piątek, 5 września 2014

ROZDZIAŁ 22.

Jest jeszcze kilka kwestii, które Louis musi mi wyjaśnić. Ale na razie nie myślę o niczym innym jak o tych dwóch słowach, które mi powiedział. On też mnie kocha, a myślałam że tylko ja czuję coś do niego. Myślałam, że ja się mu nawet nie podobam, choć wiem że głupio myślałam i się po prostu myliłam. Chciałabym, aby ciągle mi to mówił. Codziennie. Ale teraz nie mogę być z nim tak swobodnie i normalnie, ponieważ nadal nie wiem co przede mną ukrywa. Przyszłam tylko do niego do gabinetu, aby dowiedzieć się co zrobił Ve, że dziewczyna nie pojawiła się w pracy. Ta dwójka coś przede mną ukrywa, ale ja jeszcze nie wiem co, jestem pewna że za niedługo się dowiem.
Wyszłam z ogromnego biurowca i od razu skierowałam się w stronę postawionego na boku mojego roweru. Odzyskałam go i teraz mogę swobodnie jeździć i nie denerwować się, że muszę stać w korku, lub że gdzieś się spóźnię.
Rowerem mogę spokojnie je pokonać i bezstresowo dojechać do celu. Już wsiadałam na mój pojazd, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i dostrzegłam małego, blondynka patrzącego na mnie oczami jak ocean. Trzymał w małych rączkach jakąś ogromną, brązową kopertę.
- Coś się stało? - zapytałam go, a ten jakby się cały wzdrygnął, że zwróciłam się do niego po czym wręczył mi kopertę i uciekł. Pobiegł w niewiadomym kierunku zostawiając mnie z pakunkiem na środku ruchliwej, londyńskiej ulicy. Co tu się dzieje?
- Ej! - krzyknęłam za nim, ale już mnie nie usłyszał, bo mi zwiał.
Przełykając głośno ślinę i nabierając w płuca więcej powietrza rozerwałam brązowy papier i zamarłam.
W środku pojemnej paczki znajdowało się zdjęcie moje i Ve, gdy kiedyś wybrałyśmy się na przejażdżkę rowerami i usiadłyśmy w parku pod drzewami, aby odpocząć. Na uśmiechniętej twarzy Ve dostrzegłam dwie, czerwone kreski łączące się w krzyżyk. Tak jakby ktoś ją wykreślił z listy do odstrzału, natomiast moja twarz zaznaczona była czerwonym kółkiem i dziwnym, tajemniczym i zawierającym istotną informację napisem: Na ciebie również przyjdzie pora.
Nie rozumiałam o co tutaj chodzi. Co ktoś mógł mieć na mnie lub na Ve? Co ja takiego temu komuś zrobiłam?
Łzy napłynęły do moich oczu, a jedynym czego potrzebowałam był uścisk kogoś bliskiego mojemu sercu.
Jedyną osobą na którą mogłam liczyć wtedy był Louis. Wiedziałam, że będzie się o mnie martwił gdy do niego teraz zadzwonię i zapewne znów każe mi się do niego wprowadzić, ale o jednym o czym marzę to znaleźć się teraz w jego ramionach i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze i zapewnić mi bezpieczeństwo.
- Louis? - zapytałam, gdy tylko chłopak odebrał mój telefon.
- Em? Coś się stało? - zapytał, a ja załkałam głośno podkulając nogi pod samą brodę siedząc pod ścianą przed budynkiem jego firmy.
- Możesz do mnie przyjść? - poprosiłam pociągając nosem.
- Jasne. Gdzie jesteś? - zapytał, a w tle słyszałam jego asystentkę która mówiła coś do niego.
- Na dole. Błagam przyjdź tutaj szybko. - załkałam do telefonu, po czym rozłączyłam się.
Pięć minut później, które dłużyły mi się niesamowicie brunet do mnie dołączył.
Nie pytał o nic. Jego twarz mówiła mi, że bardzo się martwił i bał o mnie. Przytulił mnie do siebie, a ja płakałam w jego białą koszulę. Głaskał mnie po plecach klęcząc obok mnie, gdy ja tuliłam się do jego klatki piersiowej.
Boże, kocham tego chłopaka najmocniej na świecie. Oddałabym wszystko, aby z nim być. Już mnie nie obchodzi co trzyma przede mną w tajemnicy, jeśli będzie chciał to sam mi o tym powie, ja na pewno nie będę na niego naciskać.
- Kocham cię Loui. - szepnęłam, gdy płacz nieco zelżał, a ja mogłam w końcu nabrać więcej powietrza w płuca.
- Emma. - zajęczał trzymając twarz w moich włosach. Uśmiechnęłam się przez łzy odsuwając się od niego i patrząc raz w oczy, raz na usta. Aż przysunęłam się bliżej niego i kładąc dłonie na policzkach chłopaka pocałowałam go w usta.
Potrzebowałam poczuć je na sobie, to jak wplata palce w moje włosy, to jak jęczy wprost w moje wargi, to jak.. a nie ważne. Liczy się to co jest tutaj i teraz.
- Emma nie, nie wiem... - zajęczał odsuwając się ode mnie z zamkniętymi oczami.
- Csii nic nie mów, pocałuj mnie, błagam. - poprosiłam napierając na niego, a chłopak od razu spełnił moją prośbę i chwilę później nasze usta znów się złączyły w namiętnym pocałunku.
Na szczęście byliśmy z dala on widoków natrętnych przechodniów. Wysokie słupy osłaniały nas od innych ludzi, dlatego czuliśmy się mniej więcej komfortowo. Bo w takich warunkach i w takiej sytuacji, nie można czuć się w pełni komfortowo.
- Chodź, zawiozę cię do domu. - oznajmił wstając i pomagając mi się podnieść.
- Zostaniesz ze mną? - zapytałam, a raczej wybłagałam. Louis popatrzył na mnie najpierw, a potem zmarszczył brwi zastanawiając się pewnie czy to, aby najlepszy moment.
- Dobra, nie było tematu. - oznajmiłam poddając się, po czym odwróciłam się za siebie i szłam w stronę roweru.
- Nie, zaczekaj, to nie tak że nie chcę zostać. Tylko mam mnóstwo pracy i tak się zastanawiam czy mogę to zostawić. - wyjaśnił podbiegając w moją stronę.
- Jeśli nie możesz to rozumiem, jakoś sobie poradzę. - oznajmiłam z lekkim, co prawda wymuszonym uśmiechem.
- Zawsze mogę wziąć laptopa i popracować u ciebie. - powiedział, a moje serce aż podskoczyło ze szczęścia słysząc, że jednak uda mu się pojechać do mnie.
- Super. - uśmiechnęłam się. - A co z rowerem? - zapytałam wskazując na pojazd stojący obok mnie.
- Wsadzimy do bagażnika. - powiedział. - Spokojnie się zmieści. - dodał wzruszając ramionami i biorąc go ode mnie, a następnie prowadząc mnie do garażu podziemnego gdzie stał jego samochód.
- Zaczekaj tutaj na mnie, zaraz wrócę. - oznajmił,gdy usadowił mnie na przednim siedzeniu, a rower włożył do bagażnika, który o dziwno był naprawdę pojemny i zmieścił spokojnie mojego „przyjaciela”.
Dziesięć minut później, które minęły nawet nie wiem kiedy, Louis wsiadł do auta.
Przez cały ten czas, gdy go nie było, siedziałam i zastanawiałam się co ten ktoś miał na myśli pisząc takie rzeczy na tym zdjęciu. Co chciał mi takiego przekazać. Gdyby tylko Ve tutaj była to wiedziałaby co jest grane i co się dzieje. Ale nie wiem gdzie jest, ani co robi i przede wszystkim dlaczego tak nagle zdecydowała się rzucić pracę i m inawet o tym nie wspomnieć. Coś musiało być na rzeczy, a Louis chyba coś o tym wie. Ale jak wcześniej postanowiłam, nie będę go o nic wypytywać, bo on musi sam chcieć mi to wyjawić.
Jestem przekonana, że prędzej czy później w końcu się czegoś dowiem.
- Przepraszam, że zawsze muszę ci pokrzyżować plany. - powiedziałam wykręcając palce ze zdenerwowania.
- Co ty w ogóle mówisz? Cieszę się, że mogę spędzić z tobą trochę czasu. Naprawdę. - odpowiedział kładąc dłoń na moim kolanie i lekko je ściskając.
- Tak tylko mówisz, aby nie sprawić mi przyszłości, ale ja wiem swoje. Jestem jak wrzód na d...
- Przestań! - krzyknął zjeżdżając na malutki parking przy drodze i gasząc silnik. Przestraszyłam się jak tak na mnie krzyknął, a w oczach zebrały mi się łzy.
- Emma, jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kocham cię, do jasnej cholery i nie jesteś dla mnie problemem, czy ciężarem. Kłopoty, które teraz masz są poniekąd spowodowane tym, że zaczęłaś się ze mną spotykać. To moja wina, wiem. Gdybym nie wpadł wtedy na ciebie w parku, to nie miałabyś ich i nie wyszłoby to co teraz wyszło. - zasmucił się na chwilę, czym mnie zaintrygował. - Ale poza tym, gdybyśmy na siebie nie wpadli to nie wiedziałbym jak to jest kogoś kochać. - dodał ciszej, a moje serce radośnie podskoczyło w piersi.
- A co z Emily? Ją przecież też kochałeś. - powiedziałam ocierając kąciki oczu z łez.
- Wydawało mi się, że ją kocham. Ale tak naprawdę to widziałem w niej tylko ładną twarz, a w tobie widzę i piękno i to co masz w środku. - oznajmił, a ja niewiele myśląc odpięłam pas bezpieczeństwa i przechodząc nad deską rozdzielczą usiadłam okrakiem mu na kolanach.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię. - mówiłam to między szybkimi pocałunkami w usta, a na koniec przytuliłam się jak najmocniej potrafiłam do niego. Poczułam jak kładzie mi swoje dłonie kładzie na biodrach.
- Teraz wiem co to znaczy być szczęśliwym. - powiedział w moje włosy. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w te niebieskie tęczówki.
- Wcześniej, gdy byłem z Emily. - narysował cudzysłów w powietrzu palcami, po czym położył je z powrotem na moich biodrach. - Czułem się jak w klatce. Nie mogłem jej przedstawić chłopakom, bo by mnie wyśmiali. Zawsze uważali mnie za nieśmiałego i twierdzili że nigdy nie znajdę sobie dziewczyny, bo żadna mnie nie zechce. Dlatego postanowiłem, że będę Emily przed nimi ukrywać. Tylko Liam wiedział o niej, bo to on jako jedyny jest najbardziej wyrozumiały i najmądrzejszy z naszej piątki. - dodał patrząc przez cały czas na jakiś punkt w oddali za przednią szybą.
- Nie rozumiem dlaczego by cię wyśmiali, gdybyś przedstawił im Emily. - powiedziałam bawiąc się jego włoskami na karku.
Popatrzył na mnie smutnymi oczami, po czym wyjaśnił.
- Kiedyś powiedziałem im, że jestem gejem. I od tamtej pory oni tak uważali, a ja nie lubiłem zmieniać przyzwyczajeń, więc nie wyjaśniłem im że tylko ich wkręcałem.
Louis gejem? Dobre sobie. No można by pomyśleć, że jest homo poprzez te jego obcisłe dżinsy, albo obcisłe koszulki, ale to tylko ubrania. A chłopak zachowuje się całkiem hetero, więc on nie może być gejem. Poza tym przecież jest ze mną, więc to już samo jest nieprawdą.
- Ale dlaczego mnie im przedstawiłeś? Emily nie, a mnie tak.
- Bo wiedziałem, że ciebie polubią, że zechcą cie poznać i nie będą mnie krytykować. Bo jak można nie lubić takiej mordki. - powiedział szczypiąc moje policzki, a ja momentalnie się uśmiechnęłam.
- Piękna jesteś, wiesz o tym? - zapytał, a ja zaczerwieniłam się na jego słowa. Pokręciłam tylko głową, bo zdawałam sobie sprawę że gada głupoty.
- Jesteś, jesteś i wiesz o tym. - zawstydzona i czerwona jak burak schowałam głowę w zagłębieniu między jego szyją, a ramieniem.
- Przestań tak mówić, bo czuję jak jest mi gorąco, a moje policzki płoną. - oznajmiłam zawstydzona i speszona jego pewnymi słowami. Ten chłopak naprawdę nie potrafi opanować swoich zapędów i mówi to co ślina mu na język przyniesie.
Nagle coś zaczęło brzęczeć w marynarce chłopaka, czułam to na swojej klatce piersiowej. Odsunęłam się na kilka centymetrów od niego i marszcząc brwi obserwowałam co się dzieje.
Wyjął telefon z kieszeni marynarki, a następnie przejeżdżając kciukiem po ekranie przyłożył sobie telefon do ucha.
Obserwowałam jak wyraz jego twarzy diametralnie się zmienia. Jak z wesołej i uśmiechniętej przestawił się na prezesa. Opanowanego, mającego wszystko pod kontrolą pana wszechświata. Tylko zastanawiałam się czemu Louis nie może być taki na co dzień. Oczywiście wiem, że musi sprawować kontrolę nad wszystkimi aspektami życia, nie tylko swojego ale i mojego, co wcale mnie przeszkadzało, przynajmniej na razie.
Obserwowałam go jak cały się spina słysząc informacje z drugiej strony słuchawki i tak zastanawiałam się kto do niego teraz zadzwonił.
Chciałam zejść z jego kolan, ale powstrzymał mnie trzymając za biodra i usadawiając z powrotem na swoich kolanach.
Kilka sekund później zakończył połączenie i patrząc jeszcze chwilę na ekran ciemnego telefonu odezwał się.
- Liam znalazł Ve. - oznajmił, a ja zamarłam.


Perspektywa Louisa

Widziałem jak Emma cała się spina słysząc co właśnie jej oznajmiłem. Byłem pewien, że zacznie na mnie krzyczeć i kazać abyśmy do niej jechali, ale zamiast tego usłyszałem tylko ciszę. Głuchą i głupią ciszę, która była, szczerze powiedziawszy denerwująca.
- Żyje? - zapytała tylko, gdy doszła do siebie. Cały czas trzymałem ją na swoich kolanach i nie chciałem puścić. Chciałem, aby wiedziała że ma we mnie oparcie, ale o tym to już chyba wiedziała i nie musiałem jej na każdym kroku o tym przypominać.
- Tak, ale jest w ciężkim stanie. - odpowiedziałem.
Liam powiedział mi, że znaleźli ją za miastem w jakimś starym i ledwo co stojącym domku. Leżała półprzytomna na brudnej i klejącej się kanapie. Wyglądała jak trup i to dosłownie. Liam twierdzi, że musiała brać narkotyki, bo jej oczy wyglądały dość dziwnie, a w dodatku czuć było od niej alkohol.
Czasem zastanawiam się czy ludzie naprawdę mają swój rozum i go używają, bo widząc takie przypadki sądzę że nie.
Opowiedziałem Emmie to co usłyszałem od Liama. Widziałem jak ona to przeżywa. Jej najlepsza przyjaciółka, ja wiem też że to jej siostra, ale Em o tym nie wie i wątpię aby dowiedziała się ode mnie o tym, że się prawie zabiła.
Gorące i wielkie łzy spływały po jej policzkach, już drugi raz dzisiejszego dnia.
Nie mogę na nią patrzeć, gdy jest w takim stanie. Nie mówię, że wygląda okropnie, bo tak nie jest i ona zawsze dla mnie będzie piękna, ale chodzi mi o to, że nie mogę patrzeć na to jak rozpada się na drobne kawałeczki na moich oczach. Okropnie się wtedy czuję, bo nie mogę nic więcej zrobić jak przytulic ją i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Chodź z tym drugim zawsze jest kiepsko.
- Em, powiesz coś? - zapytałem, gdy płacz ustał i słychać było tylko pociąganie nosem.
- Chcę ja zobaczyć. - oznajmiła schodząc ze mnie i siadając na siedzeniu pasażera.
- Jesteś pewna? - zapytałem, a ona popatrzyła na mnie jak na wroga. - To znaczy, czy po już dość intensywnym dniu, masz ochotę przeżyć jeszcze coś takiego? - wyjaśniłem, nie chciałem jej podpaść, nie wtedy gdy jest w takim stanie.
- Tak, jestem pewna, możemy jechać? - zapytała zirytowana raczej tym, że nie robiłem nic aby się ruszyć, a siedziałem i obserwowałem to jak zapina swoje pasy.
- Oczywiście. - odpowiedziałem spokojnie. Nabrałem powietrza w płuca i zapalając silnik samochodu wyjechałem z parkingu z piskiem opon.
Jakbym nie odebrał tego głupiego telefonu to teraz zapewne całowalibyśmy się, albo jechalibyśmy do jej mieszkania, gdzie wiedziałem że będzie bezpieczna i pod moją opieką.
Starałem się utrzymywać wzrok na drodze, ale co chwila moje oczy wędrowały na jej szczupłą sylwetkę.
Powinienem teraz myśleć, jak tu powiedzieć Em całą prawdę o niej i Ve, ale nie wiedziałem jak zacząć.
Domyślałem się, że wkurzy się na mnie i to jak, że ukrywałem przed nią taką tajemnicę, ale od początku chciałem aby to Ve jej powiedziała. Ale teraz gdy dziewczyna leży w szpitalu, nie przytomna i nie wiadomo kiedy się wybudzi to cała odpowiedzialność powiedzenia Emmie prawdy spadła na mnie, co nie jest takie proste.
- Emma, zanim wejdziesz na jej salę chciałbym ci coś powiedzieć. - powiedziałem parkując na wolnym miejscu na parkingu za szpitalem.
- Nie teraz Louis, najpierw muszę ją zobaczyć. - odpowiedziała chwytając klamkę, ale ja pomyślałem o tym wcześniej i zablokowałem drzwi guzikiem blokady.
- Co do... - zmarszczyła brwi.
- Emma ty i Ve jesteście siostrami. - oznajmiłem, a twarz dziewczyny pobladła, gdy usłyszała taką nowinę.
- Coś ty powiedział? - zapytała przerażona na sama tą myśl.
- Nie każ mi tego drugi raz powtarzać. Emma musisz mi uwierzyć. Niedawno Ve mi o tym powiedziała. Nie chciałem ci nim mówić o tym, bo to ona miała ci o tym powiedzieć, ale tak jakoś się złożyło że wypadło na mnie. Przepraszam, że musisz się dowiadywać o tym w taki sposób, ale lepiej teraz niż później. - odpowiedziałem odsuwając się nieco dalej od niej, gdy zaczęła przysuwać się do mnie.
- Otwórz. Te. Cholerne. Drzwi. - wysyczała przez zęby, podkreślając każde pojedyncze słowo.
- Wybaczysz mi? - zapytałem czym zbiłem ją z tropu, bo jej oczy z wściekłych zmieniły się na nieco łagodniejsze.
- Otwórz. - nakazała odsuwając się ode mnie i chwytając ponownie za klamkę.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zapytałem. Wiem, że przeginam z tymi pytaniami ale nie mogę jej tam puścić, gdy jest taka zła i nie panuje nad sobą.
- Kurwa Louis, otwórz te jebane drzwi! - krzyknęła, a przestrzeń mojego samochodu wypełnił jej wściekły głos.
Przycisnąłem odpowiedni przycisk, a Em wyskoczyła z auta jak petarda nie patrząc za siebie, ani przed siebie. Po prostu pędziła nie zważając na konsekwencje swoich pochopnych decyzji.
A ja wiem, że znów ją straciłem po tym jak wyjawiłem jej prawdę o Ve.
Z jednej strony wiem, że dobrze zrobiłem bo wolałem aby dziewczyna o wszystkim wiedziała. Ale z drugiej strony byłem na siebie za to zły. Może powinienem trochę poczekać, aż Ve wyzdrowieje i pozwolić jej o zdecydowanie czy powiedzieć o tym Em.
Ale trudno, już się stało i nie cofnę tego choćbym bardzo chciał.

Perspektywa Emmy

Wpadłam jak torpeda do szpitala. Poturbowałam jakąś młodą dziewczynę, za co oczywiście przeprosiłam.
Właśnie dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka jest moją siostrą. Ale jak to możliwe? Rodzice nic mi nie wspominali, że mieli jeszcze jedna córkę. Jestem pewna, że gdyby tak było na pewno by mi o tym powiedzieli.
Nie będę się nad tym teraz zastanawiać, teraz najważniejsza jest dla mnie Ve i to czy przeżyje.
To co powiedział mi Louis było okropne. To co jej się przytrafiło było okropne. Wiem, że Ve sama sobie jest winna. Jestem pewna, że jakby zwróciła się do mnie o pomoc, pomogłabym jej.
Kochałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. Cóż do dzisiejszego dnia nie miałam.
Dziwne uczucie mieć świadomość, że twoja przyjaciółka jest tak naprawdę spokrewniona z tobą i prawdopodobnie macie tych samych rodziców.
Dopadłam starszą, siwiejącą pielęgniarkę na korytarzu i dopytując się, gdzie leży Ve pobiegłam we wskazanym kierunku.
Mam nadzieje, że Ve z tego wyjdzie bo inaczej nie dam sobie rady z jeszcze jedną śmiercią bliskiej osoby.
Em, przestań tak myśleć, mówiłam sobie w myślach. Trzeba myśleć pozytywnie i mieć nadzieję, bo ona umiera ostatnia.
Znalazłam odpowiednią salę i zatrzymałam się przed szklanymi drzwiami, na którym widniał duży napis: OIOM.
Krucha blondynka leżała na dużym, białym łóżku. Podpięta była do miliona urządzeń podtrzymujących jej życie. Na twarzy zauważyłam kilka siniaków i mnóstwo zadrapań. Nad lewą brwią przyklejony miała biały plaster, a na prawej dłoni gips.
Gdzie ona była i co robiła, że tak teraz wygląda? Dlaczego nie powiedziała mi, że coś się dzieje? Przecież zawsze bym jej pomogła, jako przyja... siostra.
Aż dziwnie mi myśleć o tym teraz.
- Pani jest kimś z rodziny? - zapytał lekarz stojący obok mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy się obok mnie zjawił.
- Eee tak, jestem siostrą. - odpowiedziałam pewniej niż się z tym czułam.
- Jestem doktor Sykes. - podał mi dłoń, po czym kontynuował. - Pani siostra doznała mocnego urazu głowy. Ma złamaną rękę w dwóch miejscach oraz wykryliśmy u niej znikome, ale jednak, ilości narkotyków, ale także alkoholu. Zgłosiliśmy sprawę na policję, więc jak tylko pani Veronika się obudzi będą chcieli z nią porozmawiać. - powiedział lekarz, a ja zamarłam słysząc że Ve brała narkotyki. Nigdy bym nie przypuszczała, że Ve posunie się do takiego stopnia, ani że głupia będzie mieszać alkohol z używkami.
- Dziękuję panie doktorze. - powiedziałam łamiącym się głosem spoglądając na dziewczynę przez szybę drzwi.
- Jest jeszcze coś. - zwrócił na siebie moją uwagę doktor Sykes. Popatrzyłam na niego z miną oznajmiającą, aby mówił. - Pani siostra została zgwałcona. Znaleźliśmy znikome ślady nasienia w narządach śladowe.I chciałem panią ostrzec, że siostra będzie teraz potrzebowała od rodziny dużo wsparcia i opieki.
- Oczywiście. - odpowiedziałam oszołomiona tym co właśnie usłyszałam, a doktor zniknął.
Ve została zgwałcona. To jeszcze do mnie nie dociera. Jakbym tak znalazła tego kto tak ją potraktował urwałabym mu głowę i pocięła na kawałki. Takiemu osobnikowi należy się dożywocie i śmierć na krześle elektrycznym.
Wiem, że brutalne ale zasługuje na to.
- Emma. - nagle przy moim boku pojawił się Louis. Nie chciałam na niego patrzeć w tamtym momencie, bo wiem że powiedziałabym mu za dużo, a potem bym tego żałowała i nie wybaczyła sobie tego.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem wcześniej. Myślałem, że Ve ci powie bo to ona wiedziała o tym od początku. - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam, że mówił prawdę, widać to było w jego pięknych, dużych, niebieskich oczach które nie mogłyby mnie okłamać.
- Od teraz masz mi mówić o wszystkim, dobrze? - poprosiłam pukając palcem w jego klatkę piersiową.
- Przysięgam. - odpowiedział, a w żartach uniósł dłoń w górę i złączył palec wskazujący ze środkowym i jak harcerze przysiągł.
Zaśmiałam się z jego wyczynów, po czym mocno wtuliłam w klatkę piersiową, a następnie zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą względnego spokoju i wdychając zapach mojego mężczyzny, który z dnia na dzień stawał się lepszą osobą, a ja przy nim dojrzewałam i zakochiwałam się coraz to bardziej w szalonym brunecie, który skradł moje serce.


_____________________________________________________________________________

Witajcie w ten piękny i jakże ciepły piątkowy wieczór.
Dzieje się w tym rozdziale, oj dzieje prawda?
Dzięki za wszystkie motywujące słowa.
Kocham i do następnego!

6 komentarzy:

  1. Jejku... coraz bardziej kocham to opowiadanie,pisz dalej <3,buźka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieje sie dzieje :) Najpierw wszystko dobrze z Lou i Em a tu nagle sprawa z Ve.. napewno to nie ona sie zaćpała.. czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. W mojej głowie konpletnie się pomieszało. Szok przeżywam. Myślałam na początku, że to Ve stoi za tym listem i bla bla bla sru tu tu, a tu się okazuje, że pewnie tebn były Emily czy kto tam inny to zrobił. Już sama nwm. Będę myśleć.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciesze się, że Emma i Louis do siebie wrócili. Szkoda tylko, iż Em jest w niebeZpieczeństwie. Jestem naprawdę ciekawa kto za tym wszystkim stoi.
    Miłej niedzieli xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że przez długi czas mnie nie było, ale znasz moje powody ;/
    One są siostrami?! Jak gdzie kiedy dlaczego?!
    Nie miałam pojęcia, że takie coś będzie w tym opowiadaniu, naprawdę się tego nie spodziewałam.
    I mam nadzieję, że Emma już nie będzie się tak ciągle na Lou obrażać, no bo proszę ile można? :D
    Czekam na kolejny!
    Weny x

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW :) :) ale super rozdział :) :) chcę już następny :) :)

    OdpowiedzUsuń