niedziela, 19 października 2014

ROZDZIAŁ 35.

Pamiętajcie, że to co tutaj opowiadam to wytwór mojej chorej wyobraźni :)
Miłego czytania :)


Perspektywa Louisa


Od tygodnia jestem w szpitalu. Czuję się odrętwiały przez leki które dostaję. Leże sam w sali. Jest ona cała biła, jak to zazwyczaj bywa w szpitalu. Lekarze dają mi duże szanse na wyzdrowienie. Ciesze się z tego, ale również obawiam że jak wyjdę ze szpitala nie będę miał do kogo wracać. Rodzina, z którą jestem skłócony nie odzywa się do mnie. Nie wiedzą nawet nic o moim stanie zdrowia. Nie mówiłem im nic, bo nie było się czym chwalić. Zapewne i tak by ich to nie tuszyło, bo chcą tylko moich pieniędzy. Głównie mam na myli moja mamę i babcię, a nie moje siostry. One też nie wiedzą o niczym, Nawet Emma nic nie wie. Jedynie Liam.
Nigdy nie pomyślałbym, że ten chłopak tak bardzo będzie dla mnie troskliwy i zaopiekuje się mną w dniach, w których sam nie będę potrafił tego zrobić. Bywa u mnie codziennie. Nadal pilnuje Emmy i zdaje mi relację każdego dnia co u niej słychać i jak się ogólnie trzyma.
Jutro wieczorem ma do mnie przyjechać. A wtedy oboje mamy postanowić co zrobić z Emmą.
Czy powiedzieć jej o moim nowotworze, czy lepiej będzie nic nie mówić. Nie chciałbym dowiedzieć że Emma spotyka się z kimś innym. Chciałbym abym to ja był pierwszym i jedynym facetem w jej życiu. I aby jej świat kończył się i zaczynał na mnie. Wiem też że źle zrobiłem nie wyjaśniając jej mojego nagłego wyjazdu. Nie dość że ją okłamałem to jeszcze nie zaprzeczyłem, że kogoś mam. Pamiętam tą chwilę tak dobrze. Wyraz jej twarzy, gdy dodała dwa do dwóch i zorientowała się, że jadę do kogoś. Nie mogłem wtedy nic powiedzieć. Bałem się odezwać, bo zdawałem sobie sprawę że dziewczyna nie da mi dokończyć zdania. Spakowałem się szybko i wyszedłem z mieszkania. Nie wiem dlaczego tak postąpiłem. Co we mnie wstąpiło, że zachowałem się tak beznadziejnie. Ja po porostu jestem beznadziejny i to sprawia, że robię wszystko źle. Chciałem Emmę ochronić przed bólem i cierpieniem. Nie chciałem aby dziewczyna widziała mnie w takim stanie, gdy jestem blady jak ściany w moim pokoju i mam cienie pod oczami. Ledwo co unoszę powieki. Ledwo co patrzę na oczy. Cholernie za nią tęsknie. Chciałbym ją zobaczyć, przytulić, poczuć zapach jej słodkich perfum. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze i to dla niej walczę z rakiem. Wyjaśnić dlaczego nie powiedziałem jej o wszystkim, dlaczego zachowałem się tak samolubnie i dlaczego nic jej wcześniej nie powiedziałem. Zapewne dziewczyna nawet nie zorientowała się, że przez ostatnie tygodnie byłem słabszy. Już nie miałem takiego wigoru jak wcześniej, Ale starałem się nie dać po sobie tego poznać.
Nie chciałem, aby Em wiedziała że zachorowałem, że nawrót choroby powrócił ze zdwojoną siłą.
Moje myśli rozproszyło dziwne brzęczenie. Nie wolno mieć nam tutaj telefonów, ale jakoś udało mi się skombinować jeden i ukryłem go w najniższej szafce w stoliku stojącym przy łóżku. A teraz wibrowanie nie chciało ustać. Ktoś dobijał się do mnie. Dźwignąłem się na rękach i ostrożnie, aby nie spaść z wysokiego łózka otworzyłem dolną szafkę. Nie byłem na tyle silny, ale starałem się dać sobie sam radę.
Nim udało mi się wziąć telefon do ręki przestał dzwonić. Poczta głosowa się włączyła, pomyślałem. Ale nie ustępowałem i sięgnąłem jeszcze raz po urządzenie.
W końcu telefon znalazł się w mojej dłoni i gdy tylko zobaczyłem, jedno nieodebrane połączenie od Emmy moje serce podskoczyło radośnie w piersi.
Żałuję, że jestem jeszcze taki ułomny i bezsilny i nie zdążyłem odebrać połączenia, ale choroba właśnie sprawia że masz czuć się beznadziejnie i czuć jakby to był twój ostatni dzień. Myślę intensywnie o śmierci i o tym czy ktoś będzie o mnie pamiętał. Wierzę jednak że nie umrę, przynajmniej nie teraz. Nie w wieku dwudziestu dwóch lat i że uda mi się jeszcze założyć rodzinę i cieszyć się razem z moją wybranką oraz kochać ją do końca swych dni.
Emma nagrała mi się na pocztę głosową. Podekscytowanie zmieniło się w zdenerwowanie. Czułem jak dłonie mi się pocą, a na czole pojawiają się kropelki potu.
Przyłożyłem słuchawkę do ucha i nacisnąłem odpowiedni klawisz, po którym rozbrzmiał głos Emmy.
- Cześć Louis, tutaj Emma. Dzwonię, aby zapytać czy... czy.... czy ty mnie w ogóle kochałeś? Czy ja znaczyłam coś dla ciebie? Jeśli tak to dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego ot tak wszystko porzuciłeś i odszedłeś, zostawiając mnie samą? Dlaczego mi to zrobiłeś? Ja cię kocham, a ty mnie zdradzasz. Louis, błagam zrób coś abym znów była szczęśliwa. Wróć do mnie, kocham cię.
Jedyne co mi przyszło na myśl słysząc jej słowa to: ona mnie naprawdę kocha, a potem odłypłnąłem.


***

Przebudziłem się na następny dzień. Słońce wisiało wysoko na niebie oślepiając moje ledwo co otwarte tęczówki. Starałem się podnieść na łokciach, aby poprawić nieco swoją niewygodną pozycje, ale tylko zajęczałem z bólu. Nacisnąłem więc czerwony guzik wołający pielęgniarkę. Potrzebowałem dodatkowej dawki leków przeciwbólowych, chociaż one i tak gówno dawały nawet mi nie pomagały. Bałem się, że w końcu przyjdzie taki czas iż nawet największa dawka mi nie pomoże i będę zwijał się z bólu.
Kilka sekund później jasne drzwi się otworzyły, a do mojej sali weszła młoda i bardzo atrakcyjna pielęgniarka. Albo mi się zdawało, albo za każdym razem jak zmieniała mi kroplówkę gapiła się na mnie i czerwieniła. Pewnie gdybym był zdrowszy uznałbym to za zabawne, ale teraz gdy ledwo żyję sądzę że to głupie i dziecinne.
- Potrzebuję dodatkowej dawki leków. - zaskrzeczałem. Moje gardło było tak bardzo wysuszone, że przy każdym wypowiadanym przeze mnie słowie mnie piekło. O ustach już nie wspomnę. Zapewne były całe sine i spierzchnięte.
- Coś jeszcze? - zapytała tym swoim piszczącym głosem, a ja żałowałem że nie byłem bardziej silniejszy. Bo gdybym był mógłbym zatkać sobie uszy i dać im odrobinę odpoczynku od tego dźwięku.
Pokręciłem tylko głową na nie, a pielęgniarka wyszła. I bardzo dobrze, pomyślałem sobie.
Zaraz zapewne przyjdzie do mnie doktor na obchód, aby sprawdzić co ze mną. Czy leki działają, czy mi się poprawiło, czy komórki rakowe się zmniejszyły, czy zdrowieję. Ale ja wiem już jaka będzie odpowiedź. A mianowicie: Stan taki sam, bez poprawy.
Wiem, że leże tutaj dopiero tydzień i jakichś dużych postępów jeszcze nie widać, ale chciałbym usłyszeć ten entuzjazm w głosie mojego lekarza, gdy oznajmia mi że już niedługo będę mógł wyjść do domu. Chyba skakałbym wtedy z radości. Oj tak.
Leżąc plackiem przez siedem dni w pustej sali, gdzie słońce przedziera się przez łyse okna, i to nie zawsze, doszedłem do wniosku że życie naprawdę jest kruche. Należy brać z niego jak najwięcej i cieszyć się każdym dniem, bo nigdy nie wiadomo kiedy ten u góry nas wezwie.
Gdybym mógł przewidzieć swoją przyszłość i zobaczyć, że zachoruję na tyle poważnie iż wyląduje w szpitalu i będą podawać mi takie mocne lekarstwa, że nie będę mógł nawet podnieść ręki powiedziałbym wszystko Emmie. Wiem, że zachowałem się jak ostatni idiota nie mówiąc jej o niczym, ale tak było najlepiej. Chciałem darować jej mojego widoku. Ja sam nawet na siebie nie mogę teraz patrzeć. Włosy mi wyleciały od chemii. Liam, mój najlepszy przyjaciel, którym rzecz jasna jest, mimo że nasza przeszłość nie była jakaś wspaniała i nie dogadywaliśmy się przez jakiś czas, również się zgolił. Tyle że on to zrobił za pomocą maszynki, a mi włosy wypadły same. Stwierdził, że zrobi to dla mnie, bym nie czuł się samotny i źle z brakiem włosów na głowie. To się nazywa przyjaźń. Tylko on wie gdzie jestem, co robię i co się ze mną dzieje. Nikt poza nim. Nawet reszta chłopaków o tym nie wie. Sprzedałem im taka sama historyjkę jak Emmie, że muszę wyjechać razem z pracownikami do Ameryki, bo to przyniesie mojej firmie dużą szanse na zaistnienie na większym rynku.
Uwierzyli, rzecz jasna Byli smutni, a Perrie nawet się rozpłakała. Ona zawsze była uczuciowa i nawet, gdy dobrze działo się u kogoś w życiu ta potrafiła się tak strasznie wzruszyć, że jedna paczka chusteczek dla niej, to za mało.
Dziesięć minut później odwiedził mnie lekarz z brygada studentów medycyny wokół siebie. Nigdy nie lubiłem tłumów i nie mogłem skoncentrować się na tym co lekarz do mnie akurat mówi, ale wychwyciłem że choroba już nie postępuje, a nawet i się cofa. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, a nawet i zaśmiałem się z jakiegoś niespecjalnie super żarciku doktora, aż klatka piersiowa mnie zabolała, na co zwróciłem uwagę wszystkich studentów i każdy podbiegł do mnie ze stetoskopem. Uniosłem dłoń w górę, aby dać znać że wszystko dobrze, ale wtedy stało się coś strasznego.
Z mojego nosa poleciała krew. Zdarzało mi się to dość często, ale nawet lekarz nie mógł zatamować krwotoku. Po chwili traciłem świadomość i oczy mi się zamknęły po czym już dalej nic nie wiedziałem, bo zemdlałem.


***

Obudziłem się jakiś tydzień później. Z wyjaśnień lekarza zapadłem w śpiączkę, która miała łagodny przebieg, ale powiedział, że martwią go mocne ataki krwawienia z nosa. Również się przestraszyłem, ponieważ nigdy nie miałem aż tak mocnego ataku i żebym zemdlał przy okazji. Lekarz zalecił, aby zrobiono mi szereg badań. Więc pomyślałem, że znów będę się czuł jak zwierzę na którym eksperymentuje się różne rzeczy. Ale czego nie robi się dla zdrowia, prawda?
Tak więc zabrano mnie na badania. Kłuto mnie milion razy, robiono prześwietlenia całego ciała. Próbowałem się czegoś dowiedzieć, co takiego mi jest, ale żadne z lekarzy nie chciał mi nic powiedzieć, a ja byłem coraz bardziej zirytowany. Nie wiedzą i tym, iż bałem się że choroba postępuje, choć lekarz niedawno wspomniał, że tak się nie dzieje.
Ale gdy w końcu znalazłem się w swojej sali i mogłem w końcu zwinąć się w kłębek to z moich oczu poleciały łzy. Całe napięcie ze mnie uleciało, czułem się świetnie mogąc w końcu się wypłakać. Wiem, że jestem już dorosłym facetem i nie pasuje mi ryczeć, ale czasem i w życiu prawdziwych mężczyzn przychodzi taki czas w którym nie ma innego wyjścia.
Dla mnie nie było to czymś gorszym, po prostu było to coś co mi pomogło. Napięcie i stres ze mnie zszedł i czułem się wolny. Mimo tego, że rak nadal we mnie siedział i zjadał mnie od środka, czułem się niesamowicie. Byłem spokojny i wiedziałem, że będę potrafił przejść przez chorobę. Czy sam czy z kimś, wiem że dam radę, bo w końcu mam dla kogo.


***

Tego samego dnia przebudziłem się późnym wieczorem. Skąd o tym wiedziałem? Po tym, że za oknem było już ciemno, a jedynie wysoka lampka stojąca w rogu pokoju oświetlała go dając poświatę na fotel stojący naprzeciwko mojego łóżka.
Podskoczyłem, gdy usłyszałem stamtąd jakieś szmeranie, jakby składanie gazety. Nie miałem siły, aby się podnieść, wiec siedziałem i czekałem na jakiś ruch osobnika. Czułem się jakbym zaraz miał zginąć z rąk nożownika, który tylko czyhał aby mnie zaatakować. Ale gdy nieznajomy podszedł bliżej odetchnąłem z ulgą. Ujrzałem twarz mojego przyjaciela i wiedziałem, że to on siedział i obserwował mnie przez czas, gdy spałem.
- Super, że się obudziłeś. - Liam usiadł na stołku stojącym przy moim łóżku i standardowo na jego ustach zagościł uśmiech.
W ostatnich czasach byliśmy z chłopakiem naprawdę blisko. Wiem z różnych opowiadań innych ludzi, że ci co mają raka są czasem nie do zniesienia. Ogólnie chodzi o to, że nie radzą sobie z myślą, iż za niedługo mogę umrzeć. Ja też mam takie myśli i wyżywam się na Liamie. Wiem, że on nie jest niczemu winien, ale znosi moje załamania i zawsze mi powtarza że wyjdę tego i jeszcze się nie raz pokłócimy.
- Już niedługo Li i nie będziesz miał kogo odwiedzać. - powiedziałem prosto z mostu.
- Przestań tak gadać Louis. Masz dla kogo żyć i będziesz żyć jeszcze długo, zobaczysz. - odpowiedział klepiąc mnie po ramieniu. - Poza tym lekarz mówił, że masz świetne wyniki badań, więc za niedługo wyjdziesz i wszystko wróci do normy. - dodał z małym uśmiechem na ustach.
- Nic nie będzie już takie samo jak wcześniej Będę musiał się oszczędzać i nie będę mógł nawet prowadzić firmy jak normalny człowiek. - już od dawna o tym myślałem. Chciałem sprzedać firmę komuś, byle komu, aby po prostu ona nadal istniała bo przynosiła naprawdę niezłe profity, ale i pomagała wielu ludziom na całym świecie. Dlatego nie chcę aby moja praca się zmarnowała i cały ten czas który poświęciłem na rozprzestrzenianie jej, aby poszedł na marne.
- Słuchasz mnie stary? - głos Liama wyrwał mnie z zamyślenia. Pokręciłem tylko głową. Zrobiło mi się wstyd, że nie słuchałem kumpla, ale ja już tak mam.
Liam westchnął ze zrezygnowaniem, ale powtórzył jak się domyślam to co mówił przed chwilą.
- Emma o ciebie ciągle pyta. Wygadałem się jej kiedyś, że nigdzie nie wyjechałeś. A Ameryka była kłamstwem.
- Coś ty zrobił? - popatrzyłem na niego wściekle. Gdybym miał tylko więcej siły wstałbym z tego pieprzonego łóżka i walnął mu w twarz.
- Wiem i przepraszam Louis. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że jej powiedziałem. Nie zdradziłem zbyt wielu szczegółów, po prostu wygadałem się że za niedługo cię odwiedzę i jeśli chce to żeby napisała do ciebie list. I tyle. - wyjaśniła, a ja ścisnąłem kołdrę tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w wewnętrzną skórę dłoni.
- Idioto. Dlaczego nie potrafisz utrzymać języka za zębami? Emma miała się o niczym nie dowiedzieć. To dla jej dobra, chciałem ją uchronić od bólu i cierpienia. - wyjaśniłem puszczając skrawek jasnej pościeli i oparłem głowę o poduszkę.
- Ona cię nadal kocha Louis i cholernie tęskni. Nie radzi sobie z życiem bez ciebie. Błagam cię stary daj jej jakoś znać, że żyjesz. - poprosił.
Wiedziałem, że mnie kocha. Powiedziała mi to przez telefon, gdy nagrała mi się na pocztę głosową. Chciała abym wrócił do niej, że ona mi przebacza i właśnie że nadal mnie kocha.
Nie powinienem tak postępować i powiedzieć jej o wszystkim, ale nie chciałem aby widziała mnie w takim stanie i żeby się o mnie nie zamartwiała. Nie chciałem widzieć jej cierpiącej i pełnej współczucia, bo naprawdę nie przeżyłbym takiego widoku. Nie dość się w życiu wycierpiała i jeszcze teraz ja miałbym do tego dokładać? Nigdy w życiu. Dlatego najlepszym pomysłem było okłamanie jej i powiedzenie, że muszę wyjechać.
- Masz telefon? - zapytałem Liama unosząc nagle głowę w górę. Poklepał się po kieszeniach kurtki i kiwnął głową.
- Super. - mruknąłem tylko i poprosiłem kumpla, aby pomógł mi się podnieść.

***

Następne kilka dni minęło ekspresowo. Praktycznie codziennie wykonywali mi jakieś badania. Kilka razy jeszcze zemdlałem, ale nie było to na tak długi czas jak ostatnio. Zaledwie na kilka godzin.
Ale lekarz już wtedy postanowił, że zastosują na mnie jakieś nowe lekarstwa, które podobno miały mi pomóc w wyzdrowieniu.
Rak na szczęście już się nie powiększa, za co dziękuję niebiosom. Podobno nawet się ciut zmniejszył, ale gdy teraz będę dostawał te nowe lekarstwa podobno mają go całkiem zatrzymać i sprawić, aby nawrót choroby już nie powrócił.
Byłem dobrej myśli. Od prawie, że trzech tygodni żyłem w strachu, że mogę umrzeć. Że już nigdy nie ujrzę słońca, nie poczuję jak zimne londyńskie powietrze owiewa moją skórę. Że nie zobaczę tej jedynej i najważniejszej osoby w moim życiu, Że nie ujrzę jak się śmieje, jak jej policzki przybierają czerwony kolor, gdy naśmiewa się z moich kolorowych bokserek i jak nosi moje ubrania, które później przesiąkają jej perfumami. Zawsze to uwielbiałem i nadal uwielbiam. Tak bardzo chciałbym ją zobaczyć, potrzymać za rękę, spojrzeć w jej oczy. Ale wiem, że na razie jest to nie jest możliwe.
Wczoraj wieczorem nagrałem za pomocą Liama i jego telefonu krótki film dla Emmy.
Miałem świadomość, że może te nowe tabletki wcale mogą mi nie pomóc dlatego chciałem być przygotowany na wszelką możliwość.
Poprosiłem Liama, aby wręczył jej ten film gdy ze mną będzie już naprawdę źle. Choć cały czas miałem nadzieję, że mi się nie pogorszy i wyjdę z tego, a wtedy będę mógł sam powiedzieć Emmie co się ze mną działo i gdzie byłem.
Sztab lekarzy oczywiście zebrał się w moim pokoju i omawiali przy mnie na czym będzie polegać nowa terapia.
Będę otrzymywał trzy razy dziennie dawkę jakichś nowych leków, których jeszcze nikt przede mną nie testował. Byłem dobrej myśli, wierzyłem że uda mi się z tego wykaraskać i że będę mógł znów zobaczyć moich bliskich przyjaciół i Emmę.
Pierwszych kilka dni było naprawdę trudnych. Niekiedy nie kontaktowałem, gdzie się znajduję, ani jak się nazywam.
Z każdym kolejnym dniem byłem coraz silniejszy i czułem się świetnie. Lekarze byli w szoku, że przyjąłem zaledwie kilka dawek, a już mogę sam wstać z łóżka i sam chodzić. Nie byłem już tak blady jak na początku. A o krwawieniu z nosa nie było mowy. Wiedziałem, że trzeba być dobrej myśli i tak właśnie było. Cały czas myślałem o Emmie, że jak wyjdę w końcu będę mógł ją zobaczyć i tylko to trzymało mnie przy życiu.
Ale gdybym wiedział co się za niedługo stanie wolałbym umrzeć niż walczyć o siebie, o nią i o nasz związek.


_______________________________________________________________
Na początek standardowo chcę przeprosić za lekką obsuwę. Ale wczoraj nie dałam rady jak dokończyć rozdziału, a dziś od południa jak siadłam przy komputerze to za chwilę musiałam wyjść. Dopiero godzinę temu udało mi się na spokojnie usiąść i dokończyć oraz sprawdzić rozdział.
Nie jest on za długi, ale wierzcie mi trudno mi się go pisało z różnych powodów.
Mam nadzieję, że nie ma jakichś błędów, a jeśli takowe są to proszę napiszcie mi w komentarzu, a zaraz poprawię.
Czasem możecie wejść na bloga, gdzieś tak w środku tygodnia, a może będzie na Was czekać niespodzianka w postaci nowego rozdziału :)
Powtarzam czasami, bo to zależy od czasu :)
Na koniec chcę podziękować za 10 tys. wyświetleń! Nawet nie wiecie jakie to przyjemne, gdy wchodzę dziś na bloga i pierwsze co zauważam to jedynka, a nie dziewiątka na początku ;)
Dziękuję za wszystko, za motywujące mnie wpisy, za wspaniałe komentarze i przede wszystkim Waszą obecność tutaj. Może i Was nie znam, nie mam pojęcia jak każdy z Was wygląda ale po prostu Was uwielbiam :)
Już nie dużo zostało do zakończenia bloga, nie wiem ile dokładnie, ale jak będziemy zbliżać się do końca to Wam dam znać.
Mam już jakiś zarys na nową historię, więc możecie się czegoś jeszcze spodziewać z mojej strony :)
Całkiem możliwe, że znów z Louisem w roli głównej, choć coś mnie ostatnio bierze aby napisać opowiadanie z Liamem. Jeśli macie jakieś propozycje chętnie przyjmę każdą :) Z kim byście woleli?
Aaaa i dzięki za ponad 60 tys. wejść na poprzednim blogu. Przypominam  link
Nie myślałam, że aż tyle osób będzie go jeszcze czytało. Ale cieszę się z tego, bo to naprawdę fajne uczucie wiedzieć że ktoś czyta coś co pisałam kiedyś tam :)
Sama kiedyś przeczytałam epilog i wiecie co? Popłakałam się :') Jak ja nigdy nie płacze czytając książki, to na własnym ff się wzruszyłam? Czy to normalne? Ale zaraz, kto powiedział, że ja jestem normalna? :)
Dobra kończę tą notkę, choć mogłabym pisać ją jeszcze długo i długo i opowiadać co tam u mnie :)
Więc do następnego. Albo w środku tygodnia wpadnijcie zobaczyć czy nic nie ma, albo w sobotę. Naprawdę postaram się, aby był w sobotę wieczorkiem, a nie tak jak w tym tygodniu.
Dzięki jeszcze raz i miłego tygodnia Wam życzę :)
Buziak :)

4 komentarze:

  1. Tak sie ciesze ze Loui zdrowieje ! :3 chociaz boje sie ze leki nie zadzialają i lou umrze, bo przeciez zaraz koniec bloga :(
    Ehh...

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem co napisać ...
    oby nowy się szybko pojawił :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lou Lou ja w Cb wierzę! Wiem, że wyzdrowiejesz, zrobisz to dla Em. No bo 2blog z rzędu z smutnym zakończeniem? Nie-e nie pozwole!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo smuty ale mam nadzieję, że dobrze się wszystko skończy; szkoda że już nie długo koniec; kolejne opowiadanie poproszę także z Louisem; uwielbiam jak piszesz - buźka

    OdpowiedzUsuń