Jest jeszcze kilka
kwestii, które Louis musi mi wyjaśnić. Ale na razie nie myślę o
niczym innym jak o tych dwóch słowach, które mi powiedział. On
też mnie kocha, a myślałam że tylko ja czuję coś do niego.
Myślałam, że ja się mu nawet nie podobam, choć wiem że głupio
myślałam i się po prostu myliłam. Chciałabym, aby ciągle mi to
mówił. Codziennie. Ale teraz nie mogę być z nim tak swobodnie i
normalnie, ponieważ nadal nie wiem co przede mną ukrywa. Przyszłam
tylko do niego do gabinetu, aby dowiedzieć się co zrobił Ve, że
dziewczyna nie pojawiła się w pracy. Ta dwójka coś przede mną
ukrywa, ale ja jeszcze nie wiem co, jestem pewna że za niedługo
się dowiem.
Wyszłam z ogromnego biurowca i od razu skierowałam się w stronę postawionego na boku mojego roweru. Odzyskałam go i teraz mogę swobodnie jeździć i nie denerwować się, że muszę stać w korku, lub że gdzieś się spóźnię.
Rowerem mogę spokojnie je pokonać i bezstresowo dojechać do celu. Już wsiadałam na mój pojazd, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i dostrzegłam małego, blondynka patrzącego na mnie oczami jak ocean. Trzymał w małych rączkach jakąś ogromną, brązową kopertę.
Wyszłam z ogromnego biurowca i od razu skierowałam się w stronę postawionego na boku mojego roweru. Odzyskałam go i teraz mogę swobodnie jeździć i nie denerwować się, że muszę stać w korku, lub że gdzieś się spóźnię.
Rowerem mogę spokojnie je pokonać i bezstresowo dojechać do celu. Już wsiadałam na mój pojazd, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i dostrzegłam małego, blondynka patrzącego na mnie oczami jak ocean. Trzymał w małych rączkach jakąś ogromną, brązową kopertę.
- Coś się stało?
- zapytałam go, a ten jakby się cały wzdrygnął, że zwróciłam
się do niego po czym wręczył mi kopertę i uciekł. Pobiegł w
niewiadomym kierunku zostawiając mnie z pakunkiem na środku
ruchliwej, londyńskiej ulicy. Co tu się dzieje?
- Ej! - krzyknęłam
za nim, ale już mnie nie usłyszał, bo mi zwiał.
Przełykając głośno
ślinę i nabierając w płuca więcej powietrza rozerwałam brązowy
papier i zamarłam.
W środku pojemnej
paczki znajdowało się zdjęcie moje i Ve, gdy kiedyś wybrałyśmy
się na przejażdżkę rowerami i usiadłyśmy w parku pod drzewami, aby
odpocząć. Na uśmiechniętej twarzy Ve dostrzegłam dwie, czerwone
kreski łączące się w krzyżyk. Tak jakby ktoś ją wykreślił z
listy do odstrzału, natomiast moja twarz zaznaczona była czerwonym
kółkiem i dziwnym, tajemniczym i zawierającym istotną informację
napisem: Na ciebie również przyjdzie pora.
Nie rozumiałam o co
tutaj chodzi. Co ktoś mógł mieć na mnie lub na Ve? Co ja takiego
temu komuś zrobiłam?
Łzy napłynęły do moich oczu, a jedynym czego potrzebowałam był uścisk kogoś bliskiego mojemu sercu.
Łzy napłynęły do moich oczu, a jedynym czego potrzebowałam był uścisk kogoś bliskiego mojemu sercu.
Jedyną osobą na
którą mogłam liczyć wtedy był Louis. Wiedziałam, że będzie
się o mnie martwił gdy do niego teraz zadzwonię i zapewne znów
każe mi się do niego wprowadzić, ale o jednym o czym marzę to
znaleźć się teraz w jego ramionach i usłyszeć, że wszystko
będzie dobrze i zapewnić mi bezpieczeństwo.
- Louis? -
zapytałam, gdy tylko chłopak odebrał mój telefon.
- Em? Coś się
stało? - zapytał, a ja załkałam głośno podkulając nogi pod samą
brodę siedząc pod ścianą przed budynkiem jego firmy.
- Możesz do
mnie przyjść? - poprosiłam pociągając nosem.
- Jasne. Gdzie
jesteś? - zapytał, a w tle słyszałam jego asystentkę która
mówiła coś do niego.
- Na dole. Błagam
przyjdź tutaj szybko. - załkałam do telefonu, po czym rozłączyłam
się.
Pięć minut
później, które dłużyły mi się niesamowicie brunet do mnie
dołączył.
Nie pytał o nic.
Jego twarz mówiła mi, że bardzo się martwił i bał o mnie.
Przytulił mnie do siebie, a ja płakałam w jego białą koszulę.
Głaskał mnie po plecach klęcząc obok mnie, gdy ja tuliłam się
do jego klatki piersiowej.
Boże, kocham tego
chłopaka najmocniej na świecie. Oddałabym wszystko, aby z nim być.
Już mnie nie obchodzi co trzyma przede mną w tajemnicy, jeśli
będzie chciał to sam mi o tym powie, ja na pewno nie będę na
niego naciskać.
- Kocham cię Loui.
- szepnęłam, gdy płacz nieco zelżał, a ja mogłam w końcu
nabrać więcej powietrza w płuca.
- Emma. - zajęczał
trzymając twarz w moich włosach. Uśmiechnęłam się przez łzy
odsuwając się od niego i patrząc raz w oczy, raz na usta. Aż
przysunęłam się bliżej niego i kładąc dłonie na policzkach
chłopaka pocałowałam go w usta.
Potrzebowałam poczuć je na sobie, to jak wplata palce w moje włosy, to jak jęczy wprost w moje wargi, to jak.. a nie ważne. Liczy się to co jest tutaj i teraz.
Potrzebowałam poczuć je na sobie, to jak wplata palce w moje włosy, to jak jęczy wprost w moje wargi, to jak.. a nie ważne. Liczy się to co jest tutaj i teraz.
- Emma nie, nie
wiem... - zajęczał odsuwając się ode mnie z zamkniętymi oczami.
- Csii nic nie mów,
pocałuj mnie, błagam. - poprosiłam napierając na niego, a chłopak
od razu spełnił moją prośbę i chwilę później nasze usta znów
się złączyły w namiętnym pocałunku.
Na szczęście
byliśmy z dala on widoków natrętnych przechodniów. Wysokie
słupy osłaniały nas od innych ludzi, dlatego czuliśmy się mniej
więcej komfortowo. Bo w takich warunkach i w takiej sytuacji, nie
można czuć się w pełni komfortowo.
- Chodź, zawiozę
cię do domu. - oznajmił wstając i pomagając mi się podnieść.
- Zostaniesz ze
mną? - zapytałam, a raczej wybłagałam. Louis popatrzył na mnie
najpierw, a potem zmarszczył brwi zastanawiając się pewnie czy to, aby najlepszy moment.
- Dobra, nie było
tematu. - oznajmiłam poddając się, po czym odwróciłam się za
siebie i szłam w stronę roweru.
- Nie, zaczekaj, to
nie tak że nie chcę zostać. Tylko mam mnóstwo pracy i tak się
zastanawiam czy mogę to zostawić. - wyjaśnił podbiegając w moją
stronę.
- Jeśli nie możesz
to rozumiem, jakoś sobie poradzę. - oznajmiłam z lekkim, co prawda
wymuszonym uśmiechem.
- Zawsze mogę wziąć
laptopa i popracować u ciebie. - powiedział, a moje
serce aż podskoczyło ze szczęścia słysząc, że jednak uda mu się
pojechać do mnie.
- Super. -
uśmiechnęłam się. - A co z rowerem? - zapytałam wskazując na
pojazd stojący obok mnie.
- Wsadzimy do
bagażnika. - powiedział. - Spokojnie się zmieści. - dodał
wzruszając ramionami i biorąc go ode mnie, a następnie prowadząc
mnie do garażu podziemnego gdzie stał jego samochód.
- Zaczekaj tutaj na
mnie, zaraz wrócę. - oznajmił,gdy usadowił mnie na przednim
siedzeniu, a rower włożył do bagażnika, który o dziwno był
naprawdę pojemny i zmieścił spokojnie mojego „przyjaciela”.
Dziesięć minut
później, które minęły nawet nie wiem kiedy, Louis wsiadł do
auta.
Przez cały ten czas, gdy go nie było, siedziałam i zastanawiałam się co ten ktoś miał na myśli pisząc takie rzeczy na tym zdjęciu. Co chciał mi takiego przekazać. Gdyby tylko Ve tutaj była to wiedziałaby co jest grane i co się dzieje. Ale nie wiem gdzie jest, ani co robi i przede wszystkim dlaczego tak nagle zdecydowała się rzucić pracę i m inawet o tym nie wspomnieć. Coś musiało być na rzeczy, a Louis chyba coś o tym wie. Ale jak wcześniej postanowiłam, nie będę go o nic wypytywać, bo on musi sam chcieć mi to wyjawić.
Przez cały ten czas, gdy go nie było, siedziałam i zastanawiałam się co ten ktoś miał na myśli pisząc takie rzeczy na tym zdjęciu. Co chciał mi takiego przekazać. Gdyby tylko Ve tutaj była to wiedziałaby co jest grane i co się dzieje. Ale nie wiem gdzie jest, ani co robi i przede wszystkim dlaczego tak nagle zdecydowała się rzucić pracę i m inawet o tym nie wspomnieć. Coś musiało być na rzeczy, a Louis chyba coś o tym wie. Ale jak wcześniej postanowiłam, nie będę go o nic wypytywać, bo on musi sam chcieć mi to wyjawić.
Jestem przekonana,
że prędzej czy później w końcu się czegoś dowiem.
- Przepraszam, że
zawsze muszę ci pokrzyżować plany. - powiedziałam wykręcając
palce ze zdenerwowania.
- Co ty w ogóle
mówisz? Cieszę się, że mogę spędzić z tobą trochę czasu.
Naprawdę. - odpowiedział kładąc dłoń na moim kolanie i lekko je
ściskając.
- Tak tylko mówisz,
aby nie sprawić mi przyszłości, ale ja wiem swoje. Jestem jak
wrzód na d...
- Przestań! -
krzyknął zjeżdżając na malutki parking przy drodze i gasząc
silnik. Przestraszyłam się jak tak na mnie krzyknął, a w oczach
zebrały mi się łzy.
- Emma, jesteś dla
mnie najważniejszą osobą na świecie. Kocham cię, do jasnej
cholery i nie jesteś dla mnie problemem, czy ciężarem. Kłopoty,
które teraz masz są poniekąd spowodowane tym, że zaczęłaś się
ze mną spotykać. To moja wina, wiem. Gdybym nie wpadł wtedy na
ciebie w parku, to nie miałabyś ich i nie wyszłoby to co teraz wyszło. - zasmucił się na chwilę, czym mnie zaintrygował. - Ale
poza tym, gdybyśmy na siebie nie wpadli to nie wiedziałbym jak to
jest kogoś kochać. - dodał ciszej, a moje serce radośnie podskoczyło w
piersi.
- A co z Emily? Ją
przecież też kochałeś. - powiedziałam ocierając kąciki oczu z
łez.
- Wydawało mi się,
że ją kocham. Ale tak naprawdę to widziałem w niej tylko ładną
twarz, a w tobie widzę i piękno i to co masz w środku. - oznajmił,
a ja niewiele myśląc odpięłam pas bezpieczeństwa i przechodząc
nad deską rozdzielczą usiadłam okrakiem mu na kolanach.
- Kocham cię,
kocham cię, kocham cię. - mówiłam to między szybkimi pocałunkami
w usta, a na koniec przytuliłam się jak najmocniej potrafiłam do niego. Poczułam jak kładzie mi swoje dłonie kładzie na biodrach.
- Teraz wiem co to
znaczy być szczęśliwym. - powiedział w moje włosy. Odsunęłam się
od niego i spojrzałam w te niebieskie tęczówki.
- Wcześniej, gdy
byłem z Emily. - narysował cudzysłów w powietrzu palcami, po czym
położył je z powrotem na moich biodrach. - Czułem się jak w klatce.
Nie mogłem jej przedstawić chłopakom, bo by mnie wyśmiali. Zawsze
uważali mnie za nieśmiałego i twierdzili że nigdy nie znajdę
sobie dziewczyny, bo żadna mnie nie zechce. Dlatego postanowiłem, że będę Emily przed nimi ukrywać. Tylko Liam wiedział o niej, bo
to on jako jedyny jest najbardziej wyrozumiały i najmądrzejszy z
naszej piątki. - dodał patrząc przez cały czas na jakiś punkt w
oddali za przednią szybą.
- Nie rozumiem
dlaczego by cię wyśmiali, gdybyś przedstawił im Emily. -
powiedziałam bawiąc się jego włoskami na karku.
Popatrzył na mnie
smutnymi oczami, po czym wyjaśnił.
- Kiedyś
powiedziałem im, że jestem gejem. I od tamtej pory oni tak uważali,
a ja nie lubiłem zmieniać przyzwyczajeń, więc nie wyjaśniłem im że tylko ich wkręcałem.
Louis gejem? Dobre
sobie. No można by pomyśleć, że jest homo poprzez te jego obcisłe
dżinsy, albo obcisłe koszulki, ale to tylko ubrania. A chłopak
zachowuje się całkiem hetero, więc on nie może być gejem. Poza
tym przecież jest ze mną, więc to już samo jest nieprawdą.
- Ale dlaczego mnie
im przedstawiłeś? Emily nie, a mnie tak.
- Bo wiedziałem, że
ciebie polubią, że zechcą cie poznać i nie będą mnie krytykować.
Bo jak można nie lubić takiej mordki. - powiedział szczypiąc
moje policzki, a ja momentalnie się uśmiechnęłam.
- Piękna jesteś,
wiesz o tym? - zapytał, a ja zaczerwieniłam się na jego słowa.
Pokręciłam tylko głową, bo zdawałam sobie sprawę że gada
głupoty.
- Jesteś, jesteś i
wiesz o tym. - zawstydzona i czerwona jak burak schowałam głowę w zagłębieniu między jego szyją, a ramieniem.
- Przestań tak
mówić, bo czuję jak jest mi gorąco, a moje policzki płoną. -
oznajmiłam zawstydzona i speszona jego pewnymi słowami. Ten chłopak
naprawdę nie potrafi opanować swoich zapędów i mówi to co ślina
mu na język przyniesie.
Nagle coś zaczęło
brzęczeć w marynarce chłopaka, czułam to na swojej klatce
piersiowej. Odsunęłam się na kilka centymetrów od niego i marszcząc
brwi obserwowałam co się dzieje.
Wyjął telefon z
kieszeni marynarki, a następnie przejeżdżając kciukiem po ekranie
przyłożył sobie telefon do ucha.
Obserwowałam jak
wyraz jego twarzy diametralnie się zmienia. Jak z wesołej i
uśmiechniętej przestawił się na prezesa. Opanowanego, mającego
wszystko pod kontrolą pana wszechświata. Tylko zastanawiałam się
czemu Louis nie może być taki na co dzień. Oczywiście wiem, że
musi sprawować kontrolę nad wszystkimi aspektami życia, nie tylko
swojego ale i mojego, co wcale mnie przeszkadzało, przynajmniej na
razie.
Obserwowałam go jak
cały się spina słysząc informacje z drugiej strony słuchawki i
tak zastanawiałam się kto do niego teraz zadzwonił.
Chciałam zejść z
jego kolan, ale powstrzymał mnie trzymając za biodra i usadawiając
z powrotem na swoich kolanach.
Kilka sekund
później zakończył połączenie i patrząc jeszcze chwilę na
ekran ciemnego telefonu odezwał się.
- Liam znalazł Ve.
- oznajmił, a ja zamarłam.
Perspektywa Louisa
Widziałem jak Emma
cała się spina słysząc co właśnie jej oznajmiłem. Byłem
pewien, że zacznie na mnie krzyczeć i kazać abyśmy do niej
jechali, ale zamiast tego usłyszałem tylko ciszę. Głuchą i głupią
ciszę, która była, szczerze powiedziawszy denerwująca.
- Żyje? - zapytała
tylko, gdy doszła do siebie. Cały czas trzymałem ją na swoich
kolanach i nie chciałem puścić. Chciałem, aby wiedziała że ma
we mnie oparcie, ale o tym to już chyba wiedziała i nie musiałem
jej na każdym kroku o tym przypominać.
- Tak, ale jest w
ciężkim stanie. - odpowiedziałem.
Liam powiedział mi,
że znaleźli ją za miastem w jakimś starym i ledwo co stojącym
domku. Leżała półprzytomna na brudnej i klejącej się kanapie.
Wyglądała jak trup i to dosłownie. Liam twierdzi, że musiała
brać narkotyki, bo jej oczy wyglądały dość dziwnie, a w dodatku
czuć było od niej alkohol.
Czasem zastanawiam
się czy ludzie naprawdę mają swój rozum i go używają, bo widząc
takie przypadki sądzę że nie.
Opowiedziałem Emmie
to co usłyszałem od Liama. Widziałem jak ona to przeżywa. Jej
najlepsza przyjaciółka, ja wiem też że to jej siostra, ale Em o
tym nie wie i wątpię aby dowiedziała się ode mnie o tym, że się prawie zabiła.
Gorące i wielkie
łzy spływały po jej policzkach, już drugi raz dzisiejszego dnia.
Nie mogę na nią
patrzeć, gdy jest w takim stanie. Nie mówię, że wygląda
okropnie, bo tak nie jest i ona zawsze dla mnie będzie piękna, ale
chodzi mi o to, że nie mogę patrzeć na to jak rozpada się na
drobne kawałeczki na moich oczach. Okropnie się wtedy czuję, bo
nie mogę nic więcej zrobić jak przytulic ją i zapewnić, że
wszystko będzie dobrze. Chodź z tym drugim zawsze jest kiepsko.
- Em, powiesz coś?
- zapytałem, gdy płacz ustał i słychać było tylko pociąganie
nosem.
- Chcę ja zobaczyć.
- oznajmiła schodząc ze mnie i siadając na siedzeniu pasażera.
- Jesteś pewna? -
zapytałem, a ona popatrzyła na mnie jak na wroga. - To znaczy, czy
po już dość intensywnym dniu, masz ochotę przeżyć jeszcze coś
takiego? - wyjaśniłem, nie chciałem jej podpaść, nie wtedy gdy
jest w takim stanie.
- Tak, jestem pewna,
możemy jechać? - zapytała zirytowana raczej tym, że nie robiłem
nic aby się ruszyć, a siedziałem i obserwowałem to jak zapina
swoje pasy.
- Oczywiście. -
odpowiedziałem spokojnie. Nabrałem powietrza w płuca i zapalając
silnik samochodu wyjechałem z parkingu z piskiem opon.
Jakbym nie odebrał
tego głupiego telefonu to teraz zapewne całowalibyśmy się, albo
jechalibyśmy do jej mieszkania, gdzie wiedziałem że będzie
bezpieczna i pod moją opieką.
Starałem się
utrzymywać wzrok na drodze, ale co chwila moje oczy wędrowały na
jej szczupłą sylwetkę.
Powinienem teraz
myśleć, jak tu powiedzieć Em całą prawdę o niej i Ve, ale nie
wiedziałem jak zacząć.
Domyślałem się,
że wkurzy się na mnie i to jak, że ukrywałem przed nią taką
tajemnicę, ale od początku chciałem aby to Ve jej powiedziała.
Ale teraz gdy dziewczyna leży w szpitalu, nie przytomna i nie
wiadomo kiedy się wybudzi to cała odpowiedzialność powiedzenia
Emmie prawdy spadła na mnie, co nie jest takie proste.
- Emma, zanim
wejdziesz na jej salę chciałbym ci coś powiedzieć. -
powiedziałem parkując na wolnym miejscu na parkingu za szpitalem.
- Nie teraz Louis,
najpierw muszę ją zobaczyć. - odpowiedziała chwytając klamkę,
ale ja pomyślałem o tym wcześniej i zablokowałem drzwi guzikiem blokady.
- Co do... - zmarszczyła brwi.
- Emma ty i Ve
jesteście siostrami. - oznajmiłem, a twarz dziewczyny pobladła,
gdy usłyszała taką nowinę.
- Coś ty
powiedział? - zapytała przerażona na sama tą myśl.
- Nie każ mi tego
drugi raz powtarzać. Emma musisz mi uwierzyć. Niedawno Ve mi o tym
powiedziała. Nie chciałem ci nim mówić o tym, bo to ona miała ci
o tym powiedzieć, ale tak jakoś się złożyło że wypadło na
mnie. Przepraszam, że musisz się dowiadywać o tym w taki sposób,
ale lepiej teraz niż później. - odpowiedziałem odsuwając się
nieco dalej od niej, gdy zaczęła przysuwać się do mnie.
- Otwórz. Te.
Cholerne. Drzwi. - wysyczała przez zęby, podkreślając każde
pojedyncze słowo.
- Wybaczysz mi? -
zapytałem czym zbiłem ją z tropu, bo jej oczy z wściekłych
zmieniły się na nieco łagodniejsze.
- Otwórz. - nakazała
odsuwając się ode mnie i chwytając ponownie za klamkę.
- Jesteś pewna, że
chcesz to zrobić? - zapytałem. Wiem, że przeginam z tymi pytaniami
ale nie mogę jej tam puścić, gdy jest taka zła i nie panuje nad
sobą.
- Kurwa Louis,
otwórz te jebane drzwi! - krzyknęła, a przestrzeń mojego samochodu
wypełnił jej wściekły głos.
Przycisnąłem
odpowiedni przycisk, a Em wyskoczyła z auta jak petarda nie patrząc
za siebie, ani przed siebie. Po prostu pędziła nie zważając na
konsekwencje swoich pochopnych decyzji.
A ja wiem, że znów
ją straciłem po tym jak wyjawiłem jej prawdę o Ve.
Z jednej strony
wiem, że dobrze zrobiłem bo wolałem aby dziewczyna o wszystkim
wiedziała. Ale z drugiej strony byłem na siebie za to zły. Może
powinienem trochę poczekać, aż Ve wyzdrowieje i pozwolić jej o
zdecydowanie czy powiedzieć o tym Em.
Ale trudno, już się
stało i nie cofnę tego choćbym bardzo chciał.
Perspektywa Emmy
Wpadłam jak torpeda
do szpitala. Poturbowałam jakąś młodą dziewczynę, za co
oczywiście przeprosiłam.
Właśnie
dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka jest moją
siostrą. Ale jak to możliwe? Rodzice nic mi nie wspominali, że
mieli jeszcze jedna córkę. Jestem pewna, że gdyby tak było na
pewno by mi o tym powiedzieli.
Nie będę się nad
tym teraz zastanawiać, teraz najważniejsza jest dla mnie Ve i to
czy przeżyje.
To co powiedział mi
Louis było okropne. To co jej się przytrafiło było okropne. Wiem,
że Ve sama sobie jest winna. Jestem pewna, że jakby zwróciła się
do mnie o pomoc, pomogłabym jej.
Kochałam ją jak
siostrę, której nigdy nie miałam. Cóż do dzisiejszego dnia nie
miałam.
Dziwne uczucie mieć
świadomość, że twoja przyjaciółka jest tak naprawdę
spokrewniona z tobą i prawdopodobnie macie tych samych rodziców.
Dopadłam starszą,
siwiejącą pielęgniarkę na korytarzu i dopytując się, gdzie leży
Ve pobiegłam we wskazanym kierunku.
Mam nadzieje, że Ve
z tego wyjdzie bo inaczej nie dam sobie rady z jeszcze jedną śmiercią
bliskiej osoby.
Em, przestań tak
myśleć, mówiłam sobie w myślach. Trzeba myśleć pozytywnie i mieć
nadzieję, bo ona umiera ostatnia.
Znalazłam
odpowiednią salę i zatrzymałam się przed szklanymi drzwiami, na
którym widniał duży napis: OIOM.
Krucha blondynka
leżała na dużym, białym łóżku. Podpięta była do miliona
urządzeń podtrzymujących jej życie. Na twarzy zauważyłam kilka
siniaków i mnóstwo zadrapań. Nad lewą brwią przyklejony miała
biały plaster, a na prawej dłoni gips.
Gdzie ona była i co
robiła, że tak teraz wygląda? Dlaczego nie powiedziała mi, że
coś się dzieje? Przecież zawsze bym jej pomogła, jako przyja...
siostra.
Aż dziwnie mi
myśleć o tym teraz.
- Pani jest kimś z
rodziny? - zapytał lekarz stojący obok mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy
się obok mnie zjawił.
- Eee tak, jestem
siostrą. - odpowiedziałam pewniej niż się z tym czułam.
- Jestem doktor Sykes. - podał mi dłoń, po czym kontynuował. - Pani siostra
doznała mocnego urazu głowy. Ma złamaną rękę w dwóch
miejscach oraz wykryliśmy u niej znikome, ale jednak, ilości narkotyków,
ale także alkoholu. Zgłosiliśmy sprawę na policję, więc jak tylko
pani Veronika się obudzi będą chcieli z nią porozmawiać. -
powiedział lekarz, a ja zamarłam słysząc że Ve brała narkotyki.
Nigdy bym nie przypuszczała, że Ve posunie się do takiego stopnia,
ani że głupia będzie mieszać alkohol z używkami.
- Dziękuję panie
doktorze. - powiedziałam łamiącym się głosem spoglądając na
dziewczynę przez szybę drzwi.
- Jest jeszcze coś.
- zwrócił na siebie moją uwagę doktor Sykes. Popatrzyłam na
niego z miną oznajmiającą, aby mówił. - Pani siostra została
zgwałcona. Znaleźliśmy znikome ślady nasienia w narządach śladowe.I chciałem panią ostrzec, że siostra będzie teraz
potrzebowała od rodziny dużo wsparcia i opieki.
- Oczywiście. -
odpowiedziałam oszołomiona tym co właśnie usłyszałam, a doktor zniknął.
Ve została
zgwałcona. To jeszcze do mnie nie dociera. Jakbym tak znalazła tego
kto tak ją potraktował urwałabym mu głowę i pocięła na
kawałki. Takiemu osobnikowi należy się dożywocie i śmierć na
krześle elektrycznym.
Wiem, że brutalne
ale zasługuje na to.
- Emma. - nagle przy
moim boku pojawił się Louis. Nie chciałam na niego patrzeć w
tamtym momencie, bo wiem że powiedziałabym mu za dużo, a potem bym
tego żałowała i nie wybaczyła sobie tego.
- Przepraszam, że
ci nie powiedziałem wcześniej. Myślałem, że Ve ci powie bo to
ona wiedziała o tym od początku. - wyjaśnił patrząc mi prosto w
oczy. Wiedziałam, że mówił prawdę, widać to było w jego
pięknych, dużych, niebieskich oczach które nie mogłyby mnie
okłamać.
- Od teraz masz mi
mówić o wszystkim, dobrze? - poprosiłam pukając palcem w jego
klatkę piersiową.
- Przysięgam. -
odpowiedział, a w żartach uniósł dłoń w górę i złączył
palec wskazujący ze środkowym i jak harcerze przysiągł.
Zaśmiałam się z
jego wyczynów, po czym mocno wtuliłam w klatkę piersiową, a
następnie zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą względnego spokoju i wdychając zapach mojego mężczyzny, który z dnia na dzień
stawał się lepszą osobą, a ja przy nim dojrzewałam i
zakochiwałam się coraz to bardziej w szalonym brunecie, który
skradł moje serce.
_____________________________________________________________________________
Witajcie w ten piękny i jakże ciepły piątkowy wieczór.
Dzieje się w tym rozdziale, oj dzieje prawda?
Dzięki za wszystkie motywujące słowa.
Kocham i do następnego!
Jejku... coraz bardziej kocham to opowiadanie,pisz dalej <3,buźka
OdpowiedzUsuńDzieje sie dzieje :) Najpierw wszystko dobrze z Lou i Em a tu nagle sprawa z Ve.. napewno to nie ona sie zaćpała.. czekam na nastepny :*
OdpowiedzUsuńWow. W mojej głowie konpletnie się pomieszało. Szok przeżywam. Myślałam na początku, że to Ve stoi za tym listem i bla bla bla sru tu tu, a tu się okazuje, że pewnie tebn były Emily czy kto tam inny to zrobił. Już sama nwm. Będę myśleć.
OdpowiedzUsuńOla
Ciesze się, że Emma i Louis do siebie wrócili. Szkoda tylko, iż Em jest w niebeZpieczeństwie. Jestem naprawdę ciekawa kto za tym wszystkim stoi.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli xx
Przepraszam, że przez długi czas mnie nie było, ale znasz moje powody ;/
OdpowiedzUsuńOne są siostrami?! Jak gdzie kiedy dlaczego?!
Nie miałam pojęcia, że takie coś będzie w tym opowiadaniu, naprawdę się tego nie spodziewałam.
I mam nadzieję, że Emma już nie będzie się tak ciągle na Lou obrażać, no bo proszę ile można? :D
Czekam na kolejny!
Weny x
WOW :) :) ale super rozdział :) :) chcę już następny :) :)
OdpowiedzUsuń