wtorek, 16 września 2014

ROZDZIAŁ 25.

Perspektywa Louisa


Przez całą drogę do domu moich rodziców Emma nie odezwała się do mnie, ani jednym słowem. Byłem święcie przekonany, że się na mnie gniewa. Ale też bałem się, że się do mnie w ogóle nie odezwie. Chyba przesadziłem z tym, aby jej nie mówić o moim pomyśle.
Ale to moja mama wpadła na to i zadzwoniła do mnie wczoraj rano, aby zapytać co sądzę na ten temat. Zgodziłem się od razu.
Wiedziałem, że chcę pojechać do rodziców i chcę zabrać ze sobą Em. Tyle, że tym razem nie na kilka godzin, a na noc i wrócimy w niedzielę wieczór.
Dziś mają być mi dziadkowie. Wiem, że Emma jest zła na mnie za to, ale chciałem aby się wyciszyła, zrelaksowała i pomyślała o czymś przyjemniejszym niż kłamstwa, śmierć czy strach, którego ostatnio w naszym życiu nie brakuje.
- Gniewasz się na mnie? - zapytałem.
- Nie no co ty. Jak mogłabym się na ciebie gniewać. - odpowiedziała sarkastycznie.
- Czyli się gniewasz. - kiwnąłem głową.
- No co ty geniuszu. - powiedziała przewracając oczami. - W ogóle jak mogłeś zaplanować to beze mnie? Jak mogłeś nie zapytać się mnie o zdanie? A może ja miałam inne plany na ten weekend? Może chciałam pojechać do Ve? Albo do rodziców na cmentarz? - słyszałem wyrzuty w jej głosie i pretensje skierowane w moją stronę.
- Dzwoniłem do Ve, a ona była bardziej niż chętna abyś wyjechała ze mną na weekend. - powiedziałam.
- Co? Jak mogłeś Louis? - wykrzyknęła.
- Przestań się drzeć na mnie. Nic nie zrobiłem, chciałem tylko abyś była szczęśliwa i w końcu się wyluzowała.- powiedziałem. - Ale jak widzę moje starania poszły na marne. - dodałem smutno.
- Nie chodzi o to, że się nie cieszę czy nie doceniam twoich starań. Po prostu zaskoczyłeś mnie nie mówiąc mi o tym. Wtedy mogłabym się jakoś przygotować psychicznie, a nie tak jak teraz że jestem rzucona na głęboką wodę i nie wiem co mam o tym myśleć.
- Nie myśl. Rozluźnij się i zacznij uśmiechać, bo już jesteśmy pod domem. - powiedziałem skręcając na podjazd prowadzący do domu rodziców.
Tutaj się wychowałem, tutaj spędzałem każdą wolną chwile. I to tutaj po raz pierwszy przyznałem się sam przed sobą, że zakochałem się na zabój w Emmie. Myślę, że miałem ogromne szczęście spotykając ją w parku. Co prawda to Bob ruszył za nią, a ja nie mając wyboru musiałem pobiec za nim. I tak się zaczęło. Nachodzenie dziewczyny, śledzenie jej, obserwowanie każdego jej kroku. Aż to stało się moją obsesją. Co nie powiem, ale zwichrowało mi trochę psychikę, ale cieszę się że Em jest teraz przy mnie i że mogę dać jej szczęście i że ona również mi je daje.
- Może wrócę na piechotę do domu? - zapytała, a ja tylko fuknąłem na jej głupią propozycję. Wysiadłem z samochodu i wypuściłem zadowolonego Boba z tylnego siedzenia.
- Przestań, dobra? Jestem przy tobie i zawsze cie obronię, gdy moja babcia będzie chciała cię za przytulać na śmierć. - uśmiechnąłem się i pomogłem wyjść Emmie z samochodu. Nie powiem, ale podobała mi się jej spódnica. Podkreślała jej idealną talię i wszystkie krągłości. Aż miałem ochotę zedrzeć z niej ubranie, aby tylko podziwiać jej piękne ciało, ale wiem że ona nie jest jeszcze na to gotowa. Wiem to, bo dała mi do zrozumienia dosadnie dziś rano w łazience że nie ma ochoty abym oglądał ją, gdy jest naga. Mam nadzieję, że to kiedyś się zmieni i dziewczyna w końcu przekona się do tego, że jest piękna i będzie to pokazywać na zewnątrz, a nie zachowywać tylko dla siebie.
- Chyba zaraz zwymiotuję. - powiedziała, gdy zbliżaliśmy się w stronę drzwi wejściowych.
- Nic ci się nie stanie. Jestem zaraz przy tobie, tak? - zapytałem, a blada jak ściana Em pokiwała głową.
- Jasna sprawa. - odpowiedziała przełykając nerwowo ślinę, gdy otworzyłem drzwi.
Pierwsze co dostrzegliśmy zaraz po przekroczeniu progu domu to zapach unoszący się po pomieszczeniu. Ślinka mi pociekła, a brzuch Emmy zaburczał.
Popatrzyłem na nią, gdy ta się uśmiechała nerwowo po czym szepnęła.
- No co? Głodna jestem. - wzruszyła tylko nerwowo ramionami, a ja zaśmiałem się głośno czym przyciągnąłem uwagę mojej babuni, która gdy tylko mnie usłyszała zaczęła wydzierać się na cały głos.
- Lou! Czy mój Lou tu jest?! - próbowałem zlokalizować źródło największego hałasu, ale im bardziej próbowałem tym nic z tego nie wyszło. Aż do momentu, w którym ją ujrzałem wychodzącą z kuchni. Ubrana była w zieloną sukienkę w kwiaty do samej ziemi. Siwe włosy ułożone były w podobnego koka, który miała dziś Emma.
- Dzień dobru Babuniu. - przywitałem się z nią po czym ucałowałem jej chudy i pomarszczony policzek.
- A kogóż my tu mamy. To pewnie ta Emma, o której twoja mama od rana mówi. - powiedziała babcia patrząc na dziewczynę, która uśmiechała się do niej przyjaźnie.
- Dzień dobry. - przywitała się z nią.
- Jestem Eve Tomlinson, babcia tego szalenie przystojnego młodzieńca. - przedstawiła się jej, a Em odwzajemniła się mówiąc jak ma na imię i tak dalej.
- Myślę, że reszta rodziny też chce się z nami przywitać. - powiedziałem odciągając Emmę od mojej babci, która zaczęła już ją przytulać.
Wiedziałem, że tak będzie. Że babunia będzie chciała ją wyściskać przez wszystkie czasy i nie da jej spokoju poprzez opowieści i różne historyjki z mojego dzieciństwa. Będę musiał pilnować Emmę i babcię, a w szczególności tą drugą, zanim opowie jej jakąś historię z mojego życia, a ja spalę się ze wstydu.
- Louis, Emma. - moja mama zajęczała stojąc w kuchni, gdy tylko nas zobaczyła.
Wytarła mokre ręce w fartuszek wiszący na jej biodrach i podeszła do nas. Obściskiwanie część druga, pomyślałem.
- Dzień dobry. Miło znów panią widzieć. - powiedziała Em przyjaźnie ściskając moją mamę.
- Ja też się cieszę widząc cie tutaj ponownie. - odpowiedziała jej moja rodzicielka przytulając dziewczynę do siebie i patrząc podejrzanie w moją stronę.
- Chodźmy do jadalni zaraz podamy obiad. - mama powiedziała na odchodnym i poszła w stronę kuchni, a następnie do jadalni.
- Nie jest tak źle, prawda? - zapytałem Emmę, która cała trzęsła się z nerwów. Miałem tylko nadzieję, że znów nie będzie wymiotować.
- Wszystko dobrze? - zapytałem, gdy złapała mnie za ramię podtrzymując się go.
- Jasne, tylko zawróciło mi się w głowie. Muszę na chwilę usiąść. - poinformowała mnie.
- Oczywiście. - zgodziłem się przytrzymując ją w pasie i prowadząc do salonu, gdzie posadziłem ją na kanapie.
- Przyniosę ci wody. - powiedziałem, a Emma pokiwała tylko głową zgadzając się i oparła głowę o zagłówek kanapy i zamknęła oczy.
Pobiegłem szybko do kuchni. Zastałem w niej moją mamę rozmawiającą z babcią. Mówiły szeptem stojąc do mnie plecami, co było naprawdę podejrzane.
- I właśnie tak to teraz wygląda. - szepnęła mama do babci.
- Czyli on się z nią spotyka, bo chce zapomnieć o tamtej dziewczynie? - zapytała babcia, a mama tylko pokiwała głową.
- Jay ja czegoś tutaj nie rozumiem. Dlaczego Lou nie mógł znaleźć sobie innej dziewczyny? Jakiejś bogatszej, która wniosłaby do tego związku jakieś korzyści. A tak to spotyka się z jakąś biedną studentką. Ani to ładne, ani mądre, a chuda jak patyk. Czy on nie ma oczu? - co to miało być? Babcia z mamą obgadywały Emmę na moich oczach. Myślałem, że ją polubiły. Ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Nie wierzyłem własnym uszom, a może ja się przesłyszałem? Może o innym Louisie mówiły?
- A do tego Louis jest w nią wpatrzony jak w obrazek. - skomentowała moja mama, a ja cały się spiąłem. - Tylko patrzeć, aż go okradnie albo sprowadzi na złą drogę. - dodała, a ja już nie wytrzymałem i powiedziałem.
- Jak już skończycie obgadywać moją dziewczynę może zajmiecie się robieniem obiadu? Bo to wam lepiej wychodzi. - nalałem do szklanki wodę dla Emmy nie patrząc na obie kobiety, które jeszcze pięć minut temu były jedynymi z najważniejszych w moim życiu. Odwróciłem się za siebie chcąc wyjść z pomieszczenia i wtedy ją zobaczyłem. Stała naprzeciwko mnie z oczami pełnymi łez, które spływały po jej policzkach. Jej dolna warga drżała, a po chwili jej oczy się zamknęły i runęła na ziemię.



Perspektywa Emmy


- Przyniosę ci wody. - powiedział Louis, a ja pokiwałam tylko głową zgadzając się i oparłam głowę o zagłówek kanapy zamykając oczy.
Słyszałam tylko jak wbiega po małych schodkach na korytarz, a następnie do kuchni.
Nie wiem co mi się stało, że po raz kolejny dzisiejszego dnia zasłabłam. Może to przez ten stres i to że nie jadłam nic na śniadanie? Całkiem możliwe.
Cieszę się, że jeden z egzaminów mam już za sobą. Jeszcze tylko dwa i będę mieć wymarzone wakacje o których myślę od kilku miesięcy. Może Louisowi uda się dostać urlop, a wtedy pojedziemy w jakieś ciepłe kraje? Kto wie?
Po kilku minutach patrzenia w sufit zastanawiałam się gdzie jest chłopak. Przecież nalanie wody do szklanki nie zajmuje, aż tylu minut prawda? To tylko kilka sekund.
Wstałam więc z kanapy i poprawiając spódnicę ruszyłam w stronę kuchni. Musiałam podtrzymać się ściany, bo zakręciło mi się w głowie. To pewnie przez to, że tak szybko wstałam z niskiej kanapy. Pokręciłam tylko głową, a gdy kręcenie ustało ruszyłam w stronę kuchni. Ale coś mnie zaniepokoiło, gdy zauważyłam Louisa stojącego w progu wysokich drzwi i napinającego mięśnie.
Zdenerwował się, tylko nie wiem czym. Ale gdy usłyszałam strzępek rozmowy pani Tomlinson z jej teściową już wiedziałam co tak bardzo zdenerwowało chłopaka.
- Jay ja czegoś tutaj nie rozumiem. Dlaczego Lou nie mógł znaleźć sobie innej dziewczyny? Jakiejś bogatszej, która wniosłaby do tego związku jakieś korzyści. a tak to spotyka się z jakąś biedną studentką. Ani to ładne, ani mądre, a chuda jak patyk. Czy on nie ma oczu?
Czy one mówią o mnie? Co ja im takiego zrobiłam, że muszą tak źle o mnie mówić? Ja się tylko zakochałam, a to przecież nie jest żadna zbrodnia. I nie powinnam być teraz za to potępiana i nienawidzona. Myślałam, że mama Louisa mnie lubi. Jego babcia również. Po tym jak mnie przywitała, jak mnie tuliła, jak patrzyła na mnie radosnymi oczami. Ale jednak się pomyliłam.
- A do tego Louis jest w nią wpatrzony jak w obrazek. - skomentowała pani Jay, a Louis cały się spiął. - Tylko patrzeć, aż go okradnie albo sprowadzi na złą drogę. - dodała, a wtedy głos zabrał Louis. Słyszałam po jego tonie jaki był zły, tylko czekać aż wybuchnie.
- Jak już skończycie obgadywać moją dziewczynę może zajmiecie się robieniem obiadu? Bo to wam lepiej wychodzi. - powiedział po czym podszedł do stołu w kuchni, na którym stał dzbanek wodą i nalał do szklanki wodę. Nawet nie popatrzył na obie kobiety. Odwrócił się za siebie chcąc wyjść z pomieszczenia i wtedy nasze oczy się spotkały. Staliśmy naprzeciwko siebie nie wiedząc co powiedzieć, ani jak się zachować. Moje oczy były pełne łez, dolna warga drżała, a po chwili poczułam się strasznie słabo i upadłam na ziemie. Ostatnim co słyszałam był krzyk Louisa.
- Emma!


Obudziłam się nie wiedząc gdzie jestem. Byłam w jakimś pokoju. Którego ściany były granatowe, a meble w jasnym brązie. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, a po lewej drzwi balkonowe. Łóżko, na którym aktualnie leżałam stało na środku pomieszczenia. Było ogromne, podobne do tego które Louis ma u siebie w apartamencie.
Za oknem zrobiło się już ciemno, a krople deszczy uderzały o szybę. Wnętrze pomieszczenia oświetlała jedynie lampka stojąca na szafce nocnej obok łóżka. Odwróciłam głowę w stronę okna i ujrzałam Louisa stojącego przy drzwiach prowadzących pewnie na balkon i trzymającego coś między palcami. Zbliżył dłoń do ust, a po chwili zobaczyłam biały dym. On palił?
- Loui? - mój głos wydawał się bardzo słaby, ale na szczęście chłopak mnie usłyszał. I gasząc papierosa w popielniczce stojącej na parapecie podszedł do mnie. Usiadł na łóżku, a jego twarz wyrażała wszystkie emocje, które bałam się dziś zobaczyć. Zmartwienie połączone ze smutkiem.
- Jak się czujesz? - zapytał łapiąc moją dłoń i lekko ją ściskając.
- Lepiej. Co się stało? - popatrzyłam najpierw na nasze złączone dłonie, a potem w jego niebieskie oczy, które były zaczerwienione. Płakał? Nie wydaje mi się.
- Zemdlałaś. - wyjaśnił, a wtedy do mnie dotarło dlaczego.
Przez głowę przelatywały mi strzępki rozmowy prowadzącej między panią Jay, a jej teściową.
Gardło zacisnęło mi się i nie mogłam nic powiedzieć. Załkałam tylko cicho, a gdy Louis to zauważył wspiął się na łóżko i przytulił mnie mocno do siebie. Moczyłam mu koszulkę która przesączona była dymem papierosowym, a on głaskał mnie po plecach w pocieszającym geście.
- Tak bardzo cię przepraszam. - zajęczał. Też płakał? Odsunęłam się od niego i zobaczyłam, że faktycznie chłopak się rozpłakał.
- Loui, nie płacz. - powiedziałam ocierając jego łzy z policzków. Wtulił twarz w moją dłoń.
- Ty też nie płacz. - pociągnął nosem. - Ten weekend miał inaczej wyglądać. Mieliśmy zjeść razem obiad, a wieczór zrobić sobie grilla. Mieliśmy się śmiać, cieszyć swoim towarzystwem, gadać o głupotach. A tymczasem moja mama i babcia zrobiły taką głupotę, że nie umiem tego zrozumieć. - wychlipał przytulając się do mnie.
- Takie jest życie. Nie muszą mnie lubić, przecież ja nawet nie jestem fajna. Spójrz na mnie. - odsunął się ode mnie i ocierając łzy z policzków przyjrzał mi się uważnie.
- Dla mnie jesteś idealna. - skomentował przybliżając się do mnie i złożył szybkiego całusa na moim nosie.
- Kocham cię. - szepnęłam z ustami przy jego wargach.
- Koch... - nie dokończył, ponieważ głośne pukanie do drzwi nam przerwało.
- Mogę wejść? - zapytała mama Louisa, a ja miałam ochotę wyjść z łóżka i trzasnąć jej drzwiami prosto w twarz. Ale tego naturalnie nie zrobię, bo przecież mam szacunek do starszych od siebie osób, mimo że one mnie nie tolerują.
- Nie. - odpowiedział Louis, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowanym wzrokiem. Wiem, że był zły na swoją rodzicielkę, ale ja chciałam aby kobieta wyjaśniła mi dlaczego aż tak bardzo mnie nie lubi.
- Proszę. - odpowiedziałam cicho, a Louis spiorunował mnie wzrokiem. Pani Jay weszła do środka i usiadła na krześle stojącym przy biurku, nad którym wisiała tablica korkowa ze zdjęciami Louisa z siostrami oraz bilety z meczów piłki nożnej. Wygląda na to, że to jest pokój Louisa.
- Chciałam cie bardzo przeprosić. Wiem, że pewnie pomyślałaś sobie, że cię nie toleruję czy nie lubię, ale tak nie jest. - zaczęła, ale donośny głos Louisa jej przerwał na co popatrzyła na niego zabijając go wzrokiem.
- Ale tak to wyglądało i teraz nie udawaj dobrej kobiety i nie przepraszaj Emmy, bo to i tak nic nie da. Słyszała twoją rozmowę z babcią i myślę, że całkiem zmieniła o tobie zdanie. - powiedział zaskakując mnie tym, jaki potrafi być wredny wobec własnej matki.
Ale z jednej strony się mu nie dziwię. Wkurzył się na nią, za to że mnie obgadywały i gadały o mnie źle, a z drugiej strony też bym pewnie tak zareagowała, gdyby moja mama mówiła o Louisie coś takiego.
- Przeprosiłam tak? - pani Jay była poirytowana samym faktem, że Louis tutaj siedzi i patrzy na nią jakby zaraz miał się na nią rzucić i zrobić jej coś złego.
- Twoje przeprosiny mamy gdzieś trzeba było wcześniej pomyśleć zanim coś takiego powiedziałaś! Wiesz jak ja się czuję? Wiesz co ja przeżywam? - pytał łamiącym się głosem, a z moich oczu poleciały łzy które szybko otarłam aby nikt ich nie zauważył, ale nie umknęło to uwadze Louisa który natychmiast do mnie podszedł i przytulił mocno do siebie.
- Widzisz co narobiłaś? - zapytał matkę, a ja cicho łkałam w jego koszulkę.
- Przepraszam. - powiedziała łapiąc mnie za dłoń, ale wyrwałam ją od niej. Nie chciałam aby mnie dotykała, tego byłoby już za wiele. Naprawdę uważałam ją za kogoś z kim znajdę wspólny język, ale po dzisiejszym dniu naprawdę zmieniam zdanie na temat tej kobiety. Rozdrażniło mnie to, że jej teściowa, a babcia Louisa na początku wydawała mi się miłą i starsza osobą, a gdy przyszło co do czego to gadała na mnie za moimi plecami jaka ja to jestem zła i tak dalej. To się naprawdę w głowie nie mieści jacy ludzie potrafią być złośliwi i nie traktować kogoś poważnie.
- Nie powinniśmy w ogóle tu przyjeżdżać. Mogliśmy spędzić weekend w moim mieszkaniu, albo chociaż wyjechać gdzieś dalej poza miasto, ale nie ja musiałem uprzeć się abyśmy tutaj przyjechali. - zaczął, głaskając mnie po plecach. - Gdybym wiedział, że tak to wszystko się potoczy zawróciłbym i nigdy więcej tutaj nie przyjechał. - ostatnie słowa Louis wycedził przez zęby. Wtuliłam się jeszcze bardziej w niego, chcąc aby schował mnie przed całym nienawistnym i złym światem.
- Przepraszam was oboje. Naprawdę nie chciałam aby to tak wyszło. Gdybym widziała, że słuchacie tej rozmowy nigdy w życiu nie skierowałabym jej w tą stronę. - powiedziała pani Jay ledwo słyszalnym głosem, przez wstrzymywane łzy.
- Chodź Em, zbierajmy się stąd. - Louis ignorując słowa swojej matki jak i ją samą odsunął się ode mnie i pomógł mi wyjść z łózka. Zauważyłam, że mam na sobie jedną z jego koszulek i krótkie spodenki do spania.
- Nie jedźcie w taką pogodę. To samobójstwo wychodzić z domu w czasie burzy. - powiedziała pani Jay wstając pośpiesznie z łóżka. Faktycznie nie zauważyłam, że na zewnątrz pada, aż świata nie było widać.
- Samobójstwem była moja decyzja o przyjechaniu tutaj. - odpowiedział jej Louis pakując nasze rzeczy do torby.
- Daj spokój Louis. Zostańcie chociaż na noc, a rano wrócicie do Londynu. - poprosiła jego mama patrząc na mnie, ale ja odwróciłam wzrok. Nie mogłam patrzeć jej w oczy, nie po tym co powiedziała o mnie.
- Emma? - zwróciła się do mnie podchodząc coraz to bliżej. Zrobiłam krok w tył, a gdy kobieta to zobaczyła zmarszczka na jej twarzy pogłębiła się, co by oznaczało że zmartwiła się tym, iż odsunęłam się od niej.
- Chodź Emma. - nakazał Louis łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc w stronę drzwi. Uświadomiłam sobie, że ja się w ogóle nie odezwałam ani słowem przez cały okres trwania tej rozmowy, gdy pani Jay weszła do pokoju.
- Zostańmy. - w końcu powiedziałam ciągnąc  Louisa za rękę, aby odwrócił się do mnie.
- Co? - zapytał.
- Zostańmy. Nie chcę wracać do domu, gdy na zewnątrz panuje taka ulewa. - wyjaśniłam.
Louis popatrzył na mnie, a potem przeniósł wzrok na swoją mamę. Ja również odwróciłam się, aby na nią spojrzeć i zauważyłam, ze jej policzki są całe mokre od łez.
Uśmiechnęła się do mnie, ale ja nie odwzajemniłam tego wymuszonego uśmiechu. Myślę, że robiła to specjalnie, aby nas tylko tutaj zatrzymać. I chyba jej się to udało, bo patrząc na Louisa wydaje mi się, że chłopak się zgodzi abyśmy zostali na jedną noc.
- Dobra. - Louis skapitulował odkładając torbę na poprzednie miejsce.
- Dzięki Bogu. - szepnęła pani Jay do siebie, p o czym dodała. - Zejdziecie na dół? Kolacja na was czeka. Możecie zjeść w pokoju jeśli chcecie, albo w kuchni, nikogo nie ma.
- Z chęcią. - odpowiedziałam, a pani Jay klasnęła w ręce i wyszła z pokoju zostawiając nas samych.
- Jesteś głodna? - zapytał Louis gdy uklęknęłam przy torbie w poszukiwaniu jakichś dłuższych spodni i innej koszulki.
- Trochę. - odpowiedziałam wyciągając dżinsy i czarną koszulkę, które Louis wcześniej zapakował. - A ty? - zapytałam ściągając z siebie bluzkę chłopaka i rzucając ją na łóżko.
- Też. - słyszałam jak się uśmiecha. Tylko nie wiedziałam co było tego powodem. Czy to, że stałam odwrócona tyłem do niego, czy to że przyznał się iż również jest głodny.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam siadając na skraju łóżka i ściągając z siebie spodenki, a następnie zakładając dżinsy.
- Po prostu zastanawiam się kiedy przestaniesz się mnie wstydzić. - wyjaśnił i nagle znalazł się za mną kładąc nogi po obu stronach moich bioder i obejmując mnie ramionami na wysokości klatki piersiowej.
- Nie wiem, ale całkiem możliwe że nigdy. - powiedziałam przekomarzając się z nim.
- Hmm. - zajęczał z ustami przy moim uchu, po czym zaczął ssać miejsce pod nim.
- Myślę, że kolacja może poczekać. - szepnął wprost do mojego ucha. I nagle objął mnie ramionami w talii i przemieścił się na środek łóżka. Ja ze spodniami wiszącymi w kolanach i z koszulką podwiniętą pod same piersi, a on w pełni ubrany i uśmiechnięty. Jak to jest możliwe, że chłopak który przed chwilą był taki zły i pełen nienawiści do swojej mamy, nagle stał się radosny, pełen życia i … zakochany? Tak! Zakochany we mnie. Jak to jest możliwe? Myślę, że nawet naukowcy nie umieliby rozwikłać zagadki jaką jest Louis Tomlinson.
Brunet zaczął kąsać skórę na moim brzuchu, a ja wydałam z siebie pisk. Popatrzył na mnie, a gdy nasze oczy się spotkały puścił mi oczko. Zaśmiałam się głośno z tego jakże uroczego gestu.
- Louis co ty właściwie zamierzasz zrobić? - zapytałam, gdy całował skórę mojego brzucha, a rękoma próbował ściągnąć ze mnie spodnie.
- Cicho, bo psujesz cały romantyzm. - powiedział między muśnięciami.
- Jaki romantyzm? - zapytałam próbując udawać oburzenie, ale w głębi duszy śmiałam się bardzo głośno.
Chłopak uniósł głowę i spojrzał na mnie, a światło pochodzące małej lampki nocnej stojącej na szafce obok łóżka. oświetlało jego twarz.
W jego oczach widziałam miłość którą mnie darzył. Wiem jak on patrzy na mnie.
Niektóry mówią, że jak chłopak patrzy ta na dziewczynę to oznacza że kocha ją nad życie. I tak mi się zdaje że i w naszym przypadku i  tak jest. Czasem nie potrafimy się dogadać, to prawda, ale próbujemy naprowadzać siebie i jakoś dajemy radę. Myślę, że jeszcze dużo nauki przed nami i dużo musimy się o sobie dowiedzieć, ale na to przyjdzie czas.
- Chyba nie chcesz abyśmy, no wiesz. - wskazałam raz na mnie, raz na niego chcąc przekazać mu to co miałam na myśli, a chodziło mi dokładnie o współżycie.
- Eee tak naprawdę to...
- Nie, ty nie mówisz poważnie Louis. Po tym co dziś przeszliśmy ty chcesz abyśmy... - nie dokończyłam, bo chłopak mi przerwał moją wypowiedź pocałunkiem.
- Nie zamykaj mi ust, gdy coś mówię. - oderwałam się od niego jęcząc wprost w jego usta.
- Przestań zachowywać się jakbyś pozjadała wszystkie rozumy i rozluźnij się. - odpowiedział pieszcząc dłońmi moje nagie udo.
- Przestań. Mieliśmy iść na dół zjeść kolację, a ty robisz coś zupełnie innego. Wstydź się Louis. - powiedziałam odpychając go z siebie i wstając z łóżka. Założyłam na siebie spodnie i związując włosy w kucyk ruszyłam w stronę drzwi.
- Zaczekaj na mnie. - powiedział dołączając do mnie, po czym złapał mnie za rękę. Ale wyrwałam ją, ponieważ byłam zła na niego za to jak chciał spożytkować nasz wspólny czas.
Wyszliśmy z pokoju, a ja od razu ruszyłam w prawą stronę, ale dłoń Louis łapiąca mnie w porę za ramię odwróciła w swoją stronę i przyciągnęła do siebie.
- Co? - zapytałam z wyrzutem patrząc na jego rozbawioną twarz. Dobrze, że on nie jest zły za to że tak go potraktowałam w pokoju.
Wiadomo, że musi minąć mnóstwo czasu, aż zdecyduję się z nim przespać.
- Tutaj. - wskazał na schody za sobą. Czemu ja ich wcześniej nie zauważyłam?
Wyrwałam ramię z jego uścisku i ruszyłam schodami w dół. Kuchnię bardzo łatwo znalazłam.
Tak jak wcześniej mówiła pani Jay nikogo w niej nie było, za co byłam wdzięczna. Nie chciałam spotkać teraz kogoś z ich rodziny i tłumaczyć się. Właściwie ja nie musiałam się z niczego tłumaczyć, bo ja nic takiego nie zrobiłam.
Chłopak wchodząc za mną zapalił światło, które znajdował się nad blatem kuchennym i usiadł przy stole, na którym leżało kilka talerzy z różnymi smakołykami. Aż mi ślinka pociekła.
- Siadaj i jedz. - nakazał wskazując na krzesło stojące obok niego, ale ja postanowiłam usiąść na krześle stojącym daleko od niego, a mianowicie po drugiej stronie stołu.
Louis tylko fuknął i wstał, po czym podszedł do mnie i jednym ruchem uniósł krzesło razem ze mną w górę i ustawił je obok siebie.
Zdezorientowana tym co właśnie się stało siedziałam i patrzyłam na niego jak zajmuje swoje poprzednie miejsce po czym nakłada sobie na talerz mnóstwo jedzenia.
- Jedz. - powiedział wskazując na talerze stojące przed nami, ale ja nie mogłam skupić się na tym co on zrobił. Uniósł mnie, razem z krzesłem i przeniósł.
- Wow. - w końcu wydusiłam z siebie. Byłam pod wrażeniem, że on jest taki silny.
Louis tylko zaśmiał się i zaczął jeść swój posiłek. Aby załagodzić fakt, że odtrąciłam go kilkanaście minut wcześniej nachyliłam się i cmoknęłam go w policzek. Chłopak jeszcze bardziej się uśmiechnął i kątem oka spojrzał na mnie.
- Kocham cię. - wypowiedział to pewnym tonem, a ja uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i odpowiedziałam mu tym samym.


_____________________________________________________________________________
Heeeeej! 
Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział, bo mi nie przypadł do gustu.
Jestem ciekawa Waszych reakcji na zachowanie mamy Louisa i jego babci.
Myślę, że następny pojawi się albo jutro albo pojutrze.
To zależy od tego czy znajdę czas na dokończenie go.
Więc (mam nadzieję) do jutra :)

5 komentarzy:

  1. Wow tego się nie spodziewałam , matka louisa się dziwnie zachowała .
    Rozdział jest GENIALNY !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super, nie sądziłam że mama Lou może byc taka nie miła :( ale cóż takie życie. Czekam na next :) xx L.

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na next :) rozdział mnie zaskoczył

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, ale jazda, prawdziwa bomba z mamą i babcią Lou, który jest taki kochany; cudownie piszesz, życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fałszywa mama Lou :( rozczarowałam się tobą mamuska..
    Dlaczego rozdzial ci nie przypadl do gustu ? Jak dla mnie jest wlasnie tak inny taki fajny. Wiele emocji jest w nim i tak.. poprostu fajnie :)

    OdpowiedzUsuń