Nie wierzyłam własnym oczom.
To moja ciotka, ta która robiła mi taką ogromną krzywdę i ta przez którą moja psychika jest teraz doszczętnie zrujnowana. Czy ona nie wie, że ja nie mam ochoty mieć nic z nią wspólnego?
- Emma jak miło się widzieć. - powiedziała uśmiechając się do mnie i głaszcząc mnie po policzku. Tymi palcami, które jeszcze tak niedawno uderzały w moje ciało.
- Czego ode mnie chcesz? - wysyczałam przez zęby odtrącając z impetem jej dłoń.
Nie dobrze, że ta scena rozgrywa się na oczach tylu ludzi, choć może to i lepiej bo wiem że nie zrobi mi krzywdy przy nich. Choć znając ją to potrafi posunąć się do najgorszych czynów, a miejsce i widownia by jej nie powstrzymały.
- Spokojnie, chcę z tobą porozmawiać. - odpowiedziała krzyżując swoje ręce na ramionach i patrząc na mnie łagodnym wzrokiem.
Pamiętam jak kiedyś jej oczy były aż czerwone z wściekłości, a teraz? Patrzy na mnie jakby nigdy nic się nie działo między nami.
- A niby o czym chcesz ze mną rozmawiać ty psychopatko? - zapytałam. Miałam gdzieś, że może się wściec.
Stoimy na ulicy pełnej ludzi, którzy spieszą się do pracy z przerwy na obiad, więc wątpię aby mi coś zrobiła. Poza tym za mną stoi Louis. Właśnie Louis! Szybko się odwróciłam, ale nie zauważyłam go. Jego samochód stał nadal w tym samym miejscu co wcześniej, ale chłopaka nigdzie nie było Nagle poczułam jak czyjaś ręka oplata mnie w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo bardzo dobrze wiedziałam kto to jest.
- A ten tu czego? - zapytała ciotka wskazując na stojącego obok mnie bruneta.
- Grzeczniej proszę. - zwróciłam się do niej z taką sama pogardą jak ona do mojego towarzysza.
- To mój ... - kto? Przyjaciel? Raczej nie. Znajomy? Tak.
- To mój... - zaczęłam, .
- Jestem jej chłopakiem. - A ja, aż wciągnęłam głośno powietrze słysząc to określenie, a wyraz twarzy ciotki przedstawiał jakby kobieta zjadła coś nieprzyjemnego.
- Kto? Chłopak? A kto by cię chciał? - zapytała wskazując na mnie. Już chciałam rzucić się na nią z pięściami, ale mocny uścisk Louis na mojej talii mnie powstrzymał.
- Ja. - odpowiedział Louis spokojnym i szczerym głosem. Zatkało mnie. Wiedziałam, że chłopak nie mówi serio, a tylko dlatego że moja ciotka tutaj jest i czegoś chce.
- Czego chcesz? - zapytałam chcąc zmienić temat i odsunąć rozmowy jak najdalej ode mnie.
- Porozmawiać. - odpowiedziała.
- Przecież rozmawiamy. - zauważyłam wskazując palcem pomiędzy nas.
- Ale w cztery oczy. - wskazała palcem na Louisa, który obserwował każdy jej ruch jak jakiś drapieżnik, który w razie jakiegoś niebezpieczeństwa zaatakuje.
- Nie ma takiej opcji. Albo mówisz co chcesz teraz, albo w ogóle. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Dłoń Louis cały czas spoczywała na mojej talii, co nie powiem ale cholernie mi się podobało. Czułam się... bezpieczna.
- Dobra. Potrzebuję pieniędzy. - wyjaśniła. Wiedziałam, odkąd tylko się dowiedziałam od Ve, że mnie szuka wiedziałam że potrzebuje pieniędzy. Tylko na co?
- Pieniędzy? Ode mnie? Ty chcesz czegoś ode mnie? Odkąd pamiętam nienawidziłaś mnie, nie szanowałaś mnie nie słuchałaś gdy mówiłam ci, że jestem głodna. - przypomniały mi się wszystkie sytuacje, które przeżyłam w jej psychicznym i pełnym nienawiści domu. To się nie mieści w głowie. Ta kobieta, która kiedyś sponiewierała mnie, biła, zamykała na klucz na ciemnym strychu chce teraz czegoś ode mnie? Wolne żarty.
- Louis, chodź nie chce na nią patrzeć i jej słuchać. - powiedziałam łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc w stronę zaparkowanego obok nas samochodu.
- Czekaj, potrzebuję twojej pomocy. - powiedziała łapiąc mnie za ramię. Wyszarpnęłam się z jej uścisku i odwróciłam twarzą do niej.
- Nie potrzebujesz mojej pomocy, tylko pieniędzy. A ja nadal nie wiem na co. - powiedziałam. Ta kobieta ma tupet. Gdy ja potrzebowałam jej pomocy, to ona nie miała dla mnie czasu. A nawet mnie nie wysłuchała, gdy chciałam z nią porozmawiać. A teraz? Ona chce czegoś ode mnie. Żałosne. - Poza tym i tak bym ci ich nie dała, bo ich nie posiadam. - odpowiedziałam podkreślając ostatnie zdanie.
- Nie masz? A samochód? Mieszkanie? - zapytała wskazując na stojące przed nami czarne Audi.
- Samochód nie jest mój i mieszkanie tak samo. A teraz wybacz, ale śpieszę się. - powiedziałam odwracając się od niej i wsiadając do auta.
Louis szybko przemknął na drugą stronę i wsiadł do środka. Z piskiem opon odjechaliśmy spod kawiarni.
Przez większą część drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Dopiero, gdy chłopak wjechał do podziemnego garażu zorientowałam się, że coś jest nie tak.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam, gdy brunet wyłączył silnik auta i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
- Pomyślałem, że wolałabyś być teraz w cichszym miejscu niż miasto, więc przyjechaliśmy do mnie. - oświecił mnie. Co? Jesteśmy u niego w domu? Niemożliwe.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odpowiedziałam patrząc na niego niepewnie.
- Dlaczego? Tu możesz czuć się bezpieczna. - zapewnił głaskając mój policzek.
- Dziękuję ci. - wyszeptałam tylko, a pod moimi policzkami zbierały się łzy.
- Chodź, napijemy się gorącej herbaty i humor na pewno ci się poprawi. - powiedział wysiadając z samochodu i obchodząc go po czym otwierał drzwi od strony pasażera.
Niepewnie wysiadałam z auta i zatrzaskując za sobą drzwi ruszyłam za Louisem.
Nie wiedziałam co robię, ale tego mi teraz było trzeba. Czyjegoś towarzystwa i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze i że jestem bezpieczna. Nie chciałabym być teraz sama, nie czuję się na tyle silna aby zostać sama i zastanawiać się dlaczego ciotka mnie odnalazła i po co jej pieniądze.
Wsiedliśmy do małej windy, po czym Louis wcisnął guzik z ósemką i winda ruszyła gładko w górę.
- Mieszkasz sam? - zapytałam stojąc w kącie windy i patrząc z ukosa na niego.
- Nie. - odpowiedział posyłając mi mały uśmiech.
O kurde mieszka z dziewczyną? Rodzicami? Przyjaciółmi?
- To może ja nie powinnam... - zaczęłam nerwowo gestykulować, ale chłopak mnie uspokoił mówiąc.
- Poznałaś go już i myślę, że cię polubił. - powiedział, a kilka sekund później drzwi windy brzdęknęły otwierając się.
- Chodź. - ponaglił łapiąc mnie z ramię i wyciągając za sobą z windy.
W holu zauważyłam całe mnóstwo czarno-białych obrazów przedstawiających zdjęcia... zwierząt. Psów, kotów, mysz, a nawet papug. Czyżby chłopak był miłośnikiem zwierzaków, tak jak i ja?
Kurczowo trzymając torebkę w swoich rękach i blisko klatki piersiowej ruszyłam za chłopakiem pod drzwi prowadzące do jego mieszkania. A może powinnam powiedzieć apartamentu? Bo widząc te wszystkie drogie rzeczy, na przykład biały stolik a na nim stojący bukiet z czerwonymi różami w ogromnym i kryształowym wazonie, to musiało kosztować kupę kasy.
- Zapraszam. - otworzył przede mną ogromne drzwi, które też wyglądały na bardzo drogie.
Przeszłam przez próg, a tam... o matko. Tego nie da się w ogóle opisać, co ja tam zobaczyłam.
Moje oczy skanowały całą przestrzeń tego jakże wielkiego mieszkania. Choć jakbym nazwała je apartamentem to może Louis by się nie pogniewał, a jestem pewna że by się ze mną zgodził.
Panował tam porządek Wszystko widać było, że było na swoim miejscu. Jestem pewna, że każdy zakup był godny wydania na niego pieniędzy.
Dominującymi kolorami były czarny i biały.
Po lewej stronie od wejścia znajdowała się kuchnia. Ciemne szafki z białymi dodatkami. Czułam się jakbym właśnie weszła do innego świata, świata który składał się tylko z dwóch kolorów.
Nad blatem kuchennym wisiały czarno-białe szafki. Naprzeciwko nich stał ogromny bar kuchenny, Wykonany z ciemnego marmuru i idealnie wpasowywał się w całe to wnętrze.
Mogłabym śmiało rzecz, że to mieszkanie nie ma w ogóle charakteru, ale wręcz przeciwnie. Miało swój urok i niecodzienny wygląd.
Niedaleko kuchni stał stół z dwunastoma krzesłami wokół niego. Był biały ze szklanym blatem.
Odwróciłam się za siebie dostrzegłam Louisa stojącego przed zamkniętymi drzwiami. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Zapewne czekał na moją reakcję, ale ani jedno słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Zatkało mnie i tyle.
- Powiesz coś? - zapytał niepewnie.
- Jesteś bogaty. - stwierdziłam cicho.
- Ja bym tego tak nie nazwał. Po prostu dobrze zarabiam i stać mnie na to. - odpowiedział wskazując ręką na otaczające nas wnętrze. - Obiecałem ci herbatę, chodź. - sięgając po moją dłoń pociągnął mnie w stronę kuchni. - Siadaj. - wskazał dłonią na jeden ze stołków barowych. Siadłam na nim i obserwowałam jak chłopak zręcznie i ogromną gracją porusza się po kuchni.
Odwróciłam się za siebie i przypatrywałam reszcie ogromnego salonu.
Naprzeciwko mnie, o stopień niżej, znajdował się kominek a przed nim stolik obok, którego stała biała kanapa tworząca literę L.
Gdzieniegdzie na ścianach wisiały obrazy. Ogólnie wnętrze było surowe, ale to ten kominek i mnóstwo kwiatów ustawionych w różnych miejscach w salonie sprawiały wrażenie przytulnego.
Wróciłam wzrokiem na Louisa, który aktualnie nalewał gorącej wody do kubków, po czym jeden z nich postawił przede mną.
- Proszę, to cię rozgrzeje. - powiedział i przechodząc na moją stronę usiadł na jednym ze stołków barowych obok mnie.
- Dzięki. - bąknęłam upijając łyk gorącego napoju.
- Dlaczego powiedziałeś, że jesteś moim chłopakiem mojej ciotce? - zapytałam po kilku minutach ciszy panującej między nami.
- Sam nie wiem, chciałem aby twoja ciotka wiedziała że jestem po twojej stronie i jakby zrobiła coś niemądrego miałaby ze mną do czynienia. - wyjaśnił wzruszając ramionami i upijając łyk herbaty.
- Rozumiem. Ale pewnie chcesz wiedzieć co mnie z nią łączy.
- Tak, ale jeśli nie chcesz to nie musisz mówić. - odpowiedział spokojnie patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi jak ocean tęczówkami.
- Po prostu muszę się komuś wygadać, a akurat ty jesteś najbliżej więc trochę cię wykorzystam. - powiedziałam, a Louis zakrztusił się herbatą słysząc moje ostatnie słowa.
Szybko zeskoczyłam ze stołka i zaczęłam klepać chłopaka po plecach. Ach ja i te głupie komentarze, które zabrzmiały dwuznacznie.
- Już okej? - zapytałam.
- Tak, tak. - odpowiedział oddychając głęboko i spoglądając na mnie.
- Chodź na kanapę, tam będzie nam wygodniej. - zaproponował, a ja tym razem otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia, ale zignorowałam jego słowa.
Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na białej, skórzanej kanapie. Trzymałam w dłoniach gorący kubek. Ogrzewałam się dzięki niemu, bo czułam jak zimno przechodzi się po moim ciele na samą myśl o ciotce.
- Więc, gdy miałam siedemnaście lat moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. - zaczęłam cicho i ze spuszczoną głową.
- Twoi rodzice nie żyją? Przykro mi. - powiedział Louis, a ja potaknęłam głową rozumiejąc jego słowa.
- I wtedy okazało się, że moją jedyną rodziną jest moja ciotka Mary. - kontynuowałam przypominając sobie jej wyraz twarzy, gdy Louis powiedział że jest moim chłopakiem. I to jej obrzydzenia do mojej osoby i te słowa: A kto by cię chciał?
Boże, dlaczego tacy ludzie chodzą po ziemi? - I ona mnie do siebie przygarnęła. Mieszkała niedaleko mojego domu, który z reszta sprzedała, a pieniądze za niego, które należały do mnie, przeznaczyła na swoich dwóch synów, a moich kuzynów. Kupowała im wszystko, a mnie nie kupiła nic. Ale to nie o pieniądze chodzi. - przewróciłam oczami. Nie chciałam, aby Louis pomyślał sobie, że dla mnie ważne są tylko pieniądze.
Chłopak siedział po mojej lewej stronie i z łokciem opartym na oparciu podłokietniku kanapy patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Palcem wskazującym jeździł po dolnej wardze, czym nieco mnie rozpraszał.
- Mieszkałam u niej nie cały rok, ale to był najgorszy rok w moim życiu. Nigdy w życiu się tak nie czułam jak wtedy. Wiesz, że mieszkałam na starym nieużywalnym strychu? I spałam na dziurawym materacu, z którego dodatkowo wystawały sprężyny i wbijały mi się w plecy? Nigdy tego nie zapomnę.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale nie mogłaś tego zgłosić gdzieś? - zapytał z przejętym wyrazem twarzy.
- Gdzie? Na policje? I jak miałam tam zadzwonić? Nie miałam komórki, a telefon stacjonarny był na dole, a ja przecież byłam zamknięta na ciemnym strychu. - wyjaśniłam. - Choć raz próbowałam to zgłosić, ale więcej razy nie odważyłam się posunąć się do takich kroków. - zamyśliłam się na chwile, ale głos chłopaka sprowadził mnie na ziemię.
- Dlaczego? - zapytał. Popatrzyłam na niego, a pod oczami zaczęły wzbierać mi się łzy na to okropne wspomnienie.
- Zbiła mnie. - odpowiedziałam szeptem spuszczając głowę i dałam ujście moim łzom, które teraz leciały po policzkach gorącym strumieniem. Louis przysunął się do mnie i złapał mnie za rękę, tak jak ja jego w kawiarni gdy opowiadał mi o Emily.
- Nie powinienem pytać. Jak nie chcesz to nie opowiadaj. - powiedział przejeżdżając kciukiem po moich wszystkich knykciach, dzięki czemu zrobiło mi się cieplej na sercu i czułam się bezpieczna.
- Powiedziałam ci, że muszę się wygadać. - przełknęłam ślinę i czując dłoń Louisa na swojej kontynuowałam. - Potrafiła mnie tak mocno bić, że ja potem nie mogłam sama ustać na własnych nogach. Jedyne co pamiętam to ogromny ból. Czasem w nocy mam koszmary, a śni mi się ze ona właśnie podnosi na mnie swoje łapska i wtedy budzę się z krzykiem, a potem boję się zasnąć, bo mam wrażenie że koszmar powróci. - popatrzyłam na niego, a na jego twarzy malowało się nie małe obrzydzenie, mam tylko nadzieję że nie do mnie.
- Okrutna kobieta. - powiedział kręcąc z obrzydzeniem głową.
- A jej synkowie jej pomagali, więc wina nie tylko leży po jej stronie, chociaż głównie ona jet za to odpowiedzialna. - dodałam.
- Ale wyrwałaś się od niej. - zauważył.
- Tak, udało mi się. W dniu osiemnastych urodzin uciekłam i nigdy tam nie wróciłam. Przyjechałam do Londynu, spałam w różnych motelach. Miałam trochę pieniędzy odłożonych, więc starczyło mi na to. Ale, gdy znalazłam swoją pierwszą pracę na stacji benzynowej dorobiłam się trochę kasy i odkładałam każdy funt. Potem wynajęłam małe mieszkanie, to w którym obecnie mieszkam i znalazłam pracę w kawiarni Caffe Nero. Zaprzyjaźniłam się z Ve i tak zleciało dwa i pół roku mojego dorosłego życia w Londynie. - dokończyłam dopijając herbatę do końca i i odstawiając kubek na stolik. Nawet na moment nie puściłam dłoni Louisa.
- To miałaś przeżycia. - podsumował to Louisa kręcąc głową, a ja potaknęłam.
- Widzisz nie każdy ma w życiu łatwo. - powiedziałam.
- To prawda, ale teraz przynajmniej znam cię ciut lepiej. - uśmiechnął się do mnie, ale zaraz na jego twarzy zagościł nieprzyjemny wyraz, po czym chłopak wstał z kanapy i przepraszając mnie ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Nagle nie wiedziałam co się dzieje, ale czułam jakby jakiś grom z jasnego nieba we mnie trafił. Nie wiem kiedy zamknęłam oczy, ale gdy je otworzyłam zobaczyłam nad sobą ogromnego osobnika, którego znałam już dobrze.
- Bob! - wykrzyknął Louis i ruszył biegiem w moją stronę, gdzie ja leżałam na sofie, a na mnie pupil chłopaka.
- Bob, przestań. - nakazał mu Louis, ale pies wcale nie chciał ze mnie zejść. Lizał mnie tylko po twarzy i merdał ogonem, dając znak że bardzo się cieszy z mojej obecności tutaj.
Louis w końcu odciągnął bydlaka ode mnie, a ja mogłam usiąść prosto na kanapie.
- Przepraszam za niego, po prostu cieszy się że tutaj jesteś. - powiedział Louis uśmiechając się do mnie i trzymając Boba za obroże, ale wtedy jego wzrok padł na moją koszulkę, na której widniała brązowa plama w kształcie łapy psa.
- Przepraszam cię za to i za niego. Chodź przebierzesz się. - zaproponował chłopak puszczając Boba, który zadowolony z siebie pobiegł w stronę swojej miski ustawionej obok blatu kuchennego.
Wstałam z kanapy i ruszyłam za Louisem z stronę schodów, ale wtedy usłyszeliśmy donośne chrząknięcie dochodzące od drzwi. Jak jeden mąż odwróciliśmy się za siebie i wtedy dostrzegłam młodą, wysoką blondynkę stojącą w drzwiach i żującą głośno gumę.
- Och tak, przepraszam, zapominałbym zapłacić. - Louis uśmiechnął się i wyciągając z tylnej kieszeni spodni portfel zapłacił dziewczynie, która gdy tylko Louis znalazł się blisko niej aż cała się rozpływała. Widać było, że chłopak jej się podoba.
- Dzięki Jess, to co do jutra? - zapytał dziewczynę, a ta tylko kiwnęła głową i odwracając się z grac ruszyła w stronę windy wyraźnie ruszając tyłkiem. Robiła to celowo, widać było to na pierwszy rzut oka, ale na Louisie nie wywarło to żadnego wrażenia. Chyba się mu nie podoba, cóż może chłopak woli brunetki?
Aż otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, bo przypomniało mi się, że przecież ja jestem brunetką. A do tego znajduję się teraz w jego mieszkaniu. O Boże!
- Co jest? - Louis podszedł do mnie wcześniej zamykając drzwi.
- Eee nic, dasz mi jakąś koszulkę? - zapytałam spuszczając głowę w dół nie chcąc aby chłopak zauważył mój rumieniec.
- Pewnie, chodź. - zmarszczył brwi widząc moją reakcję, po czym ruszył w stronę schodów, a ja za nim.
Sypialnia chłopaka była naprawdę przytulna. Dominującym kolorem był biały. Znowu. Aż dziwnie się tam czułam, bo dosłownie wszystko było rażąco jasne. Od ramy łóżka, po meble i kończąc na dywanie. Ale widok z okna miał niesmowity - Big Ben. Czy ja kiedyś wspominałam, że uwielbiam to miasto?
- Proszę tu masz koszulkę, tu jest łazienka. Czuj się jak u siebie w domu. - powiedział wskazując ręką na białe, solidne drzwi i zostawiając mnie samą w tym ogromnym pokoju.
Dziwnie się czułam. Moje mieszkanie jest cztery razy mniejsze od jego całego apartamentu. Chłopak musi naprawdę nieźle zarabiać skoro stać go na takie mieszkanie. Albo rodzice mu to wszystko sponsorują, chociaż wątpię. Bo przecież powiedział, mi że miał osiemnaście lat, gdy wyprowadził się od rodziców i przeprowadził do Londynu więc naprawdę wątpię aby to rodzice płacili za to wszystko.
Ale chłopak wiele przeszedł w życiu, tak jak i ja.
Śmierć kogoś bliskiego potrafi doprowadzić do szaleństwa. Na szczęście on nie zwariował, ale i tak nadal jego mania prześladowcza zapewne w nim siedzi i kiedyś da o sobie znać. Mam nadzieję, że nie będzie jej już w ogóle, ale znając pociąg to takich spraw to wszystko jest możliwe.
Wślizgnęłam się do przestronnej łazienki i stanęłam przed dużym lustrem wiszącym nad umywalką.
Wyglądałam jak jakaś ofiara. Ciemne worki pod oczami, to zapewne po nieprzespanej nocy, blade policzki i oczy bez wyrazu. A do tego pobrudzona błotem koszulka, naprawdę przydałby mi się prysznic i sen, tak sen to na pierwszym miejscu, ale nie mogę teraz to po prostu się umyć. Nie pasuje nadużywać gościnności Louisa, choć powiedział abym czuła się jak u siebie w domu. Jednak wolę moje małe mieszkanie niż ten ogromny apartament. Nie czuję się tu za dobrze. Chciałabym znaleźć się już w swoim własnym łóżku. Dzisiejszy dzień wykończył mnie, dosłownie. Opowieść Louisa, spotkanie z ciotką, a do tego znalazłam się tutaj. To nie miejsce dla mnie. Nigdy nie byłam w takim dużym mieszkaniu, gdzie jest praktycznie wszystko. Ale jednak czuję jakby czegoś brakowało, jakby świat w którym Louis żyje nie był taki kolorowy jak powinien być.
Szybko przebrałam się w biały T-shirt chłopaka, który tak bardzo pachniał nim, że za każdym głębszym odetchnięciem czułam jego boskie perfumy. Jeszcze tego brakowało, abym rozpłakała się poprzez głupi zapach perfum chłopaka na koszulce. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami, ale już jakiś czas temu powiedziałam sobie że mam być twarda i nie pokazywać na zewnątrz że tak naprawdę fajtłapa ze mnie i nie potrafię sobie poradzić. Ale cóż jestem tylko małym człowiekiem, który jest zdany na siebie i musi sobie radzić sam.
Wyszłam pośpiesznie z łazienki nie chcąc już patrzeć na swoje żałosne odbicie w lustrze. Upychając koszulkę w torebce zeszłam przestronnymi schodami na dół, do kuchni połączonej z salonem. Gdy tylko się tam znalazłam Bob, który teraz potulnie siedział obok jednej z kanap ruszył w moją stronę. Na szczęście rozkaz Louisa zatrzymał go w miejscu, więc zwierzak mnie znowu nie zaatakował.
- Bob, stój! Nie wolno! - pupil chłopaka od razu stanął w połowie drogi i merdając ogonem patrzył na mnie.
- Dobry pies. - pochwalił go Louis wychodząc zza wysepki kuchennej i ruszając w moją stronę. Zauważyłam, że ma na sobie czarny fartuszek z napisem: Licencja na gotowanie. Śmiesznie wyglądał w takim wydaniu. Tak inaczej i po domowemu.
- Zjesz coś? Właśnie przygotowuję spaghetti. - powiedział stając obok Boba i naprzeciwko mnie uśmiechając się wesoło.
- Wiesz, wolałabym już pojechać do domu. Nie czuję się za dobrze i chciałabym odpocząć. - odpowiedziałam, a Louisowi mina zrzedła. Chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
- Wiem i rozumiem to, ale może jednak coś zjesz, a potem odwiozę cię do domu? - zaproponował z iskierkami nadziei w oczach.
- Nie, naprawdę chciałabym znaleźć się już u siebie w domu. - wymusiłam uśmiech, a Louis odetchnął ze zrezygnowaniem i spuszczając głowę w dół mruknął: dobra.
- Albo wiesz co? - zapytał, gdy już prawie byliśmy przy drzwiach.
- No? - burknęłam zaciekawiona, co chłopak chce mi powiedzieć.
- Zrobię to spaghetti i zapakuję ci do domu. - zaproponował unosząc palec w górę.
Popatrzyłam na niego, gdy tak stało naprzeciwko mnie i uśmiechał się do mnie szeroko. Naprawdę był przystojny. Pokręciłam tylko głową i zamykając na chwilę oczy zaśmiałam się cicho.
- Dobra, zjedzmy u ciebie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Super! - wykrzyknął, także Bob leżący teraz na dywanie w salonie podniósł głowę i popatrzył na nas. On chyba też się cieszył z mojej obecności tutaj, bo jego ładny pyszczek uśmiechał się do nas.
- Cieszę się, że mogę z kimś zjeść obiad. - powiedział Lou stając za kuchenką i zakładając swój śmieszny fartuszek.
- Myślę, że Bob może się pogniewać na ciebie za te słowa. - powiedziałam śmiało podchodząc do zwierzaka i kucając obok niego.
- Przepraszam Bob. - zwrócił się do psa, który miał go gdzieś. Wolał chyba moje towarzystwo i to że drapałam go za uszami.
- Polubił cię. - zwrócił na to uwagę Louis, gdy podeszłam do wysepki kuchennej i usadowiłam się na jednym z wysokich krzeseł stojących przy niej.
- Myślisz? - zapytałam odwracając się za siebie i patrząc na Boba.
- Ja to wiem Em... Eee Emily. Przepraszam. - zawstydził się wypowiadając skrót mojego imienia.
- Nic nie szkodzi. Nie lubię jak obcy ludzie się tak do mnie zwracają. - wyjaśniłam, a Louis zamarł z łyżką w jednym miejscu, gdy mieszał sos.
- A mogę zapytać dlaczego? - zapytał nie podnosząc na mnie wzroku.
- Tak mówili na mnie moi rodzice i teraz gdy ktoś tak do mnie mówi przypominają mi się oni, a sam wiesz że to boli, strasznie boli. Dlatego wolę, jak ktoś mówi mi Emma, a nie Em. - wyjaśniłam bawiąc się nerwowo palcami. Po chwili na moich splecionych palcach znalazła się duża dłoń Louisa ściskająca mnie pokrzepiająco.
- Rozumiem, nie musisz do tego wracać. - powiedział, gdy podniosłam na niego swój wzrok.
- Dziękuję. - szepnęłam, gdy chłopak wrócił do mieszania sosu.
- Hmm pyszny, chcesz spróbować? - zapytał, ale ja pokręciłam głową.
- No, weź. - zajęczał. - Sprawdź czy nie trzeba czegoś dodać. - poprosił z tą swoją rozbrajającą mnie miną, typu małego pieska.
- Dobra. - poddałam się i tak nie miałam wyjścia, bo drewniana łyżka już była blisko moich ust.
- Faktycznie, pyszny. - potwierdziłam jego wcześniejsze słowa oblizując usta językiem. Oczy Louisa podwoiły swoje rozmiary, gdy obserwował mój ruch. Potrząsnął głową jakby chciał wyrzucić jakieś straszne fragmenty z głowy i wrócił do mieszania sosu.
- Gotowe. - oznajmił kilka minut późnej kładąc przede mną biały talerz z apetycznie wyglądającym daniem. Od dawna nie jadłam niczego tak pysznego jak to spaghetti. Louis naprawdę nie dość, że jest przystojny, atrakcyjny i wszystko co najlepsze to jeszcze potrafi dobrze gotować. Taki facet to skarb.
Podczas naszego posiłku rozmawialiśmy o wszystkim. Dowiedziałam się, że Louis nauczył się gotować od swojej babci. Często jeździł do niej na wakacje i chcąc pomóc jej w domowych obowiązkach podłapał kilka przydatnych przepisów i bardzo się z tego cieszy teraz, bo może sam sobie gotować w domu. No cóż, ja tez na tym zyskałam dziś, co nie?
- Było pyszne naprawdę. - powiedziałam opadając na oparcie krzesła i klepiąc się po brzuchu.
- Cieszę się, że ci smakowało. Przynajmniej nie jesteś już taka blada, jak wcześniej. - odpowiedział, a jego dłoń powoli, bardzo powoli wędrowała ku mojej twarzy, aż w końcu dotknęła mojego policzka. Jego palce zaczęły muskać skórę mojego policzka, a twarz zaczęła znacznie zbliżać się ku mojej. Otworzyłam szeroko oczy domyślając się jakie są zamiary chłopaka.
- Nie. - szepnęłam. - Przepraszam, ale nie. - zeskoczyłam ze stołka, chcąc być jak najdalej od niego.
- Nie, to ja przepraszam. - odszepnął chłopak również wstając.
- Nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział przeczesując palcami włosy.
- Nie przestraszyłeś. Po prostu nie jest to odpowiednia pora, ani miejsce na takie rzeczy. - powiedziałam. Taa oprócz tych dwóch razów, dodałam sobie w myślach.
Wiedziałam, że nie powinnam zostawać u niego na obiedzie. To nie był dobry pomysł.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam ledwo słyszalnym głosem.
- Tak. - odpowiedział.
Ubrał na siebie czarną kurtkę i zabierając klucze z wieszaczka udaliśmy się w stronę drzwi
Podczas jazdy windą obserwowałam go z boku. Marszczył brwi, co by oznaczało, że o coś się martwi. Mam tylko nadzieję, że to nie moja wina. Jakbyśmy zaczęli się po raz kolejny całować, to wiem że bym tego bardzo żałowała. A nie chciałabym go później unikać z tego powodu, bo wydaje się, a raczej jest niezłym kolesiem i świetnie nadaje się do rozmowy.
Wysiedlimy z windy i Louis nacisnął guzik na pilocie od samochodu i auto śmiesznie zamrugało pomarańczowymi światłami w naszym kierunku.
Wsiadłam na miejsce pasażera, a Louis zajął miejsce obok.
Pokonywaliśmy popołudniowe korki, a wnętrze samochodu wypełniała cicha muzyka lecąca z radia.
Czułam jak między nami wisi napięcie. Odwróciłam głowę w stronę Louisa, gdy staliśmy w korku. Opierał się teraz łokciem o drzwi, a głowę miał opartą na rozwartej dłoni. Zamknął na chwilę oczy i wygladał tak spokojnie. W ogóle nie był podobny do tego gościa, którego jeszcze kilka dni temu panicznie się bałam i uciekałam przed nim gdzie pieprz rośnie.
Naprawdę przemiany tego chłopaka nigdy nie zrozumiem. Coś niewiarygodnego, coś nietypowego i coś niesamowitego.
Nagle głowa chłopaka odwróciła się w moją stronę, a ja lekko zawstydzona spuściłam głowę w dół i zaczerwieniłam się. Nie ładnie, Em, upomniałam się w myślach. Przyznałam sama przed sobą, że chłopak mi się podoba. No kurde, ale żeby od razu przypatrywać mu się z lecącą ślinką po brodzie toż to już przesada, co nie? Jaka ja jestem głupia. Głupia idiotka!
- Pięć centów za twoje myśli. - zwrócił się do mnie Louis po kilku minutach ciszy.
- Tylko pięć? - zapytałam z przekąsem.
- Żartuję. Dlaczego nic się nie odzywasz? - zapytał.
- Nie mam o czym mówić. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą wzruszając ramionami.
- Jakiś temat zawsze się znajdzie. - uśmiechnął się do mnie. - Masz prawo jazdy? - zapytał.
Pokręciłam głową. Nie stać mnie na prawo jazdy. Ledwo co opłacam mieszkanie i studia, a jeszcze muszę coś jeść. Więc na takie rarytasy mnie nie stać.
- A nie myślałaś, żeby sobie zrobić? - zapytał, gdy korek trochę zelżał i ruszyliśmy do przodu, ale zaraz znowu staliśmy.
- Nie mam kiedy, ani jak. - odpowiedziałam. Wstyd było się przyznać, że mnie na to nie stać. On by pewnie nie zrozumiał, w końcu ma wszystko co tylko zapragnie.
- Cóż, mogę cię trochę podszkolić. - powiedział ruszając zabawnie brwiami.
- No nie wiem. Mogłabym ci zepsuć to cacko. - odpowiedziałam z przerażoną miną mówiącą, że nie chcę się za to brać.
- Spokojnie, od czego są mechanicy. - zaśmiał się głośno, a ja tylko przytaknęłam.
- Wiesz, to nie jest najlepszy pomysł. - ale znów będę miała okazję się z nim spotkać, pomyślałam.
- Co robisz jutro? - Louis zignorował moją wcześniejszą wypowiedź. Co robię jutro? Pracuję od rana do południa, a potem idę do Ve na noc, więc jutro odpada.
- Jestem zajęta. - odpowiedziałam. No taka była prawda.
- Do której pracujesz? - zapytał, gdy ruszyliśmy w końcu i już w ogóle nie staliśmy. Chyba był jakiś wypadek, bo gdy przejeżdżaliśmy obok zakrętu stała policja i karetka, więc było to coś poważnego.
- Do południa. - odpowiedziałam cicho. - Ale naprawdę potem jestem zajęta. - dodałam pośpiesznie.
- Ciekawe czym? - zapytał poirytowany. - Siedzeniem na kanapie i oglądaniem seriali?
- Nie idę do Ve na noc. - proszę bardzo, masz moje wyjaśnienie.
- Serio? Och myślałem, że znowu się spotkamy. Ale cóż trudno. - powiedział ze smutną miną podjeżdżając pod moje mieszkanie.
- Dziękuje za podwózkę. - powiedziałam uśmiechając się do niego wesoło, ale chłopak nie odwzajemnił tego gestu. Chyba naprawdę się gniewał. Wiec musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i wysiadając z samochodu nachyliłam się, aby widzieć dobrze jego twarz.
- W piątek mam wolne, więc jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna to chętnie z niej skorzystam. - wypowiadając te słowa uśmiechnęłam się niewinnie obserwując jego twarz.
Na początku zaskoczenie, potem ogromny uśmiech.
- To do piątku. Przyjadę po ciebie. O której? - zapytał wystawiając głowę w moją stronę, aby mnie lepiej widzieć.
- Dwunasta? - zaproponowałam uśmiechając się lekko.
- Dobra. Cały dzień spędzony w twoim towarzystwie. Już się nie mogę doczekać. - powiedział zadowolony z siebie.
Trzasnęłam tylko drzwiami i gdy chłopak odjeżdżał zaczęłam mu machać.
Odwróciłam się za siebie i weszłam na klatkę schodową.
Czy ten dzień mogę zaliczyć do udanych? Chyba tak mimo, że spotkałam moją psychiczną ciotkę, która chciała ode mnie pieniędzy, opowieści Louisa i mojego zwierzenia mu się.
Myślę, że chłopak nie jest taki straszny gdy jesteśmy sami. Coś czuję, że nasze piątkowe spotkanie nie będzie ostatnim.
Z uśmiechem na ustach weszłam do mieszkania i padłam na łózko w sypialni po czym od razu zasnęłam.
To moja ciotka, ta która robiła mi taką ogromną krzywdę i ta przez którą moja psychika jest teraz doszczętnie zrujnowana. Czy ona nie wie, że ja nie mam ochoty mieć nic z nią wspólnego?
- Emma jak miło się widzieć. - powiedziała uśmiechając się do mnie i głaszcząc mnie po policzku. Tymi palcami, które jeszcze tak niedawno uderzały w moje ciało.
- Czego ode mnie chcesz? - wysyczałam przez zęby odtrącając z impetem jej dłoń.
Nie dobrze, że ta scena rozgrywa się na oczach tylu ludzi, choć może to i lepiej bo wiem że nie zrobi mi krzywdy przy nich. Choć znając ją to potrafi posunąć się do najgorszych czynów, a miejsce i widownia by jej nie powstrzymały.
- Spokojnie, chcę z tobą porozmawiać. - odpowiedziała krzyżując swoje ręce na ramionach i patrząc na mnie łagodnym wzrokiem.
Pamiętam jak kiedyś jej oczy były aż czerwone z wściekłości, a teraz? Patrzy na mnie jakby nigdy nic się nie działo między nami.
- A niby o czym chcesz ze mną rozmawiać ty psychopatko? - zapytałam. Miałam gdzieś, że może się wściec.
Stoimy na ulicy pełnej ludzi, którzy spieszą się do pracy z przerwy na obiad, więc wątpię aby mi coś zrobiła. Poza tym za mną stoi Louis. Właśnie Louis! Szybko się odwróciłam, ale nie zauważyłam go. Jego samochód stał nadal w tym samym miejscu co wcześniej, ale chłopaka nigdzie nie było Nagle poczułam jak czyjaś ręka oplata mnie w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo bardzo dobrze wiedziałam kto to jest.
- A ten tu czego? - zapytała ciotka wskazując na stojącego obok mnie bruneta.
- Grzeczniej proszę. - zwróciłam się do niej z taką sama pogardą jak ona do mojego towarzysza.
- To mój ... - kto? Przyjaciel? Raczej nie. Znajomy? Tak.
- To mój... - zaczęłam, .
- Jestem jej chłopakiem. - A ja, aż wciągnęłam głośno powietrze słysząc to określenie, a wyraz twarzy ciotki przedstawiał jakby kobieta zjadła coś nieprzyjemnego.
- Kto? Chłopak? A kto by cię chciał? - zapytała wskazując na mnie. Już chciałam rzucić się na nią z pięściami, ale mocny uścisk Louis na mojej talii mnie powstrzymał.
- Ja. - odpowiedział Louis spokojnym i szczerym głosem. Zatkało mnie. Wiedziałam, że chłopak nie mówi serio, a tylko dlatego że moja ciotka tutaj jest i czegoś chce.
- Czego chcesz? - zapytałam chcąc zmienić temat i odsunąć rozmowy jak najdalej ode mnie.
- Porozmawiać. - odpowiedziała.
- Przecież rozmawiamy. - zauważyłam wskazując palcem pomiędzy nas.
- Ale w cztery oczy. - wskazała palcem na Louisa, który obserwował każdy jej ruch jak jakiś drapieżnik, który w razie jakiegoś niebezpieczeństwa zaatakuje.
- Nie ma takiej opcji. Albo mówisz co chcesz teraz, albo w ogóle. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Dłoń Louis cały czas spoczywała na mojej talii, co nie powiem ale cholernie mi się podobało. Czułam się... bezpieczna.
- Dobra. Potrzebuję pieniędzy. - wyjaśniła. Wiedziałam, odkąd tylko się dowiedziałam od Ve, że mnie szuka wiedziałam że potrzebuje pieniędzy. Tylko na co?
- Pieniędzy? Ode mnie? Ty chcesz czegoś ode mnie? Odkąd pamiętam nienawidziłaś mnie, nie szanowałaś mnie nie słuchałaś gdy mówiłam ci, że jestem głodna. - przypomniały mi się wszystkie sytuacje, które przeżyłam w jej psychicznym i pełnym nienawiści domu. To się nie mieści w głowie. Ta kobieta, która kiedyś sponiewierała mnie, biła, zamykała na klucz na ciemnym strychu chce teraz czegoś ode mnie? Wolne żarty.
- Louis, chodź nie chce na nią patrzeć i jej słuchać. - powiedziałam łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc w stronę zaparkowanego obok nas samochodu.
- Czekaj, potrzebuję twojej pomocy. - powiedziała łapiąc mnie za ramię. Wyszarpnęłam się z jej uścisku i odwróciłam twarzą do niej.
- Nie potrzebujesz mojej pomocy, tylko pieniędzy. A ja nadal nie wiem na co. - powiedziałam. Ta kobieta ma tupet. Gdy ja potrzebowałam jej pomocy, to ona nie miała dla mnie czasu. A nawet mnie nie wysłuchała, gdy chciałam z nią porozmawiać. A teraz? Ona chce czegoś ode mnie. Żałosne. - Poza tym i tak bym ci ich nie dała, bo ich nie posiadam. - odpowiedziałam podkreślając ostatnie zdanie.
- Nie masz? A samochód? Mieszkanie? - zapytała wskazując na stojące przed nami czarne Audi.
- Samochód nie jest mój i mieszkanie tak samo. A teraz wybacz, ale śpieszę się. - powiedziałam odwracając się od niej i wsiadając do auta.
Louis szybko przemknął na drugą stronę i wsiadł do środka. Z piskiem opon odjechaliśmy spod kawiarni.
Przez większą część drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Dopiero, gdy chłopak wjechał do podziemnego garażu zorientowałam się, że coś jest nie tak.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam, gdy brunet wyłączył silnik auta i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
- Pomyślałem, że wolałabyś być teraz w cichszym miejscu niż miasto, więc przyjechaliśmy do mnie. - oświecił mnie. Co? Jesteśmy u niego w domu? Niemożliwe.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odpowiedziałam patrząc na niego niepewnie.
- Dlaczego? Tu możesz czuć się bezpieczna. - zapewnił głaskając mój policzek.
- Dziękuję ci. - wyszeptałam tylko, a pod moimi policzkami zbierały się łzy.
- Chodź, napijemy się gorącej herbaty i humor na pewno ci się poprawi. - powiedział wysiadając z samochodu i obchodząc go po czym otwierał drzwi od strony pasażera.
Niepewnie wysiadałam z auta i zatrzaskując za sobą drzwi ruszyłam za Louisem.
Nie wiedziałam co robię, ale tego mi teraz było trzeba. Czyjegoś towarzystwa i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze i że jestem bezpieczna. Nie chciałabym być teraz sama, nie czuję się na tyle silna aby zostać sama i zastanawiać się dlaczego ciotka mnie odnalazła i po co jej pieniądze.
Wsiedliśmy do małej windy, po czym Louis wcisnął guzik z ósemką i winda ruszyła gładko w górę.
- Mieszkasz sam? - zapytałam stojąc w kącie windy i patrząc z ukosa na niego.
- Nie. - odpowiedział posyłając mi mały uśmiech.
O kurde mieszka z dziewczyną? Rodzicami? Przyjaciółmi?
- To może ja nie powinnam... - zaczęłam nerwowo gestykulować, ale chłopak mnie uspokoił mówiąc.
- Poznałaś go już i myślę, że cię polubił. - powiedział, a kilka sekund później drzwi windy brzdęknęły otwierając się.
- Chodź. - ponaglił łapiąc mnie z ramię i wyciągając za sobą z windy.
W holu zauważyłam całe mnóstwo czarno-białych obrazów przedstawiających zdjęcia... zwierząt. Psów, kotów, mysz, a nawet papug. Czyżby chłopak był miłośnikiem zwierzaków, tak jak i ja?
Kurczowo trzymając torebkę w swoich rękach i blisko klatki piersiowej ruszyłam za chłopakiem pod drzwi prowadzące do jego mieszkania. A może powinnam powiedzieć apartamentu? Bo widząc te wszystkie drogie rzeczy, na przykład biały stolik a na nim stojący bukiet z czerwonymi różami w ogromnym i kryształowym wazonie, to musiało kosztować kupę kasy.
- Zapraszam. - otworzył przede mną ogromne drzwi, które też wyglądały na bardzo drogie.
Przeszłam przez próg, a tam... o matko. Tego nie da się w ogóle opisać, co ja tam zobaczyłam.
Moje oczy skanowały całą przestrzeń tego jakże wielkiego mieszkania. Choć jakbym nazwała je apartamentem to może Louis by się nie pogniewał, a jestem pewna że by się ze mną zgodził.
Panował tam porządek Wszystko widać było, że było na swoim miejscu. Jestem pewna, że każdy zakup był godny wydania na niego pieniędzy.
Dominującymi kolorami były czarny i biały.
Po lewej stronie od wejścia znajdowała się kuchnia. Ciemne szafki z białymi dodatkami. Czułam się jakbym właśnie weszła do innego świata, świata który składał się tylko z dwóch kolorów.
Nad blatem kuchennym wisiały czarno-białe szafki. Naprzeciwko nich stał ogromny bar kuchenny, Wykonany z ciemnego marmuru i idealnie wpasowywał się w całe to wnętrze.
Mogłabym śmiało rzecz, że to mieszkanie nie ma w ogóle charakteru, ale wręcz przeciwnie. Miało swój urok i niecodzienny wygląd.
Niedaleko kuchni stał stół z dwunastoma krzesłami wokół niego. Był biały ze szklanym blatem.
Odwróciłam się za siebie dostrzegłam Louisa stojącego przed zamkniętymi drzwiami. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Zapewne czekał na moją reakcję, ale ani jedno słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Zatkało mnie i tyle.
- Powiesz coś? - zapytał niepewnie.
- Jesteś bogaty. - stwierdziłam cicho.
- Ja bym tego tak nie nazwał. Po prostu dobrze zarabiam i stać mnie na to. - odpowiedział wskazując ręką na otaczające nas wnętrze. - Obiecałem ci herbatę, chodź. - sięgając po moją dłoń pociągnął mnie w stronę kuchni. - Siadaj. - wskazał dłonią na jeden ze stołków barowych. Siadłam na nim i obserwowałam jak chłopak zręcznie i ogromną gracją porusza się po kuchni.
Odwróciłam się za siebie i przypatrywałam reszcie ogromnego salonu.
Naprzeciwko mnie, o stopień niżej, znajdował się kominek a przed nim stolik obok, którego stała biała kanapa tworząca literę L.
Gdzieniegdzie na ścianach wisiały obrazy. Ogólnie wnętrze było surowe, ale to ten kominek i mnóstwo kwiatów ustawionych w różnych miejscach w salonie sprawiały wrażenie przytulnego.
Wróciłam wzrokiem na Louisa, który aktualnie nalewał gorącej wody do kubków, po czym jeden z nich postawił przede mną.
- Proszę, to cię rozgrzeje. - powiedział i przechodząc na moją stronę usiadł na jednym ze stołków barowych obok mnie.
- Dzięki. - bąknęłam upijając łyk gorącego napoju.
- Dlaczego powiedziałeś, że jesteś moim chłopakiem mojej ciotce? - zapytałam po kilku minutach ciszy panującej między nami.
- Sam nie wiem, chciałem aby twoja ciotka wiedziała że jestem po twojej stronie i jakby zrobiła coś niemądrego miałaby ze mną do czynienia. - wyjaśnił wzruszając ramionami i upijając łyk herbaty.
- Rozumiem. Ale pewnie chcesz wiedzieć co mnie z nią łączy.
- Tak, ale jeśli nie chcesz to nie musisz mówić. - odpowiedział spokojnie patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi jak ocean tęczówkami.
- Po prostu muszę się komuś wygadać, a akurat ty jesteś najbliżej więc trochę cię wykorzystam. - powiedziałam, a Louis zakrztusił się herbatą słysząc moje ostatnie słowa.
Szybko zeskoczyłam ze stołka i zaczęłam klepać chłopaka po plecach. Ach ja i te głupie komentarze, które zabrzmiały dwuznacznie.
- Już okej? - zapytałam.
- Tak, tak. - odpowiedział oddychając głęboko i spoglądając na mnie.
- Chodź na kanapę, tam będzie nam wygodniej. - zaproponował, a ja tym razem otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia, ale zignorowałam jego słowa.
Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na białej, skórzanej kanapie. Trzymałam w dłoniach gorący kubek. Ogrzewałam się dzięki niemu, bo czułam jak zimno przechodzi się po moim ciele na samą myśl o ciotce.
- Więc, gdy miałam siedemnaście lat moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. - zaczęłam cicho i ze spuszczoną głową.
- Twoi rodzice nie żyją? Przykro mi. - powiedział Louis, a ja potaknęłam głową rozumiejąc jego słowa.
- I wtedy okazało się, że moją jedyną rodziną jest moja ciotka Mary. - kontynuowałam przypominając sobie jej wyraz twarzy, gdy Louis powiedział że jest moim chłopakiem. I to jej obrzydzenia do mojej osoby i te słowa: A kto by cię chciał?
Boże, dlaczego tacy ludzie chodzą po ziemi? - I ona mnie do siebie przygarnęła. Mieszkała niedaleko mojego domu, który z reszta sprzedała, a pieniądze za niego, które należały do mnie, przeznaczyła na swoich dwóch synów, a moich kuzynów. Kupowała im wszystko, a mnie nie kupiła nic. Ale to nie o pieniądze chodzi. - przewróciłam oczami. Nie chciałam, aby Louis pomyślał sobie, że dla mnie ważne są tylko pieniądze.
Chłopak siedział po mojej lewej stronie i z łokciem opartym na oparciu podłokietniku kanapy patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Palcem wskazującym jeździł po dolnej wardze, czym nieco mnie rozpraszał.
- Mieszkałam u niej nie cały rok, ale to był najgorszy rok w moim życiu. Nigdy w życiu się tak nie czułam jak wtedy. Wiesz, że mieszkałam na starym nieużywalnym strychu? I spałam na dziurawym materacu, z którego dodatkowo wystawały sprężyny i wbijały mi się w plecy? Nigdy tego nie zapomnę.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale nie mogłaś tego zgłosić gdzieś? - zapytał z przejętym wyrazem twarzy.
- Gdzie? Na policje? I jak miałam tam zadzwonić? Nie miałam komórki, a telefon stacjonarny był na dole, a ja przecież byłam zamknięta na ciemnym strychu. - wyjaśniłam. - Choć raz próbowałam to zgłosić, ale więcej razy nie odważyłam się posunąć się do takich kroków. - zamyśliłam się na chwile, ale głos chłopaka sprowadził mnie na ziemię.
- Dlaczego? - zapytał. Popatrzyłam na niego, a pod oczami zaczęły wzbierać mi się łzy na to okropne wspomnienie.
- Zbiła mnie. - odpowiedziałam szeptem spuszczając głowę i dałam ujście moim łzom, które teraz leciały po policzkach gorącym strumieniem. Louis przysunął się do mnie i złapał mnie za rękę, tak jak ja jego w kawiarni gdy opowiadał mi o Emily.
- Nie powinienem pytać. Jak nie chcesz to nie opowiadaj. - powiedział przejeżdżając kciukiem po moich wszystkich knykciach, dzięki czemu zrobiło mi się cieplej na sercu i czułam się bezpieczna.
- Powiedziałam ci, że muszę się wygadać. - przełknęłam ślinę i czując dłoń Louisa na swojej kontynuowałam. - Potrafiła mnie tak mocno bić, że ja potem nie mogłam sama ustać na własnych nogach. Jedyne co pamiętam to ogromny ból. Czasem w nocy mam koszmary, a śni mi się ze ona właśnie podnosi na mnie swoje łapska i wtedy budzę się z krzykiem, a potem boję się zasnąć, bo mam wrażenie że koszmar powróci. - popatrzyłam na niego, a na jego twarzy malowało się nie małe obrzydzenie, mam tylko nadzieję że nie do mnie.
- Okrutna kobieta. - powiedział kręcąc z obrzydzeniem głową.
- A jej synkowie jej pomagali, więc wina nie tylko leży po jej stronie, chociaż głównie ona jet za to odpowiedzialna. - dodałam.
- Ale wyrwałaś się od niej. - zauważył.
- Tak, udało mi się. W dniu osiemnastych urodzin uciekłam i nigdy tam nie wróciłam. Przyjechałam do Londynu, spałam w różnych motelach. Miałam trochę pieniędzy odłożonych, więc starczyło mi na to. Ale, gdy znalazłam swoją pierwszą pracę na stacji benzynowej dorobiłam się trochę kasy i odkładałam każdy funt. Potem wynajęłam małe mieszkanie, to w którym obecnie mieszkam i znalazłam pracę w kawiarni Caffe Nero. Zaprzyjaźniłam się z Ve i tak zleciało dwa i pół roku mojego dorosłego życia w Londynie. - dokończyłam dopijając herbatę do końca i i odstawiając kubek na stolik. Nawet na moment nie puściłam dłoni Louisa.
- To miałaś przeżycia. - podsumował to Louisa kręcąc głową, a ja potaknęłam.
- Widzisz nie każdy ma w życiu łatwo. - powiedziałam.
- To prawda, ale teraz przynajmniej znam cię ciut lepiej. - uśmiechnął się do mnie, ale zaraz na jego twarzy zagościł nieprzyjemny wyraz, po czym chłopak wstał z kanapy i przepraszając mnie ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Nagle nie wiedziałam co się dzieje, ale czułam jakby jakiś grom z jasnego nieba we mnie trafił. Nie wiem kiedy zamknęłam oczy, ale gdy je otworzyłam zobaczyłam nad sobą ogromnego osobnika, którego znałam już dobrze.
- Bob! - wykrzyknął Louis i ruszył biegiem w moją stronę, gdzie ja leżałam na sofie, a na mnie pupil chłopaka.
- Bob, przestań. - nakazał mu Louis, ale pies wcale nie chciał ze mnie zejść. Lizał mnie tylko po twarzy i merdał ogonem, dając znak że bardzo się cieszy z mojej obecności tutaj.
Louis w końcu odciągnął bydlaka ode mnie, a ja mogłam usiąść prosto na kanapie.
- Przepraszam za niego, po prostu cieszy się że tutaj jesteś. - powiedział Louis uśmiechając się do mnie i trzymając Boba za obroże, ale wtedy jego wzrok padł na moją koszulkę, na której widniała brązowa plama w kształcie łapy psa.
- Przepraszam cię za to i za niego. Chodź przebierzesz się. - zaproponował chłopak puszczając Boba, który zadowolony z siebie pobiegł w stronę swojej miski ustawionej obok blatu kuchennego.
Wstałam z kanapy i ruszyłam za Louisem z stronę schodów, ale wtedy usłyszeliśmy donośne chrząknięcie dochodzące od drzwi. Jak jeden mąż odwróciliśmy się za siebie i wtedy dostrzegłam młodą, wysoką blondynkę stojącą w drzwiach i żującą głośno gumę.
- Och tak, przepraszam, zapominałbym zapłacić. - Louis uśmiechnął się i wyciągając z tylnej kieszeni spodni portfel zapłacił dziewczynie, która gdy tylko Louis znalazł się blisko niej aż cała się rozpływała. Widać było, że chłopak jej się podoba.
- Dzięki Jess, to co do jutra? - zapytał dziewczynę, a ta tylko kiwnęła głową i odwracając się z grac ruszyła w stronę windy wyraźnie ruszając tyłkiem. Robiła to celowo, widać było to na pierwszy rzut oka, ale na Louisie nie wywarło to żadnego wrażenia. Chyba się mu nie podoba, cóż może chłopak woli brunetki?
Aż otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, bo przypomniało mi się, że przecież ja jestem brunetką. A do tego znajduję się teraz w jego mieszkaniu. O Boże!
- Co jest? - Louis podszedł do mnie wcześniej zamykając drzwi.
- Eee nic, dasz mi jakąś koszulkę? - zapytałam spuszczając głowę w dół nie chcąc aby chłopak zauważył mój rumieniec.
- Pewnie, chodź. - zmarszczył brwi widząc moją reakcję, po czym ruszył w stronę schodów, a ja za nim.
Sypialnia chłopaka była naprawdę przytulna. Dominującym kolorem był biały. Znowu. Aż dziwnie się tam czułam, bo dosłownie wszystko było rażąco jasne. Od ramy łóżka, po meble i kończąc na dywanie. Ale widok z okna miał niesmowity - Big Ben. Czy ja kiedyś wspominałam, że uwielbiam to miasto?
- Proszę tu masz koszulkę, tu jest łazienka. Czuj się jak u siebie w domu. - powiedział wskazując ręką na białe, solidne drzwi i zostawiając mnie samą w tym ogromnym pokoju.
Dziwnie się czułam. Moje mieszkanie jest cztery razy mniejsze od jego całego apartamentu. Chłopak musi naprawdę nieźle zarabiać skoro stać go na takie mieszkanie. Albo rodzice mu to wszystko sponsorują, chociaż wątpię. Bo przecież powiedział, mi że miał osiemnaście lat, gdy wyprowadził się od rodziców i przeprowadził do Londynu więc naprawdę wątpię aby to rodzice płacili za to wszystko.
Ale chłopak wiele przeszedł w życiu, tak jak i ja.
Śmierć kogoś bliskiego potrafi doprowadzić do szaleństwa. Na szczęście on nie zwariował, ale i tak nadal jego mania prześladowcza zapewne w nim siedzi i kiedyś da o sobie znać. Mam nadzieję, że nie będzie jej już w ogóle, ale znając pociąg to takich spraw to wszystko jest możliwe.
Wślizgnęłam się do przestronnej łazienki i stanęłam przed dużym lustrem wiszącym nad umywalką.
Wyglądałam jak jakaś ofiara. Ciemne worki pod oczami, to zapewne po nieprzespanej nocy, blade policzki i oczy bez wyrazu. A do tego pobrudzona błotem koszulka, naprawdę przydałby mi się prysznic i sen, tak sen to na pierwszym miejscu, ale nie mogę teraz to po prostu się umyć. Nie pasuje nadużywać gościnności Louisa, choć powiedział abym czuła się jak u siebie w domu. Jednak wolę moje małe mieszkanie niż ten ogromny apartament. Nie czuję się tu za dobrze. Chciałabym znaleźć się już w swoim własnym łóżku. Dzisiejszy dzień wykończył mnie, dosłownie. Opowieść Louisa, spotkanie z ciotką, a do tego znalazłam się tutaj. To nie miejsce dla mnie. Nigdy nie byłam w takim dużym mieszkaniu, gdzie jest praktycznie wszystko. Ale jednak czuję jakby czegoś brakowało, jakby świat w którym Louis żyje nie był taki kolorowy jak powinien być.
Szybko przebrałam się w biały T-shirt chłopaka, który tak bardzo pachniał nim, że za każdym głębszym odetchnięciem czułam jego boskie perfumy. Jeszcze tego brakowało, abym rozpłakała się poprzez głupi zapach perfum chłopaka na koszulce. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami, ale już jakiś czas temu powiedziałam sobie że mam być twarda i nie pokazywać na zewnątrz że tak naprawdę fajtłapa ze mnie i nie potrafię sobie poradzić. Ale cóż jestem tylko małym człowiekiem, który jest zdany na siebie i musi sobie radzić sam.
Wyszłam pośpiesznie z łazienki nie chcąc już patrzeć na swoje żałosne odbicie w lustrze. Upychając koszulkę w torebce zeszłam przestronnymi schodami na dół, do kuchni połączonej z salonem. Gdy tylko się tam znalazłam Bob, który teraz potulnie siedział obok jednej z kanap ruszył w moją stronę. Na szczęście rozkaz Louisa zatrzymał go w miejscu, więc zwierzak mnie znowu nie zaatakował.
- Bob, stój! Nie wolno! - pupil chłopaka od razu stanął w połowie drogi i merdając ogonem patrzył na mnie.
- Dobry pies. - pochwalił go Louis wychodząc zza wysepki kuchennej i ruszając w moją stronę. Zauważyłam, że ma na sobie czarny fartuszek z napisem: Licencja na gotowanie. Śmiesznie wyglądał w takim wydaniu. Tak inaczej i po domowemu.
- Zjesz coś? Właśnie przygotowuję spaghetti. - powiedział stając obok Boba i naprzeciwko mnie uśmiechając się wesoło.
- Wiesz, wolałabym już pojechać do domu. Nie czuję się za dobrze i chciałabym odpocząć. - odpowiedziałam, a Louisowi mina zrzedła. Chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
- Wiem i rozumiem to, ale może jednak coś zjesz, a potem odwiozę cię do domu? - zaproponował z iskierkami nadziei w oczach.
- Nie, naprawdę chciałabym znaleźć się już u siebie w domu. - wymusiłam uśmiech, a Louis odetchnął ze zrezygnowaniem i spuszczając głowę w dół mruknął: dobra.
- Albo wiesz co? - zapytał, gdy już prawie byliśmy przy drzwiach.
- No? - burknęłam zaciekawiona, co chłopak chce mi powiedzieć.
- Zrobię to spaghetti i zapakuję ci do domu. - zaproponował unosząc palec w górę.
Popatrzyłam na niego, gdy tak stało naprzeciwko mnie i uśmiechał się do mnie szeroko. Naprawdę był przystojny. Pokręciłam tylko głową i zamykając na chwilę oczy zaśmiałam się cicho.
- Dobra, zjedzmy u ciebie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Super! - wykrzyknął, także Bob leżący teraz na dywanie w salonie podniósł głowę i popatrzył na nas. On chyba też się cieszył z mojej obecności tutaj, bo jego ładny pyszczek uśmiechał się do nas.
- Cieszę się, że mogę z kimś zjeść obiad. - powiedział Lou stając za kuchenką i zakładając swój śmieszny fartuszek.
- Myślę, że Bob może się pogniewać na ciebie za te słowa. - powiedziałam śmiało podchodząc do zwierzaka i kucając obok niego.
- Przepraszam Bob. - zwrócił się do psa, który miał go gdzieś. Wolał chyba moje towarzystwo i to że drapałam go za uszami.
- Polubił cię. - zwrócił na to uwagę Louis, gdy podeszłam do wysepki kuchennej i usadowiłam się na jednym z wysokich krzeseł stojących przy niej.
- Myślisz? - zapytałam odwracając się za siebie i patrząc na Boba.
- Ja to wiem Em... Eee Emily. Przepraszam. - zawstydził się wypowiadając skrót mojego imienia.
- Nic nie szkodzi. Nie lubię jak obcy ludzie się tak do mnie zwracają. - wyjaśniłam, a Louis zamarł z łyżką w jednym miejscu, gdy mieszał sos.
- A mogę zapytać dlaczego? - zapytał nie podnosząc na mnie wzroku.
- Tak mówili na mnie moi rodzice i teraz gdy ktoś tak do mnie mówi przypominają mi się oni, a sam wiesz że to boli, strasznie boli. Dlatego wolę, jak ktoś mówi mi Emma, a nie Em. - wyjaśniłam bawiąc się nerwowo palcami. Po chwili na moich splecionych palcach znalazła się duża dłoń Louisa ściskająca mnie pokrzepiająco.
- Rozumiem, nie musisz do tego wracać. - powiedział, gdy podniosłam na niego swój wzrok.
- Dziękuję. - szepnęłam, gdy chłopak wrócił do mieszania sosu.
- Hmm pyszny, chcesz spróbować? - zapytał, ale ja pokręciłam głową.
- No, weź. - zajęczał. - Sprawdź czy nie trzeba czegoś dodać. - poprosił z tą swoją rozbrajającą mnie miną, typu małego pieska.
- Dobra. - poddałam się i tak nie miałam wyjścia, bo drewniana łyżka już była blisko moich ust.
- Faktycznie, pyszny. - potwierdziłam jego wcześniejsze słowa oblizując usta językiem. Oczy Louisa podwoiły swoje rozmiary, gdy obserwował mój ruch. Potrząsnął głową jakby chciał wyrzucić jakieś straszne fragmenty z głowy i wrócił do mieszania sosu.
- Gotowe. - oznajmił kilka minut późnej kładąc przede mną biały talerz z apetycznie wyglądającym daniem. Od dawna nie jadłam niczego tak pysznego jak to spaghetti. Louis naprawdę nie dość, że jest przystojny, atrakcyjny i wszystko co najlepsze to jeszcze potrafi dobrze gotować. Taki facet to skarb.
Podczas naszego posiłku rozmawialiśmy o wszystkim. Dowiedziałam się, że Louis nauczył się gotować od swojej babci. Często jeździł do niej na wakacje i chcąc pomóc jej w domowych obowiązkach podłapał kilka przydatnych przepisów i bardzo się z tego cieszy teraz, bo może sam sobie gotować w domu. No cóż, ja tez na tym zyskałam dziś, co nie?
- Było pyszne naprawdę. - powiedziałam opadając na oparcie krzesła i klepiąc się po brzuchu.
- Cieszę się, że ci smakowało. Przynajmniej nie jesteś już taka blada, jak wcześniej. - odpowiedział, a jego dłoń powoli, bardzo powoli wędrowała ku mojej twarzy, aż w końcu dotknęła mojego policzka. Jego palce zaczęły muskać skórę mojego policzka, a twarz zaczęła znacznie zbliżać się ku mojej. Otworzyłam szeroko oczy domyślając się jakie są zamiary chłopaka.
- Nie. - szepnęłam. - Przepraszam, ale nie. - zeskoczyłam ze stołka, chcąc być jak najdalej od niego.
- Nie, to ja przepraszam. - odszepnął chłopak również wstając.
- Nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział przeczesując palcami włosy.
- Nie przestraszyłeś. Po prostu nie jest to odpowiednia pora, ani miejsce na takie rzeczy. - powiedziałam. Taa oprócz tych dwóch razów, dodałam sobie w myślach.
Wiedziałam, że nie powinnam zostawać u niego na obiedzie. To nie był dobry pomysł.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam ledwo słyszalnym głosem.
- Tak. - odpowiedział.
Ubrał na siebie czarną kurtkę i zabierając klucze z wieszaczka udaliśmy się w stronę drzwi
Podczas jazdy windą obserwowałam go z boku. Marszczył brwi, co by oznaczało, że o coś się martwi. Mam tylko nadzieję, że to nie moja wina. Jakbyśmy zaczęli się po raz kolejny całować, to wiem że bym tego bardzo żałowała. A nie chciałabym go później unikać z tego powodu, bo wydaje się, a raczej jest niezłym kolesiem i świetnie nadaje się do rozmowy.
Wysiedlimy z windy i Louis nacisnął guzik na pilocie od samochodu i auto śmiesznie zamrugało pomarańczowymi światłami w naszym kierunku.
Wsiadłam na miejsce pasażera, a Louis zajął miejsce obok.
Pokonywaliśmy popołudniowe korki, a wnętrze samochodu wypełniała cicha muzyka lecąca z radia.
Czułam jak między nami wisi napięcie. Odwróciłam głowę w stronę Louisa, gdy staliśmy w korku. Opierał się teraz łokciem o drzwi, a głowę miał opartą na rozwartej dłoni. Zamknął na chwilę oczy i wygladał tak spokojnie. W ogóle nie był podobny do tego gościa, którego jeszcze kilka dni temu panicznie się bałam i uciekałam przed nim gdzie pieprz rośnie.
Naprawdę przemiany tego chłopaka nigdy nie zrozumiem. Coś niewiarygodnego, coś nietypowego i coś niesamowitego.
Nagle głowa chłopaka odwróciła się w moją stronę, a ja lekko zawstydzona spuściłam głowę w dół i zaczerwieniłam się. Nie ładnie, Em, upomniałam się w myślach. Przyznałam sama przed sobą, że chłopak mi się podoba. No kurde, ale żeby od razu przypatrywać mu się z lecącą ślinką po brodzie toż to już przesada, co nie? Jaka ja jestem głupia. Głupia idiotka!
- Pięć centów za twoje myśli. - zwrócił się do mnie Louis po kilku minutach ciszy.
- Tylko pięć? - zapytałam z przekąsem.
- Żartuję. Dlaczego nic się nie odzywasz? - zapytał.
- Nie mam o czym mówić. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą wzruszając ramionami.
- Jakiś temat zawsze się znajdzie. - uśmiechnął się do mnie. - Masz prawo jazdy? - zapytał.
Pokręciłam głową. Nie stać mnie na prawo jazdy. Ledwo co opłacam mieszkanie i studia, a jeszcze muszę coś jeść. Więc na takie rarytasy mnie nie stać.
- A nie myślałaś, żeby sobie zrobić? - zapytał, gdy korek trochę zelżał i ruszyliśmy do przodu, ale zaraz znowu staliśmy.
- Nie mam kiedy, ani jak. - odpowiedziałam. Wstyd było się przyznać, że mnie na to nie stać. On by pewnie nie zrozumiał, w końcu ma wszystko co tylko zapragnie.
- Cóż, mogę cię trochę podszkolić. - powiedział ruszając zabawnie brwiami.
- No nie wiem. Mogłabym ci zepsuć to cacko. - odpowiedziałam z przerażoną miną mówiącą, że nie chcę się za to brać.
- Spokojnie, od czego są mechanicy. - zaśmiał się głośno, a ja tylko przytaknęłam.
- Wiesz, to nie jest najlepszy pomysł. - ale znów będę miała okazję się z nim spotkać, pomyślałam.
- Co robisz jutro? - Louis zignorował moją wcześniejszą wypowiedź. Co robię jutro? Pracuję od rana do południa, a potem idę do Ve na noc, więc jutro odpada.
- Jestem zajęta. - odpowiedziałam. No taka była prawda.
- Do której pracujesz? - zapytał, gdy ruszyliśmy w końcu i już w ogóle nie staliśmy. Chyba był jakiś wypadek, bo gdy przejeżdżaliśmy obok zakrętu stała policja i karetka, więc było to coś poważnego.
- Do południa. - odpowiedziałam cicho. - Ale naprawdę potem jestem zajęta. - dodałam pośpiesznie.
- Ciekawe czym? - zapytał poirytowany. - Siedzeniem na kanapie i oglądaniem seriali?
- Nie idę do Ve na noc. - proszę bardzo, masz moje wyjaśnienie.
- Serio? Och myślałem, że znowu się spotkamy. Ale cóż trudno. - powiedział ze smutną miną podjeżdżając pod moje mieszkanie.
- Dziękuje za podwózkę. - powiedziałam uśmiechając się do niego wesoło, ale chłopak nie odwzajemnił tego gestu. Chyba naprawdę się gniewał. Wiec musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i wysiadając z samochodu nachyliłam się, aby widzieć dobrze jego twarz.
- W piątek mam wolne, więc jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna to chętnie z niej skorzystam. - wypowiadając te słowa uśmiechnęłam się niewinnie obserwując jego twarz.
Na początku zaskoczenie, potem ogromny uśmiech.
- To do piątku. Przyjadę po ciebie. O której? - zapytał wystawiając głowę w moją stronę, aby mnie lepiej widzieć.
- Dwunasta? - zaproponowałam uśmiechając się lekko.
- Dobra. Cały dzień spędzony w twoim towarzystwie. Już się nie mogę doczekać. - powiedział zadowolony z siebie.
Trzasnęłam tylko drzwiami i gdy chłopak odjeżdżał zaczęłam mu machać.
Odwróciłam się za siebie i weszłam na klatkę schodową.
Czy ten dzień mogę zaliczyć do udanych? Chyba tak mimo, że spotkałam moją psychiczną ciotkę, która chciała ode mnie pieniędzy, opowieści Louisa i mojego zwierzenia mu się.
Myślę, że chłopak nie jest taki straszny gdy jesteśmy sami. Coś czuję, że nasze piątkowe spotkanie nie będzie ostatnim.
Z uśmiechem na ustach weszłam do mieszkania i padłam na łózko w sypialni po czym od razu zasnęłam.
_________________________________________________________________________________
W końcu udało mi się skończyć rozdział w "normalnym" momencie :)
Mam nadzieję, że się Wam podobał, bo pisałam go chyba ze trzy dni.
Do następnego.
Jak dla mnie super! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału i się nie zawiodłam. Louis nie kryje swoich emocji i dzięki temu wygląda na szczerego. Ale żeby się po ustach miziać kiedy ona mu się zwierza. Nie ładny sposób na rozpraszanie. Choć ja też często się miziam po ustach ale ćśśśś. Czekam ale Ty już to wiesz i dziękukę za to zakończenie
OdpowiedzUsuńOla
Tak jak Ola uważam, że rozdział jest super. :)
OdpowiedzUsuńEm poradziła sobie z ciotką i zwierzyła się Lou.
Bardzo ładne ci to wyszło, i bardzo sie cieszę że jeszcze się nie pocałowali (nie licząc wcześniejszych) bo oni się za krótko znają, żeby się całować! :)
weny,
Rose x
W końcu normalnie zakończony :) super rozdział :) :)
OdpowiedzUsuńJest 10! Jeju kocham coraz bardziej Lou i to jak Em sie w nim zakochuje ! Super rozdział ! Czekam z niecierpliwoscia na nexta ! Powodzenia aniołku ! ;*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Ogólnie to fabuła bardzo mi sie podoba; niby taka normalna, jednak nie oklepana. Chciałabym przeczytać o tym jak Lou zabiera Emme na jakaś uroczą randkę... To byłoby ciekawe! Naprawdę nie mogę doczekać sie nowego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :) xx
Czadowy rozdział:) :)
OdpowiedzUsuń