czwartek, 17 lipca 2014

ROZDZIAŁ 2.

Siedziałam sobie przy stole w kuchni i jadłam śniadanie.
Mam jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zajęć, więc mogę sobie chwilę posiedzieć w spokoju i podumać nad swoim życiem.
Wczoraj wieczorem, gdy przeczytałam ten dziwny liścik, zaadresowany do mnie, byłam nieco wstrząśnięta.
Nie spodziewałam się, że ktoś obcy, którego pierwszy raz widziałam na oczy, napisze do mnie wiadomość.
Ten chłopak ma na imię Louis. Muszę przyznać, że bardzo ładne imię, ale też zastanawiam się dlaczego akurat ja. Nie jestem jakaś przepiękna, ani nie mam idealnego ciała, idealnych proporcji. Sama nie wiem co go do mnie przyciągnęło. Może czuje się winny całemu wczorajszemu zajściu w parku? Może ma wyrzuty sumienia, że jego pies mnie tak poturbował i zniszczył rzeczy, które należały do mnie?
Nie mam bladego pojęcia, co siedzi pod tą jego brązową czupryną.
Wczoraj zachował się po prostu jak idiota. Nienormalny idiota, który robi wszystko aby tylko popisać się przed kolegami.
Dobra Em, powiedziałam sobie w myślach. Nie warto zaśmiecać sobie myśli tym chłopakiem. Jest on walnięty i nie warto o nim myśleć.
Tak szybko jak ta myśl pojawiła się w mojej głowie, tak szybko z niej uciekła. Nie mogłam zapomnieć o jego niebieskich oczach, o jego śnieżnobiałym uśmiechu, o tej bujnej czuprynie. Dlaczego nie chcesz wyjść z mojej głowy? Co masz takiego w sobie, że cały czas pojawiasz mi się przed oczami?
- Cholera, spóźnię się. - patrząc na zegarek przytwierdzony do nadgarstka szybko wstałam i zabierając torebkę oraz porywając jeszcze granatowy sweter z sypialni wybiegłam z mieszkania.
Koło mojego miejsca zamieszkania jest kilka stacji metra. Zawsze wybieram tę najbliższą, znajdującą się naprzeciwko mojego bloku. Wystarczy, że przejdę na drugą stronę ulicy i mogę schodkami w dół kierować się do mojego pojazdu.
Odkąd tylko zaczęłam studiować wiedziałam, że będzie to weterynaria. Od zawsze kochałam zwierzęta. Nie ważne czy małe, czy duże. Każde.
Według mnie zwierzęta są najlepszymi przyjaciółmi człowieka. Zawsze są przy tobie, gdy jest ci źle, czy gdy czujesz się dobrze. Może i nie umieją mówić, ale sama ich obecność poprawia ci nastrój.
Gdy zamieszkałam sama myślałam nad tym, aby kupić sobie jakieś zwierzątko, albo chociaż wziąć je ze schroniska, których w Londynie nie brakuje. Ale gdy zastanawiałam się nad tym głębiej, dochodziłam do wniosku iż nie ma sensu, go brać, bo przecież nie mam jak się nie zająć. Jak nie jestem w pacy to na uczelni, albo gdzieś w ogóle poza miastem.
Dlatego stwierdziłam, że nie ma sensu go zabierać do siebie, bo nie miałabym czasu, aby się nim opiekować.
Dlatego staram się jak najczęściej chodzić do schroniska, niedaleko uczelni, aby pomagać. Każda para rąk się liczy, a ja uwielbiam pomagać.
Zawsze rodzice uczyli mnie, od najmłodszych lat, aby wspierać innych. I teraz ja robię wszystko, aby tak właśnie było.
Zdążyłam na metro, którym jechała Veronica. Co tydzień jeździłyśmy razem na zajęcia. Tyle, że ona wsiadała na wcześniejszym przystanku i co najlepsze zajmowała mi miejsce obok siebie na ławeczce, a ja kilka minut później do niej dołączałam i plotkowałyśmy o wszystkim.
Dziś również tak było. Siedziała zaczytana, jak się domyślam, w notatkach, a jej oczy poruszały się szybko po kartce czytając w skupieniu.
Veronica była pierwszą osobą, z którą zaprzyjaźniłam się, gdy tylko zaczęłam pracować w kawiarni.
Gdy ją poznałam była taka szalona i zawsze jej wszędzie było pełno. Aż dziwiłam się, że taka mała kobietka ma w sobie tyle wigoru. Jej zapał udzielił się i mnie, dzięki czemu stałam się bardziej odważna i otworzyłam na ludzi.
Nie chodzi o to, że byłam skryta czy coś. Po prostu po śmierci rodziców zamknęłam się w sobie i nie chciałam z nikim rozmawiać. Nic wtedy nie jadłam. Schudłam dziesięć kilo i wyglądałam jak anorektyczka.
Pamiętam jak moja nienormalna ciotka wpychała we mnie jedzenie na siłę. A co za tym szło? Biegłam do łazienki i wymiotowałam. Czasem nawet kilkakrotnie, aż mi się robiło słabo i prawie, że mdlałam na zimnej podłodze w łazience.
Odpędziłam te straszne myśli od siebie i przybrałam na twarzy ogromny uśmiech, po czym podeszłam do Ve i usiadłam na miejscu obok.
Jasne blond włosy dziewczyny zwisały jej w dół, gdy pochylała się nad swoimi kolanami czytając notatki na zajęcia. Zawsze ją podziwiałam. Potrafiła uczyć się w najmniej komfortowych warunkach. czy to było mieszkanie, kawiarnia, czy nawet metro.
- No hej. - przywitałam się z nią i zaglądając jej przez ramię dostrzegłam, że dziewczyna naprawdę się uczy. Trzeba to gdzieś zapisać. Veronica Mason się uczy!
- Em, ale mnie przestraszyłaś. - powiedziała łapiąc się za serce, a jej notatki rozsypały się po podłodze metra.
- Mówiłam ci kup sobie segregator i uporządkuj w końcu ten bałagan. - powiedziałam wskazując palcem na zabazgrane kartki.
- Wiesz, że ja nigdy nie jestem zorganizowana. Lubię mój chaos w notatkach. - wzruszyła przepraszająco ramionami wciskając byle jak ułożone kartki do zeszytu i zamykając go. Faktycznie chaos to ty masz, pomyślałam.
- Powiedz mi Em jak to było wczoraj z tym chłopakiem, no wiesz tajemniczy nieznajomy i tak dalej. - powiedziała ruszając zabawnie brwiami. Popatrzyłam na nią jak na idiotkę i pokręciłam głową.
- Młody, bogaty, rozpuszczony dzieciak. - mruknęłam tylko bawiąc się zawieszką przy torebce.
- I to stwierdziłaś tak po jednym spotkaniu? - zapytała marszcząc brwi. Czasem jej ciekawość doprowadzała mnie do skraju wytrzymałości, a co za tym idzie miałam ochotę walnąć ją w twarz, ale nie potrafiłam. To by była lekka przesada.
- Widziałam go pierwszy raz w życiu i w dodatku dwa razy tego samego dnia, więc tak stwierdzam iż taki właśnie jest. - wyjaśniłam, kontynuując. - Choć może sprawia inne wrażenie. - dodałam nieco ciszej.
To prawda w parku wydawał się taki miły i inteligentny, a gdy tylko znalazł się w towarzystwie swoich kumpli zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. A mówią, że to kobiety są zmienne.
- Może tak ci się tylko wydawało? - zapytała pakując swoje notatki do torby. Chyb rozmowa ze mną o tajemniczym brunecie była ciekawsza niż nauka, pomyślałam.
- Daj spokój Ve. Nie mówmy już o tym, dobra? - poprosiłam kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Naprawdę miałam go dość. Nie dość, że chłopak mnie nachodził w snach to jeszcze w ciągu dnia muszę się z nim użerać, gdy nawet nie ma go w pobliżu.
- Dobra, dam ci spokój. Ale wiedz, że kiedyś wrócimy do tego tematu. - chyba nigdy, pomyślałam sobie i posyłając przyjaciółce szeroki uśmiech rozsiadłam się wygodnie na krześle.
Mniej niż dziesięć minut później byłyśmy już na uczelni.
Weszłyśmy do gmachu budynku i pierwsze co zawsze robimy po zawitaniu na uczelnię - idziemy kupić kawę w małej kawiarence zaraz przy wejściu.
Wnętrze pomieszczenia przyciągało ciepłymi kolorami znajdującymi się na ścianach. Na czerwonych ścianach wisiało kilka obrazów przedstawiających miejsca w Londynie. To Big Ben, to London Eye, to jeszcze jakieś inne, przepiękne miejsca. Zdjęcia perfekcyjnie kontrastowały z krwistą czerwienią ścian. Miły widok dla oka, pomyślałam sobie.
Zagadane i uśmiechnięte nie zwracałyśmy uwagi na to kto przed nami i za nami stoi w kolejce. W końcu, po kilkunastu minutach czekania, nadeszła nasza kolej do kupowania, a ja doznałam małego zawału serca gdy zobaczyłam kto pracuje w tej małej kawiarni.
- Dzień dobry co podać? - zapytał jeden z kolegów Nieznajomego - brunet z bardzo krótkimi włosami. Ten sam, którego ja wczoraj obsługiwałam i ten sam który tak bardzo podobał się Ve. Chłopa podniósł głowę, wcześniej zamykając szufladkę kasy. Chyba mnie nie poznał, bo nie patrzył na mnie jak na kogoś kogo by znał lub widział wcześniej.
- Eee ... ja ... eee - zacięłam się. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego, najmniejszego słowa.
- Cześć. - odezwała się Veronica stając obok mnie. Powiedziała to tak słodkim głosem, że aż zdziwiłam się, że ta dziewczyna tak potrafi. Zawsze tak robiła, gdy ktoś jej się podobał. A co za tym idzie, potrafiła posunąć się do najgorszych rzeczy z możliwych.
- Co podać? - ponowił pytanie brunet uroczo uśmiechając się do dziewczyny. Przynęta zasadzona, teraz wystarczy tylko poczekać, aż rybka trafi w sieci.
- My poprosimy dwie czarne kawy z mlekiem. - powiedziała Ve seksownym głosem. Ten  koleś naprawdę się jej podoba. Ve, przestań!
- Już się robi. A może jakieś ciastko do tego? - zaproponował brunet patrząc to raz na mnie to raz na Ve. A gdy jego wzrok spotkał mój chłopak zmarszczył brwi przyglądał mi się dziwnie. Chyba mnie poznał. Kurde!
- Nie, dziękujemy. Odchudzamy się. - odpowiedziała Ve również na mnie spoglądając i marszcząc jednocześnie brwi.
- Już się robi. - odpowiedział chłopak i zabrał się za realizowanie naszych zamówień.
- Co ci jest? - zapytałam Ve cichym głosem.
- Nic? - udałam głupka.
- Jak to nic? - zapytałam z wyrzutem. - Podrywasz go i to na oczach całej uczelni. - zajęczałam. Próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale to wydawało mi się trudniejsze niż pierwotnie, gdy taka myśl pojawiła się w mojej głowie.
- Proszę to wasza kawa. - oznajmił brunet stawiając przed nami dwa białe kubki z parującym napojem w środku.
- Dziękujemy.
- Miłej nauki i może do zobaczenia. - powiedział i spojrzał wymownie na mnie, gdy oddalałyśmy się w stronę swoich sal.
Teraz to już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Odwróciłam się jeszcze na chwilę i dostrzegłam, iż chłopak rozmawia z kimś przez telefon. Niestety nie dosłyszałam z kim, bo byłyśmy za daleko, ale ja wpadłam na pewien, jakże świetny pomysł.
- Kurde. - wypowiedziałam to słowo i od razu wzbudziłam zainteresowanie Veroniki.
- Co jest? - zapytała upijając łyk swojej kawy.
- Zapomniałam wziąć dodatkowy cukier. - wyjaśniłam. - Wiesz, że oni w ogóle nie słodzą tych kaw, a ja nie potrafię pić gorzkiej. Muszę mieć posłodzoną. - dodałam.
- Dobra, to chodź po ten cukier. - powiedziała ruszając w stronę lady.
- Nie, ja sama pójdę, a ty idź już na zajęcia. - powiedziałam, mając nadzieję że mnie posłucha i nie pójdzie tam ze mną.
- Dobra, to widzimy się w przerwie na obiad. - odpowiedziała. Dziwne było, że nie chciała aby ze mną tam wrócić. W końcu brunet się jej podobał. Ale cóż, chyba dziewczyna połknęła haczyk i zrozumiała że szatyn nie jest nią zainteresowany. Albo może ja odniosłam inne wrażenie?
Gdy tylko Ve odeszła nieco dalej, ja przystąpiłam do ataku. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę lady. Na szczęście żadnych klientów już nie było, więc mogłam spokojnie wykonać swoją "misję".
Udając, że rozwiązał mi się but przykucnęłam przed ladą i wytężając słuch próbowałam choć trochę zrozumieć ze strzępków rozmowy, którą przeprowadzał chłopak.
- Nie Louis. Daj jej spokój. - powiedział brunet. Louis, to przecież...
- Błagam cię. Nierób nic głupiego. Nie, nie przyjeżdżaj tu. - kontynuował. Czyżby Louis wybierał się do nas na uczelnie? Nie, błagam niech to nie będzie prawdą.
- Boże, po co ja ci to mówiłem? Dlaczego zawsze mnie musi przytrafić się jakaś głupia akcja? - zapytał raczej sam siebie niż kolegę.
- Przestań! - wykrzyknął, a ja aż się wzdrygnęłam. Teraz udawałam, że zasznurowuję drugiego buta.
- Proszę cię. Przypomnij sobie co było z Emily. - powiedział nieco ciszej i z fal jakie niósł jego głos, domyśliłam się że chłopak rozglądał się wokoło siebie.
- Właśnie Louis. Daj dziewczynie spokój. Ona nie jest dla ciebie. Nie zrobisz jej krzywdy, ja na to nie pozwolę. - dodał rozłączając się, a ja tylko usłyszałam ciche przekleństwo wydobywające się z jego ust.
O co w tym wszystkim chodzi? Kim jest tajemnicza Emily? I co takiego Louis jej zrobił? I teraz nasuwa mi się zasadnicze pytanie: Dlaczego upodobał sobie akurat mnie?
Przemknęłam się na kolanach do wyjścia z kawiarni. Nie chciałam, aby brunet mnie zauważył. Nawet nie wiem jak on ma na imię. I chyba raczej się nie dowiem, bo nie zamierzam już tutaj nic kupować. Nawet jakbym miała zasnąć na zajęciach pozbawiona kofeiny we krwi. Nie ma szans, nie będę tutaj niczego kupować.
Nie chcę mieć z Tajemniczym Nieznajomym i jego kolegami nic do czynienia. Ostatnią głupota byłoby dowiadywanie się co oni ukrywają i dlaczego ma to związek ze mną.
Dlatego odcinam się od tego. Mam swoje życie, może nie jest jakieś ciekawe, ale takie które mnie się podoba.
I niech tak zostanie.

W końcu zajęcia dobiegły końca. W przerwie na obiad wepchnęłam w siebie bułkę z warzywami, sałatkę i herbatę.
Nie miałam w ogóle ochoty czegokolwiek spożywać. Było mi nie dobrze na samą myśl o tym chłopaku.
Tak, wiem że postanowiłam nie mówić, ani nie myśleć o nim, ale to jest silniejsze ode mnie. To on sam nawiedza moje myśli, a ja nie mam na to wpływu.
Veronica była zdziwiona moim zachowaniem podczas obiadu. Zawsze byłam uśmiechnięta i rozpromieniona, a dziś siedziałam smutna i dłubałam widelcem w sałatce.
Nie potrafiłam wyrzucić bruneta z głowy. Cały czas nawiedzał mój umysł.
Kilkakrotnie profesor upominał mnie i sprowadzał na ziemię. A ja wiedziałam, że to wina Tajemniczego.
W niektórych momentach chciałam wybiec z sali z krzykiem, bo już nie dawałam sobie rady, sama ze sobą.
Naprawdę, dziesięć godzin zajęć i przez te wszystkie dziesięć godzin myślałam o tym chłopaku. Aż głowa mnie rozbolała. Mam nadzieję, że mam w domu jakieś proszki przeciwbólowe, które uśmierzą ból.
Jak jutro będzie to samo, to ja nigdzie nie idę. Wolę zostać w łóżku, zakopać się pod kołdrą i nie pokazywać światu.
Będąc już na mojej ulicy i zbliżając się do mojego bloku, dostrzegłam czarny samochód stojący dokładnie przed klatką schodową.
Była to dość dziwna sytuacja, ponieważ w tym samochodzie ktoś siedział. O tej porze? Kto normalny siedzi o tej porze w samochodzie?
Stanęłam na chwilę i rozejrzałam się dookoła siebie. Jak na złość nikogo nie było w moim pobliżu.
Nie wiedziałam co mam robić. Czy przejść obok tajemniczego samochodu, czy wrócić do metra i pojechać do Ve.
Druga opcja wydaje się naprawdę kusząca, ale wątpię abym zniosła grad pytań od przyjaciółki, zwłaszcza gdy dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych.
Odetchnęłam głęboko i zabierając ze sobą jak najwięcej odwagi ruszyłam przed siebie.
Gdy byłam już w miarę blisko wyciągnęłam z bocznej kieszonki w torebce klucze. Najlepszym krokiem było ignorowanie obcego. A może ja po prostu przesadzam? Może to jakiś chłopak czeka na swoją dziewczynę, bo są umówieni?
Całkiem możliwe, ale zaraz. Przecież w moim bloku nie ma nikogo młodego.
O boże, a jak to jest seryjny zabójca i poluje na mnie?
Przesadzasz Em, powiedziałam sobie w myślach.
Z kluczami w jednej ręce i torbą na ramieniu weszłam na ścieżkę prowadzącą do drzwi w bloku.
Nawet nie odwróciłam się, aby zobaczyć kto siedzi w ciemnym aucie. Naprawdę mnie to nie interesowało.
Po prostu się bałam, panicznie.
- Emma? - jakiś męski i od niedawna znany mi głos odezwał się za mną, a klucze które trzymałam w dłoni upadły na beton.
- Emma to ty, prawda? - zapytał, a ja powoli i z przerażeniem na twarzy odwróciłam się.
Nie, to nie mogło dziać się naprawdę.
- Skąd znasz mój adres zamieszkania? - zapytałam wprost. Brunet stał przede mną ubrany w ciemne dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Dłonie miał wciśnięte w przednie kieszenie spodni. Oczywiście włosy stały mu we wszystkie strony świata, ale zauważyłam że to u niego norma.
- Śledziłeś mnie? - zapytałam przerażona. Jeśli tak naprawdę było, to powinnam była czuć na sobie jego wzrok.
- Tak. - odpowiedział bez zająknięcia.
- Dlaczego? - zapytałam naprawdę nie kontrolowałam się nad tym co wychodzi z moich ust gdy jestem zdenerwowana i śmiertelnie przerażona.
- Ponieważ nie zadzwoniłaś do mnie. - wyjaśnił, a ja zaśmiałam się cicho.
- A miałam? - rozśmieszyła mnie jego odpowiedź. Koleś nie ma żadnych zahamowań.
- Powinnaś. - powiedział.
- Powinnam? - Czy on mówi serio? - Ja sama dobrze wiem co powinnam, a czego nie. - odpowiedziałam schylając się i zabierając z ziemi klucze do mieszkania. Chłopak pomyślał dokładnie o tym samym i również się schylił. Nasze palce na moment się złączyły i oboje popatrzyliśmy na siebie. Jego oczy wydawały się takie ciemne, takie nienaturalne. Dobrze pamiętałam, że jego tęczówki miały błękitny odcień, wtedy gdy wpadliśmy na siebie w parku.
Głowa chłopaka była coraz to bliżej mnie, aż w końcu jego usta dotknęły moich. Zamknęłam na chwilę oczy i rozkoszowałam się tym uczuciem.
Jego wargi był takie pełne i takie ciepłe, że mogłabym całować go całymi dniami.
Ale w pewnym momencie przypomniałam sobie, że ten chłopak mnie śledził. Uparł się, aby mnie nachodzić. W pracy i pod mieszkaniem. A jeszcze chciał przyjść do mnie na uczelnię.
Szybko oderwałam się od jego ust i wstałam na równe nogi.
- To nie powinno się zdarzyć. - powiedziałam odwracając się do niego plecami i trzęsącymi się dłońmi próbowałam otworzyć drzwi.
- Ale się zdarzyło i już tego nie cofniemy. - powiedział, a we mnie aż zawrzała krew. Czy on ma mnie za głupią? I myśli, że będę całować się z każdym nowo poznanym chłopakiem?
- Daruj sobie. - bąknęłam wkurzona. - Ty jesteś jakiś nienormalny. Nachodzisz mnie w pracy, pod domem i jeszcze chciałeś wpaść na uczelnię. Naprawdę zrób coś ze sobą, bo przecież tak się nie da żyć. - dodałam wchodząc na klatkę schodową i zapalając światło ruszyłam schodami w górę, na drugie piętro.
Zdziwiłam się, gdy drzwi nie trzasnęły. Niepewnie odwróciłam się za siebie i dostrzegłam, że brunet przygląda mi się z niemałym zainteresowaniem.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? - zapytała krzyżując ręce na piersiach.
- Niczego, chciałem życzyć ci dobrej nocy oraz do zobaczenia. Szybciej niż ci się zdaje. - wyjaśnił, a mi opadła szczęka.
Szybciej niż myślisz? Co to miało znaczyć? Czy on coś kombinuje? Ale zanim zdążyłam zapytać, chłopaka już nie było, a słychać było tylko trzask zamykanych drzwi.
Nie wiem do czego to zmierza, ale jeśli dalej on będzie mnie tak nagabywać, stracę cierpliwość. A wtedy nie chciałabym być w jego skórze.

____________________________________________________________________________
Drugi rozdział.
Mam nadzieję, że Wam się podobał :)
Nie wiem co mnie ostatnio przyćmiło, bo zauważyłam że w ustawieniach postów i komentarzy mam zaznaczone, że komentować mogą tylko zarejestrowani użytkownicy, czyli tacy którzy mają konto na bloggerze.
Z poprzedniego bloga pamiętam, że dużo osób nie miało konta tutaj, a zawsze komentowało.
Już jest dobrze, więc od teraz macie pole do popisu i możecie komentować anonimowo :)
Przepraszam za niedogodności.
Dajcie znać co sądzicie i ile w ogóle Was tutaj jest :)
Dzięki za wszystkie przemiłe słowa na asku, czy tt.
Jesteście kochani i dzięki za motywację.
Do następnego!

7 komentarzy:

  1. Super - cieszę się że jestem pierwsza, uwielbiam jak piszesz,jesteś niepowtarzalna.Z radością będę śledziła losy L... . Czekam na next. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest zajebisty!! :D
    Rozmawiałam sobie z Lenką i tak czytałam i czasem miałam małe zawiasy, ale to nic.
    i właśnie dowiedziałam się że ktoś chce z nią chodzić aaaaaa!! <33
    No więc wracając do rozdziału.
    Nie mogę przepraszam jestem za bardzo tamtym podekscytowana :D
    Tak więc rozdział jest bardzo fajny i do następnego, następnym razem postaram się bardziej! :D
    WENY!!
    Rose x

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest 2 ! Jeju boje sie co Lou moze jej zrobic. Mam nadzieje ze nic groznego, aby mogli poznac sie z lepszej strony :* rozdział super ! *.* zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajeb... czekam na jeszcze więcej emocji, Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super , nie moge się doczekać następnego :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super :D ;)
    /k

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham. Cieszę się, że jednak nie zrobiłaś bloga o Harrym, tylko przy naszym Louisie zostałaś. Widzę, że wena Ci dopisuje, bo rozdziały są genialne. Teksty z Twojej klawiatury są lepsze niż wiele blogw czy książek. Kocham i miłych wakacji
    Ola

    OdpowiedzUsuń