Przez kolejny
tydzień codziennie chodziłam do pracy, odwiedzałam nieprzytomną
Ve w szpitalu i uczęszczałam na zajęcia.
Za tydzień mam już
egzaminy końcowe i w końcu wymarzone wakacje.
Zazwyczaj w tym
okresie pracuję od rana do popołudnia lub od popołudnia do nocy.
Czasami nawet wychodzimy z Ve do jakiegoś klubu lub na karaoke. Ale
teraz nie wiem jak będzie i co będę robić.
Ve jest
nieprzytomna. Lekarze dają jej szansę na przeżycie, ale mówią
że z jej psychiką może być różnie. Albo może sobie poradzić z
tym strasznym przeżyciem, albo nie i będzie potrzebować pomocy
innych ludzi. Dużo czytałam na internecie o ludziach którzy
zostali zgwałceni. Niektórzy z nich z pomocą rodziny i przyjaciół
dali sobie radę i zapomnieli o tym, a inni nie i targnęli się na
własne życie. Nie chcę, aby Ve to spotkało. Jest nadal moją
przyjaciółką, ale także siostrą. I moim zadaniem jest jej pomóc
i wspierać w każdy możliwy sposób.
Przez ostatni
tydzień Louis nie opuszczał mnie na krok. Mieszkałam u niego, sam
mi to zaproponował bo stwierdził że tak będzie lepiej, a ja nie
będę się czuła aż tak samotna w pustym mieszkaniu. A u niego mam
przynajmniej Boba, który zawsze poprawi mi humor.
Któregoś dnia, gdy
tylko skończyłam pracę pojechaliśmy z Louisem do rodziców Ve.
Chciałam, aby wytłumaczyli mi jak to się stało, że jesteśmy
siostrami.
Okazało się, że
moi rodzice, a raczej moja mama, oddała malutką Ve do rodziny
zastępczej, czyli jej obecnych rodziców, bo nie radziła sobie jako
młoda matka.
Nie wiedziałam, że
mama z kimś była przed moim tatą. Gdy Ve miała dwa latka mama ją
porzuciła? Nie, to chyba nie jest odpowiedni słowo, po prostu
oddała ją w dobre ręce, by dobrzy ludzie tacy jak państwo Mason
zajęli się jej maleństwem. W sumie nie dziwię się jej, że tak
zrobiła. Jak na samotną matkę to i tak postąpiła rozsądniej niż
niejedne matki, gdy porzucają własne dzieci w śmietnikach, albo zostawiają w wózkach pod sklepem.
Szkoda, że
wcześniej nie wiedziałam o tym że posiadam siostrę. Może moje
życie wyglądałoby wtedy całkiem inaczej mając siostrę obok
siebie. Myślę, że byłabym bardziej otwarta na innych i nie bała
się społeczeństwa.
Państwo Mason byli
bardziej niż poruszeni tą informacją, że znalazła się jakaś
rodzina Ve. Z ich opowiadań dowiedziałam się, że moja mama
odzywała się do nich na początku, a później całkiem o nich
zapomniała i nie utrzymywała kontaktu.
Myślałam, że moja
mama jest/była rozsądną i opiekuńczą osobą. Bo w stosunku do
mnie, to jak najbardziej taka była, dlatego zdziwiłam się że
zrobiła takie coś.
Dobra, rozumiem oddanie dziecka komuś obcemu na
jakiś czas, ale żeby zapomnieć o nim i żyć sobie z dnia na dzień
jak normalny człowiek? To się po prostu w głowie nie mieści.
Postanowiłam, że
dziś, i jako że mam poranną zmianę odwiedzę Ve, a później
pojadę do rodziców na cmentarz.
Dawno u nich nie
byłam, przez całą tą sytuację z Louisem, potem Ve i kimś kto
mnie śledzi i wie więcej o mnie niż ja sama. Potrzebuję ich
odwiedzić, mam straszną potrzebę siąść na ławce przed ich
grobem i po prostu pogadać sobie sama ze sobą i do nich
również.
Teraz jadę razem z
Louisem do pracy i dziwnie się czuję, ponieważ moje serce
łomocze w klatce piersiowej i czuję się niespokojna, bo przeczuwam
jakby coś zaraz miało się wydarzyć, nie coś dobrego, tylko
złego, bardzo złego.
- Przyjadę po
ciebie o czwartej i zaczekaj na mnie w środku, dobra? - poprosił
Louis, a ja tylko przytaknęłam i chwytając klamkę próbowałam
wyjść z samochodu.
- A buzi na
do widzenia? - chłopak złapał mnie za nadgarstek, a ja odwróciłam
głowę w jego stronę i lekko się uśmiechając nachyliłam się
nad deską rozdzielczą, po czym cmoknęłam go w policzek.
- Tylko tyle? -
zapytał zawiedzionym głosem, gdy odsunęłam się od niego i po raz
drugi chciałam wyjść z samochodu.
Nachyliłam się
po raz kolejny w jego stronę i przeciągając pocałunek jak najdłużej
starałam się, aby był on wyjątkowy i niezapomniany.
- Wystarczy? -
zapytałam cmokając go na koniec w czubek nosa.
- Ciebie nigdy
dosyć. - odpowiedział ruszając zabawnie brwiami, a ja szturchnęłam
go w ramię z całej siły.
Louis zaśmiał się
tylko, a ja pośpiesznie wyszłam z jego samochodu zanim po raz
kolejny by mnie zatrzymał. Wolałam nie spóźnić się po raz
kolejny do pracy, bo i tak już mam u pani Jones przekichane za moje
nieobecności i spóźnienia, a jeszcze jedno nie wróżyłoby nic
dobrego.
Weszłam na zaplecze
i skierowałam się do swojej szafki. Wyciągnęłam z niej mój
fartuszek, spodnie oraz koszulkę roboczą, po czym zmieniłam
dotychczasowe ubrania na te robocze.
Gdy wieszałam swoją
niebieską sukienkę na wieszaku w szafce do szatni weszła pani
Jones, a za nią jakaś młoda, bardzo atrakcyjna i wysoka brunetka z
włosami spiętymi ciasno w kok i z grzywką na czole.
- Emmo, przedstawiam
ci nową pracownicę. - zaczęła. - To jest Emily. - przedstawiła nas sobie, a ja
zamarłam na chwilę słysząc imię dziewczyny.
- Emily to jest
Emma. Zaznajomi cię ze wszystkim, pokaże co i jak i co masz robić.
- pani Jones uśmiechnęła się do przestraszonej dziewczyny
przyjaźnie, co nie zdarzało się za często. Po czym zwróciła się
do mnie. - Emily zastąpi miejsce Ve.
- Ale … - chciałam
powiedzieć, że to nie jest fair, bo przecież Ve za niedługo obudzi się i wróci do pracy, ale pani Jones mi przerwała.
- Za godzinę
przyjdź do mojego gabinetu, musimy porozmawiać. - odwróciła się i wyszła na salę.
Co to właściwie
było?
Popatrzyłam na Emily, która stała naprzeciwko mnie ze spuszczoną głową i bawiła
się nerwowo palcami.
- Cześć jestem
Emma. - przywitałam się z nią wyciągając rękę w jej stronie.
Jej zimna dłoń zetknęła się z moją, przez co przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz.
- E.. Emily. - jęknęła, a ja posłałam jej przyjazny uśmiech, aby ją
uspokoić i zapewnić że wszystko będzie dobrze.
- Więc, tutaj jest
twoja szafka. - wskazałam na pustą szafkę na końcu pokoju. - A
tutaj jest ubranie robocze. - dodałam wyciągając z małej komody w
rogu pomieszczenia taki sam zestaw jaki ja miałam na sobie.
- Możesz się
przebrać, a potem dołącz do mnie na sali i wtedy pokaże ci co i
jak, zgoda? - zapytałam wymuszając uśmiech.
Dziewczyna pokiwała tylko głową, a ja odwracając się na pięcie wyszłam na salę.
Za kasą spotkałam
Toma obsługującego aktualnie starszą klientkę, więc gdy tylko
kobieta odeszła od baru zapytałam chłopaka.
- Wiedziałeś, że
pani Jones zatrudniła kogoś na miejsce Ve?
- No co ty? Nie
wiedziałem, kto to jest? - Tom był wyraźnie zadowolony z takiej
zmiany, ponieważ jego oczy świeciły się jak lampki na choince.
- Młoda dziewczyna.
- odpowiedziałam, a Tomowi aż ślinka pociekła. Przewróciłam
oczami, po czym kontynuowałam. - Myślałam, że pani Jones zatrzyma
to miejsce dla Ve, ale widzę, ze postanowiła zatrudnić kogoś na
jej miejsce. - widziałam, że Tom mnie nie słuchał tylko patrzył
wielkimi oczami za mną.
Gdy się odwróciłam dostrzegłam Emily.
Stała ze spuszczoną głową zaraz przy drzwiach. Radziłabym jej
się od nich odsunąć, bo gdy tylko któryś z chłopaków
pracujących na zmywaku zechce wyjść z zaplecza to uderzy ją
drzwiami, a tego ona by chyba nie ch...
- Aaaa! - krzyk
dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia. Padła na kolana, a odgłos
łamanych kości rozbrzmiał, gdy jej kolana dotknęły podłogi.
Tom, który stał za
mną, i był niemal oczarowany brunetką, ruszył w jej stronę z
pomocą.
Ja pobiegłam zaraz
za nim, w razie gdyby trzeba było mu pomóc.
- Nie zauważyłem
cię, przepraszam. - Robert, chłopak ze zmywaka w śmiesznej, białej
czapce osłaniającej włosy wypowiadał szybko słowa przeprosin w
stronę dziewczyny. Widziałam, że prawie miał łzy w oczach i było
mu strasznie smutno na duszy z tego, że zrobił dziewczynie krzywdę. Podeszłam do niego i
zaczęłam głaskać go po plecach i zapewniać, że Emily nic nie
będzie.
Robert przetarł
tylko mokre od łez policzki i wypowiadając jeszcze raz
słowa przeprosin wyszedł na zaplecze. Zapewne teraz żałuje tego co
zrobił i zanosi się jeszcze większym płaczem.
- Wszystko okej? -
zapytał Tom Emily, która próbowała za pomocą jego dłoni wstać
na nogi.
- Tak. -
odpowiedziała cicho patrząc wprost w jego oczy, a ten wpatrzony był
w nią jak w obrazek. Przewróciłam tylko oczami i zwróciłam się
do chłopaka.
- Zaprowadź ją do
stolika, a ja przyniosę wodę. - widziałam, że Tom był bardziej
niż uradowany że może jej pomóc dojść do stolika.
Kręcąc tylko głową
nalałam wody do szklanki i zaniosłam ją Emily.
- Odpocznij chwilę,
a gdy będziesz w stanie sama stać możesz do mnie dołączyć. -
oznajmiłam, a ta tylko pokiwała głową.
Czy ona w ogóle
potrafi mówić? Bo jeszcze nie usłyszałam od niej ani jednego, pełnego zdania.
Wróciłam za kasę,
gdzie w międzyczasie obsługiwałam klientów i czyściłam
szklanki.
Godzina zleciała mi
nie wiadomo kiedy i nagle znalazłam się pod gabinetem pani Jones.
Przełykając głośno ślinę zapukałam niepewnie w drewnianą
powłokę.
Zza nich usłyszałam
donośne: proszę, więc trzęsącymi się dłońmi otworzyłam drzwi i
weszłam do środka. Pani Jones siedziała za ogromnym, bukowym
biurkiem i pisała coś po papierze.
Byłam tutaj tylko
kilka razy. Za pierwszym razem, gdy podpisywałam umowę o pracę, a
jeszcze innym gdy pani Jones dała mi podwyżkę i przeniosła na
stanowisko kelnerki.
Wnętrze było
bardzo przytulne. Kremowe ściany, a do tego brązowe meble dobrze
kontrastowały się ze sobą, dając niesamowity efekt.
- Proszę Emmo,
siadaj. - powiedziała pani Jones, gdy zamknęłam za sobą drzwi.
- Dziękuję. -
odpowiedziałam usadawiając się na wskazanym przez kobietę miejscu.
- Poprosiłam cię o
to, abyś tutaj przyszła ponieważ mam dla ciebie propozycję. -
zaczęła splatając dłonie na biurku i patrząc mi przy tym prosto w
oczy.
Jaka to może być propozycja? Zwolni mnie? Każe zostać po
godzinach? A może i na moje miejsce ma kogoś?
Nic nie mówiłam,
czekałam aż kobieta będzie kontynuować.
- Otwieram nową
kawiarnię w Manchesterze i chciałabym, abyś to ty tam pracowała.
Byłabyś za wszystko odpowiedzialna i pilnowała dosłownie
wszystkiego. Dostałabyś większą premię i własne mieszkanie. -
powiedziała, a mi szczęka opadła aż do samej ziemi. Ta kobieta
nie mówi serio. To nie może się dziać.
- Pani Jones, wie
pani że ja studiuję i nie mogę ot tak rzucić studiów. -
zaczęłam. - Teraz moje życie układa się tak jak powinno i nie
chcę na razie nigdzie wyjeżdżać i się przeprowadzać do innego
miasta. Mam kogoś, kto jest dla mnie ważny i nie chcę go tutaj
samego zostawiać. - dodałam wzruszając ramionami.
Wiem, że nie
powinnam patrzeć na to czy jestem czy nie jestem z Louisem. Ale on
naprawdę jest dla mnie ważny i zajmuje ważną część mojego
życia i serca, więc nie mogę go teraz zostawić. Nie po tym co razem
przeszliśmy i w końcu przyznaliśmy się do swoich uczuć jakie
żywimy wobec siebie. Poza tym jest jeszcze sprawa z Ve, więc to
już w ogóle odpada i nie mogę jej samej zostawić. Ona teraz
naprawdę będzie mnie potrzebować.
Nie powiedziałam w
pracy, że ja i Ve jesteśmy siostrami. Po co o tym wspominać skoro
to jest sprawa między nami. Gdy nadejdzie odpowiednia pora to może
im o tym powiemy.
- Emma, jesteś moim
najlepszym pracownikiem i nie wyobrażam sobie, abyś nie pracowała
w mojej nowej kawiarni. - oznajmiła stanowczo, a ja już miałam
przewrócić oczami, ale się powstrzymałam.
- Pani Jones, ja
naprawdę chętnie bym przyjęła tą propozycję ale nie mogę.
Studia, Ve w szpitalu, i jeszcze wiele innych rzeczy jest na mojej
głowie naprawdę nie mogę. - odpowiedziałam wstając z krzesła.
Nie mogłam już dłużej tam siedzieć i wysłuchiwać jej próśb.
I tak bym się nie zgodziła, bo mam swoje powody. Poza tym Louis na
pewno byłby niezadowolony, gdybym się zgodziła.
Dlatego muszę
odmówić.
- Zastanów się
jeszcze proszę cię. - poprosiła mnie na koniec.
- Jasne. -
odpowiedziałam, aby dała mi spokój i bym mogła w końcu wyjść z
jej gabinetu i wrócić do pracy.
Czekała mnie
jeszcze nauka Emily. Czy jej rodzice nie mogli wybrać jej innego
imienia? Tylko akurat takie, które źle mi się kojarzy i zdaje mi
się, że nigdy jej nie polubię właśnie przez jej pechowe imię.
Gdy weszłam na salę
zauważyłam, że Tom tłumaczy dziewczynie na czym polega ekspres do
kawy i gdzie można znaleźć szklanki, serwetki, łyżeczki i
wszystko inne co może być potrzebne do pracy w kawiarni.
- I tutaj jest kosz,
a tam dalej – wskazał na komodę w której mieściły się
papierowe kubki – kubki na kawę.
Dziewczyna tylko
kiwnęła głową w jego stronę, pewnie chcąc dać znać, że
dziękuje za wprowadzenie jej w życie kawiarni. Tylko zastanawiało
mnie jedno – czy ona w ogóle umie mówić?
Dlatego postanowiłam
ją o coś spytać, nie żebym była wścibska czy coś, ale chciałam
po prostu coś sprawdzić. Akurat nie było klientów, więc mogłam
spokojnie przystąpić do ataku.
- Emily opowiesz nam
coś o sobie? - zapytałam siadając na wysokim krześle przy barze,
za którym stali Tom i dziewczyna.
Brunetka popatrzyła na mnie z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Jej oczy
powiększyły się o co najmniej dwa rozmiary. Przełknęła ślinę
i spuściła głowę w dół.
Tom popatrzył na
mnie wściekłym wzrokiem jakby chciał powiedzieć, żebym przestała
ją torturować. Ale co ja takiego zrobiłam? Zadałam tylko jedno,
proste pytanie na które na pewno znała odpowiedź. Rozumiem jakbym
zapytała ile wynosi pierwiastek kwadratowy z liczby pi (nie żebym sama to wiedziała), ale żeby
opowiedziała nam o sobie? To nawet przedszkolak umiałby odpowiedzieć
na to pytanie. A dorosła dziewczyna nie? Coś mi tu nie pasowało. A
może to jakaś znajoma pani Jones, dlatego kobieta chciała abym
zajęła się nią, bo zna moje dobre serce i wie że zawsze każdemu
pomogę.
- To co Emily, skąd
pochodzisz? Ile masz lat? - zapytałam ponownie. Nie poddam się, chcę
się o niej czegoś dowiedzieć i będę zadawać jej pytania dopóki
się do mnie nie odezwie.
- Przestań Em, jak
będzie chciała to sama nam powie. - oznajmił Tom, a
dziewczyna popatrzyła na niego dziękując mu uśmiechem.
- Jesteś z Londynu,
a może mieszkasz pod Londynem? Studiujesz? Uczysz się jeszcze w
szkole? - pytałam, ale za każdym zadanym pytaniem dziewczyna
coraz bardziej się denerwowała, a Tom zabijał mnie wzrokiem.
Myślę, że on również był ciekawy tego skąd ta dziewczyna się
w ogóle wzięła i jak to się stało, że zaczęła pracę u nas i
ogólnie kilka faktów z jej życia. Ale brunetka milczała jak
grób, żadnego słowa, żadnego jęku. Nic. Już mnie zaczynała
irytować.
- Skoro nie chcesz
nic nam o sobie powiedzieć to ja was tutaj zostawię, skoro lubicie
stać w ciszy i patrzeć na swoje buty. - powiedziałam zdenerwowana
zachowaniem zarówno Toma jak i Emily. Wyszłam na zaplecze,
gdzie na jednym z krzeseł siedział Robert. Podpierał łokcie na
kolanach, a twarz miał ukrytą w dłoniach.
- Robert? Coś się
stało? - zapytałam podchodząc bliżej niego. Kucnęłam przed nim i
czekałam na jakąś odpowiedź od niego, ale jedyne co słyszałam to
głębokie oddechy chłopaka i pociąganie nosem.
- Emma, ja nie
chciałem jej tego zrobić. - wyjęczał w końcu podnosząc mokrą od
łez twarz w górę i patrząc czerwonymi oczami na mnie.
- Nic się nie
stało. Stłukła sobie tylko kolana, to tyle. Nie masz się czym
przejmować. - uspokoiłam go głaskając jego ramię, ale chłopak
kręcił tylko głową jakby chciał pokazać, że mi nie wierzy.
- Nie wiedziałem,
ze stoi przy drzwiach. Gdybym wiedział, na pewno byłbym ostrożniejszy.
- powiedział pociągając nosem.
- Robert posłuchaj
mnie. Nic jej nie jest, ona żyje. - oznajmiłam głośniejszym i
odważniejszym głosem. Nie lubię jak faceci przy mnie płaczą.
Wiem, że również mają swoje uczucia tak jak i kobiety, ale to
pokazuje że są słabi.
- W sumie to dobrze,
że ja uderzyłeś tymi drzwiami. Przynajmniej wiemy, że potrafi
mówić albo przynajmniej jęczeć z bólu. - zaśmiałam się, a
Robert popatrzył na mnie zirytowany i ze zmarszczonymi brwiami.
- No co? -
zapytałam, gdy zauważyłam jak mi się wściekle przygląda.
- Jesteś okropna
wiesz? - wstał gwałtownie, aż krzesło na którym jeszcze przed
chwilą siedział poruszyło się po podłodze wydając okropny
dźwięk.
- Dlaczego tak
sądzisz? - również wstałam.
- Uderzyłem
dziewczynę ogromnymi drzwiami, a ty mówisz że to dobrze? I co
jeszcze? Może się jej należało? - podniósł na mnie głos
wychodząc z zaplecza.
Co z tymi ludźmi
jest nie tak? Jedni się w ogóle nie odzywają, drudzy krzyczą, a
jeszcze inni mają cię gdzieś.
Przynajmniej jedna
osoba mnie rozumie.
- Emma? - głos
Louisa zabrzmiał w słuchawce mojego telefonu, na co uśmiechnęłam
się słysząc jego głos.
- Emma, stało się
coś? - zapytał pośpiesznie.
- Właściwie to
tak.
- Em, możemy
później pogadać? Jestem teraz na zebraniu i nie bardzo mogę gadać.
Oddzwonię jak tylko znajdę czas. Kocham cię. - powiedział, a
kilka sekund później w słuchawce zabrzmiał sygnał zakończonego
połączenia.
Super, teraz też
własny chłopak ma mnie gdzieś. Po prostu świetnie.
***
Gdy w końcu
nadszedł koniec mojej zmiany udałam się na zaplecze po swoje rzeczy
i w końcu byłam wolna.
Jutro na zajęcia, a za tydzień egzaminy
i potem trzy miesiące wolnego.
Przez całą moją
zmianę, Emily nie odezwała się do mnie ani jednym słówkiem, ale
przecież się temu nie dziwię prawda?
Zauważyłam, że do Toma też
mało mówiła, albo w ogóle nie mówiła. Posyłali sobie tylko
urocze uśmieszki, a ja aż miałam mdłości na ten widok.
Louis dzwonił chyba
z dwadzieścia razy do mnie. A ja za każdym razem odrzucałam
połączenie. Nie chciałeś ze mną rozmawiać, gdy ja dzwoniłam to
ja nie będę z tobą rozmawiać, gdy ty tego chcesz.
Wiem, że zachowuję
się irracjonalnie, ale mógł wtedy wyjść na zewnątrz. Chociaż
na pięć minut, myślę że jego pracownicy by zrozumieli że
prywatne sprawy wzywają. Ale to jest właśnie Louis, nie przejmuje
się innymi tylko swoim zapyziałym, grubym tyłkiem.
Szybko przebrałam
się w swoje ubrania i wyszłam z kawiarni. Przed drzwiami stał
czarny samochód chłopaka, a na przednim siedzeniu zauważyłam
Louisa. Gdy tylko mnie zobaczył, jak wychodzę z kawiarni wysiadł z
auta i z ogromnym bukietem czerwonych tulipanów podszedł do mnie.
Nie patrzyłam na niego, nie mogłam bo wiem że jakbym choć raz
spojrzała w te jego piękne, niebieskie tęczówki mur który
budowałam przez cały dzień pękłby za pomocą jednego spojrzenia.
- Emma, przepraszam
cię. - powiedział, gdy ja patrzyłam w jeden punkt za jego plecami.
Wydawało mi się to bardziej interesujące niż widok własnego
chłopaka z pięknym bukietem kwiatów i stojącego przede mną ze
smutną miną, którą już tak dobrze znam.
- Nie chciałem cię
tak potraktować. Miałem tylko ważne spotkanie z nowymi klientami i
nie mogłem go ot tak porzucić.
- Jasne, dla ciebie
zawsze ważniejsza jest praca niż ja. - przerwałam mu, bo nie
chciałam słuchać jego żałosnych przeprosin.
- Emma, jak możesz
myśleć, że nie jesteś dla mnie ważna? Jesteś najważniejszą
osobą w moim życiu i nie przestawaj nigdy w to wierzyć. Kocham cię
najbardziej na świecie i nigdy nie przestanę, choćbyś chciała. -
wypowiadając te słowa słyszałam jak głos mu się łamie.
Już
wspominałam, że nie lubię jak faceci płaczą prawda? Ale ten
chłopak należy do mnie i to co teraz właśnie powiedział pokazuje
tylko jaki jest wrażliwy i broń Boże nie jest słaby. Louis nigdy
nie był słaby, jest tylko bardzo wrażliwy i troszczy się o mnie
jak najlepiej potrafi.
- Kocham cię. -
wyszeptałam w końcu patrząc na jego zatroskaną twarz. Zbliżyłam
się do niego i objęłam ramionami w pasie opierając głowę na jego
torsie.
- Nie gniewasz się
już? - zapytał obejmując mnie jedną ręką, bo w drugiej trzymał
kwiaty.
- Troszeczkę.
- Co mam zrobić,
abyś się już na mnie nie złościła? - zapytał, a ja podniosłam
głowę do góry obserwując jego piękną twarz. Dwudniowy zarost zdobił
jego brodę i muszę przyznać, że wyglądał w takim wydaniu
jeszcze bardziej męsko i seksownie. Nie jak pan prezes, a młody,
pełen energii chłopak. Mój chłopak.
- Pocałuj mnie. -
nakazałam, a on uśmiechając się pod nosem pochylił się nade mną
i zaczął muskać swoimi wargami moje.
Tego mi brakowało
przez cały dzień. Czuć go przy sobie. Wiedzieć, że jest przy
mnie gdy zajdzie taka potrzeba i mieć świadomość że zawsze mogę
na niego liczyć. W każdej sprawie.
- Hmmm. - zajęczał,
gdy oderwaliśmy się od siebie.
- To co robimy?
Jedziemy do Ve, prawda? - zapytałam, gdy szliśmy do samochodu. Ja
niosąc kwiaty, a Louis szedł za mną po czym otworzył mi drzwi od
strony pasażera.
Zauważyłam, ze
skrzywił się gdy wspomniałam o niej. Poczekałam, aż wsiądzie do
samochodu abym mogła go spokojnie zapytać.
- Nie chcesz do niej
jechać? - zapytałam zapinając pasy, a Louis odpalił silnik i
wyjechał na ulicę.
- Nie o to chodzi.
Mam po prostu mnóstwo pracy. - oznajmił, a ja zajęczałam.
Znowu tylko praca,
praca i praca. Czy on żyje czymś innym oprócz tej cholernej pracy?
- A nie możesz
popracować w szpitalu? Zawsze tak robiłeś. - zaproponowałam.
- Właśnie o to
chodzi, że nie mogę. W domu mam papiery, które będą mi potrzebne.
- oznajmił.
- To zróbmy tak.
Zostawisz mnie w szpitalu i pojedziesz sobie do domu, a ja wrócę
metrem albo autobusem. Co ty na to? - wiem, że moja propozycja nie przejdzie i
Louis się na to nie zgodzi. Znam go już bardzo dobrze.
- Nie ma takiej
opcji Em. Nie będzie sama jeździć po nocy. - oznajmił. A nie
mówiłam? Zawsze tak jest. Jak chcę coś zrobić sama to on mi nie
pozwala. Kontroler jeden.
- Liam po ciebie
przyjedzie. - oznajmił i wybrał na telefonie numer chłopaka.
Po pięciu minutach
uzgodnili, że Liam mnie odbierze ze szpitala i odwiezie do domu.
- Chciałam jeszcze
wstąpić do rodziców na cmentarz i myślałam, że pójdziesz ze
mną. - powiedziałam smutno, gdy Louis wjeżdżał na parking przed
budynkiem szpitala.
- Pojedziemy jutro,
dobrze?
- Jutro jest sobota
i mam zajęcia jakbyś nie wiedział. - powiedziałam zirytowana tym,
że zapomniał i wszystkie nasze wspólne plany zmienia, bo praca
jest ważniejsza.
- Pojedziemy po
twoich zajęciach. - oznajmił, a ja choć nie patrzyłam na niego
wiedziałam, że przewraca oczami.
- Wiesz co? Jedź
najlepiej do swojego biura zaszyj się tam na cały weekend. -
powiedziałam wkurzona szarpiąc się z pasami, których nie mogłam
odpiąć.
- Dlaczego taka
jesteś? - zapytał uwalniając mnie z objęć pasów bezpieczeństwa.
- Jaka? Chcę tylko
spędzić z tobą czas, to jest takie dziwne?
- Nie, po prostu
staram się zrozumieć dlaczego wciąż jesteś na mnie zła i cały
czas na mnie krzyczysz. - wyjaśnił.
Krzyczę? Jakim
cudem?
- Ja nie krzyczę, a
…
- Krzyczysz.
- Nie prawda!
- Widzisz? - wskazał
na mnie palcem potwierdzając swoje wcześniejsze słowa.
- Dobra, jedź do
swojej ukochanej pracy. - powiedziałam wysiadając z samochodu.
- Emma. - zajęczał
i również wyszedł z samochodu.
- Em, zaczekaj. -
wołał za mną, gdy ja pośpiesznym krokiem szłam w stronę drzwi.
- Spieprzaj.
- odszczeknęłam wbiegając po schodkach.
Louis nagle chwycił
mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Przestań przede
mną uciekać. - powiedział. - Postaram się skończyć wcześniej i
przyjadę po ciebie o siódmej, dobra? - dodał, a ja pokręciłam
głową.
- Nie.
- Dlaczego nie? Sama
przed chwilą powiedziałaś, że chcesz abyśmy spędzali ze sobą
dużo czasu a teraz gdy proponuję ci że przyjadę po ciebie to ty
mówisz nie. Dlaczego?
Popatrzyłam w jego
oczy i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zaskoczył mnie tą
propozycją.
- Sama nie wiem.
Czasem tak bardzo mnie wkurzasz, a czasem nie potrafię przeżyć
kilku godzin bez ciebie. - wytłumaczyłam wzruszając ramionami.
- To jest właśnie
miłość skarbie. - powiedział z uśmieszkiem, a moje serce
radośnie zatrzepotało w piersi słysząc jego czułe określenie.
- Siódma? - zapytał
na odchodnym.
- Siódma. -
potwierdziłam, a Louis cmoknął mnie w czoło i na koniec
powiedział, a raczej zażądał.
- Uważaj na siebie.
- po czym wsiadł do samochodu i odjechał.
Żałowałam, że
nie mógł ze mną zostać. Przecież zawsze ma ze sobą laptopa i
mógłby popracować tutaj, w kawiarni tak jak zresztą robił
zawsze, gdy ja siedziałam z Ve.
Ale dzisiaj coś
musiało się stać, że nie mógł zostać. Albo faktycznie ma tyle
pracy i potrzebne mu były jakieś papiery. Albo znów mnie
okłamuje. A przysiągł mi, że nie będzie mnie już więcej
okłamywał.
Weszłam do szpitala
i od razu skierowałam się do windy posyłając miłej, starszej
pielęgniarce przyjazny uśmiech.
Kilka minut później
stałam już przed salą Ve. Nabrałam jak najwięcej powietrza w
płuca i weszłam do środka.
A tam? Nie było
nikogo łóżko Ve na którym dziewczyna zazwyczaj leżała było zaścielone.
Gdzie jest Ve? Chyba
nie... umarła? Tego bym chyba nie przeżyła...
Szybko wybiegłam z
sali i pognałam do kantorka pielęgniarek. Wyrzucałam z siebie
zdania tak szybko, iż bałam się czy kobiety mnie w ogóle
zrozumieją.
- Pani siostra
została przeniesiona na zwykłą salę, ponieważ się obudziła.
Można ją spokojnie odwiedzić. - poinformowała mnie młoda
pielęgniarka, a ja odetchnęłam z ulgą. Ve nic nie jest, żyje. -
Dzwoniliśmy, ale nie odbierała pani, więc czekaliśmy aż się pani
pojawi i poinformujemy, że pani siostra się wybudziła. - dodała
pielęgniarka wzruszając ramionami, a ja cicho podziękowałam.
Kobieta wytłumaczyła
mi jak mam się dostać do sali Ve i już kilka minut szybkiego marszu stałam
pod drzwiami.
Odetchnęłam
głęboko i naciskając klamkę weszłam do środka. Sala na której
znajdowała się Ve była cała w bieli. Było tam bardzo sterylnie i
surowo, jak to sale w szpitalu.
Małe okna, małe
łóżka i okropny zapach.
Ve leżała na łóżku
przykryta białą pościelą. Leżała na plecach z nogami
wyprostowanymi, a na jednej z nich widniał gips. Patrzyła w jeden punkt na suficie.
Do
jej ręki przyczepiony był wenflon z kroplówką stojąca obok łóżka.
Nie wyglądała za
dobrze. Pod oczami widniały ciemne kręgi, a gałki oczne były
przekrwione, myślę że albo od płaczu albo po prostu zmęczenia.
Zazwyczaj dziewczyna
była pełna życia, potrafiła mnie rozśmieszyć w najbardziej
okropnych sytuacjach, a dziś? Leżała smutna i bez życia na
szpitalnym łóżku ze zwichrowana psychiką.
Podeszłam bliżej
niej, nie chciałam jej przestraszyć, więc powoli podchodziłam do
jej łóżka. Dziewczyna mnie nie zauważyła. Nic ją nie
interesowało tylko jakiś głupi punkcik na ścianie.
- Ve? - zapytałam,
a wtedy jej ciało się poruszyło. Uniosła głowę znad kołdry i
spojrzała na mnie.
- Em. - zaskrzeczała
ledwie słyszalnym głosem. Podeszłam bliżej niej i złapałam za
jej dłoń, którą do mnie wyciągała.
Była zimna,
strasznie zimna.
- Nie płacz
głuptasie. - zwróciłam się do niej, gdy zauważyłam że po jej
policzkach spływają łzy.
- Tak bardzo cię
przepraszam. - załkała. Usiadłam obok niej na łóżku i
głaskałam powoli jej dłoń.
- Za co? Nie musisz
mnie przepraszać. - wiedziałam, że zacznie mnie przepraszać za to
wszystko, ale nie potrzebne to było bo już wszystko jest dobrze, a
Ve żyje i to się teraz najbardziej liczy.
- Przepraszam, że
się o mnie martwiłaś i że musiałaś przez to wszystko przejść.
Tak bardzo cię kocham, a przeze mnie musiałaś przeżyć piekło. -
powiedziała łamiącym się głosem.
- Przestań gadać
głupoty, ciesze się że do mnie wróciłaś i nie przejmuj się ja
już się tobą zajmę. - powiedziałam uśmiechając i klepiąc ją
lekko w dłoń.
- Wiesz już prawda?
- zapytała po kilku minutach ciszy panującej między nami.
- O czym? -
zapytałam wytrącona z równowagi jej nagłym pytaniem.
- O nas. - wskazała
najpierw na mnie, a potem na siebie.
- Chodzi ci o to, że jesteśmy siostrami? - zapytałam, a Ve przytaknęła. - Wiem, od
niedawna. Louis mi powiedział. - dodałam.
- Louis to naprawdę
dobry chłopak. Myliłam się co do niego ostatnio i za to też
chciałam cię przeprosić, a jak Louis tutaj przyjdzie to też go
przeproszę. - powiedziała, a ja pokiwałam tylko głową. Myślę, że chłopak bardzo chętnie przyjmie jej przeprosiny. Wiem, że nie za
bardzo za nią przepada, ale może się polubią? Kto wie?
- Przyjdzie dziś? -
zapytała wyrywając mnie z zadumy.
- Nie wiem, ale ma
po mnie przyjechać więc mogę go poprosić żeby tutaj przyszedł. -
oznajmiłam uśmiechając się, a Ve tylko kiwnęła głową.
- Nie przepada za
mną prawda? Dlatego nie chciał mnie dziś odwiedzić? - zapytała
smutno, a ja westchnęła.
- No co ty. Lubi cię
po prostu ma trochę pracy do zrobienia i dlatego nie mógł ze mną
tutaj przyjść. - uśmiechnęłam się przekonująco. - A opowiesz
mi jak to było z .. no wiesz. - zaczęłam gestykulować i miałam
nadzieję że Ve zrozumie co mam na myśli.
- Z naszą mamą? -
zapytała. Kiwnęłam tylko głową nie mogłam wymówić jej
imienia, bo zmieniłam całkowicie o niej zdanie. Okłamywała mnie
przez te wszystkie lata i co najgorsze nie chciała i nie powiedziała
mi o tym, że mam siostrę.
- Dlaczego mi nie
powiedziałaś? - zapytałam prosto z mostu.
- Bo sama nie
wiedziałam. Dopiero jak zaczęłaś spotykać się z Louisem to on
zaczął węszyć i szukać informacji na twój temat to jak
zobaczyłam jak nazywa się twoja mama i jakie jest jej panieńskie
nazwisko przeraziłam się i nie wiedziałam jak mam ci o tym
powiedzieć. - wyjaśniła przepraszająco.
Nie wiem co mam o
tym myśleć. Z jednej strony cieszę się, że mam kogoś bliskiego i
spokrewnionego ze mną, a z drugiej strony jestem kompletnie
przerażona bo nie wiem jak mam się teraz zachowywać wobec Ve. Co
mówić, jak postępować, jak… żyć.
- Jestem totalnie
przerażona tym wszystkim. - powiedziałam cicho ściskając bardziej
jej dłoń.
- Ja też, ale
przejdziemy przez to razem co nie? - zapytała, a ja przytaknęłam.
Myślę, że teraz
wszystko będzie szło dobrze i po naszej myśli.
- Ve a co z tym
kolesiem, z którym mieszkałaś? - zapytałam, a Ve cała się
zjeżyła słysząc moje pytanie.
- Skąd o tym wiesz?
- wyrwała rękę z mojego uścisku. Czułam jak jej
nastawienie wobec mnie się zmieniło. Z czułego i pełnego miłości,
na wrogie i odpychające.
- Od ochroniarza
Louisa. Nie gniewaj się na mnie, teraz jesteśmy siostrami więc
możemy mówić sobie wszystko. - powiedziałam.
- Nie. Lepiej, żebyś
o tym nie mówiła, ani nie myślała. To zamknięty rozdział i nie chcę
o tym mówić. - powiedziała zamykając na chwilę oczy, jakby chciała wymazać obraz tego chłopaka z głowy.
- Ale Ve on mi chyba
grozi. - szepnęłam spuszczając głowę w dół i wzdrygając się na
samo wspomnienie grożenia mi.
- Jak to? Co ty
mówisz? - Ve nagle się ożywiła i usiadła prosto patrząc na
mnie ogromnymi oczami.
Opowiedziałam jej
wszystko to co mi się przytrafiło.
Koperta ze zdjęciami w mojej
skrzynce pocztowej, gdy wróciłam do domu wtedy gdy poznałam pierwszy
raz rodziców Louisa. Potem ten list pod firmą Louisa. Ale teraz
wszystko układa się w całość.
- Zaraz, przecież
to oczywiste. - powiedziałam raczej sama do siebie niż do Ve.
Wstałam z łóżka dziewczyny i zaczęłam przechadzać się po jej
sali.
- Co jest oczywiste
Em? - Ve wyraźnie zainteresowała się moją reakcją.
- Moja, znaczy się
nasza ciotka czegoś ode mnie chce.
- Ciotka? Jaka
ciotka? - zdziwienie na jej twarzy pokazywało, że dziewczyna faktycznie nie wie o co chodzi.
- Ciotka i
jej syn czegoś ode mnie chcą. Teraz już wiem, że to oni. To
oni cały czas mi grożą, a ja głupia oskarżałam ciebie o to. -
zaśmiałam się z własnej głupoty. Że ja od razu nie skojarzyłam
faktów i ich nie połączyłam ze sobą.
- Zadzwonię tylko do
Louisa, dobra? - zapytałam i wyszłam z sali zostawiając zadumaną
nad tą sprawą Ve.
Louis odebrał po
dwóch sygnałach, a gdy usłyszał jaką nowinę mu przekazałam prawie
spadł z krzesła i to dosłownie.
Powiedział, że przekaże tą
sprawę ochronie i oni się już zajmą moją chorą psychicznie
ciotką i jej durnym synalkiem.
Chłopak powiedział,
że za chwilę po mnie przyjedzie jako że dochodzi już siódma
wieczór. Nawet nie wiem kiedy ten czas tak szybko minął, a ja
zrobiłam się strasznie głodna.
Gdy wróciłam do
Ve, dziewczyna smacznie sobie spała. Pomyślałam, że drzemka
dobrze jej zrobi po przyswojeniu tych wszystkich informacji, którymi
ją dziś uraczyłam. Myślałam, że będzie to gorzej przeżywać,
ale nie jest tak źle. Nie załamała się, a to już jest coś.
Wyszłam z powrotem
na korytarz i pomyślałam, że zaczekam na Louisa przed wejściem do
szpitala.
Chłodne powietrze
owiało moją twarz, gdy przekroczyłam próg. Usiadłam na schodach
i czekałam na chłopaka. Aby się nie nudzić wyjęłam telefon i
zaczęłam z przeglądać zdjęcia. Nie mogłam uwierzyć ile
ich się nazbierało przez kilka lat odkąd zaczęłam pracę w
kawiarni.
Kilkanaście zdjęć
z Ve, kilka z Tomem i jest nawet jedno z panią Jones. Pamiętam, gdy
je robiłam. Wtedy podpisywałam umowę o pracę w jej gabinecie i
cieszyłam się jak głupek, stąd na zdjęciu ten mój dziwny
uśmiech.
Jest też kilka
zdjęć Louisa. Tylko sama nie wiem kiedy ja je robiłam. Ale zaraz,
jedno jest jak śpimy razem w łóżku. To znaczy ja śpię, a on
robi to cholerne zdjęcie. Boże, jak ja wyglądam.
Moje włosy są
rozwalone na całej poduszcze, a usta ułożone w dzióbek.
Dziwię się, że
Louis może na mnie patrzeć gdy jestem w takim stanie. Przecież to
jest okropne.
Nagle usłyszałam
znajomy ryk silnika, a światła samochodu oślepiły moje oczy.
Musiałam zamrugać kilka razy, aby normalnie widzieć. Usłyszałam
głośne trzaśnięcie drzwiami i bieg kogoś w moją stronę.
- Wszystko dobrze? -
zapytał Louis wbiegając po schodkach. Zaczął mi
się uważnie przyglądać i nawet nie wiem kiedy wziął mnie w swoje
ramiona i mocno do siebie przytulił.
- Loui coś się
stało?
- Nie widziałaś,
że ktoś chciał cię uderzyć od tyłu? - zapytał odsuwając mnie
od siebie i przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Nie. -
odpowiedziałam cicho przerażona myślą, że ktoś chciał zrobić mi
krzywdę gdy siedziałam sobie spokojne na schodkach przed szpitalem.
- Chodź, chcę cię
stąd zabrać. - powiedział, a ja szybko potaknęłam i zabierając
torebkę z ziemi i trzymana przez Louisa za rękę biegłam w stronę
samochodu.
Nie wiem kto to mógł
być, ale mogę się tylko domyślać że to ktoś z moje porąbanej
rodzinki.
Na szczęście
jestem już bezpieczna przy boku Louisa i wiem, że przy nim mi nic
nie grozi. Bo jest moim rycerzem na białym koniu, który zawsze
i wszędzie mnie obroni.
_____________________________________________________________________________
No heeeej!
Na początek chciałam przeprosić, że tak długo nic nie dodawałam ale miałam ważne sprawy do załatwienia.
Zmiana uczelni, kierunku, masa papierów do załatwienia.
Jeżdżenie między jednym miastem, a drugim itd, więc mam nadzieję że mnie zrozumiecie :)
Co do rozdziału. wyszedł mi dość długi, ale to tak specjalnie :)
Chciałam Wam jakoś zrekompensować czekanie na niego.
I mam nadzieję, że mi się to udało.
Ale to do Was należy ocenianie.
Rozdział cudowny, jesteś super, dziękuję i czekam na następny...
OdpowiedzUsuńAle sie wystraszylam jak ktos chcial Em uderzyc.:o
OdpowiedzUsuńCo do tej Emily, podejrzana sprawa. Rozdzial ekstra ze dlugi :3 milo sie czytalo :3 weny zycze :3 :):)
Wode z muzgu mi robisz! Ve jest dobra, nie, jest zła, a jednak dobra, zła, dobra. Co w końcu?! Gorsze niż fiza. Serio. Rozdział przerażająco długi, Masakra. W dobrym sensie.oczywiscie. Zmęczona Jestem i trochę bredzę. Sto lat!
OdpowiedzUsuńOla
Ale by się działo gdyby się okazało że ta Emily to zmarła dziewczyna Lou :P
OdpowiedzUsuńHej :D jestem w końcu, tak wiem ciągle tak mówię, ale ja naprawdę nie mam czasu ;(
OdpowiedzUsuńRozdział jest super, ale ta Emily jest podejrzana. Raczej nie okaże się, że jest zmarłą dziewczyną Lou tak jak napisał anonimek, bo przecież on widział jak ona umiera i to byłoby niemożliwe żeby nagle zmartwychwstała :D
Chyba że się mylę, ale ja uważam że to jest niemożliwe ;P
Tak więc rozdzialik jest cudowny jak zawsze i z niecierpliwością czekam na kolejny! :)