środa, 29 października 2014

ROZDZIAŁ 37.

Nie wiem co się ostatnio dzieje w moim życiu.
Jestem nieco zdezorientowana wszystkimi wydarzeniami dziejącym się u mnie.
Najpierw odejście Louisa, potem propozycja pracy i moje prawdopodobne przeniesienie się do Manchesteru oraz poznanie Erica.
Ten chłopak naprawdę jest miłym, atrakcyjnym oraz bardzo pomocnym człowiekiem. Pomógł mi pozbierać się po wszystkich nieprzyjemnych zdarzeniach, które ostatnio miały miejsce. Spotykaliśmy się prawie, że codziennie. Dowiedziałam się o nim mnóstwo informacji. Ma młodszą siostrę, Ellę, która mieszka razem z rodzicami pod Londynem. Chłopak razem z ojcem prowadzi firmę produkującą kafelki
Czułam, że mogę mu zaufać, ale nie opowiedziałam mu jeszcze o Louisie. Nie potrafię go jeszcze wyrzucić na stałe ze swojej głowy. Jeszcze mam nadzieję, że ujrzę tego chłopaka stojącego przed drzwiami mojego mieszkania i błagającego mnie o przebaczenie. Ale nie wiem jak wtedy zareaguję. z jednej strony będę prze szczęśliwa iż się pojawił, ale z drugiej wiem że będę wściekła na niego, że tak mnie potraktował i po prostu zniknął nie mówiąc mi dlaczego mnie okłamał. Bo okłamał i ja to wiem.
Przez ostatnie dwa tygodnie starałam się w ogóle nie myśleć o Louisie. Starałam się żyć tak jakbym go nigdy nie spotkała, tak jakby nie zajmował jakiejś części mojego serca. Ale to nie było takie proste. Na każdym kroku go widziałam. Idąc ulicą, jadąc metrem, czy nawet obsługując klientów w kawiarni.
Starałam się go wyrzucić ze swojej głowy i przede wszystkim życia, ale nie da się.
Chciałabym móc znów żyć normalnie. Budzić się rano i nie mieć problemów na głowie związanych z brunetem. Ale cholera jasna, aż coś mi się dzieje jak pomyślę że nawet nie mam pojęcia gdzie on jest i co robi. Ani czy o mnie jeszcze pamięta, ani czy pamięta jeszcze moje imię. Wiem, że coś się z nim złego działo, albo nadal dzieje, ale nie umiem rozszyfrować co to może być. Próbowałam wyciągnąć od Liama, a nawet i Perrie informacje ale żadne z nich albo nie chciało mi nic powiedzieć. Unikali moich telefonów i wiadomości.
Dlatego postanowiłam sobie dać z tym spokój. Już nawet nie wiedzę sensu szukać go na własną rękę. Może jakbym miała jakąś podpowiedź, to dałabym radę, ale nie mam kompletnie nic. Nawet miejsca, gdzie on może być, miasta. Nic.
Staram się sobie jakoś ułożyć życie od nowa. Poznawać nowych ludzi, żyć własnym życiem, a nie cały czas myśleć o Louisie i jego problemach, które w tym momencie mało dla mnie już znaczą. On dla mnie mało już znaczy.
Weszłam do kawiarni z uśmiechem na ustach. Coś czuję, że ten dzień będzie dla mnie dobry. Nie przydarzy mi się nic złego, ale także będę mieć dużo pracy i nie będę myśleć o brunecie.
- Hej Em. - Ve podeszła do mnie i składając na moim policzku całusa usiadała naprzeciwko szafek, przy których aktualnie stałam.
- Wszystko okej? - zapytała po chwili, gdy żadna z nas się nie odzywała.
- Oczywiście. - odpowiedziałam spoglądając na nią zaskoczona jej pytaniem i wzruszyłam ramionami. - Dlaczego pytasz? - zamknęłam szafkę i usiadłam na kanapie, aby zawiązać swoje białe trampki.
- Po prostu masz dziś ogromny uśmiech na ustach, czyży to zasługa pana Erica? - zapytała, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej przypominając sobie wczorajszy wieczór, gdy razem byliśmy w kinie na jednym z horrorów. Co prawda nigdy nie przepadałam za tego typu filmami, ale zrobiłam to dla Erica Chciałam też pokazać, że się nie boję i jestem odważna, ale ostatecznie przez resztę filmu siedziałam skulona na jednym z foteli i trzymałam chłopaka mocno za rękę.
- No coś ty. - odpowiedziałam puszczając jej oczko i wstając z kanapy.
- Em no powiedz mi czy między wami coś jest. - poprosiła, a ja otwarłam szeroko oczy.
- Jest, ale przyjaźń. - wyjaśniłam.
- Boję się, że poczujesz do niego coś i już całkiem zapomnisz o Louisie.
- Nie zapomnę o Louisie. Wyrządził mi tak ogromną krzywdę, że tego nie da się zapomnieć Ve. - odwróciłam się do niej tyłem i zaczęłam zawiązywać swój fartuszek wokół bioder.
- A co jeśli on wróci? - zapytała nagle. Oparłam głowę o zimną powierzchnię metalowej szafki i westchnęłam.
- Zignoruję go. - odpowiedziałam szeptem.
- A jeśli znów popatrzycie sobie głęboko w oczy? - ciągnęła dalej temat.
- Nie ma takiej możliwości, a nawet jeśli to odwrócę wzrok. - wkurzała mnie już ta gra, w którą grała Ve.
- A jak będzie tak blisko jak kiedyś?
- Daj spokój Ve, skończyłam już z nim. - odwróciłam się do niej stając twarzą w twarz.
- Odpowiedz. - nalegała.
- Odsunę się tak jak on kiedyś. - tak, to prawda. Tak będzie, już to sobie postanowiłam.
- A co zrobisz, jeśli zrobi to wszystko naraz i do tego powie ci, ze cię kocha? - zapytała zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Nic nie zrobię. - wzruszyłam ramionami i również przyjęłam taką samą postawę jak przyjaciółka.
- Błąd - pokazała na mnie placem wskazującym - wymiękniesz. - dodała pewnie kiwając głową.
- Skąd ta pewność? - zapytałam podejrzliwie.
- Przez całą naszą rozmowę oczy błyszczały ci jak monety. Kochana widać, że go kochasz. - wyjaśniła, a mi opadła szczęka na te słowa.
To chyba prawda...

***

Rozmowa z Ve całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Nie byłam już tak skupiona jak rano, ani nie miałam już tego swojego postanowienia, że całkiem zapominam o Louisie. Ta rozmowa coś mi przypomniała. To jak potrafił mnie przedrzeźniać, w żartobliwym sensie, gdy robiłam coś źle. Gdy przytulał mnie jak było mi zimno, gdy masował mi stopy po długim i meczącym dniu w pracy, gdy razem chodziliśmy nawet na głupie zakupy do sklepu spożywczego, gdy szeptał mi czułe słówka do ucha gdy myślał że śpię. Dlaczego akurat dziś Ve postanowiła mi o nim przypomnieć? Przypomnieć mi, że tak bardzo go kocham. Że nadal zajmuje jakaś część mojego serducha i że nadal żywię do niego mocne uczucia.
- Witam piękną panią. - uśmiechnęłam się słysząc głos Erica w słuchawce telefonu. - Nadal jesteśmy umówieni na dzisiejszy wieczór? - zapytał.
- Oczywiście. - walnęłam się z otwartej dłoni w czoło. Całkiem zapomniałam, że jestem dziś umówiona z Erickiem na kolację w jakiejś restauracji. Chłopak nie dawał za wygraną i chciał mi pokazać iż mu na mnie zależy. A ja chciałam dać mu szansę, bo on na to zasługuje.
Przez ostatnie dwa tygodnie spotykaliśmy się prawie że codziennie. Dużo rozmawialiśmy o mnie, o nim i o wszystkim. Tematy do rozmów nam się nie kończyły, co znaczyło że dobrze się dogadujemy. Ale jednak czułam jakiś niedosyt w tych naszych rozmowach, jakby mi brakowało jakiegoś ... ognia, żaru, nutki zaskoczenia i szaleństwa. Nie czułam takiego pociągu do niego jak do Louisa. Jasne, pocałowaliśmy się kilka razy, ale nie był to taki pocałunek po którym nie mogłam oddychać, ani nawet nie wiem jak się nazywam.
- Jesteś tam Em? - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.
- Przepraszam, strasznie mnie dziś głowa boli i nie kontaktuje. - zaśmiałam się. Wiem, że kłamstwo w tym momencie nie jest tu na miejscu, ale nie mogę mu powiedzieć że porównuję nasz pocałunek do pocałunków które miałam z Louisem, bo przecież chłopak wpadłby w szał.
- To może nie najlepszym pomysłem jest gdzieś wychodzić?  - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- Nie, wszystko dobrze. Wezmę jakieś proszki i powinno mi przejść. To o której się umawialiśmy? - zapytałam pocierając skroń palcami.
- O szóstej. Przyjadę po ciebie. - oznajmił i kończąc rozmowę słowami pożegnania rozłączył się, a ja opadłam na oparcie fotela i westchnęłam głośno. Co się ze mną dzieje? A miałam nadzieję, że ten dzień będzie w miarę spokojny. To proszę bardzo, jest jeszcze bardziej pokręcony niż zwykle.

***

Przez resztę mojej zmiany zastanawiałam się jak powiedzieć Ericowi o tym, że kiedyś z kimś byłam, ale ten ktoś mnie porzucił, prawdopodobnie zdradził i nie wiadomo gdzie teraz jest.
Cały czas próbowałam wymyślić jakiś sensowny czas, w którym bym mu o nim powiedziała. Zastanawiałam się czy przed deserem, a może po? Bo będzie mi potrzeba duża dawka energii, aby wszystko mu dobrze wyjaśnić.
Nachodziły mnie też myśli, żeby mu o niczym nie mówić, ale doszłam do wniosku po jakiś czasie że jednak opowiem, bo w końcu jeśli mam zacząć z kimś żyć tak naprawdę to nie mogę go okłamywać od samego początku.
I tak już długo zwlekałam z wyjaśnieniami, więc dzisiejszy wieczór jest tym w którym mam zamiar mu o wszystkim powiedzieć.
Ubrana w czarną, prostą sukienkę sięgającą mi za kolano i czarne szpilki, czekałam na Erica, aż po mnie przyjedzie. Nie wiedziałam co to  za restauracja, ani jak mam się ubrać, dlatego postawiłam na prostotę i elegancję.
Włosy upięłam w koka i postawiłam na minimalny makijaż. Podkład, tusz do rzęs oraz jasny błyszczyk. Nie chciałam przesadzić z tapetą na twarzy, więc uznałam, że minimalizm będzie odpowiedni.
Pięć minut później zadzwonił dzwonek do drzwi. Dochodziła osiemnasta, więc pomyślałam że to Eric. I nie myliłam, gdy za drzwiami ujrzałam chłopaka uśmiechającego się do mnie promienni. Ubrany w ciemne spodnie, białą elegancką koszulę, krawat oraz czarną marynarkę prezentował się idealnie. Chyba użył żelu do włosów, bo miał je nieco podniesione ku górze i wyglądał jeszcze lepiej niż zazwyczaj.
- Witam piękną panią.- przywitał się ze mną i wyjął zza pleców jedną czerwoną różę.
- Dziękuję. - odpowiedziałam przyjmując od niego kwiat i wąchając go.
- Gotowa?  - zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową i wsadzając wcześniej różę do wazonu zabrałam torebkę i zamknęłam mieszkanie na klucz.
Zeszliśmy na dół, gdzie czekał już jego samochód. Audi, co mnie oczywiście nie zdziwiło bo przecież nawet samochody muszą mieć takie same, prawda?
Przewróciłam tylko oczami, gdy chłopak zamknął za mną drzwi i obszedł auto, po czym usiadł na siedzeniu kierowcy i kilka minut później mknęliśmy przez ciemne ulice Londynu.
- Bardzo lubię tą restaurację. Często przychodziłem tutaj z rodzicami i siostrą, gdy jeszcze byliśmy mali. Często świętowaliśmy tutaj nasze urodziny, jakieś rocznice, a także inne wydarzenia. - uśmiechnął się gdy parkował na wolnym miejscu na parkingu.
Odwzajemniłam uśmiech i przy jego pomocnej dłoni wysiadłam z samochodu.
Eric trzymał mnie za dłoń. Nie miałam nic przeciwko temu, nawet było mi lepiej gdy kierowaliśmy się w stronę wejścia do restauracji. Z zewnątrz wyglądała ona na naprawdę ekstrawagancką, ale gdy weszliśmy do środka zamarłam na chwilę.
Ogromne, kryształowe żyrandole wiszące nad naszymi głowami, obrazy w złotych oprawach wiszące na ścianach wokół nas, a do tego wielka przestrzeń.
Kilka par stało przed nami. Stanęliśmy na końcu kolejki czekaliśmy aż mężczyzna rozsadzający gości wskaże nam nasz stolik. Cieszę się, że ubrałam jedną z moich najlepszych sukienek, bo widząc po wszystkich kobietach znajdujących się tutaj wiem że wygłupiłabym się ubierając ciemne spodnie i jakąś białą koszulkę.
- Eric, czy to aby nie przesada? - zapytałam wskazując na przestrzeń wokoło nas.
- Jaka przesada Em? Masz na myśli, że ta restauracja jest bardzo droga? - zapytał.
Kiwnęłam tylko głową zgadzając się z nim.
- Nie przejmuj się, mam tutaj zniżkę jako stały klient. - wyjaśnił z wyższością.
Zachichotałam na jego słowa, na co chłopak objął mnie w talii i przysunął bliżej siebie. Popatrzyłam najpierw na dół, a potem na jego twarz z której nie dało się nic wyczytać. Był taki poważny jak nigdy.
Kilka minut później miły i straszy pan ubrany w ciemny garnitur zaprowadził nas do naszego stolika. Na szczęście nie był on gdzieś na środku wielkiej sali, a praktycznie w samym kącie pomieszczenia. Z dala od natrętnych widzów i nieprzyjemnych spojrzeń.
Eric odsunął dla mnie krzesło, a ja cicho podziękowałam mu za ten miły gest.
- Na co masz ochotę? - zapytał, gdy kelner podał nam menu restauracji.
Popatrzyłam w dół i gdy zobaczyłam nazwy tych wszystkich potraw aż się przeraziłam. Nic, kompletnie nic nie potrafiłam rozpoznać. Nie znałam żadnego z tych dań, ani z nazwy ani nie mogłam sobie wyobrazić jak one wyglądają.
- Zjem to co ty. - odpowiedziałam zamykając kartę. Uff wybrnęłam z tej sytuacji.
- To w takim razie ja wezmę Carpaccio di Manzo*. - popatrzył na kogoś stojącego obok naszego stolika. Dopiero teraz zorientowałam się, że ktoś tutaj stoi.
- Dla tej pani to samo. - dodał podając kelnerowi nasze karty.
- Coś do picia? - zapytał patrząc raz na mnie, raz na Erica.
- Lampka czerwonego wina. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Wodę niegazowaną. - odpowiedział Eric, a mężczyzna odszedł od naszego stolika.
- Więc opowiedz mi co ci się dziś przytrafiło. - powiedział przybliżając się bliżej mnie.
Opowiedziałam mu wszystko co dziś było u mnie w pracy, pomijając rzecz jasna rozmowę z Ve o Louisie, ale to też przypomniało mi że miałam mu o nim powiedzieć.
Ale zgodnie z moim wcześniejszym ustaleniem i postanowieniem zrobię to po deserze. I teraz zastanawiałam się co Eric dla nas wybierze, a może tym razem ja powinnam coś wybrać? Może jakieś lody z owocami? Banalne, co nie? Ale co ja innego mogę znać? Jestem zwykłą dziewczyną, a trafiłam w swoim życiu na dwóch chłopaków, którzy są dobrze wychowani i nie są dla nich obce ekstrawaganckie restauracje, kilka widelców leżących przy talerzu, ani jak maja się zachować wśród tłumu.
- A co u ciebie? - zapytałam uśmiechając się do niego promiennie.
- W pracy wszystko pod kontrolą. Zwolniliśmy kilku pracowników, którzy nie nadawali się do niczego, ale dla nas to norma. Codziennie ktoś wylatuje z firmy. - wzruszył ramionami i popijając łyk wody patrzył mi cały czas w oczy, które pewnie teraz wyglądały na trzy razy większe.
- Żartowałem Em, nikt nie został zwolniony. - zaśmiał się z mojej miny łapiąc mnie za rękę.
- Już myślałam, że to prawda. - zaśmiałam się z własnej głupoty. Ale powiedział to tak przekonywająco, że naprawdę można mu było uwierzyć w każde jego słowo.
Kilka minut później kelner przyniósł nam nasze zamówienia. Musze powiedzieć, że danie wyglądało jeszcze lepiej niż jego nazwa.
- Smacznego. - powiedzieliśmy jednocześnie i zaczęliśmy jeść nasze dania. Było pyszne, to muszę przyznać. Eric ma naprawdę niezły gust co do wyboru jedzenia.
Na deser był sorbet pomarańczowy z czekoladą, po prostu niebo w gębie.
Rozkoszowałam się tym deserem. Naprawdę warto było tutaj dziś przyjść z Erickiem. Nie myślałam, że wieczór w takiej restauracji może być taki przyjemny i niesamowicie miły, zwłaszcza w takim towarzystwie.
- Dziękuję ci za ten wieczór. - powiedziałam, gdy zjedliśmy deser.
- Ależ nie ma za co, ja również się świetnie bawiłem. - odpowiedział znów łapiąc mnie za dłoń i lekko ją ściskając.
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam. To był ten czas, gdy powinnam opowiedzieć mu o Louisie. Chociaż nie chciałam psuć nam wieczoru ani atmosfery, która panowała teraz między nami, ale kiedyś ten czas musiał nastąpić i chłopak musiał się o nim dowiedzieć.
- A mogłabyś zwierzyć mi się później? Mam ochotę z tobą zatańczyć. - powiedział wstając i wyciągając do mnie dłoń, którą po chwili ujęłam, a chłopak zaprowadził mnie na parkiet, na którym tańczyło już kilka par.
Zespół grał jakąś powolną piosenkę, wiec brunet przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie jedną ręką, a drugą chwycił moją dłoń. Położyłam rękę na jego ramieniu i bujaliśmy się w rytm muzyki.
Musiałam unosić głowę naprawdę wysoko, aby dostrzec jego przystojną twarz.
Naprawdę był piękny, miał taki nietypowy wyraz twarzy, prosty nos i te hipnotyzujące oczy. Czarne jak węgiel.
Mówią, że oczy są odzwierciedleniem duszy człowieka. Podobno właściciele bardzo ciemnych tęczówek postrzegani są jako odpowiedzialni i wiarygodni. Wzbudzają zaufanie innych i taki właśnie jest Eric. Można mu zaufać, zawsze pomoże i jest kiedy go potrzebuję.
Tak właśnie powinno być zawsze, że chłopak jest przy tobie gdy go potrzebujesz, a nie ucieka bo musi. Głupota.
- O czym myślisz? - zapytał brunet wyrywając mnie z zamyślenia.
- O tym, że strasznie mnie nogi bolą w tych butach. - wyjaśniłam uśmiechając się słabo.
- Och. - jęknął tylko i chwilę później już byliśmy przy naszym stoliku i zbieraliśmy się do wyjścia.
- Dziękuję ci za wspaniały wieczór, za przepyszną kolację i za twoją obecność przy moim boku. - powiedział całując mnie krótko w usta. Był to niewinny pocałunek dwojga ludzi, którzy dopiero co zaczynają się spotykać i mają nadzieję, że coś fajnego z tego wyjdzie.
Dwadzieścia minut później Eric parkował przed moim blokiem.
- Wejdziesz? - zapytałam z nadzieją w głosie, że chłopak nie zostawi mnie samej. Bo moje myśli by mnie zabiły, a tak to jak on będzie przy moim boku będę mogła skupić się na nim i nie myśleć o reszcie spraw.
- Nie chcę się narzucać, ale...
- Przestań - przerwałam mu - chodź. - dodałam wysiadając z samochodu, a po chwili usłyszałam jego kroki za mną. Ale zdziwiło mnie coś jeszcze, bo było słychać stukot moich obcasów uderzających o beton, buty Erica oraz jeszcze jedne. Odwróciłam się przerażona za siebie, ale było za ciemno aby cokolwiek zobaczyć. Więc szybko wyciągnęłam kluczyki z torebki i otworzyłam drzwi, a następnie łapiąc chłopaka za dłoń ruszyliśmy na górę. Drżącymi rękom otwierałam, a raczej próbowałam otworzyć drzwi mieszkania, aż w końcu Eric się nade mną zlitował i zabrał je z moich rąk po czym zrobił to za mnie.
Bałam się, że mógł być to mój prześladowca, dlatego tak panicznie zareagowałam na odgłos kogoś trzeciego.
- Stało się coś? - zapytał, gdy w końcu znaleźliśmy się w mieszkaniu i mogłam zamknąć drzwi na wszystkie spusty, jakie tylko istniały przy drzwiach.
- Tak. - wysapałam opierając się plecami o drewnianą powłokę.
- Na pewno? - dopytywał marszcząc brwi.
- Jasne. - zapewniłam go głaszcząc jego policzek.
Odeszliśmy od drzwi i usiedliśmy na kanapie. Eric włączył telewizor, a ja w końcu mogłam ściągnąć te okropne buty. Może i wyglądają super, ale gdy pochodzę w nich nieco dłużej stopy cholernie mnie bolą.
Chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Czułam się bezpiecznie będąc w jego ramionach.
Gdy prawie, że już przysypiałam opierając głowę na ramieniu chłopaka ktoś zadzwonił do drzwi. Zdziwiłam się kto to może być o tej porze, ale wstałam i rzucając ostatnie spojrzenie na śpiącego Erica ruszyłam do drzwi.
Nim je otworzyłam to trochę potrwało, ale gdy w końcu uporałam się ze wszystkimi zamkami i oddychając z ulgą, że je pokonałam otworzyłam drzwi, za którymi stał...

__________________________________________________________________
*Cienko skrojona polędwica wołowa, soczysta rukola, płatki pieczarek, kapary i parmezan.




Ojejjuuuuuu i co teraz? Jak myślicie, któż to może być? Wiecie, że ja uwielbiam kończyć rozdziały w takich momentach i chyba do takich właśnie momentów wracamy :)
Dziś rozdział wyjątkowo w środę, ponieważ miałam chwilę czasu to napisałam, a po drugie w sobotę nie będę miała jak dodać, bo prawdopodobnie nie będzie mnie cały dzień w domu.
A w niedziele też raczej nie będę miała czasu nic napisać, bo we wtorek mam pierwsze kolokwium!!! trzymajcie kciuki abym je zdała :)
Mam jeszcze prośbę, aby
  KAŻDY KTO CZYTA TEGO BLOGA SKOMENTOWAŁ
Dzięki za 11 tys wejść na bloga i do następnego :)

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział <3 ; mam nadzieję poprawka chcę aby to był Louis i żeby się do wszystkiego przyznał oraz o nią zawalczył i byli znowu razem; całuski

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze, Eric nie przypadl mi do gustu. Jednak stane w obronie Lou i mam nadzieje ze to on przyszedl z nia pogadac a nie przesladowca ! Zycze czasu duzo ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej w takim momencie :( Myślę , ze to Lou :)

    OdpowiedzUsuń
  4. w takim momencie ... nie mogę doczekać się następnej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie większość powiedziałaby, że to Loui, ale on jest chory. To może być Liam albo ktoś, kto powie, że z Louisem jest gorzej. To może być ciotka i Ron (Harri Pota?) Obstawiam, że to Ve. Mało prawdopodobne, ale możliwe (5% prawdopodobieństwa- jeeeeeeeej). Em, czemu ty trafiasz na przystojniaków, a ja nie?!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  6. Oby Em w koncu dowiedziala sie o chorobie Lou :(

    OdpowiedzUsuń