Gdy w niedzielę rano wstałam czułam się cała obolała. Ręka, dosłownie mnie paliła. A jeszcze Louis leżał na mojej klatce piersiowej i oplatał mnie swoimi ramionami niczym bluszcz. Czułam, że zaraz mogę się udusić, więc ostrożnie i żeby chłopaka nie obudzić wstałam z łóżka. Założyłam na siebie jedną z jego bluz i zanim opuściłam moją sypialnię obejrzałam się za siebie. Chłopak, którego kocham całym sercem leżał teraz rozwalony na łóżku. Kołdrę naciągniętą miał zaledwie do pasa, skąd było widać gumkę jego bokserek wystających zza spodni od pidżamy. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Nawet przez głowę przeszła mi myśl, że wyglądał jak bóg. Mój bóg, rzecz jasna. Uśmiechnęłam się pod nosem, a gdy zobaczyłam że chłopak się porusza, szybko zwiałam do łazienki. Potrzebowałam gorącego prysznica, po wczorajszym dniu i dzisiejszej okropnej nocy, a do tego pogoda nie napawała radością. Co prawda Louis był blisko mnie i czułam się bezpiecznie, ale przez pierwszą część nie mogłam zasnąć, a w drugiej ledwo co spałam. Słyszałam każdy najmniejszy dźwięk dochodzący nawet zza drzwi mieszkania. Potrzebna mi będzie mocna kawa i porządne śniadanie. Na szczęście lodówka jest zaopatrzona i wypełniona po brzegi dzięki Louisowi, który wczoraj zrobił zakupy.
Po skończonym prysznicu i wymyciu włosów wyszłam z kabiny. Założyłam czystą bieliznę, czarne legginsy i bluzę Louisa. Mokre włosy spięłam w koczek i wyszłam z łazienki. Chłopak jeszcze spał, a jego chrapanie dobrze słyszałam w kuchni. Włączyłam czajnik z wodą, a do tostera wrzuciłam tosty. Na szybkiego zrobiłam sałatkę z warzyw które miałam akurat pod ręką, a chwilę później wyjmowałam przypieczone tosty, a na ich miejsce wędrowały następne. Pstryknięcie czajnika oznajmiło, że woda na kawę się zagotowała, więc zalałam duży dzbanek wrzącą wodą. A gdy zapach świeżej kawy wypełnił moje nozdrza to poczułam jak coś mi się dzieje w żołądku. Zawsze lubiłam ten zapach, odkąd tylko pamiętam. Nalałam więc kawę do dwóch kubków, które chwilę później dołączyły do pięknie przystawionego stołu. Stanęłam naprzeciwko niego i kładąc dłonie na biodrach nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam:
- Jestem z siebie dumna - i z wysoko uniesionym podbródkiem ruszyłam w stronę sypialni, aby obudzić Louisa. Dochodziła już dziesiąta i to najwyższy czas aby chłopak wstał, bo przecież nie będzie spał cały dzień, prawda?
Gdy tylko weszłam do sypialni wybuchnęłam śmiechem. Bo wychodząc z sypialni chłopak spał w miarę w normalnej pozycji, a teraz to nawet nie dam rady tego opisać. Głowę miał tak blisko klatki piersiowej, że jestem zaskoczona że można coś takiego osiągnąć. W ogóle jego całe ciało wydawało się jakieś malutkie. Może to przez moje duże łóżko, albo że części bruneta wcale nie było widać.
Nie mogłam opanować swojego śmiechu, czym chyba go obudziłam. Otworzył powoli swoje oczy, a ja mogłam w końcu ujrzeć piękne, niebieskie tęczówki.
- Dzień dobry. - powiedziałam podchodząc i siadając na skraju łóżka.
- Cześć. - uwielbiam jego poranną chrypkę i to jak włosy stoją mu we wszystkie strony świata. Uśmiech zagościł na jego pięknym ustach, gdy nachyliłam się aby go pocałować.
- Śniadanie gotowe. - oznajmiłam, po czym wyszłam z sypialni. Chciałam dać mu trochę czasu na ogarnięcie się i doprowadzenie do ładu.
Kilka minut później zasiadał przy stole, naprzeciwko mnie. Obserwowałam jak nakłada sobie na talerz sałatkę ze szklanej miski. Nie mogłam oderwać wzroku od jego dłoni. wiem, może i to głupie ale Louis naprawdę ma wspaniałe dłonie i nie tylko.
- Co mi się tak przyglądasz?- głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia nad różnymi częściami jego ciała. Zaczerwieniłam się, bo zrobiło mi się wstyd.
- Jakie masz plany na dziś? - zapytałam chłopaka, aby odwrócić uwagę od siebie.
- Pewnie popracuję trochę, a później możemy gdzieś iść jeśli będziesz chciała, oczywiście. - odpowiedział upijając łyk kawy z kubka.
- Okej. - mruknęłam tylko. Szkoda, że musi popracować. Chciałabym spędzić z nim cały dzień, a nie tylko kilka godzin. Pewnie praca zajmie część jego dnia, a dla mnie będzie tylko parę godzin. Wiem, egoistyczne myślenie, ale czy to źle że chcę aby mój chłopak był ze mną cały czas po tym gdy mieliśmy niemały przestój w naszym związku?
- Em, co się dzieje? Boli cię ręką? - zapytał wyraźnie zmartwiony moim zachowaniem. Popatrzyłam na moją dłoń. Faktycznie była nieco zaczerwieniona, ale okłady z lodu które Louis mi zrobił jak i potem sama w nocy sobie zafundowałam pomogły mi uśmierzyć ból jak i zwalczyć zaczerwienioną skórę.
- Nie, nie boli. Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy coś razem porobić. - wyjaśniłam.
- Em, praca zajmie mi zaledwie dwie godziny . Odpiszę na maile, dokończę plan na przyszły tydzień i tyle. Dwie godziny skarbie. - powiedział łapiąc mnie za dłoń i lekko ją ściskając. Czy on właśnie zwrócił się do mnie skarbie?
- Myślałam, że dłużej. - zdziwienie w moim głosie było dobrze słyszalne, aż za dobrze.
- Ja też mam ochotę spędzić z tobą więcej czasu. - zaśmiał się, a ja oparłam wygodnie o oparcie krzesła i rozmyślałam co by tu można zrobić z tak pięknie rozpoczętym, ale też zachmurzonym dniem. Przychodziło mi kilka możliwości do głowy, a jedna z nich aż wyrywała się przed szereg i już wiedziałam co możemy dziś porobić.
***
Po tym jak Louis odpisał na ponad trzydzieści wiadomości, a ja posprzątałam całe mieszkanie włącznie z odkurzeniem każdego centymetra wszystkich pomieszczeń. Widziałam, jaki Louis był zirytowany gdy jeździłam szczotką obok jego stóp. Śmiałam się z niego, bo już ledwo co wytrzymywał ze mną, aż w końcu wkurzony poszedł do sypialni. Ale ja, jak to ja, oczywiście musiałam go jeszcze trochę po torturować. I gdy tylko skończyłam w salonie przeszłam z moim najlepszym przyjacielem do sypialni.
Wtedy to już zirytowanie Louisa wzrosło do maksimum, ale nic nie powiedział. Mruknąłby coś pod nosem to obawiam się, że skończyłby tak jak z olbrzymem wczoraj.
Nigdy nie byłam chętna do bójek. Może czasem z koleżankami w szkole się zwyzywałyśmy, ale zazwyczaj na tym się kończyło. Nigdy nie dochodziło między nami do rękoczynów. Nigdy. Aż tu nagle jakiś podejrzany i obleśny typek atakuje mojego chłopaka. To wtedy u mnie włącza się jakiś guzik i biegnę mu na pomoc. Nie wyobrażam sobie, żebym siedziała w samochodzie, tak jak Louis mi kazał, i patrzyła jak go biją. Nigdy w życiu bym się tak nie zachowała.
Nie chciałam rozmyślać o tym co się wczoraj stało, ale moja piekąca ręką co chwila mi o tym przypomina. I naprawdę nie jest to przyjemne uczucie i chciałabym o tym zapomnieć jak najszybciej, ale wiem że to wryło mi się w psychikę i nie będzie z tym tak łatwo, aby się tego pozbyć.
Nim się spostrzegłam całe mieszkanie lśniło czystością. Lubię sprzątać, jakoś nigdy nie sprawiało mi to trudności, a wręcz przeciwnie - przyjemność, że mogę zrobić coś pożytecznego i dzięki temu będę się czuć wspaniale.
Odłożyłam odkurzacz na swoje zwyczajowe miejsce i poszłam sprawdzić co robi Louis. Gdy tylko przekroczyłam prób sypialni dostrzegłam jak chłopak zamyka klapę swojego laptopa i kładzie go obok siebie.
- Skończyłeś? - zapytałam, a ten popatrzył na mnie swoimi niebieskimi jak ocean tęczówkami.
- Tak. Mieszkanie jest już wystarczająco czyste? - zapytał z uśmieszkiem na tych jego ustach.
- Nie widzisz? - zapytałam, gdy znalazł się blisko mnie.
- No widzę. Tak sprzątałaś, że aż trudno było mi się skupić na pracy. - zaśmiał się, a ja stanęłam na palcach i złożyłam całusa na jego brodzie.
- Sorka, ale to jedyny normalny dzień gdzie mogę posprzątać. - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Mogłem ci pomóc, trzeba było powiedzieć. - położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Miałeś pracę, a ja nie chciałam ci przeszkadzać. - powiedziałam na swoje usprawiedliwienie. Super by było, gdyby Louis mi pomógł, ale widziałam że ma naprawdę dużo pracy.
Chłopak zaczął się śmiać z moich słów, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi.
- Oj Em, Em, Em, wariacie ty mój. - powiedział cmokając mnie w czoło i odwracając się za siebie po czym zabrał z łóżka wcześniej przygotowane ubrania i ruszył do łazienki.
- Piętnaście minut i wychodzimy. - oznajmił zanim wszedł do łazienki.
- Piętnaście minut? - powiedziałam sama do siebie. - Nie ma szans, abym się wyrobiła. - dodałam i zaczęłam szybko rozplątywać gumkę z włosów.
***
Jednak piętnaście, albo szesnaście minut w całości starczyło, abym przygotowała się do wyjścia. Louis pachnący i czyściutki wyszedł z łazienki. Zapach jego wody kolońskiej roznosił się po mieszkaniu, a ja zafascynowana nie mogłam przestać głębiej oddychać.
Gdy weszłam do salonu chłopak zakładał właśnie na nogi swoje Vansy, z którymi chyba nigdy się nie rozstaje. Miał na sobie niebieską koszulę w kratkę włożoną do ciemnych dżinsów, a włosy były roztrzepane na całej głowie.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział wstając i poprawiając swoją koszulę.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Ubrałam zwykłą, białą koszulkę, ciemne dżinsy i czarny kardigan. Założyłam jeszcze trampki na stopy, bo tam gdzie się wybieramy będzie trzeba dużo chodzić. Makijaż zrobiłam minimalny. Tusz do rzęs i niewielka ilość podkładu. Przewiesiłam jeszcze małą torebkę na cienkim sznurku przez ramię i byłam gotowa.
Louis zamknął mieszkanie i zeszliśmy na dół do jego samochodu.
- Dzisiaj jedziemy autem. - oznajmił wystawiając dłoń przed siebie i naciskając guzik otwierający zamek.
- Oczywiście. - przewróciłam oczami i wsiadłam do pojazdu, gdy chłopak otworzył mi drzwi.
- To gdzie mam jechać? - zapytał odpalając samochód i zapinając pas bezpieczeństwa.
- Tutaj. - podałam mu małą karteczkę z adresem miejsca, do którego mieliśmy dzisiaj się udać.
- Zoo? - zapytał zdziwiony, ale wklepał adres do nawigacji.
- Tak, nie lubisz zwierząt? - zapytałam. Ma przecież Boba, więc moim zdaniem kocha zwierzaki.
- Oczywiście, że je lubię. - wymusił uśmiecha, jak to miał w zwyczaju robić gdy nie jest z czegoś zadowolony, a chce mi się upodobać.
- No to jedziemy. - oznajmiłam, gdy chłopak zawracał na małym parkingu i ruszył tak jak kazała mu nawigacja.
Perspektywa Louisa
Wcale nie uśmiechała mi się wizja chodzenia po jakimś zoo i patrzeniu jak goryle się obwąchują, albo robią coś innego. Oczywiście, lubię zwierzęta ale wolałbym posiedzieć w ciepłym kinie i po obściskiwać się z Emmą. A nie łazić tam i z powrotem na zimnie i w taki pochmurny dzień. Ale widząc ją taką uśmiechnięta, zwłaszcza po wczorajszych wydarzeniach, nie mogłem jej odmówić. Tak bardzo się cieszyła, że razem spędzimy ten dzień, że nie mogłem tego zmienić, a nawet i nie chciałem.
Nawigacja przyczepiona do przedniej szyby mojego samochodu mówiła, że powinniśmy znaleźć się na miejscu za jakieś dwadzieścia minut.
Popatrzyłem na Emmę zamyśloną i wpatrzoną w krajobraz za oknem. Wydawała się taka smutna i całkiem inna niż jeszcze kilka minut temu.
Czasem chciałbym wejść do jej głowy i dowiedzieć się o czym ta dziewczyna tyle myśli. Ale niestety nie mam takich zdolności, a to co mi mówi nie jest pewnie jedną setną jej myśli. Martwi się o mnie, o siebie o nas, o wszystkich. Nie powinna, bo przecież każdy jest dorosły i wie co robi.
Przejechaliśmy obok Big Bena i jechaliśmy teraz wzdłuż rzeki Tamizy. Emma nagle ożywiona zaczęła się rozglądać dookoła siebie i obserwować oraz pochłaniać każdy najmniejszy szczegół z krajobrazów nas otaczających. Zaśmiałem się widząc jej zainteresowanie, wyglądała tak słodko z dużymi oczami szeroko otwartymi.
Kilka minut później parkowałem na parkingu przy zoo. Dziewczyna wyskoczyła z samochodu pobudzona jak nigdy. Zamknąłem samochód i obszedłem go, aby złaapąc Emmę za rekę. Chwyciła ją i od razu pociągnęła w stronę wejścia. Zapłaciłem za wejście, ignorując sprzeciw brunetki, dzięki czemu obraziła się na mnie, ale całus w policzek wszystko uleczył i chwilę później chodziliśmy po alejkach zoo trzymając się za ręce.
- Patrz tutaj. - Emma wskazała na wielką żyrafę, która chodziła po swoim wybiegu i w ogóle nie przejmowała się, tym że kilkadziesiąt ludzi na nią patrzy.
- Jaka wielka. - dziewczyna nie mogła oderwać od niej swoich oczu.
- Faktycznie spora. - powiedziałem wkładając ręce do kieszeni spodni i stanąłem za nią.
- Nie chcesz tutaj być, prawda? - zapytała odwracając się do mnie twarzą i przyglądając się mojej twarzy.
- Niekoniecznie, ale jeśli ty chcesz to okej. - wyjaśniłęm, ale mina Emmy mówiła wszystko. Dzieczyna była smutna.
- Ej nie smutaj. Jest dobrze, robię to dla ciebie, słyszysz? - zapytałem unosząc jej podbródek. Kiwnęła tylko głową zgadzając się i przeszła obok mnie.
- Em przepraszam, słyszysz? - szła przede mną szybkim krokiem. Ledwo co ją dogoniłem.
- Stój Em. Zatrzymaj się. - cały czas wołałem za nią, ale ona mnie nie słuchała i nie robiła tego o co ją prosiłem.
W końcu udało mi się do niej dobiec i złapałem ją za ramię odwracając twarzą do siebie. Po jej policzkach spływały łzy.
- Czemu płaczesz? - zapytałem ocierając mokre strużki łez.
- Chciałam, abyśmy zrobili coś fajnego i zapomnieli o problemach, które teraz mamy. Ale ty oczywiście jesteś niezadowolony. - wyjaśniła, a mi opadła szczęka. Oczywiście nie byłem zadowolony z jej pomysłu, ale nigdy nawet bym jej o tym nie powiedział bo wiem jak się cieszyła, że gdzieś razem wychodzimy.
- Powiedziałem, że robię to dla ciebie. - odpowiedziałem łapiąc ją jeszcze raz za ramie, gdy znów odwróciła się do mnie plecami i chciała uciec.
- Przepraszam, okej? Postaram się zmienić. - obiecałem trzymając rękę na sercu.
- Zmienisz się, a nie postarasz. - poprawiła mnie, a ja zaśmiałem się z jej zuchwałości i klepiąc dwoma placami po swoim sercu obiecałem.
Nie wiem czy mi się zdawało, ale jakaś część Emmy zmieniła nastawienie. Już nie ekscytowała się tak zwierzętami jak wcześniej. Nie była taka uśmiechnięta jak jeszcze kilka minut wcześniej. Zapewne to moja wina, pomyślałem.
Szła obok mnie, co prawda trzymaliśmy się za ręce, ale jakoś nie czułem jej obecności obok mnie. Wiem, że to dziwne ale tak właśnie było.
- Super to miesjce. Dzieci mogą się pobawić na specjalnych placach zabaw, a rodzice pić niedaleko kawę obserwując swoje pociechy. - powiedziałem, gdy akurat przechodziliśmy obok miejsca zabaw dla dzieci z huśtawkami, zjeżdżalniami i piaskownicą.
- Tak. - Emma potwierdziła moje słowa.
- Chcesz mieć dzieci? - zapytałem, a ona nagle stanęła w miejscu i powoli odwracała głowę w moją stronę.
- Co? - zapytała wyraźnie wytrącona z równowagi moim pytaniem.
- Pytałem czy chcesz mieć dzieci. - powtórzyłem obserwując jej wyraz twarzy, które mówił teraz że dziewczyna naprawdę nie mogła uwierzyć moim słowom.
- Ale że teraz zaraz? - zaczęła rozglądać się dookoła siebie, zapewne denerwując się że ktoś mógł nas teraz usłyszeć.
- Nie Em. - zaśmiałem się - w przyszłości. - dodałem obserwując jak kąciki jej ust unoszą się w górę.
- W przyszłości jak najbardziej. - powiedziała uśmiechnięta pociągając mnie za dłoń i kontynuowaliśmy nasz spacer.
- To dobrze, bo ja też. - popatrzyłem na nią, gdy jej wzrok zwrócony był przed siebie.
Była na mnie zła, widziałem to. Mogłem choć trochę się postarać być dziś miły i zadowolony z jej wyboru. Ale ja jak to ja musiałem coś spieprzyć.
Nagle zauważyłem potężną fontannę z wodą dookoła niej. Nie wiele myśląc nachyliłem się nad Emmą i biorąc ją na ręce pobiegłem w stronę zbiornika.
Dziewczyna oczywiście protestowała trzymając się kurczowo mojej szyi. A gdy wskoczyłem do niej wydała z siebie głośny pisk. Obracałem się wokół własnej osi z nią na rękach, a brunetka krzyczała śmiejąc się głośno do mojego ucha.
Kilkoro ludzi zebrało się ze wszystkich stron. Niektórzy uśmiechnięci i klaszczący w dłonie, a inni niezadowoleni i kręcący głowami z odrazą. Nie zwracałem na nich zbytniej uwagi, bo po co psuć sobie taki wspaniały humor.
- Wariat. - skomentowała Emma moje zachowanie, gdy wyszliśmy z fontanny. Ja cały mokry, ona uśmiechnięta i czerwona na buzi.
- Przesadziłem? - zapytałem ją, a ona pokręciła głową i zaśmiała się cicho.
- No co ty. Super było. A teraz jedźmy do domu, bo mi się tutaj zaraz rozchorujesz. - powiedziała łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia, a następnie samochodu.
Pokonywaliśmy popołudniowe korki w dość szybkim tempie, a ja czułem jak robi mi się zimno.
Tylko nie to, pomyślałem i modląc się w duchu, bym się nie rozchorował. Wiem, że nie był to za dobry pomysł, aby wskakiwać razem z Emmą do lodowatej wody, ale chciałem aby dziewczyna zaznała trochę szaleństwa w naszym związku.
Gdy zaparkowałem na jednym z miejsc na parkingu Emma wyskoczyła z auta jak poparzona. Zacząłem się rozglądać dookoła siebie i zastanawiać co ją do tego zmusiło i dlaczego, aż tak żywo zareagowała.
- Em? - zapytałem zamykając samochód i podchodząc do niej. - Stało się coś? - bałem się, że dziewczyna zobaczyła coś okropnego i bała się.
- Nie, tylko chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Zimno mi. - wyjaśniła pocierając dłonie o siebie, a ja kiwnąłem głową.
Wyjąłem plik kluczy z tylnej kieszeni spodni i otworzyłem drzwi, a następnie oboje przeskakując po dwa schodki znaleźliśmy się pod drzwiami do mieszkania.
- Zrobię nam gorącą herbatę, dobra? - zapytała ruszając do kuchni, a ja uderzając zębami o siebie udałem się do sypialni, aby się przebrać. Założyłem na siebie grube dresowe spodnie, bluzkę z długim rękawem, gruby sweter i grube bawełniane skarpetki, które dostałem od babci na urodziny.
Opatulony jeszcze kocem ruszyłem do kuchni, gdzie Emma zalewała właśnie herbatę wrzącą wodą. Dodała do niej jeszcze po dwa plasterki cytryny i postawiła jeden z kubków przede mną, a sama biegiem ruszyła do sypialni. Słyszałem tylko jak mówi do siebie jak to jej zimno. Zaśmiałem się pod nosem z jej zachowania, a następnie upiłem łyk gorącej herbaty.
- Chodźmy do salonu. - powiedziała wchodząc do kuchni ubrana podobnie jak ja. Kiwnąłem tylko głową i zbierając kubek ze stolika ruszyłem za dziewczyną. Usiadłem na kanapie i rozchylając koc zachęciłem Emmę do tego, aby dołączyła do mnie.
- Jaki ty jesteś rozpalony Louis. - powiedziała dotykając mojego czoła.
- Jak zawsze skarbie. - odpowiedziałem puszczając jej oczko, ale dziewczyna zignorowała mój zboczony komentarz i wstała z kanapy.
- Gdzie idziesz? - zapytałem. Tak mi było cieplutko, gdy siedziała obok mnie.
- Po jakieś tabletki. - wyjaśniła wchodząc do łazienki.
Po chwili wróciła z koszyczkiem, w którym miała mnóstwo lekarstw, zapewne na wszystkie przypadłości.
- Proszę. - podała mi kilka białych pastylek.- Popij dużą ilością wody. - dodała podając mi szklankę z wodą.
Nigdy nie lubiłem połykać tabletek, jakichkolwiek. Ale teraz nie było innego wyjścia, poza tym robiłem to dla Emmy, bo wiedziałem że dziewczyna martwi się o mnie.
- Super. - pochwaliła mnie klepiąc po plecach.
- A teraz chodź do łóżka. - nakazała wyciągając do mnie dłoń, gdy wstała z kanapy.
Popatrzyłem na nią pytającym wzrokiem, a gdy dziewczyna uświadomiła sobie co powiedziała i jak to zabrzmiało zaczerwieniła się i zaczęła tłumaczyć.
- Ja... nie...nie chciałam.... tego.
- Wiem. - przerwałem jej zakłopotanie, chwytając jej dłoń i podążając za nią do sypialni.
- Połóż się, a ja zaraz przyniosę herbatę. - powiedziała, a ja wykonałem jej polecenie.
Chwilę później leżeliśmy obok siebie tuląc się pod kołdrą. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bałem się iż możemy faktycznie się rozchorować, bo ja sam już czułem jak zaczynam się trząść z zimna, mimo że mam na sobie grube ubrania i leżę pod kołdrą.
- Głupio zrobiłeś, że wpadłeś do tej wody. - Emma przerwała moje rozmyślania.
- Wiem. - odpowiedziałem z ustami w jej włosach.
- Wariat. - zaśmiała się, a ja uśmiechnąłem pod nosem słysząc jej słodki śmiech.
- Twój.
- Tak, mój. - potwierdziła sennym głosem, a chwilę później jej oddech zmienił się na płytki i dziewczyna usnęła.
Emma ma rację, nie powinienem się tak zachowywać. Wiem, że chciałem jej zaimponować i pokazać, że potrafię być szalony, ale to było bardzo głupie. Mogłem zrobić coś innego. A teraz mam - leżę w łóżku prawdopodobnie z gorączką i grypą zbliżającą się w moją stronę.
Jak ja jutro pójdę do pracy? Najwyżej zostanę w łóżku, ale to okaże się jutro rano.
Jest już piętnasta, a ja padam na twarz. Pasuje się zdrzemnąć. Poszedłem jeszcze sprawdzić czy aby drzwi do mieszkania są zamknięte, a gdy upewniłem się że tak jest wróciłem do Emmy i przytulając się do niej usnąłem w przeciągu kilku minut.
Po skończonym prysznicu i wymyciu włosów wyszłam z kabiny. Założyłam czystą bieliznę, czarne legginsy i bluzę Louisa. Mokre włosy spięłam w koczek i wyszłam z łazienki. Chłopak jeszcze spał, a jego chrapanie dobrze słyszałam w kuchni. Włączyłam czajnik z wodą, a do tostera wrzuciłam tosty. Na szybkiego zrobiłam sałatkę z warzyw które miałam akurat pod ręką, a chwilę później wyjmowałam przypieczone tosty, a na ich miejsce wędrowały następne. Pstryknięcie czajnika oznajmiło, że woda na kawę się zagotowała, więc zalałam duży dzbanek wrzącą wodą. A gdy zapach świeżej kawy wypełnił moje nozdrza to poczułam jak coś mi się dzieje w żołądku. Zawsze lubiłam ten zapach, odkąd tylko pamiętam. Nalałam więc kawę do dwóch kubków, które chwilę później dołączyły do pięknie przystawionego stołu. Stanęłam naprzeciwko niego i kładąc dłonie na biodrach nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam:
- Jestem z siebie dumna - i z wysoko uniesionym podbródkiem ruszyłam w stronę sypialni, aby obudzić Louisa. Dochodziła już dziesiąta i to najwyższy czas aby chłopak wstał, bo przecież nie będzie spał cały dzień, prawda?
Gdy tylko weszłam do sypialni wybuchnęłam śmiechem. Bo wychodząc z sypialni chłopak spał w miarę w normalnej pozycji, a teraz to nawet nie dam rady tego opisać. Głowę miał tak blisko klatki piersiowej, że jestem zaskoczona że można coś takiego osiągnąć. W ogóle jego całe ciało wydawało się jakieś malutkie. Może to przez moje duże łóżko, albo że części bruneta wcale nie było widać.
Nie mogłam opanować swojego śmiechu, czym chyba go obudziłam. Otworzył powoli swoje oczy, a ja mogłam w końcu ujrzeć piękne, niebieskie tęczówki.
- Dzień dobry. - powiedziałam podchodząc i siadając na skraju łóżka.
- Cześć. - uwielbiam jego poranną chrypkę i to jak włosy stoją mu we wszystkie strony świata. Uśmiech zagościł na jego pięknym ustach, gdy nachyliłam się aby go pocałować.
- Śniadanie gotowe. - oznajmiłam, po czym wyszłam z sypialni. Chciałam dać mu trochę czasu na ogarnięcie się i doprowadzenie do ładu.
Kilka minut później zasiadał przy stole, naprzeciwko mnie. Obserwowałam jak nakłada sobie na talerz sałatkę ze szklanej miski. Nie mogłam oderwać wzroku od jego dłoni. wiem, może i to głupie ale Louis naprawdę ma wspaniałe dłonie i nie tylko.
- Co mi się tak przyglądasz?- głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia nad różnymi częściami jego ciała. Zaczerwieniłam się, bo zrobiło mi się wstyd.
- Jakie masz plany na dziś? - zapytałam chłopaka, aby odwrócić uwagę od siebie.
- Pewnie popracuję trochę, a później możemy gdzieś iść jeśli będziesz chciała, oczywiście. - odpowiedział upijając łyk kawy z kubka.
- Okej. - mruknęłam tylko. Szkoda, że musi popracować. Chciałabym spędzić z nim cały dzień, a nie tylko kilka godzin. Pewnie praca zajmie część jego dnia, a dla mnie będzie tylko parę godzin. Wiem, egoistyczne myślenie, ale czy to źle że chcę aby mój chłopak był ze mną cały czas po tym gdy mieliśmy niemały przestój w naszym związku?
- Em, co się dzieje? Boli cię ręką? - zapytał wyraźnie zmartwiony moim zachowaniem. Popatrzyłam na moją dłoń. Faktycznie była nieco zaczerwieniona, ale okłady z lodu które Louis mi zrobił jak i potem sama w nocy sobie zafundowałam pomogły mi uśmierzyć ból jak i zwalczyć zaczerwienioną skórę.
- Nie, nie boli. Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy coś razem porobić. - wyjaśniłam.
- Em, praca zajmie mi zaledwie dwie godziny . Odpiszę na maile, dokończę plan na przyszły tydzień i tyle. Dwie godziny skarbie. - powiedział łapiąc mnie za dłoń i lekko ją ściskając. Czy on właśnie zwrócił się do mnie skarbie?
- Myślałam, że dłużej. - zdziwienie w moim głosie było dobrze słyszalne, aż za dobrze.
- Ja też mam ochotę spędzić z tobą więcej czasu. - zaśmiał się, a ja oparłam wygodnie o oparcie krzesła i rozmyślałam co by tu można zrobić z tak pięknie rozpoczętym, ale też zachmurzonym dniem. Przychodziło mi kilka możliwości do głowy, a jedna z nich aż wyrywała się przed szereg i już wiedziałam co możemy dziś porobić.
***
Po tym jak Louis odpisał na ponad trzydzieści wiadomości, a ja posprzątałam całe mieszkanie włącznie z odkurzeniem każdego centymetra wszystkich pomieszczeń. Widziałam, jaki Louis był zirytowany gdy jeździłam szczotką obok jego stóp. Śmiałam się z niego, bo już ledwo co wytrzymywał ze mną, aż w końcu wkurzony poszedł do sypialni. Ale ja, jak to ja, oczywiście musiałam go jeszcze trochę po torturować. I gdy tylko skończyłam w salonie przeszłam z moim najlepszym przyjacielem do sypialni.
Wtedy to już zirytowanie Louisa wzrosło do maksimum, ale nic nie powiedział. Mruknąłby coś pod nosem to obawiam się, że skończyłby tak jak z olbrzymem wczoraj.
Nigdy nie byłam chętna do bójek. Może czasem z koleżankami w szkole się zwyzywałyśmy, ale zazwyczaj na tym się kończyło. Nigdy nie dochodziło między nami do rękoczynów. Nigdy. Aż tu nagle jakiś podejrzany i obleśny typek atakuje mojego chłopaka. To wtedy u mnie włącza się jakiś guzik i biegnę mu na pomoc. Nie wyobrażam sobie, żebym siedziała w samochodzie, tak jak Louis mi kazał, i patrzyła jak go biją. Nigdy w życiu bym się tak nie zachowała.
Nie chciałam rozmyślać o tym co się wczoraj stało, ale moja piekąca ręką co chwila mi o tym przypomina. I naprawdę nie jest to przyjemne uczucie i chciałabym o tym zapomnieć jak najszybciej, ale wiem że to wryło mi się w psychikę i nie będzie z tym tak łatwo, aby się tego pozbyć.
Nim się spostrzegłam całe mieszkanie lśniło czystością. Lubię sprzątać, jakoś nigdy nie sprawiało mi to trudności, a wręcz przeciwnie - przyjemność, że mogę zrobić coś pożytecznego i dzięki temu będę się czuć wspaniale.
Odłożyłam odkurzacz na swoje zwyczajowe miejsce i poszłam sprawdzić co robi Louis. Gdy tylko przekroczyłam prób sypialni dostrzegłam jak chłopak zamyka klapę swojego laptopa i kładzie go obok siebie.
- Skończyłeś? - zapytałam, a ten popatrzył na mnie swoimi niebieskimi jak ocean tęczówkami.
- Tak. Mieszkanie jest już wystarczająco czyste? - zapytał z uśmieszkiem na tych jego ustach.
- Nie widzisz? - zapytałam, gdy znalazł się blisko mnie.
- No widzę. Tak sprzątałaś, że aż trudno było mi się skupić na pracy. - zaśmiał się, a ja stanęłam na palcach i złożyłam całusa na jego brodzie.
- Sorka, ale to jedyny normalny dzień gdzie mogę posprzątać. - powiedziałam wzruszając ramionami.
- Mogłem ci pomóc, trzeba było powiedzieć. - położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Miałeś pracę, a ja nie chciałam ci przeszkadzać. - powiedziałam na swoje usprawiedliwienie. Super by było, gdyby Louis mi pomógł, ale widziałam że ma naprawdę dużo pracy.
Chłopak zaczął się śmiać z moich słów, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi.
- Oj Em, Em, Em, wariacie ty mój. - powiedział cmokając mnie w czoło i odwracając się za siebie po czym zabrał z łóżka wcześniej przygotowane ubrania i ruszył do łazienki.
- Piętnaście minut i wychodzimy. - oznajmił zanim wszedł do łazienki.
- Piętnaście minut? - powiedziałam sama do siebie. - Nie ma szans, abym się wyrobiła. - dodałam i zaczęłam szybko rozplątywać gumkę z włosów.
***
Jednak piętnaście, albo szesnaście minut w całości starczyło, abym przygotowała się do wyjścia. Louis pachnący i czyściutki wyszedł z łazienki. Zapach jego wody kolońskiej roznosił się po mieszkaniu, a ja zafascynowana nie mogłam przestać głębiej oddychać.
Gdy weszłam do salonu chłopak zakładał właśnie na nogi swoje Vansy, z którymi chyba nigdy się nie rozstaje. Miał na sobie niebieską koszulę w kratkę włożoną do ciemnych dżinsów, a włosy były roztrzepane na całej głowie.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział wstając i poprawiając swoją koszulę.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Ubrałam zwykłą, białą koszulkę, ciemne dżinsy i czarny kardigan. Założyłam jeszcze trampki na stopy, bo tam gdzie się wybieramy będzie trzeba dużo chodzić. Makijaż zrobiłam minimalny. Tusz do rzęs i niewielka ilość podkładu. Przewiesiłam jeszcze małą torebkę na cienkim sznurku przez ramię i byłam gotowa.
Louis zamknął mieszkanie i zeszliśmy na dół do jego samochodu.
- Dzisiaj jedziemy autem. - oznajmił wystawiając dłoń przed siebie i naciskając guzik otwierający zamek.
- Oczywiście. - przewróciłam oczami i wsiadłam do pojazdu, gdy chłopak otworzył mi drzwi.
- To gdzie mam jechać? - zapytał odpalając samochód i zapinając pas bezpieczeństwa.
- Tutaj. - podałam mu małą karteczkę z adresem miejsca, do którego mieliśmy dzisiaj się udać.
- Zoo? - zapytał zdziwiony, ale wklepał adres do nawigacji.
- Tak, nie lubisz zwierząt? - zapytałam. Ma przecież Boba, więc moim zdaniem kocha zwierzaki.
- Oczywiście, że je lubię. - wymusił uśmiecha, jak to miał w zwyczaju robić gdy nie jest z czegoś zadowolony, a chce mi się upodobać.
- No to jedziemy. - oznajmiłam, gdy chłopak zawracał na małym parkingu i ruszył tak jak kazała mu nawigacja.
Perspektywa Louisa
Wcale nie uśmiechała mi się wizja chodzenia po jakimś zoo i patrzeniu jak goryle się obwąchują, albo robią coś innego. Oczywiście, lubię zwierzęta ale wolałbym posiedzieć w ciepłym kinie i po obściskiwać się z Emmą. A nie łazić tam i z powrotem na zimnie i w taki pochmurny dzień. Ale widząc ją taką uśmiechnięta, zwłaszcza po wczorajszych wydarzeniach, nie mogłem jej odmówić. Tak bardzo się cieszyła, że razem spędzimy ten dzień, że nie mogłem tego zmienić, a nawet i nie chciałem.
Nawigacja przyczepiona do przedniej szyby mojego samochodu mówiła, że powinniśmy znaleźć się na miejscu za jakieś dwadzieścia minut.
Popatrzyłem na Emmę zamyśloną i wpatrzoną w krajobraz za oknem. Wydawała się taka smutna i całkiem inna niż jeszcze kilka minut temu.
Czasem chciałbym wejść do jej głowy i dowiedzieć się o czym ta dziewczyna tyle myśli. Ale niestety nie mam takich zdolności, a to co mi mówi nie jest pewnie jedną setną jej myśli. Martwi się o mnie, o siebie o nas, o wszystkich. Nie powinna, bo przecież każdy jest dorosły i wie co robi.
Przejechaliśmy obok Big Bena i jechaliśmy teraz wzdłuż rzeki Tamizy. Emma nagle ożywiona zaczęła się rozglądać dookoła siebie i obserwować oraz pochłaniać każdy najmniejszy szczegół z krajobrazów nas otaczających. Zaśmiałem się widząc jej zainteresowanie, wyglądała tak słodko z dużymi oczami szeroko otwartymi.
Kilka minut później parkowałem na parkingu przy zoo. Dziewczyna wyskoczyła z samochodu pobudzona jak nigdy. Zamknąłem samochód i obszedłem go, aby złaapąc Emmę za rekę. Chwyciła ją i od razu pociągnęła w stronę wejścia. Zapłaciłem za wejście, ignorując sprzeciw brunetki, dzięki czemu obraziła się na mnie, ale całus w policzek wszystko uleczył i chwilę później chodziliśmy po alejkach zoo trzymając się za ręce.
- Patrz tutaj. - Emma wskazała na wielką żyrafę, która chodziła po swoim wybiegu i w ogóle nie przejmowała się, tym że kilkadziesiąt ludzi na nią patrzy.
- Jaka wielka. - dziewczyna nie mogła oderwać od niej swoich oczu.
- Faktycznie spora. - powiedziałem wkładając ręce do kieszeni spodni i stanąłem za nią.
- Nie chcesz tutaj być, prawda? - zapytała odwracając się do mnie twarzą i przyglądając się mojej twarzy.
- Niekoniecznie, ale jeśli ty chcesz to okej. - wyjaśniłęm, ale mina Emmy mówiła wszystko. Dzieczyna była smutna.
- Ej nie smutaj. Jest dobrze, robię to dla ciebie, słyszysz? - zapytałem unosząc jej podbródek. Kiwnęła tylko głową zgadzając się i przeszła obok mnie.
- Em przepraszam, słyszysz? - szła przede mną szybkim krokiem. Ledwo co ją dogoniłem.
- Stój Em. Zatrzymaj się. - cały czas wołałem za nią, ale ona mnie nie słuchała i nie robiła tego o co ją prosiłem.
W końcu udało mi się do niej dobiec i złapałem ją za ramię odwracając twarzą do siebie. Po jej policzkach spływały łzy.
- Czemu płaczesz? - zapytałem ocierając mokre strużki łez.
- Chciałam, abyśmy zrobili coś fajnego i zapomnieli o problemach, które teraz mamy. Ale ty oczywiście jesteś niezadowolony. - wyjaśniła, a mi opadła szczęka. Oczywiście nie byłem zadowolony z jej pomysłu, ale nigdy nawet bym jej o tym nie powiedział bo wiem jak się cieszyła, że gdzieś razem wychodzimy.
- Powiedziałem, że robię to dla ciebie. - odpowiedziałem łapiąc ją jeszcze raz za ramie, gdy znów odwróciła się do mnie plecami i chciała uciec.
- Przepraszam, okej? Postaram się zmienić. - obiecałem trzymając rękę na sercu.
- Zmienisz się, a nie postarasz. - poprawiła mnie, a ja zaśmiałem się z jej zuchwałości i klepiąc dwoma placami po swoim sercu obiecałem.
Nie wiem czy mi się zdawało, ale jakaś część Emmy zmieniła nastawienie. Już nie ekscytowała się tak zwierzętami jak wcześniej. Nie była taka uśmiechnięta jak jeszcze kilka minut wcześniej. Zapewne to moja wina, pomyślałem.
Szła obok mnie, co prawda trzymaliśmy się za ręce, ale jakoś nie czułem jej obecności obok mnie. Wiem, że to dziwne ale tak właśnie było.
- Super to miesjce. Dzieci mogą się pobawić na specjalnych placach zabaw, a rodzice pić niedaleko kawę obserwując swoje pociechy. - powiedziałem, gdy akurat przechodziliśmy obok miejsca zabaw dla dzieci z huśtawkami, zjeżdżalniami i piaskownicą.
- Tak. - Emma potwierdziła moje słowa.
- Chcesz mieć dzieci? - zapytałem, a ona nagle stanęła w miejscu i powoli odwracała głowę w moją stronę.
- Co? - zapytała wyraźnie wytrącona z równowagi moim pytaniem.
- Pytałem czy chcesz mieć dzieci. - powtórzyłem obserwując jej wyraz twarzy, które mówił teraz że dziewczyna naprawdę nie mogła uwierzyć moim słowom.
- Ale że teraz zaraz? - zaczęła rozglądać się dookoła siebie, zapewne denerwując się że ktoś mógł nas teraz usłyszeć.
- Nie Em. - zaśmiałem się - w przyszłości. - dodałem obserwując jak kąciki jej ust unoszą się w górę.
- W przyszłości jak najbardziej. - powiedziała uśmiechnięta pociągając mnie za dłoń i kontynuowaliśmy nasz spacer.
- To dobrze, bo ja też. - popatrzyłem na nią, gdy jej wzrok zwrócony był przed siebie.
Była na mnie zła, widziałem to. Mogłem choć trochę się postarać być dziś miły i zadowolony z jej wyboru. Ale ja jak to ja musiałem coś spieprzyć.
Nagle zauważyłem potężną fontannę z wodą dookoła niej. Nie wiele myśląc nachyliłem się nad Emmą i biorąc ją na ręce pobiegłem w stronę zbiornika.
Dziewczyna oczywiście protestowała trzymając się kurczowo mojej szyi. A gdy wskoczyłem do niej wydała z siebie głośny pisk. Obracałem się wokół własnej osi z nią na rękach, a brunetka krzyczała śmiejąc się głośno do mojego ucha.
Kilkoro ludzi zebrało się ze wszystkich stron. Niektórzy uśmiechnięci i klaszczący w dłonie, a inni niezadowoleni i kręcący głowami z odrazą. Nie zwracałem na nich zbytniej uwagi, bo po co psuć sobie taki wspaniały humor.
- Wariat. - skomentowała Emma moje zachowanie, gdy wyszliśmy z fontanny. Ja cały mokry, ona uśmiechnięta i czerwona na buzi.
- Przesadziłem? - zapytałem ją, a ona pokręciła głową i zaśmiała się cicho.
- No co ty. Super było. A teraz jedźmy do domu, bo mi się tutaj zaraz rozchorujesz. - powiedziała łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia, a następnie samochodu.
Pokonywaliśmy popołudniowe korki w dość szybkim tempie, a ja czułem jak robi mi się zimno.
Tylko nie to, pomyślałem i modląc się w duchu, bym się nie rozchorował. Wiem, że nie był to za dobry pomysł, aby wskakiwać razem z Emmą do lodowatej wody, ale chciałem aby dziewczyna zaznała trochę szaleństwa w naszym związku.
Gdy zaparkowałem na jednym z miejsc na parkingu Emma wyskoczyła z auta jak poparzona. Zacząłem się rozglądać dookoła siebie i zastanawiać co ją do tego zmusiło i dlaczego, aż tak żywo zareagowała.
- Em? - zapytałem zamykając samochód i podchodząc do niej. - Stało się coś? - bałem się, że dziewczyna zobaczyła coś okropnego i bała się.
- Nie, tylko chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Zimno mi. - wyjaśniła pocierając dłonie o siebie, a ja kiwnąłem głową.
Wyjąłem plik kluczy z tylnej kieszeni spodni i otworzyłem drzwi, a następnie oboje przeskakując po dwa schodki znaleźliśmy się pod drzwiami do mieszkania.
- Zrobię nam gorącą herbatę, dobra? - zapytała ruszając do kuchni, a ja uderzając zębami o siebie udałem się do sypialni, aby się przebrać. Założyłem na siebie grube dresowe spodnie, bluzkę z długim rękawem, gruby sweter i grube bawełniane skarpetki, które dostałem od babci na urodziny.
Opatulony jeszcze kocem ruszyłem do kuchni, gdzie Emma zalewała właśnie herbatę wrzącą wodą. Dodała do niej jeszcze po dwa plasterki cytryny i postawiła jeden z kubków przede mną, a sama biegiem ruszyła do sypialni. Słyszałem tylko jak mówi do siebie jak to jej zimno. Zaśmiałem się pod nosem z jej zachowania, a następnie upiłem łyk gorącej herbaty.
- Chodźmy do salonu. - powiedziała wchodząc do kuchni ubrana podobnie jak ja. Kiwnąłem tylko głową i zbierając kubek ze stolika ruszyłem za dziewczyną. Usiadłem na kanapie i rozchylając koc zachęciłem Emmę do tego, aby dołączyła do mnie.
- Jaki ty jesteś rozpalony Louis. - powiedziała dotykając mojego czoła.
- Jak zawsze skarbie. - odpowiedziałem puszczając jej oczko, ale dziewczyna zignorowała mój zboczony komentarz i wstała z kanapy.
- Gdzie idziesz? - zapytałem. Tak mi było cieplutko, gdy siedziała obok mnie.
- Po jakieś tabletki. - wyjaśniła wchodząc do łazienki.
Po chwili wróciła z koszyczkiem, w którym miała mnóstwo lekarstw, zapewne na wszystkie przypadłości.
- Proszę. - podała mi kilka białych pastylek.- Popij dużą ilością wody. - dodała podając mi szklankę z wodą.
Nigdy nie lubiłem połykać tabletek, jakichkolwiek. Ale teraz nie było innego wyjścia, poza tym robiłem to dla Emmy, bo wiedziałem że dziewczyna martwi się o mnie.
- Super. - pochwaliła mnie klepiąc po plecach.
- A teraz chodź do łóżka. - nakazała wyciągając do mnie dłoń, gdy wstała z kanapy.
Popatrzyłem na nią pytającym wzrokiem, a gdy dziewczyna uświadomiła sobie co powiedziała i jak to zabrzmiało zaczerwieniła się i zaczęła tłumaczyć.
- Ja... nie...nie chciałam.... tego.
- Wiem. - przerwałem jej zakłopotanie, chwytając jej dłoń i podążając za nią do sypialni.
- Połóż się, a ja zaraz przyniosę herbatę. - powiedziała, a ja wykonałem jej polecenie.
Chwilę później leżeliśmy obok siebie tuląc się pod kołdrą. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bałem się iż możemy faktycznie się rozchorować, bo ja sam już czułem jak zaczynam się trząść z zimna, mimo że mam na sobie grube ubrania i leżę pod kołdrą.
- Głupio zrobiłeś, że wpadłeś do tej wody. - Emma przerwała moje rozmyślania.
- Wiem. - odpowiedziałem z ustami w jej włosach.
- Wariat. - zaśmiała się, a ja uśmiechnąłem pod nosem słysząc jej słodki śmiech.
- Twój.
- Tak, mój. - potwierdziła sennym głosem, a chwilę później jej oddech zmienił się na płytki i dziewczyna usnęła.
Emma ma rację, nie powinienem się tak zachowywać. Wiem, że chciałem jej zaimponować i pokazać, że potrafię być szalony, ale to było bardzo głupie. Mogłem zrobić coś innego. A teraz mam - leżę w łóżku prawdopodobnie z gorączką i grypą zbliżającą się w moją stronę.
Jak ja jutro pójdę do pracy? Najwyżej zostanę w łóżku, ale to okaże się jutro rano.
Jest już piętnasta, a ja padam na twarz. Pasuje się zdrzemnąć. Poszedłem jeszcze sprawdzić czy aby drzwi do mieszkania są zamknięte, a gdy upewniłem się że tak jest wróciłem do Emmy i przytulając się do niej usnąłem w przeciągu kilku minut.
__________________________________________________________________
Witajcie w taką piękną niedzielę :)
Na początku chcę przeprosić, za to że rozdział nie pojawił się wczoraj.
Ale miałam plany aby go dodać, gdy nagle wieczorem bardzo źle się poczułam i musiałam się położyć.
Na szczęście sen zwalcza wszystko i takim oto sposobem jestem z nowym rozdziałem :)
Co o nim sądzicie? Mi się bardzo podoba :) Louis to wariat prawda? Ale jaki słodki :)
A teraz tak zmieniając temat chcę Wam coś opowiedzieć. Miałam dziś dziwny sen, a raczej trzy. Mam taki kaszel, że budzę się w nocy i normalnie się duszę. Trzy razy w nocy się przebudziłam, masakra po prostu.
Dwa pierwsze sny nie były akie fajne, jakieś katastrofy, jakieś napady. Ale trzeci pobił wszystko. Miałam już sny z chłopakami z 1D, ale nigdy takie że byłam na ich koncercie.
Więc było to w jakiejś dziwnej sali (chyba kinowej, bo były właśnie charakterystyczne krzesła) i oczywiście siedziałam w pierwszym rzędzie. I nagle patrzę a tu ktoś wbiega na scenę, wiadomo kto to był :) Ale najśmieszniejsze jest to, że chłopaki mieli te same ciuchy co na trasie UAN. I śpiewali "I want" Sama nie wiem dlaczego akurat tą piosenkę :)
Zaśpiewali jeden utwór i zeszli ze sceny. A ja zaczęłam biegać za nimi, gdy oni schowali się w swoich garderobach. I właśnie mijałam jedne drzwi i tak sobie myślę: a zobaczę co tam jest, i weszłam do tego pomieszczenia. Patrzę a tam Harry siedzi na dużym łóżku i najfajniejsze było to, że miał na głowie..... warkoczyki :) Chciałabym zobaczyć wtedy swoją minę :)
I tak pogadaliśmy, zadziwiające było to że i po angielsku i po polsku hahhaha
Zrobiliśmy sobie standardowo selfie, które oczywiście nie wyszło bo Harry zaczął ruszać głową :)
Potem pamiętam, że wyszłam na korytarz i poszukiwałam reszty chłopaków. No i wchodzę do innego pokoju i patrzę a tam Louis i Zayn i jakiś reporter przeprowadzający z nimi wywiad. A ja takie przepraszam i uciekłam. Nie wiem czemu, ale strasznie bałam się spotkać Louisa. Obawiałam się, że powie jakiś złośliwy komentarz o mnie, a mi się przykro zrobi.
Liama w ogóle nie widziałam. Natomiast z Niallem miałam akcję. Idę sobie tym całym korytarzem, który był zadziwiająco bardzo długi. I nagle jakieś drzwi się otwierają i wychodzi z nich blondyn. Ja stanęłam w pół kroku nie mogąc się ruszyć, on tak samo. Ale minęło kilka sekund i poprosiłam go o zdjęcie. Zrobiliśmy sobie, i to jest najlepsze, zdjęcie w lustrze. Bo nie wiem dlaczego, ale tam gdzie staliśmy było kilkanaście luster. Robiliśmy różne dziwne miny i uwaga! pozy :) hahha
I na moje nieszczęście mama mnie obudziła :(
Chciałabym, aby kiedyś mój sen się spełnił. Podobno sny są ukrytymi pragnieniami, więc mam nadzieję że kiedyś pójdę na koncert chłopaków.
A Wy mieliście kiedyś jakieś zwariowane sny z chłopakami w roli głównej? Piszcie chętnie poczytam :)
Do następnego, będzie w ciągu tygodnia, bo ten tydzień mam w miarę luźny :)
Wiec do następnego i czekam na opisy Waszych snów :)
Hahahahahahahahahahaha ale miałaś fajny sen , ja z 1D miałam tylko 2 sny , a rozdział jest GENIALNY :) :) :)
OdpowiedzUsuńJa miałam tylko 1 sen z 1D i nwm czemu z Harrym. Siedziałam z nim na ławce w mojej szkole i rozmawiałam. Nic super ciekawego się nie działo. Rozdział mega, ale co Cb Louis to chyba Cie opieprze. Ale liczą się chęci, co nie?
OdpowiedzUsuńOla
Jesteś szalona i można Cię przysłowiowo "łyżkami jeść"; kocham jak piszesz, czekam na następny; ściskam :)
OdpowiedzUsuńSnilo mi sie kiedyś 1D ale juz nie pamietam ;(
OdpowiedzUsuńKolejny rozdzial super. Czekam na akcje:*