niedziela, 21 grudnia 2014

EPILOG

Koniecznie włączcie sobie tą piosenkę w trakcie czytania:




Wirujące płatki śniegu spadały z nieba. Przyozdabiały zielony trawnik przed domem, a niektóre lądowały na moich czarnych rękawiczkach.
Cieszyłam się jak dziecko widząc biały puszek unoszący się w powietrzu. Opierałam się o barierkę stojąc na werandzie. Obserwowałam jak mój synek próbuje ulepić małe kulki ze śniegu, ale coś mu się to nie udaje. Śmiałam się w duchu widząc jego poczynania. Kolorowe, zapewne przemoknięte już rękawiczki na jego malutkich rączkach próbowały zrobić porządną kulkę, ale nie udało mu się to.
- Louis! - zawołałam głośno, aby chłopiec mnie usłyszał. Odwrócił małą głowkę przyozdobioną czapką i popatrzył na mnie błyszczącymi oczkami.
Uśmiechnął się widząc mnie, pomachał mi przez moment, a następnie wrócił do swoich prób ulepienia kulek.
Zeszłam powoli po schodkach i ruszyłam w jego kierunku. Ciążowy brzuch uniemożliwiał mi szybsze ruchy i różne czynności. Na przykład chciałabym uklęknąć obok Louisa, ale nie dałabym rady. Dlatego stanęłam nad nim i przypatrywałam się jego poczynaniom.
- Mamusiu pomożesz mi? - zapytał mały patrząc na mnie. Przyjrzałam mu się uważnie. Czerwone policzki od zimna, ciemne oczka i ten zadarty nosek, dokładnie taki sam jaki ma jego ojciec.
- Pokaż co tam masz. - powiedziałam wyciągając do niego obie dłonie.
Mały wstał na obie nogi i położył na moich rękach kupkę rozpadającego się śniegu. Może i niektórzy, a w szczególnosci mój syn, uznaliby to za kulkę śnieżną, ale ja zdecydowanie się z tym nie zgodziłam.
- Oj Louis, Louis. - pokręciłam głową z uśmiechem na ustach. - Nie tak się robi kulki ze śniegu. Jak cię uczył tata? - zapytałam Pokazałam malcowi jak prawidłowo lepić małe, ale wytrzymałe kuleczki.
- Popatrz. - wskazałam podbródkiem na swoje dłonie. - Musisz mocno ugniatać śnieg, aby ci się nie rozleciał. O tak, widzisz? - pokazałam małemu jak dokładnie należy je formować.
A gdy zrobiłam jedną, to aż podskoczył z radości.
- Widzisz? To nie takie trudne. - uśmiechnęłam się oddając Louisowi śnieżkę.
- Dziękuję mamusiu. - powiedział przytulając się do mnie.
- Nie ma za co skarbie, a teraz chodźmy do domu bo zaraz zamarzniemy. - oznajmiłam pocierając małe dłonie synka.
- Nieee jeszcze chwilę. - zajęczał patrząc na mnie błagającym wzrokiem.
- Jak tata wróci z pracy to pójdziecie jeszcze na chwilę, dobra? - zaproponowałam modląc się w myślach, żeby Louis się zgodził. A z tym było trudno, bo za każdym razem gdy coś nie szło po jego myśli to się wściekał.
Po chwili zastanowienia zgodził się, a ja aż radowałam się w środku że nie muszę własnego dziecka siłą zaciągać do domu.

***

Po obiedzie Louis bawił się w swoim pokoju, a ja odpoczywałam na kanapie w salonie. Czytałam właśnie bardzo dobry kryminał, a jak chciałam przewrócić kartkę na następną stronę, to z pomiędzy kartek wypadła biała koperta zaadresowana do mnie.
Łzy pojawiły się w moich oczach przypominając mi jak po raz pierwszy czytałam koślawe pismo Louisa.
A było to zaraz po jego pogrzebie. Pamiętam jak siedziałam w domu mojej cioci, przykryta kocem i cała zapłakana.



Rodzice Louisa, jego siostry, przyjaciele. Wszyscy którzy znali Louisa zgromadzili się dziś na cmentarzu niedaleko Londynu, aby pożegnać chłopaka. Wszyscy zamyśleni, smutni, pogrążeni w żałobie, opłakujący jego śmierć. A pomiędzy nimi ja. Rozdarta od środka, młoda dziewczyna, która właśnie utraciła połowę swojego świata. Jakaś część jej umarła i już nigdy nie wróci. To Louis, to Louis odszedł i już nigdy do mnie nie wróci.
Rozejrzałam się po wszystkich stojących obok mnie osobach. Niektórych widziałam po raz pierwszy w życiu, inni byli mi bardzo dobrze znani. Wszyscy tutaj znajdujący się ludzie znali Louisa, wiedzieli jakim był on wspaniałym człowiekiem. Jaki potrafił być uczciwy, jak potrafił zapewnić bezpieczeństwo i sobie i innym. Ale tylko ja wiedziałam jaki był w środku, jak zachowywał się gdy był poza firmą, jak się śmiał, jak małe zmarszczki pojawiały się wokół jego oczu, gdy się uśmiechał. Tylko ja. A teraz jego już nie ma i już nie wróci. Wiedziałam, że nadejdzie kiedyś taki dzień w którym albo on będzie żegnał mnie, albo ja jego. Ale nie pomyślałabym, że to nadejdzie tak szybko. Że Louis umrze kilka miesięcy po tym jak się pobierzemy, że spędzę z nim tylko pół roku w szczęśliwym małżeństwie, po czym on zniknie i zostaną po nim tylko wspomnienia.
Gdyby ktoś mi powiedział, że tak skończy się nasza historia nie uwierzyłabym mu. A prawdopodobnie wyśmiałabym go i powiedziała, że gada głupoty.
Ksiądz mówi coś o przebaczaniu, ale ja go wcale nie słucham. Patrzę tylko na brązową trumnę leżącą naprzeciwko mnie i nie mogę przestać wyobrażać sobie w niej Louisa. Czarny garnitur, czarny krawat, ubrany cały na czarno. Takiego go zapamiętam. Bladego jak ściana z zamkniętymi powiekami, bez tego błysku w oczach, w tych cholernie przeszywających mnie niebieskich tęczówkach.
Załkałam cicho. Ve stojąca obok mnie złapała mnie za dłoń dostarczając dzięki temu wsparcia. Drugą dłoń złapała moja ciocia. Obie stały obok mnie dodając mi odwagi, abym dała radę przez to przejść.
Dla każdego śmierć bliskich jest trudna. Niektórzy tydzień po śmierci tej osoby potrafią się pozbierać, innym potrzeba na to roku. Mi będzie potrzeba dużo czasu, aby wrócić do normalności. Już nic nie będzie takie samo jak przedtem, pomyślałam sobie. Łkałam cicho, a gorące łzy spływały mi po policzkach. Nie były oznaką tego, że jestem słaba, bo nie potrafię sobie poradzić z jego śmiercią. Raczej były oznaką tego, że bardzo za nim tęsknie i już nigdy go nie zobaczę. Z jednej strony cieszyłam się, że umarł. Bo przynajmniej nie męczył się już z chorobą. A z drugiej strony nie mogłam znieść, że ktoś mi go odebrał. Pod koniec swoich dni Louis nie tracił swojego zapału i użerania się ze mną. Potrafił kłócić się, oczywiście w żartach, ze mną o wszystko. Wiedziałam, że chciał abym pamiętała go takiego właśnie jak wtedy. Uśmiechniętego, żartującego, śmiejącego się ze mnie. Znałam go bardzo dobrze, wiedziałam że nabija się ze mnie nawet wtedy.
Leżał w szpitalu dwa miesiące zanim przyszedł jego koniec. Do końca byłam z nim. Szpital znałam jak własną kieszeń, niektórych pacjentów również. Starałam się jak mogłam, aby te ostatnie dni dla niego nie były smutne, ale ja raczej nie musiałam nic robić, bo to on sam aranżował żarciki.
Pamiętam jak kiedyś, gdy z samego rana do niego przyszłam zaczął opowiadać mi jakiś żart.
Nie skończył.
To był właśnie ten dzień, w którym niebo nade mną się załamało i od tamtej pory jest ciemne.
- Emmo pragniesz coś powiedzieć zanim pożegnamy Louisa? - zapytał mnie ksiądz. Popatrzyłam na wszystkich po kolei. Rodzice Louisa stali po mojej lewej stronie. Płakali, oboje, dziewczynki to samo. Przyjaciele Louisa, każdy z nich stał ze spuszczoną głową, ale mimo tego widziałam ich załzawione oczy.
- Oczywiście. - odpowiedziałam. Puściłam dłonie cioci i Ve po czym wyszłam przed szereg.
Odwróciłam się do nich przodem i oddychając głęboko zaczęłam mówić.
- Louis był wspaniałym człowiekiem. Do końca swoich dni potrafił utrzymać swój zabawny nastrój. Potrafił się uśmiechać, gdy było bardzo źle, gdy go bardzo bolało. Wiem, że robił to dla mnie, ponieważ nie chciał pokazać jak bardzo cierpi. Ale ja to widziałam, nie musiał nic przede mną ukrywać. Znałam go bardzo dobrze i wiedziałam kiedy jest źle, a kiedy nie. - przerwałam na chwilę nabierając w płuca jeszcze więcej powietrza. - Wiem, że większość z was nie znała go tak dobrze jak ja. - popatrzyłam na ludzi stojących przede mną. - Chcę tylko powiedzieć, że Louis był, a raczej jest i zawsze będzie w naszych sercach, bo był wspaniałym człowiekiem. I mimo tego, że już go nie ma ciałem wśród nas, zawsze zostanie duchem tutaj. - wskazałam na lewą stronę swojej latki piersiowej. Spojrzałam na rodzinę Louisa. Każdy wpatrywał się we mnie smutnymi oczami, ale jednocześnie dziękował za to że podjęłam się, tego by coś powiedzieć.
Wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam jak trumna z ciałem Louisa znika z moich oczu opadając coraz dalej w dół grobu.
Już nie płakałam. Nie miałam już łez. Cieszyłam się tylko z tego, że spotkałam go w tym parku jadąc do pracy. Cieszyłam się, że to on na mnie wpadł. Że potem nie zrezygnował i walczył o mnie i dla mnie. Dla mnie nie przegrał z chorobą, a wygrał. Bo on zawsze był i będzie moim bohaterem.
Po uroczustości wróciłam razem z Ronem i ciocią do ich domu. Mieszkałam tam odkąd Louis trafił do szpitala. Jakoś nie mogłam się przemóc, aby wrócić do naszego domu. Za bardzo przypominał mi on o Louisie.
- Em, zrobić ci coś do jedzenia? - zapytała ciocia z troską wymalowaną na twarzy. Widziałam po zmarszczce między jej brwiami jak się o mnie zamartwia.
- Nie ciociu dziękuję. - potarłam jej ramię. - Pójdę się położyć. - dodałam po chwili i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na górę. Ale zanim tam dotarłam ciocia mnie zawołała.
- Poczekaj. Liam dał mi to, bym tobie przekazała. - ciocia wyciągnęła z torebki białą kopertę, po czym wręczyła ją mnie. Zdziwiłam się co takiego w niej może być i dlaczego to Liam dał ją cioci.
- Liam nie zdążył ci go dać, dlatego poprosił mnie o przekazanie. - wyjaśniła.
Kiwnęłam tylko głową i zabierając list ze sobą do pokoju ruszyłam schodami na górę.
Zaraz po zamknięciu drzwi zapaliłam lampkę nocną stojącą na stoliku obok łóżka. Ściągnęłam buty i usiadłam pośród poduszek na środku łóżka przykrywając się kocem. Skrzyżowałam nogi w kolanach i trzymając kopertę w dłoniach zastanawiałam się czy powinnam ją teraz otworzyć. Wiedziałam, że to list od Louisa. Bałam się tylko jednego, że rozpłaczę się na tyle że nie będę mogła dokończyć go czytać.
Po chwili jednak rozerwałam kopertę i wyjęłam z niej białą kartkę.
Rozłożyłam ją na moich kolanach i oddychając głęboko zaczęłam czytać.

Kochana Em,
jeżeli czytasz ten list to oznacza tylko jedno że mnie już nie ma wśród żywych. Wiem jak bardzo we mnie wierzyłaś, wiem też że do końca miałaś nadzieję na to że ja jednak wyzdrowieję. Otóż ja czułem, że zbliża się mój koniec.Dlatego postanowiłem napisać dla Ciebie ten list. Wiesz, że nie jestem dobrym pisarzem. Zawsze wolałem mówić to co do Ciebie czuje, bo wiem że wyglądałoby to na bardziej szczere niż napisane na kartce. Ale uznałem, że mówiąc mogę czegoś zapomnieć Ci powiedzieć, a jeśli spiszę to na kartce na pewno nie zapomnę.
Więc od czego by tu zacząće. Może na początku powiem, że cię kocham. Tak, kocham cię najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę. Zawsze będę z Tobą mimo że nie będziesz mnie widzieć. Nawet teraz cię obserwuję, gdy czytasz ten list. Nic się nie zmieniłaś, nadal jesteś piękna, nawet zapłakana i smutna.
Pamiętasz jak mówiłem, że będę cię kochał do końca świata i o jeden dzień dłużej? Kłamałem, zawsze będę cię kochał, mimo że nie ma mnie już wśród żywych. Chciałem żebyś wiedziała niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Na przykład to, że chcę abyś była szczęśliwa. Wiem, że wydaje ci się że teraz to niemożliwe, ale za niedługo cały smutek cię opuści i spojrzysz na świat z całkiem innej perspektywy. Mam tylko jedną prośbę i obiecaj mi, ze ją spełnisz. Bądź szczęśliwa. Proszę znajdź sobie kogoś kto pokocha cię równie mocno jak ja ciebie i będziesz mogła z nim spędzić resztę życia. Nie będę zazdrosny, jak to miałem w zwyczaju. Będę szczęśliwy widząc ciebie uśmiechniętą i nie myślącą o smutku i przykrych rzeczach.
Błagam Cię Em, bądź szczęśliwa, tylko o to jedno cię proszę.
Twój na zawsze,
Louis


- Oczywiście Lou, będę szczęśliwa. Obiecuję. - szepnęłam w przestrzeń tuląc do siebie list. Zamknęłam na chwilę oczy i nagle poczułam jakby jakiś podmuch wiatru zawiał w moją stronę.
Popatrzyłam w stronę drzwi – zamknięte. To samo z oknami. Uśmiechnęłam się tylko do siebie wiedząc jedno.
- Do zobaczenia Louis. - szepnęłam w przestrzeń zdając sobie sprawę, że to Louis mnie odwiedził.


***

Łzy spływały po moich policzkach, gdy po raz kolejny przypomniałam sobie tamten dzień. Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Spełniłam prośbę Louisa, wyszłam za mąż za człowieka który mnie naprawdę kocha. Rzecz jasna ja jego również. Mam z nim dwójkę dzieci – pięcioletniego Louisa, a za trzy miesiące przyjdzie na świat nasza córka – Lily.
Przeprowadziliśmy się krótko po ślubie, sześć lat temu, do Manchesteru. Przejęłam od pani Jones kawiarnię w tym pięknym mieście i stałam się kierowniczką. Po jakimś czasie kobieta przepisała na mnie lokal i od tamtej pory jestem jej jedynym właścicielem.
Jeżeli chodzi o moich przyjaciół i rodzinę, to Ve z Liamem wyjechali do Stanów Zjednoczonych, chłopak dostał bardzo dobrą propozycję pracy w dużej firmie zajmującej się finansami. A Ve jest aktualnie w ciązy z bliźniakami. Rozmawiamy często przez internet ze sobą, można śmiało powiedzieć, że utrzymujemy ze sobą stały kontakt.
Harry z Ash mieszkają w centrum Londynu. Chłopak został aktorem, skończył londyńską szkołę aktorską i razem z Ash prowadzą teatr, w którym uczą młodych, ambitnych ludzi aktorstwa. Adoptowali słodką dziewczynkę o imieniu Susan, która jest oczkiem w głowie Harry'ego.
Zayn i Perrie pobrali się rok po śmierci Louisa. Okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Ślub był kameralny, tylko dla rodziny i przyjaciół. Teraz mieszkają pod Londynem, kupili wielki piękny dom i są szczęśliwi.
Niall jak to Niall, w końcu znalazł tę jedną jedyną. Narazie nie planują niczego konkretnego. Żyją razem, są obrzydliwie szczęśliwi.
A co u cioci Mary? Trzyma się świetnie, wygrała z rakiem. Teraz pomaga innym uporać się z chorobą i idzie jej to świetnie. Postanowiła założyć fundację wspierającą ludzi z rakiem imieniem Louisa Tomlinsona.
Po śmierci chłopaka sprzedałam nasz dom. Wiedziałam, że nie będę mogła w nim mieszkać sama, bo za bardzo by mi o nim przypominał. Dlatego wystawiłam go na sprzedaż, a pieniądze oddałam na fundację cioci, aby kobieta miała od czego zacząć. Myślę, że Louis by się nie pogniewał, a nawet były ze mnie dumny za podjęcie takiej decyzji.
Jestem z nimi wszystkimi w stałym kontakcie. Korespondujemy ze sobą, wysyłamy sobie kartki na święta. Cieszę się, że nie zapomneiliśmy o sobie, że dalej się przyjaźnimy, a śmierć Louisa nic nie zmieniła między nami, ani to że mieszkamy teraz w innych miastach, czy krajach.
Cieszę się, że każdemu z nas życie poukładało się tak jak się poukładało. Że każdy jest szczęśliwy, że nie obawia się co przyniesie przyszłość.
- Tata przyjechał! - wykrzyknął Louis zbiegając ze schodów. Szybko schowałam list do koperty, a później do książki.
Wiedziałam, ze będzie on bezpieczny akurat tam, bo mój mąż nie lubi czytać kryminałów.
Powoli i ostrożnie wstałam z kanapy. Louis stał już przed drzwiami i czekał na swojego tatę, który parkował samochód na podjeździe.
- Tatuś.- mały aż skakał z radości widząc jak Eric wchodzi do domu. Ściągnał buty i od razu po wejściu wziął w swoje ramiona małego. Młody, aż wydał z siebie pisk gdy Eric zaczął podrzucać go do góry.
Śmiałam się widząc ich takich szczęśliwych i uśmiechniętych. Louis był cały czerwony od śmiechu, a na ustach Erica zagościł ogromny uśmiech od ucha do ucha.
Są tacy do siebie podobni, te same dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechają, ten sam błysk w oczach gdy coś im się spodoba, te same gesty dłońmi gdy coś robią, mają nawet takie same nosy i kolor włosów. Louis to całkowite odbicie Erica, za czasów gdy był mały.
- Jak się ma dziś moja rodzinka? - zapytał Eric, gdy już przestał „torturować” małego Louisa.
- Wspaniale. - odpowiedział mu z entuzjazmem młody i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- A jak moja córka? - zapytał wypuszczając z ramion już kręcącego się syna.
- Bardzo dobrze, daje o sobie dziś znać. - odpowiedziałam, gdy Eric położył dłoń na moim brzuchu, a mała Lily zaczęła się poruszać. Chyba wyczuła że tatuś wrócił i czas się z nim przywitać, pomyślałam.
- A jak w pracy? - zapytałam gdy cała nasza czwórka znalazła się w kuchni.
Eric nalewał sobie jeszcze ciepłej zupy do talerza, a my z Louisem siedzieliśmy przy stole. Chłopiec rysował coś na białej kartce papieru, a ja obserwowałam jak mój mąż z gracją porusza się po kuchni. Nic się nie zmienił od tych sześciu lat. Nadal jego oczy są tak bardzo hipnotyzujące jak za pierwszym razem, gdy go spotkałam.
Po chwili usiadł obok mnie i zaczął jeść obiad.
- Chciałbym już święta, bo mógłbym w końcu odpocząć i nacieszyć się wami. - oznajmił chwytając mnie za dłoń.
- Jeszcze tylko dwa tygodnie tatuś. - oznajmił Louis nie patrząc na nas. Skupiony był na swoim rysunku.
- Widzisz tyko dwa tygodnie. - zaśmiałam się cicho wzruszając ramionami.
- Pojedziemy do cioci Mary, prawda? - zapytałam, aby potwierdzić nasze plany na najbliższe święta.
- Oczywiście, tak jak ustaliliśmy wcześniej. - odpowiedział marszcząc brwi. Widziałam po nim, że coś nie gra.
- Coś nie tak? - zapytałam, gdy puścił moją dłoń i poszedł dolać sobie zupy.
Westchnął tylko głęboko stojąc odwrócony do mnie plecami.
- Będziesz chciała odwiedzić rodziców Louisa? - zapytał dalej stojąc odwrócony do mnie tyłem.
- Chyba tak, a czemu pytasz?
- Tak dla pewności. - wrócił do stołu. Nie odezwał się już do mnie ani słowem. Dlatego postanowilam poobserwować mojego synka jak skrobie coś na kartce papieru.
- Em, nie gniewaj się na mnie. - powiedział, gdy wieczorem zasiedliśmy przed telewizorem. Louis spał już od godziny wymęczony zabawą ze swoim tatą na śniegu.
- Nie gniewam. Po prostu nie wiem dlaczego tak dziwnie reagujesz, gdy wspominamy Louisa. - wyjaśniłam przeskakując bez celu po kanałach w telewizorze.
- Po prostu jest mi źle z tym, że za każdym razem gdy powiemy coś na jego temat ty zamykasz się w sobie i nie chcesz ze mną porozmawiać. - wyjaśnił kładąc dłoń na moim udzie.
- To nie o to chodzi, że ja nie chcę z tobą porozmawiać. Po prostu to dla mnie zbyt bolesne, aby o nim z tobą rozmawiać. Nie chcę tego robić, jest dobrze tak jak jest i proszę nie zmieniajmy tego. - poprosiłam kładąc swoją dłoń na jego.
- Ale proszę pamiętaj, że zawsze jestem obok i jeśli będziesz chciała porozmawiać, albo się wyżalić zawsze jestem do twojej dyspozycji, dobrze?
Kiwnęłam tylko głową i ułożyłam ją na jego ramieniu. Eric objął mnie i przytulił do siebie. Przejął pilot od telewizora i przeskakiwał po kanałach dopóki nie znalazł interesującego nas filmu.
Uwielbiałam takie dni, gdy siedzieliśmy razem w ciemnym pokoju i przytuleni do siebie patrzyliśmy w ekran telewizora.
Louis w liście prosił bym była szczęśliwa, żebym znalazła sobie mężczyznę który da mi szczęście. Eric właśnie mi je dał. Ofiarował mi dwa najważniejsze w moim życiu szczęścia. Jedno śpi na górze, drugie również śpi spokojnie w moim brzuchu.
Jest tak jak chciałeś Louis. Jestem szczęśliwa, bo wiem że ty również jesteś szczęśliwy i opiekujesz się nami każdego dnia. I za to ci dziękuję. Powiedziałam to do siebie w myślach wiedząc na sto procent, że tak właśnie jest. Że Louis gdzieś tam u góry patrzy na nas i cieszy się, że znalazłam swoje szczęśliwe zakończenie i że podjęłam to ryzyko aby być szczęśliwą.
A to wszystko dzięki niemu, dzięki chłopakowi z niebieskimi oczami, który wtargnął w moje życie i zawsze będzie w nim jedną z najważniejszych osób.





KONIEC




________________________________________________________________

No to teraz już mogę płakać :")
Skończyłam właśnie swoje drugie opowiadanie w ciągu 1,5 roku.
Chciałam Wam podziękować za to, że byliście ze mną w tym okresie.
Wszystkim! 
Chciałam również przeprosić za to, że rozdziały nie pojawiały się często, a tylko raz w tygodniu w ostatnim miesiącu.
Przepraszam również za to, że czasem byłam nie miła dla Was, że wymuszałam komentarze, że groziłam że usunę bloga. Ale to wszystko przez to, że ja tak czasem mam. Mam dziwne dni, gdy wszystko mnie irytuje. Dlatego przepraszam.
Pragnę jeszcze podziękować wszystkim za to, że byliście tutaj ze mną.
Może i nie wszyscy się udzielali w postaci komentarzy, ale dziękuję Wam że po prostu tutaj wchodziliście i czytaliście moje wypociny.
Co do samego epilogu.
To przyznam szczerze, że od jego połowy płakałam.
A gdy go poprawiałam łzy leciały mi ciurkiem po policzkach.
Nigdy w siebie nie wierzyłam, możecie mi uwierzyć. Ale odkąd zaczęłam pisać moje pierwsze opowiadanie stałam się pewniejsza siebie i swojego zdania.
Zmieniłam się i to na lepsze, a wszystko dzięki One Direction :)
Jak kiedyś ich spotkam podziękuję im za to!
Na koniec powiem jeszcze tyle, że nigdy bym się nie spodziewała że dotrę tak daleko. Szczerze przyznam, że jak byłam w połowie tego opowiadania miałam moment załamania. Chciałam usunąć blog, nie pisać już w ogóle. Ale pomyślałam sobie: dlaczego mam to robić, skoro przynosi mi to ogromną radość. I zostałam tutaj i chyba było warto :)
Jeszcze raz Wam dziękuję za wszystkie słowa mnie dopingujące i dające kopa w tyłek i wiarę w siebie.
Mam już pomysł na następny blog, więc jeśli będziecie chcieli jeszcze poczytać coś mojego to zapraszam tutaj po nowym roku.
Pojawi się notka z adresem bloga.
Nie chciałabym stracić z Wami kontaktu, więc jeśli ktoś chciałby ze mną pogadać, tak po prostu, na luzie nawet, zapraszam na aska bądź twittera :)
Nie lubię się żegnać, ale jak na razie muszę.
Do zobaczenia w przyszłym roku :)
I wesołych świąt i udanego, szalonego sylwestra :)

9 komentarzy:

  1. Dziękuję, że pisałaś te opowiadanie i za to, że wytrwałaś do końca. Popłakałam się, cały czas miałam nadzieję, że Louis przeżyje. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurczaczki, a jednak skończyłaś śmiercią! Czym Ci nasz Louiś kochany zawinił? Czekam na następne opowiadanie. Ale fajnie, że w epilogu dzieciaki umieściłaś i że młody ma takie fajowskie imię :)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda że Em jednak nie jest z Lou cały czas miałam nadzieje że oni będą ze sobą ale i tak ten blog jest świetny i nie mogę doczekać sie następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super epilog , super ff . Szkoda że się już skończyło . :) :')

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz cudownie i zawsze będę Twoja wierną czytelniczką; wszystkiego dobrego w Nowym Roku; ściskam mocno i czekam na kolejne nieziemskie opowiadanie o 1D :) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten blog jest świetny. Końcówka okropnie smutna, ale realistyczna. Czytałam twój inny blog o Jo. Również świetny. Tak się złożyło że czytam ostatni rozdział w nocy i okropnie płacze. Jakbyś mogla odpisacac na jedno pytanie: piszesz jeszcze inne blogi o Lou?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mój blog, a raczej blogi przypadły Ci do gustu :)
      Co do Twojego pytania, to jak do tej pory napisałam tylko te dwa opowiadania o Lou.
      Jestem w trakcie tworzenia trzeciego ff, więc można się do spodziewać albo zaraz po nowym roku, albo gdzieś w połowie stycznia. O wszystkim jeszcze napiszę osobną notkę na blogach.
      Nie wiem czy będzie ono o Lou, bo ostatnio mam skłonności do innego członka 1D. Ale to wszystko wyjdzie jak opublikuję pierwszy rozdział nowego ff :)

      Usuń
  7. Na początek muszę przeprosić cię, że nie czytałam tego opowiadania ciągle tylko miałam dość długą przerwę, a później nie mogłam dojść do momentu żeby czytać na bieżąco :(
    Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :)
    Opowiadanie było cudowne! Tak jak twoje poprzednie i z pewnością kolejne też takie będzie :)
    Nie wiem co mam jeszcze na koniec napisać..
    Musisz wiedzieć, że jestem z tobą zawsze i trzymam kciuki, żeby wena cie nigdy nie opuściła!
    Do napisania przy nowym opowiadaniu lub na asku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. O jaaa
    To jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam <3 :) dziekuje ci za nie w całości i ściskam! :) :*

    OdpowiedzUsuń