Perspektywa Louisa
Postanowiłem, że
staniemy w tym samym parku co kiedyś byłem w nim z Emmą.
Pomyślałem, że będzie to odpowiednie miejsce do tego typu
rozmowy. Na łonie natury, z dala od miasta i domu rodziców. A przy
okazji Bob sobie pobiega na trawie.
Kilkanaście minut
później skręcałem już do parku. Przez cała drogę i Emma i
Lottie milczały, więc ja również. Radio cicho grało w tle
relaksując mnie przynajmniej na tą chwilę, bo zaraz miałem
dowiedzieć się czegoś okropnego, co moja babcia wymyśliła.
Przygotowałem się na najgorsze, bo domyślałem się że przyjemne
to, to nie będzie.
Wpisałem kod i
metalowa brama zaczęła się otwierać. Zaparkowałem, po czym
wysiedliśmy z samochodu. Wypuściłem zadowolonego Boba, aby sobie
pohasał po łące. Natomiast nasza
trójka stała przy samochodzie.
Lottie wzięła głęboki oddech zanim zaczęła mówić.
Lottie wzięła głęboki oddech zanim zaczęła mówić.
- Więc babcia, gdy
tylko dowiedziała się od mamy, że przyjedziesz. - wskazała na
mnie. - To ucieszyła się, ale gdy mama dodała, że przyjedziesz ze
swoją dziewczyną. - wskazała na Emmę, stojącą naprzeciw mnie i drżącą
z nerwów. - To nie była zadowolona. A raczej powiedziałabym, że
była wściekła samą myśl o tym.
- Dobra i co było
dalej? - pośpieszałem dziewczynę, gdy przestała mówić.
- Gdy babcia z dziadkiem przyjechali w piątek po południu do nas od razu zaczęła wypytywać mamę o Emmę. Wiem to od Daisy, tylko błagam nie mówicie jej że o tym wiecie, bo jak mama się dowie że młoda ją podsłuchiwała to dostanie szlaban, a wiecie wakacje się zbliżają i tak trochę głupio mieć zakaz na wszystko, rozumiecie? - kiwnęliśmy oboje głowami rozumiejąc prośbę mojej siostry. Blondynka wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała.
- Gdy babcia z dziadkiem przyjechali w piątek po południu do nas od razu zaczęła wypytywać mamę o Emmę. Wiem to od Daisy, tylko błagam nie mówicie jej że o tym wiecie, bo jak mama się dowie że młoda ją podsłuchiwała to dostanie szlaban, a wiecie wakacje się zbliżają i tak trochę głupio mieć zakaz na wszystko, rozumiecie? - kiwnęliśmy oboje głowami rozumiejąc prośbę mojej siostry. Blondynka wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała.
- Więc Daisy
przekazała mi to i ja postanowiłam coś zdziałać. To znaczy
próbowałam wyciągnąć od babci co kombinuje, ale na początku to
nie było takie proste. Ale gdy wróciłam ze szkoły do domu to
babcia od razu mnie złapała i zaczęła wypytywać o was. Od kiedy
się znacie, jak się poznaliście i tak dalej. Powiedziałam jej
tylko to co wiedziałam, to co ostatnio nam mówiliście, nie dużo
tego było więc babcia powiedziała że jak się czegoś dowiem mam
jej dać znać. - dokończyła, a mi szczęka opadła.
- Ale to jeszcze nie
koniec.
- Jeszcze nie
koniec? - zdziwiła się Emma. Widziałem jak ona to wszystko bardzo
przeżywa, więc podszedłem bliżej i objąłem ją od tyłu.
Wtuliła się we mnie i razem słuchaliśmy opowieści Lottie.
- Babcia uknuła
intrygę aby zniszczyć wasz związek. Dziwię się jej dlaczego, aż
taka zawistna jest o to. Bo przecież pasujecie do siebie, a mój
braciszek w końcu się uśmiecha. - zauważyła Lottie, a ja
posłałem jej buziaka w powietrzu, na co dziewczyna pokręciła
głową nie mogąc uwierzyć, że to zrobiłem.
- To co babcia
wymyśliła? - zapytałem.
- Powiedziała mi to
w tajemnicy, ale jak wiesz nie potrafię ich dotrzymywać. -
blondynka uśmiechnęła się do mnie, po czym kontynuowała. -
Wymyśliła, żeby wynająć jakąś młodą, ładną dziewczynę aby
ciebie uwiodła i żebyś zdradził Emmę. - wyjaśniła, a ja
poczułem jak paznokcie Emmy wbijają mi się w ramię.
- Cz.. czy to
prawda? - Emma zapytała Lottie, a ta kiwnęła tylko smutno głową.
- Nie pozwolę na
to. Nigdy w życiu nie dam jej tej satysfakcji, że udało jej się
rozwalić nasz związek Em. Obiecuję ci kochanie, nigdy do tego nie
dopuszczę, jasne? - zapytałem patrząc w jej przerażone oczy.
Kiwnęła tylko głową zgadzając się ze mną.
- Tak trzymajcie. -
powiedziała Lottie uśmiechając się do nas. - Myślę, że
powinieneś mnie już zawieźć do domu, bo jak babcia się dowie że
nagle zniknęłam zacznie podejrzewać iż uciekłam albo zamknęłam
się gdzieś i zadzwoniłam do ciebie opowiadając ci jej
wspaniały plan. - Lottie jest dobra, naprawdę dziewczyna nam
pomogła i jest po naszej stronie, przynajmniej jedna osoba z mojej
rodziny.
- Jasne –
odpowiedziałem, po czym zawołałem Boba i cała nasza czwórka
wsiadła do samochodu.
Piętnaście minut
później zaparkowałem przed bramą wjazdową prowadzącą do domu.
Nie chciałem, aby ktoś nas zauważył, zwłaszcza po tym co nam
Lottie powiedziała, a w szczególności ją. Bo ona nie jest niczemu
winna i nie powinna obrywać za mnie, czy za pomysły babci.
- Dziękuję jeszcze
raz Lottie. Naprawdę nam pomogłaś. - powiedziała Emma wysiadając
razem z moją siostrą z samochodu.
- Nie ma za co
naprawdę. Fajnie widzieć mojego braciszka uśmiechniętego
i szczęśliwego oraz zakochanego. - odpowiedziała jej blondynka, a ja
tylko wywróciłem oczami słysząc co ona o mnie gada. Ale
oczywiście miała rację i zgadzałem się z nią w pełni. Dzięki
Emmie czuję, że żyję, jestem szczęśliwy i chciany.
- Fajnie razem
wyglądacie. Nie zniszczcie tego co razem zbudowaliście i nie
pozwólcie rozwalić babci waszego związku. - ostrzegła Lottie
całując i przytulając Emme.
- Nigdy. -
odpowiedziała jej brunetka i wsiadła do samochodu.
Obserwowałem
jeszcze jak moja siostra biegnie w stronę domu, ale spryciula
wchodzi bocznym wejściem. Teraz każdy z nas musi być ostrożny.
Nawet jeśli chodzi o najmniejsze rzeczy.
Gdy Emma zapięła
pasy wcisnąłem pedał gazu do samej ziemi i ruszyliśmy z piskiem
opon.
Musiałem zapewnić
dziewczynie bezpieczeństwo, dlatego postanowiłem zwiększyć nam
ochronę. Zadzwoniłem do Liama, aby zorientować się czy ma może
kogoś do pomocy przy chronieniu nas.
Ale to co usłyszałem
całkowicie zbiło mnie z pantałyku.
- Co?! - krzyknąłem
do słuchawki telefonu, po czym zjechałem na pobocze. Emma aż podskoczyła na dźwięk mojego donośnego głosu wypełniającego
małą przestrzeń samochodu.
- Loui co się
dzieje? - zapytała przerażona. Popatrzyłem na nią, po czym
wyjaśniłem.
- Włamali się do
mieszkania. - Bob leżący na tylnym siedzeniu usiadł i zawył
słysząc taka nowinę.
- C...co? - wydusiła
z siebie. Widziałem jaka wystraszona była, jaka zestresowana, jaka
smutna. A to wszystko przeze mnie.
- Wiadomo kto to? -
zapytała, a ja uniosłem palec do góry dając jej znać, aby nie
zadawała na razie żadnych pytań, a ja później wszystko jej
wyjaśnię.
- Liam, czy ukradli
coś? - zapytałem chłopaka.
- Myślę, że nie.
Porozwalali tylko meble i różne urządzenia, ale raczej nic nie
ukradli. Myślę, że szukali was.
- To było ich
kilku? - zapytałem, a Emma skuliła się na siedzeniu pasażera.
- Zdaje mi się, że
co najmniej dwóch. Jeden osobnik nie zrobiły takiego
syfu. Musiało być ich kilku Louis. - odpowiedział.
- Dobra, więc jaki
masz plan? - zapytałem wysiadając z samochodu. Potrzebowałem świeżego
powietrza, dzięki któremu lepiej mi się myśli.
Liam wyjaśnił mi
swój plan, a mianowicie powiedział że będą pilnować mieszkania
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Oczywiście dostali ochrzan
dlaczego wcześniej o tym nie pomyśleli. Ale Liam wytłumaczył mi się,
mówiąc że włamywacz musiał wejść tylnym wejściem. W sumie to może
być prawda. Nigdy jakoś nie kazałem mojej ochronie pilnować
tylnego wejścia do apartamentowca, dlatego mój opieprz ich nie był
konieczny.
Starałem się
trzymać nerwy na wodzy i próbować być spokojnym przy Emmie, ale
ona za dobrze mnie już znała i wiedziała kiedy jestem zły,
zdenerwowany czy szczęśliwy.
Biorąc głęboki
oddech wsiadłem do samochodu.
Emma odwrócona była
do mnie tyłem. Głowę miała opartą na zagłówku fotela, a twarz
skierowaną do szyby.
Nie odzywając się nic zapiąłem pas i odpaliłem silnik. Zastanawiałem się,
gdzie możemy pojechać. Bo nie udamy się do mojego mieszkania.
Obawiam się, że nie wejdziemy tam przez kilka następnych dni.
- Masz klucze od
swojego mieszkania, prawda? - zapytałem, a Emma szepnęła tylko
ciche tak.
- To dobrze, bo przez następne dni zatrzymamy się u ciebie. Liam przywiezie nam ubrania
wieczorem. - wyjaśniłem.
- Jak to Liam?
Dlaczego nie możemy pojechać do ciebie? Co się takiego stało? -
zapytała odwracając się do mnie i siadając prawidłowo na fotelu
- Jeszcze nie
wiadomo, ale dowiem się kto to. I wtedy nie będzie mu do śmiechu,
bo trafi do więzienia na długie lata, a my będziemy żyć
spokojnie i ze świadomością że nikt nam już nie zagraża i jesteśmy
bezpieczni. - odpowiedziałem. Emma siedziała cicho na miejscu
pasażera patrzyła tylko na krajobraz za oknem. Zastanawiałem się
o czym rozmyśla, co siedzi w jej głowie. Co kombinuje. Pewnie
zastanawia się kto mógł to zrobić, kto chciał ją skrzywdzić,
kto był na tyle głupi aby włamywać się do mojego mieszkania i
szukać jej. Przecież jakbym był wtedy na miejscu obawiam się, że
nie ręczyłbym za siebie i zrobił coś strasznego temu osobnikowi.
- To wszystko moja
wina. - szepnęła cicho zwracając tym moja uwagę i rozwiewając myśli krążące po mojej głowie.
- Co ty w ogóle
mówisz? Przestań się o to obwiniać, słyszysz? Nie zaprzątaj
sobie tym głowy. - powiedziałam kładąc rękę na jej udzie, ale
odepchnęła ją.
- To na mnie ktoś
poluje, nie na ciebie Louis. - powiedziała podkurczając nogi pod
klatkę piersiową i jeszcze bardziej zamykając się w sobie.
Chciałbym jej jakoś pomóc, ale dopóki nie powie mi co jej w
głowie siedzi nie będę potrafił tego zrobić.
- Jesteśmy w tym
razem, jasne? I przejdziemy przez to razem. - powiedziałem.
- Ty nie wiesz co ty
mówisz Louis. Powinieneś się trzymać ode mnie z daleka. Nie jestem
dobrą osobą, aby z tobą być. - zapłakała.
Skręciłem ostro
zjeżdżając na pobocze, czym zarobiłem kilka trąbnięć i
wystawionych środkowych palców w moją stronę. Ale miałem to
gdzieś, teraz ważna była Emma. Zgasiłem silnik i odpinając pas
usiadłem na boku, tak aby wygodnie mi było obserwować dziewczynę.
- Nie zostawię cię
samej, nie teraz. Kocham cię i jesteś dla mnie najważniejszą
osobą na świecie. - zapewniłem ją, a ona zaśmiała się
szyderczo.
- Nie gadaj głupot. To wszystko moja wina. - popatrzyła na mnie czerwonymi od płaczu
oczami. - To przeze mnie ktoś zniszczył ci mieszkanie, to przeze
mnie pokłóciłeś się z rodziną, to przeze mnie masz teraz tyle
problemów na głowie. - powiedziała pociągając nosem.
- Nie jestem
odpowiednią osobą dla ciebie. Twoja babcia miała rację, nie jestem
dobra aby z tobą być Louis.
- Moja babcia to
idiotka. Wymyśliła sobie coś w tej swojej zrytej bani i teraz
rozpowiada jakieś głupoty.
- Nie, ona ma
całkowitą rację. Nie powinniśmy być razem. - oznajmiła.
- Ale ja cię
kocham. - powiedziałem cicho.
- Ja ciebie też, ale
nie mogę pozwolić na to abyś przeze mnie cierpiał. - odpowiedziała
odpinając pasy.
- Nie cierpię przez
ciebie, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi mając taką
wspaniałą dziewczynę przy swoim boku. - powiedziałem powstrzymując
napływające mi do oczu łzy. Nie mogłem się teraz rozpłakać, nie
mogłem pokazać jaki jestem słaby. Muszę być silny, bo Emma tego
potrzebuje. Mnie potrzebuje.
- Louis ja naprawdę
potrzebuję trochę czasu, aby to wszystko przemyśleć. - powiedziała,
a do mnie dotarło co miała na myśli. Chciała abyśmy przestali się
spotykać, abyśmy... zerwali?
- Chcesz ze mną
zerwać? - zapytałem patrząc w jej oczy, które były tak bardzo
smutne.
- Nie wiem, ale
jeśli to ma mi pomóc to tak. - odpowiedziała spuszczając głowę w
dól, a po jej policzkach popłynęły gorące łzy.
- Nie możesz
tego zrobić Em. Musisz być przy mnie, musisz zostać ze mną,
musisz... cholera jasna, to nie może się tak skończyć. -
powiedziałem łamiącym się głosem.
- Nie możemy być
razem. Ze względu na twoje i moje bezpieczeństwo. - powiedziała, a
ja parsknąłem.
- Przecież dobrze
wiesz, że przy mnie jesteś bezpieczna. - odpowiedziałem próbując
złapać ją za rękę, ale odepchnęła mnie... po raz drugi.
- To nie jest prawda
i sam dobrze o tym wiesz. Sprawiam, że jesteś w niebezpieczeństwie.
To na mnie polują jacyś okropni ludzie, to ja jestem wszystkiemu
winna i to ja powinnam ponosić za to konsekwencje, nie ty.
Jesteś dla mnie za dobry Louis, kocham cię ale nie mogę z tobą być,
bo za bardzo narażam cię na niebezpieczeństwo. - powiedziała.
- Przestań, dobrze
wiesz że jesteś dla mnie idealna. Kocham cię najmocniej na świecie
i to powinno się tylko liczyć. Przejdziemy razem przez te problemy,
zobaczysz. Jeszcze będziemy się śmiać z tego i opowiadać naszym
dzieciom jak razem daliśmy rade, jak nasza miłość pokonała
wszystko co złe. Emma błagam cię tylko mnie nie zostawiaj. Proszę.
- wychlipałem, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Siedziała z
głową spuszczoną w dół i wyglądała jak kupka nieszczęścia. Ale
ja wiem co ona czuła, czuła dokładnie to samo co ja, czyli
bezsilność oraz to że tego nie przeżyje, ale ja wiem że
damy radę. Jak połączymy nasze siły to wiem, że przejdziemy przez
to razem i jeszcze będziemy szczęśliwi.
- Jakie dzieci? Nie
damy rady i ty dobrze to wiesz. Chcesz mnie tylko przy sobie
zatrzymać, żeby wiedzieć że mogę zrobić dla ciebie wszystko. Ale
nie Louis to już się zmieniło. Nie jestem tą sama Emmą, co przedtem . Teraz jestem inna i bez ciebie u mojego boku, rozumiesz? -
odpowiedziała, a moje serce zaczęło krwawić. Zostało złamane
na milion malutkich kawałeczków i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi
się je poskładać, tak aby potrafiło normalnie funkcjonować.
- Dlaczego tak
mówisz? Dlaczego nie wierzysz w naszą miłość? Dlaczego nie
możesz dać mi szansy na to, abym pokazał że potrafię o ciebie
walczyć? - zapytałem ze łzami spływającymi mi po policzkach.
- Szansę? Jaką
szansę? Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Jestem zdezorientowana,
zmęczona i zdenerwowana na ciebie, na siebie, na wszystkich wokół.
To ja sprawiam, że cały czas się martwisz, to ja jestem tego
powodem. Nie powinieneś za mną chodzić, śledzić mnie i …
zakochiwać się we mnie. - przy ostatnim zdaniu w końcu na mnie
spojrzała. Czułem, że bije od niej nienawiść do mnie.
Zastanawiałem się tylko jak długo to potrwa i czy w ogóle kiedyś
minie.
- Em to nie był
błąd, że się w tobie zakochałem. Ja uważam, że to było, jest
najpiękniejszym co mi się w życiu przytrafiło. Chciałbym abyśmy
byli ze sobą do końca życia. Chciałbym widzieć ciebie obok mnie,
gdy się budzę, gdy jemy razem śniadanie, gdy spacerujemy po parku trzymając się za ręce. Naprawdę, uwierz mi i obiecuję ci że
kiedyś tak będzie. Błagam tylko nie odchodź, ode mnie, nie
zostawiaj mnie samego na tym okrutnym świecie, nie teraz gdy
potrzebuję cię najbardziej. - powiedziałem, ale to ją w ogóle nie
ruszało. Siedziała tylko znieruchomiała na siedzeniu pasażera i
patrzyła przed siebie. Łzy już nie leciały, zaschły na jej
policzkach. Ale były oznaką tego, że dziewczyna to naprawdę
przeżywa.
- Snucie planów na
przyszłość nie jest w tym momencie dobrym pomysłem Louis. -
odwróciła głowę w moją stronę. - Naprawdę powinniśmy dać sobie
trochę czasu i pobyć na osobności. Myślę, że wtedy wpadniemy na
jakiś pomysł, jak to wszystko poukładać i wtedy zadecydujemy
czy jest sens to wszystko ciągnąć. - dodała otwierając drzwi i
wysiadając z samochodu.
- Co ty robisz? -
zapytałem, gdy podeszła do bagażnika.
- Chcę zabrać swoje
rzeczy i wrócić do swojego mieszkania.- oznajmiła wyciągając torbę.
- Myślisz, że po
tym wszystkim zostawię cię pośrodku ruchliwej autostrady i
pozwolę ci samej wróci do domu? - zapytałem, ale nie dostałem
żadnej odpowiedzi. - Mylisz się. Wsiadaj do auta, zawiozę cię,
skoro tak bardzo tego chcesz. - dodałem zatrzaskując klapę bagażnika
i wsiadając do samochodu.
Czekałem chwilę,
aż Emma do mnie dołączy a gdy dokonała dobrego wyboru włączyłem
się do ruchu i przeciągając jazdę jak najdłużej starałem się
dojechać ostrożnie do jej mieszkania.
Próbowałem nie
patrzeć w jej stronę, starałem się skoncentrować na jeździe,
aby nie spowodować wypadku, ale kątem oka co chwilę zerkałem w
jej stronę. Siedziała cicho, nie odzywając się ani jednym słówkiem.
Naprawdę nie spodziewałem się, że ten dzień tak się potoczy i że
dziewczyna zdecyduje się mnie zostawić. Mam tylko nadzieję, że
wróci do mnie jak najszybciej, bo bez niej moje życie nie będzie
takie samo, a ja nie podołam codziennym obowiązkom i boję się, że
stanę się cieniem.
Choć starałem się,
aby jazda trwała jak najdłużej to i tak musiał nastąpić ten
moment, w którym w końcu ujrzę jej blok. Zaparkowałem na swoim
zwyczajowym miejscu i czekałem, aż Emma coś zrobi. Ale dziewczyna
nic nie powiedziała, wysiadała tylko z samochodu i podchodząc do
tyłu otworzyła bagażnik wydobywając z niego torbę. Wyciągnęła z
niej swoje rzeczy i trzymając je w rękach stała obok samochodu.
Chciałem coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle i nic z
niego wyleciało. Staliśmy tylko naprzeciwko siebie i nie odzywaliśmy
się.
- Chciałabym
powiedzieć, że spędziłam naprawdę wspaniały weekend, ale to byłoby
kłamstwo. - powiedziała.
- Przepraszam za
wszystko – odpowiedziałem.
- Do widzenia Louis.
- pożegnała się ze mną i odwracając się ruszyła wzdłuż chodnika w kierunku bloku.
- Żegnaj. -
szepnąłem tylko i trzaskając mocno klapą od bagażnika wsiadłem
do samochodu.
Wiem, że moje zachowanie pokazuje jaki jestem słaby i że nie potrafię walczyć o swoją kobietę, ale jeśli sama powiedziała że tak będzie dla nas najlepiej i żebym dał jej czas na przemyślenie niektórych spraw to ja to szanuję. Szanuję ją i wiem, że wymyśli coś takiego że będziemy znów razem i będziemy szczęśliwi.
Wiem, że moje zachowanie pokazuje jaki jestem słaby i że nie potrafię walczyć o swoją kobietę, ale jeśli sama powiedziała że tak będzie dla nas najlepiej i żebym dał jej czas na przemyślenie niektórych spraw to ja to szanuję. Szanuję ją i wiem, że wymyśli coś takiego że będziemy znów razem i będziemy szczęśliwi.
Gdy wsiadłem do
samochodu i odjechałem spod jej bloku zrozumiałem, że to ona była
tą jedną, jedyną która dawała mi szczęście. Nie moja praca, nie
te wszystkie drogie rzeczy zamieszkujące moje mieszkanie, a właśnie
ta chuda brunetka która uciekła z mojego życia. To ona była
wszystkim czego najbardziej potrzebowałem, to ona zawsze będzie dla
mnie najważniejszą i najcenniejszą osobą w moim życiu.
Rozpłakałem się
jak małe dziecko. Uderzałem głową o kierownicę, do momentu w
którym nie zaczęła mnie ona boleć. Czułem, że ten ból jest
odzwierciedleniem mojego obecnego życia. Życia bez niej.
Samotnego życia, które w żaden sposób mi się nie podoba, a wręcz
przeciwnie - jest okropne i bezcelowe. Chciałbym wiedzieć co siedzi w
głowie Emmy, chciałbym dowiedzieć się co ona kombinuje i o czym
teraz myśli. Jestem pewien, że na pewno nie moją osobą, którą
tak bardzo znienawidziła.
Nie jestem w stanie
sam mieszkać, normalnie funkcjonować bez niej.
- Cześć Zayn, co
słychać? - zadzwoniłem do Zayna, jako jednego z moich najlepszych
kumpli mając nadzieję, że jakoś mi pomoże w tej trudnej sytuacji i
doda otuchy.
- Co tam
stary? Brzmisz jakby coś ci się stało. - zauważył. To prawda,
pomyślałem.
- Mogę wpaść? -
zapytałem mając nadzieje, że przyjaciel zgodzi się na to.
- Jasne. Jeśli
chcesz zostawić Boba na kilka dni to nie ma problemu. Myślę że Perrie
bardzo się ucieszy naprawdę go polubiła, a on polubił ją. -
powiedział uśmiechając się, a ja prawie dusząc się od płaczu
szepnąłem ciche.
- Okej.
Rozłączyłem się
i nabierając dużo powietrza w płuca wyjechałem spod parkingu, na którym
aktualnie stałem.
Mam nadzieję, że Zayn pozwoli mi u siebie zostać i poradzić coś na bolące serce.
Zajechałem pod blok
przyjaciela i wyjmując Boba z tylnego siedzenia ślimaczym tempem
udałem się do jego mieszkania.
- No stary nie
powiem, ale wyglądasz koszmarnie. - skomentował mój wygląd nim
jeszcze przekroczyłem próg mieszkania.
Nie było to jakieś ekstrawaganckie wnętrze, ale bardzo przytulne. Z małego korytarza wchodziło się do dużego salonu z telewizorem i ścianami koloru wyblakłego różu. Kanapa stojąca naprzeciwko telewizora była w odcieniu krwistej czerwieni, co genialnie współgrało z kolorem ścian. Po prawej stronie od wejścia do salonu znajdowała się kuchnia cała w bieli i popieli. A po lewej stronie zaraz po wejściu na korytarz była łazienka i dwa pokoje. Jeden z nich to sypialnia, a drugi to pusty pokój ze starą kanapą, który w przyszłości zapewne będzie robił za pokój dziecka.
Nie było to jakieś ekstrawaganckie wnętrze, ale bardzo przytulne. Z małego korytarza wchodziło się do dużego salonu z telewizorem i ścianami koloru wyblakłego różu. Kanapa stojąca naprzeciwko telewizora była w odcieniu krwistej czerwieni, co genialnie współgrało z kolorem ścian. Po prawej stronie od wejścia do salonu znajdowała się kuchnia cała w bieli i popieli. A po lewej stronie zaraz po wejściu na korytarz była łazienka i dwa pokoje. Jeden z nich to sypialnia, a drugi to pusty pokój ze starą kanapą, który w przyszłości zapewne będzie robił za pokój dziecka.
- Ciebie też miło
widzieć. - wymusiłem uśmiech starając się nie dać po sobie
znać, że coś się ze mną dzieje, ale przyjaciel i tak by się
zorientował, że coś mnie trapi.
- Właź. - nakazał
wskazując na wnętrze mieszkania za sobą, a ja chciałem rzucić
się mu na szyję w podzięce że on jeden miał dla mnie czas na
pocieszenie i przygarnięcie mnie.
- Cześć Lou. -
Perrie pojawiła się w korytarzu wyłaniając się z kuchni. Włosy miała w odcieniu jasnego blondu.
Proste,długie kosmyki aż do ramion opadały kaskadą na jej
ramiona. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i idealnie pasowali
z Zaynem do siebie.
- Hej. -
uśmiechnąłem się do dziewczyny, a Bob którego trzymałem na smyczy
wyrywał mi się chcąc jak najszybciej przywitać się z blondynką.
- Naleję Bobowi
wody do miski, a wy sobie pogadajcie. - oznajmiła głaszcząc
zwierzaka za uszami i zabierając go do kuchni, a my z Zaynem
przeszliśmy do salonu.
- No to opowiadaj co
się takiego stało. - zaczął, a ja nabierając więcej
powietrza w płuca opowiedziałem mu co się dziś i wczoraj
wydarzyło. Od nieudanego wyjazdu do domu moich rodziców, poprzez
kłótnię z babcią, jej intrygę a na końcu najgorsze - odejście Emmy.
Zayn słuchał mnie uważnie raz marszcząc brwi, a następnie otwierając usta szeroko ze zdziwienia.
Zayn słuchał mnie uważnie raz marszcząc brwi, a następnie otwierając usta szeroko ze zdziwienia.
- Wiesz, nigdy bym
się nie spodziewał że Emma cię zostawi. Byłem święcie przekonany, że jest z tobą szczęśliwa i naprawdę było to po niej
widać gdy byliśmy u ciebie. - powiedział opierając łokieć na
oparciu kanapy.
- A najgorsze w tym
wszystkim jest to, że to ja spieprzyłem. Gdybym nie zabrał jej do
domu rodziców zapewne dalej bylibyśmy razem. - odpowiedziałem
smutno.
- Myślę, że Emma
sobie wszystko przemyśli i zobaczysz jeszcze będziecie razem. -
pocieszył mnie, ale ja bałem się że tak nie będzie. A dziewczyna
nie będzie chciała mnie już nigdy w życiu znać.
- Wątpię. Gdybyś
widział wyraz jej twarzy, gdy mi powiedziała że nie może ze mną
być. Była taka pewna tego, taka... zadowolona ze swojego wyboru. -
powiedziałem pociągając nosem.
- Louis, nie płacz.
Na pewno wszystko się ułoży. - Perrie wchodząc do salonu usiadała na oparciu kanapy i zaczęła głaskać mnie po plecach.
- Dlaczego ona mnie
zostawiła? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? - załkałem tuląc się
do dziewczyny mojego kumpla.
- W związku czasem
potrzeba odpoczynku. Zobaczysz ten czas spędzony z dala od siebie
jeszcze dobrze wam zrobi. My z Zaynem często mamy takie dni, że nie
chcemy siebie widzieć, co nie? - zapytała swojego chłopaka Perrie.
- Jasne. Czasem mam
jej tak dość, że gdy tylko wychodzi z mieszkania jestem szczęśliwy
że nie muszę patrzeć na jej wredną twarz. - Perrie, która głaskała mnie po głowie nagle przestała. Podniosłem głowę i popatrzyłem
na nią, a ona mrużyła oczy patrząc na Zayna, który, gdy tylko
odwróciłem się w jego stronę, wydawał się rozweselony tym jak powiedział
do niej.
- Poczekaj, będziesz
chciał żebym zrobiła ci masaż plecków po ciężkim dniu pracy.
Zaczekaj. - odgryzła się mu blondynka grożąc chudym palcem, po czym wróciła do głaskania mnie
po włosach.
- Perrie, ja żartowałem. Chciałem poprawić humor Louisowi. - Zayn ewidentnie żałował swojego żarciku.
- A widzisz, żeby to
mu pomogło? - zapytała go dziewczyna. Uśmiechnąłem się do niego,
aby dać znać że nieco to podziałało na mój humor i żeby
dziewczyna mu przebaczyła jego do niczego żarcik.
- Pewnie, patrz jak
się uśmiecha. - wskazał na mnie zdenerwowany, bo dobrze wiedział że
jak straci codzienny masaż pleców to nie będzie tak dobrze.
- Dobra, wierzę ci.
- skapitulowała Perrie wstając z kanapy.
- Alleluja. - Zayn
unosząc ręce w górę podziękował, że dziewczyna mu przebaczyła.
- Wy sobie tu
posiedźcie, a ja pójdę do sklepu po jakieś zakupy na obiad i przy
okazji wyprowadzę Boba. - powiedziała, a my tylko kiwnęliśmy
głowami, a chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.
- To co, po piwku?
- zapytał Zayn, a ja przytaknąłem. Może alkohol sprawi, że choć trochę
zapomnę o całej tej chorej sytuacji i może się zrelaksuję, a
także pomoże mi zasnąć.
Gdy wieczorem
leżałem już w łóżku w mieszkaniu przyjaciela z Bobem w nogach,
uzmysłowiłem sobie jaki byłem głupi pozwalając Emmie odejść.
Zgodziłem się na to, aby mnie zostawiła, byłem głupi przystając
na jej propozycję. Mogłem się postawić i sprzeciwić, ale wtedy
wiem że jeszcze bardziej by mnie znienawidziła i nie dała szansy
na powrót do siebie. A mam nadzieję, że taki za niedługo nastąpi,
a ja będę znów szczęśliwy mając Emmę przy sobie.
Dopiero Perrie
uświadomiła mi, że w związkach czasem przydaje się chwila
odpoczynku od siebie. Cieszyłem się, że tutaj przyjechałem.
Przynajmniej ktoś starał się mi pomóc.
______________________________________________________________
Cześć wszystkim.
Mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie za ten rozdział i za to że tak potoczyłam tą historię.
Mam nadzieję, że w rozdziale nie ma żadnych błędów, bo nie ja go betowałam.
A jeśli takie się znajdą to przepraszam i obiecuję, że jak lepiej się poczuję to je poprawię.
Miłej resztki weekendu i dajcie znać co sądzicie.
Jejku tak sie rozplakalam :( Em przeciez sama powiedzialas Lottie ze nie dojdzie do rozpadu waszego zwiazku ! Zabic tego kto wpadl do mieszkania Louisa .. ! Czekam z wieelka niecierpliwoscia na kolejny ! Weny zycze !:3
OdpowiedzUsuńP.S kiedy kolejny przewidujesz ?
Wow. Emma ty uparciucho! Trzeba było z Lou zostać, bo ten ziom zły Cie złapie i dopiero wtedy będzie problem. A ta babcia, nie miła mega. Straszna. Louis walcz o swą kobietę!
OdpowiedzUsuńOla
WOW , bardzo ciekawy rozdział , ale się dzieje :)
OdpowiedzUsuńJejku, nie rób tego - oni muszą być razem
OdpowiedzUsuń