środa, 24 września 2014

ROZDZIAŁ 28.

Pierwszy tydzień po rozstaniu z Louisem pamiętam jak przez mgłę.
Niby wszystko było dobrze, ale moje serce, które pękło na milion kawałków nie pozbiera się tak szybko jakbym tego chciała. Czuję potworny ból palący moją klatkę piersiową, obawiam się że on nigdy nie minie.
Boję się gdziekolwiek sama chodzić, boję się wstać z łóżka i iść do pracy. Chciałabym, aby Louis był teraz obok mnie, on wiedziałby co ma zrobić, co powiedzieć, jak się zachować.
Jestem pewna, że teraz siedzi sobie zadowolony u siebie w biurze i kontroluje cały swój biznes i wydaje rozkazy.
W pracy zawsze zachowywał się bardzo sztywno, ani żadnego uśmiechu do swoich pracowników, ani żadnego dziękuje czy nawet przepraszam. Natomiast przy mnie był czuły, troskliwy, kochany. Jak jeden człowiek może się tak zmienić?
Od poniedziałkowego ranka postanowiłam, że przestanę się nad sobą użalać i wezmę się w garść. Tak może i by było gdybym nie zobaczyła jego zdjęcia stojącego na półce w kuchni.
Rozpłakałam się widząc go uśmiechającego się do obiektywu i fotografa, czyli mnie. Chciałabym go przytulić, zapewnić że wszystko będzie dobrze i tak jak dawniej. Ale nie mogłam. Powiedziałam sobie, że się do niego nie odezwę w najbliższym czasie. Wiem, że może to głupie i bezsensowne ale ja naprawdę nie mogłam z nim być przez jego rodzinę. Wiem, że ja byłam z nim, a nie z jego rodziną ale jednak oni też coś wnoszą do jego życia, a potem i mojego. A zachowanie jego babci naprawdę mnie zasmuciło. Nie rozumiałam dlaczego kobieta pała taką niechęcią do mojej osoby i dlaczego tak bardzo mnie nie lubi. W końcu widziała mnie pierwszy raz na oczy, więc dopiero po tym spotkaniu mogła tworzyć sobie zdanie o mnie zdanie, a nie przed tym. A jej intryga to... Ja w ogóle nie wiem co to było. Żeby znaleźć jakąś dziewczynę i kazać jej rozkochać w sobie Louisa, który później by mnie zdradził? Niewiarygodne.
Emma musisz się wziąć w garść, mówiłam sobie w myślach. Ale im bardziej starałam się zmotywować do czegokolwiek nic z tego nie wychodziło. Byłam zła na siebie, że Louis zaprzątał moją głowę cały czas. Starałam się o nim zapomnieć, jakoś poukładać sobie ten czas w którym go nie było, ale nie dałam rady.
We wtorek było już lepiej. Wstałam z łóżka przed siódmą rano i czułam, że naprawdę się wyspałam. Wzięłam szybki prysznic, zjadłam śniadanie i wyszłam jak najszybciej z domu, aby nie przypominać sobie o wczorajszym przepłakanym dniu.
Środa minęła w mgnieniu oka, nim się obejrzałam wróciłam już do domu z pracy i siadłam do książek. Uczyłam się tak długo, aż nie zasnęłam na kanapie w salonie przy włączonej muzyce i otwartym oknie.
Czwartek zaczęłam od gorącego prysznica, który rozluźnił moje zdrętwiałe ciało od spania na kanapie. Powiedziałam już sobie wtedy, że ostatni raz śpię w salonie, gdyż to nie za dobrze wpływa na mój kręgosłup.
W piątek w pracy starałam się robić wszystko, aby tylko nie myśleć o egzaminie, który miał się odbyć na drugi dzień. Tom co chwila musiał mnie sprowadzać do rzeczywistości, bo uciekałam myślami daleko, zamiast ścierać stoliki. Byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważyłam ładnej blondynki idącej w moją stronę. Wpadłam na nią i upadłyśmy razem na podłogę. Przeprosiłam ją kilkakrotnie, a ona z uśmiechem odpowiedziała mi, teraz zacytuję: Nic nie szkodzi, Emmo.
I tu nasuwa mi się pytanie, skąd ona wiedziała jak mam na imię? Bo ani na fartuszku, ani na firmowej koszulce z logiem kawiarni nie było plakietki z moim imieniem. Pani Jones nie uznaje czegoś takiego. Dla niej kelnerki i ogólnie wszyscy pracownicy mają być niewidoczni i anonimowi co mnie dziwi bo przecież to my pracujemy na nią i dzięki nam ona zarabia mnóstwo pieniędzy.
Potem do końca dnia tajemnicza i bardzo ładna blondynka siedziała w mojej głowie, a ja nie miałam pojęcia skąd ją znam, o ile w ogóle ją znam bo ona mnie skąd musi kojarzyć, a przynajmniej moje imię.
Gdy nastała sobota czułam, że zwymiotuję z nerwów. Dosłownie trzęsłam się cała od stóp do głowy. Moje myśli cały czas krążył wokół tego co się będzie dziać na sali, jakie będą pytania, czy będę potrafiła na nie odpowiedzieć. Miałam cały czas nadzieje, że dam sobie radę. Co prawda nauka przez ostatni tydzień była dość ciężka, ponieważ co chwila moje myśli krążyły wokół bruneta z niebieskimi oczami, ale starałam się dać sobie radę i nie myśleć o nim i skupić się na nauce.
Gdy nastał w końcu dzień egzaminu i ta chwila gdy wchodzimy na salę czułam jak głowa zaczyna mi pulsować z nerwów. Ale poradziłam sobie z tym biorąc głęboki i uspokajający oddech, który był jak zbawienie w tamtym momencie. Dziewczyny, te które tydzień wcześniej patrzyły na mnie z zazdrością i obrzydzeniem przez Louisa, który wtedy ze mną był. Nawet na mnie nie spojrzały, ani nic nie powiedziały, choćby jeden mały wredny komentarz. Nic. Albo się cieszyły, że nie ma przy mnie chłopaka, albo nie miały mi nic do powiedzenie, co by było godne mojej uwagi.
Egzamin zakończył się sukcesem. Wieczorem dowiedziałam się, że zaliczyłam go najlepiej z całego roku co jeszcze bardziej rozpierało mnie dumą, że mimo tragicznych zdarzeń w moim życiu potrafię się zmotywować do nauki i zdania egzaminu na piątkę.
W niedzielę miałam ostatni egzamin, a po nim wolne aż do października. Ten również wypadł bardzo dobrze i stałam się studentką drugiego roku weterynarii na uniwersytecie w Londynie.
Tak bardzo się cieszyłam, że zaprosiłam Ve do mnie na noc abyśmy to uczciły. Nie rozmawiałam z nią przez cały tydzień, nawet nie wiedziała o moim odejściu od Louisa. Nie chciałam jej dodawać jeszcze więcej problemów, bo swoich miała już pewnie dość. Złamana noga, kłótnia z rodzicami, nie dogadywanie się z rodzeństwem. To wszystko spowodowało, że dziewczyna nie zdała jednego z czterech egzaminów, które miała w tym roku. Ale przecież nic się nie stało, istnieje coś takiego jak sesja poprawkowa we wrześniu. I wierze, w to że Ve sobie poradzi.
Gdy nastał już wieczór, drzwi mojego mieszkania ktoś zapukał. Byłam pewna, że to Ve i nie myliłam się. Stała na klatce schodowej ubrana w jasną spódniczkę, białą bluzkę na ramiączkach i ciemną marynarkę. Podpierała się kulą, a na jej nodze widniał jeszcze gips zabazgrany przez młodsze rodzeństwo. Miałam nadzieje, że przyjaciółka pozwoli mi się na nim podpisać choć bałam się, że nie znajdę odpowiedniego miejsca na mój przepiękny podpis.
Zaprosiłam ją do środka.
- Siadaj. - wskazałam na kanapę stojącą w salonie. - A ja przyniosę coś do jedzenia i jakieś szkło na twój trunek. - dodałam wskazując palcem na butelkę drogiego wina trzymaną w ręce przyjaciółki.
Chwilę później wchodziłam do salonu z ogromnym talerzem, na którym była nasza ulubiona pizza.
- Idealnie. - skomentowała Ve, gdy postawiłam naczynie przed nami na niskim stoliczku. Dziewczyna usiadła jednak na jednym z foteli i kładąc swoją „chorą” nogę na niskiej pufie uśmiechała się do mnie.
Nalałam alkohol do szklanek i podając jedną z nich przyjaciółce uniosłam rękę do góry i powiedziałam.
- Za naszą przyjaźń, studia i dorosłe życie.
A Ve dodała.
- Za siostrzaną miłość i aby nasze życie układało się po naszej myśli, a nie wręcz przeciwnie. - upiłyśmy łyk mocnego czerwonego wina, po czym usiadłam na kanapie. I coś czułam, że zaraz zacznie się zabawa w dziesięć pytań Ve.
- Louis będzie? - A nie mówiłam. Z kawałkiem pizzy w połowie do moich ust zamarłam słysząc to pytanie.
Pokręciłam tylko głową gryząc kawałek pizzy. W ogóle nie czułam jej smaku.
- Szkoda, chciałabym go przeprosić za to że tak źle o nim mówiłam. - Ve wzruszyła ramionami w rezygnacji, a ja w końcu odważyłam się powiedzieć jej, że prawdopodobnie już nigdy go nie zobaczymy. Ewentualnie może w gazecie czy internecie na jakichś stronach plotkarskich z piękną i atrakcyjną młodą dziewczyną, która będzie jego życiową partnerką.
- Ve ja i Louis to już skończona historia. - powiedziałam cicho, a Ve z ustami pełnymi pizzy otwarła je ze zdziwienia i zanim coś powiedziała połknęła to co miała w jamie ustnej.
- Co ty gadasz? Jak to skończona historia? - zapytała z wytrzeszczonymi oczami.
- No tak, rozstaliśmy się tydzień temu. - wyjaśniłam upijając łyk, a nawet i trzy wina.
- I ty mi dopiero teraz o tym mówisz? - zapytała. Widziałam jaka była rozwścieczona.
- Nie było okazji kiedy ci o tym wspomnieć Ve.
- Dobra, to opowiedz od początku jak to się stało, że taka idealna para jak wy zdecydowaliście się rozstać. - opowiedziałam jej wszystko, a przyjaciółka rozsiadając się wygodnie w fotelu i zakładając ręce na klatce piersiowej słuchała mojej opowieści.
Pół godziny później, gdy już nie miałam w sobie w ogóle łez skończyłam opowiadać jej jak to się stało i na czym teraz stoimy.
Ve była bardziej niż zaskoczona i zarazem zła na mnie, Louisa, jego rodziców, a przede wszystkim na wredną babcię chłopaka.
Nie dziwię się jej. W końcu przedstawiłam jej postać w taki sposób jaki ja ją widzę. Był moment, w którym Ve nawet chciała do niej jechać, ale powiedziałam że nie wiem gdzie kobieta mieszka i że tak łatwo jej nie znajdziemy bo przecież obie jesteśmy pod wpływem alkoholu.
- Wiec nie wiem co mam powiedzieć. Pocieszyłabym cię, ale sama zdecydowałaś się rozstać z nim. Dlatego pocieszenia ode mnie nie dostaniesz, ale dostaniesz opieprz. - zaczęła, a ja skuliłam się na kanapie. - Jak mogłaś zrezygnować z takiego ciacha. Nie chodzi mi o jego wygląd zewnętrzny, ale wewnętrzny. On cię kochał, a raczej nadal kocha widziałam w jaki sposób na ciebie patrzył, jak się o ciebie troszczył. Nawet te małe gesty, trzy,anie za rękę, czy głaskanie po plecach, to naprawdę dużo świadczy o facecie. Nie każdy jest zdolny do tego typu czynów, a Louis jest. Taki facet to skarb i dziwię ci się, że tak go potraktowałaś. Nie dałaś wam szansy na ocalenie tego związku, tylko tak po prostu zrezygnowałaś. O miłość trzeba walczyć kochana. Ona nie przychodzi tak łatwo i sama o tym wiesz, ale łatwo ją stracić o tym również wiesz. Dlatego ja na twoim miejscu spotkałabym się z nim i pogadała. Przedyskutowała za i przeciw w tym związku i dała jeszcze jedną szansę, a może znów będziecie razem? - Ve wzruszyła na koniec swojej wypowiedzi ramionami, a ja potaknęłam tylko zgadzając się. Bałam się do niego zadzwonić, ale wiedziałam ze muszę to zrobić. Poczynić jakieś kroki w tej sprawie, a może uda nam się dogadać i będziemy ponownie razem o ile Louis już nie znalazł sobie jakiejś młodej i pięknej dziewczyny do bzykania. Ja chyba naprawdę jestem bardzo pijana skoro myślę o takich rzeczach.
Udało mi się o nim nie myśleć przez cały tydzień, a przyszła Ve i od razu rzuciła mnie na głęboką wodę karząc porozmawiać z nim.
W ciągu całego tygodnia tylko kilka razy się popłakałam przypominając sobie jego piękny uśmiech i to jaki był czuły wobec mnie. Nie odzywał się do mnie, ani ja do niego przez całe siedem dni. Chyba faktycznie wziął sobie moje słowa do serca, żebyśmy rozstali się bo to nam dobrze zrobi.
Ale ja tak bardzo za nim tęsknię, chciałabym go przytulić i pocałować jego policzek. Objąć go w pasie i położyć głowę na jego torsie, gdy oglądamy film. Śmiać się z jego nieśmiesznych żartów, płakać gdy zajdzie taka potrzeba i kochać go po wszystkie czasy, aż do skończenia świata. Ale wiem, że to nie będzie takie proste i nasz powrót, o ile taki nastanie, nie będzie łatwy.


Perspektywa Louisa


Przez siedem, bardzo długich dni ani ja ani Emma nie odzywaliśmy się do siebie. Trzymałem kilka razy telefon w dłoni z wybranym jej numerem telefonu, ale nie potrafiłem nacisnąć zielonej słuchawki, aby do niej zadzwonić. Bałem się, bałem się, że powie mi iż nie możemy być razem i rzuci słuchawką. Wiem, że to przez moją chorą babcię, która potrafiła wszystko zniszczyć, tak się stało jak się stało. Przez cały tydzień mieszkałem u Zayna i Perrie. Dziewczyna nie była na mnie zła za to, że okupuję ich wolny pokój. Była nawet zadowolona mając mnie pod swoim dachem i móc się mną opiekować. Bo jak sama kiedyś powiedziała lubi troszczyć się o innych ludzi. A Zayn widząc zadowolenie swojej dziewczyny uśmiechał się częściej przez ten tydzień niż w całym swoim życiu. Razem z Bobem dostawaliśmy wieczorami smakowitą kolację przyrządzoną przez partnerkę mojego kumpla. Czasem miałem wyrzuty sumienia i chciałem wracać do swojego mieszkania, ale dziewczyna zastraszała mnie że nie wypuści mnie z domu i ukarze gdy ponownie o tym wspomnę. Dlatego siedziałem cicho i nic nie mówiłem, oczywiście o moim powrocie do apartamentu. Codziennie jeździłem do pracy i starałem się nie myśleć o Emmie. Starałem się to bardzo duże słowo, ale ja naprawdę próbowałem nie wspominać o jej pięknym uśmiechu, o jej zaczerwienionych policzkach, gdy śmiała się do bólu brzucha z moich nie śmiesznych żarcików, a nawet o tym jaki byłem szczęśliwy trzymając ją w swoich ramionach gdy spała.
Chciałbym usłyszeć od niej, że wszystko będzie dobrze, że jest szansa na powrót do siebie, że znów powie mi kocham cię, ale za każdym razem gdy o tym myślałem nachodziła mnie myśl, a co jeśli już nigdy jej nie zobaczę i nie usłyszę jej melodyjnego głosu? A co jeśli już sobie znalazła jakiegoś kolesia, który traktował jak należy, sprawiał że była bezpieczna i szczęśliwa? Miałem nadzieję, że tak się nie stało.
Starałem się omijać kawiarnię, w której pracuje. Kiedyś zapewne stanąłbym na parkingu i z uśmiechem na ustach wszedł do środka pocałował ją w usta i zamówił moją ulubioną kawę. Ale tak nie zrobiłem. Przejeżdżałem tylko obok niej patrząc czy może gdzieś jej nie widać zza szyby, ale niestety nie udawało mi się jej dostrzec.
Ale gdy w piątek wieczór zmęczony wróciłem domieszkanie Zayna, to Perrie od razu rzuciła mi się na szyję mówiąc ze spotkała dziś Emmę. Zdziwiłem się, gdzie ją widziała i jak. Ale gdy wyjaśniła mi, że była w kawiarni, gdzie pracuje dziewczyna i ona na nią wpadła uspokoiłem się wiedząc że z Emmą wszystko w porządku. Że żyje i ma się dobrze. Ale smutny i zaniepokojony wyraz twarzy Perrie sprawił, że i ja zacząłem robić się niespokojny. Powiedziała, że dziewczyna była tak zamyślona, że nie zauważyła jej i wpadła na nią. Na szczęście nic im się nie stało i obie wyszły z tego bez szwanku, a ja wiedziałem, że Emma ciągle o mnie myśli. Zawsze była rozkojarzona i nie potrafiła skupić się na jednej rzeczy przez ta właśnie myśl. Miałem tylko nadzieję, że myślała o mnie i stąd to jej rozproszenie się wzięło.
W sobotę zrobiłem sobie wolne. Jako, że miałem w zwyczaju w ten dzień tygodnia pracować, to postanowiłem że zrobię coś dla siebie. Dlatego wziąłem rano, gdy reszta domowników jeszcze spała, Boba na smycz i cicho wyszedłem z mieszkania. Biegałem po parku, na jakichś łąkach oddalonych od mieszkania kumpla o kilkanaście kilometrów, wzdłuż rzek. Wszędzie gdzie mnie nogi poniosły. Cieszyłem się, że potrafiłem jeszcze się zmobilizować do porannych treningów, które zawsze sprawiały że czułem się fantastycznie i pełen życia. Zapomniałem na chwile o własnych problemach, ale gdy zbliżałem się do mieszkania mój telefon znajdujący się w kieszeni dresowych spodni zaczął dzwonić. Miałem nadzieję, że może to być Emma, ale gdy ujrzałem numer mojej mamy na wyświetlaczu telefonu od razu odrzuciłem połączenie. Kobieta potrafiła dzwonić do mnie kilkanaście razy dziennie, a ja za każdym razem odrzucałem połączenie nie chcąc słuchać jej żałosnych przeprosin i błagań o wybaczenie.
Wszedłem do mieszkania, a od progu poczułem zapach świeżo parzonej kawy i moich ulubionych tostów z dżemem malinowym. Muszę przyznać, że Zayn ma za dobrze z Perrie. Nie dość, że dziewczyna potrafi gotować, pracuje jako masażystka i chłopak ma darmowe masaże co wieczór to jeszcze jest piękna i kochana przez swojego chłopaka.
- Cześć wszystkim. - wszedłem do kuchni, gdzie zastałem dwójkę gołąbków czule obściskujących się na blacie kuchennym.
- O Louis, hej. - przywitała się ze mną Perrie zeskakując z blatu i odwracając się do mnie plecami udając, że coś tam gotuje.
Natomiast Zayn zadowolony z siebie i uśmiechnięty od ucha do ucha odwrócił się do mnie przodem. W samych spodniach dresowych i z gołą klatą pokrytą tatuażami przywitał się ze mną.
- Louis musisz powiedzieć swojej mamie, żeby przestała wydzwaniać do nas o siódmej rano. Wiem, że nie chcesz z nią rozmawiać, ale stary sobota jest po to aby się wyspać i odpocząć po ciężkim tygodniu pracy. - Zayn był lekko zirytowany faktem, że moja rodzicielka ich obudziła. Rozumiałem to w pełni dlatego powiedziałem.
- Dziś wieczorem wracam do siebie. - oznajmiłem, a Perrie która stała odwrócona do mnie plecami popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Louis, przecież wiesz że możesz zostać tutaj ile tylko zechcesz. Naprawdę nam nie przeszkadzasz, a my uwielbiamy Boba. - pogłaskała zwierzaka za uszami dając mu kawałek szynki.
- Wiem kochana, ale chcę już wrócić do normalnego życia. - odpowiedziałem lekko się uśmiechając, choć był to wymuszony uśmiech.
- Rozumiem, ale jakbyś chciał to my zawsze ci pomożemy, dobra? - Perrie nie dawała za wygraną, ale widziałem że dziewczynie jest mnie żal, więc tylko kiwnąłem głową zgadzając się, a blondynka przytuliła się do mnie. Nie przeszkadzało jej to, że byłem cały spocony z dopiero co długiego biegu.
- Może ja pójdę pod prysznic, a wy tu sobie dokończcie sprawy które wam przerwałem. - zaproponowałem puszczając dziewczynie oczko, a przez to zostałem uderzony w ramię oraz zdzielony szmatką po głowie.
Śmiejąc się głośno ruszyłem do łazienki i biorąc długi relaksujący prysznic myślałem jak to będzie wrócić do pustego mieszkania. I żyć bez niej.

***

Gdy w niedzielę wieczorem siedziałem przed telewizorem z nogami wyciągniętymi przed sobą na kanapie i sącząc piwo. Zastanawiałem się co Emma może teraz robić. W ten weekend miała jeszcze dwa, ostatnie, egzaminy. Zapewne teraz siedzi sama w mieszkaniu i ogląda jakieś stare filmy na DVD w salonie. Jej włosy są spięte w koka na czubku głowy, a na sobie ma podarte i sprane dresy, które tak kocha.
Chciałem do niej zadzwonić i zapytać czy nie spotkałaby się ze mną jutro po pracy, ale za każdym razem gdy wybierałem jej numer w głowie pojawiał mi się wyraz jej twarzy gdy się ze mną żegnała. Dlatego odkładałem telefon obok siebie i pogłaśniając dźwięk w telewizorze obserwowałem jak nasi piłkarze przegrywają z Niemcami dwa do zera.
Gdy po raz co najmniej dwudziesty raz chciałem wybrać jej numer telefon zaczął wibrować mi w dłoni, a na dużym ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej Emmy. Ja chyba śnię, pomyślałem zanim odebrałem połączenie.
- Emma? - zapytałem do słuchawki telefonu, ale po drugiej stronie usłyszałem tylko jakieś śmiechy.
- Emma, czy to ty? - ponowiłem pytanie, a w odpowiedzi dostałem głuchy śmiech i nastała nagła cisza, co by oznaczało że połączenie zostało przerwane.
To był chyba faktycznie jeden z tych snów, gdzie dziewczyna dzwoni do chłopaka mówiąc żeby ją uratował bo coś zagraża jej życiu, ale...
Telefon znów zaczął wibrować z prawej dłoni, dlatego przyciszyłem telewizor do minimum i odkładając butelkę na stolik odebrałem połączenie. Tym razem nie było słychać żadnych śmiechów, a w słuchawce zabrzmiał głos mojej Emmy.
- Loui? - zapytała, a ja odchrząkując odpowiedziałem.
- Tak, cześć Em. - przywitałem się z nią.
- Umm gdzie jesteś? - zapytała zduszając chichot. Czy ona była pijana?
- U siebie w mieszkaniu, jesteś pijana? - zapytałem podnosząc się z kanapy i idąc w stronę kuchni, gdzie zapaliłem lampkę nad blatem i nalałem sobie do czystej szklanki wody.
- Ja pijana? No skądże. - zachichotała, a ja uśmiechnąłem się pod nosem móc w końcu po siedmiu dniach mordęgi usłyszeć jej dźwięczny głos.
- Mam przyjechać i to sprawdzić? - zapytałem opierając się plecami o blat w kuchni.
- Nie! - krzyknęła do telefonu, a ja musiałem odsunąć aparat od swojego ucha, aby nie ogłuchnąć.
- Zaczekaj moment. - poprosiła, po czym za kilka sekund później znów się odezwała. - Przepraszam, ale jest u mnie Ve i musiałam uciec do łazienki. Świętowałyśmy koniec pierwszego roku studiów. - wiedziałem, że ktoś u niej jest. Domyślałem się nawet, że może to być jej siostra.
- Dobrze, że nie jesteś sama. - powiedziałem cicho, ale ona musiała to usłyszeć.
- A ty? Jesteś sam? - zapytała, choć zapewne nie chciała tego zrobić, ale alkohol, a jak mogę się domyślać czerwone wino, dodało jej odwagi.
- Nie, mam Boba. - odpowiedziałem spoglądając na śpiącego zwierzaka obok kanapy.
- To dobrze. Chciałabym żebyś tutaj był. - powiedziała cicho, po czym usłyszałem głośne trzaśnięcie. Zapewne trzasnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Naprawdę? - zapytałem z nadzieją, że jeszcze nic nie jest stracone, a nasz związek da się uratować.
- Tak. - potwierdziła to, a ja poczułem jak mój uśmiech rośnie.
- Ale nie mówisz mi tego dlatego że jesteś pijana, prawda? - zapytałem, aby się upewnić.
- Gdybym była trzeźwa zapewne nie zadzwoniłabym do ciebie. - odpowiedziała. Uwielbiam to że potrafi być ze mną szczera, szkoda tylko że to alkohol dodaje jej więcej odwagi a nie ona sama.
- To prawda. Wiesz, że nadal cię kocham prawda? - zapytałem.
- Naprawdę? - usłyszałem zaskoczenie w jej glosie.
- Tak. Kocham cię i nigdy nie przestanę. - odpowiedziałem zgodnie z prawdę. Kocham ją całym swoim sercem i nigdy w życiu nie przestanę. Nie wyobrażam sobie życia bez niej.
- Ja ciebie też kocham Loui. - uwielbiam jak zwraca się do mnie tak zdrobniale.
- Chciałbym teraz być przy tobie, aby cię przytulić. - powiedziałem, a ona westchnęła.
- Ja też. - odpowiedziała, widziałem jak wydyma dolną wargę i to jaka robi się smutna.
- To znaczy, bardzo bym chciał, ale tak się nie stanie, wiesz o tym prawda?  zapytała choć wiedziałem, a raczej byłem pewien, że to nie prawda i ona sobie tylko ze mnie żartuje.
- Emma nie mów tak. Myślę, że uda nam się to wszystko naprawić. - powiedziałem do słuchawki, ale nagle z drugiej strony zamiast odpowiedzi Emmy usłyszałem czyjś głos mówiący.
- Chodź Em, chłopaki czekają. - nie usłyszałem odpowiedzi Emmy, bo się rozłączyła. Chciałem do niej zadzwonić, a nawet i próbowałem ale nie odbierała. Czyli tak to się teraz zabawia? Zamiast wymyślać jak wyjść z tej sytuacji to ona sprasza sobie kolegów do mieszkania i zabawia się z nimi. Dlaczego ona mi to robi? Wiem, że nie jesteśmy już razem ale to nie jest fajne uczucie wiedzieć, że dziewczyna którą nadal kocham spotyka się z innymi, a mnie ma gdzieś i nie raczy nawet do mnie zadzwonić.

_________________________________________________________________

Na początek chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że nic nie dodawałam przez długi okres czasu.
Ale strasznie źle się ostatnio czuję.
Jesień przyszła, a mnie jak co roku wszystko boli i odechciewa wszystkiego.
Dlatego przepraszam Was bardzo, bardzo, bardzo!
Leże tylko w łóżku z gorąca herbatą i próbuję odzyskać siły, bo przecież w przyszłym tygodniu zaczynam studia.
Właśnie, a jeśli o to chodzi. Ktoś zapytał mnie na asku czy rozdziały będą tak często jak przez wakacje, gdy pójdę na studia.
Na obecną chwilę nic nie wiem. Ani jakie będę mieć przedmioty, ani jaki harmonogram zajęć. Nic, po prostu. Myślę, że  w tym lub przyszłym tygodniu wszystko się okaże i wtedy będę mogła Wam powiedzieć co i jak.
Będę się starać, aby rozdziały były dość często. A jak nie to możemy umówić się, że będę dodawać w weekendy.
Napiszcie mi co sądzicie o tym, bo nie chciałabym was stracić i też nie chciałabym przestać pisać, bo lubię to robić.
Fajnie by było, jakby więcej osób skomentowało, bo naprawdę uwierzcie mi że mnóstwo osób wchodzi na tego bloga i to jest oczywiste, że czyta, ale potem nawet nie napisze choćby jednego słówka.
Nawet czy mu się podobało, czy nie. A dla mnie to jest ważne, bo wiem że moja praca nie idzie na marne, a i możecie sprawić że zacznę się uśmiechać, bo przez ostanie dni może uśmiech na mojej twarzy zagościł może ze trzy razy?
Na koniec chciałabym Wam powiedzieć, że założyłam sobie konto na Wattpadzie.
Ktoś pomyśli sobie po co? Już wyjaśniam.
Po to, że jak ktoś będzie chciał przeczytać je od początku to może śmiało to zrobić pobierając aplikację Wattpad na swój telefon.
Aplikacja ta działa bez internetu i jest w pełni darmowa, a uwierzcie mi że świetnie się na tym czyta. Wiem to, bo wypróbowałam już ją i bardzo serdecznie polecam.
Tutaj macie link do mojego konta:  www.wattpad.com/user/nutellaenutella
Dodałam dopiero część rozdziałów z pierwszego bloga (Can we be together?)
I zapewne dziś lub jutro pojawi się reszta rozdziałów oraz drugi blog.
To by było na tyle mojej jakże długiej notki, dlatego czekam na komentarze (mam nadzieje, że będzie ich więcej niż pod ostatnim rozdziałem)
Następny rozdział będzie za dwa dni (w piątek) chyba że coś mnie zje i uniemożliwi mi dodanie rozdziału, ale trzymajcie kciuki :)
Cześć!

4 komentarze:

  1. Jejku ale zrobiło mi się smutno, mam nadzieję że wszystko miedzy nimi się poukłada, a tak "apropo" kocham jak piszesz; czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje ze wszystko sie pouklada pomiedzy lou i em , czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Em musi byc czesto pijana :) wtedy jest taka slodka <3
    "-Wiesz że nadal cię kocham prawda? - zapytałem.
    -Naprawdę? -usłyszałem zaskoczenie w jej głosie.
    - Tak. Kocham cię i nigdy nie przestanę. " --> jejuu... poprostu jeden z moich ulubionych dialogów dotychczas *.*
    Przewidywałam że w tym rozdziale stanie sie cos Em ale jednak za szybko by to bylo :)
    Szkoda troche ze ludzie czytaja a nie zostawia po sobie sladu malutkim komentarzem typu "super rozdzial " to naprawde jej pomoze ludzie !! Wiec do roboty, a nie czekacie na gotowe :D ;)
    Rozdział jak zwykle niesamowity :3
    Dużo weny i czasu ci życzę oraz powodzenia na nowym kierunku ! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Em co to za chłopy? Ve coś ty wykombinowała? Louis jedź po nią!
    Ola

    OdpowiedzUsuń