Perspektywa Louisa
- Wiesz co stary? Naprawdę ci się dziwię. - powiedział Niall upijając łyk swojego
piwa z butelki. Siedzieliśmy w małym barze naprzeciwko mieszkania
Zayna. Nie chcieliśmy, aby Perrie się na nas denerwowała i musiała
po nas później sprzątać. Dlatego postanowiliśmy całą piątką
usiąść tak jak za dawnych czasów przy jednym stole i podzielić
się ze sobą opowieściami z naszego życia. Ale też
chcieliśmy spędzić jeden dzień, a raczej piątkowy wieczór w
męskim gronie.
- Dlaczego? - zapytałem zirytowany odkładając butelkę z głośnym trzaskiem na stolik stojący
przed nami. Reszta chłopaków popatrzyła na mnie jakby bali się, że
coś zaraz mogę zrobić blondynowi.
- Uspokój się
Louis. Po prostu miałem na myśli to, że Emma chciała od ciebie
odpocząć i to nie dało ci już do myślenia, że może nic z tego już
nie wyjść. To mnie dziwi i nie musisz się wkurzać. - Niall uniósł dłonie w obronnym geście.
- Wiesz, jak się
kogoś kocha to można na niego czekać z rok, albo i dłużej. -
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Mógłbym czekać na Emmę nawet całe życie, gdyby dała mi jasno znać że do mnie wróci.
Mógłbym czekać na Emmę nawet całe życie, gdyby dała mi jasno znać że do mnie wróci.
- Najlepszym
przykładem są Zayn i Perrie. Między nimi tez nie było za dobrze
jakiś czas temu, a teraz? Mieszkają razem, mają wspólne plany na
przyszłość i są razem, szczęśliwi. - powiedziałam wskazując
szyjką butelki w stronę Zayna, który potwierdził tylko moje słowa.
- Ile zajęła wam
dogadanie się? - zapytałem ciemnoskórego chłopaka,
- Pół roku.
- Widzisz Niall? Pół
roku. Ja czekam na Emmę zaledwie trzy tygodnie. - odpowiedziałem
wzruszając ramionami.
- To jeszcze długo
czekania przed tobą. - zauważył Harry, a ja popatrzyłem na niego
jak się ze mnie śmieje.
- Młody, ostrzegam
cię. Stąpasz po cienkim lodzie. - oznajmiłem grożąc mu palcem.
- Tak naprawdę to
powinieneś coś z tym zrobić. - odezwał się Liam, a mnie chciał
szlag trafić.
- Mówiłem ci już, żebyś się w to nie wtrącał. - ostrzegłem go wysyłając w jego
stronę wściekłe spojrzenie,
- Spieprzyłeś
sprawę z Emily i teraz chcesz jeszcze zepsuć moje relacje z Emmą?
Nie pozwolę ci na to. - aż mnie krew zalewała, gdy sobie pomyślałem o tym co Liam zrobił Emily, a teraz to samo mogłoby stać się mojej Emmie.
- Jaką Emily? - trójka chłopaków powiedziała jednocześnie, a ja zakląłem w
myślach. Całkiem zapomniałem, że przecież oni nie wiedzieli że
miałem kogoś przed Emmą, a Liam to spieprzył oczywiście wtrącając się w nieswoje sprawy. Z resztą jak zawsze.
- Sraka Emily. Nic wam
do tego. - odpowiedziałem posyłając im wrogie spojrzenie i wstając od stolika.
- Louis, gdzie
idziesz? - Harry podbiegł do mnie, gdy zakładałem swoją kurtkę
przy drzwiach.
- Do domu, a gdzie
mam iść? - odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie.
- Daj spokój. Liam
chciał dobrze. - powiedział młody, a ja prychnąłem. Liam nigdy
nie chce dobrze, chyba że w grę wchodzi jego tłusta dupa to wtedy
stara się aby wszystko było idealne.
- Nie, nie chciał. A
teraz wybacz ale ja spadam. - powiedziałem całkiem serio otwierając drzwi i
wychodząc na świeże, zimne londyńskie powietrze.
Zaciągnąłem się głębiej i ruszyłem w stronę mojego mieszkania. Nie mogłem prowadzić, to rzecz jasna, bo w końcu ledwo stałem na nogach po wypiciu pięciu piw z moimi … przyjaciółmi? Nie wiem czy mogę ich nadal nazywać przyjaciółmi, bo od teraz zapewne mnie znienawidzili ponieważ ich okłamywałem przez ten cały czas nie mówiąc o Emily, ani o tym co się z nią stało ani że w ogóle istniała.
Zaciągnąłem się głębiej i ruszyłem w stronę mojego mieszkania. Nie mogłem prowadzić, to rzecz jasna, bo w końcu ledwo stałem na nogach po wypiciu pięciu piw z moimi … przyjaciółmi? Nie wiem czy mogę ich nadal nazywać przyjaciółmi, bo od teraz zapewne mnie znienawidzili ponieważ ich okłamywałem przez ten cały czas nie mówiąc o Emily, ani o tym co się z nią stało ani że w ogóle istniała.
Pieprzony Liam
musiał wszystko zniszczyć, wiem że moja złość na tego chłopaka
nie jest uzasadniona w tym momencie, bo przecież już dawno mu
przebaczyłem, jako jednemu z moich kumpli. Ale cały czas w głowie
siedzi mi obraz jej smutnej twarzy, gdy zginęła.
Chciałbym cofnąć
czas, aby znów z nią być. Aby cieszyć się, smucić się i
wygłupiać się razem z nią. Ale wiem że taki czas już nie powróci,
bo ona nie żyje. Przez mojego głupiego i durnego kumpla, który
wszystko spierdolił. Ależ jestem zły. Rozwaliłbym coś. Alkohol
płynący w moich żyłach i rozwścieczenie to mieszanka odurzająca.
W oddali zauważyłem
kosz na śmieci. Podbiegłem do niego i z całej siły kopnąłem w
niego nogą.
- Tak! - krzyknąłem
głośno śmiejąc się. Byłem zadowolony ze swojego zachowania, choć
to podchodzi pod wandalizm i nie powinienem tego robić jako dobry
obywatel Wielkiej Brytanii i człowiek wspierający kilka organizacji
zajmujących się tego typu sprawami.
Podbiegłem do
drewnianej ławki stojącej niedaleko i przewróciłem ją, także
teraz leżała do góry nogami z oparciem na ziemi.
Śmiałem się
głośno i porozwalałem jeszcze kilka innych rzeczy w parku, przez
który akurat przechodziłem. Zdziwiło mi to gdzie jestem, bo przecież obok
mojego mieszkania nie ma żadnego pieprzonego parku. Ah tak
zapomniałbym. Przecież dopiero co wyszedłem z baru, w którym
siedziałem z moimi byłymi kumplami. Chciałbym już znaleźć się
w domu, we własnym łóżku i móc przytulić się do Emmy. Ale to
ostatnie nie będzie spełnione, ponieważ dziewczyna nie chce mnie
znać i gardzi mną. Jednak niedawno, gdy się widzieliśmy przyznała że za mną tęskni, a nawet się do mnie przytuliła co
było jak grom z jasnego nieba. Niespodziewane, nagłe i wyjątkowo
słodkie. Miałem nadzieje, że dziewczyna za mną tęskni. Wiem, jestem samolubnym idiotą i myślę tylko o sobie, ale chcę aby i ona i ja byśmy byli szczęśliwi. Czy to jest takie złe?
- Halo, proszę
pana. Co pan wyprawia? - jakiś donośny, męski głos odezwał się
za mną. Odwróciłem głowę i spojrzałem na wysokiego, postawnego
mężczyznę zmierzającego w moją stronę, który był ubrany w …
policyjny mundur. Policjant? O w mordę.
- Dlaczego pan
siedzi o drugiej w nocy w dziecinnej piaskownicy i psuje pan huśtawkę? -
zapytał kładąc dłonie na biodrach, a ja popatrzyłem w dól na
swoje ręce, które były całe zakrwawione.
- Eee właściwie
to nie wiem jak się tutaj znalazłem. - wyjaśniłem.
- Proszę ze mną.
Wezmę pana na posterunek. - powiedział podchodząc bliżej do mnie,
ale ja krzyknąłem.
- Nie! Nigdzie nie
idę. - mężczyzna stanął w pół kroku nade mną, zdziwiony moim
nagłym wybuchem.
- Idzie pan. Nie
może pan tutaj zostać na całą noc. Pojedziemy na posterunek
policji, a rano ktoś po pana przyjedzie, dobrze? - mężczyzna nie
dawał za wygraną, ale ostatecznie po kilku prośbach, a nawet i
groźbach, zgodziłem się. Nie miałem pojęcia do kogo
zadzwonię, ale wiedziałem jedno że tę noc na pewno nie spędzę w
swoim ciepłym łóżku tylko w jakiejś obskurnej celi z innymi
więźniami.
Perspektywa Emmy
Cały tydzień
nie miałam żadnej wiadomości od Louisa. Z jednej strony cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, bo chłopak wykonał moja prośbę i dał
mi kilka dni na przemyślenie różnych spraw, których próbowałam
właśnie przemyśleć. Natomiast z drugiej strony chciałam aby był
przy mnie i żeby wszystko było tak jak dawniej.
Ale telefon
dzwoniący o godzinie siódmej rano uniemożliwił mi fantazjowanie na
jego temat. Śniłam o tym, że chłopak leży obok mnie, obejmuje
mnie swoimi ramionami i szepce do ucha, że mnie kocha i nigdy nie
zostawi. Ale irytujący dźwięk telefonu przerwał mi nawet tą
przyjemność.
Wygrzebałam go spod
łóżka i nie patrząc kto dzwoni przejechałam po ekranie palcem,
aby odebrać.
- Halo? - zapytałam
niewyraźnym głosem i ziewając przy tym.
- Dzień dobry z tej
strony młodszy aspirant John Waves. Dzwonię, aby powiadomić
panią, oczywiście na prośbę naszego więźnia, że znajduje się on
na posterunku policji na Greenwich Boroug. Czy
mogłaby pani po niego przyjechać? Bardzo nalegał, aby to właśnie
była pani. - co? Ja chyba nadal śnię.
- A kim jest ten
więzień? - zapytałam od razu się rozbudzając słysząc odpowiedź
policjanta.
- Louis Tomlinson.
***
Dotarłam na
komisariat najszybciej jak się dało. Weszłam do środka budynku i
rozglądając się dookoła siebie szukałam jakichś wskazówek
dotyczących tego gdzie mogę znaleźć Louisa.
Przez całą drogę,
którą przebyłam tutaj metrem zastanawiałam się co takiego ten
chłopak zrobił, że trafił na policję. Miałam tylko nadzieje, że
nic strasznego i że nikogo nie zabił, bo tego to bym mu nie
wybaczyła.
Na wielkiej tablicy
wiszącej zaraz przy wejściu po lewej stronie było napisane, że
dyżurujących policjantów z poprzedniej nocy znajdę na drugim piętrze.
Szybkim krokiem i przeskakując po dwa schodki ruszyłam na górę.
Strzałki naklejone
na ścianach budynku poprowadziły mnie, tam gdzie zamierzałam
dotrzeć.
Louis siedział na
jednym z plastikowych krzeseł z kajdankami na nadgarstkach. Miał na
sobie ciemne spodnie, brudną białą koszulę i marynarkę w prążki.
Włosy miał brudne i bez blasku. Wygląda jak kupka nieszczęścia. Łokcie oparł na kolanach, a głowę spuścił w dół.
- Dzień dobry.
Policjant o nazwisku Waves dzwonił do mnie rano i prosił abym
przyjechała. - zwróciłam się do młodej blondynki siedzącej za
biurkiem.
- Pani nazwisko? - wklepała coś w komputerze.
- Ross. Emma Ross.
- Em? To ty? - Louis
z drugiego końca dużego pomieszczenia odezwał się do mnie.
Odwróciłam się za siebie i posłałam mu mordercze spojrzenie. A
jego oczy, które patrzyły na mnie z nadzieją teraz zostały
zastąpione smutkiem i bezsilnością.
- Już poproszę
aspiranta Wavesa, aby tutaj przyszedł. Niech pani sobie usiądzie.
Zawołamy panią. - miła blondynka uśmiechnęła się do mnie i
wyszła zza wysokiego biurka, po czym podreptała w stronę jakichś drzwi,
na których wisiała tabliczka z napisem: Wstęp tylko dla
pracowników.
Odwróciłam się za
siebie i podeszłam do jednego z krzeseł, na którym usiadłam.
Daleko od Louisa, nie chciałam go widzieć. Nie mogłam patrzeć na
niego, gdy był w takim stanie. Rzadko widziałam go takiego
zaniedbanego i brudnego. A raczej nigdy go takiego nie widziałam,
więc to był pierwszy raz.
- Emma. - Louis
szeptał w moją stronę, ale ja nie reagowałam na jego zaczepki.
- Emma. - znów to
samo.
- Przestań Louis,
dobra? - poprosiłam nie odwracając się w jego stronę. Siedział
kilka krzeseł dalej ode mnie, gdy nagle usłyszałam brzęczenie
kajdanek i chłopak przemieścił się w moja stronę.
- Dziękuję, że przyjechałaś. - odezwał się kładąc swoje spięte dłonie
na moim udzie.
- Wiesz to nie było
w moich dzisiejszych planach. Mam dziś wolny dzień od pracy i
chciałam się wyspać, ale policja do mnie dzwoni żeby tutaj
przyjechać i ciebie odebrać. Czy wiesz jakie to było idiotyczne?
- zapytałam strząsając jego dłonie z moich ud.
- Wiem i
przepraszam, ale mogę ci wszystko wyjaśnić. - powiedział smutno,
ale ja nie miałam ochoty go słuchać w tym momencie. Byłam na
niego cholernie zła za to jak się zachował.
Gdy młoda
policjantka wyszła z pomieszczenia do którego kilka minut wcześniej
weszła i gdy zobaczyłam idącego za nią przystojnego i młodego
policjanta od razu wstałam i ruszyłam w ich stronę.
- Pani Emma Ross,
prawda? - zapytał mnie postawny mężczyzna siadając na tym samym
miejscu, gdzie przed chwila siedziała blondynka. Przytaknęłam
zgadzając się.
- Więc nasz więzień
kim dla pani jest? - zapytał.
- A czy to ma jakieś
znaczenie? - zirytowało mnie jego pytanie.
- Jak najbardziej.
To jak będzie? - popatrzył na mnie.
- Byłam jego
dziewczyną. - odpowiedziałam.
- Była pani? A
teraz już nie jest?
- Czy to
przesłuchanie dotyczące z kim się spotykałam? - wkurzył mnie
już ten koleś. Chciałam stąd wyjść i nigdy więcej tutaj nie wrócić.
- Oczywiście, ze
nie.
- To po co pan pyta?
- Proszę się uspokoić, inaczej będzie pani musiała zapłacić grzywnę za
krzyczenie na policjanta na służbie.
- Wie pan co? Ja
naprawdę nie mam ochoty tutaj stać i wysłuchiwać co ma mi pan do
powiedzenia. Chciałabym już stąd wyjść. Mam podpisać jakieś
papiery? - zapytałam coraz bardziej zirytowana i czerwona ze złości
na idiotę siedzącego na plastikowym krześle za mną.
- Oczywiście. -
policjant był zaskoczony moją postawą, ale nie skomentował tego.
I bardzo dobrze, bo jakby nawet mruknął coś pod nosem
przeskoczyłabym to biurko i udusiła go. Niezły pomysł prawda?
Podpisałam chyba z
milion jakichś beznadziejnych papierów i w końcu jeden z
policjantów odpiął Louisowi kajdanki z nadgarstków i mogliśmy
wyjść z komisariatu.
Szłam szybkim
krokiem, a Louis próbował dotrzymać mi tempa. Starałam się go
ignorować i nie słuchać jego przeprosin czy tłumaczeń, ale gdy w
końcu złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie
zrozumiałam że i tak przed tym nie ucieknę.
- Przepraszam, że
musiałaś tutaj przyjechać. Przepraszam, że musiałaś mnie stąd
wyciągnąć i przepraszam, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo.
- powiedział, a mi szczęka opadła.
- Daruj sobie te
przeprosiny. Jestem na ciebie zła za to wszystko. Za to, że
zadzwonili do mnie z policji, za to że musiałam cię zobaczyć w
takim stanie i za to że nie umiemy rozpracować naszych problemów.
- ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem.
Staliśmy na schodach
w budynku policji. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy i nie
wiedzieliśmy jak się mamy zachować. Chciałabym rzucić mu się w
ramiona i obiecać zapewnić, że już wszystko dobrze między nami,
ale nie potrafiłam tego zrobić. Chciałabym być z nim dalej i
kochać go najmocniej na świecie, ale boję się że jeden zgrzyt,
czy kłótnia, a my się rozstaniemy i staniemy się wrogami wobec
siebie.
- Emma staram się,
staram się być dobry dla ciebie. Chcę, abyś do mnie wróciła,
chcę abyś była ze mną i mnie kochała. Ale decyzja należy do
ciebie. Prosiłaś mnie bym dał ci jeszcze kilka dni na
zastanowienie się i podjęcie decyzji. A teraz stoimy tutaj
naprzeciwko siebie w tym ogromnym budynku i nie wiemy co mamy zrobić.
- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- To prawda. Miałam
cztery dni, na przemyślenie wszystkiego. Cztery dni, w których nie
mogłam skupić się na prac, bo siedziałeś przez ten cały czas w
mojej głowie. Twój obraz pojawiał się nie tylko w ciągu dnia, ale
i w nocy, w moich snach. Śniłam, że leżysz obok mnie w łóżku, że tulisz mnie do siebie i mówisz na ucho jak to mnie kochasz i
nigdy nie opuścisz. A potem nagle stałam sama pośrodku ulicy i bałam
się. Bałam się, że już nigdy tak nie będzie. Już nigdy ciebie
nie zobaczę, już nigdy nie usłyszę twojego głosu, nigdy nie zobaczę twoich niebieskich oczu. A teraz? Stoisz tutaj przede mną. W
brudnych ciuchach i uśmiechasz się do mnie jak głupek, a ja jedyne o
czym marze to cie pocałować. Poczuć smak twoich ust na moich, ale
się boję.
- Czego się boisz
maleńka? - zapytał podchodząc bliżej mnie i łapiąc mnie za rękę.
- Tego, że jak
otworzę oczy to ciebie już tutaj nie będzie a ja znajdę się w swoim
mieszkaniu i to wszystko okaże się tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Więc sprawdźmy
to. - oznajmił przysuwając swoje usta bliżej moich, a gdy się
złączyły poczułam jak motyle w moim brzuchu szaleją z radości.
Otworzyłam oczy i
co zobaczyłam? Louisa stojącego naprzeciwko mnie z zawadiackim uśmiechem na ustach i oczami patrzącymi tylko na mnie.
- I co? Nadal tutaj
jestem. - powiedział, a ja rzuciłam się na niego całując,
szarpiąc go za włosy i jęcząc mu prosto w usta.
Nie obchodziło mnie
to, że stoimy na schodach na posterunku policji. Nie liczyło się
dla mnie to, że ludzie mogą widzieć nasz intymny kontakt, nie
obchodziło mnie to że zaraz mogą nas aresztować za publiczne
okazywanie sobie uczuć. Naprawdę miałam to gdzieś. W tamtym
momencie liczył się dla mnie Louis i to że znów jest przy mnie.
***
Piętnaście minut
później siedzieliśmy w małej knajpce niedaleko posterunku policji.
Oboje umieraliśmy z głodu, więc postanowiliśmy coś teraz zjeść, a
potem jechać do domu, aby Louis mógł się przebrać, a następnie po
samochód chłopaka stojący pod blokiem Zayna.
Dowiedziałam się od niego, powiedział mi to dobrowolnie, nie naciskałam, że pokłócił się z chłopakami. Nie rozumiałam dlaczego, przecież dobrze się dogadywali i raczej nie zdarzało się aby dochodziło do jakichkolwiek kłótni przynajmniej do tego okresu, w którym nie było mnie w życiu Louisa.
Dowiedziałam się od niego, powiedział mi to dobrowolnie, nie naciskałam, że pokłócił się z chłopakami. Nie rozumiałam dlaczego, przecież dobrze się dogadywali i raczej nie zdarzało się aby dochodziło do jakichkolwiek kłótni przynajmniej do tego okresu, w którym nie było mnie w życiu Louisa.
- Więc
pokłóciliście się. A zamierzacie się w ogóle pogodzić, czy żyć
w nienawiści do końca świata? - zapytałam robiąc łyk herbaty.
- Nie wiem.
Chciałbym z nimi pogadać i wyjaśnić dlaczego ich okłamywałem,
ale też po prostu przeprosić. - odpowiedział odkładając na talerz
widelec i nóż.
- To powinieneś coś
zrobić w tej sytuacji. - podpowiedziałam, a on mi przytaknął i
łapiąc moja dłoń leżącą na stole uśmiechnął się do mnie.
- Już wszystko
dobrze? Między nami? - zapytał wskazując raz na mnie, raz na
siebie.
- Nie wiem, a jak ty
uważasz? - zapytałam ściskając jego dłoń.
- Myślę, że w jak
najlepszym porządku. - uśmiechnął się. Cieszę się, że między mną,
a Louisem już wszystko dobrze. Chciałam, aby tak było ale nie
spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko i że będę taka
szczęśliwa mimo nieprzyjemnego poranka.
- Em, jak myślisz
dlaczego ludzie tak dziwie się na mnie patrzą? - zapytał, gdy
wyszliśmy z kawiarni i trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę
metra.
- Może dlatego, że
wyglądasz jakbyś dopiero co wyszedł z kopalni, gdzie wydobywałeś
węgiel. - zaśmiałam się, a on objął mnie ramieniem w pasie i
przytulił do siebie.
I takim oto sposobem
szliśmy razem ulicami Londynu ciesząc się, że między nami w
miarę się ułożyło i oboje jesteśmy w miarę szczęśliwi.
***
- Nie lubię jeździć
metrem. - oznajmił Louis, gdy wysiedliśmy z pojazdu i udaliśmy się
w stronę schodów, a potem pod mieszkanie Zayna.
Wcześniej jeszcze wstąpiliśmy do apartamentu chłopaka, gdzie wziął prysznic i przebrał się w czyste ciuchy – dżinsy i biały podkoszulek z jakimś nadrukiem na przedzie, a do tego bordowe Vansy i bordową bluzę z kapturem.
Wcześniej jeszcze wstąpiliśmy do apartamentu chłopaka, gdzie wziął prysznic i przebrał się w czyste ciuchy – dżinsy i biały podkoszulek z jakimś nadrukiem na przedzie, a do tego bordowe Vansy i bordową bluzę z kapturem.
- Bo przyzwyczajony
jesteś do jazdy samochodem i udawania wielkiego prezesa. -
powiedziałam przekomarzając się z nim.
- Nie udaje prezesa
skarbie, ja nim jestem. - powiedział, a ja prychnęłam.
- Chciałbyś
skarbie. - podkreśliłam ostatnie słowo dodając do tego nutkę
sarkazmu.
- Cieszę się, że
jesteś szczęśliwa. - powiedział czym zbił mnie z tropu, aż musiałam
stanąć pośrodku chodnika.
- Co jest? -
zapytał, gdy pociągnęłam go za rękę, nagle stając.
- Kocham cię. -
wypowiedziałam te dwa słowa tak pewnie, że aż za pewnie.
Wiedziałam, ze Louis zdaje sobie sprawę że go kocham, ale musiałam
mu to powiedzieć aby był jeszcze bardziej pewny moich uczuć do niego.
- Kocham cię. -
szepnął do mojego ucha, a ja uśmiechnęłam się szeroko i uwiesiłam
na jego szyi całując go w usta.
- Jestem szczęśliwy.
- powiedział, gdy w końcu oderwałam się od niego i ruszyliśmy
dalej przed siebie, a do mieszkania Zayna.
- Myślisz, że są
w domu? - zapytałam, gdy byliśmy coraz bliżej wejścia do bloku.
Zauważyłam na parkingu samochód Louisa.
- Pewnie. Albo robią
coś ciekawego. - zaczął poruszać śmiesznie brwiami, za co dostał
uderzony przez mnie w bok. - Albo siedzą i oglądają telewizję. U
nich weekendy przeważnie tak wyglądają. Nie raz się o tym przekonałem.
- powiedział, po czym posmutniał.
- Co się stało? -
zapytałam powstrzymując jego rękę od zadzwonienia domofonem.
- Przypomniało mi
się jak u nich mieszkałem. - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy.
- Mieszkałeś u
nich? - zapytałam zaciekawiona. - Kiedy?
- Gdy mnie
zostawiłaś. - szepnął.
- Naprawdę? -
nie mogłam uwierzyć w to co on mówi.
- Nie potrafiłem
mieszkać sam. Nie mogłem zostać sam w tamtym momencie, dlatego
zatrzymałem się u Zayna. Perrie bardzo mi pomogła w odzyskaniu
pewności siebie i cały czas zapewniała że do mnie wrócisz -
powiedział, a mi szczęka opadła. Kim jest ta cała Perrie?
- Będę musiała
jej podziękować za to, że tak bardzo podniosła cię na duchu i
dodała otuchy po tym co ci zrobiłam.
- To nie twoja wina
Em. To wszystko ja spieprzyłem.
- Nie, nie zwalaj
całej winy na siebie Louis. Ja też mam w tym swój udział. Mogłam
przecież przedyskutować z tobą to co czułam czy co sobie myślałam.
A tak ja cię po prostu zostawiłam. Samego i osamotnionego na tym
przeklętym świecie. Ale teraz wiedz, że cię kocham jeszcze bardziej
niż wcześniej i już nic nas nie rozdzieli jasne? - zapytałam
kładąc obie dłonie na jego policzkach. Louis kiwnął tylko głową
zgadzając się, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Pamiętasz, jak
mówiłem że będę cie kochał do końca świata i o jeden dzień
dłużej?- zapytał, a ja potaknęłam przypominając sobie jego słowa
gdy staliśmy przed kawiarnią.
- Kłamałem. -
dodał, a ja odsunęłam się od niego.
- Co takiego? -
zapytałam i czułam jak krew wrze mi żyłach.
- Zawsze będę cię
kochał. - moje serce tonie. - Bez względu na to gdzie będę, gdzie
ty będziesz. I chcę żebyś wiedziała że zapamiętam cię
uśmiechniętą i szczęśliwą. - gdy wypowiadał te słowa ja cała
się rozpływałam i czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy,
łzy szczęścia że ten poraniony i zwariowany chłopak tak bardzo mnie
kocha i że jestem cała jego.
- Obiecaj mi, że
zawsze taka będziesz i nigdy się nie zmienisz. - poprosił chwytając moje dłonie w swoje i kładąc je sobie na serce.
- Obiecuję. -
odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta.
Teraz już wiem, że
nic ani nikt nie przeszkodzi nam w tym abyśmy byli szczęśliwi.
________________________________________________________________________
Nie spodziewałam się, że przeczytam aż tyle miłych słów pod ostatnim rozdziałem.
Dziękuje!
Podnieśliście mnie na duchu i dodaliście mnóstwo motywacji :)
Mam kilka spraw do przekazania.
W środę zaczynam zajęcia na nowej uczelni. Piszę Wam to, aby poinformować iż obawiam się że rozdziały nie będą już tak często jak przez wakacje.
Myślałam, żeby dodawać w weekend. Albo sobota, albo niedziela. Co wy na to?
Wtedy każdy na spokojnie mógłby sobie przeczytać, a ja bym się nie stresowała.
Oczywiście jakby mi się udało napisać kilka w przód to możecie być pewni, że w ciągu tygodnia również dodałabym jeden, albo dwa.
Proszę napiszcie mi co o tym sądzicie. A może macie jakiś inny pomysł jak to rozwiązać?
Cudowny rozdział :) Tak sie cieszę że znowu są razem <3 xx L .
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Możesz dodawać tylko w weekendy mi to nie przeszkadza! :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że najlepiej ustalić jeden dzień w tygodniu kiedy będą dodawane rozdziały. Co do tego przeskakiwania stołu, świetny pomysł Em. Na braciach wykorzystać trza. Wiedziałam, że się zejdą! Ale też nie wiedziałam, że tak szybko. Rozdział świetny i powodzenia na zajęciach.
OdpowiedzUsuńOla
Ooo... jakie romantyczne hahaha <3 koncowka najlepsza i najukochansza <3 czekamy na nastepny :) weny :*
OdpowiedzUsuńAwww tak bardzo sie ciesze że Emma i Louis do siebie wrocili! W końcu coś miłego sie dzieje(:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Louis pogada, tak szczerze z kumplami. Przecież go za to Nie zabija, prawda?
Także teraz tylko czekać na jakieś watki Loummy, Emlou, god jestem w tym taka kiepska ahaha
Jak dla mnie moglabys dodawać w weekendy i np ten raz w tygodniu.
Pozdrawiam i całuje xx
Fajny rozdział, krotki jakis ale fajny :)
OdpowiedzUsuńfajny pomysł :) super rozdział :) :)
OdpowiedzUsuńBbbooossskkkiii rozdział (i znowu się powtarzam); te nasze cholerne obowiązki; kochana nieważne kiedy dodasz nowy rozdział - ważne abyś w ogóle to zrobiła; buźka
OdpowiedzUsuń