sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ 43.

Droga do domu mojego dzieciństwa nigdy w życiu nie wydawała mi się taka znajoma. Rzecz jasna, dawno nią nie jechałam, ale wiem że z zamkniętymi oczami spokojnie bym tam trafiła.
Zastanawiałam się czy dom będzie miał ten sam kolor jaki zapamiętałam. Czy rozmieszczenie pokoi będzie dokładnie takie samo. Czy na schodach prowadzących do drzwi będą stały kwiaty, które moja mama tak bardzo kochała i zawsze je pielęgnowała. A może wygląd domu całkowicie się zmienił? Nie będzie on już taki piękny jaki był gdy jeszcze w nim mieszkaliśmy.
Nie będzie w nim pachniało świeżymi ciasteczkami, czy świeżo upieczonym chlebem.
Na pewno nie będzie w nim rodziców, za którymi tak bardzo tęsknie.
Byliśmy z Louisem właśnie ich odwiedzić na cmentarzu. Kupiliśmy świeże kwiaty i znicze. Cieszyłam się, że Louis był obok mnie, że trzymał mnie za rękę,  że po prostu stał obok i czułam jego obecność.
Wiem, że gdyby nie on zapewne rozpłakałabym się na dobre, a tak to tylko uroniłam kilka łez, które chłopak otarł.
- Em to gdzieś tutaj prawda? - zapytał wytrącając mnie z równowagi.
- Tak, tak, zaraz za tym zakrętem będzie taka dróżka w górę i pierwszy dom po lewej. - poinstruowałam go co i jak.
Coraz bardziej czułam się zdenerwowana. Z jednej strony chciałam tam pojechać i dogadać się z ciotką, bo wiedziałam że nie ma sensu dalej się kłócić praktycznie o nic, a po drugie to ona jest moją jedyną rodziną która została mi na tym świecie, oczywiście zaraz po Ve.
Louis włączył kierunkowskaz i wjechaliśmy na podjazd. Podjechał na tyle blisko, abyśmy nie musieli daleko iść.
Zgasił silnik i położył dłoń na moim kolanie.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnął. Popatrzyłam na niego, gdy uśmiechał się lekko do mnie i zapewnił, iż wszystko będzie dobrze, bo przecież w życiu zawsze tak musi być, co oczywiście jest nie prawdą bo przecież życie nie składa się tylko z dobrych chwil. Są też te złe,które wszystko niszczą.
- A jak nie? Louis, a jak wszystko pójdzie nie po naszej myśli? - zapytałam.
- Uwierz mi na słowo, że będzie dobrze. Pogadacie sobie z ciotką tak od serca, każda z was się wyżali, powie co jej się nie podobało, co było źle, a potem dojdziecie do porozumienia i znów będziecie rodziną.
- Louis, ale myśmy cały czas były rodziną tylko skłóconą.
- Oj tam. - przewrócił oczami. - Wiem o tym, ale pomyśl jaka będziesz szczęśliwa, gdy tą sprawę naprawisz.
W sumie Louis ma rację. Pogadam z ciotką, wyjaśnimy sobie to co było nie tak między nami, a potem wrócimy do normalnych stosunków, takich jakie powinna mieć rodzina.
- A co z tobą? - zapytałam.
- Ja poczekam w aucie, albo na werandzie. - odpowiedział. Zauważyłam, że jego dłoń nadal znajdowała się na moim kolanie.
- Nie o to mi chodzi. Miałam na myśli twoją rodzinę.- wyjaśniłam. Chłopak jakby trochę zbladł na twarzy. Zabrał rękę z mojego kolana i wysiał z samchodu.
- Louis, dlaczego mi nie odpowiedziałeś? - zapytałam dołączając do niego na zewnątrz.
- A co miałem ci odpowiedzieć? Że moja rodzina nie chce mnie znać? A raczej ja ich? - wkurzony był.
- Nie, po prostu...
- Po prostu co? Mam od tak do nich pojechać i pogadać? Wyjaśnić im wszystko? Może jeszcze przeprosić za to,że się z tobą spotykam i za to że nie powiedziałem im nic o swojej chorobie? - chodził w kółko ciągnąc się za włosy. Był zdenerwowany. Mogłam nie zaczynać tematu jego rodziny, bo mogłam się w końcu domyślać że nie jest to najlepszy moment.
- Uspokój się. - powiedziałam podchodząc bliżej niego i próbując złapać go za dłoń, ale mnie odepchnął. Nie poddawałam się, spróbowałam jeszcze raz, tym razem udało mi się złączyć nasze palce ze sobą.
- Posłuchaj mnie. Damy radę, tak? Jesteśmy we dwoje, przejdziemy przez to. Potrafiliśmy pokonać kryzys w naszym związku? Tak. Potrafiliśmy do siebie wrócić? Tak. Więc uda nam się załatwić sprawę z twoją i moją rodziną Lou. Tylko potrzeba nam czasu. Czasu na dogadanie się, przedyskutowanie wszystkich spraw, potrzeba nam swojego wsparcia przede wszystkim. Bo jeśli będziemy czuć, że mamy siebie nawzajem to przejdziemy przez to. - przez cały mój wywód Louis patrzył mi prosto w oczy. Udało mi się go uspokoić i wytłumaczyć, że nie wszystkie rzeczy musi robić sam. Ma przecież mnie, zawsze mu pomogę, doradzę, ale przede wszystkim będę blisko gdy zajdzie taka potrzeba.
- Kocham cię. - wydusił w końcu z siebie. Zbliżył swoją twarz  do mojej i pocałował mnie najpierw w czoło, potem w oba policzki, a na końcu w usta. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam bliżej siebie.
- Ja ciebie też kocham i nie wkurzaj się już dobrze? - poprosiłam, a on tylko kiwnął głową i łapiąc mnie za dłoń splótł nasze palce ze sobą pociągnął mnie w stronę domu.
Dopiero teraz zauważyłam, że dom z zewnątrz prawie wcale się nie zmienił. Zostały tylko zmienione okna i drzwi, to tyle. Reszta została niezmieniona. Łezka w oku mi się zakręciła na ten widok, bo pamiętam jak jeszcze byłam małą dziewczynką to tata malował stare okna na zielony kolor, jak mama sadziła kwiatki przed domem. Jak siedziałam z książką w ręce na parapecie w zimowy wieczór i czytałam wciągającą powieść. Takich rzeczy się nie zapomina, a nawet dobrze wspomina.
- Wejdziesz ze mną?- zapytałam, gdy byliśmy coraz bliżej.
- Oczywiście. - zapewnił mnie Louis, a ja mocniej ścisnęłam jego dłoń.
Będąc już na werandzie chłopak zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Rozległo się ciche szuranie nóg o podłogę i jakieś pięć sekund później drzwi się otworzyły, a przed nami stanęła ciocia Mary w fartuszku i z rękami białymi od mąki.
- E...Emma? - pierwsze jej słowo, gdy nas zobaczyła to było moje imię.
-Witaj ciociu. - przywitałam się z kobietą coraz mocniej ściskając dłoń Louisa, która była już zapewne sina od mojego uścisku.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała wycierając białe dłonie w fartuch.
Wyglądała całkiem inaczej niż ostatnim razem ją widziałam. Postarzała się. Jej włosy pokryte były szarymi pasemkami, a zmęczone i bez wyrazu oczy mówiły że kobieta zamartwia się o coś.
- Chciałam porozmawiać z tobą, dlatego przyjechałam. Mogę wejść? - cały czas patrzyłyśmy sobie w oczy.
Ciotka chyba nie mogła uwierzyć, że mnie widzi. Pewnie wydawało jej się, że śni albo ma jakieś dziwne wizje, ze mną w roli głównej.
- Proszę bardzo. - przesunęła się i otwierając szerzej drzwi wpuściła nas do środka.
Czułam zapach czegoś jakby zgniłego, nie był to zapach który zapamiętałam z dzieciństwa. Ten dom w ogóle cały się zmienił. Jakby się postarzał, wyglądał jakby nikt w nim długo nie sprzątał, jakby nikt w nim nie mieszkał. Przeraziłam się, po prostu. Aż bałam się iść dalej i bałam się co tam mogę zobaczyć.
Zaraz po przejściu długiego korytarza po lewej stronie znajdował się salon. I również nic się nie zmienił, a nawet kolor ścian był dokładnie taki sam jaki zapamiętałam. Stare kanapy, stare fotele, rozwalający się stolik. Co oni zrobili z tym domem? Żeby nie zadbać o niego, nawet nie posprzątać. Aż wrzeszczeć mi się chciało jak to widziałam. Próbowałam zachować spokój i oddychać głęboko, żeby nie wybuchnąć.
- Proszę usiądźcie. - ciocia wskazała nam jedną z kanap. Brzydziłam się na niej usiąść, ale gdyby nie Louis i jego pociągnięcie mnie za rękę, to wolałabym stać.
- Napijecie się czegoś? - zapytała stojąc obok nas.
- Nie. Możesz usiąść? - poprosiłam. Nie chciałam długo tutaj siedzieć. Serce mnie bolało gdy widziałam co stało się z moim ukochanym domem i co ci okropni ludzie z nim zrobili. Nie potrafiłam tego zrozumieć.
- Oczywiście, a stało się coś? - zapytała siadając naprzeciwko nas na jednym z foteli.
- Właściwie to nic takiego, po prostu chciałam porozmawiać.
- Dobrze, a o czym. - zastanawiałam się od czego by tu zacząć, ale wszystkie tematy i wszystkie słowa które chciałam jej powiedzieć i które układałam sobie w głowie przez całą podróż tutaj wyleciały mi w jednej sekundzie z głowy.
- Dlaczego...dlaczego... - nie mogłam nic wymyślić.
- Co dlaczego Emmo? - dopytywała.
- Dlaczego wyrzuciłaś mnie z własnego domu? - w końcu zapytałam.
- Ale ja cię z niego nie wyrzuciłam, sama odeszłaś.
- Bo nie miałam wyboru, musiałam odejść jak to nazwałaś. - zaśmiałam się w duchu bo dokładnie pamiętałam jak to było.
To nie ja sama odeszłam, a ciotka mnie do tego zmusiła. Nieraz mi mówiła, że nie chce mnie w domu, że beze mnie jest im lepiej. Więc co ja, mała osiemnastoletnia dziewczyna miałam zrobić? Uciekłam. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu i gdybym miała jeszcze raz wybierać, to na sto procent zrobiłabym to samo.
- Jak nie miałaś wyboru Em. Dlaczego tak sądzisz? Dlaczego przedstawiasz mnie w takim złym świetle?
- Serio ciociu? Serio? Myślałam, że jak po tylu latach  przyjadę do ciebie to będziemy mogły normalnie pogadać i pogodzić się w końcu. Ale jak widzę chyba nic z tego. Starasz się za wszelką cenę, abym to ja była tą złą. To ja sama siebie biłam, to ja zamykałam się na strychu bo tak mi się podobało. - nie wierzę w to co właśnie usłyszałam. Ta kobieta naprawdę wcale nie poczuwa się do winy i najlepsze w tym wszystkim jest to, że to ze mnie robi potwora, którym sama rzecz jasna jest.
- Emma, tu nie chodzi o to co było kiedyś między nami. Jasne, przyznaję się że to ja sprawiałam ci przykrość, krzywdziłam cię nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, nie mam na to wytłumaczenia. - wzruszyła ramionami jakby od niechcenia. - Bardzo źle robiłam i jestem tego świadoma. Chciałam to jakoś naprawić szukałam cię, ale ty nie dałaś się znaleźć.
- Nie no teraz znów mnie obarczasz tym, że ja nie chciałam się znaleźć. Może źle szukałaś co? Może nie w tych miejscach gdzie trzeba było? - zapytałam wyższym tonem. Louis ścisnął moją dłoń chcąc mnie nieco uspokoić. Ale sam obraz mojej ciotki sprawiał, że krew mi się w żyłach aż gotowała. Byłam tak cholernie zła. Mogliśmy tutaj nie przyjeżdżać i mogłam żyć w nieświadomości i być szczęśliwą bez niej w moim życiu i byłoby mi znacznie lepiej.
- Emma uspokój się i daj dojść mi do słowa. Zachowujesz się tak samo jak twoja matka, gdy była w twoim wieku.
- Nie wspominaj mamy przy mnie. - ostrzegłam ją wskazując palcem na jej osobę. - Zawsze dziwiłam się dlaczego nie chciała utrzymywać z tobą kontaktów teraz już wiem dlaczego. Bo jesteś taką zakłamaną suką, że to się w głowie nie mieści. - powiedziałam spluwając na ziemię. Louis aż wciągnął głośno powietrze, a ciotka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Zapewne nie spodziewała się takich słów ode mnie, ale ja już taka jestem że mówię to co akurat myślę i dobrze mi z tym.
- Przesadziłaś. - mruknęła.
- Nie, nie przesadziłam. To ty przesadziłaś, robiąc to ze mną co robiłaś gdy jeszcze razem mieszkałyśmy. Mam wymieniać? Mogę ci przypomnieć wszystkie szkody, które mi wyrządziłaś. Chcesz tego? - zapytałam. Pokręciła tylko przecząco głową.
- I dobrze, bo nie chcę  tym wspominać. - burknęłam. - W ogóle zastanawiam się po co ja tutaj przyjechałam? Chciałam się pogodzić z tobą, wierzyłam że w jakimś nawet małym procencie się zmieniłaś, ale widzę że nic z tego. Nadal jesteś taka jaka byłaś. - zauważyłam.
- Emma musisz mnie wysłuchać, bo chcę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. - zaczęła.
- Nie mam na to ochoty. To był błąd przyjeżdżanie tutaj. Chcę już stąd iść, bo zbyt wiele złych wspomnień ten dom mi przypomina. Louis proszę zabierz mnie stąd. - zwróciłam się do chłopaka. Wstał zaraz po mnie. Nie czekając na jakiekolwiek słowa ciotki ruszyłam w stronę drzwi, a Louis za mną.
Nie mogłam już tutaj dłużej przebywać, nie mogłam na nią patrzeć, nie mogłam patrzeć na to jak ta kobieta zaniedbała ten dom i co z nim zrobiła.
- Emma, zaczekaj. - złapała mnie za ramię, gdy akurat jedną nogą byłam już na zewnątrz.
- Nie dotykaj mnie. - wyrwałam się z jej uścisku. Odwróciłam się za siebie, Louis stanął obok mnie.
- Możesz nas zostawić na chwilę same? - poprosiła chłopaka, który o dziwo ochoczo się zgodził i poszedł w stronę samochodu. Popatrzyłam tylko na niego, a ten wzruszył ramionami i ze smutnym wyrazem twarzy wycofał się z "pola bitwy".
- Więc co chciałaś mi powiedzieć? - skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej. - Przeprosić? -zapytałam. - Ach zapomniałam przecież ty nie znasz tego słowa. A może powiedzieć jak ci to przykro jest, że tak się zachowywałaś wobec mnie przez te miesiące gdy razem mieszkałyśmy? Albo chcesz nagle mi współczuć śmierci rodziców, co? Jeśli tak to sobie daruj, bo ja mam to gdzieś i nie obchodzi mnie twoje zdane, ani twoja osoba. Do widzenia ciociu. - zaakcentowałam ostatnie słowo, tak aby kobieta wyraźnie je usłyszała.
Odwróciłam się za siebie i zeszłam schodkami w dół.
- Mam raka i umieram. - odezwała się, gdy pokonałam jakieś dwa kroki. Gdy usłyszałam te słowa stanęłam w pół kroku i znieruchomiałam. Odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Co takiego? - zapytałam z niedowierzaniem. Byłam pewna, że robi sobie ze mnie żarty, ale dotarło to do mnie gdy w jej oczach pojawiły się łzy.
- Mam raka mózgu. Ja umieram Em, nie wiem ile mi jeszcze zostało. - powiedziała dławiąc się swoimi łzami.
Schowała twarz w dłoniach i łkała, jak małe dziecko. Żal mi się jej zrobiło, ale z drugiej strony jak przypomniałam sobie jak mnie traktowała w dzieciństwie to jej obraz całkowicie się zmienił.
Stałam jak wrośnięta w ziemię nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa, ani wykonać choćby kroku. Patrzyłam jak moja ciotka rozpada się na drobne kawałki na moich oczach.
Ona ma raka, tak samo jak Louis. Louis też miał raka, ale wyszedł z tego, bo miał do kogo wrócić - do mnie. A ciotka?
- Ciociu nie płacz, wszystko będzie dobrze. - w końcu mój mózg wysłał polecenie do moich kończyn, które wykonały jakiś konkretny ruch.
Podeszłam bliżej niej, odciągnęłam dłonie od twarzy i bardzo mocno ją przytuliłam do siebie.
Objęła mnie swoimi rękami w pasie i płakała.
- Załatwimy dobrego lekarza, klinikę, operację, wszystko. Damy radę. - uśmiechnęłam się przez łzy. Ja też płakałam.
Ciotka była jaka była, ale widzę że się zmieniła. Stara się być lepszą osobą, dla siebie, dla innych, bo nie wie ile jej czasu zostało i nie jest w stanie naprawić wszystkiego co zniszczyła. Nie powinniśmy rozpamiętywać i żyć przeszłością, powinniśmy skupić się na teraźniejszości i żyć tym co przyniesie przyszłość.
- Ale ja nie mam na tyle pieniędzy Em. - przyznała pociągając nosem.
- Spokojnie jakoś to załatwimy. - powiedziałam, aby ją uspokoić choć wcale nie byłam tego taka pewna. Chciałam jej powiedzieć, że wyjdzie z tego, że jej pomogę, że jeszcze będzie zdrowa, ale nie wiedziałam czy aby tak na pewno będzie. Wierzyłam, że tak.
- Dziękuje ci Emmo. - wyszeptała. - I przepraszam za wszystko.
- Nie ma za co ciociu. Jesteśmy w końcu rodziną, a rodzina powinna sobie pomagać i dawać wsparcie.
Zaprowadziłam ją do domu, gdzie w końcu mogła się położyć i odpocząć. Na szczęście do domu przyszedł Ron. Trochę pogadaliśmy, wyjaśniliśmy sobie wszystko, przebaczyliśmy a to całe szczęście. Wytłumaczył mi, że ciocia leczyła się u jakiegoś lekarza, ale on nie dał jej szans na przeżycie choćby jednego miesiąca. Dlatego ciotka wkurzyła się i zrezygnowała z niego.
Obiecałam jej, że zadzwonimy z Louisem do jego lekarza i w najbliższych dniach dam znać czy coś załatwiłam. Zapewniłam, że nie zostawię jej samej z tym wszystkim.
Ze spuszczona głową wyszłam z mojego starego domu i ruszyłam w stronę samochodu Louisa.
Wsiadłam na siedzenie pasażera. Louis rozmawiał z kimś przez telefon. Domyśliłam się, że to Liam bo na końcu wypowiedział jego imię.
Rozłączył się i wsadził telefon do kieszeni spodni. Zauważył, że byłam smutna. Ścisnął moje kolano i odwrócił głowę w moją stronę.
- Em co się stało? - zapytał patrząc mi prosto  w oczy.
Chwyciłam jego dłoń i splotłam nasze palce razem.
- Ciocia ma raka. - szepnęłam podnosząc pełne łez oczy i patrząc na niego.
- Och Em. - jęknął tylko i przysunął mnie bliżej siebie tuląc mocno do swej piersi.
- Tak bardzo mi przykro. - powiedział, gdy moczyłam mu koszulę.
- Ty też miałeś raka, ciotka ma raka, kto jeszcze będzie miał raka? Louis dlaczego wszystko się psuje? Pogodziłam się z nią dopiero wtedy, gdy powiedziała mi o tym że jest chora.
- Nie wiem co mam ci odpowiedzieć na to pytanie. Mogę pogadać z moim lekarzem i umówić ją na wizytę. Ale reszta zależy od niej, od jej siły woli, od chęci do walki. To wszystko to ona i tylko ona może zrobić. Ty czy ja nie mamy na to wpływu. Możemy ją wspierać, dawać poczucie że jesteśmy z nią i że nie została z tym sama, ale to do niej należy reszta Em. Ja pokonałem zabójcę, bo wiedziałem że mam dla kogo to zrobić, a czy ona wie że ma dla kogo żyć? - zapytał. Pomyślałam chwilę zanim odpowiedziałam.
- Oczywiście. Oczywiście, że ma dla kogo żyć. Dla mnie! - byłam pewna tego co mówiłam, byłam pewna że jestem razem z nią i zapewniłam ją przed chwilą o tym. Jestem pewna, że przejdzie przez to ze mną przy swoim boku.
- I takie podejście mi się podoba. - powiedział Louis całując mnie w skroń i odsuwając się ode mnie.
Pomógł mi zapiąć pasy, bo byłam tak roztrzęsiona że nie dałam rady zrobić tego sama.
Opalił samochód i odjechaliśmy. Popatrzyłam jeszcze za siebie, wiedziałam ze tam jeszcze wrócę. Prędzej czy później.
- Liam dzwonił i zaprosił nas do siebie dzisiaj. - Louis odezwał się, gdy dojeżdżaliśmy do Londynu. Chyba mi się na chwilę przysnęło, bo kompletnie nie pamiętam nic i jak dojechaliśmy. Zrobiło się już ciemno i nie wiedziałam dokładnie gdzie się znajdujemy i ile nam jeszcze pozostało drogi do domu.
- Wolałabym się położyć, ale ty możesz jechać. - powiedziałam.
- Nie, nie chcę iść sam. zostanę z tobą w domu, bo widzę że nie najlepiej wyglądasz. - zauważył.
- A Liam nie będzie zły? - zapytałam opierając głowę o zimną szybę i zamykając na chwilę oczy.
- Pieprzyć Liama, ty jesteś ważniejsza. - odpowiedział szczerze. Zaśmiałam się cicho z doboru jego słów.
- To co będziemy robić? - zapytał po chwili.
- Spać. - odpowiedziałam to co przyszło mi pierwsze na myśl.
- Serio Em? - zmarszczył brwi. - Myślałem, że pooglądamy jakiś film, albo pogadamy. - burknął.
- A o czym chciałbyś rozmawiać kochany?
- O tym jak urządzimy nasz dom. - uśmiechnął się pod nosem. Całkiem o tym zapomniałam.
- Dobry pomysł, ale do tego potrzeba trzeźwego myślenia i dobrego humoru, a ja niestety nie posiadam dziś ani tego pierwszego, ani tego drugiego. Przepraszam. - przeprosiłam.
- Rozumiem, nie musisz się tym przejmować. Pogadamy na ten temat kiedy indziej. - zapewnił mnie. Widziałam, że nie był na mnie zły za to. rozumiał co teraz przeżywam i jak się z tym wszystkim czuję. Sam wiedział jaki człowiek ma humor, gdy wie że może umrzeć.
- Dziękuje. - odpowiedziałam. Louis zaparkował pod blokiem. Wysiadałam z samochodu ledwo stojąc na nogach. Dobrze, że Louis wziął mnie w swoje objęcia, bo inaczej jestem pewna żebym się przewróciła.
Po kilku minutach znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, Louis zaprowadził mnie do sypialni i pomógł przebrać się w pidżamę. Położył mnie do łózka, a sam przebrał się w dresy i poszedł zrobić nam coś do jedzenia. W między czasie włączył też film na laptopie i z tacką z jedzeniem i napojami wrócił do mnie do łóżka.
Niby dopiero dochodziła dziewiętnasta, a ja czułam jakby była już północ, bo byłam całkowicie padnięta i ledwo co widziałam na oczy, ale postanowiłam chociaż chwilę pooglądać ten film z Louisem, aby nie zrobiło mu się przykro.
Chłopak położył się obok mnie i przyciągnął do siebie. Zjedliśmy wcześniej, aby nie przeszkadzać sobie podczas seansu.
Zgasiliśmy lampki nocne, aby nam się lepiej oglądało.
Louis przytulił mnie do siebie, położyłam mu głowę na klatce ramieniu, a laptop leżał na jego kolanach.
Cieszyłam się chwilą, tą akurat malutką chwilą gdzie mogłam być obok niego i czuć że leży obok mnie i jestem bezpieczna.
Gdy już prawie zasypiałam zadzwonił telefon Louisa. Zdziwiłam się kto to może dzwonić o tej porze do niego, ale chłopak odebrał.
Wstał ostrożnie z łóżka i przeszedł na korytarz. Udawałam, że śpię ale tak naprawdę to podsłuchiwałam. Nie miałam pojęcia kto to dzwoni, Louis nie wypowiedział żadnego imienia, albo chociażby nazwiska.
Ale gdy wrócił do pokoju wiedziałam, że coś jest na rzeczy bo wyraz jego twarzy mówił wszystko.
Położył się obok mnie i włączył film dalej.
- Kto to dzwonił? - zapytałam przecierając oczy.
Popatrzył na mnie smutny.
- Moja mama. - odpowiedział tylko, a całe powietrze wyparowało z moich płuc.
- Chce się z nami spotkać i porozmawiać o jakiejś bardzo ważnej sprawie. - dodał po chwili.
- Z nami? - zapytałam.
- Z tobą i ze mną Em. Podobno to coś ważnego.
- Nie wierzę. - szepnęłam.
- Ja też. - odpowiedział przytulając mnie do siebie bardzo mocno i całując w skroń.
Widzę, że z dnia na dzień nasze życie staje się coraz bardziej ciekawe. Aż boję się pomyśleć co przyniesie jutro.

________________________________________________________________________________
Witajcie w ten sobotni, mroźny wieczór :)
Dawno nic tutaj nie pisałam. Nawet nie wiecie jak się czułam, gdy wczoraj zaraz po przyjściu do domu włączyłam komputer i zaczęłam pisać. Jeju jakie to było niesamowite uczucie. Po całym tygodniu nie pisania nic zasiąść i wystukać do komputera kilka słów :)
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca tego opowiadania. Jeszcze kilka rozdziałów i zamykam to ff :)
Fajnie by było jakby więcej osób skomentowało, bo jest Was mnóstwo.
Cieszę się z każdego komentarza, nawet tych dwóch słów, bo wiem że jesteście tutaj ze mną i czytacie.
Dzięki za wszystko za wszystkie wejścia, motywujące słowa i podnoszenie mnie na duchu.
DZIĘKUJĘ!

6 komentarzy:

  1. Jesteś najlepsza ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejciu jak ja sie ciesze, że miedzy Emma a Louisem wszystko sie ułożyło i jeszcze ich zaręczyny!!! Normalnie banana na twarzy Miałam jak to przeczytałam! Cudowne ❤ mam nadzieje, że bedzie to happy end.
    Pozdrawiam i całuję xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Emma jak sie rozpedzila podczas tej rozmowy z ciocia :( oczywiscie szkoda jej cioci bardzo :( ale plus ze sa w zgodzie :3 Zastanawiam sie co waznego ma Louisa mama im do powiedzenia !!
    Czasu zycze :) Rozdział jak zawsze CUDOWNY ! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział ciekawy i emocjonalny :D
    Moze w nowym urozmaicisz i dodasz scenki z nuta erotyki itp.?

    xxanom

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczaczki!!! Mega rozdział. Akcja i emocje OMG! Mam taki brak słów w mej głowie, że pojęcia ni mam jak dam radę na polskim. Yyyuuuimmmmmeeee to może… kurcze nic powiedzieć o akcji nie moge!
    Ty się tak produkujesz a ja słówdobrać nie mogę. Rozdział mi się podobał. Bardzo. Super. Świetny. Koooocham :)
    Ola

    OdpowiedzUsuń