poniedziałek, 18 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 15.

Popatrzyłam na jego boczny profil - był zdenerwowany, ale ja bardziej. Właśnie miałam poznać jego rodziców, gdy nawet nie wiem jak mają na imię i czym się zajmują.
Louis nie chętnie mi o nich opowiadał, zawsze unikał tematu dotyczącego swojej rodziny. Do dziś. To dziś miałam ich poznać. To szaleństwo!
- Żartujesz prawda? - zapytałam kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
- Emma przepraszam powinienem ci powiedzieć. Ale dużo dla mnie znaczysz i chciałbym abyś ich poznała. Chciałbym abyś weszła do mojego życia, tak naprawdę. Chciałbym stworzyć z tobą związek, który nie opierałby się tylko na przyjaźni, ale na jakimś uczuciu. Potrzebuję tego, potrzebuję ciebie i to bardzo. - wypowiadając te słowa przez cały czas patrzył na drogę przed nami. Ani na sekundę nie spojrzał na mnie. A ja zamarłam słysząc te słowa. Nie wiedziałam co mogę powiedzieć. Ja też chciałam spróbować z nim być, ale nie potrafiłam wydusić z siebie tych skomplikowanych słów.
A teraz Louis chce ze mną być. Tak na poważnie. Co ja mam zrobić?
- Powiesz coś? - zapytał zdenerwowanym głosem zerkając kątem oka w moją stronę.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie. Nie pomyślałabym, że tak właśnie nas postrzegasz, że chciałbyś stworzyć ze mną coś poważnego i trwałego. - powiedziałam zaskoczona.
Louis położył dłoń na moich nagim kolanie w geście pocieszającym i uspokajającym.
- Emma chciałbym spróbować. Za każdym razem, gdy niema cię przy mnie czuję jakbym usychał jak kwiatek bez wody. A jak jesteś przy mnie czuje jakbym mógł wszystko. Czuję, że żyje. - powiedział cicho, ale na tyle głośno abym mogła go dobrze usłyszeć.
- Ale ostatnio powiedziałeś, że przypominam ci Emily. A teraz chcesz ze mną być. I tak się zastanawiam czy dlatego, że ja ci ją przypominam czy chcesz być ze mną jako Emmą, prawdziwą Emmą. - wypowiedziałam swoje obawy na głos.
Wiedziałam, że on dalej coś czuje do Emily, ale przecież jej już nie ma, ona umarła, nie istnieje.
- Tak wiem i też chciałbym cię za to przeprosić bo nie powinienem tak mówić. Emily była dla mnie ważna i nadal zajmuje jakieś miejsce w moim sercu, bo nie da się o kimś zapomnieć od tak. - powiedział pstrykając palcami w powietrzu. - Poza tym ty teraz jesteś na pierwszym miejscu, to ty zajmujesz większą część mojego serca i to ciebie chcę oglądać codziennie. - zakończył. Czy on chce mi powiedzieć, że się we mnie zakochał? Ta część o sercu, te słowa których użył utwierdzając mnie w przekonaniu, że on faktycznie może zaczynać coś do mnie czuć. A ja do niego.
Powiedział mi dziś tak dużo, przekazał mi tyle ważnych informacji na temat swoich uczuć że teraz mam mętlik w głowie. Jeszcze do tego cała ta sprawa z jego rodzicami i naszym dzisiejszym spotkaniu.
- Powiesz coś? - zapytał, gdy nie odzywałam się przez dłuższą chwile.
- Nie. - pokręciłam głową próbując przyswoić sobie te informacje, którymi mnie dziś uraczył. On naprawdę się we mnie kochał, a ja w nim. Boże...
- Emma powiedz coś, błagam.
- Co mam ci powiedzieć?! - zaczęłam krzycząc. - Nie wiem co na to mogę odpowiedzieć. Nie wiem! Czasem tak bardzo mnie irytujesz swoim głupim zachowaniem, że mam dość a czasem nie mogę przestać o tobie myśleć i wyobrażać sobie co w danej chwili robisz. To jest naprawdę dezorientujące Louis. Do tego spotkanie z twoimi rodzicami. Czy ty w ogóle myślałeś, gdy umawiałeś się z nimi? - zapytałam odwracając głowę w jego stronę, ale po chwili powróciłam do patrzenia przez okno.
- Chcieli cię poznać, gdy dowiedzieli się z gazety że spotykam się z kimś. - wyjaśnił.
- Jak to z gazety? - zapytałam jeszcze bardziej zdenerwowana niż byłam przed chwilą.
- Moja matka jest przewrażliwiona na punkcie mojej kariery. Śledzi wszystkie blogi plotkarskie i czyta wszystkie gazety związane z tym. A teraz jacyś paparazzi zrobili nam zdjęcie, gdy wychodziliśmy razem z kawiarni. Pamiętasz gdy twoja ciotka cię nawiedziła? Wtedy jakiś się zaczaił i zrobił fotkę, która co prawda kosztowała go utratę posady dzięki moim wpływom. - uśmiechnął się z wyższością przypominając sobie tą sytuację, po czym kontynuował. - I to stąd moim rodzice o tym wiedzą. Myślą, że spotykam się z tobą i dlatego chcieli cię poznać. A gdybym ci o tym powiedział pewnie nie chciałabyś się na to zgodzić, bo znam cię już na tyle dobrze, żeby się domyślić. - dodał skręcając w imponujących rozmiarów alejkę. Jechaliśmy chwilę drogą wyłożoną białymi kamyczkami, a chwile później naszym oczom ukazał się ogromnych rozmiarów dom, a raczej rezydencja.
Ogromne okna, ogromne drzwi, ogromne drzewa stojące po obu stronach ogromnych schodów zdobiły wejście do tego pałacu. Wszystko było takie wielkie i przestronne nie to co moje małe mieszanko, w którym ledwo mieściły się wszystkie moje graty.
- Mam nadzieję, że dostanę odpowiedź wkrótce. - powiedział, gdy stanęliśmy przed szerokimi schodami.
- Odpowiedź na co? - zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
- Czy chcesz ze mną spróbować. - wyjaśnił posyłając mi uśmiech i wysiadł z samochodu.
Przeszedł na moją stronę i chwilę późnej drzwi otworzyły się, a ja wsparta na jego wyciągniętej dłoni wysiadłam z samochodu w najbardziej godny kobiety sposób.
Poprawiłam sukienkę i jeszcze przeglądając się w szybie auta próbowałam coś poprawić w swoim wyglądzie, ale dłoń Louis zacisnęła się na mojej i pociągnął mnie w stronę domu.
Tak jak wcześniej trzymał mnie jedną ręką w talii, a drugą za dłoń. Tyle, że tym razem nie czułam się bezpieczna. Czułam, że zaraz zwymiotuję ze zdenerwowania na posadzkę schodów.
- Będzie dobrze. - szepnął mi do ucha i nacisnął guzik od dzwonka do drzwi, które kilka sekund później otworzyły się ukazując nam ładną, wysoką brunetkę z niebieskimi oczami, takimi jak ma Louis ubraną w miętową sukienkę sięgającą kolan.
- Dzień dobry. - przywitała się z nami z niemałym entuzjazmem uśmiechając się do nas promiennie ukazując swoje białe i proste uzębienie.
Louis ucałował ją w oba policzki zachowując się dosyć sztywno wobec niej, co mnie zdziwiło bo zawsze myślałam, że względem rodziny zachowuje się cieplej. Ale mogłam się mylić.
- Mamo to jest Emma Ross, moja dzi... moja przyjaciółka. - przedstawił mnie swojej matce, która porwała mnie w objęcia i prawie że poddusiła, ale to nie jest ważne. Już polubiłam tą kobietę, mimo że nawet nie wiedziałam jak ma na imię.
- Emmo to moja matka Jay Tomlinson. - powiedział Louis wskazują na swoją rodzicielkę. Uśmiechnęłam się do niej ledwo co dochodząc po jej ataku czułości na moją osobę.
- Dzień dobry, bardzo ładny dom. - oznajmiłam, a mama Louisa zaprosiła nas do środka.
- Wejdźcie, obiad już prawie gotowy. - oznajmiła puszczając nasz przodem.
Louis chwycił mnie za łokieć i poprowadził do przestronnego salonu, na którego środku znajdował się niski stolik otoczony z obu stron białymi, skórzanymi kanapami. Na ścianach wisiały drogie obrazy. W niektórych miejscach stały wysokie wazony z kwiatami, a w jednym kącie stał duży, biały fortepian.
Wszystko to przypominało mi, że ci ludzie posiadają wielkie pieniądze. Coś czego ja nigdy nie miałam, ale zawsze mi na wszystko starczało,choć musiałam żyć bardzo oszczędnie.
- Czemu jesteś taka milcząca? - zapytał Louis, gdy usiedliśmy na jednej z kanap. Starałam się utrzymywać dystans między nami, ale nie było to takie proste, bo za każdym razem gdy odsuwałam się od niego on przyciągał mnie do siebie, aż w końcu objął ramieniem i nie miałam jak wyswobodzić się z jego uścisku.
- Jestem zestresowana i tyle. - odpowiedziałam cicho poprawiając swoją sukienkę.
- Niepotrzebnie. Zaraz poznasz resztę mojej rodzinki to się trochę odstresujesz. - powiedział pocierając moje ramię swoimi opuszkami palców.
- Co? Jak to resztę rodzinki? - zapytałam przerażona, a moje dłonie zaczęły się niesamowicie pocić z nerwów.
- Pewnie zaraz przyjadą z ojcem. - wyjaśnił patrząc w stronę wielkiego okna od sufitu po podłogę.
Naprawdę nie czułam się tutaj dobrze. Byłam zestresowana, kręciło mi się w głowie, a do tego miałam lekkie mdłości.
- I znowu zamilkłaś. - zauważył po kilu minutach ciszy panującej między nami.
- Nie wiem o czym możemy rozmawiać. Naprawdę jestem na ciebie bardzo zła za nie poinformowanie mnie, że jedziemy do twojego rodzinnego domu. Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytałam bawiąc się nerwowo placami i wykręcając je we wszystkie strony świata, aż czasem zabolało.
- Wiedziałem, że się nie zgodzisz. A chciałem abyś ich poznała. Pomyślałem, że to będzie dobry początek naszego związku.
- Louis, nie ma żadnego związku, coś ty sobie ubzdurał? - to, ze w samochodzie wyznał mi prawie miłość nie znaczy że od razu mamy spędzać u jego rodziców czas. To mi się w głowie nie mieści.
Powiedziałabym, aby zawiózł mnie do domu, ale wiem że nie jest to na miejscu i jakoś muszę przetrwać dzisiejszy dzień.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie on straszny, bo tego to bym nie wytrzymała.
Louis nie odezwał się dopóki jego mama nie zawołała nas do stołu informując, że reszta rodziny - tata i siostry Louisa wchodzą właśnie tylnym wejściem.
- Chodźcie gołąbeczki. - zawołała nas swoim radosnym głosem. Louis wstał pierwszy i pomógł mi podnieść się kanapy.
- Jeszcze zobaczymy. - szepnął mi do ucha, gdy szliśmy za jego mamą w stronę jadalni.
Czy to jest groźba? Mam się bać?
Przy stole siedziały już cztery, śliczne dziewczynki. Musiały to być siostry chłopaka. Dwie to bliźniaki, identyczne jak dwie krople wody. Siedząca obok nich brunetka, była podobna do pani Jay, a starsza blondynka do ojca Louisa.
Zdziwiło mnie, że wszystkie miały takie same oczy. Osiem niebieskich tęczówek patrzyło teraz na mnie, gdy zajmowałam krzesło obok Louisa.
Dziwnie się czułam, mając przed sobą, a po drugiej stronie stołu czterech obserwatorów, które przyglądały się bacznie każdemu mojemu ruchowi.
Louis usiadł po mojej lewej stronie. Uśmiechnął się do swoich sióstr, które na chwilę spuściły wzrok z mojej osoby i odwzajemniły czuły gest od ich brata i po chwili wróciły do gapienia się na mnie.
U szczytu stołu, siedział ojciec Louisa. Siwy, starszy mężczyzna o zielonych,hipnotyzujących oczach. Aż nie mogłam oderwać od niego wzroku. W końcu na jego ustach wystąpił ogromny uśmiech i nagle wstał od stołu. Podszedł nieśpiesznie do mnie i pochylając się podał mi dłoń, którą z niemałym zaskoczeniem uścisnęłam.
- Jestem Mark, ojciec Louisa. Bardzo miło mi cię w końcu poznać. Louis dużo nam  tobie opowiadał i muszę przyznać, że bardzo do siebie pasujecie. - powiedział całując zewnętrzną część mojej dłoni. Na co ja zaczerwieniłam się. Zastanawiałam się dlaczego Louis opowiadał swoim rodzicom o mnie. Przecież sam powiedział, że jego mama dowiedziała się o mnie z gazet i internetu.
A może on wspominał im o Emily? W sumie sama nie wiem kiedy ona umarła. Wiem jak i gdzie, ale nie kiedy. Może oni myślą, że ja jestem jego zmarłą dziewczyną, o której chyba nie wiedzieli. Nie mam pojęcia, muszę podpytać Louisa jeśli nie zapomnę.
- Tato przestań. - skarcił ojca Louis, a ja kątem oka popatrzyłam na niego, nerwowo bawił się widelcem, poprawiał go ciągle i poprawiał. Denerwował się, widziałam to. Tylko czym?
Dopóki jego mama do nas nie dołączyła starałam się skoncentrować na rozmowie jaką prowadzili Louis z ojcem. Ale niestety nie było to takie proste, bo cztery pary oczu siedząc naprzeciwko mnie obserwowały mnie spod przymrużonych powiek. Wszystkie osiem, naprawdę.
Czułam się jakbym była na jakimś przesłuchaniu, tyle że tu nie zadawali pytań, a zabijali wzorkiem.
Nie było to przyjemne, ani miłe. Było to bardzo stresujące i dezorientujące, bo tak naprawdę nie wiedziałam gdzie mam patrzeć.
- Nie przejmuj się nimi, one tak do każdego. - szepnęła mi do ucha mama Louisa i potarła ramię w pocieszającym geście. Przestraszyłam się jej ciepłego dotyku i głosu blisko ucha, bo aż podskoczyłam.
- Nie chciałam cię przestraszyć, przepraszam. - dodała siadając obok mnie, a u drugiego szczytu stołu.
- Smacznego! - oznajmiła z entuzjazmem i wszyscy zgodnie zaczęliśmy sobie nakładać tonę jedzenia na talerze.
Nałożyłam sobie łyżkę ziemniaczków idealnie przyprawionych ziołami, które pachniały także można było zwariować od samego zapachu. Z mięs wybrałam kurczaka, którego uwielbiam, a do tego sałatkę ze świeżych warzyw. Pychota.
Zauważyłam, że Louis nałożył sobie tyle jedzenia, że ledwo mieści mu się na talerzu. Czasem zastanawiam się, gdzie on to wszystko mieści, bo przecie jest taki chudy. Musi dużo ćwiczyć, aby utrzymać formę.
Zaśmiałam się, nikt na szczęście mnie nie słyszał bo rozmowy przy stole to nabierały na sile to malały. Louis tylko mnie usłyszał siedząc najbliżej mnie. Odwrócił głowę w moją stronę i z uśmiechem na twarzy nachylił się nade mnę i szepnął do ucha.
- Uwielbiam jak się śmiejesz. - na koniec mrugnął okiem, a ja cała się rozpłynęłam widząc go takiego szczęśliwego na tle rodzinnego domu.
Wyglądał inaczej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Wiedziałam, że był zdenerwowany, co pokazał w samochodzie. A teraz nastąpiła u niego taka zmiana, że to jest nienormalne.
- A ja uwielbiam jak mrugasz do mnie, to takie seksowne. - odszepnęłam mu do ucha, a on cały się spiął. Popatrzył tylko na mnie z szeroko otwartymi ustami i po prostu zamilkł. Co nie zdarzało mu się za często. Zazwyczaj dużo to nie gadał, ale zawsze miał jakąś ripostę, którą mnie zaskakiwał.
Do końca kolacji rozmawialiśmy wszyscy razem. Rodzice Louisa byli bardzo zaskoczeni, gdy dowiedzieli się o mojej pasji i ukochaniu do zwierząt. Dowiedziałam się, że gdy Louis był młodszy miał psa o imieniu Mick. A gdy zwierzak zdechł, ze starości rzecz jasna, chłopak wykopał mu nagrobek w ich ogródku i codziennie tam chodził i odwiedzał go. Wyobraziłam sobie małego, smutnego chłopczyka przygnębionego z powodu utraty przyjaciela i to, gdy odwiedzał go codziennie.
Pytali się mnie co robię w życiu i to jak poznaliśmy się z Louisem. Zażartowałam, że chłopak mnie śledził i obserwował każdy mój ruch co jemu się nie spodobało, bo cały się spiął. Ale słysząc śmiech swojej rodziny rozluźnił się upijając łyk wody z wysokiego kielicha.
Opowiedziałam im co nieco o sobie, o rodzicach, o pracy o mojej zwariowanej przyjaciółce którą kocham jak siostrę.
Niestety siostry Louisa nie były skore do rozmowy z nami. Obserwowały tylko mnie, jakbym była jakimś interesującym zjawiskiem.
Po obiedzie zaoferowałam pani Jay, że pomogę jej przy sprzątaniu, ale ona wyraziła się jasno: Jesteś naszym gościem, ale dziękuję za pomoc. Więc nie miałam nic innego do roboty, jak pójść za Louisem i jego ojcem do salonu.
Jeszcze wcześniej skorzystałam z toalety, bo po pierwsze nie chciałam zostać sam na sam z dwoma mężczyznami, a po drugie chciałam jakoś odetchnąć po tym całym przytłaczającym mnie obiedzie.
Więc, gdy tylko Louis wytłumaczył mi jak dojść do łazienki to prawie, że biegiem się tam udałam.
Nie powiem, ale to pomieszczenie było tak duże jak moje całe mieszkanie.
Stanęłam przed, oczywiście jak się domyślacie, ogromnym lustrem i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Co Louis we mnie widzi? Przecież ja nawet nie jestem jakoś bardzo piękna. Jestem przeciętna, jestem nikim. Mam kredyt studencki do spłacenia, mieszkam w wynajętym mieszkaniu, pracuję jako kelnerka w małej kawiarni. Co on we mnie takiego widzi? Może to co masz w środku? Jakiś cichy głosik w mojej głowie szepnął mi to do ucha.
Co prawda mam dobre serducho, które jest tak ogromne i pełne miłości, że nie da się tego wyobrazić.
Jetem dobrym człowiekiem, zawsze mi to rodzice powtarzali. Potrafię kogoś pocieszyć, doradzić, a nawet opieprzyć. Ale nie wiem czy jestem zdolna do miłości. Tak, przyznałam się że coś czuję do Louisa. Ale czy to jest miłość? To sama tego nie wiem. Jestem zagubiona. Chciałabym choć jeden dzień spędzić sama, abym mogłam zastanowić się nad cała tą dziwną sytuacją pomiędzy mną, a Louisem. Chciałabym odpocząć od tego wszystkiego.
Chciałabym być już w domu, w sowim łóżku. Czuje się zmęczona.
Spędziłam jeszcze chwilę w łazience po czym wyszłam z niej i ruszyłam tą sama droga, którą wcześniej przyszłam w stronę salonu.
Zdziwiłam się jak na mojej drodze stanęła młodsza siostra Louisa, o ile dobrze się nie mylę - Lottie.
Stanęłam jak wryta, a ona przede mną. Patrzyła mi prosto w oczy ze złością wymalowaną na twarzy. Była zła? Na mnie?
- Eee - odezwałam się, ale nie wypowiedziałam najmniejszego słowa, gdy mała blondynka zaatakowała mnie krzycząc.
- Co ty sobie myślisz, że przyjeżdżając tutaj z moim bratem będziesz mogła tak spokojnie sobie siedzieć i śmiać się z nami przy stole? Polujesz na jego pieniądze? Jesteś z nim, bo ma mnóstwo kasy prawda? Znam takie dziewczyny jak ty. Udające, że są nieszczęśliwe z życia i szukają sobie bogatych chłopaków, a potem wykorzystują ich i porzucają. Jesteś jedną z nich. Ostrzegam cię. - pogroziła mi chudym palcem - Jak zrobisz mu krzywdę, zranisz go i będzie miał złamane serce przez ciebie, to wiedz, że będziesz miała ze mną do czynienia. - stałam tam przed nią, jak słup soli i nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Jej piękne, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie wściekle. Co ja niby zrobiłam? To Louis zaczął naszą znajomość. T on, a raczej jego pies na mnie wpadł.
- Lottie posłuchaj mnie. Ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi. Po pierwsze nie lecę na kasę twojego brata, nie jestem taka za jaką mnie masz. A po drugie to ja nawet nie wiedziałam, że my się tutaj wybieramy. Dowiedziałam się o tym, gdy siedzieliśmy już w samochodzie, bo twój braciszek nie raczył mnie poinformować o tym wcześniej. Nie chciałam tutaj przyjeżdżać, ale to nie zmienia faktu że się tu znalazłam. Nie czuję się tutaj dobrze, bo nie jestem przyzwyczajona do takich luksusów. Mieszkam w małym mieszkanku, które jest wielkości, waszej łazienki. - wskazałam na białe drzwi za sobą. - Poza tym jestem szczęśliwa. Tak, moi rodzice nie żyją. Ale jestem pewna, że nie chcieliby abym siedziała i płakała przez całe dnie. Na pewno nie chcieli. abym tak żyła. Dlatego cieszę się każdym dniem, który mam i dlatego śmiałam się przy stole, bo nie chciałam sprawiać twoim rodzicom przykrości i niezadowolenia iż tutaj się znalazłam. Ale jeśli tobie przeszkadza moja obecność tutaj, to mogę sobie stąd iść i już nigdy nie wrócić. - dodałam. Nie byłam zła, że ona tak na mnie wyskoczyła. Po prostu byłam zaskoczona, że zachowała się jak typowa nastolatka, choć na początku nie powiedziałabym, że taka jest.
Twarz dziewczyny, gdy usłyszała moje słowa zmieniła się diametralnie. Na początku była, aż czerwona ze złości, a potem jej rysy zmalały i teraz patrzyła na mnie zagubiona dziewczynka.
- Nie chodziło mi oto, ze cię tutaj nie chcę. Po prostu nie chcę, abyś zraniła mojego brata. Dość w życiu się wycierpiał i nie potrzeba mu nowych powodów do zmartwień. - oznajmiła.
- Wiem co on czuje, bo ja czułam dokładnie to samo. I obiecuję, że go nie zranię. Przynajmniej nie tak jak ty sądzisz. - uśmiechnęłam się do niej, a ona niechętnie ale odwzajemniła mój gest.
- Wiesz na początku pomyślałam, że jesteś jakąś panienką która uwielbia drogie sklepy i ma pieniądze na wszystko. - zaczęła, a ja otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.Nie wiedziałam, że ludzie tak mnie postrzegają. Ale może to przez ta sukienkę. Cholerna Ve! - Ale teraz zmieniam zdanie, jesteś naprawdę miłą i super dziewczyną. Louis może być naprawdę z tobą szczęśliwy. - dodała uśmiechając się, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Nie wiedziałam co mam zrobić, więc usiadłam tylko na ławeczce stojącej pod ścianą obok mnie. Oparłam łokcie na kolanach i zastanawiałam się co ta mała blondyneczka właśnie do mnie powiedziała. Oskarżyła mnie o to, że "jestem" z jej bratem tylko dla jego pieniędzy. A potem... nie to się naprawdę nie mieści w głowie. Jestem zdezorientowana. Muszę znaleźć Louisa i poprosić go abyśmy pojechali już do domu. Naprawdę mam dość dzisiejszego dnia.
Przeszłam czym prędzej do salonu, gdzie jeszcze piętnaście minut wcześniej znajdowali się pan Mark i Louis. Ale salon był pusty, puściusieńki. Gdzie on poszli? Gdzie Louis?
Stanęłam przy oknie i skrzyżowałam ręce na ramionach i patrzyłam przez okno jak słońce chowa się za wystającymi górami.
Myślałam o tym wszystkim co przytrafiło mi się przez ostatni tydzień. Poznałam Louisa, on wszedł do mojego życia, odwrócił je o sto osiemdziesiąt stopni. Nigdy bym nie przypuszczała, że jakikolwiek osobnik się w nim znajdzie. Nigdy. Myślałam, że skończę jako stara panna z dziesięcioma kotami przy boku. Ale teraz wiedząc, że Louis chce ze mną spróbować, jestem skłonna zgodzić się na jego propozycję.
Skoro mogę zmienić choć trochę swoje życie, to dlaczego nie? Najwyżej rozstaniemy się i pójdziemy każdy w swoją stronę, a jakby się udało to byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
- Hej. - Louis zaszedł mnie od tyłu i stanął obok mnie z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni i patrząc w ten sam punkt co ja.
- Hej. - odpowiedziałam patrząc na jego boczny profil. Był taki piękny.
- Gdzie byłeś? - zapytałam, aby jakoś zaczął rozmowę. Bo to co chciałam mu powiedzieć nie nadawało się na początek rozmowy.
- Rozmawiałem z tatą na zewnątrz. Pokazywał mi jakieś urządzenie do nawadniania trawnika czy coś w tym rodzaju. Nuda. - pokręcił głową spoglądając na mnie. Wydawał się taki smutny, jakby coś go przygnębiało. Tylko nie wiedziałam co. Miałam nadzieję, że to nie ja.
- A ty gdzie byłaś i co robiłaś?
- Byłam w łazience. - odpowiedziałam. Wolałam nie wspominać o spotkaniu z jego siostrą, bo mógłby jej coś jeszcze zrobić, albo powiedzieć. A to niepotrzebnie bo dziewczyna przecież nic nie zrobiła. Chciała tylko zatroszczyć się o swojego brata i to tyle.
- Tak się cieszę, że tu jesteś. - powiedział, a raczej szepnął patrząc za okno.
- A ja cieszę się, że tu jestem razem z tobą. - podkreśliłam ostatnie słowo.
- Wiesz, zawsze jak przyjeżdżałem tutaj z Emily to rodzice zasypywali ją milionem pytań. Co robi, jak się miewa i tak dalej. Nigdy tego nie rozumiałem i tak do teraz. Ale teraz wiem, że chcieli wypytać ją o mnie, o to jaki jestem, gdy jesteśmy razem i ogólnie. - czyli rodzice Louisa znali Emily, a ja głupia myślałam...
- Ale z tobą jest inaczej. Oczywiście zasypali cię gradem pytań, ale myślę że polubili cię. - dodał uśmiechając się do mnie.
- A Emily nie lubili? - zapytałam. Louis pokręcił tylko głową.
- Nie, przynajmniej nie za pierwszym razem, gdy ją zobaczyli.
- Ooo. - powiedziałam tylko.
- Moi rodzice uważali Emily za ósmy cud świata. Uwielbiali ją, kiedy do nich przyjeżdżaliśmy byli naprawdę szczęśliwi widząc ją. Wtedy ja się nie liczyłem, nie ważny był syn który przyjechał po miesięcznej rozłące, ale właśnie ona. - powiedział, a ja słuchałam jego spokojnego głosu, w który wplatał się uśmiech. - Nie byłem zły na nich za to. Cieszyłem się, że ją lubią. To by oznaczało, że dokonałem odpowiedniego wyboru wiążąc się z nią i przedstawiając ją mojej rodzinie. - dodał spuszczając głowę w dół i kręcąc nią z rezygnacją.
- A jak zareagowali, gdy dowiedzieli się o jej śmierci? - zapytałam, choć nie chciałam zadać wcale tego pytania na głos, tak po prostu jakoś samo się nasunęło.
Louis tylko wciągnął głośno powietrze słysząc te słowa, ale po chwili odpowiedział.
- Byli załamani. Nie mogli uwierzyć, że taka świetna dziewczyna zginęła w takich okropnych okolicznościach. Pocieszali mnie, zaproponowali, abym się do nich przeprowadził, ale ja odmówiłem. Jedynym moim pocieszeniem była praca, dzięki której jeszcze jakoś funkcjonowałem. Ona pochłonęła wszystkie moje myśli, więc nie myślałem o Emily i jej smutnych oczach, gdy umierała. - jego głos na końcu się załamał, a z oczu poleciały łzy. Przysunęłam się bliżej niego i objęłam w pasie. Chłopak położył głowę na moim ramieniu i cicho łkał, a ja pocierałam jego plecy w geście pocieszenia.
On to nadal przeżywał. Wystarczyło jedno słowo, imię tej dziewczyny, a on rozklejał się jak mały chłopczyk, gdy rodzice czegoś mu zabraniają. Nie mogłam zrozumieć jak można być tak okropnym człowiekiem, jakim był Liam i nagadać własnemu przyjacielowi takich głupot o jego ukochanej.
Z Liama to naprawdę niezły szatan. Potrafi tylko wszystko zniszczyć. Nie wiem dlaczego on taki jest. Nic się dla niego nie liczy. Nic. Tylko swój tyłek i to, aby go chronić
- Wszystko dobrze? - zapytałam, gdy Louis odkleił się ode mnie i przetarł dłonią mokre od łez policzki.
- Przepraszam, nie powinienem. - powiedział uśmiechając się przez łzy, a ja niewiele myśląc nachyliłam się nad nim i cmoknęłam go w usta.
Odsunęłam się na, aby widzieć jego twarz i zobaczyłam, że ma zamknięte oczy. Wpadł mi do głowy pomysł, wymyślony pod wpływem tej chwili. Nachyliłam się znów i złożyłam pocałunek na obu policzkach, następnie na nosie, czole i brodzie. Za każdym pocałunkiem uśmiech na ustach chłopak powiększał się, a mój humor znacznie się poprawił widząc go uśmiechniętego, a nie smutnego.
- Zgadzam się. - w końcu się odezwałam, gdy skończyłam całować każdy centymetr jego twarzy.
Louis zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi.
- Na co?
- Na twoja propozycję. Ty mi tez się bardzo podobasz i uwielbiam spędzać z tobą czas. Może nasza znajomość nie zaczęła się dobrze, ale pragnę poznać cię lepiej i spróbować. - powiedziałam, a twarz Louisa rozpromieniła się w jednej sekundzie. Chłopak wyprostował się i złapał mnie w ramiona, po czym wirował w kółko ze mną, w ramionach.
Po jego smętnym humorze nie było ani śladu, a ja byłam szczęśliwa że mogłam przyczynić się do zmiany jego nastroju.
- Dziękuję! Postaram się, aby wszystko było idealnie. Abyś przy mnie była bezpieczna i nie musiała się niczego bać. - pokiwałam tylko głową, a za chwilę poczułam jego usta na swoich.
- Louis, a mogę o coś jeszcze zapytać? - zapytałam, gdy szliśmy w stronę tarasu, gdzie rodzice chłopaka podali deser. Trzymaliśmy się za ręce.
- Pewnie. - odpowiedział stając o odwracając się do mnie twarzą. Musiałam unieść głowę znacznie wyżej, aby widzieć dobrze jego piękną twarz.
- Tak się zastanawiałam i przepraszam, jeśli zadam ci to pytanie, ale kiedy Emily zmarła? To znaczy ile lat temu
- Dwa lata. Dwa długie lata, odkąd ostatni raz ją widziałem. - odpowiedział smutno, a ja skarciłam siebie za to, że o to zapytałam. nie powinnam, to nie czas i miejsce na takie sprawy. Ale moja ciekawość wygrała.
- Rozumiem, że jest ci smutno z tego powodu, ale nie powinieneś rozgrzebywać starych ran. Wiem, że bardzo ją kochałeś i nie możesz o niej zapomnieć, ale postaraj się dobrze? Chciałabym, abyś był szczęśliwy. Ze mną. Żebyś nie żył przeszłością, ale teraźniejszości i przyszłością ze mną, dobrze? - poprosiłam go, a on zamiast odpowiedzieć cmoknął mnie w czoło i szepnął.
- Dobrze.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie wiedząc, że to dla mnie zrobi. Cień Emily zawsze będzie nad nami wisiał, bo to normalne. Nie da się ot tak zapomnieć o osobie, którą się mocno kochało. To jest niewykonalne.
Ja sama nie mogę zapomnieć o rodzicach, o ich twarzach gdy byli na mnie źli, albo cieszyli się gdy przynosiłam do domu dobrą ocenę. Zawsze będą w moim sercu, bo to oni byli najważniejsi. Ale ich cień nie zasłoni mojego uczucia do Louisa. Oni byliby szczęśliwi, że w końcu kogoś sobie znalazłam. Kogoś kto możliwe, że mnie pokochał. Taką jaką jestem, a nie taką jakby chciał mnie widzieć.
Mam nadzieję, że nam się uda. Bo ja jestem gotowa,a by to zrobić i mocno się starać. Dla Louisa i dla siebie.
Gdy weszliśmy na ogromny taras wszystkie sześć głów zostało zwróconych w nasza stronę. Poczułam się trochę niezręcznie trzymając Louisa za rękę, gdy oni tak na nas patrzyli.
Zwróciłam uwagę na mamę chłopaka, która gdy tylko spostrzegła nasze splecione palce aż cała się rozpromieniła z tego powodu. Pan Mark można by rzec, że tez się cieszył ale nie okazywał tego w taki sposób, jak panie Jay.
Natomiast siostry Louisa pałały do mnie jeszcze większą nienawiścią niż wcześniej, oprócz Lottie, która rozumiała co czuję do jej brata i popierała mnie w tym. Uśmiechnęła się tylko do mnie i kopnęła jedną z bliźniaczek, gdy ta zaczęła gadać coś pod nosem w moim kierunku.
Jestem pewna, że przeklinała mnie za to, że umawiam się z jej bratem.
Louis odsunął mi krzesło, a chwilę później sam zajął miejsce po mojej prawej stronie. Jego lewa dłoń spoczęła na moim udzie, a ja położyłam swoją na jego dłoni. Widziałam uśmiech na jego twarzy, gdy rozmawiał ze swoim ojcem na temat jakiegoś ważnego produktu, który produkowała jego firma.
Ja natomiast starałam się jeść lody z truskawkami i bitą śmietaną lewą, ręką ale jako że jestem praworęczna nie bardzo mi to szło. Więc wyrwałam dłoń teraz z uścisku Louisa i przełożywszy łyżkę w prawą dłoń w końcu mogłam delektować się słodkościami. Louis wydał z siebie niezadowolony pomruk, gdy moja dłoń zniknęła z jego, ale nie został mi dłużny bo zaczął jeździć wolną dłonią po moim udzie, kolanie i niżej. Nie przeszkadzało mu to w rozmowie z jego ojcem, a mnie strasznie dezorientowało. Zdawałam sobie sprawę, że reszta rodziny nam się przygląda, bo w końcu byliśmy interesującym zjawiskiem, które zawitało do ich domu.
Pani Jay zasypywała mnie pytaniami związanymi z moją przyszłością i tak dalej.
- Co zamierzasz robić po studiach? Masz już coś na oku? - zapytała. Przełknęłam kęs truskawki zanim odpowiedziałam.
- Chciałabym pracować w jakieś przychodni weterynaryjnej, o ile da mi się naleźć taką pracę. - uśmiechnęłam się do niej poprawiając się na krześle, gdy dłoń Louisa, a raczej jego palce wślizgnęły się za materiał sukienki nad kolanem.
- A nie myślałaś, aby otworzyć własny gabinet? - zapytała pani Tomlinson, po czym w jej ustach wylądowała cała łyżka lodów.
- Chciałabym, ale nie mam aż tyle pieniędzy aby wynająć lokal i kupić potrzebny sprzęt. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Ciekawskie palce Louisa błądziły coraz to wyżej po moim udzie, w końcu wyszarpałam jego rękę spod mojej sukienki i położyłam na jego udzie. Popatrzył na mnie wściekle, ale po chwili wrócił do rozmowy ze swoim ojcem. Był zły za to, że go odepchnęłam. I dobrze, nie pozwolę, aby tak mnie obmacywał. To, że zgodziłam się z nim spróbować, nie znaczy że od razu ma mnie dotykać w moim czułych miejscach. Bez przesady, na wszystko przyjdzie czas.
Pani Jay mówiła coś do mnie dalej, ale ja jej już nie słuchałam. Potakiwałam tylko głową, ale myślami byłam gdzie indziej. Miałam ochotę wracać już do domu, ściągnąć te głupie szpilki z nóg i paść na łóżko, po czym zasnac niczym nie przerywanym snem.
Na szczęście po skończonym deserze Louis oznajmił, że na nas już pora. Rodzice chłopaka pożegnali się ze mną wylewnie całując mnie w policzki i zapraszając po raz kolejny do siebie, gdy tylko znajdę na to czas. Odpowiedziałam, że z całą przyjemnością. A w myślach dodałam sobie, że niewiadomo czy ten czas nastąpi, bo przecież Louis jest na mnie cholernie zły.
Życząc nam dobrej podróży i zostawiając nas samych na podjeździe przed domem weszli do domu.
Wsiadłam do samochodu za pomocą dłońi Louisa i gdy tylko chłopak zajął miejsce kierowcy i ściągnęłam ze stóp szpilki rzucając je na dywanik samochodu.
Od razu odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że w końcu moje nogi są wolne. Oparłam głowę o zagłówek fotela i zamknęłam oczy dziekując Bogu, że jakoś przeżyłam dzisiejszy dzień.
- Zmęczona? - zapytał Louis, gdy wyjechaliśmy przez bramę i mknęliśmy w stronę Londynu.
- Trochę. - odpowiedziałam patrząc na jego boczny prfil.
- Nadal jesteś na mnie zły? - zapytałam, gdy żadne z nas się nie odzywało.
- Nie. - odpowiedział.
- Przesadziłem i zdaję sobie z tego sprawę. Przepraszam. Rozumiem twoją reakcję, nie powienienem się tak zachowywać. - powiedział z przesadną czułością w głosie.
- Trochę przesadziłeś. Nie powinieneś tego robić skoro przy stole siedzieli twoi rodzice i młodsze siostry.
- A właśnie. - przypomniał sobie coś. - Przy obiedzie wszystkie patrzyły na ciebie jakby chciały cię zabić, a przy deserze zdawało mi się że są do ciebie mniej wrogo nastawione. Też to zauważyłaś? - zapytał, gdy staliśmy w małym korku przy wjeździe do Lodynu.
- Nie. - skłamałam. Nie potrzebna nam była kłótnia spowodowana moją rozmową z Lottie na korytarzu przed łazienką.
- To nie wiem, może ja mam jakieś zwidy. Ale autentcznie zmieniły do ciebie nastawienie. - powiedział drapiąc się po brodzie.
- Nic takiego nie zauważyłam. Może mnie polubiły? - wzruszyłam ramionami. - Masz jakieś plany na jutro? - zapytałam chcąc zmienić temat.
- Praca. - odpowiedział patrząc na mnie. - A ty?
- Też, a po pracy co robisz? - zapytałam.
- Myślałem, aby spotkać się z tobą ale nie jestem pewnien czybyć chciała. - powiedział z nutką rozbawienia w głosie.
- Myślę, że coś dałoby się z tym zrobić. - odpowiedziałam też się uśmiechając.
- To świetnie. Co być powiedziała na kino, a potem kolacja u mnie? - zaproponował.
- Brzmi super, ale wolałabym aby kolacja była u mnie.
- Dobra. Po drodze z kina zrobimy zakupy i ugotujemy coś wspólnie. Do dziś pamiętam jak razem gotowaliśmy u mnie w mieszkaniu. - powiedział przypominajac sobie tą śmieszną sytuację, gdy piekliśmy razem pizzę.
- Zgoda.
- Przyjadę po ciebie do pracy. - powiedział, a ja posmutniałam przypominając sobie, że jutro znowu to samo, znowu obsługiwanie tych samych klientów. Monotonia. Już nie mogę się doczekać, aż skończę studia i będę mogła pracować w wymarzonym zawodzie.
- Będę na ciebie czekać z niecierpliwością. - powiedziałam klepiąc go po kolanie, gdy chłopak parkował pod moim blokiem.
- Postaram się być punkualnie o czwartej, tak? - kiwnęłam tylko głową i wysiadłam z samochodu.
Pożegnałam się z Louisem posyłając mu buziaka w powietrzu i udałam się w stronę drzwi. Wygrzebałam z torebki klucze i weszłam do środka.
W skrzynce na listy znajdujacej się na parterze dostrzegłam jakąś białą i grubą kopertę. Niepewnie otworzyłam skrzynkę i wyciagnęłam z niej jej zawartość.
Pośpiesznie udałam się na górę ciekawa co kryje się w jej wnętrzu. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania rozdarłam ją i wyciągnęłam plik zdjęć przedstawiających mnie i Louisa wysiadających pod domem jego rodziców. I to jak mnie obejmował, abym nie przewróciła się na tych zabójczych szpilkach. Kilka zdjęć przedstawiało mnie witająca sie z jego mamą, a reszta to jak wszyscy siedzieliśmy na tarasie jedząc pyszny deser. Były nasze zdjęcia jak oboje staliśmy przy oknie i rozmawialiśmy, wtedy gdy Louis się rozpłakał na wspomnienie o Emily.
Serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że pomiędzy zdjęciami jest jakaś biała kartka. Trzęsącymi się dłońmi rozłożyłam ją na kolanach i przeczytałam jego treść:

Widzę, że na nic ci były moje prośby, abyś zostawiła go w spokoju.
Ostrzegam cię ten chłopak wyrządzi ci niesamowitą krzywdę i wtedy będziesz myłlała tylko o jednym - jak tu ze sobą skończyć.
Lepiej mnie posłuchaj i daj sobie z nim spokój.
A tobie wyjdzie to na dobre.

Żadnego podpisu, ani żadnego znaku kto to mógł napisać. Ale pierwsze zdanie coś mi podpowiadało. Mówiło mi to kto może za tym wszystkim stać. Kto nas śledził i kto wiedział, że akurat dziś Louis zabiera mnie do jego rodzinnego domu.
Tylko jedna osoba o tym wiedziała. A ja zamierzam z tym skończyć raz na zawsze i dać tej osobie do zrozumienia, aby dała mi w końcu spokojnie żyć.

6 komentarzy:

  1. Widzę, że jest rozdział ale za wcześnie nie jest i rozdział jest WOW, sporawy. Muszę kończyć, ale obiecuję, że jutro przeczytam i skomentuję.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to znów jestem. Czo ten Liam tak z butami wpierdyka się do cudzego życia? Działa mi na nerwy. Rozdział genialny, zwłaszcza ten pobyt w domu rodzinnym Louisa. Są sweetaśną parą. A ta akcja z tymi młodymi też genialnie wymyślona.
      Ola

      Usuń
  2. Świetny ten rozdzial! Ciesze sie bardzo,, ze Emma zgodziła sie być z Lou. Sa słodką parą :)
    Zgaduje, że te zdjecia i list to sprawka Liama eh
    Czekam z niecierpliwoscią na nowy rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Myśle że to Liam. A rozdział fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku przepraszam że jestem dopiero teraz... :( Na asku napisałam ci dlaczego tak się stało.
    Zacznę od końcówki :D
    Od razu jak przeczytałam ten liścik to wydawało mi się, że to może być Liam, tylko jak on tak szybko mógł zrobić zdjęcia, wywołać je i jakimś cudem dać do jej skrzynki na listy? Hmmm.
    Spotkanie u rodziców Lou <33 Wydawało mi się na początku, że będzie przebiegać jakoś inaczej.. Ale było fajnie :D Z Lottie myślałam że będzie ostra kłótnia i ktoś "z zewnątrz" wpadnie ale jednak nie :)
    Bardzo ładnie wszystko napisałaś :***
    Weny i do następnego! Tym razem postaram się przeczytać go za jednym razem a nie kilka razy po trochę...
    Dawna Rose

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest fajny i tajemniczy, a takie bardzo lubię. Życzę weny twórczej i czekam na następny...

    OdpowiedzUsuń