środa, 3 września 2014

ROZDZIAŁ 21.

Perspektywa Louisa 


Rozmawiałem właśnie z Liamem, gdy usłyszałem jakieś dźwięki za drzwiami gabinetu, nie zwróciłem na to większej uwagi dlatego o kontynuowałem rozmowę z przyjacielem.
Nie chciałem na niego krzyczeć, ale musiałem się na kimś wyżyć, a akurat on był pod ręką. Wielokrotnie mnie uspokajał i prosił, abym przestał na niego krzyczeć, bo przecież on nie jest niczemu winien. Ale ja nie potrafiłem, nie mogłem przestać. Musiałem sobie ulżyć i wyładowałem całą złość na biednym Liamie.
Nie powiedziałem mu nic o Emmie, nie chciałem aby chłopak wtrącał się w nasze sprawy i to, że nie jest między nami za dobrze.
Gdy razem rozmawialiśmy czułem, że dziewczyna pała do mnie ogromną złością. Wiem, że zawaliłem i powinienem jej powiedzieć jaką suką jest (lub była) jej przyjaciółka. Ale nie mogłem. Emma za dużo się wycierpiała w życiu, aby teraz jeszcze dowiedzieć się że najbliższa jej do tej pory osoba tak bardzo ją nienawidzi.
Chciałem, aby Ve sama powiedziała jej o całej tej sprawie. Dlatego nie potrafiłem wyjawić jej tego, bo wiem że złość wyładowałaby na mnie, a co gorsza potem uciekłaby ode mnie, a tego bym chyba nie przeżył.
Po skończonej rozmowie z przyjacielem poczułem, że muszę się napić. Wiem, że to nie jest wyjście z tej sytuacji, ale alkohol mi zawsze pomaga w rozluźnieniu się i spojrzeniu na różne sprawy z innej perspektywy.
Nie lubię alkoholu, zwłaszcza takiego jak whisky ale czasem potrzebuję, dlatego w domu zawsze mam jedną czy dwie butelki.
Chowając telefon do kieszeni spodni wyszedłem do salonu. Miałem nadzieję spotkać tam Emmę jedzącą posiłek, który dla niej wcześnie przygotowałem, ale nie było jej.
Może położyła się spać? Albo może uczy się? Albo jest w łazience? Takie myśli przelatywały mi przez głowę dopóki nie dostrzegłem białego papieru na stole w kuchni.
Nie przypominam sobie, abym tam coś kładł. Nawet nie mam tego w zwyczaju, zazwyczaj wszystkie papiery trzymam w gabinecie, gdzie spędzam największą ilość mojego czasu. Chodź odkąd Emma pojawiła się w moim życiu i odkąd zamieszkała ze mną moim ulubionym miejscem na świecie jest bycie obok niej w łóżku, gdy mogę obserwować jak śpi i jak jej długie włosy są rozwalone na poduszce. Za każdym razem nie mogę oderwać od niej wzroku, jest taka piękna. Taka krucha, ale jednocześnie silna. Moja mała, silna dziewczynka. Pewnie gdyby teraz słyszała moje głupie myśli, zapewne trzasnęłaby mnie w głowę za to.
Wziąłem biały papier w ręce, na którym widniało starannie napisane moje imię. Zmarszczyłem brwi i trzęsącymi się z nerwów palcami i otworzyłem ją i zamarłem.


Kochany Loui,
wiem że głupio zrobiłam odchodząc bez pożegnania, ale tak właśnie musiało być.
Nie potrafiłam powiedzieć Ci tego prosto w oczy. Nie wytrzymałabym widząc twoje smutne, niebieskie oczy błagające mnie o jeszcze jedną szansę.
Musisz mi wybaczyć.
Byłam na ciebie zła za to, że mnie okłamujesz i nadal jestem. Tak się będzie dziać dopóki mi tego nie wyjaśnisz. Chodź sama nie wiem czy chcę to usłyszeć.
Zraniłeś mnie kłamiąc i knując za moimi plecami - to jest niewybaczalne.
Wiem, że będziesz starał się mnie odzyskać, ale możesz już nawet o tym nie myśleć. Nie myśleć o mnie, o nas, o tym że kiedyś było nam dobrze.
Pozwól mi żyć. Samej. Wiem, jak dbać o swoje bezpieczeństwo.
Nie mam pojęcia co takiego strasznego przede mną ukrywałeś, że nie mogłeś mi powiedzieć od razu. Czy to była jakaś zbrodnia, coś co było złe? Myślę, że tak. Ale mogłeś mi o tym powiedzieć. Mogłeś być ze mną szczery. Sam mówiłeś, że ci na mnie zależy, a okłamywałeś mnie. Ja tego naprawdę nie rozumiem.
Kocham cię, tak kocham cię najmocniej na świecie. Wiem, że może to jest głupie zakochać się w chłopaku, którego znam zaledwie trzy tygodnie, ale to już się stało.
Nie wiem czy odwzajemniasz moje uczucia, bo nie potrafię wyczytać jakichkolwiek uczuć u innego człowieka.
Nie przychodź do mnie, nie nachodź mnie w pracy, mieszkaniu, na uczelni. O to cię tylko proszę. Zostaw mnie w spokoju. Może, gdy poukładam sobie wszystko w głowie odezwę się, ale nie spodziewaj się cudu.
Jesteś/byłeś moją pierwszą miłością i zawsze będziesz zajmował ważne miejsce w moim sercu, ale na obecną chwilę nie chcę cię znać. Tak, wiem brutalne ale prawdziwe.
Przepraszam za wszystko.

Emma. 


Czytałem jej list chyba z dziesięć razy i za każdym razem mój uśmiech rósł i malał co chwila.
Kocha mnie! Emma mnie kocha! To jest coś... coś... coś niewyobrażalnego.
Ja ją również kocham, całym moim sercem, ale wiem że zawaliłem na całej linii okłamując ją, ale to wszystko dla jej dobra. Nie chciałem dla niej źle, chciałem ją tylko uchronić od niebezpieczeństwa, które jej zagrażało.
Byłem głupi nie mówiąc jej o intrydze Ve i o tym, że jest jej siostrą. Bo prawda jest taka, że nie wiedziałem jak mam jej o tym powiedzieć.
Ve to suka, ja o tym wiem. A Emma myśli, że one są najlepszym przyjaciółkami.
Blondynka postanowiła zaprzyjaźnić się z Emmą, odkąd ta przyszła szukać pracy w kawiarni. Namówiła panią Jones, właścicielkę lokalu, o zatrudnienie Em bo od początku chciała aby dziewczyna zaznała dużo bólu i jak na razie jej się to udało.
Ale ja udowodnię, że Ve jest przebiegłą żmiją i wtedy Emma zobaczy we mnie kogoś dobrego, a może i wtedy postanowi do mnie wrócić? Chyba, że już wszystko jest na straconej pozycji, a ja nie mam u niej szans.
Będę robił wszystko co w mojej mocy, aby dziewczyna dała mi szansę, bo według mnie ja na nią zasługuję.
A teraz potrzebuję tylko szklanki whisky i wracam do pracy. Wiem, że nie zasnę bez Emmy obok mnie, a nie będę do niej jechał, bo po pierwsze jestem pijany, a po drugie dam jej czas na przemyślenie wszystkiego i zdecydowanie co z nami dalej zrobić. Liam z resztą ochroniarzy ją pilnują, więc jestem o nią spokojny i pewny iż jest bezpieczna w swoim mieszkaniu.
Schowałem list do kieszeni spodni i ruszyłem do gabinetu. Postaram się teraz skupić na pracy i nie myśeć o Emmie, ale wiem że to nie będzie takie proste, bo ta dziewczyna siedzi w mojej głowie i nie chce z niej wyjść.
Kocham ją, to jest oczywiste.


***


O czwartej nad ranem obudziłem się zlany potem na kanapie w salonie.
Miałem koszmar z Emmą w roli głównej. Śniło mi się, że leżała u siebie w mieszkaniu – nieżywa. Umarła. A ja nie mogłem nic na to poradzić. Słyszałem śmiech Ve, która cieszyła się że dziewczyna nie żyje, po czym zostawiła ją całą zakrwawioną na dywanie w holu i po prostu sobie poszła.
Nie cierpię takich nocy, gdy śni mi się takie coś. Nie umiem potem myśleć o niczym innych jak o tym koszmarze.
Jestem kłębkiem nerwów, a w pracy na każdego krzyczę, bo mnie irytuje.
Gdy byłem młodszy również miałem koszmary, były one nawet gorsze niż teraz są. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy kładę się spać zdenerwowany czymś co działo się w ciągu dnia, lub zestresowany nadchodzącymi wydarzeniami.
Nie wiem jak temu zaradzić. Chodziłem do wielu psychiatrów i tak dalej, ale oni nic mi nie pomagali. Brali tylko pieniądze, praktycznie za nic. A ja wychodziłem z ich gabinetu jeszcze bardziej chory niż tam wszedłem.
Postanowiłem wstać i zrobić sobie mocną, pobudzającą mnie kawę, a potem wziąć prysznic i jechać do biura, albo sprawdzić co u Emmy, albo i nie bo jestem pewien że znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Ale ja potrzebuję ją zobaczyć. Zobaczyć jej śmiejące się oczy, zarumienione policzki gdy mówię jej, że jest piękna. Kocham tą dziewczynę nad życie i byłem głupcem, że pozwoliłem jej uciec.
Ale od Liama, który informuje mnie na bieżąco poprzez smsy, że u Em wszystko dobrze. Że nikt nie kręci się wokół jej bloku i chłopaki mają wszystko pod kontrolą.
Przeczesując włosy dłońmi wstałem z kanapy i potykając się o zabawki Boba, ruszyłem w stronę kuchni. Zapaliłem światełko nad blatem kuchennym, które mnie oślepiło i na chwilę musiałem zamknąć oczy, po czym nalałem do czajnika wody i gdy ta się gotowała przygotowałem kubek z czarną dawką energii.
Stukałem łyżeczką o blat kuchenny, gdy nagle jasne światło zapaliło się na stoliku w salonie. Rzucając łyżeczkę do zlewu ruszyłem w tamtą stronę o mało nie łamiąc sobie nóg na własnych butach rozrzuconych wokół kanapy.
Dopadłem brzęczące urządzenie i szybko odblokowując klawiaturę odczytałem smsa od Liama. 


W mieszkaniu zapaliło się światło, ale mamy wszystko pod kontrolą.
  
Odetchnąłem z ulga czytając tą wiadomość. Cieszę się, że Liam i reszta ochrony ją pilnują.
Będę musiał dać im podwyżkę. 


Perspektywa Emmy


Wróciłam do domu i jedyne o czym marzyłam to moje łózko. Pragnęłam się w nim zakopać i tak spędzić resztę swojego nędznego i beznadziejnego życia.
Byłam głupia wprowadzając się do Louisa. Wiedziałam, że on to robi ze względu na moje bezpieczeństwo, bo jakiś typ na mnie poluje, jak to chłopak powiedział wcześniej.
Robiłam to dla niego, bo naprawdę mi na nim zależało. Ale teraz sama nie wiem co o tym sądzić i jak się zachować. Może powinnam była mu powiedzieć, że odchodzę i aby dał mi spokój. Ale w końcu zostawiłam list, w którym zawarłam wszystko to co zawsze chciałam powiedzieć mu w twarz, ale bałam się że nie usłyszę tego samego od niego. Wiem dziecinne zachowanie, zostawiać komuś list i uciec, ale prawda jest taka, że ja się go bałam.
Kocham go, to fakt. Ale boję się, że może posunąć się do tego stopnia, że zrobi mi ogromną krzywdę.
Do tej pory czuję pieczenie na ramieniu, dokładnie w siniejącym miejscu.
Najgorsze jest to, że gdy tylko wyszłam z jego mieszkania poczułam ogarniającą mnie tęsknotę za tym dziwnym chłopakiem. Ja go naprawdę kocham. Wiem to odkąd wpadł na mnie w parku. Nikt nigdy nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak on. Kocham go moim całym połamanym sercem, które teraz krwawi z powodu braku jego obecności przy mnie.
Wchodząc do mieszkania poczułam jak staję się nagle innym człowiekiem. Jak z wielkiego apartamentu wchodzę do małego świata.
Jestem u siebie, w małym, zapchanym mieszkaniu, które jest moje.
Od domu Louisa szłam na przystanek metra, a potem z przystanku metra pod blok. Zmarzłam niesamowicie, mimo że noce o tej porze roku powinny być już ciepłe. Ale przez tę całą drogę zastanawiałam się jakby to było gdybym została u Louisa. Pewnie spałabym zanim chłopak dołączyłby do mnie. Zawsze tak było. Może raz zasnęliśmy oboje naraz, a tak to ja spałam, a Louis dołączył do mnie później.
Sądzę, że zajmował się pracą, ale kto go tam wie co robił.
Jutro już czwartek. Muszę iść do pracy, o ile jeszcze ją mam. Bo całkiem możliwe jest, że dzięki pomysłom Louisa mogę jej już nie mieć. A jak tylko zobaczę panią Jones będę musiała ją przeprosić za to, że ostatnio tak często opuszczam kawiarnię.
Czeka mnie też poważna rozmowa z Ve. Jestem ciekawa co przede mną ukrywa i o czym wie Louis, a ja nie.
Najgorsze jest to, że chłopak wie o mnie więcej niż ja sama.
Położyłam się do łóżka, ale i tak nie dane mi było zasnąć. Kręciłam się tylko bezsensu, a gdy wybiła czwarta nad ranem postanowiłam wziąć gorący prysznic i napić się mocnej kawy oraz coś zjeść, ale wcześniej będę musiała wybrać się do sklepu, bo moja lodówka świeci pustkami.
Około piątej trzydzieści wyszłam z mieszkania do pobliskeigo sklepu, po zakupy.
Nałożyłam słuchawki na uszy, aby chociaż trochę się zrelaksować i zapomnieć o poturbowanym, bolącym mnie sercu.
Pokonałam tylko kilka kroków, gdy ktoś postukał mnie palcem z bark.
Odwróciłam się na pięcie i z całej siły kopnęłam osobnika między nogami.
Chłopak cały ubrany na czarno, z czapką na głowie i kapturem złapał się za bolące miejsce i zawył z bólu upadając na kolana przede mną.
- Liam? - zapytałam, gdy zobaczyłam twarz tajemniczego osobnika. Chłopak tylko popatrzył na mnie, a ja natychmiast uklęknęłam obok niego wyciągając z uszu słuchawki.
- Przepraszam Liam, nie wiedziałam że to ty. Myślałam, że ktoś chce mnie napaść. - szybko wyjaśniłam pocierając ramię chłopaka w pocieszającym geście, chcąc jakoś załagodzić ból między nogami.
- To moja wina, nie powonieniem tak cię złapać. - odpowiedział cicho wypuszczając z ust powietrze.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam chłopaka rozglądając się dookoła za Louisem, bo zdawałam sobie sprawę że brunet może gdzieś tutaj być.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. - wyjaśnił. - Wyszłaś z mieszkanie taka smutna i w dziwnych ciuchach to pomyślałem, że zapytam czy wszystko dobrze. - dodał, a ja popatrzyłam na swój stój.
Poplamione spodnie dresowe, za duża bluzka i bluza z dziurą na rękawie. Faktycznie, nie jest ze mną dobrze.
- Liam przecież wiesz, że nie jest dobrze między mną a Louisem. Wyprowadziłam się od niego, bo mnie okłamywał przez cały czas. Ale to już pewnie wiesz, bo ci powiedział. - powiedziałam wstając i pomagając chłopakowi podnieść się na równie nogi.
- On zrobił to dla twojego bezpieczeństwa Em, a nie po to, aby wyrządzić ci krzywdę.
- Tak? Tak? - załkałam. - A to też mi zrobił dla mojego bezpieczeństwa, albo może znalazł sobie nowy worek treningowy w postaci mnie, co? - dodałam wskazując na ciemnosine znamię na ramieniu.
- Emma ty go kochasz, prawda? - zapytał Liam, a ja popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami.
- Aż tak to widać? - zapytałam.
- I to jak. Ale wiedz, że Louis też cie kocha. - stwierdził,a ja prychnęłam.
- On mnie nie kocha, gdyby mnie kochał nie zrobiłby mi czegoś takiego. - wskazałam ponownie na bolące ramię.
- Kocha cię. Wtedy, gdy byliśmy u niego i oglądaliśmy mecz, nawet nie wiesz jak on na ciebie patrzył. Nie mógł oderwać od ciebie wzroku.
- To jeszcze o niczym nie znaczy.
- Emma czego ty potrzebujesz od niego? Kartki na czole z napisem: Kocham cię? - zapytał wymachując rękoma.
- Odpowiedzi na moje pytania, wyjaśnienie wszystkich kłamstw i jaki to miało związek ze mną. - wyjaśniłam pociągając nosem.
- Uwierz mi, jak Louis sobie wszystko poukłada w tej tępej głowie to wszystko wyjaśni. - odpowiedział Liam potakując głową z lekkim uśmiechem
- Ale nie wiem czy ja wtedy będę chciała go wysłuchać, Liam. - odpowiedziałam. - A teraz przepraszam, ale muszę już iść. Nie mam nic do jedzenia w domu, a umieram z głodu i zaraz muszę iść do pracy. - wyjaśniłam wkładając słuchawki do uszu i biegnąc powolutku do sklepu spożywczego na rogu ulicy.

***

Przełykając głośno ślinę weszłam do kawiarni. Przeszłam przez salę, aż dotarłam do drzwi zaplecza.
Zastałam tam panią Jones rozmawiającą z Tomem.
- Dzień dobry. - przywitałam się z nimi wymuszając uśmiech. Nie chciałam, jeszcze aby i oni pytali się mnie co się ze mną dzieje, dlaczego wyglądam tak blado i dlaczego znów mnie wczoraj nie było mnie w pracy.
Ale znając Louisa, poinformował panią Jones o wszystkim.
- Dzień dobry Emmo. Musimy porozmawiać. - powiedziała pani Jones wstając z krzesła i poprawiając swoją spódnicę.
- Pani Jones bardzo przepraszam za moją wczorajszą nieobecność w pracy. Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy. - obiecałam składając dłonie jak do modlitwy.
- Nie o to chodzi, twój przyjaciel wszystko mi wczoraj wyjaśnił. - przyjaciel? Pewnie Louis, naopowiadał jej jakichś głupstw o mnie. Aż boje się zapytać co to takiego było.
- Co się stało? - zapytałam przerażona myślą, że zaraz moja szefowa powie mi, że straciłam pracę i mam się stąd wynosić.
- Ve odeszła. - odpowiedziała, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia, po czym otrząsnęłam się i powiedziałam.
- Jak to? Dlaczego? Co się jej stało? - pytałam kobiety, która stała naprzeciwko mnie, po czym popatrzyłam na Toma, który stał niedaleko nas, ale zawołany ruchem głowy przez panią Jones, podszedł bliżej.
- Ve powiedziała, że nie może już dłużej wytrzymać w tej chorej atmosferze jaka tu panuje i odeszła. Złożyła wymówienie i chwilę później już jej nie było. - wyjaśnił Tom, a ja nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
To się nie dzieje naprawdę.
Ale zaraz.
Louis powiedział wczoraj wieczorem, że porozmawiał sobie wczoraj z Ve, ale ja nie chciałam go wtedy słuchać. I gdybym nakazała mu powiedzieć czego się dowiedział, przynajmniej wiedziałabym gdzie jej szukać.
- Przepraszam was na chwilę. - powiedziałam i ruszyłam w stronę toalet. Wyciągnęłam telefon z torebki i wykręcając numer Louisa przyłożyłam urządzenie do ucha. Nigdy wżyciu bym nie przypuszczała, że to ja wykonam pierwszy telefon po naszej kłótni. 


Perspektywa Louisa 


Godzina dziewiąta rano, a ja już mam niezły młyn w pracy. To nam się popsuł cały system w komputerach teraz nie ma na czym pracować, a do tego jeszcze Liam coś odpieprza i mówi mi, że nie chce już dla mnie pracować. Czy to wszystko musi się dziać jednego dnia? A zwłaszcza wtedy, gdy nie ma przy mnie Emmy? Jej zdjęcie oprawione w granatową ramkę stoi na moim biurku w gabinecie. Nie mogę się napatrzeć na nią, jest idealna, cudowna, piękna, mądra. I moja. A raczej była twoja, jakiś cichy głosik w mojej głowie przypomniał mi o tym.
Wiem, że mogę to naprawić. Wiem, że może nie od razu dziewczyna do mnie wróci, czy się do mnie wprowadzi, ale wybaczy mi i wtedy moglibyśmy zacząć wszystko jeszcze raz od początku.
Ale czy Emma będzie skora dać mi jeszcze jedną szansę? Czy zdecyduje się na ponowne związanie ze mną, po tym co jej zrobiłem?
Nagle telefon zadzwonił na moim biurku. Podniosłem słuchawkę do ucha.
- Panie Tomlinson, panna Ross do pana wpuścić ją? - zapytała moja sekretarka Andrea.
- Emma? - mruknąłem do siebie, po czym odchrząkując nakazałem mojej prawej ręce wpuścić dziewczynę do mojego gabinetu. - Oczywiście.
Odłożyłem telefon na biurko, po czym wstałem z ogromnego fotela i zapinając guzik w granatowej marynarce czekałem na Emmę.
Wpadła do mojego gabinetu niczym huragan. Jej brązowe włosy były związane w wysokiego kucyka, a na sobie miała zieloną sukienkę, która podkreślała jej wszystkie kształty. Na ramiona miała zarzucony biały sweterek, których rękawy zostały podciągnięte aż do łokci. Wyglądała perfekcyjnie.
- Ty. - rzuciła do mnie wskazując chudym palcem na moją osobę. Cofnąłem się o krok, gdy jej chudziutkie ciałko ruszyło w moją stronę. - Co zrobiłeś Ve? Dlaczego rzuciła pracę? Coś ty jej zrobił Louis? - zapytała bijąc mnie w klatkę piersiową otwartą dłonią.
- Nic jej nie zrobiłem. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz ją widziałem. - wyjaśniłem, a ona aż się cofnęła ode mnie. Nabrała więcej powietrza w płuca, po czym kontynuowała.
- Wczoraj się widzieliście. Powiedziałeś, że rozmawiałeś z nią i czegoś się dowiedziałeś. A dziś Ve nie ma w pracy, a do tego zrezygnowała z niej.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego. Rozmawialiśmy, ale tylko przez kilka minut i nic ciekawego się nie dowiedziałem. Tylko tyle, że mnie nienawidzi i żebym zostawił cię w spokoju, bo zrobię ci krzywdę. - wyjaśniłem wzruszając ramionami.
- I zrobiłeś. - szepnęła spuszczając głowę, a ja udając że tego nie usłyszałem dodałem.
- Cieszę się, że cię tutaj widzę. - podszedłem do niej bliżej i chcąc ją do siebie przytulić wyciągnąłem ręce w jej stronę, ale dziewczyna odsunęła się ode mnie z dłońmi w uniesionymi w obronnym geście.
- Nie dotykaj mnie. - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, nie chciałem zrobić ci krzywdy. Wybacz mi, błagam. Nie potrafię bez ciebie żyć, jesteś dla mnie wszystkim, bez ciebie czuję że usycham. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Co z tego, że pomyśli sobie iż jestem jakiś nienormalny mówiąc to, ale chcę by wiedziała że ja tak samo przeżywam nasze rozstanie, co ona.
- Zamknij się. Po prostu się zamknij Louis. Jesteś totalnym idiotą, kłamcą, a nawet i … - nie zdążyła dokończyć swojego zdania, gdy złączyłem nasze usta razem.
Złapałem za tył jej głowy, a drugą rękę położyłem na jej biodrze, które lekko ścisnąłem.
Wydała z siebie jęk pełen rozkoszy, gdy masowałem skórę jej głowy opuszkami palców.
Chciała wyrwać się z mojego uścisku, ale nie pozwoliłem jej na to.
Trzymałem ją tak blisko siebie, aby poczuła że ja  naprawdę ją kocham mimo wszystkich krzywd, które jej wyrządziłem.

- Jesteś nienormalny. - skomentowała moje zachowanie, gdy odsunęła się ode mnie.
- Zdarza mi się. - uśmiechnąłem się do niej, po czym zostałem obdarowany siarczystym uderzeniem w policzek.
- Nienawidzę cię, rozumiesz to? Kocham, ale nienawidzę. Jesteś jedną z najgorszych osób, które spotkałam w życiu. - powiedziała zakrywając sobie usta dłońmi i wytrzeszczając oczy.
Kocha mnie, powiedziała to. Napisała mi to w liście, ale teraz gdy usłyszałem to z jej pięknych i okrągłych ust jestem tego pewny na sto procent.
Uśmiechnąłem się do niej podchodząc bliżej, ale dziewczyna za każdym moim krokiem cofała się do tyłu, aż w końcu natrafiła na ścianę.
- Dowiedziałem się od Ve czegoś okropnego na jej temat. Chciałem, aby to ona ci to powiedziała, bo myślę że to ona byłaby odpowiednią osobą do tego. Ale skoro wolała uciec niż się z tobą zmierzyć i wyjawić ci całą prawdę to tylko pokazała jaką jest idiotką i nie bierze odpowiedzialności za to co wyprawia. - wyjaśniłem a oczy Emmy podążały raz na moje usta, a raz powracały i patrzyły w moje oczy.
Widziałem, że była zagubiona. Pewnie nie wiedziała co ma dalej zrobić i jak znaleźć Ve, aby dowiedzieć się od niej tego czego ja się dowiedziałem. Chciałem jej to wyjawić, ale najpierw musiałem powiedzieć te dwa magiczne słowa, które o czwartej nad ranem zdecydowałem się jej wyznać.
- Nie wiem do czego to dąży Louis, ale ja już muszę iść. Przyszłam tutaj tylko dlatego, że nie odbierałeś ode mnie telefonów. - wyjaśniła szybko.
- Zostań, możemy iść razem na obiad.
- Nie, lepiej będzie jak pójdę. - oznajmiła przechodząc obok mnie i kierując się do wyjścia.
- Emma? - zapytałem, gdy już trzymała dłoń na klamce.
- Tak? - odwróciła się, a ja powiedziałem sobie w myślach: Teraz, albo nigdy. 
- No bo wiesz, bo ja cie … - zacząłem jąkając.
- Co ty mnie? - przerwała mi ze zmarszczonymi brwiami.
- No wiesz... - zacząłem gestykulować rękoma.
- Nie wiem. O co chodzi Louis? - była już zirytowana moim niezdecydowaniem.
- Dobra... Kocham cię. - mruknąłem pod nosem.
- Co? Nie dosłyszałam możesz głośniej? - zapytała nastawiając uszu w moją stronę.
- Kurwa! Kocham cię! - wydarłem się na całe gardło, a na ustach Emmy zagościł ogromny uśmiech, a co jest najlepsze na zewnątrz za drzwiami usłyszałem głośne krzyki i brawa. O Boże...
- Muszę iść. - oznajmiła dziewczyna odwracając się i otwierając drzwi.
- Czekaj! - krzyknąłem za nią zatrzymując ją w połowie kroku.
- Może chciałabyś, abyśmy się umówili gdzieś? - zapytałem pocierając kark w nerwowym geście.
- To ma być zaproszenie na randkę? - zapytała z małym uśmieszkiem na ustach.
- No. - kiwnąłem głową zgadzając się.
- To musisz bardziej się postarać, abym się zgodziła. A teraz do widzenia panie prezesie. - odpowiedziała otwierając drzwi i wychodząc z mojego gabinetu kołysząc biodrami.
Myślę, że robiła to specjalnie, by mnie tylko sprowokować.
Będę musiał coś wymyślić, aby zgodziła się na pójście na randkę ze mną.
Tylko co tutaj zrobić?
Moja asystentka posłała mi ogromny uśmiech i uniesione oba kciuki w górę oznaczające, że dobrze mi poszło.
Uśmiechnąłem się do niej tylko i zamykając za sobą drzwi wróciłem do biurka.
Na szczęście system został naprawiony, więc mogłem spokojnie wrócić do pracy i zająć czymś myśli.
Ale moją głowę cały czas nawiedzała brunetka, którą kocham nad życie i nigdy nie chcę być z nikim innym.

________________________________________________________________________

Dziwna czcionka mi się zrobiła, ale nie umiem tego naprawić.
Mam nadzieję, że nie sprawiło Wam to trudności w czytaniu.
Pisałam ten rozdział w wordzie, a nie tak jak zawsze na blogspocie i stąd mi się to zmieniło.

I jak wrażenia po rozdziale?
Pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni rozdział pisany z perspektywy Louisa :)

Dzięki za wszystko i do następnego.

8 komentarzy:

  1. AWWWWWWWWWW super rozdział :) :) :) czekam na następny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, ale "jazda" , uwielbiam to opowiadanie , czekam tradycyjnie na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hohoho, ale sie dzieje :o najpierw odejscie, i pod koniec takie cos *.* Szczerze ? Czytalam jak ona do niego mowila "zamknij sie... " to az mnie zabolało, bo tez tak zawsze mowie :( ale teraz juz nie bo wiem ze to boli. Takie super, slodkie, zajefajne zakonczenie jezu ifhsjhzksh <3 Uwielbiam poprostu ! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow tyle sie tu dzieje! Ve jest tchorzem, serio. Ciesze sie, że Em z Lou wyznali sobie miłość aw

    OdpowiedzUsuń
  5. ŻAŁ , jaki głupi ten rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Ve ugh co za suka. Straszne. Ale wiadomo, że Emma i Louis będą parą. Oczywiste. Koooochaaaaam.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech lou i em będą parą

    OdpowiedzUsuń