wtorek, 12 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 13.

Wczorajszy wieczór mógłby być naprawdę niezapomniany, gdyby nie to że Louis mnie okłamał.
Powiedział, że nie jest tym za kogo go wcześniej uważałam a mianowicie - posłańcem, albo jak kto woli gońcem w dużej firmie. Ale okazało się, że on jest jej prezesem.
Jak mi się później udało z niego wyciągnąć, okazało się że chłopak odziedziczył tą firmę po swoim ojcu, który już nie domagał i przepisał swoje "dziecko" synowi.
Nie miałam do niego pretensji. Po prostu byłam zła, za to że nie powiedział mi o tym od początku tylko kłamał. I po co to tak robić? Bezsens.
Mimo kłamstw i niedomówień spędziliśmy miły wieczór.
Zjedliśmy przepyszną pizzę własnej roboty. Do naszej dójki jakiś czas później dołączył Bob. Podzieliśmy się z nim resztkami. Ale on wcale nie protestował,  a wręcz przeciwnie był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Posiedziałam u Louisa do samej nocy. Rozmawialiśmy o wszystkim. Poprzez zainteresowania, ulubione powieści, a kończąc na głupotach jakie wyczynialiśmy w szkole. Popijaliśmy czerwone wino, a mój humor od razu się poprawił.
Louis zdradził mi, że pewnego razu w podstawówce biegał po szkolnych korytarzach bez spodni. Dzięki czemu został zatrzymany i ukarany przez samego dyrektora. Ja takich przygód to nie miałam. Jedyne to to, że uciekłyśmy z koleżankami ze szkoły, a potem dostałyśmy szlaban na wszystko od rodziców.
Ale moje wybryki, a wybryki Louisa to jest różnica. Jemu to powinno się przypinać karteczkę z napisem: Uwaga! Obiekt niezwykle niebezpieczny!
Wieczorem Louis wezwał mi taksówkę. Zaprotestowałam, bo przecież nie trzeba było, a metra również jeżdżą. Ale chłopak uparł się i nie było wyjścia. Oczywiście opłacił taksówkę z góry, za co go skarciłam i walnęłam w ramię, ale powiedział, że dla niego to nic a może sprawić mu niesamowitą przyjemność. Więc nie miałam jak zaprotestować. Nie lubię jak ktoś za mnie płaci, bo czuję się wtedy tania i nic nie warta. Ale jak ktoś tak ładnie prosi, to się mu nie odmawia.
Dziś od godziny ósmej siedzę na zajęciach.
Profesor mówi o jakichś chorobach układu kostnego zwierząt, ale ja w ogóle nie kontaktuję co on ma nam do przekazania. Jedyne o czym myślę to, aby coś zjeść. Tylko odliczam sekundy do przerwy. Jeszcze piętnaście minut, a to jest zaledwie 900 sekund. Każdą sekundkę odliczam rysując po jednej kresce w moim zeszycie.
Czuję jaki mój brzuch jest pusty, bo za każdym ruchem wydaje z siebie dziwny, a wręcz przerażający dźwięk.
Niestety Ve dziś ze mną nie zje, jak to zawsze mamy w zwyczaju. Ma jakieś ważne kolokwium, do którego Uczy się razem w koleżankami z roku. Poza tym ja to rozumiem. Zapewne gdybym sama miała jakiś sprawdzian pewnie też wkuwałabym do niego. Ale sama. Nie znam nikogo z mojej grupy. Kojarzę niektóre twarze, ale to tyle. Nawet nie wiem jak maja na imię, no bo niby skąd? Nie podchodzę do każdego i nie pytam: Jak masz na imię?
Bo mnie to nie interesuje. Wolę mieć kilku znajomych, ale prawdziwych niż miliony fałszywych.
Gdy w końcu rozbrzmiał dzwonek oznaczający, że koniec drugich zajęć dobiegł końca.
Wystrzeliłam jak petarda spomiędzy krzeseł i prawie biegiem udałam się na korytarz. Moje włosy, które dziś zostawiłam rozpuszczone, podskakiwały za każdym krokiem, gdy szybko zmierzałam w stronę stołówki.
Będąc już na zakręcie prowadzącym w stronę schodów wpadłam na kogoś, a moje książki i zeszyty które niosłam w rękach, wysypały się na podłogę.
- Przepraszam. - powiedział jakiś osobnik, a ja bardzo dobrze poznałam kim on jest. Popatrzyłam w górę na przystojnego chłopaka z niebieskimi oczami i na moich ustach zagościł ogromny uśmiech.
- Louis? - zapytałam czerwieniąc się.
- No hej. - odpowiedział cmokając mnie w policzek, czym mnie bardzo zaskoczył.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, gdy wstaliśmy z kolan, a ja odebrałam od niego moje notatki.
- Przyszedłem do ciebie. Pomyślałem, że moglibyśmy razem coś zjeść. Co ty na to?  - zaproponował ruszając śmiesznie brwiami.
- No nie wiem. - zaczęłam drapiąc się po brodzie w zamyśleniu.
- No Emma, nie daj się prosić. - zajęczał wydymając dolną wargę.
- Hmm. - zamyśliłam się spoglądając na niego. Kątem oka zauważyłam, że chłopak aż wstrzymuje powietrze czekając na moją odpowiedź. Chyba bardzo chciał ze mną spędzić trochę czasu, a że ja czułam to samo więc byłabym głupia odmawiając.
- Chodź. - wzięłam go za rękę i prowadziłam w stronę schodów. Nagle poczułam jak smukłe palce Louisa prześlizgują się między moimi, a chwilę później chłopak lekko je ściska.
Odwróciłam głowę w jego stronę i zauważyłam jak uśmiecha się do mnie sympatycznie. Ja oczywiście zaczerwieniłam się, bo inaczej przecież to nie byłabym ja, prawda?
- Przeszkadza ci to? - zapytał wskazując na nasze splecione razem dłonie, gdy szliśmy korytarzem w stronę stołówki.
- Nie. - odpowiedziałam, choć przyznam szczerze że wahałam się nad tą odpowiedzią.
Dobra, przyznałam że mi się podoba. Ale jest jeszcze tyle spraw o których mi nie powiedział, mam nadal mnóstwo pytań do niego, tyle rzeczy związanych z tym chłopakiem mnie interesuje że sama nie wiem kiedy znajdę na to czas, abym mogła je mu zadać.
- Ile masz jeszcze dziś zajęć? - zapytał, gdy staliśmy obok siebie w kolejce do kasy. Puścił moją dłoń, na co jęknęłam niezadowolona, bo naprawdę podobało mi się to, choć było mocno dezorientujące i dziwne zarazem.
- Trzy. - odpowiedziałam nie spoglądając na niego.
Próbowałam dostrzec czy może Liam stoi dziś za kasą, ale niestety nic nie widziałam. Jedynie głowy moich kolegów z uczelni, którzy głodni i spragnieni stali w kolejce.
- Mogę po ciebie przyjechać? - zapytał z nadzieją w głosie. Odwróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam w jego oczach, że naprawdę mu zależy na naszym spotkaniu i byłby prze szczęśliwy gdybym się zgodziła.
- A twoja praca? - zapytałam chcąc odwrócić uwagę choć na chwilę ode mnie.
- W weekendy nie pracuję. - oznajmił poważnie jakby to było normalne i zastanawiał się skąd ja takie pytanie w ogóle wytrzasnęłam.
- Nie wierzę. Prezes jednej z największych firm w Londynie ma wolne. - zaśmiałam się, ale gdy zobaczyłam minę Louisa od razu zamilkłam. Był wkurzony. Na mnie. Ożesz ty!
- Zrobiłem sobie wolne, ponieważ mam do tego prawo. - odpowiedział. Chyba go uraziłam.
- Przepraszam, nie chciałam...
- Spotykam się z takimi komentarzami ciągle, więc już się przyzwyczaiłem. - oznajmił. - Poza tym ludzie myślą, że jak ktoś ma własną firmę to oznacza, że musi siedzieć tam dwadzieścia cztery godziny na siedem dni w tygodniu, co nie tak wygląda. - dodał odwracając głowę w drugą stronę i do końca kolejki na mnie nie patrząc.
Czy ja powiedziałam coś złego? Czy uraziłam go tym? A może on już jest przewrażliwiony na tym punkcie?
- Louis posłuchaj, ja naprawdę nie chciałam...
- Dzień dobry czym mogę służyć? - głos młodej i atrakcyjnej blondynki sprowadził mnie na ziemię. Odwróciłam głowę i odetchnęłam z ulgą. Liama nie było.
- Poprosimy dwie kanapki z kurczakiem i wszystkimi warzywami jakie macie pod ręką, a do tego dwie czarne herbaty. - Louis swoim prezesowskim i stanowczym głosem zamówił dla nas jedzenie. Blondynka popatrzyła tylko na mnie wzrokiem mówiącym: Ale ty masz szczęście. Widziałam jak rozmarzyła się na jego widok, a ja chciałam głośno krzyknąć i oznajmić całemu światu, ze ten chłopak jest dziwny i niestabilny emocjonalnie.
- A jak nie chciałam kanapki? - zapytałam Louisa, gdy blondynka odwróciła się do nas tyłem i zaczęła przygotowywać dla nas posiłek. Brunet popatrzył na mnie jak na głupka i odpowiedział.
- Mam ją zawołać, abyś mogła zmienić swoje zamówienie?
- To ty zamawiałeś, nie ja. - odpowiedziałam szeptem.
Louis tylko przeczesał dłonią swoje stojące włosy i westchnął ze zrezygnowaniem jednocześnie kręcąc głową.
- Pomyślałem, że może ci ta kanaka smakować dlatego zamówiłem dla nas po jednej. - wyjaśnił patrząc mi prosto w oczy.
- A co jak jestem uczulona na kurczaka? - zapytałam z przebiegłą miną.
- Nie jesteś. Wczoraj jadłaś u mnie pizzę z kurczakiem i nic ci nie było. - powiedział z poważną miną patrząc mi przy tym prosto w oczy.
- Kurde. - wyjęczałam tylko poddając się. Zapomniałam o wczorajszym wieczorze.
- Mam cię. - szepnął mi do ucha, a gdy jego usta dotknęły skóry mojego ucha przez ciało przeszedł mi dreszcz.
- Proszę oto wasze zamówienie i smacznego. - powiedziała miła blondynka podając nam tacę z naszym jedzeniem i piciem.
- Dzięki. - odpowiedział Louis podając jej banknot i nie czekając na resztę ruszył w stronę wolnego stolika w rogu pomieszczenia.
- Dlaczego Liama dziś nie ma? - zapytałam mając nadzieję, że Louis będzie wiedział coś na ten temat.
- Nie pracuje już tutaj. - odpowiedział wgryzając się w kanapkę. Muszę przyznać, że jedzenie jest bardzo dobre.
- Co? Dlaczego? - Ve będzie niepocieszona. Nie dość, że zapomniałam wypytać Louisa o Liama to jeszcze teraz go zwolnili.
- Jak sekretarki dowiedziały się, że zaczął węszyć w sprawie jednej ze studentek to zgłosiły cała sprawę do dyrektora uczelni i chłopaka wywalili. - wyjaśnił dobitnie Louis urywając kolejny kawałek bułki.
- Której studentki? Może ją znam? - choć wątpię, aby tak było, ale zapytać zawsze można prawda?
- Ciebie. - odpowiedział szeptem, a mnie wcisnęło w krzesło.

***

Po skończonych zajęciach, które ciągnęły mi się niemiłosiernie długo przez myślenie na temat Liama, który okazał się jeszcze gorszym ziółkiem niż Louis. Zaczęłam zastanawiać się po co były mu te informacje dotyczące mnie. Do czego mu one były potrzebne i co z nimi zrobił, gdy już je uzyskał. Chociaż wątpię, aby to zrobił, bo przecież sekretarki go przyłapały.
Z jednej strony cieszę się, że tak się stało, bo nie czuję się już taka osaczona przez niego na uczelni. Był czas, gdy bałam się, że gdy wyjdę z ubikacji on będzie stał przed drzwiami i czekał na mnie.
Na szczęście już nie muszę się tego obawiać. Tylko zastanawiam się teraz gdzie Liam pracuje? Musi mieć jakąś pracę przecież. Z opowiadań Louisa udało mi się wywnioskować, że Liam jest o rok starszy ode mnie, czyli ma 21 lat. Chyba, że studiuje albo może Louis zatrudnił go w swojej firmie. Zaśmiałam się na tę myśl. Gdyby tak było to Louis już by nie żył, a Liam razem z nim. Pozabijali by się tam w pierwszym dniu.
Patrząc na to jaką oboje mają przeszłość sądzę, że Louis nigdy by się na to nie zgodził.
Ve ma dziś zajęcia do późna, ja na szczęście skończyłam wcześniej, bo odwołali nam ostanie dwa ćwiczenia, więc resztę soboty mam wolną. Dlatego mogę wykorzystać ją jak tylko mi się podoba. Tylko co tu mogę zrobić? Mam ochotę na ogromną tabliczkę czekolady, a do tego świetna książka, albo jakiś genialny film.
W drodze na metro udałam się do sklepu, w celu zrobienia jakichś większych zakupów.
Co prawda moja lodówka świeci pustkami, a jeszcze te słowa Louisa, gdy wyśmiewał się z jej zawartości. To nie było wcale miłe, a wręcz przygnębiające.
Zrobiłam więc zakupy i zadowolona z siebie, że tak dużo udało mi się dziś zrobić ruszyłam w stronę metra.
Ludzie na stacji dziwnie na mnie patrzyli, jakbym miała brudną twarz. Ale to ten szeroki uśmiech przyciąga ich uwagę. Odwzajemniali go, a ja dzięki temu czułam że nie jestem szarą myszką błąkającą się po ulicach miasta i nie zwracającą na siebie w ogóle uwagi. Byłam przekonana, że nikt mnie nie zauważa. Zawsze wtapiałam się w otoczenie. A dziś? Coś dziwnego się stało. A raczej nie coś, a ktoś tak na mnie wpłynął.
Ale dopiero po chwili zorientowałam się, że ludzie stojący naprzeciwko mnie nie patrzą, ani nie uśmiechają się do mnie, a do kogoś kto albo stoi, albo idzie za mną.
Podążyłam za ich wzrokiem i to co tam zobaczyłam całkiem zbiło mnie z pantałyku.
Jakiś wysoki i wysportowany, co mogłam wywnioskować po jego posturze, chłopak szedł właśnie po ogromnych schodach z bukietem czerwonych róż w rękach. Tuzin, albo i dwa zasłaniały jego twarz, więc nie mogłam dostrzec kim on jest.
Zaczęłam rozglądać się dookoła siebie, czy może jakaś dziewczyna nie płacze ze szczęścia widząc swojego chłopaka idącego w jej stronę, ale nikogo takiego nie zobaczyłam. Aż zdziwiłam się, bo przecież takie rzeczy nie zdarzają się codziennie.
Wróciłam wzrokiem na tego przystojniaka i to co mnie zdziwiło, to to że chłopak stał właśnie przede mną oczywiście zakrywając całą swoją twarz.
Niepewna co zrobić zrobiłam unik w lewą stronę, aby choć na chwilę dostrzec kim jest ten nieznajomy, ale ten był sprytniejszy i odwrócił się także zasłonił się z tej samej strony z której ja patrzyłam. Robi ze mnie głupka.
- Eee znamy się? - zapytałam, gdy próbowałam na wszystkie sposoby dopatrzeć się twarzy nieznajomego. Ale żadna z tych prób nie była udana.
- Tak. - odparł niskim, znajomym mi głosem, który pamiętałam z najmroczniejszego kresu mojego życia.
Tyle, że ja nie mogłam przypomnieć sobie do kogo on należał.
- A możesz odsłonić te kwiaty, abym mogła zobaczyć kim jesteś? - zapytałam mając nadzieję, że nieznajomy w końcu mi się ukaże.
- Nie. - odpowiedział. Fuknęłam tylko zdenerwowana i odwróciłam się do niego tyłem mówiąc.
- Wiem, że to ty Louis. Nie musisz się chować za tymi pięknymi kwiatami. - zaryzykował. Jakaś część mnie mówiła mi, że to Louis. A druga wołała: Wiej!
- Jaki Louis? - zapytał nieznajomy zdezorientowanym głosem. Odwróciłam się za siebie, a to kogo tam zobaczyłam całkowicie mną wstrząsnęło, także nie mogłam wypowiedzieć jednego choćby słowa.
- Nie poznajesz swojego ukochanego kuzyna Rona? - zapytał ukazując mi swoje krzywe uzębienie, tłuste blond włosy i oczy jak u żaby.
Czułam jak w moim gardle tworzy się ogromna gula, a serce bije dwa razy szybciej w klatce piersiowej niż normalnie.
- C-co ty t-tutaj robisz? - zapytałam jąkając się i robiąc krok w tył.
Dlaczego oni nie dadzą mi spokoju? Najpierw ciotka, nachodząca i śledząca mnie, a teraz jeden z jej synków.
- Chcę pogadać. - oznajmił poważnie.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać. - powiedziałam idąc szybkim krokiem w stronę damskich toalet na stacji metra. Miałam nadzieje, że dzięki temu jakoś ucieknę, ale chyba nic z tego. Bo gdy tylko odwróciłam się za siebie blondyn biegł za mną. Kwiaty gdzieś mu zniknęły z rąk. Zapewne wyrzucił je do kosza, bo były tylko przykrywką aby do mnie podejść. Wiedział bardzo dobrze wiedział, że gdy tylko zobaczę go tutaj ucieknę gdzie pieprz rośnie.
Teraz przydałby mi się jakiś superbohater ratujący mnie jak na filmach.
Tylko do kogo mogę zadzwonić?
Gdy znalazłam się już w damskiej toalecie wyciągnęłam telefon z torebki. Kobiet stojące właśnie przy umywalkach i myjące dłonie patrzyły na mnie z odrazą. Pewnie widząc moją przerażoną i wykrzywioną z bólu twarz.
Przeszukiwałam kontakty. Od Ve do Toma z kawiarni, a nawet kilka nowych koleżanek z uczelni. Ale one na pewno by mnie nie uratowały. Tom też nie, bo pracuje, a Ve pisze kolokwium, więc moi najbliżsi znajomi odpadają.
Ale wtedy wpadła mi do głowy jedna, super myśl. Louis! On może mnie ocalić.
Na dnie torebki znalazłam karteczkę, którą zostawił pewnego razu w kawiarni prosząc o kontakt.
Niewiele myśląc zadzwoniłam do niego. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Emma? Coś się stało? - zapytał przerywając głuchy dźwięk wybieranego połączenia.
- Tak. Możesz po mnie przyjechać? Błagam cię. - mówiąc to prawie miałam łzy w oczach. Nie chciałam jeszcze bardziej obarczać go moimi problemami, ale musiałam. Nie miałam innego wyjścia, ani pomysłu. A Ron pewnie stał na korytarzu przed toaletą i czekał na mnie.
- Boże dziewczyno co się stało? - zapytał przerażony. Zapewne odchodził od zmysłów zastanawiając się znowu mi się przytrafiło.
- Metro koło uczelni, damska toaleta. Błagam przyjedź. On tutaj jest i chce mi coś zrobić. - powiedziałam już płacząc. Szybko weszłam do jednej z wolnych toalet i zamknęłam się od środka. Siadłam na zamkniętej toalecie cicho łkając.
- Postaram się być jak najszybciej. Nie bój się maleńka. - po tych słowach rozłączył się, a ja zaczęłam głośno płakać.
Jakieś dziesięć minut później ktoś zaczął szarpać za drzwi od toalety w której aktualnie siedziałam.
Przerażona nie odezwałam się ani słowem. Byłam pewna, że to Ron się do mnie dobija. Ale gdy usłyszałam melodyjny głos Louisa niewiele myśląc otworzyłam drzwi i wpadłam w jego silne ramiona.
Płakałam mocząc mu przy tym koszulkę. Zapewne cały makijaż mi się rozmazał, a ja wyglądałam jak po jakiejś bójce pod jednym z pubów.
- Nie płacz. Wszystko już dobrze. Jestem tutaj i jesteś bezpieczna. - Louis mówił to z takim przekonaniem, jakby wiedział że tak jest. Ale wcale tak nie było. Moja chora psychicznie rodzina poluje na mnie, jakiś typek szuka o mnie informacji w sekretariacie uczelni, a do tego chyba się zakochałam. Choć sama nie wiem jak mogę nazwać to uczucie względem Louisa. Może zauroczenie? Albo miłość? Sama nie wiem.
- O-on tu b-był. Na początku myślałam, że to ty się ze mnie śmiejesz. I t-te kwiaty, w stu procentach byłam przekonana że to ty. - wyjąkałam, gdy łzy przestały lecieć z moich oczu.
- Taki wysoki blondyn z krzywym uśmiechem? - zapytał Louis, a ja tylko potaknęłam głową, Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Nie teraz, gdy płakałam w jego koszulkę.
- Nie ma go już. - odpowiedział, a ja na moment odsunęłam się od niego, ale za chwilę przypomniałam sobie, że przecież wyglądałam okropnie i znowu wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Jak to? - zapytałam z ustami przy jego szyi.
- Jak tylko tutaj przybiegłem ochorniarze go zabrali. Podobno jakaś kobieta zgłosiła to do nich twierdząc, że blondyn chce wejść do damskiej toalety. Na szczęście nie udało mu się to, bo za każdą próbą przedostania się do środka jakaś kobieta go na tym przyłapywała. Aż w końcu dotarło to od strażników i nie ma go. - wyjaśnił Louis, a ja mogłam spokojnie odetchnąć z ulgą. Choć miałam przeczucie, że nie na wieczność. A tylko na moment.
- Emma, już wszystko dobrze. Jestem tutaj i naprawdę nie grozi ci niebezpieczeństwo. - powiedział ocierając moje mokre od łez policzki i uśmiechając się lekko, gdy odsunęłam się do niego na taką odległość, że mogliśmy patrzeć sobie w oczy.
- Dziękuję. - powiedziałam ochrypłym od płaczu głosem.
- Zawsze do usług. - odpowiedział uśmiechając się do mnie i całując w czoło, czym mnie zaskoczył.
- Przepraszam, że byłam taka niemiła na stołówce.
- Nie szkodzi też bym był.
- Wyglądam okropnie, prawda? - zapytałam, choć i tak już znałam odpowiedź.
Louis pokręcił tylko głową, a ja podeszłam do jednego z wiszących luster i gdy zobaczyłam swoje odbicie tam, to myślałam że zaraz się przewrócę.
Rozmazany tusz, czarne plamy na policzkach, nosie i czole. Boże, wyglądałam jak jakaś ofiara wojny.
Szybko znalazłam w torebce chusteczki i za pomocą wody próbowałam jakoś doprowadzić się do takiego stanu, aby pokazać się ludziom na ulicy.
Louis przyglądał się moim poczynaniom z niemałym zainteresowaniem.
- Nigdy nie zrozumiem po co dziewczyny się malują. Ukrywają tylko naturalne piękno pod toną tapety. Bezsensu. - powiedział kręcą przy tym głową.
- Jakby ktoś miał taką twarz jak ja też musiałby się malować. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie byłam jakaś ładna, a makijaż dodawał mi pewności siebie i czułam się dobrze sama z sobą.
- Przestań tak mówić. Jesteś piękna, atrakcyjna, a faceci wariują widząc ciebie, uwierz mi. - oznajmił z powagą w głosie podchodząc do mnie bliżej.
- Nie patrz tak na mnie, proszę cię. - poprosił, gdy patrzyliśmy na siebie w lustrze.
- Jak? - zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi. Przecież normalnie na niego patrzyłam, tak jak zawsze, więc o co mu chodzi?
Ale nie usłyszałam jego odpowiedzi, a usta chłopaka wylądowały na moich łącząc je we wspólnym pocałunku.

________________________________________________________________________________
Skończyłam!!!
Jest akcja co nie? Ron, do tego troskliwy i kochany Louis.
Chciałabym być na miejscu Emmy, a Wy?
Coś czuję, że też :)
Dziś mija miesiąc odkąd opublikowałam prolog tego opowiadania.
A jest już 13 rozdziałów!
Wooow!
Do tego ponad 3 tysiące wejść na bloga.
Szaleństwo!!!
Dzięki, że jesteście ze mną.
W tych dobrych i tych złych chwilach.
I dzięki za wsparcie, bo bez Was nie byłoby mnie. 
A jak nie byłoby mnie to pewnie nie byłoby tego bloga.
Dzięki!

8 komentarzy:

  1. Awww. Em taka bezradna i Louis taki opiekuńczy. Kocham to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pechowa trzynastka? Raczej nie! :D
    Ron kojarzy mi się z Harrym Potterem :D Tylko że tam był rudyyy
    No więc troskliwy Louisek podoba mi się najbardziej i ten moment gdy złapali się za ręce awww <333
    Cudowny! :)
    Buziaki i do następnego
    Rose
    Ps. Czyli jeszcze ze starego konta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. OH YEAH! Na miejscu Emmy chcialabym być ale bez tych rodzinnych problemow. Ugh masakra :/
    Mam nadzieje ze w końcu wswszystko sie ułoży x

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest cudowny, kocham jak piszesz, proszę, proszę, proszę o następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Em przestanie mieć takie problemy. Czemu teraz wszyscy coś od niej chcą? Dziewczyna ns 100 cieszy się że teraz ma Louisa. Chłopak musi być dla niej teraz mega ważny. A Ron to mi się z Potterem kojarzy. Nic dziwnego pewnie. Kocham
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję, zostałaś nominowana do Libster Awards. Więcej informacji na http://fuck-u-i-love-u-xxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń