sobota, 11 października 2014

ROZDZIAŁ 33.

-  2 tygodnie później  -


Perspektywa Louisa


Odkąd tylko pamiętam zastanawiałem się jak umrę. Marzyłem, że będzie to w domu, gdzie przy moim boku będzie leżeć ukochana osoba i trzymać mnie za rękę. Ale po chwili w mojej głowie pojawiał się odrażający obraz mnie, leżącego samotnie na szpitalnym łóżku. Umierałem sam, bez nikogo przy moim boku.
Takie sny często nawiedzały mnie w nocy. Czasem nawet bałem się zasnąć, by znów ich nie zobaczyć.
Nagle przebudziłem się. Nie wiedziałem gdzie jestem. Dopiero po kilku sekundach rozglądania się po ciemnym pokoju zorientowałem się, że jestem u Emmy w mieszkaniu, a dziewczyna śpi przytulona do mnie. Złożyłem czuły pocałunek na jej czole i wyślizgując się z jej objęć, a przynajmniej próbując, wyszedłem z pokoju. Zawróciło mi się w głowie, więc musiałem na chwilę przystanąć i poczekać aż nieprzyjemne uczucie przejdzie. Potrząsnąłem głową i ruszyłem do kuchni. Zapaliłem małe światełko znajdujące się pod szafkami wiszącymi na jednej ze ścian i oparłem się rękoma o blat kuchenny. Nie wiedziałem co się ze mną działo i dlaczego byłem taki słaby. Bałem się, że moje najgorsze obawy mogą się spełnić, aż dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa. Aby odepchnąć od siebie swoje najgorsze przypuszczenia nalałem sobie do szklanki wody i wypiłem całą jej zawartość za pierwszym razem, a następnie nalałem kolejną dawkę. Wypiłem ją duszkiem i odstawiłem szkło do zlewu.
Spojrzałem na zegarek zawieszony na ścianie nad stolikiem kuchennym, wskazywał on 2:30. Co się ze mną dzieje? Złapałem się za głowę i usiadłem na podłodze opierając plecy o szafkę kuchenną.
Schowałem twarz w dłoniach i zastanawiałem się co powinienem zrobić. W głowie pojawiały mi się różne czasem przerażające myśli dotyczące tego co mi jest. Choroba? Mam tylko nadzieję, że nie jakaś poważna, bo gdy teraz wszystko mi się zaczęło w życiu układać, to oczywiście coś musi się zdarzyć i bum. Nie pozostaje ze szczęścia nic. Myśli kłębiły się w mojej głowie, aż rozpłynęły się w mgnieniu oka, gdy w szparze między moimi palcami zobaczyłem czyjeś bose stopy. Podniosłem głowę do góry i ujrzałem najpiękniejszego anioła, jaki chodził po ziemi.
- Co ty tutaj robisz Louis? - zapytała patrząc mi prosto w oczy. Jej brązowe włosy były w totalnym nieładzie i robiły co chciały na jej głowie.
- Myślę. - odpowiedziałem. Emma popatrzyła na zegar wiszący za nią i po chwili wróciła wzrokiem na mnie.
- O prawie trzeciej nad ranem? - zapytała zdziwiona przecierając oczy. Wyglądała tak słodko po przebudzeniu.
- Yhm. - mruknąłem wzruszając ramionami.
- Chodź do łózka. - powiedziała łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w górę, abym wstał.
- Kocham cię. - szepnąłem jej do ucha, gdy oboje leżeliśmy w łóżku, a ona położyła głowę na mojej nagiej klatce piersiowej, a jej małe rączki oplotły się wokół mojej talii.
Mruknęła coś pod nosem i za chwilę cicho pochrapywała. Bawiłem się końcówkami jej włosów nie mogąc zasnąć. W głowie siedział mi cały czas obraz mnie leżącego na szpitalnym łóżku i czującego jakby ktoś wysysał ze mnie resztki życia. Nie mogę dopuścić, aby coś takiego zdarzyło się po raz drugi. Nie teraz, gdy mam przy sobie piękną dziewczynę i gdy w końcu moje życie wygląda tak jak wyglądać powinno.

***

Oczywiście moje nagorsze obawy się spełniły. Przy goleniu się w łazience poczułem jak moja ręka zaczyna mi drgać i czułem straszne pieczenie w niej. Na szczęście Emma przygotowywała dla nas śniadanie w kuchni, więc nie wiedziała co się teraz ze mną dzieje. Musiałem na chwilę usiąść na zamkniętej toalecie, aby dolegliwości mi przeszły. Poczułem jak z nosa kapie mi krew na gołe uda. Szybko dopadłem do zlewu zwalając przy tym kosmetyki Emmy stojące na półeczce. Chwilę później usłyszałem kroki dziewczyny i pukanie do drzwi.
- Louis, wszystko w porządku? - zapytała, a w jej głosie słyszałem zmartwienie.
- Jasne, zaraz wychodzę skarbie. - odpowiedziałem przekonywując ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a tak naprawdę niestety nie było. Nie byłem nawet w stanie się ubrać, aby mi się w głowie nie zakręciło.
- Na pewno? - zapytała uderzając lekko w drewnianą powłokę.
- Tak, na pewno. - odpowiedziałem usuwając czerwone strużki spod nosa.
Gdyby Emma mnie teraz zobaczyła jestem pewnie, że zaczęłaby krzyczeć i zapewne wezwałaby karetkę. Dlatego na razie nic jej nie powiem, dopóki ... dopóki się z tym nie uporam.
Chwilę późnej czułem się już dobrze. Ubrany w garnitur i czarny krawat wszedłem do kuchni. Emma stała przy blacie kuchennym i nakładała na talerz bułki z różnymi dodatkami. Wyglądała tak ślicznie, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Miała na sobie kremową sukienkę i niebieski sweterek, a włosy spięła w kucyk.
Podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu. Wzdrygnęła się, ale za chwilę rozluźniła jak moje dłonie powędrowały z jej talii na brzuch.
- Co ty tak długo robiłeś w tej łazience? - zapytała kładąc ostatnią bułkę na talerz.
- Goliłem się. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zatajając oczywiście przed nią moją największą tajemnicę.
- Jasne. - zaśmiała się, a ja mógłbym przysiąc, że właśnie przewróciła oczami. Odwracając za siebie razem z dużym talerzem położyła go na stole.
- Siadaj. - nakazała wskazując na stojące naprzeciwko niej krzesło. Wykonałem jej prośbę i uśmiechając się do niej przyjaźnie upiłem łyk kawy i zacząłem powoli jeść połówkę bułki.
Nie mogłem skupić się na jedzeniu, ponieważ po pierwsze Emma przyglądała mi się badawczo chcąc zapewne dowiedzieć się dlaczego w środku nocy siedziałem na podłodze w kuchni. A po drugie dręczyły mnie pytania, o to co prawdopodobnie mogło mi być.
- Czemu milczysz? - zapytała opierając się wygodnie o oparcie krzesła i trzymając kubek z resztką kawy przypatrywała się mi uważnie.
- A czemu ty milczysz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Wyraz jej twarzy od razu się zmienił. Zazwyczaj rano była uśmiechnięta i gotowa aby zacząć kolejny wspaniały dzień. A dziś zamartwiała się, widziałem to.
Wzruszyła tylko ramionami i wstając na równe nogi podeszła do zlewu i wkładając do niego brudny kubek oraz talerzyk zatrzymała się chwilę przy nim.
- Zastanawiam się tylko czy... - zaczęła odwracając się do mnie przodem, ale gdy zobaczyła mój smutny wyraz twarzy pokręciła tylko głową i szepnęła.
- Nie ważne. - chwilę później już jej nie było, zniknęła w łazience.
Nie chciałem, aby Emma zamartwiała się o mnie, gdy bez tego ma dużo problemów na głowie. Chciałbym abyśmy byli szczęśliwi. Ja zdrowy, ona uśmiechnięta. Ale wiem, że tak nie będzie. Muszę udać się do lekarza. Fachowa porada mi się przyda.
Gdy kilkanaście minut później siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do kawiarni Emma była mało rozmowna. Zazwyczaj gadała jak najęta, a ja śmiałem się z niej i mówiłem, że zaraz się zapowietrzy, bo tak nadawała. Ale nie dziś. Dziś oboje byliśmy w podłym nastroju. Wiem, że powinienem jej powiedzieć co się ze mną dzieje, ale nie mogłem. Zabiłoby ją to, a ja nie darowałbym sobie że jej o tym powiedziałem i sprawiłem, że jest smutna.
- Wiesz, że cię kocham prawda? - zapytałem parkując przed wejściem do kawiarni. Kiwnęła tylko głową i nachylając się w moją stronę cmoknęła mnie w policzek. Ale gdy już chciała wyjść złapałem ją za ramię i przyciągnąłem do siebie. Usadziłem na swoich kolanach przesuwając fotel w tył i chwytając jej oba policzki w obie dłonie pocałowałem w usta. Odwzajemniła pocałunek, a ja spijałem wszystkie jej jęki.
- Przepraszam za moje zachowanie. - powiedziałem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
Kiwnęła tylko głową i schodząc z moich kolan wysiadła z samochodu. Obserwowałem ją jak wchodzi do środka. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego nie może być prostsze? Tak, kocham cię, zamieszkajmy razem, bądźmy szczęśliwi, razem pokonamy wszystkie problemy i tak dalej. Chciałbym, żeby tak było. Ale jak wiadomo takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach, a prawdziwe życie jest okrutne, przerażające i potrafi dobić. Tak było i w moim przypadku. Zastanawiałem się co ja takiego zrobiłem, że to akurat się przytrafiło mnie. Miałem firmę, zatrudniałem kilkanaście tysięcy ludzi, co by oznaczało że robiłem dobre uczynki. Ale oczywiście coś musiało pójść nie tak i musiałem być chory. Bałem się tylko, żeby nie okazało się iż to może być nawrót mojej choroby. Miałem nadzieję, że może to być przemęczenie gdy trzymając telefon przy uchu umawiałem się na wizytę.


Perspektywa Emmy


Louis dziś wydawał się taki inny. Taki zamknięty w sobie, nieobecny. Zazwyczaj żartowaliśmy razem jadąc do pracy, śmialiśmy się przy śniadaniu. A dziś? Było na odwrót, bałam się o niego.
Gdy w nocy się przebudziłam poczułam, że nie ma go obok mnie. Ale gdy weszłam do kuchni i zastałam go tam siedzącego na podłodze przeraziłam się, że mogło mu się coś stać. Widziałam w jego oczach ból. Ból i ogromny smutek, którego nie jestem w stanie opisać. Nie potrafiłam mu pomóc, bo nie wiedziałam co mu dolega. Nie był nawet skory, aby cokolwiek powiedzieć. Chciałabym zapewnić go, że przejdziemy przez to razem. W końcu tak robią kochające się pary, ale gdy jechaliśmy samochodem nie potrafiłam wydusić z siebie choćby jednego słówka.
- Co tam u Louisa? - zapytała Ve siadając naprzeciwko mnie na zapleczu. Miałyśmy akurat chwilę wolnego, więc piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy. Fajnie było tak pogadać jak za dawnych, dobrych czasów, gdy jeszcze nie miałyśmy takich problemów jak teraz.
- Chyba dobrze. - odpowiedziałam patrząc na kubek trzymany w dłoniach.
- Chyba? Przecież mieszkacie razem. - Ve zmarszczyła brwi przyglądając mi się badawczo. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, a jedyne o czym marzyłam to aby do niego zadzwonić. Wyjęłam więc komórkę z kieszeni roboczego fartuszka i wybrałam jego numer. Odrzucił połączenie. Mogłam się tego spodziewać.
- Em jeszcze nigdy w życiu cię takiej nie widziałam. No dobra może raz, gdy jeden egzamin ci nie poszedł. Ale teraz to mnie dziewczyno przerażasz. - Ve była wyraźnie zmartwiona, słyszałam to w jej głosie.
- Z Louisem coś się dzieje. Rano był strasznie nieobecny, a teraz chciałam do niego zadzwonić to odrzucił połączenie. - wyjaśniłam podnosząc telefon w górę.
- Może ma jakieś ważne spotkanie. Sama mówiłaś, że ostatnio dużo pracuje. - stwierdziła Ve. Możliwe, że tak jest. Ale odkąd pamiętam Louis nawet jak miał cały dzień zawalony spotkaniami, potrafił się do mnie uśmiechnąć i powiedzieć, że jest szczęśliwy. A dziś? Boże dopomóż mi i spraw, aby wszystko było prostsze, prosiłam w myślach.
- Em, z Louisem na pewno wszystko dobrze, a ty po prostu dramatyzujesz - Ve uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie dodając mi tym otuchy. Chciałabym być taką optymistką jak ona. Chciałabym widzieć świat w samych superlatywach.
- Mam nadzieję. - mruknęłam.  Zadzwonię do niego jeszcze raz. - dodałam, gdy przyjaciółka wstała.
- Jasne. - posłała mi uśmiech i wyszła z zaplecza.
Wykręciłam jeszcze raz jego numer, ale i tym razem odrzucił połączenie. Czy ja coś źle zrobiłam, że on nie chce ze mnę teraz rozmawiać? A może ma mnie już dość? I w taki sposób daje mi do zrozumienia, że nie chce już ze mną być? Mam nadzieje, że się mylę i jak wrócę do domu wszystko wróci do normy, albo okaże się to zwykłym, beznadziejnie głupim snem.


Perspektywa Louisa


Emma dzwoniła do mnie już dwa razy. Nie mogłem odebrać, ponieważ byłem u mojego doktora. Starszy, pięćdziesięcioletni siwiejący mężczyzna, którego szanuję i cenię za to że mi pomaga. Zbadał mnie od stóp do głów i potwierdził moje najgorsze obawy. Jestem chory.
Wiedziałem po prostu kurwa wiedziałem, że moje najgorsze obawy się spełniły. Choroba ma nawrót, a ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Rak zjada mnie od środka, a choroba jest śmiertelna. Jest paskudna, a leczenie jest długotrwałe i uciążliwe oraz obarczone ryzykiem powikłań. I zaledwie w kilku przypadkach uleczalne, ale to jak jedna szansa na milion.
Ostatnim razem udało mi się z tego wyjść, ale powiedziano mi wtedy że ponowny nawrót choroby może skończyć się dla mnie śmiercią.
Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Siedziałem tylko na plastikowym krześle przed jego wielkim, bukowym biurkiem w gabinecie i patrzyłem przed siebie.
- Louis, posłuchaj mnie. Toczeń da się leczyć. Jest taka klinika w Ameryce, która specjalizuje się w tego typu chorobach. Oni ci tam pomogą. Dzięki temu możesz jeszcze długo żyć. Tylko wiąże się to z jednym. - popatrzyłem na niego, gdy mówił.
- Z czym? - zapytałem, choć i tak nie miałem ochoty tego usłyszeć. Gdy tylko potwierdziły się moje najgorsze obawy całe życie mi się zawaliło.
- Z wyjazdem na ponad pół roku. - wyjaśnił. Wstałem gwałtownie z krzesła, które trzasnęło na ziemię. Ale nie przejmowałem się tym. Chodziłem w te i we wte po gabinecie zastanawiając się jak mam o tym powiedzieć Emmie. Przecież dziewczyna tego nie przeżyje. Będzie zastanawiała się jak mamy dalej z tym żyć. Ale ja nie mogłem pozwolić na to, aby i ona cierpiała. Nie dość, że ja cierpiałem to nie mogłem pozwolić na to aby i ona tak się czuła.
- Ile mi zostało? - zapytałem na poważnie. Lekarz poszperał coś w papierach leżących przed nim i odpowiedział.
- Mniej niż rok. - prychnąłem odwracając się do niego tyłem. Schowałem twarz w dłoniach. Próbowałem się nie rozpłakać, próbowałem być silny. Pokazać, że chcę walczyć, że chcę żyć, że chcę aby Emma była szczęśliwa ze mną przy boku. Ale gdy tylko docierało do mnie, że za niedługo może mnie już nie być wśród żywych aż ciarki mnie przeszły.
- Gdzie jest ta klinika? - zapytałem ocierając mokre policzki i siadając na krześle, które jeszcze chwilę wcześniej przewróciłem.

***

Dochodziła godzina dziewiętnasta, a ja siedziałem w samochodzie przed blokiem Emmy. Światło paliło się w jej mieszkaniu co by oznaczało iż dziewczyna jest już w domu.
Dzwoniła do mnie jeszcze kilka razy, ale ja za każdym razem odrzucałem połączenie. Wiem, że nie powinienem tak robić i odebrać, po czym powiedzieć jej że wszystko z mną dobrze i że spotkamy się wieczorem w domu, ale nie mogłem. Nie potrafiłem tego zrobić, bo gdybym tylko usłyszał jej głos przepełniony bólem wiem że popłakałbym się, a tego wolałbym uniknąć.
Jest pięć po siódmej, a ja nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuję jak cały się pocę ze zdenerwowania, jak ręce mi się trzęsą, jak zasycha mi w gardle.
Jeździłem bez celu po mieście przez bite dwie godziny zastanawiając się jak mam oznajmić Emmie, że jestem śmiertelnie chory i jeśli chcę się leczyć (a chcę!) muszę wyjechać na ponad sześć miesięcy. Ona tego nie przeżyje i ja tego nie przeżyje. Wiem, że mogłaby jechać ze mną, ale nie chciałbym aby widziała mnie w takim stanie, gdy będę leżał na szpitalnym łóżku bez życia w sobie. Z łysą głową, sinymi ustami i pomarszczoną skórą. Chcę oszczędzić jej takiego widoku. Dość się dziewczyna w życiu wycierpiała.
Wysiadłem z samochodu i trzasnąłem drzwiami. Wciągnąłem głęboko powietrze w płuca i zabierając ze sobą jak najwięcej odwagi wszedłem na klatkę schodową, potem do jej mieszkania. Gdy stałem pod drzwiami uświadomiłem sobie, że Emma jest pierwszą i jedyną miłością mojego życia. Dla niej zrobiłbym wszystko. Uchroniłbym ją od złego, od wszelkich niebezpieczeństw, dlatego teraz tak zrobię. Zniknę, a ona będzie mogła ułożyć sobie życie z kimś kto będzie zdrowy, z kimś z kim będzie mogła żyć naprawdę. A nie ze mną, facetem którego rak zżera od środka.
Zapukałem do drzwi mieszkania. Po chwili usłyszałem odgłos stóp Emmy. Czułem jak serca zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Trzęsłem się cały, ręce miałem tak mokre że aż z nich kapało.
W końcu ją ujrzałem. Wyglądała tak pięknie, że nie mogłem wydusić z siebie choćby jednego słówka.
- Loui. - gdy usłyszałem moje imię wypływające z jej ust zrobiło mi się strasznie smutno, że postanowiłem zrobić jej coś tak strasznego.
- Hej. - uśmiechnąłem się wymuszająco wchodząc do mieszkania. Dziewczyna od razu rzuciła mi się na szyję. Nie mogłem nic poradzić na to, że okropnie za nią tęskniłem. Za jej zapachem, za tym jak na mnie patrzyła, za tym jak się śmiała i przygryzała koniuszek języka nie chcąc wybuchnąć ze śmiechu.
Objąłem ją ramionami w talii i schowałem twarz w jej włosach. Była taka cudowna. Troszczyła się o mnie każdego dnia, dawała mi szczęście, starała się jak mogła abyśmy byli szczęśliwi, a ja chcę to za jednym ruchem wszytko zniszczyć.
- Em, musimy pogadać. - oznajmiłem odsuwając się od niej. Popatrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, ale i tak potaknęła. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę kanapy, na której usiedliśmy. Dziewczyna odwróciła się do mnie bokiem i podciągając kolana pod brodę czekała na mój ruch. Nie wiedziałem od czego zacząć. Siedziałem sztywno na kanapie gapiąc się na swoje dłonie. Czułem na sobie jej wzrok. Wiedziałem, że czekała na jakiekolwiek wytłumaczenie.
W końcu zebrałem się na odwagę i zacząłem mówić.
- Moja firma zajmuje się różnymi dziedzinami. - zacząłem, ale coś chwyciło mnie w gardle i reszta słów nie chciała wyjść spomiędzy moich ust. Poczułem tylko jak coś zbiera się w moim nosie i szybko złapałem się za jego płatki i podrywając z kanapy pobiegłem do łazienki.
Krwotok z nosa - po raz szósty dzisiejszego dnia.
- Louis wszystko w porządku? - Emma pukała lekko w drzwi. Wyobrażałem sobie jej zmartwiony wyraz twarzy i aż mi się smutno zrobiło. Dlaczego zawsze ranimy tych, których najbardziej kochamy? Bo jesteśmy beznadziejni.
- Tak, zaraz wychodzę. - odpowiedziałem.
Kilka minut później wyszedłem z łazienki. Krwotok ustał, dzięki bogu.
- Co to było? - Emma była zmartwiona, przerażona i zapewne zastanawiała się dlaczego tak szybko zerwałem się z kanapy.
- Przepraszam, to nic takiego. - uśmiechnąłem się lekko siadając naprzeciwko niej na kanapie.
- Jak nic takiego? Zerwałeś się jakbyś zobaczył coś strasznego i uciekał przed tym. Louis, proszę powiedz mi co ci jest? Chodzisz smutny, nieobecny, nie uśmiechasz się. Błagam powiedz mi co ci jest. - w jej oczach widziałem każde nawet najmniejsze emocje, które mówiły mi bym w końcu się przyznał.
- Właśnie chcę ci wszystko powiedzieć.- oznajmiłem.
Gdy Emma nic nie mówiła kontynuowałem.
- Jak już wspomniałem wcześniej moja firma zajmuje się różnymi dziedzinami. Teraz pracujemy nad wynalazkiem o którym nie mogę nic powiedzieć. - zacząłem. Emma na razie siedziała spokojnie.
- Chcemy rozpowszechnić go na całym świecie. Dlatego część z moich pracowników musi wyjechać do Ameryki. - dodałem obserwując bacznie jej reakcję.
- I to dlatego jesteś taki smutny? - zapytała.
Pokręciłem głową.
- Nie, nie dlatego. - odpowiedziałem. - Muszę lecieć z nimi. - dodałem.


Perspektywa Emmy


- Muszę lecieć z nimi. - powiedział, a ja czułam jak moje serce na moment się zatrzymuje.
- Ale przecież ty masz firmę tutaj. Nie możesz jej tak zostawić. - zauważyłam.
- Mam kilka naprawdę zaufanych osób, którym mogę powierzyć zarządzanie firmą i będę musiał to zrobić. Emma to naprawdę ogromna szansa dla mojej firmy i gdy teraz jej nie wykorzystam prawdopodobnie już nigdy taka okazja się nie nadarzy. - wyjaśnił. Dziwiłam się dlaczego nie złapał mnie za dłoń, zawsze trzymaliśmy się za ręce, gdy siedzieliśmy obok siebie.
Prawa ręka spoczywała na oparciu kanapy, a lewą jeździł w górę i w dół swojego uda. Ale gdy obserwowałam jego rękę poruszającą się tam i z powrotem zauważyłam czerwoną plamę nad kolanem. Nachyliłam się nad nim i przejechałam opuszkami palców po niej.
- Co to? - zapytałam zaciekawiona. Reakcja Louisa wytrąciła mnie z równowagi. Gwałtownie odepchnął moją dłoń od siebie, jakby bał się że zaraz go czymś zarażę. Nigdy się tak nie zachowywał, nigdy nie traktował mnie tak jak dziś. Nawet gdy przytuliłam go na powitanie utrzymywał między nami dystans. Jakby nie chciał mnie przytulić, ani widzieć.
- Nic, nic takiego . - odpowiedział zakrywając kolano dłonią, która się znacząco trzęsła.
- Denerwujesz się? - zapytałam wskazując na jego palce u rąk, które nerwowo drgały.
- Nie. - odpowiedział będąc pewnym, ale ja i tak wiedziałam swoje.
Odchrząknął po chwili i kontynuował.
- Więc muszę lecieć do Ameryki. - oznajmił.
- Na ile? - zapytałam prosto z mostu.
- Pół roku, może dłużej. - odpowiedział, a moje serce zatrzymało się. Przestało bić na kilka sekund.
- P...pół ro...ku? - zapytałam chcąc się upewnić. Kiwnął tyko głową, a po moich policzkach poleciały łzy.
- Mogę lecieć z tobą? - zapytałam z nadzieją, że będzie taka możliwość.
Zadając to pytanie patrzyłam mu przy tym prosto w oczy. Widziałam jak się wzdrygnął słysząc je. Po chwili odpowiedział.
- Emma, bardzo bym chciał, ale nie możesz. Ja nie będę tam miał dla ciebie w ogóle czasu, a ty nie będziesz miała co tam robić. - wyjaśnił.
- Na pewno sobie coś znajdę. - uśmiechnęłam się próbując złapać go za dłoń, ale wyrwał mi ją.
- Wątpię. Lepiej będzie jak zostaniesz tutaj Em. Masz studia, pracę, przyjaciół. Nie możesz ich tak zostawić. - powiedział.
- Na studiach zawsze mogę wziąć sobie urlop, a pani Jones na pewno zrozumie jak jej powiem jak to teraz wygląda, a Ve jakoś przeżyje. - odpowiedziałam. Louis wstał z kanapy i zaczął przechadzać się po salonie.
- Nie Emma. To nie może tak być. Ty musisz zostać tutaj. Niem możesz ot tak poświęcić się dla mnie rozumiesz? -  w ogóle tego nie rozumiałam. Byłam zdezorientowana. Dlaczego tak nagle musiał wyjechać. Obawiałam się, że ma kogoś i to dla niej tam jedzie.
- Masz kogoś? - zapytałam prosto z mostu. Louis stanął w miejscu i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
Nie zaprzeczył.
Nic nie powiedział.
Nie zrobił nic. Nawet nie pokręcił głową.
- Czyli to jednak prawda. - powiedziałam łamiącym się głosem. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach strumieniem. Nie mogłam ich zatrzymać. Nie miałam jak tego zrobić, nie mogłam nic na to poradzić że jest mi smutno i źle do tego stopnia iż się załamałam.
- Wyjdź stąd. - oznajmiłam, gdy się w końcu uspokoiłam. Na tyle aby wykopać go z mojego mieszkania.
- Emma...
- Nie emmuj mi tutaj. Tylko wynocha! - krzyknęłam tak głośno na ile pozwoliły mi siły.
Nie mogłam na niego patrzeć.
Nie mogłam oddychać tym samym powietrzem co on.
Nie mogłam przebywać w tym samym pomieszczeniu co ten zdrajca.
- A ja cię kochałam, tak bardzo mocno. - oznajmiłam przez łzy.
- Em..
- Przestań, nic do mnie nie mów. Nie chcę cię znać. Nienawidzę cię. Wynoś się stąd! - wstałam z kanapy  wskazałam na drzwi.
- Idź!  popchnęłam go w tamtą stronę, ale to nic nie dało. Chłopak tylko stał pewnie na nogach i nawet się nie poruszył choćby na centymetr.
- Em kocham cię.
- Zamknij się Louis. - zaczęłam okładać go pięściami z każdej strony. Chciałam dać upust swoim emocjom i wyżyć się na nim póki mogę.
- Em.. - wyjęczał, gdy trafiłam go w brzuch. Nic mnie to nie obchodziło, że go coś boli. Mnie też bolało serce, a on jakoś specjalnie się tym nie przejmował.
- Wyjdź! - w końcu udało mi się krzyknąć na tyle głośno, że chłopak w końcu mnie posłuchał. W mgnieniu oka pozbierał swoje rzeczy do torby i wyszedł zostawiając mnie samą.
Samą ze swoimi myślami.
Samą zdradzoną dziewczynę, której serce pękło na milion kawałków i nie wiadomo czy w ogóle kiedykolwiek zostanie poskładane w całość.
I znowu czułam to samo. Tą samą pustkę w środku, gdy ostatnim razem się rozstaliśmy. Tylko że tamtym razem udało nam się dogadać. A teraz nie wiem czy będzie istniała taka możliwość. Zdradził mnie, a do tego jedzie do niej. Nie ma takiej możliwości, abym mu wybaczyła.

_________________________________________________________________________________
Płakałam pisząc ten rozdział, naprawdę. Jeszcze włączyłam sobie smutne piosenki,aby się w to wczuć i wtedy to już w ogóle ryczę przed ekranem :")
A jakie u Was ten rozdział wywołał emocje?
A może wcale nie wywołał?
Skomentujcie bo to dla mnie bardzo ważne i daje mnóstwo motywacji.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego nic tak długo nie było, prawda?
Otóż mam taki zapierdziel na studiach, że ledwo się wyrabiam.
Codziennie się czegoś uczę. Wiem, że student jest przedstawiany w takim świetle że nie musi się nic uczy, śpi na wykładach itd.
Cóż nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam temu :)
Ale jednak trzeba coś umieć. Ja niestety nie mam także dużo zapamiętuję z zajęć.
Owszem sporo wynoszę z tego, ale nie na tyle aby mi to starczyło.
Ale co będę Wam pisać o moich studiach, kogo to obchodzi, co nie?
Lepiej wspomnę jeszcze, że za niedługo będę kończyć tego bloga.
Tak, niestety wszystko ma swój koniec :(
Nie wiem jeszcze jak go skończę. Czy dobrze, czy źle. To pokażą najbliższe rozdziały :)
Proszę o kilka słów w komentarzu.
Dla was to nie dużo, a dla mnie uśmiech na ryjku :)
Dzięki!

7 komentarzy:

  1. Rozdział wyszedł cudowny. Wielu ludzi postępuje w taki sposób, żeby uchronić najbliższych przed cierpieniem. Szczerze zawsze uważałam, że lepsza jest najgorsza prawda niż kłamstwo, ale nie wiem jak postąpiłabym w takiej sytuacji i mam nadzieję, że nie będę musiała tego sprawdzać ;) Piszesz naprawdę świetne opowiadania. A większymi przerwami w pisaniu się nie przejmuj. Każdy chyba rozumie, że masz dużo nauki na głowie :) Mam nadzieję, że po skończeniu tego opowiadania wpadnie ci do głowy jakiś ciekawy pomysł na następne :) Powodzenia na studiach ;) Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie, uwielbiam to opowiadanie i to jak piszesz; no i bardzo smutno mi się robi, że niedługo będzie koniec (mam nadzieję, że zaczniesz potem pisać coś nowego), pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dośc że smutny rozdział, to jeszcze wiadomosc że kończysz bloga. Za dużo smutku :( :( : ( xx L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego sie nie spodziewałam , smutny rozdział i smutno mi że kończysz tego bloga :(

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie fair. Już sama nie wiem na kogo mam byc bardziej zła; na Louisa czy Emme. Bo w zasadzie moze on jej nie powiedział o chorobie, ale ona mogła być trochę bardziej wyrozumiała, przecież już nie raz dawał jej dowód na miłość do niej i raczej by jej nie zdradził, no helloł. Louis też mnie zawiódł trochę tym, że milczał, nie bronił się, nie walczył o nich, gdy Emma go wyrzucała z domu. Jednym słowem tchórz.
    Zainspirowały cię ostatnie odcinki Magdy M, mhm? Jak tak, mi to nie przeszkadza :) tylko proszę nie pozwól, by Lou zostawił Emme odlatując do USA. To nie może się tak skończyć, nie kiedy Emma nic nie wie o jego chorobie i nie może sie na ten temat wypowiedzieć.
    Niby happy endy są przereklamowane, jednak tytaj innego zakończenia nie chcę.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Nwm co napisać. Ten rozdziallł wywarł na mnie takie emocje. Choroba Louisa, myśli Em. Masakra. Wiem, że jeszcze nie masz pomysłu jak skończysz, ale mam nadzieję, że Em się dowie o raku i reszcie, a nie Lou umrze sam, bo Em cały czas będzie myślała, że on żyje i to z kimś. To by było okrutne. Jakie emocje!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Niee... jeju tylko nie to ... Lou z rakiem.. czemu jestes a tak okrutna !:(
    Rozdział smutny ale nie płakałam.. :(
    Co mnie dziwi ... DLACZEGO CHCESZ KOMCZYC BLOGA ! Mam nadzieje ze znajdziesz pomysl i czas na nowy :) moze tym razem na innego z chlopakow ? ^^ papa :)

    OdpowiedzUsuń