niedziela, 24 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 17.

Było po dwudziestej jak dojechaliśmy do mieszania Louisa.
Zastanawiałam się, gdzie będę spać. Zdawałam sobie sprawę, że apartament chłopaka jest cztery razy większy od mojego mieszkania i zapewne pokoi mu nie brakuje. Nie chciałam go o to pytać, bo widziałam jaki był skoncentrowany na drodze, poza tym nic się do mnie nie odzywał odkąd wyjechaliśmy spod mojego mieszkania.
Dziwnie się czułam z nim takim milczącym obok mnie. Zazwyczaj śmialiśmy się głośno jadąc razem, a dziś? Żadne z nas się nie odzywało. Każde pogrążone było w swoich myślach dotyczących tajemniczego prześladowcy. A jak na ironię jeszcze kilka dni temu byłam pewna, że to Louis mnie śledzi. A tu się okazuje, że ja nie miałam tylko jednego prześladowcy, a dwóch!
Nim się zorientowałam Louis parkował na swoim miejscu na parkingu podziemnym. Smutno mi było, że musiałam zostawić swoje małe mieszkanko same, ale Louis tak się uparł abym z nim pojechała że nie miałam wyboru. Wiem, że powinnam być bardziej zaborcza wobec niego i nie pozwalać mu na dyrygowanie moim życiem, ale sama się bałam. I jeśli mam być szczera, to bezpiecznie się czuję w towarzystwie Louisa, niż sama pośród czterech ścian.
- Wszystko w porządku? - zapytał, gdy wysiadłam z samochodu, a on wyjmował moje torby z bagażnika. Kiwnęłam tylko niepewnie głową, ale Louis nie dawał za wygraną.
- Em powiedz mi prawdę. - poprosił zatrzaskując klapę od bagażnika i z torbami w obu rękach podszedł do mnie.
- Wszystko gra, jestem zmęczona i tyle. Chciałabym się położyć. - wyjaśniłam, a on kiwnął głową w zrozumieniu i ruszyliśmy w stronę windy.
Już miałam się zapytać gdzie będę spać, ale telefon chłopaka mi to uniemożliwił. Przeklął tylko pod nosem i kładąc moje torby na podłodze windy wyjął wibrujące urządzenie z kieszeni spodni i przyłożył do ucha, nie patrząc na to kto dzwoni.
Chwilę słuchał, po czym odpowiedział.
- Nie, właśnie jedziemy windą do apartamentu. - wyjaśnił spoglądając na mnie.
- Tak, całodobowo. - dodał, po czym rozłączył się. Nie patrzył w moją stronę dopóki sygnał oznajmiający nam, że jesteśmy na odpowiednim pietrze go nie rozproszył.
- Louis coś się stało? - zapytałam, ale on tylko pokręcił głową, po czym otworzył drzwi mieszkania wpuszczając mnie pierwszą.
Od mojej ostatniej wizyty tutaj nic się nie zmieniło. Mieszkanie wyglądało dokładnie tak samo, no może poza jednym małym drobnym szczególikiem leżącym teraz do góry brzuchem na kremowej kanapie.
- Bob, złaź z kanapy! - Louis za mną krzyknął na zwierzaka, który gramoląc się zeskoczył z mebla i pognał w naszą stronę. Przygotowałam się, że skoczy na mnie, ale on ominął mnie i wylądował na brzuchu Louisa, który teraz leżał na plecach przygnieciony ciężarem swojego zwierzaka.
Śmiałam się głośno z ich wyczynów, gdy Bob lizał Louisa po twarzy a ten kręcił tylko twarzą odpychając jednocześnie psa od siebie.
- Jesteście niemożliwi. Oboje. - śmiałam się coraz głośniej patrząc na to co wyczyniają.
W końcu Louisowi udało się zepchnąć Boba z siebie i wstał na równe nogi poprawiając marynarkę, którą z resztą zaraz ściągnął i rzucił na kanapę.
- Jesteś głodna? - zapytał kierując się w stronę kuchni. Zauważyłam, że Bob zadowolony z siebie ruszył w stronę swojego legowiska ustawionego obok kominka w samym centrum salonu.
- Nie, chciałabym pójść już spać. - powiedziałam pocierając skronie. Głowa zaczęła mnie boleć od intensywnego dnia. Za dużo się dziś działo.
- Dobra, to chodź pokażę ci twoją sypialnię. - oznajmił biorąc mnie za rękę i kierując się w stronę schodów.
Mojej sypialni?
- A moje torby? - zapytałam pociągając Louisa i wskazując palcem na moje torby leżące obok drzwi.
- Zaraz po nie wrócę. - odpowiedział idąc w górę schodów.
Zaraz obok sypialni Louisa znajdowały się białe drzwi, które chłopak otworzył. W pokoju za nimi na środku pomieszczenia stało duże, białe łóżko z ciemną pościelą. Po jego bokach dostrzegłam dwie szafki nocne zrobione z tego samego materiału co rama łóżka. Ściany miały odcień bieli, a przy samym suficie namalowane były granatowe kreski, które dobrze współgrały z wnętrzem całego pokoju.
- To twój pokój. - oznajmił Louis. - Tu masz łazienkę. - wskazał na białe drzwi po prawej stronie obok wejścia. - A tu jest garderoba. - wskazał na inne drzwi po drugiej stronie pokoju.
Wow, mam własną garderobę.
- Dziękuje. - powiedziałam cicho stojąc na środku tego ogromnego pokoju i nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Nagle poczułam jak moim ciałem wstrząsa dreszcz i z oczu zaczynają wypływać mi łzy.
Nie mogłam ich pohamować, więc zakryłam dłońmi twarz i cicho łkałam.
Na moje szczęście Louis szybko zareagował i przytulił mnie mocno do siebie. Wtuliłam twarz w zagłębienie miedzy jego ramieniem, a szyją i cicho płakałam mocząc mu koszulę.
Chłopak pocierał moje plecy w pokrzepiającym geście i szeptał cicho do ucha, że wszytko będzie dobrze i że nic mi przy nim nie grozi.
Nawet nie wiem kiedy wziął mnie w ramiona i przeniósł na łóżko. Przykrył kołdrą i ściągając spodnie oraz skarpetki razem z butami wślizgnął się obok mnie i gasząc lampkę nocną przytulił mnie do swojego torsu pozwalając płakać.
A gdy szloch ustąpił zasnęłam z koszmarami nawiedzającymi moje sny.

***

Następnego ranka jasne światło padało wprost na moją twarz. Rozejrzałam się dookoła siebie i dostrzegłam, że nie jestem u siebie w mieszkaniu. Usiadałam na wielkim łóżku i dopiero do mnie doszło, że jestem u Louisa w mieszkaniu.
Przez moją głowę przelatywały wspomnienia z wczorajszego dnia. Kłamstwa Ve, zaborczość Louisa i moje zamieszkanie u niego. Ja naprawdę myślałam, że śnie, byłam tego pewna.
Ale zaraz po otworzeniu oczu wszystko prysło, a sen który wydawał mi się że jest prawdziwy zmienił się w rzeczywistość. I teraz jestem tutuaj, w wielkim apartamencie Louisa Tomlinsona i nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął Louis. Szary podkoszulek był cały mokry od potu, zapewne ćwiczył pomyślałam. Miał też na sobie krótkie spodnie po kolana, a na jego nogach znajdowały się sporotwe buty firmy NIKE.
Wyglądał, w ogóle nie jak Louis. Wyglądał inaczej, tak sportowo, tak nietypowo,tak....nielouisowo.
- Czesć. - przywitał się ze mną ukazując swoje śnieżnobiałe uzębienie. Aż cała sie rozpływałam widząc go takiego uśmiechniętego.
- Hej. - odpowiedziałam również uśmiechając się i przykrywając kołdrą mimo tego, że miałam na sobie ciuchy z wczoraj.
- Jak się spało? - zapytał podchodzać do łóżka z ręcznikiem w ręce, który chwilę później założył na karku, także teraz oba jego końce znajdowały się na obydwóch ramionach.
Chłopak pochylił się w moją stronę i jego usta dotknęły moich warg. Ten pocałunek był taki niewinny i niepodobny do tych poprzednich.
- Świetnie, masz naprawdę wygodne łóżko. - odpowiedziałam, odsuwajac się od niego lekko zaczerwieniona. - A tobie jak się spało? - zapytałam odchrząkując.
- Bardzo dobrze. - przyznał wstając z łóżka i podchodząc do drzwi, ale zanim wyszedł wyszeptał. - Bo spałem z tobą. - a ja wciagnęłam głośno powietrze słysząc jego słowa, ale nie zdążyłam nic mu odpowiedzieć, bo zniknął za drzwiami.

***

Po relaksującym prysznicu i doprowadzeniu się do porządku postanowiłam zejść na dół. Dochodziła ósma, a ja powinnam już dawno być w pracy. Gdy moja szeowa dowie się, że się spóźniam to może okazać się, że nie mam już gdzie pracować. A przecież muszę. Muszę za coś opłacać studia, mieszkanie i za coś żyć. A właśnie, ciekawe jak teraz będę pracować skoro Louis mi na nic nie pozwala, a mowa o wyjściu z mieszkania nie wchodzi w grę.
- Dobrze, że jesteś. Śniadanie gotowe. - powiedział Louis, gdy tylko zobaczył mnie schodzącą na dół.
Zauważyłam, że Bob siedzi przy swojej misce i wcina jakieś smakołyki
- Eee Louis? - zapytałam siadając na jednym ze stołków barowych przy wysepce kuchennej. Dostrzegłam, że chłopak nie ma na sobie garnituru, a jest ubrany w ciemne dżinsy i biały podkoszulek. Coś mi tutaj nie gra. Czy on nie idzie dziś do pracy?
- No. - mruknął skupiając się na nie przypaleniu jajecznicy.
- Idziesz dziś do pracy? - zapytałam. Podniósł na mnie wzrok i widząc mój zaniepokojnoy wyraz twarzy zmarszczył brwi, po czym odpowiedział.
- Nie. I uprzedzam twoje kolejne pytanie, ty też nie idziesz. Zrobimy sobie dziś wolny dzień. Po wczorajszych wydarzeniach chyba nam się należy, nie uważasz? - zapytał nakładajac na talerze jajecznice i przyozdabiając jedzenie świeżą pietruszką oraz pokrojonymi malutkimi pomidorkami. Wszystko wyglądało naprawdę apetycznie, a ja czulam jak mój żołądek aż podskakuje z radości.
- Smaczengo. - oznajmił stawiajac pzede mną talerz oraz kubek z kawą, po czym sam zasiadł na stołku obok i zaczął wcinać swój posiłek.
Przyglądałam mu się jak w mgnieniu oka pochłania śniadanie, a gdy zauważył gdy mu się przyglądam powiedział.
- Jedz, bo ci wystygnie. Wiem, że smakowity ze mnie kąsek, ale musisz jeszcze poczekać aż bedziesz mogła mnie schrupać. - zastygłam w bezruchu słysząc jego słowa, które wywołały u mnie gęsią skórkę.
Więc, aby dłużej nie myśleć ani o Louisie, co nie było wcale takie proste, i ani o tym co on na dziś przygotował, chwyciłam widelec i zaczęłam jeść przepyszny posiłek.
Louis naprawdę potrafi gotować i to jak! Jajecznica wyszła mu bajeczna. Aż rozpływała się w ustach i jak świetnie przyprawiona. Do tego ciemne pieczywo, no po prostu cudo. I moja ulubiona kawa, łyżka cukru i mleko. Skąd on to wszystko wiedział, bo napewno nie ode mnie.
- Dobra to powiesz mi gdzie się dziś wybieramy? I dlaczego nie idzemy do pracy? - zapytałam upijając łyk kawy. Takie śniadania to ja mogę mieć codziennie.
Louis tylko pokręcił głową. Co on kombinuje?
- Niespodzianka, a czemu nie idziemy do pracy? Już ci mówiłem. Potrzebny nam jeden dzień, aby odpocząć po wczorajszym. Nie masz dość?
- Ale ja muszę zarabiać na życie. - powiedziałam.
- Tym się nie przejmuj. Masz mnie. - wskazał na siebie, poczym dodał. - Swojego najlepszego na świecie chłopaka, który ci pomoże.
Zaśmiałam się z jego słów krecąc jednocześnie głową.
- Jesteś nienormalny. - powiedziałam przez śmiech.
- Uwielbiam jak się śmiejesz. - dotknął opuszkami palców mojego policzka. Podniosłam głowę patrząc na niego, a jego głowa przybliżała się do mnie coraz to bliżej, aż w końcu nasze usta zetknęły się na moment, ale pocałunek został przerwany przez głośne szczeknięcie Boba, który domagał się uwagi od swojego pana.
Odskoczyliśmy od siebie lekko zażenowani tym, że prawie pocałowaliśmy się na oczach Boba.
- Oczywiście Bob jedzie z nami. - dodał Louis zeskakując ze stołka barowego i idąc w strone schodów.
- Aaa Em, radzę ci się przebrać. - dodał odwracając się na moment i wskazując na mój strój.
Co jest złego w spódniczce?
Ciekawe jak mam się ubrać, aby zadowolić pana T.
Postanowiłam, że najpierw pozmywam naczynia, a następnie poszukam Louisa i zapytam się go jak mam się ubrać. Bo przecież nie powiedział mi gdzie jedziemy.
- I co piesku? Co ja mam teraz zrobić? - zapytałam Boba klepiąc go po głowie. Ten tylko szczeknął na mnie i ułożył się z pyskiem między łapami. Kiwając głową i śmiejąc się ze zwierzaka zaczęłam zmywać naczynia.

***

Po tym jak wszędzie szukałam Louisa i oczywiście nigdzie nie mogłam go znaleźć zdecydowałam, że założe na siebie dżinsy, ciemną koszulkę i trampki. Włosy związałam w kucyka, a makijaż zostawiłam. Pomalowane rzęsy i usta muśnięte błyszczykiem. Louis nie powienien mieć do mnie o to pretensji.
Gdy tylko zeszłam na dół Louis wraz z szczęsliwym Bobem czekali na mnie w salonie.
Na szyi Boba widniała obroża ze smyczą. Trzymany przez Louisa wesoło merdał do mnie ogonkiem.
- Gotowa? - zapytał Louis, gdy tylko podeszłam bliżej nich. Kiwnęłam  głową i klepiąc Boba po głowie ruszyliśmy w stronę drzwi, a następnie windy.
- Mam być zazdrosny? - zapytał urażony i naprawdę zazdrosny o własnego psa.
- Pewnie, że tak. Co nie Bob? - zapytałam zwierzaka, gdy wsiedliśmy do windy, a Bob tylko szczeknął zgadzając się ze mną.
Louis wydął tylko dolną wargę i ze smutnym wzrokiem wpatrzonym w drzwi windy przed nami nie odezwał się do mnie ani jednym słowem do końca naszej przejażdżki do garażu.
Gdy tylko drzwi windy się otworzyły Louis wraz z Bobem wypadli z niej jak poparzeni, a ja powolnym krokiem ruszyłam za nimi.
Chłopak skierował pilota w stronę samochodu, który zabłysnął pomarańczowymi światłami.
Usadowił Boba z tyłu i zatrzaskując drzwi od strony kierowcy przeszedł na drugą stronę, aby otworzyć je dla mnie. Natomiast ja będąc już bliżej chłopaka rzuciłam się na niego i przywarłam ustami do jego warg. Chłopak był wyraźnie zaskoczony moimi nagłymi ruchami.
Odwzajemnił pocałunek trzymając mnie za biodra. Potrzebowałam od niego takich właśnie czułości. Bałam się o siebie, bałam się o niego. Bałam się co będzie następnego dnia.
- Twoja wersja przeprosin bardzo mi się podoba. - powiedział, gdy oderwaliśmy się od siebie.
Wzruszając ramionami i śmiejąc się głośno wsiadłam do samochodu.
Louis chwilę później dołączył do mnie na siedzienu kierowcy i kilka minut później mknęliśmy przez ulice Londynu do niewiadomego dla mnie miejsca.
Dzień był tak słoneczny, że aż uśmiech sam pojawiał się na twarzy. Przejeżdżaliśmy właśnie uliczkami gdzie po obu stronach znajdowały sie drzewa. Zawsze uwielbiama przyrodę. Odkąd tylko pamiętam kochałam czytać książkę na łonie natury. Nie ważne czy to był park, las czy zwykły trawnik w ogrodzie za domem. Uspokajałam się dzięki temu. Albo gdy miałam jakiś probem, to zawsze brałam rower i jechałam kilkanaście kilometrów dopóki nie wymyśliłam jakiegoś rozwiąznia.
Nagle Louis włączył kierunkowskaz i skręcił w jakąś dróżkę, która prowadziła do małego parku na obrzeżach Londynu. Wyciągnął ze schowka klucze i naciskając specjalny guzik brama przed nami się otworzyła.
- Często tutaj przyjeżdżam z Bobem, aby chłopak sobie pobiegał na świeżym powietrzu. A i ja mogę spokojnie popracować. - wyjaśnił widząc moje zdezorientowanie malujące się na twarzy.
- A my jesteśmy tu, bo..? - zapytałam gestykulując w powietrzu.
- Bo chciałem ci pokazać moje sekretne miejsce.
- Twoje? Czyli ten park należy do ciebie? - zapytałam. Już wiedziałam, co odpowie.
- Nie do końca. Należy do mojej mamy. - wyjaśnił, a mi szczęka opadła. Zastanawiałam się ile ma jeszcze takich miejsc, albo jego rodzina. I co jeszcze przede mną ukrywa.
Gdy tylko Louis zatrzymał samochód, Bob który siedział na tylnym siedzieniu nie mógł już spokojnie wysiedzieć i zaczął wiercić tyłkiem. W końcu Louis otworzył drzwi i zgiął przednie siedzenie wypuszczając zwierzaka, który wyleciał z samochdodu jak z procy i korzystał przez chwilę z wolności.
- A my zrobimy sobie piknik. - oznajmił Louis pocierając dłonie o siebie i otwierając bagażnik.
- Piknik? - zapytałam zachłystując się powietrzem.
- Tak, a coś w tym złego? - popatrzył na mnie marszcząc brwi.
- Nie, no skąd. Po prostu jestem zaskoczona. - odpowiedziałam uśmiechajac się, gdy Louis złapał mnie za rekę i pociagnął w stronę miejsca, gdzie mogliśmy sobie spokojnie usiąść.
- Nie boisz się puszczać Boba samego? - zapytałam, gdy Lois rozkładał koc na trawie.
- Właśnie zapomniałbym. - walnął się z otwartej dłoni w czoło, po czym wyciągnął z tylnej kieszeni spodni kluczyk do bramy i wcisnął jeden z guzków, a ciężka, metalowa brama zaczęła się zasuwać.
- Teraz nam nie zwieje. - uśmiechnął się do mnie i ponowił rozkładanie koca i wyciąganie wszystkich przygotowanych smakołyków. Nie mam pojęcia kiedy on to zrobił.
Usiedliśmy obok siebie na miękkim kocu i obserwowaliśmy jak Bob biega po całej powierzchni parku.
Zauważyłam, że to miejsce jest naprawdę ładne.Wszędzie wysokie drzewa, krzewy pięknie kwitnące i gdzieniegdzie kwiaty.
- Podoba mi się tutaj. - powiedziałam w końcu, gdy skończyłam rozglądanie się dookoła siebie.
- To bardzo się cieszę. - odpowiedział uśmiechając się do mnie.
- Często tu przyjeżdżasz? - zapytałam.
- Przez ostatnie dwa lata, kilka razy w tygodniu. - odpowiedział. Przez ostatnie dwa lata? No tak, przecież dwa lata temu zginęła Emily.
- Z Bobem? - popatrzyłam na niego, gdy leżał obok mnie podparty na łokciu.
- Przeważnie.
- Widać, że Bob też bardzo lubi tutaj przyjeżdżać. - wskazałam palcem w stronę psa, który teraz bawił się jakimś patykiem. To go gryzł, to podrzucał w górę. Szalony koleś.
Położyłam się na plecach obok Louisa. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam twarz chłopaka znajdowała się milimetry od mojej. Widziałam w jego oczach pytanie, czy może mnie pocałować. Kiwnęłam ledwo zauważalnie głową zgadzając się.
Chłopak odgarnął mi włosy z twarzy, a następnie nachylił się nade mną i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Jego język ocierał się o mój w zmysłowy sposób szukając, dając, tylko co?
Wplotłam palce w jego włosy i ciągnęłam za ich końce chcąc dać mu do zrozumienia, że bardzo mi się podoba to co robi.
Ręce chłopaka jeździły to w górę to w dół mojego ciała, aż w końcu zatrzymały się na biodrach, które ścisnął, a następnie jedym ruchem odwrócił nas także teraz to ja siedziałam na jego biodrach.
Nie przerywając pocałunku chwycił za gumkę na włosach i jednym pociągnięciem ściągnął ją, a moje włosy rozpłynęły się wokół nas otulajac nas brązowymi pasmami.
- Co ty mi robisz Em? - zapytał, gdy jego dłonie znalazły się pod moją koszulką, a jego szybkie palce dotykały mojej rozgrzanej skóry.
- A co ty mi robisz Loui? Szaleję na twoim punkcie. - powiedziałam, gdy odsunęłam się od niego siadając na biodrach chłopaka.
- Jesteś moim lekarstwem na wszystko. Przy tobie czuję, że żyję. - powiedział, tak cicho, a ja uśmiechnęłam się do niego zdając sobie sprawę, że on działa na mnie tak samo.
Jestem innycm człowiekiem przy nim. I zgoda może i czuję do niego coś więcej, ale narazie się nie przyznam.
Musi minąć więcej czasu, abym w końcu powiedziała te dwa, magiczne słowa na głos.

_________________________________________________________________________________
Heeeejka!!!
Dziś rozdział nieco krótszy, ale wybaczcie nie mam siły pisać.
Coś mi się stało i nie cieszy mnie to już tak jak kiedyś.
Pewnie wszystko wróci do normy za niedługo, więc nie ma się czym martwić :) 
Czasami tak mam, więc u mnie to normalne :)

Co u Was słychać? Jakie plany na ostatni tydzień wakacji?
Chyba, że niektórzy z Was mają jeszcze miesiąc wolnego, tak jak ja? Hmmm?

Dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale. Starałam się jak mogłam, aby wyszedł jako taki.
Ale ocena należy do Was.
Zmotywujcie mnie jakoś do pisania, błagam.
Dzięki za wszystko i do następnego!

6 komentarzy:

  1. Ah zazdroszczę września wolnego, ale tym razem to mój ostatni rok nauki yay haha
    Rozdział jest taki uroooczy. Uwielbiam to opowiadanie bo jest takie normalne i słodkie, ale znowu nie przesłodzone xd
    Liczę na to, że Emma w końcu kiedyś wyzna miłość Louu.(:

    OdpowiedzUsuń
  2. To mój ostatni tydzień wakacji , ale sie z tego ciesze :) :) rozdział nic dodać nic ująć :) czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę! Mi został tylko tydzień ;( . Rozdział wyszedł świetny. To musi być piękne miejsce
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział, czekam na następny, a wakacje już mam za sobą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział :) mi jeszcze został tylko tydzień wakacji :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło tak być w tyle.. przez te 3 rozdzialy (15,16,17) dużo sie działo :o
    To co sie stało to nie wyobrażalne :D
    Lou jaki romantyk.. mmm:3 podoba mi sie coraz to bardziej to opowiadanie :))

    OdpowiedzUsuń