czwartek, 7 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 11.

- No co ty? Umówiliście się na jutro? - w głosie Ve słyszałam niemałe zaskoczenie, ale i zainteresowanie tym że umówiłam się z Louisem.
- Masz randkę z największym przystojniakiem w Londynie. - dodała Ve klepiąc mnie po kolanie i wstając ze swojego wielkiego łóżka.
Wraz z jej rodziną, dwoma braćmi i rodzicami, zjedliśmy kolację i od tamtego czasu obie siedzimy razem w jej pokoju i plotkujemy.
Nigdy tego nie robiłam, bo nie miałam z kim. Ale fajnie tak czasem posiedzieć i pogadać ze swoją rówieśniczką o głupotach i bzdetach.
- Nie nazwałabym tego randką Ve. - zajęczałam przewracając oczami i upijając łyk wina z wysokiego kieliszka.
- A czym? - zapytałam odwracając się do mnie przodem, po czym znowu wróciła do poprzedniej pozycji i zaczęła coś przełączać w radiu.
- Spotkaniem?
- Masz randkę i nie zaprzeczaj, błagam cię. - powiedziała dołączając do mnie na łóżku. - Cieszę się, że w końcu sobie kogoś znalazłaś. - dodała uśmiechając się do mnie ciepło.
- Daj spokój Ve. - zajęczałam znowu ukrywając twarz w dłoniach.
- Pierwszy raz odkąd się znamy umówiłaś się z kimś. To już jakiś postęp. - powiedziała podekscytowana.
- Nie, przestań już. - wyjęczałam opadając na miękkie poduszki leżące za mną.
- Podoba ci. - stwierdziła przyjaciółka kładąc się obok mnie, ale na boku.
- Skąd to niby wiesz? - zapytałam odwracając głowę w jej stronę i obserwując jej reakcję.
- Rumienisz się, gdy o nim mówisz. Poza tym widzę w twoich oczach wesołe iskierki, gdy tylko padnie jego imię. Stad wiem. - wyjaśniła, a ja musiałam jej przyznać rację. Dobra była w tych sprawach.
- Ale wiesz co? Skoro ty umawiasz się z Louisem. - powiedziała zaczepnie.
 - Nie umawiam się z nim. Spotykam się z nim i tyle. - poprawiłam ją krzywiąc się. Ile razy można powtarzać, że to nie prawdziwa randka tylko spotkanie? Boże...
- Dobra spotykasz się z nim. Ale mogłabś podpytać go o tego jego przyjaciela? Tak dla mnie? - popatrzyłam na nią, gdy siedziała obok mnie z miną niewiniątka i błagalnie prosiła wzrokiem.
- Chodzi ci o Liama? - zapytałam.
- No o tego, co mi się podobał.
- Liam.
- No tak.
- I o co mam spytać? - zapytałam.
- O wszystko.
- Nie przesadzasz?
- Nie skąd. - powiedziała wzruszając ramionami.
- Zobaczę co da się zrobić. - odpowiedziałam uśmiechając się do niej. Choć coś mi po głowie chodzi, że Louis wspominał iż każdy z jego znajomych ma dziewczynę, ale czy nadal to prawda to nie wiem. Zawsze można go o to podpytać, prawda?
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - wykrzyknęła rzucając się na mnie i mocno do siebie tuląc, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
Wiem, że lepiej nie poruszać tematu Liama przy Louisie, ale czego nie robi się dla przyjaciół? Poza tym on już mu chyba wybaczył, skoro dalej się przyjaźnią?
- Em, żyjesz? Znowu się zawiesiłaś? - Ve wyrwała mnie z zamyślenia. - Twoją głowę znowu nawiedził brunet z niebieskimi oczami, jak to mówisz? - zapytała zaczepnie szturchając mnie lekko w ramię, a ja skrzywiłam się i wstałam z łóżka.
- Idę się umyć, a ty nieco ochłoń, dobra? - zapytałam zabierając swoje rzeczy potrzebne mi w łazience, po czym wyszłam z jej pokoju i szybkim krokiem przeszła na drugi koniec korytarza.
Zamknęłam za sobą drzwi i  zamknęłam je na klucz.
Ta Ve czasem doprowadza mnie do szału. Ma dziewczyna wigor i energię na przekomarzanie się ze mną. Ale nie dziwię się jej. W końcu ma wszystko czego potrzebuje do bycia szczęśliwym. Kochających rodziców i młodszych i przesłodkich braci bliźniaków. Czasem żałuję, że ja nie mam rodzeństwa. Przynajmniej wtedy nie byłabym sama na tym okrutnym świecie, a może i moje życie byłoby inne. W końcu miałabym się do kogo odezwać. Na szczęście mam Ve, którą traktuję jak siostrę i to się liczy.
Pod prysznicem w mojej głowie pojawiały się różne i zarazem dziwne myśli dotyczące Louisa.
Co jak jutro wkurzy się, że popsułam mu samochód? Może powinnam to odwołać? Ale kurde, nie mam jego numeru telefonu. Trzasnęłam się z otwartej dłoni w czoło, jaka ja jestem głupia, nie pomyślałam o tym, aby go o niego poprosić. Ale czy to byłoby na miejscu? I czy chłopak podzieliłby się ze mną nim? Nie wiem.
Ale zaraz!
Mam przecież tą kartkę, którą zostawił któregoś wieczoru w kawiarni. Tak, ale przecież zostawiłam ją w domu, na półce.
Drugie trzaśnięcie się w czoło.
Czasem zastanawiam się, gdzie ja podziewam mózg.
Wytarłam się miękkim jak jedwab ręcznikiem. Umyłam też zęby i wyszłam z łazienki. Przemknęłam się do pokoju przyjaciółki, która o dziwo leżała na łóżku i... spała.
To niemożliwe, Ve padła wcześniej ode mnie.
Nie zostało mi nic innego jak położyć się obok niej jak najdelikatniej na swojej połówce. Nastawiłam jeszcze budzik na ósmą rano przykryłam się kołdrą i zasnęłam.
Tej nocy udało mi się zasnąć, co było nie lada wyczynem przez ostatnie dni. Ale i tak od czasu do czasu budziłam się z jednego powodu.

***

Mój budzik zaczął głośno dzwonić prawie przy mojej głowie. Myślałam, że wezmę telefon i trzasnę nim o ścianę. Na szczęście opamiętałam się i wyłączyłam wyjące urządzenie.
Chciałam podciągnąć się na łóżku, ale coś ciężkiego mi to uniemożliwiało. Popatrzyłam w dół na swój brzuch i dostrzegłam smacznie śpiącą, a w dodatku chrapiącą, Ve.
No ona sobie chyba ze mnie żartuje.
Próbowałam ją z siebie zepchnąć, ale to nie było takie proste. Bo za każdą moją próbą ta przyklejała się do mnie jeszcze bardziej, przez co nie mogłam swobodnie oddychać.
- Boże Ve, odwal się. - wyjęczałam próbując ją od siebie odepchnąć. Ale w pewnym momencie tak mocno ją szturchnęłam, że wylądowałam na tyłku na ziemi przy łóżku. A co najśmieszniejsze Ve poleciała za mną, a jej gruby tyłek spadł na moje kolana, które wydały z siebie nieprzyjemny dla uszu dźwięk.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - Ve obudziła się z głębokiego snu rozglądając się zdezorientowanym wzrokiem po pokoju. Chyba naprawdę miała mocny sen, skoro nie poznała swojej sypialni.
- Ostatni raz z tobą spałam. - oznajmiłam starając się wyjść spod niej.
- Dlaczego? - zapytała pocierając swoje skronie
- Bo spałaś na mnie głupku i prawie, że mnie dusiłaś matole. - wyjęczałam masując swój obolały od upadku tyłek. Naprawdę upadek był mocny i teraz ja to odczuwam na tylnych mięśniach.
- Sorka. - powiedziała wzruszając ramionami. Miała jeszcze czelność udawać niewiniątko.
- Czasem cię nienawidzę. - odpowiedziałam uśmiechając się do niej. Mimo, że byłam szalenie na nią zła, to i tak nadal ją kochałam.
- Żartujesz, prawda? - zapytała ukazując mi swoje śnieżnobiałe uzębienie.
- Pewnie grubasku, a teraz chodźmy na śniadanie, bo jestem głodna. - oznajmiłam ruszając w stronę drzwi, a Ve zrobiła wielkie oczy.
- Coś ty o mnie powiedziała? - zapytała, a ja już wiedziałam że zaraz mi się dostanie po tyłku, za nazwanie jej grubasem.

***

Po sycącym śniadaniu złożonym z jajecznicy, razowych tostów, naleśników i jeszcze innych pyszności, Ve zaproponowała że odwiezie mnie samochodem na przystanek autobusowy, który znajduje się kilka kilometrów od jej domu. A stamtąd będę mogła pojechać do domu.
Po drodze słuchałyśmy głośno radia, jak zazwyczaj gdy podróżujemy razem.
Na chwilę udało mi się zapomnieć o Louisie i jego przeszywającym mnie ostatnio wzroku.
Chciał mnie pocałować.
Ale ja nie pozwoliłam mu na to. To by było za dużo jak na tamten dzień.
Wystarczy, że opowiedział mi o sobie co nieco, a ja jemu.
Nigdy nie przypuszczałabym, że chłopak przeszedł aż tyle. To prawda śmierć bliskiej osoby potrafi namieszać w umyśle, ale myślę że nie aż tak aby śledzić innych.
Cóż teraz przynajmniej wiem, że chłopak jest normalnym człowiekiem ze swoimi lekkimi odchyłami od normy. Ale lubię go. Tak, nawet bardzo go lubię. Podoba mi się, ale to inna historia.
Poza tym jak mógłby mi się nie podobać? Jest w moim typie. Wysoki brunet z niebieskimi oczami, a do tego kocha zwierzęta tak jak i ja? Czego chcieć więcej?
Normalności? Podpowiada mi mój rozum, ale myślę że on jest normalny. Co prawda jest trochę zagubiony przez swoje wcześniejsze doświadczenia życiowe, ale nie dziwię mu się.
- Już jesteśmy. - oznajmiła Ve wyrywając mnie z zamyślenia. Popatrzyłam za szybę i zobaczyłam, że stoimy pod moim blokiem.
- Miałaś mnie zawieść na przystanek autobusowy, a nie pod sam dom. - powiedziałam z wyrzutem. Przecież to kawał drogi, a paliwo nie jest za darmo.
- Pomyślałam, że szkoda twojego czasu abyś jechała autobusem. Musisz się przecież przygotować na randkę. - oznajmiła mi z fałszywym uśmieszkiem na ustach.
- To nie jest randka, po raz kolejny ci to powtarzam. - odpowiedziałam wściekła wysiadając z auta.
- Dobra, ja wiem swoje, ty wiesz swoje. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie przebiegle.
- Dzięki za podwózkę i stłuczony tyłek. Naprawdę było warto u ciebie przenocować. - powiedziałam z sarkazmem. Ve zrobiła tylko przerażoną minę, ale nie skomentowała tego. Za to pożegnała się ze mną i nalegała abym później do niej zadzwoniła i zdała całą relację z tej randki, a ja po raz kolejny powtórzyłam, że to nie randka trzaskając drzwiami od jej samochodu.
Odjechała śmiejąc się głośno, dzięki czemu mnie też udzielił się jej dobry humor i wchodząc na górę po schodach chichotałam cicho jak uczennica. Wariatka z tej mojej przyjaciółki, ale w pozytywnym sensie.
Weszłam do mieszkania i pierwsze co zrobiłam to położyłam się na kanapie w salonie.
Lubię spać u Ve, ale czasem brakuje mi własnego kąta i ciszy która zawsze tu panuje. Natomiast w wielkim domu Ve panuje niesamowity hałas, a głównymi osobnikami którzy go robią są jej bracia. Uwielbiam tych maluchów. Mają dopiero po pięć lat, ale są bardzo mądrzy jak na swój wiek. Zawsze zasypują mnie gradem pytań, ale coś mi się zdaje że też darzą mnie sympatią.
Dzięki temu, że Ve prawie w nocy mnie zgniotła, jak robaka, nie za dobrze spałam. Budziłam się co chwila zdezorientowana i nie wiedziałam co się ze mną dzieje, a nie gdzie jestem. Dopiero po chwili docierało do mnie, że znajduję się w pokoju przyjaciółki i śpię razem z nią. A później orientowałam się, że Ve wgniata mnie w materac i zaczynałam ją spychać z siebie, a gdy w końcu mi się to udało próbowałam zasnąć. Ale i tak nie na długo, bo po jakimś czasie znów się budziłam. Myślałam, że dzięki nocy spędzonej u przyjaciółki jakoś się odprężę i wyśpię, ale niestety nie. A to wszystko wina Ve i jej grubego tyłka!
Dlatego zaraz po przekroczeniu progu mieszkania padłam wykończona na kanapę i zamknęłam na moment oczy. Tylko moment.
Ale ten moment okazał się dwoma godzinami, bo gdy tylko spojrzałam na zegarek stojący na jednej z półek dostrzegłam że jest już południe.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. To dziwne, bo przecież z nikim nie byłam umówiona. Ale mój mózg zaczął pracować dopiero po jakichś kilku minutach po przebudzeniu. Dlatego musiało minąć kilka długich minut, abym połączyła fakty i przypomniała sobie że przecież byłam umówiona z Louisem.
- Emma! - jakiś znajomy, i od niedawna, głos krzyczał z dołu. Podeszłam szybkim krokiem do okna i otwierając je na oścież wyjrzałam na zewnątrz. A tam...
Louis stał przed blokiem ubrany w ciemne dżinsy, czarną bluzkę i skórzana kurtkę, a cały strój podkreślały ciemne vansy. Jeśli to ten chłopak nie jest idealny z wyglądu, to ja nie wiem jak wygląda ideał.
- Chodź! - odkrzyknęłam mu i pobiegłam w stronę domofonu, aby przycisnąć odpowiedni przycisk.
Sześćdziesiąt sekund później chłopak stał już w progu moich drzwi i uśmiechał się do mnie serdecznie.
- No hej. - przywitał się ze mną.
- Cześć. - odpowiedziałam tak samo uśmiechając się i chyba lekko czerwieniąc, ale pewna nie jestem.
- Gotowa? - zapytał siadając na kanapie, na której ja jeszcze chwilę temu smacznie spałam.
- Nie bardzo, dasz mi dwie minutki na doprowadzenie się do porządku? - poprosiłam patrząc na jego pięknie wykrojone usta, aż chciałabym je poczuć na swoich. STOP! Nie zapuszczaj się w tamte rejony, mówiłam sobie w myślach.
- Pewnie, zaczekam tu. - poklepał dłonią po kanapie.
- Czuj się jak u siebie w domu, kuchnia jest otwarta więc jakbyś chciał się czegoś napić lub coś zjeść, to śmiało. - oznajmiłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.
Tam doprowadziłam się do porządku. Zmyłam makijaż i nałożyłam nowy, bo poprzedni całkiem mi się rozmazał. Umyłam jeszcze zęby i mogłam wyjść z łazienki.
Louis nadal siedział na kanapie w salonie i popijał z puszki pepsi oglądając telewizję. Wyglądał jak nie on.
Zauważyłam, że ma na brodzie lekki zarost, co jeszcze bardziej dodawało mu męskości.
W sumie widząc go takiego spokojnego i skupionego na jakimś programie to śmiało mogę stwierdzić że mogłabym przyzwyczaić się do takiego widoku.
Nagle głowa chłopaka odwróciła się w moją stronę i jego wzrok zatrzymał się na moich oczach, po czym na jego pięknych ustach zagościł wielki uśmiech.
- Gotowa? - zapytał wstając z kanapy i podchodząc do mnie blisko. Kiwnęłam tylko głową i zabierając swoją torebkę z przedpokoju ruszyłam do drzwi.
- Świetnie wyglądasz. - skomentował, gdy schodziliśmy razem po schodach.
Miałam na sobie bordowe spodnie i białą bluzkę z rękawami do łokci, a na nogach czarne trampki. Pomyślałam, że taki zestaw będzie się idealnie nadawał na naukę jazdy. Choć mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i Louis zrezygnuje na samym początku.
- Dzięki. - zaczerwieniłam się na jego zuchwałe słowa.
Wyszliśmy przed blok, gdzie stał jego czarny samochód, a chłopak otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, a ja cicho dziękując wsiadłam do środka i od razu zapięłam pasy.
Chwilę później już jechaliśmy ulicami Londynu, na których ludzie śpieszyli się na swoje przerwy obiadowe i na spotkania ze znajomymi, w czasie których mogli odpocząć, choć na chwilę od codziennych obowiązków i pracy.
- Tak się zastanawiam dlaczego ludzie ciągle się śpieszą. - powiedziałam raczej sama do siebie, ale Louis i tak to usłyszał, bo odpowiedział.
- Ja też. Ale wiesz, takie jest życie. Wszystko robi się teraz w pośpiechu, tak już jest. - w sumie racja. Co rusz spotykam osoby, które nie mają czasu na nic. Na zatrzymanie się na chwilę i pomyślenie nad swoim życiem.
- Często jadąc na rowerze zauważam takie przypadki i robi mi się strasznie smutno, że tak się teraz dzieje.
Ale masz rację, teraz ludzie żyją szybko. Wszystko robią na szybko, nawet nie mają czasu siąść i zastanowić się nad wszystkim. - powiedziałam patrząc na zatłoczone ulice Londynu.
- To prawda. Trzeba czasem przystanąć i zastanowić się nad życiem, bo jest ono kruche i nigdy nie wiadomo kiedy się skończy. Dlatego należy cieszyć się z każdego dnia i wykorzystywać go w pełni. - oznajmił, a ja znów musiałam się z nim zgodzić. Nie było innego wyjścia.
Przez resztę drogi żadne z nas się nie odzywało, a ja coraz to głębiej zastanawiałam się nad słowami bruneta. Chłopak ma rację. A jego słowa wywodzą się z tego, iż stracił najbliższą jego sercu osobę. Ja bym zapewne tak samo powiedziała, bo przecież podobnie pomyślałam, prawda? Poza tym przecież też straciłam dwie najbliższe osoby. Czasem żałuję, że nie było mnie w tym samochodzie. że nie odeszłam razem z nimi. Zapewne teraz bylibyśmy razem. Szczęśliwi.
Ale wiem też, że nie wolno mi tak myśleć. Jestem młoda, zdrowa fizycznie, bo z psychiką trochę gorzej. I całe życie przede mną.
- O czym myślisz? - zapytał Louis skręcając w jakąś polną dróżkę i teraz jechaliśmy kamienistą droga, która prowadziła... donikąd.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam. Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęliśmy granice miasta.
- W super miejscu. Zaraz zobaczysz. - tajemniczy uśmiecha zagościł na jego ustach, a ja cholernie się bałam. Naprawdę nie wiedziałam, gdzie jesteśmy.
- Mam się już bać? - zapytałam, gdy Louis zatrzymał samochód na jakimś pustkowiu, gdzie nie było ani jednej żywej duszy, a i pewnie zasięgu też tutaj nie było. - Gdzieś ty mnie wywiózł? - zapytała sama siebie.
- Przesiadka. - powiedział wysiadając z samochodu i przechodząc na moją stronę, po czym otworzył mi drzwi.
Niepewnie wysiadłam z samochodu i na chwiejnych nogach przeszłam na stronę kierowcy.
Nie wiem czemu, ale gdy moje nogi dotknęły ziemi zorientowałam się, że to nie kamyki, a zwykły asfalt.
Uff odetchnęłam z ulgą, bo z opowieści taty pamiętam, że najgorzej jeździ się po nierównej nawierzchni, typu kamyki.
Wsiadłam za kierownice. Dziwnie się czułam mając przed sobą czarne kółko, ale czułam że ja teraz rządzę.
- Więc teraz musisz ustawić sobie krzesło. Możesz je odsuwać i przysuwać od kierownicy pamiętając aby tobie było wygodnie i żebyś czuła się komfortowo za kółkiem. - oznajmił na początek, a ja przytaknęłam rozumiejąc jego słowa. - Po lewej stornie pod fotelem masz potrzebną wajchę i podciągając ją do góry możesz ruszać krzesłem. - dodał uważnie obserwując moje ruchy.
Znalazłam odpowiedni drążek i ustawiłam sobie fotel jak polecił mi chłopak.
- Dobrze. Teraz nauczę cię jak zmienia się biegi, a potem będziemy testować to w praktyce. - oznajmił, a ja całą zesztywniałam słysząc jego miękki i zadziwiająco spokojny głos.
- Lewa noga jest tylko do sprzęgła, które jest pierwsze od lewej, a prawa od hamulca i gazu. Hamulec masz na środku, a gaz po prawej stronie. - oznajmił przekręcając się bokiem w moją stronę.
- Dobra kumam, i co dalej? - zapytałam spoglądając na niego, gdy ten znów miział się po dolnej wardze palcem wskazującym i czym mnie bardzo rozpraszał. Przestań, błagałam w myślach, ale to nic nie dało.
- Teraz, włożysz pierwszy bieg. - oznajmił uśmiechając się chytrze do mnie, a ja czułam jak całe moje ciało się spina.
- Co mam zrobić? - zapytałam już prawie że panikując. Wiedziałam, że tak będzie. Zacznę panikować i zestresuję się tak, że nie będę mogła logicznie myśleć.
- Tu masz drążek do zmiany biegów. Teraz musisz nacisnąć sprzęgło.
- To po lewej? - zapytałam dla pewności. Louis tylko cicho się zaśmiał i kiwnął głową, po czym odpowiedział.
- Tak, to po lewej. A następnie dźwignią do zmiany biegów wkładasz jedynkę. - wskazał palcem na biegi. Położyłam dłoń na zimnym drążku, a za chwilę na mojej dłoni znalazła się duża dłoń chłopaka. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany dotyk, ale Louis chyba tego nie zauważył, albo tak dobrze to ukrył.
- O właśnie tak. - powiedział, gdy prawidłowo wrzuciłam pierwszy bieg. - Teraz możesz ruszać. Popuszczasz powoli sprzęgło, to po lewej, podpowiadam. - powiedział z uśmiechem an ustach, a ja zachichotałam. - I dodajesz powoli gazu. Dopiero jak auto płynnie ruszy do przodu wtedy całkiem puszczasz sprzęgło i stopniowo dodajesz gazu, a następnie zmieniasz na drugi bieg. - dokończył swój wykład, a ja wzięłam głęboki oddech i zrobiłam tak jak chłopak mi polecił.
Autem lekko szarpnęło, ale powoli ruszyło przed siebie. Zaczęłam się uśmiechać jak głupek, a Louis po chwili do mnie dołączył i oboje śmialiśmy się z moich poczynań za kierownicą.
- Dobra, a teraz musisz włożyć drugi bieg, bo auto nam strasznie się męczy, co słychać po ryku silnika. - powiedział, a ja znowu wpadłam w panikę nie wiedząc co zrobić.
- Emma spokojnie. - uspokoił mnie głaszcząc czule skórę mojej dłoni. -  Wciśnij sprzęgło i drążek przeciągnij w dół do siebie. - dodał spokojnie, a ja tak właśnie zrobiłam. - Teraz popuszczasz powoli sprzęgło, bo inaczej autem nieprzyjemnie szarpnie. - dodał, a ja według jego polecenia popuściłam spokojnie sprzęgło i auto przyśpieszyło i to bez szarpnięcia!
- Super uczucie, co nie? - zapytał Louis widząc moją zadowoloną i zrelaksowaną minę. Złapał za kierownicę pomagając mi naprowadzić samochód tak żeby jechał prosto, a nie slalomem.
- Pewnie. Mogę jeszcze raz spróbować? - zapytałam mając nadzieję, że chłopak się zgodzi. Co i tak zrobił, bo przecież to moja nauka jazdy.
- Proszę bardzo. - odpowiedział. Pokazał mi jeszcze jak mam się prawidłowo zatrzymać, co zrobiłam i znowu ruszyłam do przodu.
Byłam tak zadowolona z siebie, bo w końcu coś mi w życiu wyszło, a ja mogę poczuć się jak pani świata i mieć coś pod kontrolą, no a w tym przypadku jest to samochód.
- Jak na pierwszy raz to bardzo dobrze sobie poradziłaś. - pochwalił mnie Louis, gdy wysiedliśmy z samochodu i zamieniliśmy się miejscami. Czułam jak całe napięcie związane z prowadzeniem auta nagle mnie opuszcza, a ja oddycham z ulgą.
- Bo miałam dobrego nauczyciela. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Louis lekko się zaczerwienił słysząc moje słowa, a ja niewiele myśląc przytuliłam się do niego przyjaźnie gdy przechodziliśmy obok siebie, aby zmienić swoje dotychczasowe miejsca.
Chyba go tym zaskoczyłam, bo wydawał się zawstydzony, ale po chwili poczułam jego dłonie na moich plecach pocierające mnie w czułym geście.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie nieco zawstydzeni, po czym każde z nas usiadło na swoim miejscu, ja jako pasażer, Louis jako kierowca.
Mknęliśmy przez pustkowie, gdy w końcu przed naszymi oczami ukazało miasto.
- Głodna? - zapytał Louis, gdy tradycyjnie staliśmy w korku.
- Nie specjalnie, a ty? - popatrzyłam na jego boczny profil i nie mogłam oderwać wzroku.
Był piękny.
- Bardzo. Szalona jazda samochodem zawsze zaostrza mi apetyt. - zaśmiał się z własnych słów.
- Szalona? Przecież powiedziałeś, że dobrze sobie radziłam jak na pierwszy raz. - wydęłam usta nieco urażona, a Louis zaśmiał się. Uwielbiam jak on się śmieje, mogłabym słuchać tego cały czas.
- Bardzo dobrze sobie radziłaś, ale jednak trochę się denerwowałem. - przyznał. Ha! Mam cię, wiedziałam o tym. Zdawałam sobie z tego sprawę, widząc jego miny podczas nauki jazdy.
- Na szczęście poradziłam sobie. - powiedziałam z dumą w głosie i odwróciłam głowę w stronę okna. Dziś jest tak ładnie, że nie ma się ochoty siedzieć w domu.
- Co powiesz na pizze? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Dla mnie bomba. - odpowiedziałam podekscytowana, tym że znów zjem razem z Louisem.
Życie potrafi zaskakiwać.

________________________________________________________________________________
Ups!
Znów skończyłam w takim dziwnym momencie :) 
Kocham Was pamiętajcie o tym!

7 komentarzy:

  1. Aww. Jak słodko, ta cała nauka i wgl, My też Cię kochamy <3 xx L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki miałam uśmiech na ryjcu gdy przeczytałam że Louis miział się po ustach palcem. Serio. Genialny ten rozdział. Mnie się bardzo podoba. Suuuuupeeeer. Ta cała jazda i wgl. Mega. Aż brak mi słow.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww jaki słodki rozdział! Nawet sobie nie wyobrażasz jak dobrze mi się go czytało . Cholera, przez ciebie chciałabym takiego nauczyciela jazdy jak Lou. Boże jak ja bym go chciała! Haha poza tym, powiem krótko: marze o tym by jak najszybciej przeczytać o Loummie(?) haha Loumma. Ok nie ważne, po.prostu nie mogę doczekać sie nowego rozdział XD
    Weny kochana ci życzę (: xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Czadowy rozdział :) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejkuu.. jaki milusi rozdział ! :3 szczerze ? Nauczyłam sie zmieniac biegi bo jakos nigdy nie moglam tego ogarnać :/ Dzięki :* nie moge sie doczekac jak opowiadaniw bedzie takie rozwiniete i beda jakies akcje, uwielbiam to ! Rozdział super ! :D weny zyczę aniołku :3 pamietaj jestem przy tobie zawsze ! :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę więcej,proszę pisz dalej;pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze kończysz w dziwnym momencie i robisz to specjalnie! :D
    Ale tym razem to nie jest coś w stylu że zobaczyła przed sobą ciotkę.
    Tak więc rozdział podoba mi się tak jak zawsze.
    Przepraszam, że czytam dopiero dzisiaj, ale wcześniej nie miałam jak, a jak już miałam to mi się po prostu nie chciało nic czytać...
    Tak więc do następnego!
    Rose x

    OdpowiedzUsuń