niedziela, 10 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 12.

Kilkanaście minut później parkowaliśmy na podziemnym parkingu w apartamentowcu Louisa.
- Myślałam, że pójdziemy do jakiejś knajpki. - powiedziałam smutnym głosem. Ale z drugiej strony cieszyłam się, że znowu znajdę się w jego mieszkaniu z nim sam na sam.
- A ja pomyślałem, że razem zrobimy pizzę. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Mogliśmy więc jechać do mnie. - oznajmiłam nieco urażona, że chłopak nie wziął takiego rozwiązania pod uwagę.
- Bez urazy, ale jak zobaczyłem zawartość twojej lodówki, to nieco się przeraziłem. Masz tam tylko zepsutą marchewkę, kilka puszek Pepsi i stary żółty ser, na którym dodatkowo coś zaczęło rosnąć. - odpowiedział wzruszając ramionami, a ja czułam jak na moich policzkach wykwita krwisty rumieniec.
Nie zawsze mam czas na zrobienie zakupów, a ostatnio nawet dobrze nie jadam, więc moja lodówka świeci pustkami.
- Mogłeś zawsze zapytać, a nie od razu decydować za mnie. - odpowiedziałam wkurzona mając cały czas spuszczoną głowę w dół.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem. Poza tym Bob bardzo chciałby cię zobaczyć. - odpowiedział wysiadając z samochodu i przechodząc na moją stronę.
- Tym razem będę go pilnował, aby nie wskoczył na ciebie. - dodał uśmiechając się do mnie przebiegle.
- Super. - jęknęłam tylko i przytrzymując się dłoni chłopaka wysiadłam z samochodu.
- A jeśli chodzi o atak Boba, to ja nadal mam twoją koszulkę. - oznajmiłam, gdy wsiedliśmy do windy, a Louis nacisnął odpowiedni przycisk.
- Możesz ją zatrzymać. - powiedział mrugając do mnie, po czym zrobił poważną minę, gdy drzwi windy zatrzymały się na odpowiednim piętrze i wysiedliśmy z niej.
Mieszkanie, a raczej powinnam rzec - apartament chłopaka, wyglądał tak samo jak go ostatnio zapamiętałam.
Wszystko w bieli i to dziwne uczucie, że jesteś tu intruzem bo nie jesteś tak perfekcyjny jak całe to mieszkanie.
- Rozgość się. - powiedział Louis ściągając swoją skórzaną kurtkę i odwieszając ją na oparciu jednego z wysokich krzeseł stojących w kuchni.
- Gdzie Bob? - zapytałam próbując odwrócić swoją uwagę od jego pięknie wyrzeźbionych pleców, które pod cienkim materiałem ciemnej bluzki były bardziej niż widoczne. Czułam jak robi mi się gorąco na sam widok, wiec również ściągnęłam z siebie sweter, który miałam na sobie.
- Zaraz przyprowadzi go jego opiekunka. - wyjaśnił myjąc ręce pod kranem w kuchni, a ja obserwowałam go zza wysokiego blatu kuchennego.
Tym razem naprawdę czułam jaka jestem czerwona. Czy to się nigdy nie skończy? A ja zawsze, gdy zobaczę tego boskiego przystojniaka będę się czerwienić?
- Och. - wyjąkałam tylko. Louis odwrócił się do mnie przodem, a pomiędzy jego brwiami zagościła zmarszczka.
- Co jest? - zapytał chwytając z blatu ścierkę, po czym wytarł nią dłonie.
- Nic. - odpowiedziałam, choć i tak wiedziałam że nie uwierzy mi w to.
- Emma powiedz co jest. - poprosił dotykając czule skóry moich dłoni, które nerwowo bawiły się jabłkiem.
- Chodzi ci o Jess? - zapytał, a ja aż wciągnęłam głośno powietrze słysząc jego głupie pytanie. Oczywiście, że o nią mi chodzi, a o kogo innego? Zapytałam samą siebie w myślach.
Pokręciłam tylko głową dając mu do zrozumienia, że to nie o nią tutaj chodzi, choć prawda była przecież całkowicie inna, co nie?
- Jesteś zazdrosna? - zapytał, a ja znowu zaczerwieniłam się. - O nastolatkę? - podpytał ponownie, a ja odchrząknęłam i nie patrząc na niego zapytałam.
- Mogę skorzystać z łazienki?
- Oczywiście. - odpowiedział śmiejąc się głośno ze mnie, gdy ja prawie biegiem pokonałam odległość od kuchni do sypialni chłopaka, a potem wpadłam do łazienki.
Co się ze mną dzieje? Dlaczego staję się zazdrosna o kolesia, którego w ogóle nie znam? A może znam? W końcu opowiedział mi bardzo dużo o sobie. Co naprawdę jest nie lada wyzwaniem, bo kto chciałby się zwierzać obcej sobie osobie i w dodatku mówić o zmarłej dziewczynie?
Poniekąd go rozumiem co przeżył, bo ja miałam tak samo. Ale ja się chyba w nim powoli zakochuję. Co nie jest dobre dla mnie.
Gdy Louis jest przy mnie czuję się tak jakbym mogła góry przenosić, czuję się świetne, czuję że żyję, oddycham pełnią życia.
Ale jak nie go przy mnie to coś ze mną jest nie tak. Nie potrafię logicznie myśleć, nie potrafię się skupić na niczym, jest mi wtedy źle. Czy to można nazwać zakochiwaniem się czy może zauroczeniem? Jejku sama już nie wiem co czuję do tego chłopaka. ale wiem jedno - nie mogę mu nic powiedzieć. Wiem, że ośmieszyłabym się, jakbym mu o tym wspomniała. A jestem pewna, że wyśmiałby mnie, jak to właśnie przed chwilą było.
Popatrzyłam na swoje blade odbicie w lustrze. Zawsze jestem blada, a moje włosy żyją własnym życiem.
- Co ja mam teraz zrobić? - zapytałam swojego odbicia w lustrze. Oparłam się dłońmi o kant umywalki i odetchnęłam głęboko.
Przez te nerwy, aż mnie głowa rozbolała.
Sięgnęłam do szafki wiszącej obok lusterka i próbowałam poszukać jakichś tabletek na uśmierzenie bólu. Zdziwiło mnie to, że wszystkie rzeczy w szafce były ustawione równiusieńko. Co naprawdę nie często się zdarza, gdy facet mieszka sam.
Dostrzegłam tam również kilka damskich rzeczy. To na pewno nie Louisa.
Czyli on nie mieszka sam. Nie wspominał mi, że ma siostrę. A jego mama podobno mieszka kilkaset kilometrów od Londynu, więc to nie jest możliwe, aby to były jej rzeczy.
- Louis ma dziewczynę.  szepnęłam tylko do siebie i zatrzasnęłam głośno drzwiczki szafki.
Po kilkunastu minutach i przeszukaniu sypialni chłopaka, co nie było na miejscu, ale musiałam to zrobić aby się upewnić, czy chłopak z kimś się spotyka, a wtedy doznałam szoku.Louis ma dziewczynę, a co najgorsze ona z nim mieszka.
Znalazłam kilka jej ubrań, ale i kosmetyków. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że on kogoś ma. Całował się ze mną, dwa razy! Choć wiedział, że ma dziewczynę. Ja powoli się w nim zakochiwałam, a on mnie okłamywał. Dlaczego? Louis powiedz mi dlaczego? Czemu ja nie zauważyłam jakichś sygnałów i dziwnego zachowania u chłopaka? Chyba byłam ślepa.
Zeszłam na dół, gdzie zastałam Louisa siedzącego w salonie, a przed nim na stole leżały jakieś papiery, a on rozmawiał z kimś przez telefon.
Słyszałam w jego głosie nie małe zdenerwowanie i poirytowanie na swojego rozmówcę.
- Nie Ted, posłuchaj mnie. To ja tobie płace za to i to ty masz wykonywać moje polecenia, rozumiesz? - zapytał z nutką grozy w głosie, po czym trzasnął telefonem o stolik, który lekko poruszył się na jasnych panelach. A ja aż podskoczyłam przestraszona jego groźnym tonem.
Louis nachylił się nad swoimi kolanami i kładąc łokcie na kolanach ukrył twarz w dłoniach i westchnął głośno.
Niepewnie podeszłam bliżej chłopaka i zapytałam.
- Coś się stało?
Louis odwrócił się za siebie i złapał za serce.
- Em, ale mnie przestraszyłaś. - powiedział.
- Nie chciałam, przepraszam. Wydajesz się zdenerwowany, czy coś się stało? - zapytałam ponownie siadając obok niego na kanapie.
Louis najpierw westchnął, po czym odpowiedział.
- To z pracy, mają niezły bałagan, gdy mnie nie ma. - wyjaśnił nie patrząc na mnie tylko przed siebie.
- Mówiłeś że jesteś pośrednikiem między innymi filiami w Wielkiej Brytanii i nie tylko. - zacytowałam jego wcześniejsze słowa. Nie rozumiem dlaczego firma nie może bez niego spokojnie funkcjonować, przecież on nie jest nikim ważnym.
A może znów mnie okłamał?
Może chłopak jest jakąś niezłą szychą w tej całej firmie?
- Przepraszam, ale ja cię okłamałem. Nie chciałem, abyś się mnie przestraszyła i już nigdy się ze mną nie spotkała. - powiedział odwracając się do mnie twarzą i bacznie mnie obserwując.
- Czyli chcesz powiedzieć, że jesteś prezesem tej firmy? I to ty wszystkim rządzisz? - zapytałam oszołomiona. Louis tylko przytaknął.
- Okłamałeś mnie. - powiedziałam to tak cicho, jakbym bała się to zdanie wypowiedzieć.
- Trochę. - odpowiedział wstając i idąc za mną do drzwi.
- I o tym, że masz dziewczynę też! - wykrzyknęłam chwytając za klamkę, ale duża dłoń Louisa znalazła się na mojej i odciągnęła mnie od zamiaru ucieczki.
- O czym ty mówisz? - zapytał z wyrzutem w głosie. Nie spodziewał się takiego pytania z mojej strony i tego, że się wścieknę również.
- Gdzie twoja dziewczyna teraz jest? W pracy? A może w ośrodku spa, co? W końcu stać cię na to! - odwróciłam się od  niego twarzą i krzycząc wymachiwałam rękoma.
- O co ci chodzi Em? - zapytam.
- Nie mów do mnie Em! - jak to dobrze czasem jest krzyczeć.
- Jaka dziewczyna, co masz na myśli? - zapytał, a ja widziałam po jego oczach jak jego zirytowanie sięga zenitu po czym wali pięścią w ścianę obok mojej głowy. Przerażona popatrzyłam na niego, a do moich oczu napłynęły łzy. Łzy, które były oznaką tego iż się potwornie boję. On chciał mnie uderzyć!
Bałam się nawet patrzeć mu w oczy, ale nie mogłam się powstrzymać i musiałam w nie spojrzeć.
- W twojej łazience są damskie rzeczy i w sypialni też. - wyjaśniłam patrząc mu przy tym prosto w oczy. W końcu jego niebieskie tęczówki spotkały się w moimi, mogłam dostrzec w nich złość pomieszaną z dezorientacją.
- Grzebałaś w moich prywatnych rzeczach? - zapytał nieco ciszej.
- Szukałam tabletek na ból głowy, a nie chciałam ci przeszkadzać, bo byłeś zajęty. - wyjaśniłam. Co prawda nie szukałam ich w sypialni, a grzebałam w prywatnych rzeczach, ale tego akurat nie musi wiedzieć. Lepiej żeby żył w niewiedzy, niż wiedział wszystko.
- I co znalazłaś? - zapytał ironicznie odsuwając się ode mnie i siadając na czubku schodów. Niepewnie i nie wiedząc czy dobrze robię usadowiłam się obok niego. Starałam się trzymać odległość tak, aby w porę móc uciec, jakby oczywiście zaszła taka potrzeba.
- Tak, dobrze że masz w domu tabletki przeciwbólowe bo inaczej musiałabym wyjść z domu i pójść do sklepu, a znając mnie pewnie bym się zgubiła i musiałbyś mnie szukać i się denerwować nie potrzebnie gdy ja tylko wyszłam do sklepu po tabletki, ale potem... - gadałam jak najęta, ale nagle usłyszałam głuchą ciszę panującą między nami. A spowodowane to było tym, że usta Louisa wylądowały na moich. Wydałam z siebie jęk, a następnie mimo sprzeciwów mojego serca mówiącego mi, że nie powinnam tego robić odwzajemniłam pocałunek.
Wplotłam palce w jego włosy i zaczęłam za nie ciągnąć. Nie to, że potrzebowałam go od siebie odciągnąć, ale przez to, że chciałam pokazać iż bardzo mi się to podoba.
- Przepraszam, nie powinienem. - powiedział odsuwając się ode mnie i ruszając w stronę kuchni, po czym oparł się tyłem o blat i znów westchnął głęboko.
Coś go trapiło, a ja nie mogłam rozwikłać co to takiego było.
- Louis co się dzieje? - zapytałam podchodząc do niego moja cała złość na tego biednego i poranionego chłopaka minęła w ułamku sekundy, a dokładnie wtedy gdy jego usta złączyły się z moimi w czułym pocałunku.
- Wszystko mi się wali, a dodatkowo ty jesteś tutaj. W moim mieszkaniu i..  - zaczął odwracając głowę w moją stronę patrząc mi prosto w oczy.
- Tak bardzo mi ją przypominasz. Tak bardzo chciałbym, abym ona żyła. A te rzeczy, które znalazłaś w łazience i sypialni należały do mojej Emily. - wyjaśnił. A ja głupia myślałam, że chłopak ma dziewczynę o której nic mi nie wiadomo. - Chciałbym znów ją zobaczyć, ale gdy ty jesteś tutaj to jakoś mi tak lżej na duszy. - dodał zbliżając się do mnie i zakładając mi zbłąkany lok za ucho. - To było jej ulubione miejsce do przesiadywania. - wskazał na okno pod którym znajdowała się podłużna kanapa, a na niej kilkanaście poduszek w różnych kolorach. - Uwielbiałem to jak tam siedziała czytając książkę i popijając herbatę. a teraz, gdy o niej pomyślę to widzę ją dokładnie w takiej samej pozycji i ze skupioną miną. Emma tak bardzo cię przepraszam, za wszystko. Za to, że cię pocałowałem bez uprzedzenia i bez twojej zgody, za to że cię okłamałem i za to że jestem taki uczuciowy i nie potrafię normalnie myśleć, bo moja głowę cały czas zajmują myśli o Emily.
- To może czas najwyższy się z nią pożegnać, co? - zaproponowałam, a chłopak popatrzył na mnie jak na idiotkę i odsunął się ode mnie o krok w tył.
- Czy ty się słyszysz? Jak można pożegnać się z najbliższą osobą twojego serca? Jak? Ty pożegnałaś się z rodzicami?
- Zrozumiałam, że już nie wrócą. Pogodziłam się z tym i teraz żyje mi się lepiej. Oczywiście, nie jest to, to samo uczucie co wtedy, gdy rodzice byli przy mnie i troszczyli się o mnie, ale jestem już dorosła i czas najwyższy stawić czoła przeciwnościom losu, jakie daje nam życie. - wyjaśniłam wzruszając ramionami i uśmiechając się lekko.
- Wiem, tyle że a nie potrafię dać sobie spokoju z nią. Ciągle mijam na ulicy brunetki podobne do niej i za każdym razem mam wrażenie że o Emily. - powiedział, a mi się go żal zrobiło.
Dlaczego ten świat jest taki okrutny? Dlaczego zabiera nam tych, których najbardziej kochamy?
- To co robimy tą pizzę? - zapytałam z entuzjazmem w głosie jednocześnie klaskając w dłonie. Chciałam jakoś przerwać tą napiętą atmosferę panującą między nami. Nie powinnam go o to pytać, ani wspominać o zmarłych. To było nie na miejscu.
- Nie mam ochoty. - powiedział smutno Louis wstając ze schodów i podchodząc do mnie.
- A ja mam i jestem strasznie głodna. - oznajmiłam ignorując jego smutny wraz twarzy i przechodząc obok niego do salonu.
Ostatnio zauważyłam, że chłopak ma wieże stereo w salonie z ogromnymi głośnikami stojącymi po bokach.
Podeszłam pewnie do urządzenia i klękłam przy nim. Czułam za sobą jak Louis mnie obserwuje, ale nie przejmowałam się tym, bo po co?
Włączyłam jakąś wesołą i skoczną piosenkę, taką aby poprawił się nam obojgu humor.
Tanecznym krokiem powoli podchodziłam do Louisa stojącego przy samej wysepce kuchennej. Ściągnęłam z siebie kurtkę, którą wcześniej założyłam, gdy wkurzyłam się na niego.
Rzuciłam ją niedbale na kanapę w salonie i ruszając dalej tanecznym krokiem podeszłam do Louisa.
Chłopak patrzył na mnie oczami pełnymi smutku.
Położyłam dłonie na jego ramionach, a ten od razu objął mnie w pasie i przyciągnął blisko siebie.
Bujaliśmy się w rytm muzyki po całym apartamencie chłopaka. Nie powiedziałabym, że Louis potrafi tańczyć, bo nie wyglądał mi na takiego.
Ale jakże się myliłam.
Poruszał się z taką gracją i to jak mnie obejmował, aż czułam że jestem w niebie.
Uśmiechaliśmy się do siebie jak głupki. Tak dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie, że jakby to było możliwe mogłabym zostać u niego cały czas i cieszyć się z jego obecności przy mnie.
Poparzyłam w górę na jego twarz, gdy on przyglądał mi się z takim samym wyrazem twarzy jak ja jemu.
To było coś niesamowitego.
Jeszcze kilka lat temu, gdy zginęli rodzice i zostałam sama na świecie jak palec. Byłam przekonana, że nie znajdę pokrewnej duszy.
Ale okazuje sie, że ją znalazłam. I nie było to wcale trudne, wystarczył do tego Bob i jego uwielbienie do rowerów, ale jak kto woli ludzi jeżdżących na rowerach.
Piosenka nagle się skończyła, a my dalej trwaliśmy w swoich objęciach nie mogąc spuścić z siebie wzroku.
- Chyba nasza pizza nigdy się nie upiecze. - powiedziałam, gdy Louis wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Zawsze możemy to nadrobić, ale będziemy musieli szybko kroić warzywa, a to grozi ucięciem palca. Czy jesteś na to gotowa? - zapytał poważnym tonem, a ja widząc go takiego naprawdę pewnego siebie wybuchnęłam śmiechem, bo nie mogłam dłużej wytrzymać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał wchodząc za mną do kuchni.
- Z ciebie. - odpowiedziałam odkręcając kran i zaczęłam myć ręce przed przygotowywaniem posiłku.
- Dlaczego? - zapytał podchodząc do mnie na tyle blisko, że stykaliśmy się ramionami. Popatrzyłam na niego i jednym ruchem ręki zamachnęłam się i ochlapałam chłopaka wodą z kranu.
Wydał z siebie jęk, a zaraz potem od gapił ode mnie zabawę z wodą i po chwili moja koszulka cała przemokła.
- Ejjj to nie fair!!! - krzyknęłam śmiejąc się.
- Trzeba było ze mną nie zaczynać. - słyszałam w głosie Louisa radość. Radość spowodowaną moją osobą. Tak fajnie było słyszeć, jak ten wiecznie smutny i chodzący ze skwaszoną miną chłopak się śmieje. A i fajne było uczucie wiedzieć, że to dzięki mnie tak się zachowuje, bo to ja wywołałam u niego taką reakcję.
Byłam zaskoczona jaki mam wpływ na innych ludzi i że mogę wprawić ich w dobry nastrój.

6 komentarzy:

  1. Ojooj. Jaki romantyczny rozdział <3
    Em wziela sprawy w swoje rece w pewnym momencie :3 super !

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwwww lubię ten rozdział! Jest taki uroczy. I mimo tego, że Lou ciągle mówi o tym, iż Emma przypomina mu o Emily to.... Kurde, koleś powinien zrozumieć, że to już koniec. Przecież emma doskonale wie, co on czuje. Niech sie na nią otworzy. Ale nie na te Emme, podobną do jego zmarłej dziewczyny, a tej prawdziwej Em.
    Czekam z niecierpliwoscia na nowy rrozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  3. awwww super rozdział , takie lubię :) :) obyś nowy wstawiła szybko :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zjadłabym pizzę. Pizzę robioną przez takie ciacho jeszcze bardziej chciałabym zjeść. Romantycznie! Ale grzebanie w prywatnych rzeczach? Serio Emma? Serio? W sumie miała czuć się jak u sb więc czemu nie. Żarcik. Nwm co napisać bo rozdział był taki świetny.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, mam nadzieję że między nimi coś będzie więcej, nie mogę doczekać się już następnego;pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty! :D
    I Emm jest zazdrosna haha.
    To że on nie ma dziewczyny to było pewne, przynajmniej dla mnie :)
    no i jakoś Emm go pocieszyła i to się liczy! :D
    Czekam na kolejny!
    Po raz ostatni
    Rose
    Ps. Następnym razem będę komentować już pewnie z nowego konta :)

    OdpowiedzUsuń