sobota, 22 listopada 2014

ROZDZIAŁ 42.

Widziałam jaki Louis był zły. Miałam tylko nadzieję że nie na mnie.
Wysiadłam z samochodu i podeszłam do auta Erica. Siedział za kierownicą z telefonem w ręce.
Gdy otworzyłam drzwi spojrzał w moją stronę.
- Emma, cześć. Dzwonię do ciebie i dzwonie, ale nie odbierasz. Gdzie byłaś? - zapytał wkładając telefon do marynarki. Stałam na deszczu, było mi przeraźliwie zimno i jedyne co powiedziałam to.
- Chodź na górę. - uśmiechnął się i szybko wysiadł z samochodu.
Louis stał już przed wejściem na klatkę schodową. Eric go zauważył, zmarszczył tylko brwi i położył dłoń na moim biodrze, gdy ja szukałam kluczy w torebce. Zauważyłam, że wzrok Louisa podążył za jego dłonią. Widziałam jak się wścieka, ale nie powiedział nic. Uzgodniliśmy wcześniej, że nie będzie się do tego wtrącał. Chcę to sama załatwić.
- To znowu ty. - Erica wskazał na Louisa.
Ten tylko kiwnął głową odwracając się do niego bokiem i cała nasza trójka weszła do środka.
- Eric musimy pogadać. - zakomunikowałam otwierając drzwi mieszkania. Weszliśmy do niego, a gdy Eric chciał zamknąć drzwi napotkał opór w postaci Louisa.
- A ty chyba znów pomyliłeś mieszkania. - powiedział Eric.
- Nie, nie pomyliłem - odpowiedział mu Louis popychając drzwi, które prawie uderzyły chłopaka w twarz.
Stali naprzeciwko siebie i gdyby nie moja interwencja wiem że doszłoby do rękoczynów.
- Eric to jest Louis, Louis to jest Eric. - przedstawiłam ich sobie wycierając ręcznikiem włosy.
- Eric usiądziesz na kanapie? A my zaraz wrócimy tylko się przebierzemy. - oznajmiłam łapiąc Louisa za rękę i ciągnąc w stronę sypialni. Zamknęłam za nami drzwi i otworzyłam szafę.
- Oszalałeś? - zapytałam z wyrzutem.
- Ja? To on zgrywa jakiegoś cwaniaka, którym rzecz jasna nie jest. - wyjaśnił ściągając marynarkę i koszulę.
Poszłam w jego ślady  za chwilę stałam przed szafą w samych majtkach i staniku. Rzuciłam Louisowi szare, dresowe spodnie, które kiedyś u mnie zostawił i bordową bluzę z kapturem oraz biały podkoszulek, które oczywiście również zostały w mojej szafie, gdy kiedyś u mnie nocował. Niby było to tak dawno temu, a teraz on jest tutaj o stoi obok mnie w samych bokserkach.
- Przestań Louis, dobrze? Pogadam z nim i wyjaśnię mu wszystko. - zapewniłam przeciągając przez głowę bluzę chłopaka. Uśmiechnął się widząc mnie w czarnych leginsach i jego szarej bluzie.
- Zaczekaj tutaj dobrze? - poprosiłam stając na palcach i cmokając go w usta.
- Muszę? - zapytał wydymając dolną wargę i łapiąc mnie za biodra.
- Musisz. - klepnęłam go żartobliwie w klatkę piersiową i wyszłam z sypialni.
Po drodze związałam włosy gumką. Zanim weszłam do salonu, wzięłam głęboki oddech. Eric siediał w tym samy miejscu na kanapie, w którym go zostawilam. Jego mina mówiła, że chciałby kogoś zamordować gołymi rękoma.
- Eric posłuchaj... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
- Wy się znacie, prawda? - zapytał poruszać palcem w przód i w tył jakby chciał wskazać raz na mnie raz na Louisa siedzącego w sypialni.
- Tak, znamy się i to bardzo dobrze. - zajęłam miejsce an fotelu naprzeciwko niego.
- Skąd? - dopytywał.
- Byliśmy kiedyś parą, ale rozstaliśmy się. - wyjaśniłam bawiąc się nerwowo palcami.
- A teraz? Łączy was coś teraz? - zapytał.
- Tak. - szepnęłam.
- Wiedziałem. - powiedział łapiąc się za włosy i lekko je ciągnąc. Podniosłam wzrok na niego. Był rozbity, widziałam to. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Przepraszam Eric. Przepraszam że dałam ci nadzieję na to, że coś może być między nami.
- Daruj sobie. - wtrącił mi się w zdanie. - Naprawdę myślałem, że coś miedzy nami jest.
- I było, na początku. Ale gdy dowiedziałam się że Louis wrócił wiedziałam, że nadal go kocham. - wyjaśniłam cicho.
- Mogłaś mi powiedzieć.
- Chciałam, ale nie miałam jak. Albo ty nie miałeś czasu, albo ja całkiem o tym zapomniałam.
- Zapomniałaś o chłopaku, którego "kochasz"? - zapytała rysując w powietrzu cudzysłów.
- Nie, nie o nim zapomniałam. Zapomniałam, aby ci o tym powiedzieć, a to jest różnica.
- Wiesz co Emma? - zapytał lekceważąco wstając, również się podniosłam. - Kocham cię, naprawdę bardzo cię kocham ale jednego nie mogę zrozumieć. Dlaczego umawiałaś się ze mną skoro kochałaś nadal tego lalusia?
- Bo... bo... bo... -  nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Naprawdę zastanawiałam się jak mu to logicznie wyjaśnić, ale miałam pustkę w głowie.
- Bo co? Wytłumacz się! - krzyknął robiąc krok w moją stronę. Przeraziłam się widząc jego minę.  Rozwścieczony, do tego zdenerwowany na mnie. Cofnęłam się w tył, ale natrafiłam na róg fotela i potknęłam się upadając na ziemię.
- Odsuń się od niej. - głos Louisa, tak donośny zwrócił uwagę Erica. Oderwał wzrok ode mnie i popatrzył w lewo, gdzie stał Louis. Bałam się, że zaraz może dojść do rękoczynów i pobiją się przeze mnie.
- To ty się lepiej nie zbliżaj. - Eric pogroził mu palcem zbliżając się do chłopaka. Louis nic sobie z tego nie robił. Stał pewny siebie i nie bał się go wcale.
- Opuść to mieszkanie, bo inaczej zadzwonię na policję a wtedy nie będzie za ciekawie. - powiedział Louis.
- Grozisz mi? - zapytał tamten.
- Nie, ja tylko cię ostrzegam. - wyjaśnił Louis.
- Dobra wyjdę, ale Emma wiedz jedno. Nie wolno tak postępować. - powiedział i opuścił moje mieszkanie głośno trzaskając drzwiami.
- Wszystko dobrze? - zapytał Louis szybko podchodząc do mnie i pomagając mi wstać.
- Tak. Przestraszył mnie i tyle. - wyjaśniłam nie patrząc mu w oczy. Nie chciałam, aby zobaczył moje łzy. Okazałabym się w jego oczach słabą osobą, a nie chciałam taka być i aby on tak uważał.
- Nie płacz. - powiedział przytulając mnie do siebie bardzo mocno. Objęłam go rękoma w pasie i położyłam głowę na klatce piersiowej. Tak dawno tego nie robiłam, że już zapomniałam jakie to jest cudowne uczucie mieć ukochanego chłopaka obok siebie i wiedząc że nie jest się samą.
- Przepraszam za wszystko. - odezwałam się w końcu, odkąd usiedliśmy na kanapie. Właściwie to ja na kolanacha Louisa. Obejmował mnie, całował w skroń, przytulał do siebie. Po prostu był i to było najpiękniejsze.
- Ja również przepraszam. Od tej pory obiecuję, że już nigdy więcej cię nie okłamię. Ale ty też musisz mi coś obiecać Em. - powiedział unosząc mój podbródek w górę, abym na niego spojrzała.
- Wszytko co chcesz. - odpowiedziałam O co by mnie nie poprosił, ja zrobię dla nie go wszystko.
- Wyjdź za mnie.

***

Od oświadczyn Louisa minął tydzień. Nie powiedziałam mu jeszcze co postanowiłam.
Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Ve powiedziała żebym się zgodziła. Stwierdziła, że skoro go kocham i pragnę spędzić z nim resztę życia to powinnam się zgodzić.
Natomiast Perrie powiedziała mi bardzo mądre słowa. Mianowicie wyraziła się jasno mówiąc, że Louis chciał pokazać mi że mnie kocha i że mu na mnie zależy. Dlatego postanowił mi się oświadczyć. Chciał w ten sposób pokazać, że nie ważne co się dzieje między nami on zawsze będzie mnie kochał.
Nie wiem co mam zrobić. To oczywiste, że go kocham. To jasne że chcę z nim spędzić resztę życia, ale jako jego żona? Dziwnie to brzmi.
Jesteśmy razem, spotykamy się, czasem śpimy u siebie nawzajem. Ale chciałabym żyć z nim już na zawsze? Czy chciałabym być panią Tomlinson?
Podświadomość podpowiada mi, że tego właśnie pragnę. Ale rozum mówi co innego: Zastanów się, nie rób głupstw.
Ale czy bycie szczęśliwą ma być głupotą? Czy w ogóle to jest głupota? Raczej nie.
Louis powiedział, że nie od razu musimy się pobierać. Po prostu oświadczył mi się, bo chciał pokazać że mu na mnie zależy i bardzo mocno mnie kocha oraz że chce być przy moim boku zawsze i wszędzie.
Minął tydzień, a ja nadal nie podjęłam decyzji. Piękny pierścionek z małym brylantem leży na komodzie w sypialni.
Często się mu przyglądam, a nawet i mierzę. Jest idealny, perfekcyjnie dobrany, taki jaki zawsze chciałam mieć. Ale czy gdybym nawet się zgodziła na bycie z Louisem, czy to zmieniłoby nasze stosunki ze sobą? Czy traktowalibyśmy się inaczej? A może byłoby jeszcze lepiej między nami?
Nie wiem, ale wiem jedno, że nie ważne co by się działo ja zawsze będę kochać Louisa, a on mnie.
Włożyłam pierścionek na palec i zabierając torebkę z łóżka wyszłam z sypialni kierując się w stronę salonu.
Louis czekał na mnie. Zabiera mnie w jakieś tajemnicze miejsce, gdzie podobno nigdy nie byłam.
Gdy mnie zobaczył wstał z fotela i podszedł bliżej. Cmoknął mnie w policzek.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział. Zarumieniłam się dziękując. Byłam ubrana w granatową spódnicę, białą bluzeczkę na ramiączkach i zarzuconą na to ciemną marynarkę. Na nogi włożyłam czarne balerinki, włosy spięłam w kucyka i nałożyłam lekki makijaż.
Chłopak złapał mnie za lewą dłoń i zamarł. Popatrzył raz na moją dłoń, raz na moją twarz i tak w kółko.
- Stało się coś? - zapytałam udając niewiniątko. Bardzo dobrze wiedziałam co zauważył.
- Pierścionek. - powiedział. - Jest na twoim palcu. - zauważył wskazując na moją dłoń.
- No tak. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Czy to oznacza, że... - popatrzył mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się i zarzucając mu ręce na szyję szepnęłam do ucha.
- Tak. - uniósł mnie nad ziemią i obracał kilka razy w powietrzu.
- Kocham cię. - powiedział, po czym długo i namiętnie mnie pocałował.
- Kocham cię. - odpowiedziałam obejmując jego twarz dłońmi. Patrzyliśmy sobie długo w oczy, aż Louis otrząsnął się z zamyślenia i zakomunikował.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę drzwi.
Zamknął mieszkanie i cały czas trzymając mnie za rękę schodziliśmy schodami w dół.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w jakieś nieznane, przynajmniej mi, miejsce.
- Właściwie to gdzie my jedziemy? - zapytałam choć i tak wiedziałam, że Louis mi nie odpowie.
- Już nie daleko. - odpowiedział uśmiechając się tajemniczo. Co on kombinował?
Właściwie to wyjechaliśmy z Londynu. Poznawałam to miejsce, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Po obu stronach jezdni rosły wysokie drzewa. Jadąc pod nimi wydawało mi się, że ta droga się nigdy nie skończy. Był piękny dzień. Ani jednej chmurki na niebie, co naprawdę jest rzadko spotykane w Wielkiej Brytanii.
Rozglądałam się dookoła. Wszędzie tylko puste pola pokryte wysokimi trawami. Gdzieniegdzie daleko od głównej ulicy pojawiały się domy rodzinne.
- Jeśli spytam po raz kolejny gdzie jedziemy bardzo się wkurzysz? - zapytałam patrząc na boczny profil mojego narzeczonego.
- Nie, bo już jesteśmy. - odpowiedział skręcając w jakąś wąską uliczkę.
Rozglądałam się dookoła siebie chcąc jak najwięcej zobaczyć i może dowiedzieć się co ten wariat dla mnie przygotował. Ale im dłużej jechaliśmy tym bardziej moja ciekawość rosła, a motyle w brzuchu dawały o sobie znać.
Kilka sekund później w końcu moim oczom ukazał się piękny, duży, biały dom. Popatrzyłam na Louisa, gdy gasił silnik. Odpiął pas i usiadł bokiem na fotelu, a twarzą do mnie.
- Emma posłuchaj. - zaczął obracając w palcach kluczyki do samochodu. Chwyciłam jego dłonie w swoje chcąc dać mu otuchy i wsparcia. - Pomyślałem, że skoro zgodziłaś się zostać moją żoną to dobrym pomysłem byłoby gdybyśmy zamieszkali ze sobą. Znalazłem ten dom w internecie. - wskazał na piękny budynek. - Kupiłem go dla nas.
- Czekaj, kupiłeś go? - zapytałam nieco wyższym głosem.
- Tak, dla nas, dla ciebie. Abyśmy mogli zamieszkać razem tak na serio. - wyjaśnił. Popatrzyłam na niego zdumiona. Byłam przekonana, że on żartuje ale poważny wyraz jego twarzy utwierdził mnie, że jednak on mówi serio.
- Możemy go zobaczyć? - zapytałam.
- Jasne. - odpowiedział wysiadając z samochodu. Zrobiłam to samo. Louis chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę domu.
Do drzwi prowadziły szerokie schody. Pokonaliśmy je bez trudu. A gdy znaleźliśmy się pod drzwiami Louis wyciągnął z tylnej kieszeni plik kluczy i otworzył duże, dębowe drzwi.
Pierwsze co zobaczyłam po przekroczeniu progu to przestrzeń i ogromne schody prowadzące na piętro.
Po prawej stronie przechodziło się do potężnych rozmiarów salonu, a na lewo była kuchnia.
Wchodząc do salonu po prostu się zakochałam. Puściłam dłoń Louisa i podeszłam do okna. Widok zapierał dech w piersiach, widoczne był morze. Poczułam dłonie chłopaka na swoich biodrach. Odwróciłam się do niego twarzą i wspinając się na palcach cmoknęłam go w samiutkie usta.
- Podoba ci się? - zapytał, chodziło mu o cały dom.
- Jest piękny i naprawdę jest nasz? - zapytałam. Kiwnął głową potwierdzając moje słowa.
- Naprawdę, jest cały nas. Możemy z nim robić co chcemy. Możemy zburzyć, wybudować nowy dom, możemy go wyremontować, możemy zmienić kolory ścian. Możemy robić co tylko nam się z nim podoba. - wyjaśnił Louis. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam sama. Zdana sama na siebie, sama podejmowałam decyzję dotyczące mojego życia, nie miałam nikogo przy swoim boku. A odkąd jestem z Louisem czuję że żyję. Jestem szczęśliwa, czuję się świetnie mimo kilku ostatnich tygodni gdy prawie że umierałam z tęsknoty za nim. Ale teraz wiem i widząc jego poświęcenie jakie wkłada w to wszystko widzę że naprawdę się stara, aby dać mi poczucie bezpieczeństwa oraz zapewnić mnie iż wszystko będzie dobrze i już żadne złe moce nas nie rozdzielą.
- Dziękuję Loui. - powiedziałam przytulając się do jego torsu. Jedna łezka poleciała mi po policzku.
Louis otarł ją swoim kciukiem.
- Nie płacz, teraz możemy być szczęśliwi. Razem. - powiedział trącając mnie palcem w nos. - Moje wyniki są świetne, lekarz mówi że choroba odeszła i już prawdopodobnie nie wróci. Więc pozostaje nam się cieszyć sobą.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Cieszyłam się, że Louis w końcu jest zdrowy, że choroba odeszła i miejmy nadzieję, że już nigdy nie zagości w naszym życiu.
- A możemy coś jeszcze zrobić?
- Jasne, co tylko chcesz Dziś spełniam wszystkie twoje prośby. - powiedział szczerząc się do mnie.
- Chciałabym pojechać do rodzi i do ciotki Mary. - wyjaśniłam,a  głupi uśmieszek zszedł Louisowi z twarzy, a zamiast niego pojawiło się malutkie przerażenie i niepewność.
- Jesteś pewna, że chcesz ją zobaczyć? - zapytał upewniając się czy na pewno pragnę tam jechać.
Kiwnęłam tylko głową.
- Tak, chcę się z nią zobaczyć.
Louis zgodził się kiwnięciem głowy. Ale zanim pojechaliśmy, oglądnęliśmy resztę domu.
Kuchnia była przepiękna. Jasne płytki zdobiły ściany, jasne meble dodawały temu uroku, a wszystko to dopełniała wyspa kuchenna stojąca na środku kuchni. Zawsze o takiej marzyłam, zawsze pragnęłam taką mieć.
Na górze doliczyłam się pięciu pokoi, każdy z łazienką. Ten dom naprawdę jest ogromny. Wspólnie z Louisem stwierdziliśmy, że największy pokój będzie naszą sypialnią. Uzgodniliśmy już gdzie położymy poszczególne meble i na jaki kolor pomalujemy ściany.
W końcu mogłam rzec, że jestem szczęśliwa. Załatwię tylko jedną sprawę i wtedy będę mogła odetchnąć pełną piersią i powiedzieć sobie, że moje życie w końcu jest idealne.

_____________________________________________________________________________
Tak sobie pomyślałam, że skończę w tym momencie aby Was przetrzymać trochę w niepewności *złowieszczy śmiech*
Ale tak na serio to co sądzicie o tym rozdziale? Podobał się, a może nie?
Błagam skomentujcie. Zbliżamy się powoli do końca, więc te osoby które rzadko komentują, albo wcale niech napiszą chociaż dwa słowa.
Dla Was to niewiele, a dla mnie uśmiech na twarzy i świadomość, że robię coś co komuś może się podobać (albo i nie).
Trzymajcie za mnie kciuki w przyszłym tygodniu, bo mam aż 3! kolokwia.
Jeśli przeżyję ten tydzień to będzie cud :)
I rozdziału w ciągu tygodnia prawdopodobnie nie będzie, sami rozumiecie dlaczego.
Więc do soboty :)
Ale zawsze jak chcecie się ze mną skontaktować możecie wejść na mojego aska <klik>   lub twittera <klik> i ze mną pogadać :)
Zawsze cieszę się, gdy ktoś do mnie napisze i będzie chciał pogadać :)

7 komentarzy:

  1. Najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek czytałam. Rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział, tak się cieszę że Lou i Em są razem i ten dom i zaręczyny awww <3 // Lena xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O jeju ! Takiego obrotu spraw sie nie spodziewałam.. Lou jaki kochaniutki <3
    Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia im ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Eric, małpo, dla Em to takie łatwe też nie było. Dał byś jej wytłumaczyć i tak byś nie zrozumiał, bo egoizm przez Cb przemawia.
    Wspólne mieszkanko? Może nie długo do czegoś pikantniejszego dojdzie? Hahah. Nie no, JAKOŚ muszą zapełnić te puste pokoje, chyba po to ich aż tyle. Och Loui, to było słodkie. A pisząc TO mam na myśli wszystko! I zaręczyny (mężczyźni nam zakładają pierścionki- obrączki, to my im chyba obroże musimy, żeby pokazać, że nasi) i ten dom. Dobrze, że Em nic o hajsach (pieniądzach) nie wspomniała, bo by było grubo.
    Świetny rozdział, tak przyjemny, że super! Trzymam kciuki.
    Ola

    OdpowiedzUsuń