruszyć.
- Przestań, błagam cię przestań. Mam dość twoich kłamstw. Albo mi teraz mówisz wszystko, albo wyprowadzam się i nie chcę cię więcej znać. - powiedziałam krzyżując dłonie na piersiach i przestepując z nogi na nogę.
Twarz Louisa od razu się zmieniła z uśmiechniętej i flirtującej do poważnej i zaniepokojonej.
Czyli moje słowa wpłynęły na niego i zrozumiał, że ja nie żartuję.
- Po pierwsze nie mów mi co mam robić. - pogroził mi palcem.
- I kto to mówi. - odpysknęłam kładąc ręce na biodrach. Zmierzył mnie surowym spojrzeniem, po czym kontynuował.
- A po drugie nie mów czegoś, czego nie jesteś w stanie spełnić. - dokończył wstając na swoje nogi i podchodząc do mnie.
- Tak uważasz? - zapytałam.
- Tak, tak uważam. Myślisz, że dałbym ci stąd uciec? Myślisz, że pozwoliłbym ci mnie zostawić? Nie pozwoliłbym. Jesteś dla mnie najważniejsza, gdy jesteś blisko mnie czuję że żyję, mogę się uśmiechać, żartować, jestem innym sobą. Uwielbiam cię, uwielbiam to jak się ze mną droczysz, to jak krzyczysz na mnie, to jak mnie całujesz, to jak mnie obserwujesz i myślisz że nie jestem tego świadomy, a wiedz że jestem. Widzę wszystko, ale nie mogę znieść tego, że ktoś mówi ci o mnie głupoty, które są samymi kłamstwami, które nie są prawdą. Te informacje są wyssane z palca, albo co gorsza zmyślone przez taką idiotkę jaką jest Ve. - wyjaśnił, a ja czułam jak moje serce to podskakuje z radości słysząc jego miłe słowa, a za chwilę jak zamiera słysząc kontynuację jego mowy.
Ve idiotka? Nie chce mi się w to wierzyć.
- Porozmawiałem sobie z nią dzisiaj i wiesz czego się dowiedziałem? - zapytał wskazując na mnie palcem, gdy wstał z łózka i stanął naprzeciwko mnie. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się usłyszeć co takiego Ve mu wyjawiła.
- Naprawdę mnie to nie interesuje i mam to gdzieś. - powiedziałam wyciągając z szafy spodnie dresowe i ciepłą bluzę. Miałam zamiar stąd iść, wynieść się i zapomnieć o tym chłopaku, którego kocham.
Wiem, że to głupie uciekać, ale ja muszę. Muszę to zrobić, nie mam innego pomysłu co ze sobą zrobić. Kocham go, wiem to odkąd go pierwszy raz spotkałam, ale po prostu nie mogę żyć w związku opartym na kłamstwach. To nie może tak wyglądać. Zawsze myślałam, że mój pierwszy i prawdziwy związek będzie czymś wyjątkowym i niezapomnianym. Wiem, że krytycznie podchodzę do tego wszystkiego, ale ja tak nie potrafię. Nie umiem żyć z kimś kto mnie okłamuje i ma jakieś tajemnice przede mną. To jest chore!
- Em, nie mów tak. Potrzebuję cię, jesteś mi potrzebna, bo ja cię ko... - wypowiedź Louis przerwał dźwięk telefonu wibrującego w kieszeni jego marynarki.
Chłopak westchnął, po czym wyciągnął urządzenie z kieszeni i widząc kto do niego dzwoni odebrał od razu.
- Tak? - zwrócił się do swojego rozmówcy, a następnie popatrzył na mnie. W jego oczach widziałam zdenerwowanie. Jego zachowanie nagle się zmieniło.
- Dobra, informuj mnie na bieżąco. - rzucił do telefonu po czym rozłączył się.
- Muszę trochę popracować, nie będziesz miała mi tego za złe? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Dziesięć minut i mnie tutaj nie ma, więc na pewno nie będę ci przeszkadzać. - oznajmiłam odwracając się do niego plecami i wyciągając spod łóżka moją torbę.
Louis odetchnął głośno, po czym wyrwał mi walizkę z rąk i rzucił ją na łóżko. Przyciągnął mnie za ramiona do siebie mocno obejmując.
- Em nie opuszczaj mnie, nie dziś. Proszę. - szepnął z twarzą w moich włosach.
- Nie mogę, bo mnie okłamujesz Louis. Nie mogę być w takim związku. - odpowiedziałam podnosząc głowę i patrząc w jego oczy..
- Wiem, postaram się zmienić.
- I opowiesz mi wszystko, tak? - powiedziałam wskazując na niego palcem i uderzając nim o klatkę piersiową chłopaka.
- Nie mogę. - szepnął.
- Co? Jak to nie możesz? - zdziwiłam się. Dlaczego nie mógł mi nic powiedzieć? Co on takiego przede mną ukrywał? Co to takiego było, że nie mógł mi o tym powiedzieć?
- Po prostu nie mogę.
- Ale Louis, ta sprawa tyczy się mnie. Więc powinieneś mi powiedzieć. - oznajmiłam uwalniając się z jego objęć.
- I mnie też.
- Dlatego powiedz mi co przede mną ukrywasz. - poprosiłam, ale chłopak spuścił tylko głowę w dół i pokręcił przecząco głową.
- Nie i nie proś więcej. - oznajmił. - Idę teraz do gabinetu, a ty tutaj zostań. Chyba, że jesteś głodna, to w kuchni w mikrofalówce jest dla ciebie obiad. - dodał i opuścił pokój.
Dlaczego on się tak zachowuje? Dlaczego taki jest? Podobno moja przeprowadzka do niego to dlatego, abym był bezpieczna, aby on mógł mnie chronić. Ale skoro nie chce mi nic powiedzieć, to ja rozwiążę jego problemy ze mną. Wyprowadzę się od niego i zerwę z nim wszystkie kontakty.
Nawet znajdę sobie inną pracę, aby nie mógł mnie znaleźć, przeniosę się na inną uczelnie, a nawet i zmienię mieszkanie, aby mnie nie znalazł.
Tak, to jest najodpowiedniejszy pomysł jaki przyszedł mi kiedykolwiek do głowy.
Moje serce i tak jest już złamane, więc jeszcze jedno większe pęknięcie na nim, nic tutaj nie zmieni, a ja i tak będę się czuć tak ja teraz - oszukana i czująca odrazę do samej siebie.
Spakowałam wszystkie moje rzeczy do toreb, a następnie przebrałam się w wygodne dżinsy, podkoszulek i bluzę.
Starannie złożyłam i ułożyłam na łóżku koszulkę Louisa. Nie chciałam zabierać jego rzeczy, bo nie potrzebne mi to było, a wiem że nie odstąpiłabym ich na krok, a nosiła co chwilę.
A naprawdę nie chciałam, aby przypominały mi o chłopaku, który zawrócił w mojej głowie.
Wziąwszy torby w obie dłonie wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów. Nie byłam zdziwiona słysząc donośny głos Louisa dochodzący z jego gabinetu. Ewidentnie na kogoś krzyczał.
Przemknęłam szybko przez salon i ubierając prędko buty na stopy udało mi się położyć list na stole w kuchni, w którym napisałam kilka słów prawdy o tym co czułam, a raczej myślałam, że czuję do Louisa.
Ostrożnie otworzyłam drzwi wejściowe i na paluszkach wyszłam na korytarz. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę windy i gdy drzwi się otworzyły wsiadłam wciskając guzik do garażu, bo w końcu tylko to wyjście znałam.
Będąc w windzie zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam. Tak, dopadły mnie wyrzuty sumienia.
Chciałabym, aby Louis był inny. W miarę normalny, chciałabym mieć w nim oparcie, móc na nim polegać w każdej sytuacji, być przy nim gdy tego by potrzebował i aby on był przy mnie w każdy możliwy sposób.
Ale teraz wiem, że tak nie może być. Nie pasujemy do siebie. Myślałam, po wczorajszym wieczorze, że chłopak jest tym o którym zawsze marzyłam, śniłam i pragnęłam aby był. Ale nie. Louis jest całkiem inny, a dzisiejszego dnia to pokazał. Sprawiając mi i ból fizyczny, którego dowody widnieją na moim ramieniu w postaci siniaków, ale też psychiczny. Moja psychika już od dawna była zepsuta odkąd zamieszkałam z ciotką, gdy moi rodzice zginęli, a teraz Louis dołożył do tego swoje nędzne pięć groszy.
Chce mi się płakać. Byłam taka głupia zakochując się w tym dziwnym chłopak, że teraz jest mi głupio. Zostałam z ciężkimi torbami w dłoniach idąc przez ciemne ulice Londynu.
Znów jestem sama, sama jak palec na tym okrutnym świecie. A w dodatku ze złamanym na miliony kawałków sercem. Czy życie może być jeszcze gorsze? Nieodwzajemniona miłość, jest okropną rzeczą i nikt, powtarzam nikt nie powinien tego przechodzić.
Z resztą w tym mieście o jakiejkolwiek godzinie jest korek, więc wszyscy są do tego przyzwyczajeni.
- Nie zdążę po ciebie dziś przyjechać. - powiedział Louis skręcając i wjeżdżając na parking za kawiarnią.
- Szkoda, ale mam przecież rower więc jakoś dam sobie radę. - odpowiedziałam uśmiechając się, gdy zauważyłam jego smutną minę. Chciałam mu dać do zrozumienia, że wszystko jest dobrze i nie musi się mną martwić, bo przecież jestem już duża i potrafię sobie poradzić.
- Nie, nie będziesz jeździć rowerem po mieście, gdy jakiś idiota poluje na ciebie. - powiedział surowym tonem, aż się wzdrygnęłam.
- Nie przesadzasz? - zapytałam spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.
Rozumiem, że się o mnie martwił, ale czasem czułam się jakby był moim ojcem i zabraniał mi dosłownie wszystkiego.
- Nie, nie przesadzam. Jeden z ochroniarzy zawiezie cię do domu.
- A co jak ja nie chcę po pracy jechać do domu? - zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
- A niby gdzie indziej masz zamiar pojechać? - popatrzył na mnie wkurzony przeczesując włosy.
- Nie wiem, na przykład do sklepu?
- Po co?
- Po jajco. Boże Louis o co ci chodzi? Jestem dorosła, potrafię o siebie zadbać, dam sobie radę. Przez trzy lata musiałam radzić sobie sama i wiesz co? Przeżyłam. - wyjaśniłam chwytając klamkę od drzwi i już chciałam je otworzyć, gdy ciepła dłoń chłopaka dotknęła mojego ramienia ściskając je za mocno.
Popatrzyłam najpierw na swoje ramię, a później na twarz Louisa, która aż poczerwieniała ze złości. Ścisnął mocniej moje ramię, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz..
- Louis t.. to boli. - szepnęłam wskazując wzrokiem na moje ramię. Chłopak dopiero po chwili puścił mnie, a ja odsunęłam się jak najdalej od niego, bo nie wiedziałam co może mi jeszcze zrobić. Wiedziałam, że nie wyrządzi mi krzywdy, ale chyba się myliłam co pokazał jego atak na mnie.
- Em zaczekaj! Cholera Emma! - krzyczał za mną, ale ja nie mogłam na niego patrzeć. Ramię całe mnie piekło od jego mocnego uścisku.
- Emma.- dobiegł do mnie chwycił mnie za drugie ramię, ale się mu wyrwałam.
- Spieprzaj. - odszczeknęłam ciągnąc ciężkie drzwi prowadzące na tyły kawiarni.
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Słyszysz? Przepraszam. - stanęłam z jedną ręka na klamce od drzwi, a drugą załapałam się za głowę.
- Przepraszasz tak? Teraz? Trzeba było przemyśleć wcześniej zanim to zrobiłeś. A teraz masz jeszcze czelność za mną biec i mnie do jasnej cholery przepraszać? Myślisz, że powiesz głupie przepraszam, a ja ci wybaczę? To boli Louis to tak strasznie boli. Nie chodzi mi o ból fizyczny, bo z nim dam sobie radę, ale o psychiczny. Myślisz, że zabraniając mi czegokolwiek poczujesz się lepiej? Myślisz, że ja wykonam wszystkie twoje rozkazy? Mylisz się, nie jestem twoją zabawką i nie możesz ze mną robić tego co tylko ci się spodoba, rozumiesz? - odwróciłam się do tyłu. Twarz Louisa pokazywała, że chłopak naprawdę zrozumiał moje słowa. Potakiwał tylko głową, a gdy chciał się do mnie zbliżyć ostrzegłam.
- Nie zbliżaj się do mnie Tomlinson. - na co zatrzymał się w pół kroku.
- Emma, ja rozumiem że jestem rozdrażniona całą tą sytuacją, ale zrozum też mnie. Zależy mi na tobie i chcę zapewnić ci bezpieczeństwo. - wyjaśnił, a ja zaśmiałam się cicho z jego słów.
- Rozdrażniona? Jestem rozdrażniona? Jestem kurwa zła, na ciebie idioto! - wykrzyknęłam waląc pięścią w metalowe drzwi za mną.
Louis aż cały zesztywniał słysząc moje ostre słowa.
- I przestań mi mówić, że ci na mnie zależy dobrze? Bo gdyby tak było nie sprawiłbyś mi bólu! - wykrzyknęłam.
- Przestań. Żałuję tego dobra? - podniósł ręce w obronnym geście.
- Ve miała rację.- szepnęłam do siebie spuszczając głowę w dół.
- Co? Jaką racje? - zapytał wytrącony moją wypowiedzią.
- Że mnie skrzywdzisz, prędzej czy później i teraz to zrobiłeś. - powiedziałam unosząc załzawione oczy na niego. Ale w Louisie coś się zmieniło, gdy usłyszał moje słowa. Coś jakby jakiś magiczny przełącznik zmienił jego zachowanie. Jego postawa zmieniła się z zatroskanej i proszącej mnie o wybaczenie na zbyt wyczuloną, jakby wiedział o czymś o czym ja nie wiem.
- Co ci jeszcze powiedziała? - zapytał przez zaciśnięte zęby, zgiął dłonie w pięści, aż mu kostki pobielały.
- Nic więcej. Nie chciałam jej słuchać, bo i tak bym jej nie uwierzyła. - ale teraz widząc twoje zachowanie mogłam jej posłuchać, dodałam sobie w myślach.
Odsunęłam się jak najdalej od niego, także moje plecy płasko przylegały do zimnych, stalowych drzwi. Przełknęłam głośno ślinę widząc złość wymalowaną na twarzy chłopaka. Teraz naprawdę się go bałam. Jego dzisiejsza postawa różniła się od wczorajszej, gdy był taki słodki i miły dla mnie. Gdy przytulał mnie do siebie na kanapie, gdy oglądaliśmy mecz. Gdy wykłócał się ze swoimi przyjaciółmi o wyniki meczu i gdy na koniec dnia, gdy zasypiałam przy jego boku złożył czuły pocałunek na moim czole.
Nie wiedziałam co mam zrobić, gdzie uciekać, co powiedzieć. Bałam się, cholernie się bałam tego chłopaka. Zakochiwałam się w nim powoli, ale widząc jaki jest teraz to chciałam mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że pogadamy jak dorośli ludzie i wszystko sobie wyjaśnimy. Ale zrezygnowałam, bo zdawałam sobie sprawę, że cokolwiek powiem wywoła to u niego taką samą reakcję - zdenerwuje się jeszcze bardziej.
- Nie idziesz dziś do racy. - zakomunikował wyciągając telefon z kieszeni marynarki i wystukał jakiś numer, po czym urządzenie przyłożył do ucha.
- Idę. - postawiłam się mu. Nie będzie mi mówił co mam robić, ani czy pracować czy nie.
- Nie, nie idziesz. - zwrócił się do mnie, a następnie do słuchawki. - Liam, masz w tej chwili zabrać stąd Emme. Tak do apartamentu. Jesteśmy na tyłach kawiarni. Dobra, czekam. - włożył telefon z powrotem do kieszeni i pociągnął mnie za ramię.
- Louis, ja chcę iść do pracy. Muszę pracować. Puść mnie, to boli. - załkałam cicho, gdy trzymał mnie za to samo ramię co przed chwilą, gdy chwycił mnie w samochodzie.
Momentalnie je wypuścił ze swojego uścisku patrząc na mnie wzrokiem pełnym bólu i udręki.
- Liam weź Emmę. - nakazał chłopakowi mnie zabrać, a sam wsiadł do samochodu i odjechał.
Co się właściwie teraz stało?
- Chodź. - Liam znalazł się przy mnie tak szybko. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, a na jego twarzy malował się smutek.
Ile ten chłopak musi wiedzieć, na temat tego co Louis robi, czym się zajmuje i przede wszystkim o jego czarnych sprawkach. Chciałabym go o coś zapytać, ale głos uwiązł mi w gardle i nie miałam nawet siły poruszać ustami. Jestem wykończona.
***
Nie pamiętam jak znalazłam się u Louisa w domu. Nie pamiętam jak dojechaliśmy na miejsce, jak znalazłam się w łóżku, jakim cudem wyszłam po tych ogromnych schodach i jak zasnęłam.
Czułam jak głowa całą mi pulsowała od nadmiaru wydarzeń.
Za oknem słońce chowało się za horyzontem, a jedynym światłem w pokoju była włączona lampka stojąca na stoliku nocnym obok łóżka.
Moje oczy podążyły w jej stronę, a za chwilę padły na osobnika siedzącego w dużym fotelu przy łóżku.
- Louis. - wydusiłam z siebie przecierając zmęczone oczy, mając nadzieję że źle widzę.
- Hej. - odszepnął kładąc coś na podłodze przy nogach fotela i wstając, a następnie usiadł na brzegu łóżka. Odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam, plecami dotykając ramy łóżka. Nie chciałam aby mnie dotykał, ani był blisko mnie. Bałam się go, nie wiedziałam co może mi jeszcze zrobić.
- Nie bój się. - szepnął wspinając się na łóżko.
- Odsuń się. - rozkazałam mu, a on klęknął na środku łóżka, naprzeciwko mnie i nie ruszył się z miejsca.
- Emma posłuchaj, to co stało się w samochodzie i przed kawiarnią nie powinno się wydarzyć. Ja naprawdę żałuję, że zadałem ci ból. Chciałbym to jakoś naprawić.
- Ale nie możesz. - zapłakałam głośno ukrywając twarz w dłoniach.
- Przepraszam, coś mi się stało. Nie chciałem tego zrobić słyszysz mnie? - zapytał chwytając mój nadgarstek w swoją rękę i odciągając go od mojej twarzy. Wyszarpałam mu się chowając dłonie pod kołdrą.
- Emma... - wyjęczał przeczesując włosy placami. W jego oddechu było coś dziwnego, jakby ... alkohol?
- Piłeś? - zapytałam.
- Dwie, małe szklaneczki whisky. - wyjaśnił kładąc swoje dłonie na kolanach.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie skrzywdziłeś? Nie pozwoliłeś mi iść do pracy, bo coś ci odbiło. Nakrzyczałeś na mnie, gdy ja mówiłam do ciebie jak do normalnego człowieka. a następnie wściekłeś się na mnie za to, że Ve mi coś powiedziała. Przy czym nic mi nie wyjawiła, bo ja tego nie chciałam, a ty od razu się na mnie wkurzasz i ... - nagle słowa już nie chciały wypływać z moich ust, bo zostały złączone z wargami Louisa.
- Przestań! - krzyknęłam odpychając go od siebie. - Myślisz, że mnie pocałujesz i wszystko będzie tak jak wcześniej? Mylisz się! Masz mi to teraz wszystko wyjaśnić! - krzyknęłam na niego schodząc z łóżka. Zauważyłam, że miałam na sobie białą, luźną koszulkę Louisa oraz majtki i stanik. Czy ja się sama przebrałam? A może Liam. O mój boże!!!
- Ładna koszulka. - skomentował mój ubiór z uśmieszkiem na ustach, gdy ja tak stałam jak słup nie mogąc się ruszyć.
- Przestań, błagam cię przestań. Mam dość twoich kłamstw. Albo mi teraz mówisz wszystko, albo wyprowadzam się i nie chcę cię więcej znać. - powiedziałam krzyżując dłonie na piersiach i przestepując z nogi na nogę.
Twarz Louisa od razu się zmieniła z uśmiechniętej i flirtującej do poważnej i zaniepokojonej.
Czyli moje słowa wpłynęły na niego i zrozumiał, że ja nie żartuję.
- Po pierwsze nie mów mi co mam robić. - pogroził mi palcem.
- I kto to mówi. - odpysknęłam kładąc ręce na biodrach. Zmierzył mnie surowym spojrzeniem, po czym kontynuował.
- A po drugie nie mów czegoś, czego nie jesteś w stanie spełnić. - dokończył wstając na swoje nogi i podchodząc do mnie.
- Tak uważasz? - zapytałam.
- Tak, tak uważam. Myślisz, że dałbym ci stąd uciec? Myślisz, że pozwoliłbym ci mnie zostawić? Nie pozwoliłbym. Jesteś dla mnie najważniejsza, gdy jesteś blisko mnie czuję że żyję, mogę się uśmiechać, żartować, jestem innym sobą. Uwielbiam cię, uwielbiam to jak się ze mną droczysz, to jak krzyczysz na mnie, to jak mnie całujesz, to jak mnie obserwujesz i myślisz że nie jestem tego świadomy, a wiedz że jestem. Widzę wszystko, ale nie mogę znieść tego, że ktoś mówi ci o mnie głupoty, które są samymi kłamstwami, które nie są prawdą. Te informacje są wyssane z palca, albo co gorsza zmyślone przez taką idiotkę jaką jest Ve. - wyjaśnił, a ja czułam jak moje serce to podskakuje z radości słysząc jego miłe słowa, a za chwilę jak zamiera słysząc kontynuację jego mowy.
Ve idiotka? Nie chce mi się w to wierzyć.
- Porozmawiałem sobie z nią dzisiaj i wiesz czego się dowiedziałem? - zapytał wskazując na mnie palcem, gdy wstał z łózka i stanął naprzeciwko mnie. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się usłyszeć co takiego Ve mu wyjawiła.
- Naprawdę mnie to nie interesuje i mam to gdzieś. - powiedziałam wyciągając z szafy spodnie dresowe i ciepłą bluzę. Miałam zamiar stąd iść, wynieść się i zapomnieć o tym chłopaku, którego kocham.
Wiem, że to głupie uciekać, ale ja muszę. Muszę to zrobić, nie mam innego pomysłu co ze sobą zrobić. Kocham go, wiem to odkąd go pierwszy raz spotkałam, ale po prostu nie mogę żyć w związku opartym na kłamstwach. To nie może tak wyglądać. Zawsze myślałam, że mój pierwszy i prawdziwy związek będzie czymś wyjątkowym i niezapomnianym. Wiem, że krytycznie podchodzę do tego wszystkiego, ale ja tak nie potrafię. Nie umiem żyć z kimś kto mnie okłamuje i ma jakieś tajemnice przede mną. To jest chore!
- Em, nie mów tak. Potrzebuję cię, jesteś mi potrzebna, bo ja cię ko... - wypowiedź Louis przerwał dźwięk telefonu wibrującego w kieszeni jego marynarki.
Chłopak westchnął, po czym wyciągnął urządzenie z kieszeni i widząc kto do niego dzwoni odebrał od razu.
- Tak? - zwrócił się do swojego rozmówcy, a następnie popatrzył na mnie. W jego oczach widziałam zdenerwowanie. Jego zachowanie nagle się zmieniło.
- Dobra, informuj mnie na bieżąco. - rzucił do telefonu po czym rozłączył się.
- Muszę trochę popracować, nie będziesz miała mi tego za złe? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Dziesięć minut i mnie tutaj nie ma, więc na pewno nie będę ci przeszkadzać. - oznajmiłam odwracając się do niego plecami i wyciągając spod łóżka moją torbę.
Louis odetchnął głośno, po czym wyrwał mi walizkę z rąk i rzucił ją na łóżko. Przyciągnął mnie za ramiona do siebie mocno obejmując.
- Em nie opuszczaj mnie, nie dziś. Proszę. - szepnął z twarzą w moich włosach.
- Nie mogę, bo mnie okłamujesz Louis. Nie mogę być w takim związku. - odpowiedziałam podnosząc głowę i patrząc w jego oczy..
- Wiem, postaram się zmienić.
- I opowiesz mi wszystko, tak? - powiedziałam wskazując na niego palcem i uderzając nim o klatkę piersiową chłopaka.
- Nie mogę. - szepnął.
- Co? Jak to nie możesz? - zdziwiłam się. Dlaczego nie mógł mi nic powiedzieć? Co on takiego przede mną ukrywał? Co to takiego było, że nie mógł mi o tym powiedzieć?
- Po prostu nie mogę.
- Ale Louis, ta sprawa tyczy się mnie. Więc powinieneś mi powiedzieć. - oznajmiłam uwalniając się z jego objęć.
- I mnie też.
- Dlatego powiedz mi co przede mną ukrywasz. - poprosiłam, ale chłopak spuścił tylko głowę w dół i pokręcił przecząco głową.
- Nie i nie proś więcej. - oznajmił. - Idę teraz do gabinetu, a ty tutaj zostań. Chyba, że jesteś głodna, to w kuchni w mikrofalówce jest dla ciebie obiad. - dodał i opuścił pokój.
Dlaczego on się tak zachowuje? Dlaczego taki jest? Podobno moja przeprowadzka do niego to dlatego, abym był bezpieczna, aby on mógł mnie chronić. Ale skoro nie chce mi nic powiedzieć, to ja rozwiążę jego problemy ze mną. Wyprowadzę się od niego i zerwę z nim wszystkie kontakty.
Nawet znajdę sobie inną pracę, aby nie mógł mnie znaleźć, przeniosę się na inną uczelnie, a nawet i zmienię mieszkanie, aby mnie nie znalazł.
Tak, to jest najodpowiedniejszy pomysł jaki przyszedł mi kiedykolwiek do głowy.
Moje serce i tak jest już złamane, więc jeszcze jedno większe pęknięcie na nim, nic tutaj nie zmieni, a ja i tak będę się czuć tak ja teraz - oszukana i czująca odrazę do samej siebie.
Spakowałam wszystkie moje rzeczy do toreb, a następnie przebrałam się w wygodne dżinsy, podkoszulek i bluzę.
Starannie złożyłam i ułożyłam na łóżku koszulkę Louisa. Nie chciałam zabierać jego rzeczy, bo nie potrzebne mi to było, a wiem że nie odstąpiłabym ich na krok, a nosiła co chwilę.
A naprawdę nie chciałam, aby przypominały mi o chłopaku, który zawrócił w mojej głowie.
Wziąwszy torby w obie dłonie wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów. Nie byłam zdziwiona słysząc donośny głos Louisa dochodzący z jego gabinetu. Ewidentnie na kogoś krzyczał.
Przemknęłam szybko przez salon i ubierając prędko buty na stopy udało mi się położyć list na stole w kuchni, w którym napisałam kilka słów prawdy o tym co czułam, a raczej myślałam, że czuję do Louisa.
Ostrożnie otworzyłam drzwi wejściowe i na paluszkach wyszłam na korytarz. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę windy i gdy drzwi się otworzyły wsiadłam wciskając guzik do garażu, bo w końcu tylko to wyjście znałam.
Będąc w windzie zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam. Tak, dopadły mnie wyrzuty sumienia.
Chciałabym, aby Louis był inny. W miarę normalny, chciałabym mieć w nim oparcie, móc na nim polegać w każdej sytuacji, być przy nim gdy tego by potrzebował i aby on był przy mnie w każdy możliwy sposób.
Ale teraz wiem, że tak nie może być. Nie pasujemy do siebie. Myślałam, po wczorajszym wieczorze, że chłopak jest tym o którym zawsze marzyłam, śniłam i pragnęłam aby był. Ale nie. Louis jest całkiem inny, a dzisiejszego dnia to pokazał. Sprawiając mi i ból fizyczny, którego dowody widnieją na moim ramieniu w postaci siniaków, ale też psychiczny. Moja psychika już od dawna była zepsuta odkąd zamieszkałam z ciotką, gdy moi rodzice zginęli, a teraz Louis dołożył do tego swoje nędzne pięć groszy.
Chce mi się płakać. Byłam taka głupia zakochując się w tym dziwnym chłopak, że teraz jest mi głupio. Zostałam z ciężkimi torbami w dłoniach idąc przez ciemne ulice Londynu.
Znów jestem sama, sama jak palec na tym okrutnym świecie. A w dodatku ze złamanym na miliony kawałków sercem. Czy życie może być jeszcze gorsze? Nieodwzajemniona miłość, jest okropną rzeczą i nikt, powtarzam nikt nie powinien tego przechodzić.
______________________________________________________________________
I jak tam po pierwszym dniu szkoły? Wszyscy żyją? :)
Co myślicie o nowym rozdziale?
Dzieje się prawda? Jak myślicie co zrobi Louis, gdy odkryje że Emma uciekła?
Jestem ciekawa Waszych pomysłów.
Dzięki za wszystkie komentarze i motywację do działania.
Przypominam o zakładce informowani (tutaj)
Przypominam o zakładce informowani (tutaj)
To co do następnego?
W szkole nawet spoko.
OdpowiedzUsuńW rozdziale sie oj dzieje sie dzieje.
Mam pomysł żeby kolejny rozdział był z perspektywy Louisa :)
Umiesz czytać w myślach? :)
UsuńRozdział bardzo , bardzo fajny :) :)
OdpowiedzUsuńW szkole było tak sobie , ale rozdział poprawił mi humor :)
Rozdział bardzo mi sie podoba, ale jest taki smutnawy... Jednak i niestety takie chwilę przychodzą w życiu. Szkoda by było gdyby Emma zreZygnowała z tego co łączy ja z Louisem.
OdpowiedzUsuńWszystko w twoich rekach.
Pozdrawiam x
Nie przeżyję szkoły! To jest straszne! Na szczęście różne fakultety od rana= zaczynanie lekcji 4 razy w tygodniu o 10. Dzieje się dzieje. Louis wezwie swój BatMobile i jadąc przez ulice Nowego Jorku spotka Spider Mana i pokonają Stracha na wróble, a potem Robin umówi się z Hulkiem i będzie mała gromadka zielonych pedałów, którymi zajmie się Emma, bo pokocha 5SOS. Zgadłam, prawda? ;) Tak serio to Louis na 100 znajdzie Em. Tylr to ja wiEM. Nawet nie czuję kiedy rymuję bitch. Świetny rozdział (trochę taki przykry, ale cudny) Kochana.
OdpowiedzUsuńOla
Ja czuje sie jakbym wakacje zaczela haha
OdpowiedzUsuńW rozdziale... ughh. Poprostu no, niedoopisania. Zdziwilam sie ze Em uciekla, ale wiem ze wroca do siebie bo tak sie to nie moze skonczyc. Czekam na nexta. Oby byl jutro. :))
Super - kocham jak piszesz,rozdział fajny,czekam na następny, buziaki
OdpowiedzUsuń