niedziela, 28 września 2014

ROZDZIAŁ 30.

Perspektywa Louisa

- Wiesz co stary? Naprawdę ci się dziwię. - powiedział Niall upijając łyk swojego piwa z butelki. Siedzieliśmy w małym barze naprzeciwko mieszkania Zayna. Nie chcieliśmy, aby Perrie się na nas denerwowała i musiała po nas później sprzątać. Dlatego postanowiliśmy całą piątką usiąść tak jak za dawnych czasów przy jednym stole i podzielić się ze sobą opowieściami z naszego życia. Ale też chcieliśmy spędzić jeden dzień, a raczej piątkowy wieczór w męskim gronie.
- Dlaczego? - zapytałem zirytowany odkładając butelkę z głośnym trzaskiem na stolik stojący przed nami. Reszta chłopaków popatrzyła na mnie jakby bali się, że coś zaraz mogę zrobić blondynowi.
- Uspokój się Louis. Po prostu miałem na myśli to, że Emma chciała od ciebie odpocząć i to nie dało ci już do myślenia, że może nic z tego już nie wyjść. To mnie dziwi i nie musisz się wkurzać. - Niall uniósł dłonie w obronnym geście.
- Wiesz, jak się kogoś kocha to można na niego czekać z rok, albo i dłużej. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Mógłbym czekać na Emmę nawet całe życie, gdyby dała mi jasno znać że do mnie wróci. 
- Najlepszym przykładem są Zayn i Perrie. Między nimi tez nie było za dobrze jakiś czas temu, a teraz? Mieszkają razem, mają wspólne plany na przyszłość i są razem, szczęśliwi. - powiedziałam wskazując szyjką butelki w stronę Zayna, który potwierdził tylko moje słowa.
- Ile zajęła wam dogadanie się? - zapytałem ciemnoskórego chłopaka,
- Pół roku.
- Widzisz Niall? Pół roku. Ja czekam na Emmę zaledwie trzy tygodnie. - odpowiedziałem wzruszając ramionami.
- To jeszcze długo czekania przed tobą. - zauważył Harry, a ja popatrzyłem na niego jak się ze mnie śmieje.
- Młody, ostrzegam cię. Stąpasz po cienkim lodzie. - oznajmiłem grożąc mu palcem.
- Tak naprawdę to powinieneś coś z tym zrobić. - odezwał się Liam, a mnie chciał szlag trafić.
- Mówiłem ci już, żebyś się w to nie wtrącał. - ostrzegłem go wysyłając w jego stronę wściekłe spojrzenie,
- Spieprzyłeś sprawę z Emily i teraz chcesz jeszcze zepsuć moje relacje z Emmą? Nie pozwolę ci na to. - aż mnie krew zalewała, gdy sobie pomyślałem o tym co Liam zrobił Emily, a teraz to samo mogłoby stać się mojej Emmie.
- Jaką Emily? - trójka chłopaków powiedziała jednocześnie, a ja zakląłem w myślach. Całkiem zapomniałem, że przecież oni nie wiedzieli że miałem kogoś przed Emmą, a Liam to spieprzył oczywiście wtrącając się w nieswoje sprawy. Z resztą jak zawsze.
- Sraka Emily. Nic wam do tego. - odpowiedziałem posyłając im wrogie spojrzenie i wstając od stolika.
- Louis, gdzie idziesz? - Harry podbiegł do mnie, gdy zakładałem swoją kurtkę przy drzwiach.
- Do domu, a gdzie mam iść? - odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie.
- Daj spokój. Liam chciał dobrze. - powiedział młody, a ja prychnąłem. Liam nigdy nie chce dobrze, chyba że w grę wchodzi jego tłusta dupa to wtedy stara się aby wszystko było idealne.
- Nie, nie chciał. A teraz wybacz ale ja spadam. - powiedziałem całkiem serio otwierając drzwi i wychodząc na świeże, zimne londyńskie powietrze.
Zaciągnąłem się głębiej i ruszyłem w stronę mojego mieszkania. Nie mogłem prowadzić, to rzecz jasna, bo w końcu ledwo stałem na nogach po wypiciu pięciu piw z moimi … przyjaciółmi? Nie wiem czy mogę ich nadal nazywać przyjaciółmi, bo od teraz zapewne mnie znienawidzili ponieważ ich okłamywałem przez ten cały czas nie mówiąc o Emily, ani o tym co się z nią stało ani że w ogóle istniała.
Pieprzony Liam musiał wszystko zniszczyć, wiem że moja złość na tego chłopaka nie jest uzasadniona w tym momencie, bo przecież już dawno mu przebaczyłem, jako jednemu z moich kumpli. Ale cały czas w głowie siedzi mi obraz jej smutnej twarzy, gdy zginęła.
Chciałbym cofnąć czas, aby znów z nią być. Aby cieszyć się, smucić się i wygłupiać się razem z nią. Ale wiem że taki czas już nie powróci, bo ona nie żyje. Przez mojego głupiego i durnego kumpla, który wszystko spierdolił. Ależ jestem zły. Rozwaliłbym coś. Alkohol płynący w moich żyłach i rozwścieczenie to mieszanka odurzająca.
W oddali zauważyłem kosz na śmieci. Podbiegłem do niego i z całej siły kopnąłem w niego nogą.
- Tak! - krzyknąłem głośno śmiejąc się. Byłem zadowolony ze swojego zachowania, choć to podchodzi pod wandalizm i nie powinienem tego robić jako dobry obywatel Wielkiej Brytanii i człowiek wspierający kilka organizacji zajmujących się tego typu sprawami.
Podbiegłem do drewnianej ławki stojącej niedaleko i przewróciłem ją, także teraz leżała do góry nogami z oparciem na ziemi.
Śmiałem się głośno i porozwalałem jeszcze kilka innych rzeczy w parku, przez który akurat przechodziłem. Zdziwiło mi to gdzie jestem, bo przecież obok mojego mieszkania nie ma żadnego pieprzonego parku. Ah tak zapomniałbym. Przecież dopiero co wyszedłem z baru, w którym siedziałem z moimi byłymi kumplami. Chciałbym już znaleźć się w domu, we własnym łóżku i móc przytulić się do Emmy. Ale to ostatnie nie będzie spełnione, ponieważ dziewczyna nie chce mnie znać i gardzi mną. Jednak niedawno, gdy się widzieliśmy przyznała że za mną tęskni, a nawet się do mnie przytuliła co było jak grom z jasnego nieba. Niespodziewane, nagłe i wyjątkowo słodkie. Miałem nadzieje, że dziewczyna za mną tęskni. Wiem, jestem samolubnym idiotą i myślę tylko o sobie, ale chcę aby i ona i ja byśmy byli szczęśliwi. Czy to jest takie złe?
- Halo, proszę pana. Co pan wyprawia? - jakiś donośny, męski głos odezwał się za mną. Odwróciłem głowę i spojrzałem na wysokiego, postawnego mężczyznę zmierzającego w moją stronę, który był ubrany w … policyjny mundur. Policjant? O w mordę.
- Dlaczego pan siedzi o drugiej w nocy w dziecinnej piaskownicy i psuje pan huśtawkę? - zapytał kładąc dłonie na biodrach, a ja popatrzyłem w dól na swoje ręce, które były całe zakrwawione.
- Eee właściwie to nie wiem jak się tutaj znalazłem. - wyjaśniłem.
- Proszę ze mną. Wezmę pana na posterunek. - powiedział podchodząc bliżej do mnie, ale ja krzyknąłem.
- Nie! Nigdzie nie idę. - mężczyzna stanął w pół kroku nade mną, zdziwiony moim nagłym wybuchem.
- Idzie pan. Nie może pan tutaj zostać na całą noc. Pojedziemy na posterunek policji, a rano ktoś po pana przyjedzie, dobrze? - mężczyzna nie dawał za wygraną, ale ostatecznie po kilku prośbach, a nawet i groźbach, zgodziłem się. Nie miałem pojęcia do kogo zadzwonię, ale wiedziałem jedno że tę noc na pewno nie spędzę w swoim ciepłym łóżku tylko w jakiejś obskurnej celi z innymi więźniami.



Perspektywa Emmy


Cały tydzień nie miałam żadnej wiadomości od Louisa. Z jednej strony cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, bo chłopak wykonał moja prośbę i dał mi kilka dni na przemyślenie różnych spraw, których próbowałam właśnie przemyśleć. Natomiast z drugiej strony chciałam aby był przy mnie i żeby wszystko było tak jak dawniej.
Ale telefon dzwoniący o godzinie siódmej rano uniemożliwił mi fantazjowanie na jego temat. Śniłam o tym, że chłopak leży obok mnie, obejmuje mnie swoimi ramionami i szepce do ucha, że mnie kocha i nigdy nie zostawi. Ale irytujący dźwięk telefonu przerwał mi nawet tą przyjemność.
Wygrzebałam go spod łóżka i nie patrząc kto dzwoni przejechałam po ekranie palcem, aby odebrać.
- Halo? - zapytałam niewyraźnym głosem i ziewając przy tym.
- Dzień dobry z tej strony młodszy aspirant John Waves. Dzwonię, aby powiadomić panią, oczywiście na prośbę naszego więźnia, że znajduje się on na posterunku policji na Greenwich Boroug. Czy mogłaby pani po niego przyjechać? Bardzo nalegał, aby to właśnie była pani. - co? Ja chyba nadal śnię.
- A kim jest ten więzień? - zapytałam od razu się rozbudzając słysząc odpowiedź policjanta.
- Louis Tomlinson.


***


Dotarłam na komisariat najszybciej jak się dało. Weszłam do środka budynku i rozglądając się dookoła siebie szukałam jakichś wskazówek dotyczących tego gdzie mogę znaleźć Louisa.
Przez całą drogę, którą przebyłam tutaj metrem zastanawiałam się co takiego ten chłopak zrobił, że trafił na policję. Miałam tylko nadzieje, że nic strasznego i że nikogo nie zabił, bo tego to bym mu nie wybaczyła.
Na wielkiej tablicy wiszącej zaraz przy wejściu po lewej stronie było napisane, że dyżurujących policjantów z poprzedniej nocy znajdę na drugim piętrze. Szybkim krokiem i przeskakując po dwa schodki ruszyłam na górę.
Strzałki naklejone na ścianach budynku poprowadziły mnie, tam gdzie zamierzałam dotrzeć.
Louis siedział na jednym z plastikowych krzeseł z kajdankami na nadgarstkach. Miał na sobie ciemne spodnie, brudną białą koszulę i marynarkę w prążki. Włosy miał brudne i bez blasku. Wygląda jak kupka nieszczęścia. Łokcie oparł na kolanach, a głowę spuścił w dół.
- Dzień dobry. Policjant o nazwisku Waves dzwonił do mnie rano i prosił abym przyjechała. - zwróciłam się do młodej blondynki siedzącej za biurkiem.
- Pani nazwisko? - wklepała coś w komputerze.
- Ross. Emma Ross.
- Em? To ty? - Louis z drugiego końca dużego pomieszczenia odezwał się do mnie. Odwróciłam się za siebie i posłałam mu mordercze spojrzenie. A jego oczy, które patrzyły na mnie z nadzieją teraz zostały zastąpione smutkiem i bezsilnością.
- Już poproszę aspiranta Wavesa, aby tutaj przyszedł. Niech pani sobie usiądzie. Zawołamy panią. - miła blondynka uśmiechnęła się do mnie i wyszła zza wysokiego biurka, po czym podreptała w stronę jakichś drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem: Wstęp tylko dla pracowników.
Odwróciłam się za siebie i podeszłam do jednego z krzeseł, na którym usiadłam. Daleko od Louisa, nie chciałam go widzieć. Nie mogłam patrzeć na niego, gdy był w takim stanie. Rzadko widziałam go takiego zaniedbanego i brudnego. A raczej nigdy go takiego nie widziałam, więc to był pierwszy raz.
- Emma. - Louis szeptał w moją stronę, ale ja nie reagowałam na jego zaczepki.
- Emma. - znów to samo.
- Przestań Louis, dobra? - poprosiłam nie odwracając się w jego stronę. Siedział kilka krzeseł dalej ode mnie, gdy nagle usłyszałam brzęczenie kajdanek i chłopak przemieścił się w moja stronę.
- Dziękuję, że przyjechałaś. - odezwał się kładąc swoje spięte dłonie na moim udzie.
- Wiesz to nie było w moich dzisiejszych planach. Mam dziś wolny dzień od pracy i chciałam się wyspać, ale policja do mnie dzwoni żeby tutaj przyjechać i ciebie odebrać. Czy wiesz jakie to było idiotyczne? - zapytałam strząsając jego dłonie z moich ud.
- Wiem i przepraszam, ale mogę ci wszystko wyjaśnić. - powiedział smutno, ale ja nie miałam ochoty go słuchać w tym momencie. Byłam na niego cholernie zła za to jak się zachował.
Gdy młoda policjantka wyszła z pomieszczenia do którego kilka minut wcześniej weszła i gdy zobaczyłam idącego za nią przystojnego i młodego policjanta od razu wstałam i ruszyłam w ich stronę.
- Pani Emma Ross, prawda? - zapytał mnie postawny mężczyzna siadając na tym samym miejscu, gdzie przed chwila siedziała blondynka. Przytaknęłam zgadzając się.
- Więc nasz więzień kim dla pani jest? - zapytał.
- A czy to ma jakieś znaczenie? - zirytowało mnie jego pytanie.
- Jak najbardziej. To jak będzie? - popatrzył na mnie.
- Byłam jego dziewczyną. - odpowiedziałam.
- Była pani? A teraz już nie jest?
- Czy to przesłuchanie dotyczące z kim się spotykałam? - wkurzył mnie już ten koleś. Chciałam stąd wyjść i  nigdy więcej tutaj nie wrócić.
- Oczywiście, ze nie.
- To po co pan pyta?
- Proszę się uspokoić, inaczej będzie pani musiała zapłacić grzywnę za krzyczenie na policjanta na służbie.
- Wie pan co? Ja naprawdę nie mam ochoty tutaj stać i wysłuchiwać co ma mi pan do powiedzenia. Chciałabym już stąd wyjść. Mam podpisać jakieś papiery? - zapytałam coraz bardziej zirytowana i czerwona ze złości na idiotę siedzącego na plastikowym krześle za mną.
- Oczywiście. - policjant był zaskoczony moją postawą, ale nie skomentował tego. I bardzo dobrze, bo jakby nawet mruknął coś pod nosem przeskoczyłabym to biurko i udusiła go. Niezły pomysł prawda?
Podpisałam chyba z milion jakichś beznadziejnych papierów i w końcu jeden z policjantów odpiął Louisowi kajdanki z nadgarstków i mogliśmy wyjść z komisariatu.
Szłam szybkim krokiem, a Louis próbował dotrzymać mi tempa. Starałam się go ignorować i nie słuchać jego przeprosin czy tłumaczeń, ale gdy w końcu złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie zrozumiałam że i tak przed tym nie ucieknę.
- Przepraszam, że musiałaś tutaj przyjechać. Przepraszam, że musiałaś mnie stąd wyciągnąć i przepraszam, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. - powiedział, a mi szczęka opadła.
- Daruj sobie te przeprosiny. Jestem na ciebie zła za to wszystko. Za to, że zadzwonili do mnie z policji, za to że musiałam cię zobaczyć w takim stanie i za to że nie umiemy rozpracować naszych problemów. - ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem.
Staliśmy na schodach w budynku policji. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy i nie wiedzieliśmy jak się mamy zachować. Chciałabym rzucić mu się w ramiona i obiecać zapewnić, że już wszystko dobrze między nami, ale nie potrafiłam tego zrobić. Chciałabym być z nim dalej i kochać go najmocniej na świecie, ale boję się że jeden zgrzyt, czy kłótnia, a my się rozstaniemy i staniemy się wrogami wobec siebie.
- Emma staram się, staram się być dobry dla ciebie. Chcę, abyś do mnie wróciła, chcę abyś była ze mną i mnie kochała. Ale decyzja należy do ciebie. Prosiłaś mnie bym dał ci jeszcze kilka dni na zastanowienie się i podjęcie decyzji. A teraz stoimy tutaj naprzeciwko siebie w tym ogromnym budynku i nie wiemy co mamy zrobić. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- To prawda. Miałam cztery dni, na przemyślenie wszystkiego. Cztery dni, w których nie mogłam skupić się na prac, bo siedziałeś przez ten cały czas w mojej głowie. Twój obraz pojawiał się nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy, w moich snach. Śniłam, że leżysz obok mnie w łóżku, że tulisz mnie do siebie i mówisz na ucho jak to mnie kochasz i nigdy nie opuścisz. A potem nagle stałam sama pośrodku ulicy i bałam się. Bałam się, że już nigdy tak nie będzie. Już nigdy ciebie nie zobaczę, już nigdy nie usłyszę twojego głosu, nigdy nie zobaczę twoich niebieskich oczu. A teraz? Stoisz tutaj przede mną. W brudnych ciuchach i uśmiechasz się do mnie jak głupek, a ja jedyne o czym marze to cie pocałować. Poczuć smak twoich ust na moich, ale się boję.
- Czego się boisz maleńka? - zapytał podchodząc bliżej mnie i łapiąc mnie za rękę.
- Tego, że jak otworzę oczy to ciebie już tutaj nie będzie a ja znajdę się w swoim mieszkaniu i to wszystko okaże się tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Więc sprawdźmy to. - oznajmił przysuwając swoje usta bliżej moich, a gdy się złączyły poczułam jak motyle w moim brzuchu szaleją z radości.
Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Louisa stojącego naprzeciwko mnie z zawadiackim uśmiechem na ustach i oczami patrzącymi tylko na mnie.
- I co? Nadal tutaj jestem. - powiedział, a ja rzuciłam się na niego całując, szarpiąc go za włosy i jęcząc mu prosto w usta.
Nie obchodziło mnie to, że stoimy na schodach na posterunku policji. Nie liczyło się dla mnie to, że ludzie mogą widzieć nasz intymny kontakt, nie obchodziło mnie to że zaraz mogą nas aresztować za publiczne okazywanie sobie uczuć. Naprawdę miałam to gdzieś. W tamtym momencie liczył się dla mnie Louis i to że znów jest przy mnie.

***

Piętnaście minut później siedzieliśmy w małej knajpce niedaleko posterunku policji. Oboje umieraliśmy z głodu, więc postanowiliśmy coś teraz zjeść, a potem jechać do domu, aby Louis mógł się przebrać, a następnie po samochód chłopaka stojący pod blokiem Zayna.
Dowiedziałam się od niego, powiedział mi to dobrowolnie, nie naciskałam, że pokłócił się z chłopakami. Nie rozumiałam dlaczego, przecież dobrze się dogadywali i raczej nie zdarzało się aby dochodziło do jakichkolwiek kłótni przynajmniej do tego okresu, w którym nie było mnie w życiu Louisa.
- Więc pokłóciliście się. A zamierzacie się w ogóle pogodzić, czy żyć w nienawiści do końca świata? - zapytałam robiąc łyk herbaty.
- Nie wiem. Chciałbym z nimi pogadać i wyjaśnić dlaczego ich okłamywałem, ale też po prostu przeprosić. - odpowiedział odkładając na talerz widelec i nóż.
- To powinieneś coś zrobić w tej sytuacji. - podpowiedziałam, a on mi przytaknął i łapiąc moja dłoń leżącą na stole uśmiechnął się do mnie.
- Już wszystko dobrze? Między nami? - zapytał wskazując raz na mnie, raz na siebie.
- Nie wiem, a jak ty uważasz? - zapytałam ściskając jego dłoń.
- Myślę, że w jak najlepszym porządku. - uśmiechnął się. Cieszę się, że między mną, a Louisem już wszystko dobrze. Chciałam, aby tak było ale nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko i że będę taka szczęśliwa mimo nieprzyjemnego poranka.
- Em, jak myślisz dlaczego ludzie tak dziwie się na mnie patrzą? - zapytał, gdy wyszliśmy z kawiarni i trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę metra.
- Może dlatego, że wyglądasz jakbyś dopiero co wyszedł z kopalni, gdzie wydobywałeś węgiel. - zaśmiałam się, a on objął mnie ramieniem w pasie i przytulił do siebie.
I takim oto sposobem szliśmy razem ulicami Londynu ciesząc się, że między nami w miarę się ułożyło i oboje jesteśmy w miarę szczęśliwi.

***

- Nie lubię jeździć metrem. - oznajmił Louis, gdy wysiedliśmy z pojazdu i udaliśmy się w stronę schodów, a potem pod mieszkanie Zayna.
Wcześniej jeszcze wstąpiliśmy do apartamentu chłopaka, gdzie wziął prysznic i przebrał się w czyste ciuchy – dżinsy i biały podkoszulek z jakimś nadrukiem na przedzie, a do tego bordowe Vansy i bordową bluzę z kapturem.
- Bo przyzwyczajony jesteś do jazdy samochodem i udawania wielkiego prezesa. - powiedziałam przekomarzając się z nim.
- Nie udaje prezesa skarbie, ja nim jestem. - powiedział, a ja prychnęłam.
- Chciałbyś skarbie. - podkreśliłam ostatnie słowo dodając do tego nutkę sarkazmu.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. - powiedział czym zbił mnie z tropu, aż musiałam stanąć pośrodku chodnika.
- Co jest? - zapytał, gdy pociągnęłam go za rękę, nagle stając.
- Kocham cię. - wypowiedziałam te dwa słowa tak pewnie, że aż za pewnie. Wiedziałam, ze Louis zdaje sobie sprawę że go kocham, ale musiałam mu to powiedzieć aby był jeszcze bardziej pewny moich uczuć do niego.
- Kocham cię. - szepnął do mojego ucha, a ja uśmiechnęłam się szeroko i uwiesiłam na jego szyi całując go w usta.
- Jestem szczęśliwy. - powiedział, gdy w końcu oderwałam się od niego i ruszyliśmy dalej przed siebie, a do mieszkania Zayna.
- Myślisz, że są w domu? - zapytałam, gdy byliśmy coraz bliżej wejścia do bloku. Zauważyłam na parkingu samochód Louisa.
- Pewnie. Albo robią coś ciekawego. - zaczął poruszać śmiesznie brwiami, za co dostał uderzony przez mnie w bok. - Albo siedzą i oglądają telewizję. U nich weekendy przeważnie tak wyglądają. Nie raz się o tym przekonałem. - powiedział, po czym posmutniał.
- Co się stało? - zapytałam powstrzymując jego rękę od zadzwonienia domofonem.
- Przypomniało mi się jak u nich mieszkałem. - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy.
- Mieszkałeś u nich? - zapytałam zaciekawiona. - Kiedy?
- Gdy mnie zostawiłaś. - szepnął.
- Naprawdę? - nie mogłam uwierzyć w to co on mówi.
- Nie potrafiłem mieszkać sam. Nie mogłem zostać sam w tamtym momencie, dlatego zatrzymałem się u Zayna. Perrie bardzo mi pomogła w odzyskaniu pewności siebie i cały czas zapewniała że do mnie wrócisz - powiedział, a mi szczęka opadła. Kim jest ta cała Perrie?
- Będę musiała jej podziękować za to, że tak bardzo podniosła cię na duchu i dodała otuchy po tym co ci zrobiłam.
- To nie twoja wina Em. To wszystko ja spieprzyłem.
- Nie, nie zwalaj całej winy na siebie Louis. Ja też mam w tym swój udział. Mogłam przecież przedyskutować z tobą to co czułam czy co sobie myślałam. A tak ja cię po prostu zostawiłam. Samego i osamotnionego na tym przeklętym świecie. Ale teraz wiedz, że cię kocham jeszcze bardziej niż wcześniej i już nic nas nie rozdzieli jasne? - zapytałam kładąc obie dłonie na jego policzkach. Louis kiwnął tylko głową zgadzając się, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Pamiętasz, jak mówiłem że będę cie kochał do końca świata i o jeden dzień dłużej?- zapytał, a ja potaknęłam przypominając sobie jego słowa gdy staliśmy przed kawiarnią.
- Kłamałem. - dodał, a ja odsunęłam się od niego.
- Co takiego? - zapytałam i czułam jak krew wrze mi żyłach.
- Zawsze będę cię kochał. - moje serce tonie. - Bez względu na to gdzie będę, gdzie ty będziesz. I chcę żebyś wiedziała że zapamiętam cię uśmiechniętą i szczęśliwą. - gdy wypowiadał te słowa ja cała się rozpływałam i czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy, łzy szczęścia że ten poraniony i zwariowany chłopak tak bardzo mnie kocha i że jestem cała jego.
- Obiecaj mi, że zawsze taka będziesz i nigdy się nie zmienisz. - poprosił chwytając moje dłonie w swoje i kładąc je sobie na serce.
- Obiecuję. - odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta.
Teraz już wiem, że nic ani nikt nie przeszkodzi nam w tym abyśmy byli szczęśliwi.

________________________________________________________________________

Nie spodziewałam się, że przeczytam aż tyle miłych słów pod ostatnim rozdziałem.
Dziękuje!
Podnieśliście mnie na duchu i dodaliście mnóstwo motywacji :)
Mam kilka spraw do przekazania.
W środę zaczynam zajęcia na nowej uczelni. Piszę Wam to, aby poinformować iż obawiam się że rozdziały nie będą już tak często jak przez wakacje.
Myślałam, żeby dodawać w weekend. Albo sobota, albo niedziela. Co wy na to?
Wtedy każdy na spokojnie mógłby sobie przeczytać, a ja bym się nie stresowała.
Oczywiście jakby mi się udało napisać kilka w przód to możecie być pewni, że w ciągu tygodnia również dodałabym jeden, albo dwa.
Proszę napiszcie mi co o tym sądzicie. A może macie jakiś inny pomysł jak to rozwiązać?


8 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :) Tak sie cieszę że znowu są razem <3 xx L .

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz! Możesz dodawać tylko w weekendy mi to nie przeszkadza! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że najlepiej ustalić jeden dzień w tygodniu kiedy będą dodawane rozdziały. Co do tego przeskakiwania stołu, świetny pomysł Em. Na braciach wykorzystać trza. Wiedziałam, że się zejdą! Ale też nie wiedziałam, że tak szybko. Rozdział świetny i powodzenia na zajęciach.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo... jakie romantyczne hahaha <3 koncowka najlepsza i najukochansza <3 czekamy na nastepny :) weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww tak bardzo sie ciesze że Emma i Louis do siebie wrocili! W końcu coś miłego sie dzieje(:
    Mam nadzieję, że Louis pogada, tak szczerze z kumplami. Przecież go za to Nie zabija, prawda?
    Także teraz tylko czekać na jakieś watki Loummy, Emlou, god jestem w tym taka kiepska ahaha
    Jak dla mnie moglabys dodawać w weekendy i np ten raz w tygodniu.
    Pozdrawiam i całuje xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział, krotki jakis ale fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. fajny pomysł :) super rozdział :) :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bbbooossskkkiii rozdział (i znowu się powtarzam); te nasze cholerne obowiązki; kochana nieważne kiedy dodasz nowy rozdział - ważne abyś w ogóle to zrobiła; buźka

    OdpowiedzUsuń