środa, 5 listopada 2014

ROZDZIAŁ 38.

Perspektywa Louisa


Chciałbym być zdrowy. To pierwsze słowa, które codziennie pojawiają się w mojej głowie zaraz po przebudzeniu. Chcieć, a móc to dwie różne sprawy. Po pierwsze już nigdy nie będę zdrowy, to znaczy tak w pełni na pewno nie. A nawet jeśli wyjdę z tego będę musiał się oszczędzać i nie będę mógł robić wszystkiego co robią normalni ludzie.
Doktor powiedział, że mam ogromne szanse na to aby wyzdrowieć. Ale to głównie zależy ode mnie. Od mojej chęci walki i od mojego zaangażowania. A ja wiedziałem, że mi zależy głównie ze względu na Emmę, która jest jedyną osobą w moim życiu która mnie naprawdę kocha i wierzę że nadal tak jest mimo tego, że ją okłamałem. Tak, wiem głupio zrobiłem nie mówiąc jej o mojej chorobie. ale chciałem oszczędzić jej bólu i cierpienia. Nie chciałem, aby patrzyła na mnie jak leżę nieprzytomny na szpitalnym łóżku i umieram. Chciałem jej to darować. Śniła mi się codziennie, przychodziła do mojej głowy każdej nocy. Mówiła, że mnie kocha, że na mnie czeka, że będzie mnie wspierać, że po prostu jest.
Wierzyłem w to, że jest gdzieś tam kilkaset kilometrów ode mnie i wierzy w naszą miłość.
Ale, gdy po dwóch tygodniach Liam mnie odwiedził wiedziałem że ma złe wieści dla mnie. Wiedziałem, że coś złego się podziało.
Przyjaciel mnie ostrzegł, żebym jak najszybciej wywalił raka z mojego organizmu i żebym wracał do Emmy, bo ona mnie cholernie potrzebuje. I wtedy zacząłem walczyć, nie żebym wcześniej tego nie robił. Ale w tamtym momencie wiedziałem, że nie mam innego wyjścia jak wyzdrowieć i stąd wyjść.
To było dwa tygodnie temu.
Teraz czekam na wypis z ośrodka. Zwyciężyłem z rakiem, wygoniłem go z mojego organizmu i bardzo dobrze się z tym czuję. Jestem pełen sił, motywacji do działania, do odzyskania Emmy.
Liam ma mnie odebrać dlatego na niego czekam. Przez okres, w którym leżałem w szpitalu brunet naprawdę się mną opiekował. Dawał mi wsparcie, odwiedzał mnie w każdej wolnej chwili. Doceniam to, bo naprawdę nie spodziewałem się że odstanę aż tyle miłości ze strony przyjaciela.
- Cóż panie Tomlinson wygląda na to, że wszystko poszło po naszej myśli i jest pan zdrowy. - powiedział doktor. - Proszę się oszczędzać, uważać na siebie i przede wszystkim dbać o zdrowie oraz dużo odpoczywać. Przynajmniej przez najbliższe tygodnie. Potrzebuje pan tego, proszę o tym pamiętać. - doktor wstał zza swojego biurka i wręczając mi papiery wypisu podał mi dłoń. Również wstałem i z uśmiechem na ustach uścisnąłem wyciągniętą, chudą dłoń mojego lekarza.
- Tak jest panie doktorze, będę się oszczędzał. I bardzo dziękuję, za przywrócenie mnie do świata żywych i dania nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone. - odpowiedziałem patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- Nie mam pojęcia jak pan to zrobił, ale podziwiam pański upór i chęć do działania. Nie wiem co było pańskim motywatorem w tym trudnym okresie, ale podziałało. - dodał klepiąc mnie jeszcze po ramieniu jakby chciał dodać mi otuchy.
- Miłość, panie doktorze. Miłość to najlepszy motywator na świecie. - wyjaśniłem chwytając za klamkę od drzwi.
- Więc powodzenia. - odpowiedział zdziwiony, ale na szczęście uśmiechnięty.
Podziękowałem jeszcze raz i wyszedłem z gabinetu. Dźwiagając torbę zauważyłem Liama siedzącego na jednym z plastikowych krzeseł. Od razu wstał na mój widok i pierwsze co zrobił to mocno mnie uściskał.
- Fajnie cię widzieć wśród żywych Lou. - powiedział klepiąc mnie po plecach w przyjacielskim geście.
- Też się cieszę. - odpowiedziałem, a przyjaciel odebrał ode mnie torbę i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Gdy tylko przekroczyłem próg szpitala odetchnąłem świeżym powietrzem. Tak bardzo się cieszyłem, że w końcu opuściłem mury tego okropnego budynku i wyszedłem do ludzi. Przystanąłem na moment i uniosłem głowę w górę. Obserwowałem jasne, niebieskie niebo. Tak dawno go nie widziałem, że aż trudno było mi uwierzyć iż jest takie piękne.
- Stało się coś? - Liam znalazł się przy moim boku w ekspresowym tempie.
- Nie. Po prostu podziwiam niebo. - odpowiedziałem uśmiechnięty.
- Brałeś coś? - zapytał marszcząc brwi. Pewnie zastanawiał się co się ze mną dzieje i dlaczego tak dziwnie się zachowuję.
- Tak, dawkę świeżego powietrza. - odpowiedziałem klepiąc kumpla po plecach i biegnąc w stronę samochodu.
Liam włożył torbę do bagażnika, a ja wsiadłem zdyszany do środka i chwilę później już mknęliśmy w stronę Londynu.
- Dzięki, że po mnie przyjechałeś. - powiedziałem odwracając głowę w jego stronę.
- Przecież wiesz, że nie musisz mi za to dziękować. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałem poprawiając czapkę na głowie. Nie jestem jeszcze na tyle odważny, aby chodzić bez niej. Na zewnątrz jest temperatura na plusie, nawet powyżej dwudziestu stopni, ale dla mnie to jeszcze za wcześnie aby pokazać się światu w takim wydaniu. Dlatego ubieram szarą, bawełnianą czapkę.
- Co u Emmy? - zapytałem nagle.
- Chyba wszystko dobrze. - odpowiedział dziwnie, jakby bał się że to mówi.
- Chyba? Co masz przez to na mysli? - zapytałem ponownie.
- Nie wiem, nie widziałem się z nią od dwóch tygodni. - wyjaśnił. Naprawdę dziwne, myślałem że Liam utrzymuje kontakt z Emmą, albo chociaż z jej przyjaciółką, bo kiedyś wspominał że mu się podoba.
- A jej przyjaciółka nic ci nie mówiła? - zapytałem, po chwili dodając. - Ve, tak chyba było jej na imię.
- Tak Ve, tak właśnie ma na imię. - Liam się zirytował. - Mówiła tylko, że Emma kogoś poznała i jest szczęśliwa. - dodał, a ja poczułem jak serce coraz mocniej bije mi w klace piersiowej. I nagle poczułem jak zbiera mi się na wymioty. Wyobraziłem sobie Emmę z jakimś obcym facetem, obejmującym ją i całującym w policzek.
- Zatrzymaj samochód. - nakazałem. Liam popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem, ale wykonał moją prośbę. Stanął na przy krawężniku, a ja wyskoczyłem z auta. Kucnąłem obok otwartych drzwi i głęboko oddychałem. Nabierałem powietrza w płuca, a potem je długo wypuszczałem. Starałem się to kontrolować, aby nie wybuchnąć i czegoś nie rozwalić. Ale im bardziej myślałem o Emmie w objęciach innego chłopka, krew mnie zalewała. Jak ona mogła mi to zrobić? Miała na mnie czekać, aż wrócę i wszystko jej wytłumaczę. Chciałem, aby wszystko było tak jak dawniej ale ona to zepsuła.
- Wszystko w porządku? - zapytał Liam stając obok mnie.
- Tak. Przepraszam za panikę. - odpowiedziałem wstając i poprawiając czapkę wsiadłem do samochodu.
- To gdzie teraz? - zapytał Liam włączając się do ruchu.
- Do Zayna i Perrie, muszę się poradzić. - odpowiedziałem i opierając głowę o zagłówek fotela zacząłem wymyślać jakieś sensowne wyjście z tej chorej sytuacji, ale im bardziej próbowałem coś wymyślić tym bardziej to nie miało sensu.

***

Gdy w końcu zajechaliśmy pod blok mojego drugiego przyjaciela dochodziła godzina siedemnasta, a ja umierałem z głodu. Liam nie pozwolił nam się zatrzymać na jakiej stacji benzynowej chociażby na zwykłego hot-doga, bo jak stwierdził to fast food, a ja powinienem odżywiać się zdrowo i mieć ścisłą dietę. Dlatego postanowił, że zjemy u Perrie która zawsze ma jakieś pyszne i lekkie jedzenie w lodówce i zawsze dla nas coś przygotuje.
Bylibyśmy już tutaj jakieś dwie godziny wcześniej, ale Liam jechał tak powoli że miałem ochotę zatrzymać samochód i siąść za kierownicą. Rozumiem, że chłopak przestrzega przepisów drogowych jak każdy dobry kierowca, ale na autostradzie wskazana jest jazda ponad sto kilometrów na godzinę. Teraz nie dziwię się dlaczego inni kierowcy, aż tak bardzo irytowali się i nas wyprzedzali.
- Masz zamiar im powiedzieć o wszystkim? - zapytał, gdy wchodziliśmy na górę po schodach.
- Nie. - odpowiedziałem stanowczo. Nie chcę jeszcze ich obarczać swoimi problemami, bo pewnie mają więcej swoich.
- Dlaczego? - czemu on musi być tak dociekliwy?
- Bo nie i skończ już z tym. - poprosiłem i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
- Louis! - Perrie, aż zapiszczała na mój widok i rzuciła mi się na szyję. - Super cię widzieć. Już wróciłeś z Ameryki? - zapytała wpuszczając nas do środka i witając się później z Liamem całusem w policzek.
Liam tylko zaśmiał się słysząc jej pytanie, a ja kopnąłem go w kostkę.
- Tak, wróciłem wcześniej, a gdzie Zayn? - zapytałem.
- Tutaj jestem. - kumpel wyłonił się zza ściany trzymając w ręce puszkę z piwem.
Uśmiechnąłem się do niego, bo naprawdę super było go w końcu zobaczyć.
Uściskaliśmy się na powitanie i chłopak zaprosił nas do salonu.
- Coś do picia? Jedzenia? - zapytała Perrie.
- I to i to. - odpowiedziałem. - Umieramy z głodu. - dodałem posyłając jej uśmiech, a ta chwilę później zniknęła w kuchni.
- Wyglądasz jakoś inaczej Louis - zauważył Zayn upijając łyk piwa z puszki. - Jakbyś był przeźroczysty. - dodał.
- Wydaje ci się. - odpowiedziałem rozglądając się po salonie próbując zamienić temat na inny.
- Widzę, że zawiesiliście nowe obrazy. - zauważyłem wskazując palcem na dwa obrazy wiszące naprzeciwko nas.
- Tak, Perrie je kupiła. Mnie się wcale nie podobają, ale nie mogłem jej odmówić więc powiesiłem. - chłopak wzruszył ramionami.
- A może chcecie się napić piwka? - zapytał.
- Ja prowadzę. - odpowiedział Liam unosząc ręce w górę.
- Ja podziękuję. - spasowałem.
- Nie poznaję cię Louis. Zmieniłeś się. - zauważył Zayn. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co kumplowi chodzi.
- Dlaczego sądzisz, że się zmieniłem? - zapytałem.
- Jesteś jakiś inny. Twarz jakby ci się zmieniła, w ogóle dlaczego masz czapkę na głowie, ty nigdy nie nosiłeś czapek w lecie. - wskazał na moje okrycie głowy.
- Zimno mi w głowę. - poprawiłem się na fotelu.
- Zayn daj spokój Louisowi, pewnie jest wykończony podróżą. - Perrie wchodząca do salonu z tacą z napojami i jedzeniem uratowała mnie przed dalszym przesłuchaniem kumpla.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że Zayn mógł coś podejrzewać, ale nie potrafił wpaść na choćby jeden konkretny pomysł co to może być. A gdyby dowiedział się, że ich okłamywałem przez ostatnie tygodnie wpadłby w szał i wywalił mnie ze swojego mieszkania.
- Dziękuję. - powiedziałem, gdy dziewczyna podała mi kubek z napojem, upiłem łyk ciepłego napoju.
- Co u Emmy? -zapytała blondynka, a Liam siedzący naprzeciwko mnie wytrzeszczył oczy.
- Eee tak naprawdę to nie wiem. - przyznałem szczerze obracając ciepłe naczynie między palcami.
Nie chciałem okłamywać Perrie w tej sprawie i tak już ją bardzo okłamałem nie przyznając się do swojej choroby, ale to dla ich dobra.
Wiem, że zawsze tak powtarzam ale to prawda. Nie lubię widzieć jak moi najbliżsi męczą się z tą informacją lub jak są smutni z tego powodu. Po prostu zawsze tego unikam, bo zdaję sobie sprawę jak ludzie to przeżywają.
- Czekaj - Perrie wskazała na mnie palcem - Jak to nie wiesz? - dodała pytając.
Wzruszyłem tylko ramionami, no co miałem odpowiedzieć? Że już nie jestem z nią, a ona ma kogoś innego i jest z nim szczęśliwa? Że okłamałem ją i ona myślała, że pojechałem do Ameryki do jakiejś dziewczyny? Że ją zdradziłem? Ona tak myśli, a prawda jest całkiem inna, ale Emma o niej nie wie.
- No nie wiem.
- Bawisz się ze mną prawda? Louis wiem, że lubisz się ze mną droczyć, ale błagam cię powiedz mi co z Emmą? - drążyła temat, a ja chciałem na nią krzyknąć, aby dała mi spokój. Ale nie mogłem tego zrobić, bo wiem że ta krucha blondynka jeszcze bardziej wierciłaby mi dziurę w brzuchu i nie dała spokoju.
- Perrie daj spokój. - wtrącił Liam, a ja byłem mu wdzięczny że w końcu się odezwał.
- Nie, do jasnej cholery. Widziałam ją kiedyś, zaraz po tym jak wyjechałeś. I wiesz co? Była bardzo smutna, blada, a jej twarz nie rozświetlał uśmiech jak to miała w zwyczaju. Louis coś ty jej zrobił? - dziewczyna stanęła nade mną. Jej twarz była cała czerwona od złości, a dłonie ściśnięte w pięści.
- Nic jej nie zrobiłem. - odpowiedziałem na swoją obronę poprawiając się na fotelu.
- Nie kłam. Gadaj. - rozkazała, a ja popatrzyłem w jej oczy. Widziałem, że zamartwiała się Emmą i to co z nią aktualnie się dzieje. Ja nie powiem, ale też się o nią bałem. Obawiałem się, że wykreśliła mnie już ze swojego życia, że nie ma w nim już miejsca, ale nadal nie docierało to do mnie. Cały czas miałem nadzieję, że jak stanę pod drzwiami jej mieszkania i ona mnie zobaczy rzuci się na moją szyję i zacznie długo i namiętnie całować, a ja wtedy będę wiedział, że jest jakaś szansa dla nas.
Popatrzyłem na Liama, chciałem aby chłopak okazał mi jakieś wsparcie, a on tylko powiedział bezgłośnie abym przyznał się do mojej choroby.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem.
- Perrie radzę usiąść, bo to co zaraz powiem może sprawić że nie będziesz w stanie samodzielnie ustać. - popatrzyłem na blondynkę, a ta tylko kiwnęła głową i usiadła obok Zayna na kanapie.
- Więc okłamałem was mówiąc, że jadę do Ameryki. Tak naprawdę to byłem w małym mieście niedaleko granicy w klinice. - Perrie słysząc moje słowa, aż zakryła sobie usta dłonią.
- Jestem chory. - kontynuowałem patrząc dziewczynie prosto w oczy.
- Mam raka, który jest jednym z najgorszych chorób jaka istnieje na świecie. Musiałem wyjechać, aby się leczyć. Okłamałem was, bo nie chciałem abyście cierpieli razem ze mną. Wolałem, żebyście o tym nie wiedzieli i mi nie współczuli, bo ja tego nie potrzebowałem. Chciałem sam w spokoju...
- Umrzeć? - Perrie ze łzami w oczach wtrąciła mi się w zdanie.
- Nie, ja tylko...
- Zawsze tylko myślisz o sobie Louis. Dlaczego nie zwróciłeś się do nas o pomoc? Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, zawsze byśmy cię wspierali. Zawsze. - dziewczyna dławiła się swoimi łzami. Wstałem i podszedłem do niej. Usiadłem obok niej na kanapie, a ta wtuliła się w moją szyję cicho łkając. Złapałem kontakt wzrokowy z Zaynem , który tylko kręcił głową z niedowierzaniem. Pewnie nie mógł zrozumieć dlaczego tak samolubnie się zachowałem, ale taki już jestem. Wolę uchronić ludzi, którzy są dla mnie ważni niż wystawić ich na ciężką próbę.
- Przepraszam was. - wyszeptałem, gdy Perrie odsunęła się ode mnie ocierając mokre od łez policzki.
- Zawsze Louis robisz wszystko sam. Nigdy nie zwrócisz się o pomoc. Przecież od tego nas masz, abyśmy cię wspierali, pomagali ci i chronili. A ty tego nie widzisz i odtrącasz nas. Tak samo z Emmą. Ona też nie wie, prawda? - zapytała patrząc mi proso w oczy. Pokręciłem tylko głową przyznając się, że nic jej nie powiedziałem.
Wiem, że Perrie miała rację. Ona zawsze ma rację. Ale ja nie widziałem innego wyjścia, jak ich okłamać. Wolałem to przeżyć w samotności i nie pokazywać się ludziom na oczy w takim stanie.
- I co teraz zamierzasz zrobić? Po prostu tak do niej pojechać i powiedzieć, żeby wróciła do ciebie? - zapytała.
- Tak. - odpowiedziałem zgodnie z wcześniejszym zamierzeniem.
Perrie tylko się zaśmiała.
- I myślisz, że ona wszystko porzuci i ot tak do ciebie wróci? - zapytała z kpiną.
- No tak.
- Faceci. - blondynka przewróciła oczami wstając z kanapy i stając do nas twarzą.
- Faceci to naprawdę dziwne istoty. Zawalą, a później myślą, że kupią kwiaty, czekoladki i jakieś inne duperele, uklękną na jedno kolano, powiedzą przepraszam wróć do mnie, a my dziewczyny od razu do nich wrócimy. - cała nasza trójka patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami.
- I tu się mylicie moi drodzy. - wskazała palcem na każdego z nas po kolei. - Bo to nie na tym polega. Niby nas kochacie, niby chcecie żebyśmy były szczęśliwe, a tak naprawdę ciągle nas ranicie. - popatrzyła wymownie na Zayna, a ja usłyszałem jak chłopak zaciągnął się powietrzem.
- I teraz postawcie się na naszym miejscu. Czy my mamy wam wybaczyć? Kochamy was całą sobą, ale gdy nas okłamiecie, nie dotrzymacie danego słowa, czy po prostu uściślając nas zawiedziecie czy my mamy wam wybaczyć? - zapytała parząc po kolei na każdego z nas.
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami.
Perrie pokręciła tylko głową ze zrezygnowaniem.
- Nie no chłopaki, jesteście aż tacy tępi?
- To co mamy w takiej sytuacji zrobić? - zapytał Zayn wytrącając Perrie z równowagi.
- Pokazać, że wam zależy. A nie że przyjdziecie powiedziecie głupie przepraszam i wszystkie grzechy zostaną wam wybaczone. Starajcie się o nas, pokażcie że nas kochacie, że wam zależy, że jesteśmy dla was ważne.
Perrie ma rację, muszę pokazać Emmie, że nadal ją kocham, że jest dla mnie najważniejsza i bardzo mi na niej zależy.
Wstałem gwałtownie z kanapy, aż mi się w głowie zakręciło, wiec musiałem podtrzymać się oparcia.
- Wszystko dobre?- Liam pięć sekund później znalazł się obok mnie i przytrzymał za ramię.
- Tak, zakręciło mi się tylko w głowie. - wyjaśniłem.
- Zawieziesz mnie do Emmy? - zapytałem spoglądając na niego. Uśmiechnął się tylko do mnie i kiwnął głową.

***

Kupiłem duży bukiet czerwonych róż. Pamiętałem, że Emma takie kwiaty właśnie uwielbiała.
Mam tylko nadzieję, ze dziewczyna jest w mieszkaniu, bo jak nie to będę musiał jej szukać gdzie indziej.
- Louis, pamiętaj że ona czuje się zraniona i może nie przyjąć twoich przeprosin. - zauważył Liam parkując na jednym z wolnych miejsc na parkingu przed blokiem dziewczyny.
- Wiem Li, dam sobie radę. - poklepałem przyjaciela po ramieniu i lekko się uśmiechając wysiadłem z samochodu.
Musieliśmy zaparkować dość daleko od głównych drzwi, wiec miałem trochę drogi do pokonania.
Nagle po prawej stronie podjechał jakiś samochód. Uskoczyłem więc w bok, aby mnie nie rozjechał. Czarne Audi zaparkowało przed wejściem do bloku. Jakiś młody, wysoki chłopak wysiadł z samochodu i szybkim krokiem obszedł auto po czym otworzył drzwi do strony pasażera. A wtedy ujrzałem moją małą miłość.
Jej jasna karnacja idealnie kontrastowała z czarną sukienką. Oczy jej się świeciły bardzo jasno jak księżyc wiszący wysoko na niebie. Wyglądała tak pięknie, była taka idealna. Za idealna dla mnie. Uśmiechała się do tego chłopaka, jakby to on był jedyną osobą na ziemi, jakby to tylko on dawał jej szczęście, jakby to jego kochała...
Szedłem za nimi, utrzymywałem dystans, aby Emma mnie nie zauważyła. Nagle dziewczyna się odwróciła, a ja przykucnąłem. Na szczęście mnie nie zauważyła, dobrze że było ciemno bo nie byłoby ze mną za dobrze gdyby przyłapała mnie na gorącym uczynku. Słyszałem tylko przekręcanie zamka w drzwiach i gdy podniosłem głowę Em złapała chłopaka za rękę i pobiegli na górę. Wyglądało to trochę jakby się gdzieś śpieszyli, jakby przed czymś uciekali, jakby Emma się czegoś bała. Czy dziewczyna nadal żyje w strachu? Czy kos nadal ją prześladuje? Dlaczego ja byłem taki głupi i pozwoliłem na to, aby została sama w tym dużym mieście, bez nikogo?
Wróciłem więc do samochodu, w którym siedział Liam.
- Ve oddzwonię później. - usłyszałem wsiadając do środka.
- I co? - zapytał, spoglądając na mnie.
- Z kim gadałeś?
- Z Ve. Rozmawiałeś z Emmą?
- Powinieneś jechać do Ve. Ja jakoś trafię do domu. - poinformowałem go.
- Przestań Ve, może poczekać. Ona rozumie, że próbujesz odzyskać Emmę i dzwoniła aby zapytać jak ci idzie. Więc będzie coś z tego?
- Nic nie będzie Liam, ona kogoś ma. Trzymała go za rękę, uśmiechała się do niego, była szczęśliwa przy nim, rozumiesz to? Spieprzyłem wszystko. Wszystko. - ukryłem twarz w dłoniach poddając się. Zdałem sobie sprawę, że już nie ma dla nas szans, że nie ma możliwości abyśmy dalej byli razem, abyśmy mogli znów być ze sobą szczęśliwi.
- Pamiętasz co nam Perrie powiedziała?
- Przestań błagam cię Li, zamilknij. - błagałem go, ale on tylko zaklął pod nosem i dalej kontynuował.
- Powiedziała, że facet musi się starać. Musi pokazać, że zależy mu na dziewczynie, że ją kocha, że jest dla niego ważna Louis. A czy Emma jest ważna dla ciebie? - zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałem.
- A czy nadal ją kochasz?
- Oczywiście, i nigdy nie przestanę.
- A czy umiesz walczyć o swoje? - zapytał z coraz to większym uśmiechem na ustach.
- Tak! - krzyknąłem, a mój donośny głos wypełnił wnętrze samochodu przyjaciela.
- To walcz o nią, pokaż że ci zależy, że ją kochasz. Idź do niej. - zachęcał mnie. Pokiwałem tylko głową i wysiadłem z samochodu.
Liam ma rację muszę pokazać Emmie, że nadal ją kocham, że jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nie zrezygnuję z niej tak łatwo.
Potrafiłem pokonać chorobę  robiłem to dla niej, z myślą o niej że mam dla kogo żyć, że mam kogo kochać, że jest ktoś kto na mnie czeka.
Z bukietem kwiatów w jednej dłoni i nadzieją w sercu szedłem w stronę bloku.
Starsza kobieta wychodząca z psem na późny, wieczorny spacer wpuściła mnie do środka. Szybko pokonałem schody i chwilę później znalazłem się pod drzwiami do mieszkania Emmy.
Nabrałem dużo powietrza w płuca i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Czekałem chwilę, ale nic się nie działo. Zadzwoniłem wiec po raz drugi i wtedy usłyszałem czyjeś kroki za drzwiami. Serce podeszło mi do gardła, gdy dźwięk otwieranego zamka słychać było po drugiej stronie, aż nagle moim oczom ukazała się postać Emmy.
gdy nasz oczy się spotkały dziewczyna aż zaniemówiła. Chyba się mnie nie spodziewała zobaczyć.
- Louis. - wyszeptała tylko blada jak ściana. - Co ty tutaj robisz? - zapytała zakłopotana.
- Emma musimy porozmawiać.
- Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać Louis. Nie mamy o czym rozmawiać. Zostawiłeś mnie, porzuciłeś a teraz przychodzisz tutaj jak gdyby nigdy nic i chcesz ot tak pogadać? Stuknij się w tą swoją głupią głowę i zastanów co robisz. - aż mnie cofnęło. Nie spodziewałem się takich słów z jej strony.
- Po prostu mnie wysłuchaj dobrze? - poprosiłem wyciągając bukiet w jej stronę, ale założyła sobie dłonie na ramionach i nawet na niego nie spojrzała.
- Nie będę cię słuchać, bo nie mam na to ochoty. Spotykam się z kimś i zrozum to, że w moim życiu nie ma już miejsca dla ciebie. Dobranoc. - powiedziała i chwyciła za klamkę od drzwi, ale mój szybki refleks pozwolił mi na to aby ją powstrzymać.
- Daj mi pięć minut, proszę. - poprosiłem.
Pokręciła tylko głową.
- Nie, już za dużo czasu straciłam na ciebie. Daj mi spokój, zapomnij o mnie. - powiedziała naprawdę serio, a ja otrzymałem cios w samo serce.
- Emma błagam cię, daj mi wyjaśnić. - nie dawałem za wygrana. Nie mogłem się poddać, nie teraz gdy już tak daleko doszedłem.
- Nie Louis. Odejdź stąd i błagam cię zapomnij o mnie. Wyobraź sobie, że ja byłam tyko głupim snem i gdy się rano obudzisz znów będziesz prezesem, panem swego wszechświata i irytującym dupkiem. - zawsze śmieszyło mnie jak Emma wyzywała mnie od najgorszych, bo nigdy mnie to nie ruszało. Ale dziś miała rację, bylem dupkiem i nadal nim jestem. Perrie też miała rację mówiąc iż kupię kwiaty i pojadę do niej i będę miał nadzieje, że jak mnie zobaczy wpadnie mi w ramiona i znów będziemy żyli razem długo i szczęśliwie.
- Emma wszystko dobrze? - męski głos za plecami dziewczyny przerwał nasze zabijanie się wzrokiem.
- Jasne, to tylko jakaś pomyłka. - odpowiedziała Emma lekko się uśmiechając do chłopaka zbliżającego się do nas. Ale ja znałem Emmę na tyle dobrze, aby wiedzieć że taki właśnie uśmiech jest wymuszony i maskuje zdenerwowanie oraz kłamstwo jakie dziewczyna mu wciska.
- Na pewno? - w końcu chłopak podszedł do nas, a ja mogłem mu się dokładnie przyjrzeć.
Ciemne włosy, ciemne oczy, jasna karnacja. Nie powiem, ale wyglądał przystojnie. Objął brunetkę w talii i przyciągnął do swojego torsu. Moja krew aż wrzała widząc jak czule ją obejmuje, jak czule ją dotyka. Chciałbym to być ja, ale wiem że dla mnie nie ma już na to szans.
- Mógłbyś już iść? Mamy ważniejsze rzeczy do roboty. - powiedział niezadowolony brunet, a ja tylko kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę schodów.
Odwróciłem się jeszcze za siebie, aby popatrzeć ostatni raz na Emmę. Ale ona nie zwracała na mnie uwagi, zaczęła całować się z tym brunetem.
Zanim ruszyłem schodami w dół, położyłem kwiaty na wycieraczce i zbiegłem na dół.
Wybiegłem na świeże powietrze, które uderzyło w moją twarz tak mocno, że aż zabolało. Niechciane łzy leciały po mich policzkach i nie mogły przestać. Usiadłem na schodkach przed drzwiami prowadzącymi do bloku i oparłem czoło o złączone kolana i łkałem cicho jak małe dziecko.
- Louis, wszystko gra?  - głos Liama stojącego nade mną wyrwał mnie z zamyślenia. Uniosłem głowę w górę, a gdy przyjaciel zobaczył moje łzy aż westchnął.
Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Dziwnie było przytulać się do Liama, ale naprawdę było mi to potrzebne.
- Powiedziała, żebym o niej zapomniał. Że jestem dupkiem, że straciła na mnie dużo swojego czasu, żebym dał jej spokój. Liam dlaczego, dlaczego ona mnie odtrąciła? - zapytałem spoglądając w oczy przyjacielowi.
- Louis sam spieprzyłeś sprawę i dobrze o tym wiesz. Ja rozumiem, że nie chciałeś jej mówić o chorobie bo wolałeś uniknąć jej cierpienia, ale zrozum że ona nadal o niczym nie wie i trudno jest jej tobie wybaczyć.
- Tylko, że ja nie miałem szansy na powiedzenie jej o mojej chorobie.
Liam zmarszczył brwi.
- Dlaczego jej nie powiedziałeś? - zapytał.
- Bo przyszedł jakiś typek i zaczął ja obejmować, a gdy zapytał kim jestem to Emma powiedziała że jestem tylko pomyłką. - wyjaśniłem, a z moich oczu znów zaczęły płynąć gorące łzy.
- To nieźle się porobiło. Naprawimy to i ja ci w tym pomogę, obiecuję. A teraz chodź pojedziemy do mnie i zastanowimy się na spokojnie co dalej, dobra?
Kiwnąłem tylko głową i ruszyliśmy w stronę samochodu Liama. Odwróciłem się jeszcze za siebie i popatrzyłem na okno Emmy. Światło było zapalone, a dwie sekundy później zgasło. Ciekawy byłem co teraz robili. Marzyłem, że to ja jestem na miejscu tego chłopaka,i że to ja przytulam ją gdy zasypia i że to ja ją całuję na dzień dobry.

______________________________________________________________________________
Ależ mnie dawno tutaj nie było. Ale cóż takie życie, raz pod górkę a raz z górki.
W przyszłym tygodniu ma trochę wolnego, więc możecie spodziewać się rozdziału, a może nawet i dwóch :)
Mam nadzieję, że będą. A Wy dajcie mi jakaś motywację do ich pisania, bo potrzebuję solidnego kopniaka w tyłek :)
Do zobaczenia w weekend? Mam nadzieję :)

5 komentarzy:

  1. W końcu nowy rozdział <3 Wchodziłam codziennie i sprawdzałam, czy już jest, a tu proszę-po ciężkim dniu w szkole, wracam do domu i zastaje mnie taka miła niespodzianka :)
    Rozdział jest naprawdę świetny i mam nadzieje, że Lou w końcu będzie miał okazje powiedzieć Emmie o swojej chorobie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu Nutella.. wariatko no rycze przez ciebie. Ryczalam juz na poczatku opowiadania..
    Tak mi szkoda Louisa.. jeszcze pod koniec ten Eric jak ja objął,to musiało być straszne. Biedny Loui :( nutella .. pisz dalej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To się porobiło! Biedny Loui. Aż mnie zatkało. Co mam mówić? Czekam na ciąg dalszy. Kooocham
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW !! ale się porobiło , jak zawsze super :) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Louis, mam nadzieję, że dostanie szansę... czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń