sobota, 20 września 2014

ROZDZIAŁ 27.

Perspektywa Louisa


Postanowiłem, że staniemy w tym samym parku co kiedyś byłem w nim z Emmą. Pomyślałem, że będzie to odpowiednie miejsce do tego typu rozmowy. Na łonie natury, z dala od miasta i domu rodziców. A przy okazji Bob sobie pobiega na trawie.
Kilkanaście minut później skręcałem już do parku. Przez cała drogę i Emma i Lottie milczały, więc ja również. Radio cicho grało w tle relaksując mnie przynajmniej na tą chwilę, bo zaraz miałem dowiedzieć się czegoś okropnego, co moja babcia wymyśliła. Przygotowałem się na najgorsze, bo domyślałem się że przyjemne to, to nie będzie.
Wpisałem kod i metalowa brama zaczęła się otwierać. Zaparkowałem, po czym wysiedliśmy z samochodu. Wypuściłem zadowolonego Boba, aby sobie pohasał po łące. Natomiast nasza trójka stała przy samochodzie.
Lottie wzięła głęboki oddech zanim zaczęła mówić.
- Więc babcia, gdy tylko dowiedziała się od mamy, że przyjedziesz. - wskazała na mnie. - To ucieszyła się, ale gdy mama dodała, że przyjedziesz ze swoją dziewczyną. - wskazała na Emmę, stojącą naprzeciw mnie i drżącą z nerwów. - To nie była zadowolona. A raczej powiedziałabym, że była wściekła samą myśl o tym.
- Dobra i co było dalej? - pośpieszałem dziewczynę, gdy przestała mówić.
- Gdy babcia z dziadkiem przyjechali w piątek po południu do nas od razu zaczęła wypytywać mamę o Emmę. Wiem to od Daisy, tylko błagam nie mówicie jej że o tym wiecie, bo jak mama się dowie że młoda ją podsłuchiwała to dostanie szlaban, a wiecie wakacje się zbliżają i tak trochę głupio mieć zakaz na wszystko, rozumiecie? - kiwnęliśmy oboje głowami rozumiejąc prośbę mojej siostry. Blondynka wzięła głęboki oddech, po czym kontynuowała.
- Więc Daisy przekazała mi to i ja postanowiłam coś zdziałać. To znaczy próbowałam wyciągnąć od babci co kombinuje, ale na początku to nie było takie proste. Ale gdy wróciłam ze szkoły do domu to babcia od razu mnie złapała i zaczęła wypytywać o was. Od kiedy się znacie, jak się poznaliście i tak dalej. Powiedziałam jej tylko to co wiedziałam, to co ostatnio nam mówiliście, nie dużo tego było więc babcia powiedziała że jak się czegoś dowiem mam jej dać znać. - dokończyła, a mi szczęka opadła.
- Ale to jeszcze nie koniec.
- Jeszcze nie koniec? - zdziwiła się Emma. Widziałem jak ona to wszystko bardzo przeżywa, więc podszedłem bliżej i objąłem ją od tyłu. Wtuliła się we mnie i razem słuchaliśmy opowieści Lottie.
- Babcia uknuła intrygę aby zniszczyć wasz związek. Dziwię się jej dlaczego, aż taka zawistna jest o to. Bo przecież pasujecie do siebie, a mój braciszek w końcu się uśmiecha. - zauważyła Lottie, a ja posłałem jej buziaka w powietrzu, na co dziewczyna pokręciła głową nie mogąc uwierzyć, że to zrobiłem.
- To co babcia wymyśliła? - zapytałem.
- Powiedziała mi to w tajemnicy, ale jak wiesz nie potrafię ich dotrzymywać. - blondynka uśmiechnęła się do mnie, po czym kontynuowała. - Wymyśliła, żeby wynająć jakąś młodą, ładną dziewczynę aby ciebie uwiodła i żebyś zdradził Emmę. - wyjaśniła, a ja poczułem jak paznokcie Emmy wbijają mi się w ramię.
- Cz.. czy to prawda? - Emma zapytała Lottie, a ta kiwnęła tylko smutno głową.
- Nie pozwolę na to. Nigdy w życiu nie dam jej tej satysfakcji, że udało jej się rozwalić nasz związek Em. Obiecuję ci kochanie, nigdy do tego nie dopuszczę, jasne? - zapytałem patrząc w jej przerażone oczy. Kiwnęła tylko głową zgadzając się ze mną.
- Tak trzymajcie. - powiedziała Lottie uśmiechając się do nas. - Myślę, że powinieneś mnie już zawieźć do domu, bo jak babcia się dowie że nagle zniknęłam zacznie podejrzewać iż uciekłam albo zamknęłam się gdzieś i zadzwoniłam do ciebie opowiadając ci jej wspaniały plan. - Lottie jest dobra, naprawdę dziewczyna nam pomogła i jest po naszej stronie, przynajmniej jedna osoba z mojej rodziny.
- Jasne – odpowiedziałem, po czym zawołałem Boba i cała nasza czwórka wsiadła do samochodu.
Piętnaście minut później zaparkowałem przed bramą wjazdową prowadzącą do domu. Nie chciałem, aby ktoś nas zauważył, zwłaszcza po tym co nam Lottie powiedziała, a w szczególności ją. Bo ona nie jest niczemu winna i nie powinna obrywać za mnie, czy za pomysły babci.
- Dziękuję jeszcze raz Lottie. Naprawdę nam pomogłaś. - powiedziała Emma wysiadając razem z moją siostrą z samochodu.
- Nie ma za co naprawdę. Fajnie widzieć mojego braciszka uśmiechniętego i szczęśliwego oraz zakochanego. - odpowiedziała jej blondynka, a ja tylko wywróciłem oczami słysząc co ona o mnie gada. Ale oczywiście miała rację i zgadzałem się z nią w pełni. Dzięki Emmie czuję, że żyję, jestem szczęśliwy i chciany.
- Fajnie razem wyglądacie. Nie zniszczcie tego co razem zbudowaliście i nie pozwólcie rozwalić babci waszego związku. - ostrzegła Lottie całując i przytulając Emme.
- Nigdy. - odpowiedziała jej brunetka i wsiadła do samochodu.
Obserwowałem jeszcze jak moja siostra biegnie w stronę domu, ale spryciula wchodzi bocznym wejściem. Teraz każdy z nas musi być ostrożny. Nawet jeśli chodzi o najmniejsze rzeczy.
Gdy Emma zapięła pasy wcisnąłem pedał gazu do samej ziemi i ruszyliśmy z piskiem opon.
Musiałem zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo, dlatego postanowiłem zwiększyć nam ochronę. Zadzwoniłem do Liama, aby zorientować się czy ma może kogoś do pomocy przy chronieniu nas.
Ale to co usłyszałem całkowicie zbiło mnie z pantałyku.
- Co?! - krzyknąłem do słuchawki telefonu, po czym zjechałem na pobocze. Emma aż podskoczyła na dźwięk mojego donośnego głosu wypełniającego małą przestrzeń samochodu.
- Loui co się dzieje? - zapytała przerażona. Popatrzyłem na nią, po czym wyjaśniłem.
- Włamali się do mieszkania. - Bob leżący na tylnym siedzeniu usiadł i zawył słysząc taka nowinę.
- C...co? - wydusiła z siebie. Widziałem jaka wystraszona była, jaka zestresowana, jaka smutna. A to wszystko przeze mnie.
- Wiadomo kto to? - zapytała, a ja uniosłem palec do góry dając jej znać, aby nie zadawała na razie żadnych pytań, a ja później wszystko jej wyjaśnię.
- Liam, czy ukradli coś? - zapytałem chłopaka.
- Myślę, że nie. Porozwalali tylko meble i różne urządzenia, ale raczej nic nie ukradli. Myślę, że szukali was.
- To było ich kilku? - zapytałem, a Emma skuliła się na siedzeniu pasażera.
- Zdaje mi się, że co najmniej dwóch. Jeden osobnik nie zrobiły takiego syfu. Musiało być ich kilku Louis. - odpowiedział.
- Dobra, więc jaki masz plan? - zapytałem wysiadając z samochodu. Potrzebowałem świeżego powietrza, dzięki któremu lepiej mi się myśli.
Liam wyjaśnił mi swój plan, a mianowicie powiedział że będą pilnować mieszkania dwadzieścia cztery godziny na dobę. Oczywiście dostali ochrzan dlaczego wcześniej o tym nie pomyśleli. Ale Liam wytłumaczył mi się, mówiąc że włamywacz musiał wejść tylnym wejściem. W sumie to może być prawda. Nigdy jakoś nie kazałem mojej ochronie pilnować tylnego wejścia do apartamentowca, dlatego mój opieprz ich nie był konieczny.
Starałem się trzymać nerwy na wodzy i próbować być spokojnym przy Emmie, ale ona za dobrze mnie już znała i wiedziała kiedy jestem zły, zdenerwowany czy szczęśliwy.
Biorąc głęboki oddech wsiadłem do samochodu.
Emma odwrócona była do mnie tyłem. Głowę miała opartą na zagłówku fotela, a twarz skierowaną do szyby.
Nie odzywając się nic zapiąłem pas i odpaliłem silnik. Zastanawiałem się, gdzie możemy pojechać. Bo nie udamy się do mojego mieszkania. Obawiam się, że nie wejdziemy tam przez kilka następnych dni.
- Masz klucze od swojego mieszkania, prawda? - zapytałem, a Emma szepnęła tylko ciche tak.
- To dobrze, bo przez następne dni zatrzymamy się u ciebie. Liam przywiezie nam ubrania wieczorem. - wyjaśniłem.
- Jak to Liam? Dlaczego nie możemy pojechać do ciebie? Co się takiego stało? - zapytała odwracając się do mnie i siadając prawidłowo na fotelu
- Jeszcze nie wiadomo, ale dowiem się kto to. I wtedy nie będzie mu do śmiechu, bo trafi do więzienia na długie lata, a my będziemy żyć spokojnie i ze świadomością że nikt nam już nie zagraża i jesteśmy bezpieczni. - odpowiedziałem. Emma siedziała cicho na miejscu pasażera patrzyła tylko na krajobraz za oknem. Zastanawiałem się o czym rozmyśla, co siedzi w jej głowie. Co kombinuje. Pewnie zastanawia się kto mógł to zrobić, kto chciał ją skrzywdzić, kto był na tyle głupi aby włamywać się do mojego mieszkania i szukać jej. Przecież jakbym był wtedy na miejscu obawiam się, że nie ręczyłbym za siebie i zrobił coś strasznego temu osobnikowi.
- To wszystko moja wina. - szepnęła cicho zwracając tym moja uwagę i rozwiewając myśli krążące po mojej głowie.
- Co ty w ogóle mówisz? Przestań się o to obwiniać, słyszysz? Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - powiedziałam kładąc rękę na jej udzie, ale odepchnęła ją.
- To na mnie ktoś poluje, nie na ciebie Louis. - powiedziała podkurczając nogi pod klatkę piersiową i jeszcze bardziej zamykając się w sobie. Chciałbym jej jakoś pomóc, ale dopóki nie powie mi co jej w głowie siedzi nie będę potrafił tego zrobić.
- Jesteśmy w tym razem, jasne? I przejdziemy przez to razem. - powiedziałem.
- Ty nie wiesz co ty mówisz Louis. Powinieneś się trzymać ode mnie z daleka. Nie jestem dobrą osobą, aby z tobą być. - zapłakała.
Skręciłem ostro zjeżdżając na pobocze, czym zarobiłem kilka trąbnięć i wystawionych środkowych palców w moją stronę. Ale miałem to gdzieś, teraz ważna była Emma. Zgasiłem silnik i odpinając pas usiadłem na boku, tak aby wygodnie mi było obserwować dziewczynę.
- Nie zostawię cię samej, nie teraz. Kocham cię i jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. - zapewniłem ją, a ona zaśmiała się szyderczo.
- Nie gadaj głupot. To wszystko moja wina. - popatrzyła na mnie czerwonymi od płaczu oczami. - To przeze mnie ktoś zniszczył ci mieszkanie, to przeze mnie pokłóciłeś się z rodziną, to przeze mnie masz teraz tyle problemów na głowie. - powiedziała pociągając nosem.
- Nie jestem odpowiednią osobą dla ciebie. Twoja babcia miała rację, nie jestem dobra aby z tobą być Louis.
- Moja babcia to idiotka. Wymyśliła sobie coś w tej swojej zrytej bani i teraz rozpowiada jakieś głupoty.
- Nie, ona ma całkowitą rację. Nie powinniśmy być razem. - oznajmiła.
- Ale ja cię kocham. - powiedziałem cicho.
- Ja ciebie też, ale nie mogę pozwolić na to abyś przeze mnie cierpiał. - odpowiedziała odpinając pasy.
- Nie cierpię przez ciebie, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi mając taką wspaniałą dziewczynę przy swoim boku. - powiedziałem powstrzymując napływające mi do oczu łzy. Nie mogłem się teraz rozpłakać, nie mogłem pokazać jaki jestem słaby. Muszę być silny, bo Emma tego potrzebuje. Mnie potrzebuje.
- Louis ja naprawdę potrzebuję trochę czasu, aby to wszystko przemyśleć. - powiedziała, a do mnie dotarło co miała na myśli. Chciała abyśmy przestali się spotykać, abyśmy... zerwali?
- Chcesz ze mną zerwać? - zapytałem patrząc w jej oczy, które były tak bardzo smutne.
- Nie wiem, ale jeśli to ma mi pomóc to tak. - odpowiedziała spuszczając głowę w dól, a po jej policzkach popłynęły gorące łzy.
- Nie możesz tego zrobić Em. Musisz być przy mnie, musisz zostać ze mną, musisz... cholera jasna, to nie może się tak skończyć. - powiedziałem łamiącym się głosem.
- Nie możemy być razem. Ze względu na twoje i moje bezpieczeństwo. - powiedziała, a ja parsknąłem.
- Przecież dobrze wiesz, że przy mnie jesteś bezpieczna. - odpowiedziałem próbując złapać ją za rękę, ale odepchnęła mnie... po raz drugi.
- To nie jest prawda i sam dobrze o tym wiesz. Sprawiam, że jesteś w niebezpieczeństwie. To na mnie polują jacyś okropni ludzie, to ja jestem wszystkiemu winna i to ja powinnam ponosić za to konsekwencje, nie ty. Jesteś dla mnie za dobry Louis, kocham cię ale nie mogę z tobą być, bo za bardzo narażam cię na niebezpieczeństwo. - powiedziała.
- Przestań, dobrze wiesz że jesteś dla mnie idealna. Kocham cię najmocniej na świecie i to powinno się tylko liczyć. Przejdziemy razem przez te problemy, zobaczysz. Jeszcze będziemy się śmiać z tego i opowiadać naszym dzieciom jak razem daliśmy rade, jak nasza miłość pokonała wszystko co złe. Emma błagam cię tylko mnie nie zostawiaj. Proszę. - wychlipałem, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Siedziała z głową spuszczoną w dół i wyglądała jak kupka nieszczęścia. Ale ja wiem co ona czuła, czuła dokładnie to samo co ja, czyli bezsilność oraz to że tego nie przeżyje, ale ja wiem że damy radę. Jak połączymy nasze siły to wiem, że przejdziemy przez to razem i jeszcze będziemy szczęśliwi.
- Jakie dzieci? Nie damy rady i ty dobrze to wiesz. Chcesz mnie tylko przy sobie zatrzymać, żeby wiedzieć że mogę zrobić dla ciebie wszystko. Ale nie Louis to już się zmieniło. Nie jestem tą sama Emmą, co przedtem . Teraz jestem inna i bez ciebie u mojego boku, rozumiesz? - odpowiedziała, a moje serce zaczęło krwawić. Zostało złamane na milion malutkich kawałeczków i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się je poskładać, tak aby potrafiło normalnie funkcjonować.
- Dlaczego tak mówisz? Dlaczego nie wierzysz w naszą miłość? Dlaczego nie możesz dać mi szansy na to, abym pokazał że potrafię o ciebie walczyć? - zapytałem ze łzami spływającymi mi po policzkach.
- Szansę? Jaką szansę? Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Jestem zdezorientowana, zmęczona i zdenerwowana na ciebie, na siebie, na wszystkich wokół. To ja sprawiam, że cały czas się martwisz, to ja jestem tego powodem. Nie powinieneś za mną chodzić, śledzić mnie i … zakochiwać się we mnie. - przy ostatnim zdaniu w końcu na mnie spojrzała. Czułem, że bije od niej nienawiść do mnie. Zastanawiałem się tylko jak długo to potrwa i czy w ogóle kiedyś minie.
- Em to nie był błąd, że się w tobie zakochałem. Ja uważam, że to było, jest najpiękniejszym co mi się w życiu przytrafiło. Chciałbym abyśmy byli ze sobą do końca życia. Chciałbym widzieć ciebie obok mnie, gdy się budzę, gdy jemy razem śniadanie, gdy spacerujemy po parku trzymając się za ręce. Naprawdę, uwierz mi i obiecuję ci że kiedyś tak będzie. Błagam tylko nie odchodź, ode mnie, nie zostawiaj mnie samego na tym okrutnym świecie, nie teraz gdy potrzebuję cię najbardziej. - powiedziałem, ale to ją w ogóle nie ruszało. Siedziała tylko znieruchomiała na siedzeniu pasażera i patrzyła przed siebie. Łzy już nie leciały, zaschły na jej policzkach. Ale były oznaką tego, że dziewczyna to naprawdę przeżywa.
- Snucie planów na przyszłość nie jest w tym momencie dobrym pomysłem Louis. - odwróciła głowę w moją stronę. - Naprawdę powinniśmy dać sobie trochę czasu i pobyć na osobności. Myślę, że wtedy wpadniemy na jakiś pomysł, jak to wszystko poukładać i wtedy zadecydujemy czy jest sens to wszystko ciągnąć. - dodała otwierając drzwi i wysiadając z samochodu.
- Co ty robisz? - zapytałem, gdy podeszła do bagażnika.
- Chcę zabrać swoje rzeczy i wrócić do swojego mieszkania.- oznajmiła wyciągając torbę.
- Myślisz, że po tym wszystkim zostawię cię pośrodku ruchliwej autostrady i pozwolę ci samej wróci do domu? - zapytałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. - Mylisz się. Wsiadaj do auta, zawiozę cię, skoro tak bardzo tego chcesz. - dodałem zatrzaskując klapę bagażnika i wsiadając do samochodu.
Czekałem chwilę, aż Emma do mnie dołączy a gdy dokonała dobrego wyboru włączyłem się do ruchu i przeciągając jazdę jak najdłużej starałem się dojechać ostrożnie do jej mieszkania.
Próbowałem nie patrzeć w jej stronę, starałem się skoncentrować na jeździe, aby nie spowodować wypadku, ale kątem oka co chwilę zerkałem w jej stronę. Siedziała cicho, nie odzywając się ani jednym słówkiem. Naprawdę nie spodziewałem się, że ten dzień tak się potoczy i że dziewczyna zdecyduje się mnie zostawić. Mam tylko nadzieję, że wróci do mnie jak najszybciej, bo bez niej moje życie nie będzie takie samo, a ja nie podołam codziennym obowiązkom i boję się, że stanę się cieniem.
Choć starałem się, aby jazda trwała jak najdłużej to i tak musiał nastąpić ten moment, w którym w końcu ujrzę jej blok. Zaparkowałem na swoim zwyczajowym miejscu i czekałem, aż Emma coś zrobi. Ale dziewczyna nic nie powiedziała, wysiadała tylko z samochodu i podchodząc do tyłu otworzyła bagażnik wydobywając z niego torbę. Wyciągnęła z niej swoje rzeczy i trzymając je w rękach stała obok samochodu. Chciałem coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle i nic z niego wyleciało. Staliśmy tylko naprzeciwko siebie i nie odzywaliśmy się.
- Chciałabym powiedzieć, że spędziłam naprawdę wspaniały weekend, ale to byłoby kłamstwo. - powiedziała.
- Przepraszam za wszystko – odpowiedziałem.
- Do widzenia Louis. - pożegnała się ze mną i odwracając się ruszyła wzdłuż chodnika w kierunku bloku.
- Żegnaj. - szepnąłem tylko i trzaskając mocno klapą od bagażnika wsiadłem do samochodu.
Wiem, że moje zachowanie pokazuje jaki jestem słaby i że nie potrafię walczyć o swoją kobietę, ale jeśli sama powiedziała że tak będzie dla nas najlepiej i żebym dał jej czas na przemyślenie niektórych spraw to ja to szanuję. Szanuję ją i wiem, że wymyśli coś takiego że będziemy znów razem i będziemy szczęśliwi.
Gdy wsiadłem do samochodu i odjechałem spod jej bloku zrozumiałem, że to ona była tą jedną, jedyną która dawała mi szczęście. Nie moja praca, nie te wszystkie drogie rzeczy zamieszkujące moje mieszkanie, a właśnie ta chuda brunetka która uciekła z mojego życia. To ona była wszystkim czego najbardziej potrzebowałem, to ona zawsze będzie dla mnie najważniejszą i najcenniejszą osobą w moim życiu.
Rozpłakałem się jak małe dziecko. Uderzałem głową o kierownicę, do momentu w którym nie zaczęła mnie ona boleć. Czułem, że ten ból jest odzwierciedleniem mojego obecnego życia. Życia bez niej. Samotnego życia, które w żaden sposób mi się nie podoba, a wręcz przeciwnie - jest okropne i bezcelowe. Chciałbym wiedzieć co siedzi w głowie Emmy, chciałbym dowiedzieć się co ona kombinuje i o czym teraz myśli. Jestem pewien, że na pewno nie moją osobą, którą tak bardzo znienawidziła.
Nie jestem w stanie sam mieszkać, normalnie funkcjonować bez niej.
- Cześć Zayn, co słychać? - zadzwoniłem do Zayna, jako jednego z moich najlepszych kumpli mając nadzieję, że jakoś mi pomoże w tej trudnej sytuacji i doda otuchy.
- Co tam stary? Brzmisz jakby coś ci się stało. - zauważył. To prawda, pomyślałem.
- Mogę wpaść? - zapytałem mając nadzieje, że przyjaciel zgodzi się na to.
- Jasne. Jeśli chcesz zostawić Boba na kilka dni to nie ma problemu. Myślę że Perrie bardzo się ucieszy naprawdę go polubiła, a on polubił ją. - powiedział uśmiechając się, a ja prawie dusząc się od płaczu szepnąłem ciche.
- Okej.
Rozłączyłem się i nabierając dużo powietrza w płuca wyjechałem spod parkingu, na którym aktualnie stałem.
Mam nadzieję, że Zayn pozwoli mi u siebie zostać i poradzić coś na bolące serce.
Zajechałem pod blok przyjaciela i wyjmując Boba z tylnego siedzenia ślimaczym tempem udałem się do jego mieszkania.
- No stary nie powiem, ale wyglądasz koszmarnie. - skomentował mój wygląd nim jeszcze przekroczyłem próg mieszkania.
Nie było to jakieś ekstrawaganckie wnętrze, ale bardzo przytulne. Z małego korytarza wchodziło się do dużego salonu z telewizorem i ścianami koloru wyblakłego różu. Kanapa stojąca naprzeciwko telewizora była w odcieniu krwistej czerwieni, co genialnie współgrało z kolorem ścian. Po prawej stronie od wejścia do salonu znajdowała się kuchnia cała w bieli i popieli. A po lewej stronie zaraz po wejściu na korytarz była łazienka i dwa pokoje. Jeden z nich to sypialnia, a drugi to pusty pokój ze starą kanapą, który w przyszłości zapewne będzie robił za pokój dziecka.
- Ciebie też miło widzieć. - wymusiłem uśmiech starając się nie dać po sobie znać, że coś się ze mną dzieje, ale przyjaciel i tak by się zorientował, że coś mnie trapi.
- Właź. - nakazał wskazując na wnętrze mieszkania za sobą, a ja chciałem rzucić się mu na szyję w podzięce że on jeden miał dla mnie czas na pocieszenie i przygarnięcie mnie.
- Cześć Lou. - Perrie pojawiła się w korytarzu wyłaniając się z kuchni. Włosy miała w odcieniu jasnego blondu. Proste,długie kosmyki aż do ramion opadały kaskadą na jej ramiona. Muszę przyznać, że była bardzo ładna i idealnie pasowali z Zaynem do siebie.
- Hej. - uśmiechnąłem się do dziewczyny, a Bob którego trzymałem na smyczy wyrywał mi się chcąc jak najszybciej przywitać się z blondynką.
- Naleję Bobowi wody do miski, a wy sobie pogadajcie. - oznajmiła głaszcząc zwierzaka za uszami i zabierając go do kuchni, a my z Zaynem przeszliśmy do salonu.
- No to opowiadaj co się takiego stało. - zaczął, a ja nabierając więcej powietrza w płuca opowiedziałem mu co się dziś i wczoraj wydarzyło. Od nieudanego wyjazdu do domu moich rodziców, poprzez kłótnię z babcią, jej intrygę a na końcu najgorsze - odejście Emmy.
Zayn słuchał mnie uważnie raz marszcząc brwi, a następnie otwierając usta szeroko ze zdziwienia.
- Wiesz, nigdy bym się nie spodziewał że Emma cię zostawi. Byłem święcie przekonany, że jest z tobą szczęśliwa i naprawdę było to po niej widać gdy byliśmy u ciebie. - powiedział opierając łokieć na oparciu kanapy.
- A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to ja spieprzyłem. Gdybym nie zabrał jej do domu rodziców zapewne dalej bylibyśmy razem. - odpowiedziałem smutno.
- Myślę, że Emma sobie wszystko przemyśli i zobaczysz jeszcze będziecie razem. - pocieszył mnie, ale ja bałem się że tak nie będzie. A dziewczyna nie będzie chciała mnie już nigdy w życiu znać.
- Wątpię. Gdybyś widział wyraz jej twarzy, gdy mi powiedziała że nie może ze mną być. Była taka pewna tego, taka... zadowolona ze swojego wyboru. - powiedziałem pociągając nosem.
- Louis, nie płacz. Na pewno wszystko się ułoży. - Perrie wchodząc do salonu usiadała na oparciu kanapy i zaczęła głaskać mnie po plecach.
- Dlaczego ona mnie zostawiła? Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? - załkałem tuląc się do dziewczyny mojego kumpla.
- W związku czasem potrzeba odpoczynku. Zobaczysz ten czas spędzony z dala od siebie jeszcze dobrze wam zrobi. My z Zaynem często mamy takie dni, że nie chcemy siebie widzieć, co nie? - zapytała swojego chłopaka Perrie.
- Jasne. Czasem mam jej tak dość, że gdy tylko wychodzi z mieszkania jestem szczęśliwy że nie muszę patrzeć na jej wredną twarz. - Perrie, która głaskała mnie po głowie nagle przestała. Podniosłem głowę i popatrzyłem na nią, a ona mrużyła oczy patrząc na Zayna, który, gdy tylko odwróciłem się w jego stronę, wydawał się rozweselony tym jak powiedział do niej.
- Poczekaj, będziesz chciał żebym zrobiła ci masaż plecków po ciężkim dniu pracy. Zaczekaj. - odgryzła się mu blondynka grożąc chudym palcem, po czym wróciła do głaskania mnie po włosach.
- Perrie, ja żartowałem. Chciałem poprawić humor Louisowi. - Zayn ewidentnie żałował swojego żarciku.
- A widzisz, żeby to mu pomogło? - zapytała go dziewczyna. Uśmiechnąłem się do niego, aby dać znać że nieco to podziałało na mój humor i żeby dziewczyna mu przebaczyła jego do niczego żarcik.
- Pewnie, patrz jak się uśmiecha. - wskazał na mnie zdenerwowany, bo dobrze wiedział że jak straci codzienny masaż pleców to nie będzie tak dobrze.
- Dobra, wierzę ci. - skapitulowała Perrie wstając z kanapy.
- Alleluja. - Zayn unosząc ręce w górę podziękował, że dziewczyna mu przebaczyła.
- Wy sobie tu posiedźcie, a ja pójdę do sklepu po jakieś zakupy na obiad i przy okazji wyprowadzę Boba. - powiedziała, a my tylko kiwnęliśmy głowami, a chwilę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.
- To co, po piwku? - zapytał Zayn, a ja przytaknąłem. Może alkohol sprawi, że choć trochę zapomnę o całej tej chorej sytuacji i może się zrelaksuję, a także pomoże mi zasnąć.
Gdy wieczorem leżałem już w łóżku w mieszkaniu przyjaciela z Bobem w nogach, uzmysłowiłem sobie jaki byłem głupi pozwalając Emmie odejść. Zgodziłem się na to, aby mnie zostawiła, byłem głupi przystając na jej propozycję. Mogłem się postawić i sprzeciwić, ale wtedy wiem że jeszcze bardziej by mnie znienawidziła i nie dała szansy na powrót do siebie. A mam nadzieję, że taki za niedługo nastąpi, a ja będę znów szczęśliwy mając Emmę przy sobie.
Dopiero Perrie uświadomiła mi, że w związkach czasem przydaje się chwila odpoczynku od siebie. Cieszyłem się, że tutaj przyjechałem. Przynajmniej ktoś starał się mi pomóc.

______________________________________________________________
Cześć wszystkim.
Mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie za ten rozdział i za to że tak potoczyłam tą historię.
Mam nadzieję, że w rozdziale nie ma żadnych błędów, bo nie ja go betowałam.
A jeśli takie się znajdą to przepraszam i obiecuję, że jak lepiej się poczuję to je poprawię.
Miłej resztki weekendu i dajcie znać co sądzicie.

4 komentarze:

  1. Jejku tak sie rozplakalam :( Em przeciez sama powiedzialas Lottie ze nie dojdzie do rozpadu waszego zwiazku ! Zabic tego kto wpadl do mieszkania Louisa .. ! Czekam z wieelka niecierpliwoscia na kolejny ! Weny zycze !:3
    P.S kiedy kolejny przewidujesz ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Emma ty uparciucho! Trzeba było z Lou zostać, bo ten ziom zły Cie złapie i dopiero wtedy będzie problem. A ta babcia, nie miła mega. Straszna. Louis walcz o swą kobietę!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW , bardzo ciekawy rozdział , ale się dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, nie rób tego - oni muszą być razem

    OdpowiedzUsuń